Żywot świętego Aleksego

 

––––––––

 

Święty Aleksy urodził się w Rzymie w IV wieku po Narodzeniu Chrystusa Pana, za panowania cesarza Walentyniana I. Był on synem Eufemiana, senatora, i Aglaidy, również znakomitego rodu niewiasty. Cnotliwe życie tych dwojga małżonków więcej im przyniosło zaszczytu, większym otoczyło ich blaskiem, aniżeli niezmierne bogactwa, które posiadali. Nie było cierpiącego, któremu by Eufemian i Aglaida odmówili pomocy; co dzień karmili po 300-400 takich, co się wstydzili żebrać; słowem, na wspieranie ubogich obracali wszystkie swoje dochody, a czynili to tym łatwiej i chętniej, że długi czas nie mieli potomstwa.

 

Nareszcie niebo obdarzyło ich synem, co było uważane jako skutek ich pobożnych modłów i uczynków miłosiernych.

 

Przyjście na świat Aleksego sprawiło wielką radość całej rodzinie. Wychowywał się on pod okiem swoich rodziców, którzy własnym przykładem, zarówno jak nauczaniem, zaszczepili w sercu syna zasady cnót wszelakich. Czyniąc zaś postępy w naukach, Aleksy rozczytywał się w żywotach świętych i coraz większego wstrętu nabierał do świata. To spowodowało rodziców, że postanowili co prędzej ożenić go. Osoba, wybrana mu na żonę, tyle posiadała zalet, iż zdawało się, że ją Opatrzność sama przeznaczyła dla uszczęśliwienia tej szlachetnej i zacnej rodziny.

 

Atoli i węzły małżeńskie nie zmniejszyły w Aleksym żądzy, aby żyć jedynie dla Boga i kochać Go bez podziału. Toteż postanowił zerwać i porzucić wszystko, co go łączyło ze światem. Dla doprowadzenia tego zamiaru do skutku widział jeden tylko sposób, mianowicie ucieczkę, a Bóg, który go natchnął tą myślą, przyszedł mu z pomocą. Oto wieczorem, w sam dzień ślubu, kiedy w całym domu Eufemiana przygotowywano się do tej uroczystości rodzinnej, kiedy radość uszczęśliwionych rodziców dzieliło całe miasto – Aleksy wręczył swojej żonie pierścionek i pas wielkiej wartości, prosząc ją, aby przyjęła ten podarunek w dowód serdecznej przyjaźni, a potem, nic nie powiedziawszy o swych zamiarach, niepostrzeżenie wyszedł z domu, udając się do przystani, i znalazłszy tam okręt gotowy do drogi, popłynął na nim do Laodycei, starożytnego miasta Azji.

 

Ucieczka wkrótce stała się wiadomą. Powstał płacz i zamieszanie w domu, szukano go wszędzie, rozesłano gońców w różne strony – ale wszystko na próżno; Aleksego nie było już w Rzymie.

 

Przybywszy jednak do Laodycei, lękał się być poznanym; dlatego przeszedł do Mezopotamii i postanowił zatrzymać się w Edessie, jako w miejscu dla siebie najbezpieczniejszym, gdzie mógł pędzić żywot w ukryciu i w największym ubóstwie. Wszystko co miał przy sobie, rozdał ubogim, a siebie samego polecił Boskiej Opatrzności.

 

Jako przybysza w ubogim odzieniu i ze skromną postawą, którą przybrał, Aleksego często spotykały zniewagi i pogarda: miano go za włóczęgę i stąd niechętnie dawano mu jałmużnę, dzieci z niego się naigrawały, ludzie dorośli krzywdzili go i znieważali, a jednak wszystko to nie tylko go nie smuciło, lecz napełniało serce jego radością, że mógł cierpieć za przykładem Chrystusa Pana. Szczególna pobożność do Matki Boskiej natchnęła Aleksego myślą wybrania sobie za schronienie kościół pod wezwaniem Najświętszej Panny, i tam u drzwi stał po kilka godzin dziennie, prosząc o jałmużnę, reszty zaś dnia spędzał na modlitwie. Kruchta, czyli przedsionek kościelny, jedynym był jego schronieniem dla wypoczynku nocnego, którego używał przez kilka zaledwie godzin na gołej ziemi.

 

Życie, które prowadził Aleksy, było tak sprzeczne z jego pierwotnym otoczeniem i wychowaniem, że zmieniło go do niepoznania. Z tego powodu, gdy niektórzy ze sług Eufemiana, dowiedziawszy się, że jakiś młodzieniec odpłynął do Laodycei, puścili się za nim w pogoń, przybyli aż do Edessy i nawet dawali jałmużnę Aleksemu, poznać go jednak nie mogli, chociaż nasz święty ich poznał.

 

Tak niezwykłe cnoty Aleksego nie pozostały długo w ukryciu; pomimo bowiem wszelkich starań z jego strony, aby siebie zmieszać z tym, co było najpospolitszego, świętość sługi Bożego coraz bardziej wychodziła na jaw, jakby się przedzierając przez jego łachmany i skromną postać żebraka. Zaczęli ludzie opowiadać, że ten cudzoziemiec, co od lat wielu staje w kruchcie kościelnej i żyje z jałmużny, nie był takim, jakim się być zdawał. Każdy miał coś szczególnego do powiedzenia o nim: jedni podnosili jego skromność i łagodność, drudzy – skupienie ducha i pobożność, a inni – pokorę i cierpliwość. Ta sława, ten hołd jego cnocie, zaczęły go nadzwyczaj niepokoić, lecz nic bardziej nie przyczyniło się do jego cierpień, jak cudowne świadectwo, jakim podobało się Panu Bogu wsławić cnotę jego. Oto zakrystian kościoła, patrząc z uwielbieniem na Aleksego, usłyszał głos z obrazu Matki Boskiej, który był zawieszony nade drzwiami świątyni: "Ten ubogi jest wielkim sługą Bożym i ma wielkie zachowanie przed tronem Najwyższego za swą pobożność". Dowiedziawszy się o tym, jakiś kapłan ofiarował Aleksemu schronienie w swym domu i przyrzekł pamiętać o wszystkich jego potrzebach. Atoli sługa Boży, zamiast skorzystać z tych względów, począł raczej myśleć o opuszczeniu tej miejscowości, zwłaszcza, że wkrótce potem Pan Bóg objawił powtórnie jego świętość.

 

Pewnego dnia odźwierny zastał drzwi kościelne zamknięte i usłyszał następujące słowa z tegoż obrazu Matki Boskiej: "Otwórz drzwi, niech wejdzie mąż Boży, którego modlitwy tak łaskawie są przyjmowane w niebie". Wieść o tym cudownym objawieniu rozeszła się po mieście, i tym razem nasz święty postanowił opuścić Edessę niezwłocznie. Udał się więc w stronę morza, na pierwszy lepszy okręt, który stał pod żaglami i, oczekując chwili odjazdu, polecał siebie Boskiej Opatrzności. Kapitan i cała załoga chcieli płynąć do Laodycei, a nasz święty zamierzał stamtąd dostać się do Tarsu: tymczasem powstała straszna burza, skierowała ich okręt do Włoch, do portu rzymskiego. Święty Aleksy pomyślał wtedy, że Bóg prawdopodobnie dlatego przyprowadził go do kraju ojczystego, aby jego zwycięstwo nad sobą samym było większe jeszcze, niż dotąd.

 

Wysiadłszy tedy w porcie, udał się do Rzymu, a Bóg, chcąc widocznie dać wiernym przykład najdoskonalszego zaparcia się i okazać im namacalne świadectwo skuteczności łaski, sprawił, że Aleksy postanowił udać się do domu swego ojca, wiedząc, z jaką miłością bywają tam przyjmowani ubodzy. Stanął tedy przed Eufemianem, który właśnie w tej chwili wracał z senatu, i przemówił do niego tymi słowami: "Panie! zlituj się nad ubogim w Chrystusie, który się do łaski twej zwraca, i daj mu schronienie w jakimkolwiek kącie twego pałacu. Bóg nie zostawi bez nagrody takiego miłosierdzia". Wzruszony do łez widokiem nędzarza i jego prośbą, Eufemian kazał słudze przytulić go w swym domu i o potrzebach jego pamiętać. Sługa, przyjmując to rozporządzenie, jako nowy ciężar dla siebie, złośliwym okiem spoglądał na Aleksego i, mszcząc się na ubogim żebraku, zaprowadził go do szczupłej i bardzo ciemnej izby. Zresztą, nie tylko ten sługa, lecz i cała służba senatorska okazała się dlań przeciwną, pospolicie miano go za zbiegłego niewolnika; na pokarm dawano mu to tylko, co zostawało od stołu, a każdą posługę zaprawiano przekleństwem; w ogóle nie było krzywdy lub zniewagi, której by mu nie wyświadczono. Nawet słodycz jego charakteru i nienaruszoną cierpliwość poczytano za złe – na karb jego głupoty. Atoli święty, im bardziej był poniewierany, tym więcej czuł się szczęśliwy w swym położeniu: owszem, jakby mu było za mało, co od służby cierpiał, jeszcze sam sobie naznaczał różnego rodzaju umartwienia. Ustawicznie pościł, sypiał na gołej ziemi; modlitwa była jedynym jego zajęciem; wychodził tylko do kościoła; często przystępował do stołu Pańskiego, a łzy, które wylewał bezustannie, świadczyły o usposobieniu pokutniczym, w jakim ciągle zostawał.

 

W szeregu licznych prób i umartwień, które święty Aleksy miał do przeniesienia, nic go tak boleśnie nie dotykało, jak widok niepocieszonych niczym rodziców i własnej żony, która imię Aleksego miała zawsze na myśli. Te drogie jego sercu istoty stały mu wciąż przed oczyma i wywoływały naturalne uczucie miłości i rozrzewnienia. Bywały chwile strasznej walki, lecz za pomocą łaski Boskiej i pod opieką Matki Najświętszej, sługa Boży wychodził z nich zawsze zwycięsko, pragnąc żyć jedynie dla Stwórcy i kochać Go bez podziału. Na koniec, po 17 latach tej walki, zbliżyła się chwila, w której Najwyższy Stwórca nagrodził wierność sługi swego: Bóg objawił mu dzień i godzinę śmierci jego i nakazał przy tym opisać szczegółowo swój żywot, z którym tak starannie ukrywał się przed ludźmi, tudzież wszystkie cuda i łaski, których kiedykolwiek doznawał. Posłuszny tedy głosowi Nieba, święty Aleksy skreślił na pergaminie szczegóły swego życia: wymienił imię swoje, swoich rodziców, podarki ofiarowane swojej małżonce, dzień ślubu, oraz wszystkie szczegóły swego dzieciństwa i wychowania – poczym papier złożył, resztę czasu spędził na modlitwie, i pełen zasług spokojnie zasnął w Panu.

 

W pałacu nikt tego nie zauważył, sam zaś Eufemian był wtedy w kościele Św. Piotra na Mszy świętej, którą odprawiał Papież Innocenty I w obecności cesarza Honoriusza. Wtem, podczas nabożeństwa, dał się słyszeć głos cudowny, który obwieszczał, że w tej chwili zakończył życie pewien sługa Boży, i że to się stało w domu Eufemiana – senatora. Zdziwienie było ogólne, a najwięcej zdumiony był sam Eufemian, który, zbliżywszy się do cesarza, rzekł: "Panie! jeżeli to, cośmy słyszeli, okaże się prawdą, to tym świętym jest niezawodnie biedny cudzoziemiec, którego tulę w swym domu już od lat kilku".

 

Po Mszy świętej, Papież, cesarz i wszyscy obecni udali się do domu Eufemiana, i wszedłszy tam do ubogiego schronienia męża Bożego, znaleźli wszystko tak, jak było objawiono. Młodzieniec święty leżał na ziemi i żadnego już znaku życia nie dawał. Wszystkimi obecnymi owładnęły uczucia czci i uszanowania. Niebawem zauważono pergamin w ściśnionej dłoni umarłego. Senator chciał go wziąć i przeczytać, lecz okazało się to niemożliwe. Wówczas na rozkaz Papieża wszyscy uklękli i zaczęli się modlić; po kilku pacierzach sam Ojciec Święty wziął ów papier bez wysiłku i dał Ecjuszowi, kanclerzowi Kościoła Rzymskiego, ażeby go na głos przeczytał. I oto okazało się, że tym umarłym cudzoziemcem był Aleksy, syn Eufemiana! Co się tam wtedy działo, trudno opisać. Ojciec rzucił się na ciało syna i oblewał je łzami; gdy zaś usiłowano podnieść czcigodnego starca, nadeszły matka i żona świętego i padły na kolana. Zdumienie, boleść i uwielbienie malowało się na twarzach całej rodziny. Był to widok nad wszelki wyraz rzewny. Natychmiast rozeszła się o tym wiadomość po całym mieście i niezliczone tłumy ludzi zbiegły się do domu Eufemiana; każdy pragnął ucałować zwłoki świętego, lub przynajmniej w spojrzeniu na niego znaleźć dla siebie pociechę. Cuda, jakich tu wkrótce doznano, nadały jeszcze więcej rozgłosu świętemu. Ścisk stał się tak wielki, że trudno było przystąpić do ciała zmarłego. Gwoli rozproszenia tłumów, zaczęto na wsze strony rzucać pieniądze, lecz i to nie pomogło; ledwie z pomocą wojska udało się przenieść zwłoki do kościoła.

 

Sam Ojciec Święty i cesarz towarzyszyli żałobnemu orszakowi, a za nimi postępował cały senat. Pogrzeb świętego był tak wspaniały, jakiego Rzym chyba dawniej nie widział. Święte zwłoki złożone zostały najpierw w kościele Świętego Piotra, aby wierni mogli je tam nawiedzać, a potem przeniesiono je do kościoła Św. Bonifacego. Ojciec, matka i żona spędzili siedem dni u trumny świętego. Wzniesiono mu bogaty i okazały grobowiec, który wkrótce, za łaską Boga, zabłysnął licznymi cudami. Dom zaś Eufemiana, który był znaleziony w 1216 r. na pagórku Awentyńskim w Rzymie, został później przerobiony na kościół pod wezwaniem Świętego Aleksego. Jeszcze dotąd pokazują kilka stopni tych schodów, pod którymi ten święty przebywał.

 

–––––––––––

 

 

Krótki zarys dziejów kościółka zbudowanego na cmentarzu katolickim w miasteczku Iwieńcu gubernji Mińskiej. Skład wydawnictwa u proboszcza Iwienieckiego. 1909. Czcionkami "Kraju". Odbito w drukarni K. Piętkowskiego (W. Podjaczeska 22). (1)

 

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

Przypisy:

(1) Por. 1) Ks. Julian Antoni Łukaszkiewicz, Żywoty Świętych, z dodatkiem rozmyślań, modłów i rycin.

 

2) Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień przez cały rok.

 

3) Ks. Piotr Pękalski, Żywoty Świętych Patronów polskich.

 

4) Ks. Dr Franciszek Trochu, Proboszcz z Ars. Święty Jan Maria Vianney (1786 – 1859). Na podstawie aktów procesu kanonizacyjnego i niewydanych dokumentów.

 

5) Ks. Alfons Rodriguez SI, O doskonałości chrześcijańskiej.

 

6) O. Jan Tauler OP, Ustawy duchowe. Dzieło z XIV wieku.

 

(Przypisy od red. Ultra montes).

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIII, Kraków 2013

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: