Odezwa do Duchowieństwa

całej Prowincji Gnieźnieńskiej

 

PRYMAS STANISŁAW KARNKOWSKI

ARCYBISKUP GNIEŹNIEŃSKI

 

 

–––––––––––

 

"Śmierć [arcybiskupa] Uchańskiego nastąpiła w środę dnia 5 kwietnia 1581 roku w Łowiczu i król [Stefan Batory] zaraz ze swej strony na osieroconą Archikatedrę zamianował Karnkowskiego, wysławszy do Rzymu z prośbą o zatwier­dzenie odpowiednie pismo. Kapituła Gnieźnieńska, zgodziwszy się jednomyślnie na ten wybór, uczyniła od siebie to samo. Pismo jej z zaleceniem i prośbą wyszło do Rzymu, jak pisze ksiądz Damalewicz, pod dniem 17 kwietnia 1581 roku. Prócz doświadczenia i nauki, gorliwość apostolską o wiarę, czyny poprzednio do­konane bardzo wielkiej doniosłości, zarówno wzglę­dem Kościoła jak Rzeczypospolitej, postawiła kapituła za powód, dla którego pragnie mieć swym zwierzchnikiem i zwierzchnikiem wiernych Archidiecezji Karnkowskiego. Zalecenie takie i ze strony króla i ze strony kapituły zostało uwzględnione; bulla zatwierdzająca wybranego nadeszła z Rzymu w począ­tkach roku 1582. Przybycie do Gniezna nowego Arcybiskupa nastąpiło tegoż roku w dniu 21 kwie­tnia; ingres do katedry odbył się niezwłocznie z okazałością odpowiednią, mowę powitalną do przybywa­jącego miał Jan Powodowski, Kanonik Gnieźnieński. Wiernych radość ożywiała niezwykła, cieszyli się, że będą mieć nad sobą pasterza, o którym tyle słyszeli dobrego.

 

Niedługo po ingresie wydał Karnkowski odezwę do Duchowieństwa całej Prowincji Gnieźnieńskiej. Wypowiada w niej swoje zapatrywania na otrzymaną godność; swoją bojaźń ze względu na odpowiedzial­ność, jaka go czeka przed Bogiem; zwraca uwagę na rozluźnienie karności kościelnej i prosi, żeby nastąpiła zmiana pod tym względem. I przeraża i otu­chę wlewa, słów zdaje się spod serca dobywa, przy czytaniu wyraźnie się czuje, że bardzo pragnął prze­lać niejako w drugich, czym sam był przejęty. Jest to dokument ważny, zaznajamia nas ze sposobem my­ślenia i charakterem Karnkowskiego; nie możemy się przeto powstrzymać, aby go tu nie przytoczyć w ca­łości. Tłumaczenie cokolwiek traci na sile, ale cóż robić, kiedy nie w polskim, ale w łacińskim języku był spisany. Rozpoczyna się tak, jak się zwykle rozpoczynają listy pasterskie – oto jego brzmienie". (Ks. Antoni Chmielowski).

 

–––––––––––

 

 

Stanisław Karnkowski z Bożej i Stolicy Apostolskiej

łaski Arcybiskup Gnieźnieński, Legat urodzony,

Królestwa Polskiego Prymas i pierwszy Książę.

 

Czcinajgodniejszym Panom: Arcybiskupowi, Biskupom,

Prałatom, Opatom i całemu Duchowieństwu Prowincji

naszej, pozdrowienie w Panu!

 

Od chwili, jak mnie Boża Opatrzność, pomimo żem nie zasłużył, na tę godność wyniosła; bez ustanku myślę, nie o tym zaprawdę, jaki mnie zaszczyt spotkał, lecz o tym, jaki na swe barki ciężar przyjąłem. Najwyższe to miejsce, według mnie, niczym innym nie jest, tylko jakby strażnicą jaką, z której pilnie mam zważać, co z pożytkiem, a co ze szkodą Kościoła Chrystusowego w tym królestwie być może. O po­żytek i dobro winienem się wszelkimi siłami starać, szkodę i złe jak najtroskliwiej usuwać. Głos Boży ustawicznie się o me uszy obija, niekiedy zdaje mi się jakbym samego Boga słyszał mówiącego do mnie: "Stróżem postawiłem cię w Izraelu". I znowu: "Krwi jego z ręki twej szukać będę" (1). Ile razy te słowa na myśl mi przyjdą – a często przychodzą – tyle razy strach mnie wielki ogarnia i do baczności pobudza!

 

Nie taję przed sobą, ile mi z przybyciem tej godności, przybyło trudu. Tylu zbawieniem się zaj­mować, tylu nieprzyjaciołom czoło stawiać, tak ze­psute obyczaje poprawiać, na koniec jednemu, nie nad jednym, ale nad wszystkimi, tak obszernego państwa kościołami czuwać – wielki zaprawdę i mozolny trud! Nie przerażałbym się nim jednak, owszem miałbym go sobie za lekki, gdyby nie karność duchownych, całkiem prawie rozluźniona, którą mi przede wszystkim podnieść i zreformować należy. Choroba jest tak wiel­ką, gwałtowną, tylu opanowała, że na razie z myślami się biję, czy na jej usunięcie jaki środek skuteczny wynajdę.

 

Dziwny to czas, nie chorymi, ale raczej szalonymi nazwać się powinniśmy, gdyż w chorobach się lubu­jemy i na przyjęcie lekarstw ochoty nie mamy. Radbym, żeby tak nie było, ale na nieszczęście tak jest, iż ci, którzy by z obowiązku swego chorobom zaradzać powinni, nie tylko się sami dobrowolnie w przeróżne choroby pogrążyli, ale co gorsza innym do tych chorób okazją się stali. Nieuctwo, gnuśność, życie naganne, jak morowa zaraza, szerzą się pomiędzy nami i trapią Kościół Chrystusów, udzielając się wszystkim jego członkom. Bodaj bym prawdy nie mówił, ale zdaje mi się, że większe w ten sposób Kościołowi wyrządzamy szkody, niżby mu sami łupieżcy wyrzą­dzić mogli.

 

"Zadowoleni, jak mówi Ezechiel prorok (2), z wełny, którą się odziewamy, z mleka, którym się karmimy, z surowością i mocą rozkazując owieczkom, co niemocnego jest nie posilamy, co chorego nie leczymy, co połamanego nie wiążemy, co zaginęło nie szukamy"; "ale raczej, wedle wyrażenia Jeremiasza proroka, rozpraszamy i rozszar­pujemy trzodę Pańską, która wskutek niedbalstwa na­szego idzie na pożarcie wszech zwierzów polnych".

 

Mamże dodać, że niektórzy z biskupów, prócz bywania na sejmach krajowych, prócz używania albo i nadużywania dóbr kościelnych, do żadnego innego obowiązku nie zdają się poczuwać. Co się odnosi do dusz zbawienia, krwią Chrystusa odkupionych, to jako rzeczy podrzędne uważają i na swych zastępców całkiem zdają. Wolałbym, żeby to wszystko co mówię nie znalazło wiary, ale wszędzie szerzące się bezkarnie jak najszkodliwsze błędy, wychodzące raz po raz na jaw jak najszkaradniejsze występki, wespół ze zrabowanymi kościołami, z zaniedbaną czcią Bożą, z zaniechanym uczęszczaniem do świętych Sakramentów; są aż nazbyt dotykalne, aż nazbyt przekonywające dowody opieszałości i zaniedbania naszego.

 

A skoro się tak rzecz ma z głową, nie trudno wnieść, co się dzieje z innymi członkami. Wszystko tu znajdziemy o wiele gorzej. Już nie tylko gnuśność i zapominanie się w swych obowiązkach, ale i różne następstwa stąd płynące. Złe to opanowało niemal wszystkich z trudną do uwierzenia siłą. Takich, którzy celują zdolnościami, nauką, jeszcze znajdziesz; ale takich, których by chciwość, zarozumiałość, roz­pusta, w swą niewolę nie zaprzęgła, prawie nie ma. Na ucisk kościoła, na nieoddawanie dziesięciny, na pogardę stanu duchownego skarżą się wszyscy i od biskupów domagają natarczywie zaradzenia złemu. Nie miałbym nic przeciw tej skardze, chwaliłbym ją owszem, gdyby skarżący się życiem swoim ujawnili, że im słusznie należy się to, co poprzednikom naszym, wielkiej cnoty mężom, dobrowolnie przez wszystkich było oddawane. Ale skoro dostatki kościoła nie na chwałę Bożą, jeno na podtrzymanie naszej gnuśności obracamy, lękam się, aby na pewnej podstawie o nas nie mówiono, że nas sam Bóg umyślnie z tych ozdób ogałaca, którymi nie przestajemy obrażać Jego Bo­skiej Osoby.

 

Nie przeczę, że tu i ówdzie jest ktoś pomiędzy nami, co lepiej od reszty myśli i przykładniej żyje, ale cóż kiedy nie ma ochoty do wystąpienia otwar­cie, do zajęcia się drugimi, kiedy tak ukrywając się w zakątku, można powiedzieć pod pewnym wzglę­dem, że marnieje. W ten sposób jeden na drugiego patrzymy i wszyscy chorujemy, wszyscy się w swej powinności zapominamy lub jej całkiem zaniedbujemy.

 

Gdy się ktoś odważniejszym pokaże i obowiązek swój, jak należy spełnia, kościołem sobie powierzonym według świętych kanonów zarządza, zaraz go inni na ząb biorą, docinkami kłują, rygorystą, fanatykiem, świętoszkiem zowią. Prawdzi się na nas zaiste, co święty Paweł niegdyś wyrzekł, iż gdy się nawzajem gryziemy i zjadamy, nawzajem też się niszczymy.

 

Ale na tym przerywam moje wyrzekania; wad naszego stanu, które oby się wiecznym zapomnieniem pokryły, nie jest moim zamiarem na jaw wywodzić. Jeślim o nich wspomniał, to jeno dla przyniesienia ulgi memu sercu, które bardzo z tego powodu boleje; dla podzielenia się tą boleścią z innymi podo­bnie myślącymi; dla otrząśnienia się z gnuśności i za­niedbania zastarzałego; dla wykazania, jak konieczną jest zmiana w obyczajach naszych; jak nieodzowną należyta piecza o kościół, który nam powierzony zo­stał, nad którym czuwamy; jak chętnie powinniśmy się zgodzić na wszystko i przyjąć wszystko, co by nas z tych wad wyleczyło, co by plamę na nas cią­żącą zmyło!

 

Gdym się długo i wiele zastanawiał, jaki by środek był najskuteczniejszy na usunięcie złego, nie mogłem nic odpowiedniejszego znaleźć, nad synod prowincjonalny. Wspólna wymiana zdań, wspólne roztrząśnienie wszystkiego, pewno by zaradziło wspólnemu nie­szczęściu. Wiem, że mamy niemało uchwał zbawien­nych, że nam nie zbywa na przepisach stosownych, które na poprzednich synodach postanowione zostały; ale i tego nie ukrywam przed sobą, że wiele, bardzo wiele z nich dotąd na papierze pozostało, wcale w wykonanie nie weszło. Wniosek stąd sam się przez się nasuwał, że dla poparcia tej drugiej strony, dla wprowadzenia w życie uchwał, zebranie się nasze po­nowne jest nieodzownym. Ale im dłużej nad tym się zastanawiałem, tym więcej powodów napotykałem, które nie tylko zwołanie synodu prowincjonalnego na czas sposobniejszy odłożyć doradzały, ale owszem za tym odłożeniem stanowczo były. Inni biskupi, prawie wszyscy których powagę bardzo sobie cenię, to samo zdanie ze swej strony objawili.

 

Przestałem więc na teraz myśleć o synodzie prowincjonalnym, ale nie przestałem wcale myśleć o Archidiecezji mojej. W tym roku jeszcze całą postanowiłem objechać i całą wedle dawnego zwy­czaju zwiedzić. Spodziewam się, że bliższe wniknięcie w potrzeby każdego kościoła, da mi lepszą sposobność przyjścia z pomocą każdemu, w danym wypadku. Żeby się jednak komu nie zdawało, że go chcemy obciążać, zamierzyliśmy to własnym kosztem uskutecznić.

 

Innego celu w tym nie mamy, tylko aby ci, do których to należy, każdy wedle swej możności, tak się urządzili, iżby wszystko u nich znalazło się w porządku, iżby wszystko odbywało się wedle prze­pisów świętych kanonów, iżby nic nie było, co by czyjeś oko zasadnie obrażać mogło. Byłoby do życzenia, aby i w innych diecezjach ci, do których wizytowanie należy, to samo uczynili. W ten spo­sób przed nadejściem czasu, w którym się synod prowincjonalny złoży, stan wszystkich kościołów po­znany zostanie i stosownie do potrzeb, jakie się po­każą niezbędnymi, każdy po wspólnej naradzie w to się zaopatrzy, na czym mu zbywało.

 

Nie tajno nam, że nic tak wiernych nie razi, jak owa różność, która się widzieć daje w odprawia­niu nabożeństwa, a zwłaszcza podczas prefacji we Mszy świętej, przeto pragniemy i polecamy, aby wszyscy starali się tę różność usunąć, aby w śpie­waniu i w ogóle w odprawianiu nabożeństwa zacho­wywali przepisy świętego trydenckiego soboru. Ma­jąc to na uwadze, kazaliśmy wydrukować porządek odprawiania nabożeństwa według świętego Rzymskie­go Kościoła, oraz nuty do śpiewania z zachowaniem kontekstu prefacji, aby je każdy do Mszałów swoich przyłączyć mógł, dopóki nie postanowimy o druku Mszałów i innych książek, do użytku kościołów w prowincji naszej potrzebnych. To cośmy wydali, pole­camy, aby każdy w kościele swoim miał i przy od­prawianiu Mszy świętej używał.

 

Wiemy, że niektórzy z kapłanów dlatego szcze­gólniej Rzymskiego Brewiarza nie nabywają, iż im, jak mówią, na jego nabycie fundusze nie wystarczają, przeto dla usunięcia całkiem tej wymówki, polecili­śmy naszemu Oficjałowi Gnieźnieńskiemu sprowadze­nie pewnej liczby egzemplarzy na nasz koszt i roz­danie ich, jak można najprędzej, pomiędzy uboższych kapłanów. Bo co do tych, którym dochody kościoła wystarczają na różne rzeczy, nieraz mniej potrzebne albo i całkiem zbyteczne, nie widzimy powodu, którym by się słusznie zastawiać mogli od zaopatrzenia się w to wszystko, co im w sprawowaniu swego urzę­du jest konieczne.

 

Na koniec, ponieważ nic innego tylko grzechy i występki nasze, rozdział pomiędzy nami i Bogiem czynią, gniew Jego z dniem każdym coraz większy na nas ściągają; przeto wszystkich upominamy i za­chęcamy, przez wnętrzności miłosierdzia Bożego, aby pamiętać chcieli, że są światłem świata, ażeby innym niewinnością życia i świętością przyświecali – że są solą ziemi, aby innych od zgnilizny grzechowej chro­nili – że są pośrednikami pomiędzy Bogiem i ludźmi, aby pokój Boży i łaskę ludziom wyjednywali. Nie­chaj się więc strzegą, aby zamiast łaski nie ściągali obrazy, zamiast pokoju nie sprowadzali gniewu. Obawy nie ma najmniejszej, Bóg jest sprawiedliwy, szydzić z siebie nie pozwoli (3); jeśli karę zwleka, to pó­źniej surowiej ukarze, w miarę powiększających się występków, i razy swej pomsty powiększy.

 

Co abyśmy od siebie i od powierzonego nam ludu odwrócili, rzeczą jest niezbędną, abyśmy z grzechami rozbrat wzięli, w cnocie się rozmiłowali i obyczaje nasze do dawnej kościoła karności stosowali. Nade wszystko próżnowania i zbytku, jako wszystkiego złego początku, bardzo unikajmy, tej myśli będąc, że Bóg, który dla wielkości grzechów naszych podał nas na udręczenie przeciwnikom naszym, znowu po­prawą naszą, pokutą naszą przebłagany, stan nasz do dawnej świetności, a kraj do zgody i jedności religijnej przywróci.

 

Obecnie pobożny i waleczny król nasz, z tak ciężkiej i niebezpiecznej wojny, po zawarciu za łaską Bożą pokoju, z wielką chwałą swoją i pożytkiem Rzeczypospolitej, zdrowo i cało do nas wraca; prze­to wzywam wszystkich członków stanu naszego, aby za tak wielkie dobrodziejstwo Miłościwemu Bogu dzięki złożyli, o pomyślny rzeczy obrót błagali, a oraz aby i mnie temuż Bogu polecili, iżby te początki moich rządów Arcybiskupich, mojej troski pasterskiej, na chwałę swego nieśmiertelnego imienia obrócić raczył, a także na pożytek i ozdobę powierzonego mi kościoła.

 

Aby ta odezwa nasza, jak jest, doszła do wia­domości wszystkich, którym na tym zależy, upo­minamy w Panu Czcigodnych Ordynariuszów Prowincji naszej. Oficjałom zaś Archidiecezji naszej Gnieźnieńskiej, tak generalnemu, jak foralnym i ich zastępcom polecamy, aby ją po wszystkich kościołach całej Prowincji naszej opublikować kazali. Dla wiarogodności pieczęć naszą wycisnęliśmy. Dano w zam­ku naszym Łowickim.

 

Prymas Stanisław Karnkowski, Arcybiskup Gnieźnieński

 

–––––––––––

 

Cyt. za: Życiorys Księdza Stanisława Karnkowskiego Arcybiskupa Gnieźnieńskiego przez Księdza Antoniego Chmielowskiego, [w:] Kazanie o Dwojakim Kościele Chrześcijańskim J. E. Księdza Stanisława Karnkowskiego Arcybiskupa Gnieźnieńskiego przejrzał i wydał Ksiądz Antoni Chmielowski M. Ś. T., Warszawa 1884, ss. 51-61. (a)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pozwolenie Władzy Duchownej:

 

            Rękopis pod tytułem: "Kazanie o dwojakim Kościele Chrześcijańskim z życiorysem księdza Stanisława Karnkowskiego Arcybiskupa Gnieźnieńskiego", zgadza się z nauką Katolickiego Kościoła; może być drukowany.

 

            Warszawa, d. 25 stycznia (6 lutego) 1884 r.

X. Piotr Stojakowski,

Cenzor dzieł treści relig. w Arch. Warszaw.

 

N. 552.

A P P R O B A T U R.

Varsaviae 27 Januarii (8 Februarii) 1884 a.

 

Judex Surrogatus

Praelatus Metropolitanus

(L. S.)

J. Borzewski.

 

pro Secretario

A. Tymieniecki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypisy:

(1) Ezech. 3.

 

(2) Ezech. 34.

 

(3) Gal. 6, 7.

 

(a) Por. 1) Abp Stanisław Karnkowski, Prymas Polski, a) Kazania o Chwalebnej Eucharystii. b) O wieczerzy Zborów Luterskich, Pikardskich, Zwingliańskich, Kalwińskich i Nowochrzczeńskich. 2) Abp Ignacy Hołowiński, Mistrzowie słowa. Prymas Stanisław Karnkowski. (Przyp. red. Ultra montes).

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: