Małżeństwa mieszane

 

KS. KAZIMIERZ NASKRĘCKI

 

 

"Małżeństwy się z narodami złączać nie będziesz".

(5 Mojż. 7, 3).

 

Sąsiadami Polaków są z jednej strony Rosjanie, a z drugiej – Niemcy. Ale podczas gdy Polacy prawie wszyscy należą do prawdziwego Katolickiego Kościoła, to Niemcy, ci właśnie co są Polski najbliżej, trzymają się uporczywie błędów luterskich, Rosjanie zaś (wyjąwszy nieliczne jednostki) pogrążeni są od 8-miu wieków w schizmie Focjusza. To sąsiadowanie z heretykami i schizmatykami jest powodem, że niejednego Polaka i niejedną Polkę bierze nieraz pokusa wstąpić w związki małżeńskie z osobą, ochrzczoną wprawdzie, lecz nie należącą do Katolickiego Kościoła.

 

Prawda, że małżeństwa między katolikami a chrześcijanami innowiercami w zasadzie są możliwe, bo Kościół, aby zapobiec większym nieszczęściom, udziela na nie dyspensy, ale pamiętajmy, że takie mieszane małżeństwa zostają zawsze niepożądanymi, gdyż pomimo stawianych przez Kościół warunków, mieszczą one w sobie wiele niebezpieczeństw.

 

Zastanówmy się nad tym bliżej.

 

I.

 

Pierwszy warunek, pod którym Kościół pozwala na zawarcie małżeństwa mieszanego, jest ten, by ślub się odbył tylko wobec kapłana katolickiego. Jest to konieczne, nie tylko dla godziwości, lecz i dla ważności Sakramentu, gdyż obecne kościelne prawo głosi, iż małżeństwo zawarte w protestanckiej kirsze lub schizmatyckiej cerkwi dla katolika jest nieważne; branie zaś drugiego niekatolickiego ślubu, jako uczestniczenie w religijnych czynnościach heretyków, byłoby ciężkim grzechem przeciwko wierze.

 

Jednak, choćby strona niekatolicka zgodziła się na ślub w kościele katolickim, mimo to godności Małżeństwa nie przestaje grozić niebezpieczeństwo.

 

a) Bo najpierw Małżeństwo jest Sakramentem, który należy przyjmować w stanie łaski; dlatego to narzeczeni, zanim przystąpią do ołtarza, by się związać z sobą na zawsze, wpierw, klękają wspólnie przed trybunałem miłosierdzia Bożego, by się oczyścić w św. spowiedzi, wspólnie też idą potem do Komunii św., by się pokrzepić "anielskim Chlebem". Tymczasem w małżeństwie mieszanym tego nie ma. Tylko strona katolicka gotuje się do ślubu przez spowiedź i Komunię św.; strona innowiercza, nic zazwyczaj w tym celu nie czyni; a gdy już oblubieńcy przyklękną na kobiercu ślubnym, jedna strona będzie przeświadczoną, że przyjmuje Sakrament wielkiej wagi, – druga będzie to może uważała za prostą tylko ceremonię. A czyż to nie będzie zniewagą dla świętości Sakramentu?

 

b) Ale chrześcijańskie Małżeństwo ma być obrazem doskonałej jedności Chrystusa z Kościołem, i dlatego między małżonkami winna panować wielka jedność; chociaż Bóg nakazuje bardzo kochać rodziców, to jednak dla tej jedności małżeńskiej nakazuje opuścić ojca i matkę (Mt. 19, 5). Prawda że małżeństwa mieszane, poniekąd wykazują tę jedność, bo oboje małżonkowie są Chrztem Chrystusa ochrzczeni, ale różnica ich religijnych przekonań tę jedność niezmiernie osłabia.

 

Nic bardziej ludzi nie wiąże, jak jedność myśli, uczuć i dążeń; ze wszystkich zaś przedmiotów, nad którymi umysł ludzki się zastanawia, najważniejszymi są kwestie religijne; one zarazem najbardziej mogą poruszyć serce ludzkie; z konieczności też są one główną osią i sprężyną wszystkich czynów naszych. Jeżeli zatem małżonkowie różnią się w przekonaniach religijnych, wówczas brakuje im najgłówniejszej podstawy, na której się buduje jedność prawdziwa.

 

c) Wreszcie, ze względu na sam węzeł małżeński osoba katolicka, gdy zawiera ślub z osobą niekatolicką, z powodu różnicy wyznania, nie ma równych praw, a to się sprzeciwia istocie małżeństwa.

 

Chrystus w dobitnych wyrazach wypowiedział, że małżeństwo chrześcijańskie ma być nierozerwalnym: "Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza" (Mk 10, 9). Każdy katolik wie o tym dobrze, że aż do śmierci wiąże go obrączka ślubna; tymczasem innowiercy odrzucają ten artykuł wiary św.; i nieraz widzieliśmy smutne wypadki, że strona innowiercza, postarawszy się u swojej władzy o rozwód, wstępuje w nowe związki. Niech tylko w małżeństwie mieszanym powstają jakie spory, wówczas wiara osoby innowierczej, nie będzie jej hamulcem, lecz raczej pobudką do rozwodu, a wtedy strona katolicka nie będzie wiedziała, co począć. A podobne wypadki liczą się nie na dziesiątki, nie na setki, lecz na tysiące.

 

A więc, choćby ślub był brany w kościele Katolickim, świętość Sakramentu w małżeństwach mieszanych pozostaje w wielkim niebezpieczeństwie!

 

II.

 

A teraz przejdźmy do drugiego warunku, który musi być zachowany przy zawieraniu mieszanego małżeństwa. Oto Kościół wówczas udziela na nie dyspensy, gdy strona niekatolicka przyrzeknie, że nie będzie w niczym przeszkadzała stronie katolickiej w spełnianiu obowiązków religijnych, a katolicka strona ma postanowienie dokładać wszelkich starań, aby tamtą stronę nawrócić do prawdziwej wiary.

 

I to żądanie Kościoła jest najzupełniej słuszne. Wszak wiara dla człowieka wierzącego, to skarb najdroższy, ona go uszczęśliwia docześnie i wiecznie. Stąd w małżeństwie mieszanym, strona katolicka będąca w posiadaniu prawdziwej wiary, nie tylko winna ją w sobie utrzymywać i wzmacniać przez jej ścisłe praktykowanie, ale miłując szczerze swego współmałżonka, nie może być obojętną na to, że osoba przezeń ukochana fałszywą wyznaje wiarę, która w końcu może do zguby ją doprowadzić.

 

Tymczasem, zazwyczaj, mimo danej obietnicy, nie katolik nawraca innowiercę, lecz innowierca odwraca katolika.

 

O mężczyznach nie ma tu co i mówić; rzadkim wyjątkiem jest taki mąż katolicki, który, wziąwszy za żonę – heretyczkę, nie tylko w wierze nie słabnie, lecz jeszcze swą towarzyszkę dla prawdziwej wiary zdobywa; mężczyźni bowiem na ogół są mniej od kobiet gorliwi w rzeczach religii; i gdy nie mają żadnej od najbliższego otoczenia zachęty, łatwo całkiem obojętnieją w wierze.

 

Ale i z kobietami mało co lepiej się dzieje. Przypuśćmy, że żona katoliczka cieszyć się będzie największą swobodą w wypełnieniu obowiązków religijnych, – to mimo to, różnica wyznaniowa między nią a mężem będzie zawsze dla niej, dla jej katolickiego życia pewnym rodzajem hamulca. Jeżeli nie ze względu na swego męża, to może ze względu na jego rodzinę, czuć się będzie krępowaną, i lękać się będzie wyznawać otwarcie, wszędzie i zawsze, wiarę św. Będzie tedy w siebie wmawiała, że sama delikatność nakazuje milczenie w rzeczach religijnych, aby nie drażnić świętych uczuć drogiej osoby; i będzie się mówiło o powietrzu, o modach, o sztuce, zgoła o wszystkim prócz o tym, co powinno być treścią naszego życia, o religii.

 

A jeżeli czasem, bez chęci obrazy, tylko z prostej ciekawości potrąci mąż o kwestię religijną, i powie swe zdanie, że w niektórych punktach Kościół nie ma słuszności, – cóż wówczas uczyni żona katoliczka? Oto najczęściej nie potrafi dać rzeczowej odpowiedzi, więc zamilknie; a zwolna da się przekonać, że zarzuty, jakie usłyszała z ust męża, mają poniekąd słuszność, i ani się spostrzeże, jak pocznie obojętnieć dla wiary i Kościoła.

 

Ale sama nawet miłość do małżonka-heretyka może wywrzeć ujemny wpływ na wiarę żony katoliczki. Któż tego nie wie, że im więcej kogo kochamy, tym łatwiej przejmujemy jego zdanie, i idziemy za nim na oślep. Komuż nie znana potęga przyzwyczajenia; zwolna można nawyknąć do sposobu myślenia drogiej osoby, i przejąć się jej zasadami. Zwłaszcza, gdy mąż innowierca jest dobrym, szlachetnym człowiekiem, a przy tym może jeszcze gorliwym w swej błędnej wierze, wówczas może łatwo powstać w żonie katoliczce pokusa zapoznania różnicy między prawdą i błędem, i uważania wszystkich religij za równie dobre, – a wtedy zostaje już krok mały do zupełnej utraty wiary.

 

Jak jabłko zdrowe nie wydobywa zgnilizny z jabłka zepsutego, lecz raczej leżąc przy nim, od niego zaraża się samo, – podobnież się dzieje w mieszanym małżeństwie: zazwyczaj strona katolicka nie tylko nie nawraca innowiercę, lecz jeszcze sama ponosi wielkie pod względem wiary straty. Statystyka podaje rokrocznie poważne liczby tak katolików jak katoliczek, którzy w małżeństwie mieszanym stali się zdrajcami najświętszej sprawy – wiary swojej.

 

III.

 

Na koniec, ostatni warunek, pod jakim Kościół może pozwolić na małżeństwo mieszane, jest ten, żeby wszystkie z takiego małżeństwa dzieci były po katolicku wychowane. I nie może być inaczej! Wszak najwyższym celem chrześcijańskiego małżeństwa jest zaludnianie nieba wybranymi, a więc wychowanie takich przyszłych pokoleń, które by były zdolne osiągnąć wiekuiste zbawienie. A ponieważ drogą do zbawienia wiodącą jest objawiona przez Chrystusa nauka, którą w całości przechowuje tylko katolicki Kościół, stąd osoba katolicka nie inaczej może się zgodzić na związek małżeński z heretycką osobą, jak tylko wówczas, gdy potomstwu zostanie zapewnione katolickie wychowanie.

 

Ale z bólem serca trzeba powiedzieć, że nie zawsze ten warunek bywa potem w małżeństwie mieszanym dotrzymywany, a choćby go małżonkowie dotrzymywali, to zawsze dzieciom z takiego małżeństwa zagraża wielkie pod względem religijnym niebezpieczeństwo.

 

a) Bo czyż nie znamy takich wypadków, że strona katolicka po pewnym czasie ustępuje prośbom drugiej strony i zezwala, by dzieci w błędach heretyckich się chowały; a przez to ileż to dusz wydziera się Kościołowi i wystawia się na niebezpieczeństwo zguby wiecznej! Przypuszczając, że każde małżeństwo ma po czworo dzieci, już w 10-tym pokoleniu od jednej pary będzie więcej niż milion osób! A ile ich będzie do końca świata?! Statystyka wykazuje, że rokrocznie Kościół traci przez małżeństwa mieszane przeszło 100 tys. dzieci!

 

Jakiejże strasznej zbrodni dopuszcza się taki katolik lub katoliczka, która wstąpiwszy w małżeński związek z innowierczą osobą, potem zezwala na wychowanie dziecka w fałszywej wierze! Jest to zasiewanie strasznego nasienia herezji, które rozmnażać się będzie do końca świata. Jeżeli ciężko będzie odpowiedzieć na Sądzie Bożym za zgubę choćby jednego dziecka, to cóż dopiero, kiedy miliony dusz staną przeciwko temu, z czyjej winy zostały one pozbawione prawdziwej wiary!

 

b) Ale przypuśćmy, że wszystkie dzieci z mieszanego małżeństwa będą wychowywane po katolicku; czy przez to wiara takich dzieci będzie już całkiem zabezpieczona? Bynajmniej!

 

Stałe, niezmienne doświadczenie wszystkich czasów uczy, że gdy w rodzinie albo tylko sam ojciec, bez pomocy matki, albo tylko sama matka, bez pomocy ojca, zajmuje się wychowaniem religijnym dzieci, wtedy to wychowanie prawie nigdy nie jest takim, jak powinno; prawie zawsze zostawia wiele do życzenia; zachodzą w nim nie tylko braki, ale nawet najgrubsze błędy, które prędzej czy później odbiją się ujemnie na dzieciach!

 

Rodzice w oczach dzieci są jakby wyrocznią, kiedy więc dziecko widzi u rodziców dwie wiary, dwojakie nabożeństwo, różne i przeciwne sobie praktyki, cóż ono sobie pomyśli? Cóż matka odpowie dziecku, gdy ono zapyta, czy ojciec ma prawdziwą wiarę? Czy może mu odpowie, że ojca wiara jest fałszywa; albo czy mu każe takimi myślami nie zaprzątać sobie główki?

 

Gdyby to tak łatwo było zabronić dziecku myśleć o tej najważniejszej rzeczy; ale ono właśnie tym więcej o tym myśleć będzie! A patrząc na tę różnorodność pojęć i praktyk religijnych u obojga rodziców, których równą kocha miłością, doznawać będzie strasznego uczucia wątpliwości, co jadem swym weżre się aż do dna jego duszyczki; a tak już w samym zaraniu tłumione w niej będą kiełkujące uczucia religijne!

 

* * *

 

Takie, bracia, smutne następstwa pociągają zazwyczaj za sobą małżeństwa mieszane! Toteż, chociaż nie potępiam tych, co za dyspensą kościelną żyją w małżeństwie mieszanym, wykonywując złożone przez się zobowiązania; że wszystkie dzieci odbiorą wychowanie katolickie, że swoboda będzie w wykonywaniu religijnych obowiązków, i że katolicka strona, budującym życiem wpływać będzie na drugą stronę; ale równocześnie z całą siłą swego przekonania i z całą gorącością swego serca odradzam od wstępowania w takie związki, zawierające tyle niebezpieczeństw dla wiary.

 

Oby tylko te słowa moje nie przebrzmiały bez skutku, i w tych, co jeszcze są wolni, obudziły to postanowienie: nie odważyć się nigdy na małżeństwo mieszane! Bo prawdziwy katolik ma przede wszystkim szukać wiecznego dobra i wiecznej chwały.

 

Amen.

 

–––––––––––

 

 

Ks. Kazimierz Naskręcki, Życie nadprzyrodzone. Krótkie nauki o Sakramentach świętych i modlitwie. Warszawa 1936. Katolickie Towarzystwo Wydawn. "KRONIKA RODZINNA". Podwale 4 (Plac Zamkowy), ss. 307-313. (1)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Pozwolenie Władzy Duchownej:

 

Nihil obstat

 

A. Wyrębowski S. Th. M.

 

Censor

 

Nr. 1623

 

IMPRIMATUR

 

Varsaviae, die 19 Martii 1935 anni.

 

Vicarius Generalis

 

+ St. GALL

 

Notarius

 

Dr. V. Majewski

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypisy:

(1) Por. 1) Ks. Kazimierz Naskręcki, a) Grzechy przeciwko wierze. b) Rozwody. c) Istotny cel małżeństwa. 2) Praca zbiorowa Profesorów Uniwersytetu Lubelskiego, Małżeństwo w świetle nauki katolickiej. 3) Ks. Karol Antoniewicz SI, O przygotowaniu się do stanu małżeńskiego. 4) Ks. Piotr Skarga SI, Przy ślubie małżeńskim namowa kapłańska do oblubieńców. 5) Abp Romuald Jałbrzykowski, U źródeł sakramentalnych łaski i miłości Bożej. (Wydanie pierwsze). 6) Ks. Maciej Sieniatycki, Zarys dogmatyki katolickiej. (Przyp. red. Ultra montes).

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXII, Kraków 2012

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: