Rozwody
Ks. Kazimierz Naskręcki
"Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza" (Mt. 19, 6).
Małżeństwo chrześcijańskie jest zarazem umową i Sakramentem. Jest ono umową, więc przy jego zawarciu, jak przy każdej umowie, aby była ważną, muszą być zachowane pewne warunki; jest też Sakramentem, stąd do Kościoła tylko należy określenie owych warunków, które mają o ważności małżeńskiej umowy stanowić.
Może się zdarzyć, że jakaś para chrześcijańska zawrze między sobą małżeństwo nieważnie, gdyż już przed ślubem istnieje do tego przeszkoda, wówczas, po stwierdzeniu takiego faktu przez Kościół, mniemani małżonkowie, nie tylko mogą się rozejść, ale mają prawo na zawarcie związku z inną osobą, gdyż ich pierwszy związek był tylko pozornym.
Ale, skoro czyjeś małżeństwo zostanie i ważnie zawarte, i przez wspólne pożycie dopełnione, wówczas już przez żadną władzę rozerwane być nie może; w Kościele Chrystusowym rozwodów nie ma.
Że wrogowie religii, o poglądach materialistycznych, występują ostro przeciw nierozwiązalności chrześcijańskiego Małżeństwa, temu się nie dziwmy, ale smutnym jest, gdy katolicy, którzy głoszą się za wierzących, nie rozumieją, dlaczego Kościół na rozwody nie zezwala.
Toteż w nauce obecnej, chcę wam przedstawić, co mówi wiara i rozum w tej sprawie.
I.
1) Gdy Chrystus Pan przyszedł na ziemię, świat ówczesny i w swym prawodawstwie, a jeszcze więcej w swych obyczajach, doszedł do zupełnego rozluźnienia węzłów małżeńskich. W Rzymie, za czasów cesarstwa, prawie każde małżeństwo kończyło się rozwodem; a i u żydów, zbyt szeroko poczęto tłumaczyć Mojżeszowe prawo o rozwodowym liście, i dawano go często dla bardzo błahej przyczyny.
I tylko człowiek, który był Bogiem zarazem mógł stanąć przeciw temu ogólnemu prądowi i ogłosić z całą stanowczością prawo, które się ówczesnemu światu wydawało niemożliwym do wykonania.
Oto, razu pewnego, przyszli do Jezusa faryzeuszowie, kusząc Go, i mówiąc: "Godzili się człowiekowi opuścić żonę swoją dla którejkolwiek przyczyny?". Na to odpowiadając Jezus rzekł im: "Nie czytaliście, iż który stworzył człowieka od początku, mężczyznę i niewiastę stworzył je i rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i złączy się z żoną swoją i będą dwoje w jednym ciele. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza" (Mt. 19, 3-6).
Wówczas faryzeusze stawiają zarzut: "A przecież Mojżesz, poseł Boży pozwalał na rozwody!". A Jezus taką im daje odpowiedź: "Mojżesz dla twardości serca waszego (dla powstrzymania was od żonobójstwa) dopuścił wam opuszczać żony wasze; lecz od początku nie było tak" (Mt. 19, 8). Teraz trzeba powrócić do prawa pierwotnego, ustępstwo zrobione czasowo, zostaje zniesione, małżeństwo odtąd ma być nierozwiązalne! I "ktobykolwiek opuścił żonę swą, a pojąłby inną, cudzołóstwa się dopuszcza przeciwko niej. A jeśliby żona opuściła męża swojego, a szłaby za drugiego, – cudzołoży" (Mk 10, 11-12).
W tych słowach Zbawiciel ogłosił jasno nierozerwalność węzła małżeńskiego. Dopóki przeto prawowita żona żyje, nie wolno mężowi chrześcijańskiemu pod żadnym warunkiem brać innej; tak samo, jak długo mąż prawy żyje, chrześcijańska żona nie może wyjść za innego. Inaczej, byliby winnymi zbrodni cudzołóstwa, zbrodni wielożeństwa i wielomęstwa i tym samym musieliby być wyłączeni z pośród wiernych Chrystusowych. Takie jest prawo przez Boga ogłoszone, taka jest Wola Boża, i Kościół w żaden sposób zmienić jej nie może.
2) Wszak pierwszym zadaniem Kościoła jest przechowywać do końca świata nieskażoną naukę Chrystusa Pana; i niezłomność, z jaką Kościół bronił praw Bożych w przeszłości, jest gwarancją podobnej niezłomności na przyszłość. Żądze mogą nurtować serca ludzkie i bunt podnosić przeciw dogmatowi, instynktom ich przeciwnym, dogmat jednak pozostanie niezmienny; Kościół katolicki może wszystko poświęcić prócz sprawiedliwości i prawdy, i gdy występuje w obronie dogmatu, wtedy, choć nań będą nacierać mędrcy z sofizmatami, mówcy z szumnymi wywodami, możni z mieczem, – Kościół zniewagę zniesie, lecz powie przez usta, mające przywilej głoszenia prawdy: "Tak twierdzę na wieki, a na poparcie mych słów, znajdę krew tysięcy męczenników".
I im bardziej dogmat się sprzeciwia zepsutej ludzkiej naturze, tym więcej bohaterskiej odwagi i stałości okazuje Kościół w jego obronie. A właśnie dogmat nierozerwalności małżeńskiej jest tak bardzo przeciwny namiętnościom, że gdyby Kościół był instytucją ludzką, dawno już siły by go opuściły, zabrakłoby mu odwagi, sto razy by on ustąpił, aby uniknąć prześladowań. Wszak stałość Kościoła w obronie nierozerwalności małżeńskiej była w średnich wiekach jedną z głównych przyczyn jego walk z władcami Europy. Nie ustąpił jednak ani Papież Mikołaj I-szy Lotariuszowi, ani Urban II-gi – Filipowi I, ani Innocenty III-ci Filipowi Augustowi. A kiedy Henryk VIII angielski postawił ultimatum: "Rozwód lub odszczepieństwo – rozłączycie mnie z żoną, lub ja się odłączę od Kościoła", – Rzym się nie uląkł, lecz odpowiedział: "Raczej jedno odszczepieństwo więcej, niż jedna prawda mniej; różnowierstwa przechodzą, prawda jest wieczna; niech raczej jeden naród odłączy się, a prawda Boża pozostanie na wieki".
I dziś tak samo Kościół w prawie nierozerwalności małżeństwa chrześcijańskiego, ważnie zawartego i spełnionego, jest zawsze nieugięty; powtarza zawsze ewangeliczne: "non licet" (Mt. 14, 4) – nie godzi się, nie wolno rozłączać tego, co Bóg złączył! Ta niezłomna stałość Kościoła w obronie prawdy nosi wyraźne piętno boskości, a fakt, że jedynie Kościół katolicki, wytrwał przy tym dogmacie; (bo i schizma i herezja poświęciły go dla żądzy i słabości), fakt ten dodaje mu blasku i sławy!
Ten jeden wzgląd, że nierozerwalność małżeńskiego węzła pochodzi z Woli Bożej, i dlatego Kościół nie me prawa jej zmienić, a tylko bronić jej obowiązany, – ten jeden wzgląd powinien wystarczyć dla wierzącego chrześcijanina, by poddać się z uległością temu prawu. Co bowiem działa najmędrszy, najsprawiedliwszy i najlepszy Bóg, musi być słuszne i pożyteczne dla ludzi.
Atoli ludzie tym się nie zadowalają, lecz chcą bliżej poznać, czemu to rozwody mają być złe i zakazane. Dlatego, przypatrzmy się jeszcze rozwodom w świetle zdrowego namiętnościami nie zaślepionego rozumu.
II.
1) Otóż najpierw rozwód poniża małżonków. Podczas gdy nierozerwalność małżeńska podnosi życie moralne, zobowiązując człowieka do szlachetnych usiłowań, do poprawy natury swojej, do dzielnego znoszenia przygód wspólnego żywota, – to możliwość rozwodu to życie poniża, bo nie zobowiązuje do niczego, i pozostawia wrota otwarte ku samolubstwu i wszelkim kaprysom.
Kto się łączy pod wpływem szczerej miłości, ten łączy się na zawsze; związek trwały – to potrzeba każdej duszy, poważnie biorącej to wielkie, a niestety tak często lekko brane, słowo: miłość. W naturze naszej leży, że gdy głęboko kochamy, chcemy tę miłość naszą unieśmiertelnić, chcemy, by nawet śmierć, która kiedyś rozłączy ciała, uszanowała węzeł dusze łączący. Ale, gdy z góry się wie, że rozwód jest możliwy, wówczas małżeństwo zawierane w tym przewidywaniu, że z czasem może owładnąć sercem inne uczucie, byłoby urągowiskiem samej miłości. Miłość dająca się, a zastrzegająca już, że kiedyś może będzie chciała się wycofać, wykazuje, iż nie jest prawdziwą miłością; dar uczyniony z siebie, z zastrzeżeniem możności odebrania, jest fałszywym darem.
Toteż żądanie, by serce nie było nieodwołalnie związanym, nie można inaczej nazwać, jak niskim egoizmem; tylko wstrętne samolubstwo może mieć odwagę mówić osobie rzekomo ukochanej, że wierność będzie trwała tak długo, jak długo w związku tym widzieć będzie szczęście; lecz gdy serce ostygnie z pierwszego zapału, u nowego źródła wypadnie mu szukać zaspokojenia.
I podczas gdy nierozwiązalność zastrzega małżonków przeciw pokusom, pociągającym miłość ku innemu przedmiotowi, to możliwość rozwodu przeciwnie: dodaje odwagi niewiernemu sercu, mówiąc mu: "idź, kędy miłość cię pociąga, gdzie wiodą zmysły, odzyskaj utraconą swobodę!". Tym sposobem mężczyzna i kobieta za sprawą rozwodu poniżają się.
2) Ponieważ trwałość małżeństwa jest warunkiem istnienia rodziny, więc rozwód rodzinę całkiem rozbija.
Dziecko nie patrzy osobno na ojca, osobno na matkę, ono widzi rodziców w ojcu i matce razem. Dla niego stanowią oni jednostkę z którą czuje się związanym, do której należy, którą kocha; stąd zerwanie związków między nimi zrywa też ten idealny i święty związek, który istniał między nim a rodzicami. Dziecko spodziewa się, że póki nie wyrośnie, chować się będzie przy boku ojca i matki razem, a także w późniejszym wieku nieraz do ogniska domowego zawinie, aby odświeżyć wspomnienia lat dziecinnych. Dlatego drży na myśl, aby śmierć którego z rodziców nie zniweczyła tych złotych marzeń rodzinnych.
Toteż gdyby rodzice sami, jeszcze przed śmiercią, to uczynili, gdyby własnowolnie porzucili to, co na zawsze miało im być drogim, i z obcymi ludźmi się powiązali, tego dziecko nie przeboli!
Co gorsza! nieszczęsne dzieci rozwiedzionych rodziców w miłości matki czerpać będą nienawiść ku ojcu, z ust ojca uczyć się będą złorzeczyć matce, już od zarania życia przepojone będą goryczą i jadem; w ich duszach będzie się wciąż toczyła straszna walka między ich obowiązkiem dziecięcym szacunku i posłuszeństwa, jaki się rodzicom należy, a wstrętem, jakiego będą doznawały do rozwiedzionych rodziców za tę krzywdę moralną, jaką oni swoim rozejściem się im wyrządzili.
Dlatego to, jak stosunek między rodzicami i dziećmi z natury jest nierozerwalny, tak samo natura wymaga, by ze względu na dziecko, związek rodziców nie ulegał rozerwaniu.
3) Ale przede wszystkim rozwody są ruiną dla społeczeństwa. Społeczeństwo bowiem opiera się na rodzinach, one są miarą jego wartości i siły; – tymczasem rozwód tę – jak przed chwilą powiedziałem – podstawową jednostkę społeczną, jaką jest rodzina, rujnuje.
Podstawą porządku społecznego – to obowiązek, obowiązek poznany przez rozum, a przyjęty przez wolę; prawo zaś rozwodu jest praktycznym triumfem tej ohydnej zasady, iż wolno jest baczyć bardziej na uczucie niż na obowiązek; a dzięki podobnej zasadzie społeczeństwo się kazi.
Czynnikiem, co reguluje siły społeczne, jest powaga [(autorytet)] i władza, tymczasem rozwód je również podkopuje; bo poddając sądowi dzieci postępowanie ojca i matki, on profanuje tę pierwiastkową ogniska domowego powagę, której publiczne władze są tylko naśladowaniem i rozszerzeniem.
Rozwody wreszcie uzbrajają przeciwko sobie całe rodziny; gdy jedne z nich przesądzać będą winę występnego, drugie szukać jej nie omieszkają w niewinnym; wskutek tego płomienie gniewu i złości będą się szerzyły coraz dalej, mącąc spokój publiczny, podkopując społeczeństwo.
I nie myślmy, że przy istnieniu rozwodów, tylko w ostateczności do nich by się uciekano. Sama ich możliwość mnożyłaby liczbę małżeństw niedobranych, bo lekkomyślnie zawartych; i rozwodzono by się dla powodów coraz błahszych, bo rozwód rozswawola bydlę ludzkie, a bydlę to jest nienasycone. Najlepszym tego potwierdzeniem są dane statystyczne; wykazują one, że liczba rozwodów tam, gdzie są dozwolone, wciąż nieproporcjonalnie wzrasta. Wobec tego niektórzy socjologowie i politycy, nie z pobudek religijnych, a tylko społecznych, żądają już nierozerwalności małżeństwa. A z tego widzimy, jak prawo Boże, którego stróżem jest Kościół, jak ono jest mądre i pożyteczne!
***
U wielu jednak powstaje głos buntu: jak to – mówią oni – małżeństwo może być nierozerwalne? Wszak zdarzają się położenia straszne, dla których wyjściem może być tylko rozwód lub męczeństwo.
Bywają kobiety przykute do niegodziwych mężów, którzy je znieważają, katują, a wreszcie opuszczają; czyż takie kobiety młode, pełne życia, muszą żyć w czystości zakonnej, ponieważ związek małżeński jest nierozwiązalny?
Bywają mężczyźni, młodzi, którzy ożenili się nieszczęśliwie, lub przez żony zostali opuszczeni; czyż tacy ludzie muszą także, dopóki żony nie umrą, być skazani na celibat, nie mając doń żadnego powołania, dlatego, że prawo chrześcijańskie potępia rozwody?
Takie marnowanie młodych sił w nudzie samotności przymusowej, w pustce bezcelowego żywota – to gwałt niedorzeczny! I cóż na to odpowiemy?
Odpowiemy, że w istocie z ustawy nierozerwalności małżeństwa wynikają niekiedy dla jednostek nie małe cierpienia, – ale to nie jest wcale wystarczającym powodem, aby tę ustawę obalić, skoro ona wiedzie społeczeństwo ludzkie po drodze postępu! Lepszą jest ofiara, lepszym męczeństwo kilku, niż zagłada tysięcy. Interes jednostki musi zawsze ustępować wobec interesu społeczeństwa.
Zapewne: kto wiarę stracił, a rozum namiętnością ma przyćmiony, ten mnie nie zrozumie, ale ja się w tej chwili odzywam do wierzących chrześcijan.
I jeżeli kogo z was nierozerwalność małżeńska postawi czasem w bolesnym położeniu, szukajcie do dźwigania swego krzyża pomocy w łasce Bożej! a gdyby czasem komu nasuwała się pokusa zerwać z Kościołem i skorzystać z cywilnego prawodawstwa, taki niech wspomni, że "Bóg nie będzie nas sądził wedle prawa, które daje Państwo, ale wedle prawa, które On Sam daje" (św. Jan Złotousty).
Dewizą chrześcijańskich małżonków winny być te słowa Chrystusa Pana, które na początku przytoczyłem: "Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza!".
Amen.
Ks. Kazimierz Naskręcki, Życie nadprzyrodzone. Krótkie nauki o Sakramentach świętych i modlitwie. Warszawa 1936, ss. 300-306.
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Nihil obstat
A. Wyrębowski S. Th. M.
Censor
Nr. 1623
IMPRIMATUR
Varsaviae, die 19 Martii 1935 anni.
Vicarius Generalis
+ St. GALL
Notarius
Dr. V. Majewski
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, Kraków 2004
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: