OKRUCHY EWANGELICZNE
FARYZEUSZ I CELNIK
ABP JÓZEF TEODOROWICZ
––––––––
"Rzekł też i do takich, którzy ufali sami w sobie, mając się za sprawiedliwych, a innymi gardzili, to podobieństwo:
Dwóch ludzi wstąpiło do kościoła, aby się modlili, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stojąc, tak się sam w sercu modlił: «Boże! dziękuję Tobie, żem nie jest jako inni ludzie, drapieżni, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, jako i ten celnik. Poszczę dwakroć w tygodniu, dawam dziesięciny ze wszystkiego, co mam». A celnik stojąc z daleka, nie śmiał ani podnieść oczu w niebo, ale bił się w piersi swoje, mówiąc: «Boże! bądź miłościw mnie grzesznemu». Powiadam wam: ten zstąpił usprawiedliwionym do domu swego, nie tamten. Albowiem ktokolwiek się podwyższa, będzie uniżon, a kto się uniża, będzie podwyższony" (Łk. 18, 9-14).
Każda z tych dwu postaci naszkicowana ręką Zbawiciela. W tych to właśnie rysach odbija Jezus upodobania Swoje.
Ascetyka i mistyka znajdą w tych dwu wizerunkach swoje fundamenty, zarówno, jak chrześcijańskie życie każdego przeciętnego człowieka. W te ramy wchodzi tak dobrze życie człowieka, jak życie społeczeństw i narodów.
Dwa obrazki, namalowane kilkoma pociągnięciami; jakie one żywe, jak występują z ram swoich plastycznie. Jakie zestawienie silne! jaki obraz malowniczy!
Tu już nie jest tylko mowa o samym rodzaju tej, czy owej cnoty, choć i ten dotknięty. Tu stają przed oczy nasze dwa stany duszy, stany sobie przeciwne: stan sytości duchowej i stan głodu.
Dwa te stany mamy osądzone przez Boga.
Tu Bóg odkrywa nam upodobania Swoje i smak Swój w duszach. Jeden stan dusz odpycha Boga, mimo cnót; drugi przyciąga, mimo błędów.
Jeden jest przeciwieństwem ducha modlitwy i łaski; drugi jest dla życia nadprzyrodzonego nastrojem.
Stany te duszy, odmalowane z taką życiową prawdą, że nie pominięte zostały formy, jakie przez nią odbite zostały.
Faryzeusz, jakby wrósł w ziemię, staje przed Panem jako ten, co pozuje postawą samą na modlącego się, ale pełnia i sytość odbiły się na samej postawie.
Drugi bijący się w piersi.
Duch faryzeusza, to duch sytości. Mniejsza o to, czy sytość ta już jest w jego poczuciu, czy też dopiero, jak u innych uczniów faryzeusza, dopiero w staraniu; sytość, choćby to była nawet sytość z samej cnoty swojej. Nie łaknie więc ta dusza sprawiedliwości (1) i łaknąć niezdolna.
Źle skierowane pragnienie i sytość, to dwa kierunki duszy, które są na przeciwnym biegunie Bożych intencji i Boskich upodobań, to usposobienie, które odraża Serce Boże od duszy ludzkiej. Nie przebłagają tej odrazy, nie zapełnią tej przepaści ani nowe cnoty, bo te tylko przyczyniają nowych złudzeń, sycą duszę więcej, i więcej.
Obym nie był, jako inni, a to, abym mógł nad nimi świecić i błyszczeć, lub też – nie jestem, jako inni. Oto dwa słowa, dwa hasła sytości.
I cała pycha, namalowana w obrazie, który zdawałoby się najmniej tło dla niej powinien by stanowić.
Bo gdzie rozgrywa się dramat między duszą pełną siebie, a Bogiem, który właśnie w takiej chwili ją odrzuca?
Oto w świątyni.
Któżby odważył się ściągać aż tam pychę serca? Przed ościeżą drzwi kościelnych zwykle ona się cofa.
Co więcej, maluje się ona na tle modlitwy i to modlitwy dziękczynnej; wykwita z cnoty i to religijnej cnoty.
Wszystko to są miejsca najmniej podejrzane. Nie bryzga przecie jadem przeciw Bogu; nie odgraża się niebu, nie wynosi swej cnoty przed ludzi, ale przed Boga.
A jednak potępiona, a jednak odrzucona.
A ten celnik usprawiedliwiony.
Mówi mi o tym nie jakaś ascetyczna książka; mówi mi o tym sam Zbawiciel.
Celnik nie ma się na czym zeprzeć, jak faryzeusz; ale nie, raczej on ma na czym: jego jedyne wezgłowie to nędze jego.
On je zawściągnął (2) w swej piersi, on je wszystkie zatrzymał; on dłonią, uderzającą w piersi, jakby te duchy złe przytrzymał, by mu nie uszły. Tu, w tej modlitwie, są skarby jego; on nie układa słów modlitwy, nie ogląda się zupełnie za tematem – nędza jego to temat jego. Nie szuka natchnienia modlitwy poza sobą, ale zgina się tylko ku ziemi i już je ma, już posiada.
Wszystko stopił w duszy w jedno słowo!
I grzechy swe i nędze i nadzieje i prace i moje usiłowania wybiję w jedną pieczęć: "Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu!".
O słowo wielkie, a krótkie!
Słowo prawdy, słowo protestu przeciw fałszowi ciągłemu, słowo ukojenia!
Ty niebiosa otwierasz...
Ty duszę moją ze mną godzisz...
Ty mnie nic nie kosztujesz... By czynić akty miłości, muszę się wspinać, ale, by upaść w mą nędzę, trzeba mi tylko uderzyć, a ton ten się dobędzie.
Ach, tych dwu ludzi jest we mnie i, niestety, ten pierwszy jest w żywiole swoim, gdy się wynosi i modli do siebie; drugi dopiero pracą musi się wznosić.
–––––––––
Ks. J. Teodorowicz (Arcybiskup), Okruchy ewangeliczne. We Lwowie 1923, ss. 266-270.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; przypisy od redakcji Ultra montes).
Przypisy:
(1) "sprawiedliwości" w znaczeniu: "prawdziwej świętości".
(2) Zawściągać – dok. Zawściągnąć; ściągnąwszy, zatrzymywać, zahamowywać; przen. wstrzymywać, powściągać.
(3) Por. Abp Józef Teodorowicz, 1) Marta i Maria. 2) Ogień. 3) Ziarno i kąkol. 4) O modernizmie.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIV, MMXVIII, Kraków 2004, 2018
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: