Wzory do naśladowania
(1724 – 1763) (1)
Sława Sarmacji, Ozdoba Palemońskich Krajów, jasnoświetna Pochodnia Kaznodziejskiego Zakonu, Trąba Ewangeliczna, niewiernych do prawej Wiary, odszczepieńców do jedności Kościoła Bożego, grzeszników do pokuty zwoływająca, sławny Kaznodzieja, gorliwy Misjonarz, ten to Mąż Boży Wawrzyniec Owłoczymski urodził się Roku Pańskiego 1724 dnia 14 marca. Za szczęśliwego panowania Niezwyciężonego Monarchy Augusta II (2) Króla Polskiego w Wielkim Księstwie Litewskim na Rusi w Województwie Mińskim z prześwietnych Rodziców herbu Trąba rzeczonych, z Ojca Bartłomieja Owłoczymskiego, a Matki Barbary Mokrzyckich, zacnością i bogactwy, w Ojczyźnie niepoślednich w dobrach Niesłowicze nazwanych, w Parafii Chotajewickiej, Diecezji Wileńskiej.
W niemowlęcym jeszcze będąc Wawrzyniec wieku, znaczno dawał dowody swej przyszłej świątobliwości, wszelką do dobrego okazując skłonność. Widzieć albowiem było skromną i przykładną Dziecinę, niby jedyny wzór i przykład chrześcijańskich dzieci. Oczy spuszczone ku ziemi, rączki złożywszy ku Niebu, klęcząc modlącego się przykładnie. Mówić nabożnie pacierzy, odprawować Różańce, uczęszczać z Rodzicami do Kościoła, to Jego były w dziecinnym wieku zabawy. Co uważając Rodzice, chcąc większą mieć w przyszły czas pociechę, oddali Wawrzyńca do Szkół Akademii Wileńskiej, pod rządem jeszcze podówczas, i dozorem niegdyś Jezuitów będącej. Tam w prędkim czasie, tak w naukach postąpił, iż wkrótce mniejsze szkoły chwalebnie dokończył. A tak przyszedłszy już do większego poznania, uważając krótkie i nikczemne rozkosze świata, obłudne jego i zdradliwe ponęty, oraz widząc wielkie niebezpieczeństwo zbawienia Duszy w światowym stanie, umyślił sobie, wszelką wzgardziwszy rozkoszą Świata i ciała, obrać stan duchowny i wstąpić do Zakonu. Mając więc takowe od Boga powołanie, wziąwszy dozwolenie i Błogosławieństwo Rodziców obrał sobie Zakon Apostolski Świętego Ojca DOMINIKA, Patriarchy Kaznodziejskiego Zakonu, i przyjął zakonną sukienkę w Jagielońskim Klasztorze, Ojców Dominikanów przy Kościele Świętego Ducha mieszkających, z rąk Przeora tegoż Konwentu Roku Pańskiego 1743 dnia 11 miesiąca augusta, mając lat jeszcze dziewiętnaście. Przebywszy tu czas niejaki, posłany był na roczne ćwiczenie w zakonności do Poporskiego Konwentu. Tam będąc w Nowicjacie jedynym był wzorem i przykładem świątobliwego w Zakonie życia, współrówiennikom swoim. Widzieć albowiem go było w gronie Zakonnej Młodzi, jako jednego z najskromniejszych Aniołów wokolu (a). Cichość w mowie, w odpowiedziach pokora, w obcowaniu łagodność, czyniły go Bogu i wszystkim Zakonnym Braciom miłym. A jeśli kogo ujrzał acz najmniejszym słówkiem być urażonego wraz z najgłębszą pokorą upadłszy na ziemię przebaczenia i miłosierdzia prosił; nie iżby był winnym, lecz szczególnie dając przykład, cichości, pokory i spokojności Braciom.
Nie umiał nigdy co krnąbrnego okazać, a daleko bardziej w czym przeciwko przełożonym sarkać, lub na ich rozporządzenia i rozkazy mruczeć. Nie usłyszeć z ust Jego było słów jakich dumnych, kaducznych, lub rozwiązłą światowością trącących. Od wszelkich światowych próżności odwracał oczy, i każdej okoliczności grzechu, jak mogąc unikał. Przeto wszelkich schadzek, wszelkich światowych rozrywek i gry osobliwie Kart tych nieszczęśliwych, jako od zarazy jakiej z dala unikał. Będąc klerykiem, z świeckimi nigdy nie wdawał się w rozmowy, a od każdej Niewiasty, jako od jadowitej żmii unikał, mając zawżdy skromnie spuszczone ku ziemi oczy, ani też wżdy dwornie spojrzał nań kiedy. Czoło pogodne, oczy ku ziemi spuszczone, lice panieństwa rumiące się wstydem, większej mu dodawały okrasy do nadobnej Jego młodości. W mówieniu nigdy nie odpowiadał hardo, ani też jakich słów dotkliwych, albo uszczypliwych używał. Swarów i niezgody jako największej nieszczęśliwości, wszelkimi sposoby unikał, i przeto gdy mu co uszczypliwego rzeczono, lub potwarz zadano, albo gdy jakie od mniej karnych cierpiał prześladowania, nie unosił się na takich popędliwością, nie oddawał im (jak mówi przysłowie) ząb za ząb, nie łajał ich, ani też im złorzeczył; lecz tylko uchodząc od nich zwykł był mawiać: Boże wam odpuść Bracia. Ani się też na swych nieprzyjaciół gniewał, lub kiedy sercu swemu, dopuścił mieć rankor na kogo.
W ubóstwie wielce się kochał, i przeto na niedostatki w Zakonie nie utyskiwał. Pijaństwa jako najgłówniejszego występku chronił się, nawet danej sobie podczas zwykłej porcji ubogim, lub innym ustępował. W podłych usługach zakonnych osobliwsze miał upodobanie, nawet młodszym od siebie Braciom, najlichszych posług odprawować bynajmniej się nie wstydził. Do Mszy służyć, obrazki kształtnie ubierać, Ołtarze zdobić i inne pobożności młodym dawał przykłady. W chodzeniu i obcowaniu z innymi, nic nie okazywał płochego. Z oczu wyglądała niewinność, w chodzeniu szczera prostota, z zakonną złączona powagą, oraz cała układność ciała utalentowana rozlicznymi od Boga cnoty, coś przed wszystkimi rokowała wielkiego. Bacząc to przełożeni, osądzili go być doskonałym Zakonnikiem, przeto jeszcze Nowicjuszem, posłali go do Grodna na słuchanie Filozofii, tam wkrótce po uczynionej Profesji Roku 1744 – wszystek się oddał na Bogomyślności i zwyczajne Nauki. Skończywszy zaś filozoficzne prace gdy został kapłanem, kto potrafi wyrazić Jego w nabożeństwie gorącość. Uchowaj Boże gdyby miał co nieprzystojnego charakterowi kapłańskiemu, jako to prędkość zbytnią w odprawowaniu straszliwych Ofiar, nie skromność przy ołtarzach, lub jaką mniej przystojną płochość w Świątyniach Pańskich i innych miejscach okazać. Słuchając przez sześć lat Teologii, dni prawie i noce bezsenne trawił, na nabożeństwie, na czytaniu Pisma Świętego, Ksiąg różnych Ascetów, i Kaznodziejów, najbardziej na wypełnieniu powinnym swym w szkołach Obowiązkom, i tego nie opuszczając, i owe pełniąc, wszystkiemu zadosyć starał się uczynić.
Będąc jeszcze na Szkołach w Generalnym Konwencie Wileńskim, ciężko zapadł na zdrowiu, a gdy się coraz bardziej a bardziej wzmagała choroba, czując się już być zwątlonym na siłach, uczynił Generalną Spowiedź, a potem poruczając swą śmierć i skonanie Świętemu Wincentemu Ferreriuszowi, jako najosobliwszemu Patronowi swemu, prosił Braci aby na jego intencję poszedłszy do Kościoła zaśpiewali Litanię do Świętego Wincentego, a gdy Bracia czyniąc zadosyć prośbom Jego poczęli śpiewać przed ołtarzem tegoż Świętego, w tym razie pokazuje się jawnie choremu Święty Cudotwórca Wincenty, mówiąc do niego: Jeżeli chcesz być zdrowym, naśladuj mię w opowiadaniu Ewangelii św. W tym Święty Mąż zniknął, a chory zupełnie uczuł się być zdrowym, i odtąd już bardziej Wawrzyniec powziął osobliwsze chęci słowo opowiadać Boże, o tym jedynie myśląc, jakby miał rozpocząć Apostolski Żywot, na opowiadanie Ewangelii św. i nawrócenie zakamieniałych grzeszników.
Zostawszy niebawiąc Lektorem, ofiarowanej sobie Filozoficznej Katedry, już to dla pokory, już też dokąd inąd zmierzając swe zamysły, nie przyjął, i zaraz do przepowiadania słowa Bożego, wprzód nauczając początków Wiary Prostaczków, częstego słuchania Spowiedzi udał się. A nim jeszcze od Świętej Stolicy Apostolskiej odebrał pozwolenie, na ogłoszenie swych Misji, nawiedzał pobliższe Parafie, gdzie nie tylko słuchaniem Spowiedzi, ale też gorliwymi Kazaniami, gruntownymi i jasnymi naukami wiele grzeszników do prawdziwej Pokuty nawrócił. Uważając zaś dalej w ludziach osłabioną Wiarę, zgasłą miłość, rozerwaną we wszystkich stanach jedność, i nader zepsute we wszystkich obyczaje, zdjęty gorliwością, przybrał sobie, za pozwoleniem Starszych, do tego zdolnych Towarzyszów, a mając zaś na to od Świętej Stolicy Apostolskiej, osobliwsze Błogosławieństwo i Przywileje, od Biskupów zaś Diecezjalnych moc i dozwolenie, pełnym będąc żarliwości Ducha, rozpoczął szczęśliwie apostolskie dzieło.
Zgaszone Kaznodziejskie Misje w Polsce, już to morowym powietrzem, już domowymi wojny i rozterki, wskrzesił i wyzwolił Roku Pańskiego 1751. Najpierwiej tedy mężny Kościoła Bożego Rycerz, wszystkim Heretykom, jako to Lutrom, Kalwinom, Schizmatykom, Żydom, i Tatarom (którymi podówczas, niby chwastem i kąkolem szkodliwym była zarażona Polska) mężnie wypowiedział Duchowną Wojnę, a podczas samego wielkiego Jubileuszu Roku 1751 w Imię Pańskie chwalebnie rozpoczął te to apostolskie prace, po całym Księstwie Litewskim i Koronie Polskiej, po wsiach, miastach, miasteczkach, głosząc słowo Boże. Taką miał dzielność w mówieniu i do apostolskich prac zdatność, iż prawie z samej natury do tego urzędu zdawał się być osobliwszymi od Boga obdarzonym talentami. Był pomiernego wzrostu i przystojnej urody. Włosów żółtawych, twarzy od postów i umartwienia bladawej, wspaniałego animuszu, żywej i brzmiącej wymowy, wolnych piersi, języka wyraźnego. Głos miał wdzięcznie ogromny, czyli jak pospolicie mówią tubalny; twarz łagodna i przyjemna, oraz całe przystojne ułożenie ciała i wszelkie wrodzone przymioty, nie mało kazaniom Jego, i gorliwym naukom, dodawały ozdoby i powagi. Z wolnych zawsze piersi, i natężonych wnętrzności głos każąc wydawał. Gdy o Sądzie Bożym, o Mękach piekielnych, o Śmierci, i tym podobnych rzeczach mówił, tak iskrzącymi oczyma, okropnym głosem, żywym okazem słuchacza przerażał, że od strachu, niby słuchając drugiego Ferreriusza, truchleć musieli, i mniemali, że już na to samymi patrzą oczyma, co wtenczas uszyma słyszeli, a przeto do prawdziwej pokuty, i poprawy życia skutecznie pobudzali się. Gdy zaś do Miłości Boskiej i skruchy serca słuchaczów wzniecał, łagodne słowa, głos przyjemny, wdzięczną i każdemu miłą postać pokazował; a takową dzielnością mowy, by najostygłsze serca grzeszników, kruszył, i do miłości Boskiej zapalał. W Kazaniach swoich o wybór słów, i o łechcące serca i uszy (sensa) słuchaczów nigdy się nie starał, i owszem słów dumnych, pieszczonych, dwornych, (co teraz jedynie u zepsutych Chrześcijan, najbardziej Kaznodziejów popłaca) jak mógł unikał, wiedząc to z Pawła Świętego, iż mowa i Kazanie Sług Bożych nie wywodnych światowej mądrości słowiech, lecz na okazaniu Ducha prawdy i mocy zawisło.
Ciało swe w jedzeniu, w piciu, i spaniu, przy niewypowiedzianych Pracach, tak martwił, że się zdawało, skóra tylko kości pokrywać na nim, jednak żywością osobliwszą, i przytomnością umysłu, słowo Boże zawżdy przepowiadał. Gdy ogłosił i rozpoczął swe zbawienne Misje, kto wypowie jak wielu na siebie wzburzył zoilów, oszczerców, podchwytaczów, wyśmiewców, iż każde słówko prawie Jego niemąc chwytali, aby go tak w czym podejść mogli, lecz on wszelkie nieprzyjacielskie prześladowania i przykrości sobie zadane, wesołą twarzą znosił. Przeto gdy się razu jednego, zbuntowała w Petrykowie podczas Misji Schizma, a ważyła się podnosić świętokradzką rękę, na współbraci i Towarzyszów Jego: bynajmniej się za to nie mścił nad nimi, ciesząc się tylko z nawrócenia niektórych. W Kubliczach także miasteczku na Rusi, podczas Misji, chciał jeden niecnota, z namowy nieprzyjaciół, na ambonie każącego zabić, i gdy się zbliżywszy ku ambonie, kijem chciał uderzyć, za osobliwszym zrządzeniem Boskim nie trafił weń, lecz po ambonie i stojącym blisko Krucyfiksie uderzył; i tego nie dopuścił według tak wielkich zbrodni karać, lecz łaskawie mu surowość przebaczył.
Odległych dróg niewygody, miejsc niewczasy, tęgie mrozy, przykre upały, niezwyciężoną cierpliwością ponosił. Pogróżki nieprzyjaciół Wiary Świętej, różne też postrachy monarchów heroicznym statkiem i mężnością zwyciężył: owszem pałając żądzą Męczeńskiej Korony, życzył sobie rozlaniem własnej Krwi Bogu miłą oddać Ofiarę. Z szczęścia zaś i wszelkich pomyślności, nigdy się nie wynaszał, a osobliwie z tego się cieszył, gdy go prześladowano, potwarzano, i ciężkimi obmowy sławę Jego szarpano. Lubo u Książąt i Panów Katolickich, tak świeckich jako i Duchownych, w osobliwszej zostawał powadze, i wszelkiej czci, stąd się jednak bynajmniej nie wynaszał i chlubił, owszem tym bardziej się uniżał, im go więcej po pałacach i dworach Pańskich czczono i poważano. Brzydził się wszelką czcią ludzką, a od światowych pochwał, jako pszczółka od dymu, unikał. A kiedykolwiek słowo jakie, na pochwałę swoją rzeczone usłyszał, cały się mieszał i drżał, jako drudzy zwykli czynić słysząc na siebie jakie najdotkliwsze potwarze, a jeśli kiedy mógł na to odpowiedzieć, to przeciwne chwale, jakie ułomności swoje, i zwykłe ludziom przywary, z nich oskarżając i ganiąc siebie przed chwalącymi powiadał.
Kto zdoła dostatecznie wyrazić, jakie miał nabożeństwo ku Najświętszemu Sakramentowi, jaką miłością pałał? Widzieć go było niby jednego z najgorętszych Serafinów upadającego na twarz, w najgłębszej uniżoności Ducha przed Ołtarzowym Najświętszego Sakramentu Tronem: a cóż mówić z jakim nabożeństwem, z jak gorącą miłością codzienne Mszy Świętej Ofiary, zwykł był odprawować, nawet kiedy rozdawał ludziom Komunię Świętą, to w nabożeństwie prawie cały rozpalał się ogniem tej to miłości, tak iż czasem, acz był przez umartwienia i posty, ze wszystkim wysuszony i blady, jednak rumieniły się lica, a pot rzęsisty lał się z czoła Jego, co z niemałym było podziwieniem wszystkich patrzących ludzi, a gdy czasem zdjęty gorliwością Ducha, już to odganiając świętokradców od tak najświętszego Stołu, już też grzeszników pokutujących sposobiąc do godnego przyjęcia tego anielskiego pokarmu, pobudzał przed Komunią do Żalu i Skruchy, to na jeden prawie głos Jego od Żalu i płaczu lud wszystek ryczał, rzęsistym pokutnych łez potokiem całe posadzki kościelne prawie zbraczały.
Ku Matce Najświętszej, takim pałał afektem, że nic częściej z ust Jego słyszeć nie było, jako te słowa: Pozdrawiajcie MARYJĘ, Służcie MARYI, Największą i najpierwszą po Bogu oddawajcie cześć i chwałę MARYI. I przetoż na wszystkich swych Apostolskich Misjach najbardziej Jej honor pomnażał osobliwie przez Różańcowe nabożeństwo, wszędzie przepowiadając ludziom Różaniec i skutki Jego głosząc, przeto się wszyscy prawie cisnęli do tego Arcybractwa wpisania. Do Cudownego Obrazu Najświętszej Panny Rożanostockiej osobliwsze miał Nabożeństwo, przeto oryginał tego Obrazu wszędzie z sobą wożąc, po całej Polsce i Litwie dziwnie to miejsce cudowne wsławił.
Począwszy od Grodna Czarną Ruś, Białą Ruś, Żmudź, Prusy, Inflanty, Mazowsze, Kurlandię, i inne wszystkie części Polski i Litwy przepowiadając Ewangelię zwiedził. Żydów i Tatarów do Wiary Świętej; Lutrów, Kalwinów, Schizmę do wyrzeczenia się błędów, zakamieniałych zaś grzeszników do prawdziwego nawrócenia i szczerej pokuty wszędzie przywodząc; Żydów, Tatarów i Heretyków, już to gorliwymi Kazaniami, już dowodnymi naukami, najbardziej zaś gruntownymi a jasnymi na dysputach dowodami do poznania prawdy i wyprzysiężenia się błędów przywodził.
Rozpocząwszy raz apostolski żywot aż do samej śmierci w nim nie ustawał, tak przez dwanaście lat pracując odprawił po różnych miejscach, kilkotygodniowych Misji a drugdy po publicznych miastach po kilka miesięcy bawiąc się: Sześćdziesiąt osiem. Podczas których acz trudno było zliczyć nawróconych, jednak ile możność dozwalała wiedzieć tyle się rachuje. Zatwardziałych grzeszników spowiadając się i Komunikując do prawdziwej Pokuty 544 294 (pięćkroć sto, czterdzieści cztery tysiące, dwieście dziewięćdziesiąt cztery) nawróciło się, Żydów osobliwie Rabinów i kupców znaczniejszych Chrzest Święty przyjęło 66 (sześćdziesiąt sześć), Schizmatyków do jedności Kościoła Świętego przyprowadził 1519 (tysiąc pięćset dziewiętnaście), Lutrów nawrócił 425 (czterysta dwadzieścia pięć), Kalwinów 31 (trzydzieści jeden), Potajemnych Apostatów i bezbożnych Wiarołomców 581 (pięćset osiemdziesiąt jeden). Do Różańca wpisało się 74 304 (siedemdziesiąt cztery tysiące, trzysta cztery).
Bóg Dobrotliwy sługę swego jeszcze za życia raczył wsławić cudami, które acz ile mogąc, unikając ludzkiej chwały taił, jednak z tym się przed Światem ukryć nie mógł. W Witebsku razu jednego podczas Jego Misji powstała nawalność wielka. Błyskawice, grzmoty, i pioruny, w tym razie wpadłszy piorun zabił jedną niewiastę, o czym gdy się dowiedział Mąż Boży poszedł do owego domu, a gdy już przytomni myślą o pogrzebie, wzywając Najświętszej Panny Rożanostockiej już od kilku godzin niewiastę umarłą wskrzesił.
Misje swoje bez przestanku odprawował, samą tylko podróż na podłym i nikczemnym wieśniaczym jeżdżąc wózku, miał za odpoczynek. O sto, półtorasta, a czasem i więcej mil na swe Misje jadąc, w niczym zdrowiu i zwątlonym przez ustawiczne prace siłom, nigdy nie folgował: ledwo kiedy trochę twardego snu dla wypocznienia swym członkom dozwalając.
Wiele rozjuszonych Heretyków i zuchwałej Schizmy w samej znajdowało się Ojczyźnie, którzy ustawicznie czyhali na rozlanie krwi, i zabicie Świętego Męża. Lecz on dowiedziawszy się o tym, tym jeszcze mężniej i z większą odwagą potępiał ich błędy a samych zaś hersztów, zamiast zemsty, oddając za złe dobrym, jak najusilniej starał się nawrócić. Żydom publiczne podczas swych Misji wypowiadał dysputy, na które prawie zewsząd Rabinowie i Szkolnicy uczeni, jak mogąc dla utrzymania swych przewrotnych błędów i złośliwego uporu zjeżdżali i ściągali się: lecz zawżdy z taką hańbą przekonywani bywali, że drugdy nie mogąc co począć, włosy i brody na sobie targali. Gdy się dysputowano, jedni wzdychali, widząc jawną prawdę, a poznawając swój upór i omamienie, płakali. Drudzy jawnie przed wszystkimi dawali publiczne w Synagogach nawrócenia się znaki, skąd zgiełki i wrzawy częstokroć tak wszczynane były, że czasem dla uspokojenia zbrojnego żołnierza sprowadzać potrzeba było. Jednak wielu z samych Rabinów, częstokroć nawracało się. A nawróciwszy się tak byli gruntownymi w Wierze Świętej, że się sami prosili, aby im wolno było hańbić swe dawniejsze błędy publicznie w Bożnicach przed wszystkimi Żydami, skąd wielu takich było, co nie odstępowali od Męża Bożego, lecz gdzie się tylko on zwrócił za nim jeździli, dając z siebie przykład dla nawrócenia drugim.
Desperującym o swoim zbawieniu grzesznikom, jedyną był pociechą, których skuteczną swą poradą w zbawiennej utrzymywał Nadziei. W zawzięciu i gniewliwym rankorze będących godził. Domy poróżnione niezgodą oraz na wzajemne zabójstwa sprzysięgłe jednał i do zgody przyprowadzał. Jednego razu dwaj szlachta spotkawszy na ulicy dłużnika, że nie miał sposobu skąd długu oddać, dobywszy szabel, chcieli go rozrąbać: lecz on wymknąwszy się od nich uciekł do Kościoła w którym się odprawowała Misja, o czym gdy się dowiedział Mąż Boży strofowawszy szlachtę za takie zuchwalstwo, oddał im dług, wyliczywszy znaczną sumę za owego człeka.
Był Ojcem ubogich, opiekunem sierot, żebrzących hojnym dobrodziejem. Prostotę podczas Misji, niemającą żadnego wyżywienia, wyżebranym chlebem i pieniędzmi obdarzał. Będących w nędzie i ucisku, oraz różnym utrapieniem stroskanych, ratował i cieszył, stając się we wszystkim dla wszystkich wszystko.
Osobliwsze miał staranie o Cudownym Obrazie Najświętszej Panny Rożanostockiej, i przeto na wymurowanie obszernego tamże Kościoła obfite od różnych dobrodziejów zebrał jałmużny. Klasztor Rożanostocki na mieszkanie wiecznymi czasy dla Misjonarzów swego Zakonu, u dwóch Kapituł Prowincjalnych z aprobatą Rzymską wyjednał. Godne też wspomnienia Dzwony, do tego Kościoła, tak wspaniałe sprawił, iż i w całej Litwie równych nie łatwo znaleźć można. Misje nie tylko przyzwoite Kaznodziejskiemu Zakonowi, w Polskim Królestwie wskrzesił, ale też i inne Zakony, za wznowieniem i powodem Jego, tej się pracy ujęły.
Wielce był straszny całemu Piekłu. Cyrografy bezbożnych grzeszników, krwią ich własną zapisane, z piekła wydzierał. Same dusze, które się były przez czarodziejski charakter oddały i zapisały się wiecznie, od potępienia wiekuistego wybawiał. Za co go wszelkimi sposobami prześladowali czarci, już to pokazując się w różnych postaciach, już też przeszkadzając w mówieniu. Razu jednego, gdy wszyscy wyszli ludzie na Jozefatową dolinę dla zwyczajnego dokończenia na każdym miejscu Misji, tak niektórych, zwłaszcza ostygle słuchających omamił oczy, że się im zdało, jakoby Krzyż, który pospolicie Misjonarze na pamiątkę zbawiennych swych Misji zwykli stawić, zdał się na całe zgromadzenie słuchających walić. Którzy takiego narobili hałasu, iż cały lud wielce został strwożony, i gdyby Mąż Boży swym poważnym okrzykiem wraz nie ubezpieczył, wielkie by zamieszanie, i przeszkodę Jego kazaniu przyniosło. Drugi raz szczur, niewidzianej wielkości, począł po ludziach skakać; wszystko to czart przeklęty, jako najgłówniejszy Dusz ludzkich nieprzyjaciel, zazdroszcząc wiernym z gorliwych Kazań pożytku, na przeszkodę sprawował.
Czarty z ciał ludzkich wyganiał, czary wykorzeniał, zabobony i wszelkie osobliwie na Rusi pogańskie gusła, wyklinał i z gruntu wyniszczał. Najgłówniejszy był nieprzyjaciel własnego ciała, które ustawicznie włosiennicą, dyscyplinami, niespaniem, postami, a najbardziej pracą apostolską tak dręczył, że nad mniemanie ludzkie było wysuszone, bo po świątobliwym zejściu Jego, gdy go oglądano, całe prawie wnętrzności i wszystkie żyłki przez skórę widzieć było. Na drugich był miłosiernym, nad sobą tylko samym był bez litości srogim, we wszystkich swych skłonnościach, podbijając namiętności ciała Duchowi. Każdemu, a najbardziej współ swym Towarzyszom Misjonarzom, nader był miły: łagodnością, pokorą, i miłością a nie powagą był onych przełożony.
Miał ducha prorockiego, przeto dalekie i przyszłe rzeczy częstokroć przepowiadał. Skrytości też serc ludzkich nie tajne mu były i przeto chcącemu raz świętokradzko przyjąć Najświętszy Sakrament ręki po kilkakroć umknął, rozdając Komunię, i odprawił go od stołu Pańskiego, świętokradztwo i grzech Jego według spowiedników nauki wyrzucając na oczy.
Był najgłówniejszy nieprzyjaciel, wszelkich światowych obłud i marności. Przeto wszelkie pompy, wszelkie mody i zbytnie stroje ganił i wymiatał na oczy. Gorsety zaś i inne tym podobne mniej bezwstydne mody największą niegodziwością Dam Chrześcijańskich być sądził: i przeto gdy jedna Matrona ustrojona do gorsu, z rąk Jego chciała przyjąć Najświętszą Komunię publicznie przed wszystkimi, rozdając Najświętszy Sakrament, odwrócił od niej swe oczy: i z dala ją ominął, czym zawstydzona musiała poszedłszy inaczej się skromniej przebrać.
Na koniec przepowiedziawszy wielom Prorockim Duchem śmierć swoją, będąc już zwątlony na siłach pracami, wpadł w ciężką chorobę, a tak z wielką cierpliwością chorowawszy przez osiem dni, opatrzony Najświętszymi Sakramentami, zalewając się z miłości ku Bogu rzęsistymi łzami, przy wszelkiej przytomności z wesołą twarzą, odprawiwszy chwalebnie siedmiotygodniową Misję w Mieście Bełzie w Konwencie Braci Zakonu swego, Prowincji Polskiej Roku Pańskiego 1763 dnia 13 lipca z niewymownym wszystkich Żalem Bogu Ducha szczęśliwie oddał. Roku Życia swego czterdziestego, w Zakonie zaś dziewiętnastego.
O jakie tam żale, jakie wzdychania były, gdy się Lud dowiedział, że tak Wielkiego Męża Apostolskiego, Ojca i Mistrza swego już utracili. Całe prawie Miasto z pobliższymi mieszkańcy zbiegło się na pogrzeb Jego. Pogrzebiony wspaniale przy niezliczonym zgromadzeniu ludzi rękoma wielu Prałatów i Kapłanów tak świeckich Księży, jako i Zakonników, pochowany za trzema (NB.) Zamkami Biskupa tamecznego, Obywatelów, i Przeora tamecznego Konwentu, leży tamże w Bełzie w Kościele Braci swoich Prowincji Polskiej. Po śmierci Jego, na znak niewymownej radości, królującego, i już wiecznie z Bogiem w Niebie, tak dziwnie twarz rozjaśniała, jak nigdy nie był za Życia swego tak piękny i rumianego lica. Wyznał też przed wszystkimi Spowiednik Jego, któremu przed śmiercią swoją, po kilkakroć razy spowiadał się z całego Życia: że powziętą na Chrzcie Świętym niewinność (co i z owych dawniejszych Ojców Świętych, rzadki się nader znajdował) nie naruszoną zachował: a przez całe swe życie, żyjąc tak ułomnych, tak rozwiązłych i nieszczęśliwych czasów naszych, żadnego nie popełnił śmiertelnego grzechu.
Nie godzi się też zamilczeć, tak osobliwszego mu od Boga danego daru, iż gdzie się tylko jeno obrócił wszędy miał niezliczone mnóstwo słuchaczów. Prostota sama dość w naszych Krajach do tego leniwa, tak się ochoczo garnęła, iż Kościoły, cmentarze, słuchacza ogarnąć nie mogły. Znać że wielkie miewał ciżby słuchaczów, gdyż na jednej w Wilnie Misji Roku 1762 mianej 45 000 tych tylko którzy sakramentalną spowiedź misyjną odprawili tak wiele rachuje się, jako dotąd jeszcze świadczy stojący w Wilnie za murami Świętego JACYNTA kolos. Wielkie miewał zgromadzenia słuchaczów, a każdy z nich z taką pilnością ciekawie słuchał, iż każde prawie słówko, w niewygasłą wrażało się ich pamięć. Co tylko ganiącego, lub zakazującego słyszeli, to wraz tego się wystrzegali i porzucali, a co chwalebnego słyszeli, tego się (jak pospolicie mówiemy) oburącz imali. O jak miło dotychczas słyszeć po domach, dworach, po miastach, wsiach, miasteczkach, godzinki, różańce, koronki i inne pełne chwały i Miłości Boskiej piosnki nucące. Są dotąd jeszcze pobożne w Litwie Chrześcijańskie dwory, iż nie wprzód poddaństwo, przyszedłszy na pańszczyznę ujmie się roboty, bądź to doma, bądź na polu i roli, aż wprzód poklęknąwszy zwyczajne przed pracą Modlitwy i Różaniec zmówią. Zaczęty po wsiach od niego ten zwyczaj mają iż kogo tylko z .........ch na ulicy spotkają wyniosłym głosem wystawując rączki, Niech będzie pochwalony JEZUS Chrystus, wołają.
W jakiej u wszystkich dotąd zostaje pamięci że na jedno wspomnienie wzdycha Prostota, żal serca okazują miast wszelkich obywatele, ochrzczeni zaś i nawróceni od niego, wraz rzęsistymi zalewają się łzami, mówiąc: Utraciliśmy Ojca, utraciliśmy Dobrodzieja, utraciliśmy Opiekuna swego. W jakiej zaś u samych Odszczepieńców, Heretyków, osobliwie Żydów, zostaje czci i sławie, iż acz nie przypuszczają czczenia Relikwij i Wzywania Świętych, jednak go Świętym według Chrześcijan być mienią. A gdy się przyjdzie z Żydami o przyjściu Mesjasza i wypełnieniu Proroctw dowodzić. Mówią to sami Żydzi, bez żadnego przeciwnej strony wspomnienia w te słowa: Ustali u nas Prorocy, i u was też Świętych nie masz; tylko jeden był, teraz niedawno wasz Święty: Owłoczymski. Był to Mąż Boży, iż tak rzekę, tych to ze wszystkim zepsutych i opłakanych czasów ludziom na naprawę i przykład od Boga dany. Był Filarem Kościoła Bożego, Burzycielem kacerstw, Pogromem nieprzyjaciół Wiary. Był Obrońcą Chrześcijaństwa, Ojcem Ubogich, Wdów dobrodziejem, Opiekunem Sierot, świętych cnót wzorem, wszelkiej Świętobliwości widokiem. Straszny piekłu, wszystkim zaś ludziom nader wdzięczny i miły. Owo zgoła jedynym uszczęśliwieniem Narodu Ludzkiego a sławą Litwy i Polskich Krajów.
–––––––––––
"Szkoła Chrystusowa". Czasopismo poświęcone zagadnieniom życia wewnętrznego, Rok X – Tom XIX. Lwów 1939. WYDAWNICTWO OO. DOMINIKANÓW, ss. 113-130. (Za pozwoleniem władzy duchownej). (b)
Przypisy:
(1) Żywot O. Owłoczymskiego, który tu podajemy, zawdzięczamy ks. kan. Władysławowi Makowskiemu z Płocka, za co mu składamy serdeczne dzięki. Podajemy go tu z zachowaniem pisowni i interpunkcji oryginału, w przekonaniu że język końca XVIII w. jest jeszcze dla dzisiejszego czytelnika zupełnie zrozumiały. (W obecnym wydaniu z 2013 r. pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono. – Red. Ultra montes). Autor tego krótkiego Żywota, nie jest znany, również jak i data napisania. Można jednak wyrazić przypuszczenie że powstał około 1777 r. gdyż w tym roku zaczęto spisywać wspomnienia tych, którzy O. Owłoczymskiego znali i byli świadkami jego świątobliwego życia.
(2) W rękopisie mylnie Augusta III.
(a) Wokolu – starop. wokoło, naokół. W wyd. "Szkoły Chrystusowej" jest: "wokoiu".
(b) Por. 1) Ks. Piotr Pękalski, Żywoty Świętych Patronów polskich.
2) Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień przez cały rok.
3) Ks. Julian Antoni Łukaszkiewicz, Żywoty Świętych, z dodatkiem rozmyślań, modłów i rycin.
4) Ks. Karol Schrödl, Św. Wincenty Ferreriusz.
5) O. Jan Jakub Scheffmacher SI, Katechizm polemiczny czyli Wykład nauk wiary chrześcijańskiej przez zwolenników Lutra, Kalwina i innych z nimi spokrewnionych, zaprzeczanych lub przekształcanych.
6) Ks. Michał Ignacy Wichert, Nauki katechizmowe o Składzie Apostolskim, Przykazaniach Boskich i Kościelnych, o Modlitwie Pańskiej i Sakramentach.
7) Bp Michał Nowodworski, Ksiądz Karol Surowiecki.
8) "Nauki Katolickie", Prawdziwe oblicze XVIII wieku.
9) Ks. Franciszek Gabryl, Polska filozofia religijna w wieku XIX. Ks. Stanisław Chołoniewski (1792 - 1846).
10) Bp Władysław Krynicki, Dzieje Kościoła powszechnego.
(Przyp. (a) i (b) od red. Ultra montes).
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIII, Kraków 2013
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: