ŚW. TOMASZ Z AKWINU

 

i dzisiejsza filozofia

 

X. ANTONI LANGER SI

 

––––––––

 

 (Dokończenie)

 

III.

 

Pozostaje nam jeszcze odpowiedź na drugie pytanie: Czy środek zaradczy podany przez Leona XIII, a zawarty w zwrocie do filozofii św. Tomasza, jest zdolnym do osiągnięcia zamierzonego celu.

 

Odpowiedź na to pytanie zawiera się w trzech punktach: jaki środek podany, jaki cel do osiągnięcia, jaki między tym środkiem, a tym celem stosunek. Środkiem, który Leon XIII przedstawia, jest filozofia św. Tomasza. Czyż to znaczy, że wyrzec się mamy zdobyczy naukowych tylu wieków, i wrócić na nowo do zbyt ciasnego kółka, w jakim zawarta była oświata w XIII wieku? Jak niedorzecznym byłoby twierdzić, że wówczas wiedza ludzka doszła do kulminacyjnego punktu, tak żaden rozumny człowiek, a najmniej Leon XIII, pragnąc rozkwitu wiedzy nie może zamknąć jej w ówczesnym kole. Owszem z radością uznaje Stolica Apostolska wszystko, do czego doszła wiedza przez mozolne a wytrwałe badanie w dziedzinie filologii, historii, archeologii, a przede wszystkim na polu badań przyrody. Rzeczywiście można tu ujrzeć kolosalny postęp, prawdziwy skarb nowo odkrytych prawd o których wiek XIII ze swoim św. Tomaszem nawet nie marzył. Nie wszystko zapewne jest prawdą nieomylną, co się w dzisiejszych czasach zdobyczą nauki nazywa; ta sama wiedza, która z takim tryumfem występuje przed nami ze swymi odkryciami, nieraz na tych samych zasadach oparta, potępia to, co wczoraj za niezbitą uznała prawdę; tego jednak zaprzeczyć nie można, że liczne prawdy, które dotychczas leżały ukryte w łonie natury, dzisiejsze badania wydobyły na jaw. Uznajemy przeto i Leon XIII uznaje wielki postęp w naukowym świecie.

 

Jest jednak równie pewną, że wszystkie te prawdy li tylko na polu czysto materialnych kwestii i empirycznych badań odkrytymi zostały, gdy tymczasem dziedzina transcendentalnych, idealnych, czysto rozumowych badań nie może się poszczycić równie wielkim postępem. Zestawiając pisma takiego św. Tomasza z całym ogromem prac nowszych filozofów, znajdziemy u niego samego na polu transcendentalnej wiedzy daleko większą obfitość prawd, aniżeli u wszystkich nowszych filozofów razem wziętych. Czasem nowsi wstępują wprawdzie na drogę transcendentalnych badań, ale jakżeż często stawiają zdania, których proste objaśnienie już je zbija dostatecznie; otóż te liczne błędy, w które popadli nowsi, zerwawszy z tradycjami starej filozofii, mają być przez filozofię św. Tomasza usuniętymi, co więcej zupełnie wykorzenionymi.

 

Czyż więc scholastyka z wszystkimi swymi subtelnościami, z całym nagromadzeniem niepotrzebnych dystynkcji i kwestii, które już dawno ustąpić musiały z widowni badań naukowych, ze swymi kłótniami de lana caprina, z całą swoją nużącą a ciężką frazeologią, ma na nowo odżyć? Czy ona ma nas popchnąć na nowe, jedynie prawdziwe tory wiedzy? Takie pytania wyrywają się z ust wielu myślicieli. Tak! Filozofia św. Tomasza ma to przywieść do skutku, jednak nie w tej wstrętnej postaci, w jakiej zwykle ją przedstawiają. Dlatego to Leon XIII nie podał scholastyki w ogóle za środek zaradczy, ale w szczególności scholastyczną filozofię św. Tomasza. Kto wczytał się w jego dzieła i wniknął w ich ducha, ten wie, że zarzuty, jakimi słusznie niejednego z dawnych scholastyków obarczają, nie tyczą się bynajmniej Anioła szkoły. U niego nie znajdziesz czczej igraszki słów, ani marnego popisywania się z dowcipem; tu tylko głębie, do których zstępuje jego geniusz, i wysokości, na które się wznosi, by wszystkie tajniki prawdy transcendentalnej, o ile możność ludzka na to pozwala, wyświecić i uzasadnić. Nie spotkasz u niego drobnostkowych dystynkcji, nie objaśniających, ale zaciemniających tylko sporne kwestie; gdzie tylko z dystynkcją wystąpi, tam zawsze ma na oku rozróżnienie rzeczywistej prawdy od fałszu przybranego w pozory prawdy.

 

Ma i św. Tomasz kwestie, które dziś już ustąpiły z pola naukowego, a może nawet podnoszonymi być nie mogą; ale i w tych kwestiach tkwi myśl zasadnicza, która i dziś w nowszych badaniach służyć by mogła za gwiazdę, przewodniczkę wiedzy. Oprócz tego odpowiada na dość sporą liczbę pytań, które dziś z wielką szkodą wiedzy, zupełnie wykluczonymi zostały z jej dziedziny. Co się zaś tyczy sposobu wyrażania św. Tomasza, ktokolwiek zna jego naukową terminologię, oddaje świadectwo niezrównanej jasności Doktora Anielskiego. Sama zaś terminologia jak w każdej gałęzi wiedzy, tak przede wszystkim w dziedzinie filozofii musi być odrębną i dla profanów nie od razu zrozumiałą.

 

Czyż więc mamy przyjąć w pokorze system św. Tomasza, jakby w nim nauka doszła do swego zenitu, ponad który już się wyżej wznieść nie jest w stanie? I to nie jest myślą Leona XIII, jak to ze słów jego wynika. "I nauki przyrodnicze, które dziś tak popłacają, i wspaniałymi swymi odkryciami w zdumienie wszystkich myślicieli wprawiają, z powrotem do dawnej filozofii nie tylko nic nie utracą, ale wielką odniosą korzyść. Do rozwoju ich bowiem nie przyczynia się samo zestawianie zjawisk i zastanawianie się nad przyrodą. Ze stałości bowiem i niezmienności zjawisk, trzeba się wznosić do poznawania wewnętrznego ustroju ciał, trzeba badać ich prawa, którym podlegają, wykrywać przyczyny zjawisk, od których zawisła jedność w różności. Na wszystkie te pytania scholastyczna filozofia może wiele rzucić światła, jeżeli tylko wdroży się umysł w sferę jej pojęć". Zaleca więc Ojciec św. by się nie ograniczać na samych tylko zjawiskach, ale stąd brać inicjatywę do badania natury i istoty rzeczy, które nie są bezpośrednim przedmiotem zjawisk. Starzy włączali te zagadnienia w zakres "metafizyki", podczas gdy zjawiska same i wynikająca stąd wiedza stanowiły tło "fizyki".

 

Nowsi zwykli nazywać tę gałąź filozofii, transcendentalną. To wstąpienie nauk w metafizyczną lub transcendentalną dziedzinę, jest ostatecznym ich wykończeniem i udoskonaleniem, a filozof w ścisłym tego słowa znaczeniu wnikający wyłącznie w istotę rzeczy i ich przyczyny ma niezaprzeczone prawo do włączenia wszystkich tych metafizycznych rezultatów w swój zakres i w swój system. Kiedy więc Ojciec św. spodziewa się daleko większego rozwoju wiedzy na tym filozoficznym polu, przez przyzwanie na pomoc filozofii św. Tomasza, to z pewnością ma na oku i sam rozwój tejże filozofii przez nowsze zdobycze wiedzy. Suma bowiem prawd wynikająca z połączenia tych dwóch kierunków wiedzy, należy się nowszym naukom, i jest niezaprzeczenie niepoślednią częścią samej filozofii.

 

Byłoby to zanadto nieroztropnym mniemaniem, które i w głowach scholastyków trzymających się bezwzględnie starej filozofii, na chwilę powstać nie powinno, że rzeczona filozofia doszła już do ostatecznych krańców doskonałości. Jak bowiem Melchior Canus scholastykę o całą gałąź wiedzy wzbogacił, gdy w dziele swoim de locis theologicis teologiczną metodę dowodzenia, przedtem praktycznie przez Ojców Kościoła i scholastyków wyznawaną, podciągnął pod formuły naukowe; tak też i po dziś dzień z pewnością przez nowsze nauki filozofia scholastyczna wiele zyskać może. Każdy, który tylko zna zakres prawd dawnej filozofii, chętnie się na to zgodzi. Jest tam wiele jeszcze kwestyj, które dostatecznie nie zostały zbadane, lub rozwinięte; jak Canus przysłużył się wiedzy teologicznej, tak można podobną usługę oddać nauce o naszym rozumowym poznawaniu (o co już niektórzy się pokusili), zbadać źródła, z których rozum wiedzę swą czerpie, wykazać przyczyny błędów, wyświecić ostateczną normę, czyli kryterium prawdy. Tak samo dział etyki i prawa naturalnego w scholastycznej filozofii nie jest jeszcze dostatecznie opracowany. Są i inne jeszcze kwestie, które scholastycy dość skrzętnie opracowywali, do których jednak wykończenia nowsze badania znacznie przyczynić się mogą. Tak np. wewnętrzna istota ciał i ich sił wiele zyskać może z rezultatów chemii nowoczesnej, powstawanie zmysłowych wrażeń z tak licznych badań dzisiejszej psychologii, nauka o stworzeniu z ustawicznie wzrastających i mnożących się odkryć paleontologicznych i geologicznych. Nie mniej światła mogą rzucić na objaśnienie i uzasadnienie prawd wynalazki dzisiejszej fizyki itd. A zatem, gdy Encyklika nam mówi, że mamy powrócić do nauki św. Tomasza, to nie znaczy że mamy doktrynę XIII wieku przyjąć jako absolutnie doskonałą, ale że zamieszanie i obłęd dzisiejszej filozofii, wynika z zerwania zupełnego z dawną; że odrzucono bogatą spuściznę wiekowej pracy, a szukając nowych zupełnie torów, puszczono się na fałszywe; żeby więc wyjść z tego obłędu i zamieszania, wrócić trzeba do zasad starej filozofii, sformułowanej przez św. Tomasza, a stamtąd dopiero rozpocząć dalszą budowę. Do tej budowy podają obfity materiał z taką skrzętnością i niezmordowaną pracą uprawiane nauki doświadczalne. Ba! nawet same błędne drogi, po których chodziła dotychczas filozofia, dla postępu nauk nie są bez korzyści. Jeżeli ktoś do pewnego celu zmierzając, zejdzie z prawdziwej drogi, i zbłąka się na bezdrożach, wtedy najprostszy środek do wyjścia z błędnej drogi w tym się zawiera, by wrócił do punktu, z którego rozchodzi się prawdziwa i błędna droga. Leon XIII wskazuje nam to miejsce rozstajnych dróg, a jest nim filozofia św. Tomasza, filozofia jeszcze niezamącona niedostatkami i przesadami, w jakie popadła późniejsza scholastyka w czasie swego przekwitu, a tym więcej oddalona od zasadniczych błędów i fałszywych teorii, w jakich nowożytne szkoły ugrzęzły. Ten zaś powrót do filozofii św. Tomasza nie ma być martwym zasklepieniem się w jego pryncypiach, wyniszczającym dalszy rozwój wiedzy, ale zaczerpnięciem ożywczej siły, tryskającej z jego zasad, i dodającej odwagi i mocy do dalszej pewnej i trwałej budowy z materiału, przez nowszych badaczów tak obficie dostarczonego.

 

Taki jest podany od Papieża środek zaradczy; jakiż cel ma się tym środkiem osiągnąć?

 

Cel najbliższy i bezpośredni, do którego zmierza Ojciec św. jest naprawienie filozofii ab imis fundamentis. Naprawa ta nowszej filozofii przez oparcie się na nauce św. Tomasza, ma na oku potrójne dobro: Obronę i winne uszanowanie wiary, pomyślność społeczeństwa ludzkiego i rozwój wszech nauk. "Napominamy was najusilniej, Czcigodni Bracia, mówi Leon XIII w swej Encyklice, ażebyście dla obrony i chwały katolickiej wiary, dla pomyślności ludzkiego społeczeństwa, i dla wzrostu wszystkich nauk, przywrócili złotą mądrość św. Tomasza, i według możności ją rozkrzewiali". Duchowy gmach nowej filozofii trzeba rozwalić; fundamenta są słabe i wiotkie, ponieważ błąd w nich lub jednostronna prawda z błędem jest zmieszana a niezliczona ilość kamieni, do tej budowy wziętych, równie jest słabą, bo błędem zarażoną. Dawne fundamenta chrześcijańskiej filozofii trzeba znów odgrzebać, by na nich dalej budować; kamienie, które przystają do dawnych fundamentów, mają po ociosaniu do niej być użyte, co zaś nie zgadza się z nimi, ma być po prostu odrzuconym i tak ma powstać nowy gmach, twierdza broniąca wiary, ochraniająca społeczeństwo od szkodliwych wpływów, punkt środkowy gwarantujący rozwój wiedzy.

 

Obrona i cześć dla wiary, oto pierwsza rzecz, która ma być osiągniętą. Filozofia żadnemu z artykułów wiary nie przepuściła. Tajemnicę Trójcy Przenajświętszej odrzucono ze stanowiska matematyki, tajemnicę Ołtarza ze względu na fizykę, stworzenie świata na rzekome wymaganie geologii i paleontologii, nawet nieśmiertelność duszy zaprzeczono, jako niezgodną z wynalazkami nowszej fizjologii. Gdzie nie było pod ręką nauki do przeciwstawienia wierze, tam starano się wykazać sprzeczność w postulatach chrześcijańskiej nauki; tak postąpiono sobie z nauką o Odkupieniu rodzaju ludzkiego, z nauką o łasce i o upadku człowieka, i karze za upadkiem idącej. Nie dosyć mając na tym zwalczaniu poszczególnych wiary artykułów, filozofia uderzyła szturmem na same podstawy i pryncypia wiary. Ponieważ wiara suponuje przekonanie o istnieniu Boga ponadświatowego, który może stworzeniu udzielić ze skarbnic swej prawdy, dlatego okrzyczano to przekonanie jako niedorzeczność; raz nauczano, że nie ma Boga pozaświatowego, to znów co nazywamy światem i przyrodą, wystawiono jako Boga samego, rozwijającego się w postępowym pochodzie. Inni, zapewne szczersi, zaprzeczyli bez ogródki istnienie Boga, a uznali wyłącznie naturę, poza którą i ponad którą nic nie istnieje. Zaprzeczono też konsekwentnie możliwość nadprzyrodzonych prawd, i również konsekwentnie orzeczono, że rozum ludzki sam sobie wystarcza i wrodzoną swą bystrością dotrzeć może do ostatecznych krańców wszelkiej prawdy. Dalej, by wyłamać się spod prawa wiary, targnięto się na dowody, którymi Bóg swe objawienie uwierzytelnia przed ludzkością, na cuda i proroctwa. Wezwano na pomoc wszelką istniejącą wiedzę, by tylko dowieść, że cuda i proroctwa są niemożliwymi.

 

Nie brakło i takich filozofów, którzy zamiast wystąpić z bronią argumentów przeciw wierze, obrali sobie krótszą ale wygodniejszą drogę ironii i sarkazmu. Wystawiali tajemnice wiary na śmiech i urągowisko pospólstwa, a że do tysiąca dusz prędzej trafia ten sposób oppugnowania wiary, aniżeli rzekomo naukowe argumenta, dlatego też całe masy ludu dały się uwieść lekceważeniu i natrząsaniu z wiary i odpadły od Kościoła. Tak np. Wolter przez swoje sarkastyczne naigrawanie się z wiary daleko więcej uwiódł umysłów aniżeli ciężko uczeni encyklopedyści swoimi napuszonymi argumentacjami.

 

Prawo restytucji ciąży więc na filozofii, musi przeto wrócić tę cześć religii, którą jej wydarła. Co filozofia w pierwszych wiekach chrześcijaństwa uczyniła dla wiary, gdy ją uprawiali apologeci, to i dziś ma filozofia przywieść do skutku. O takiej filozofii wyraził się św. Augustyn: "Tej wiedzy zadaniem jest wiarę rodzić i wzmacniać" (1). Filozofia rodzi wiarę, tj. obok łaski, która w sercu jako pierwszorzędna przyczyna wiary działa, występuje i filozofia z naukowym przekonaniem, dotyczącym przesłanek wiary; okazuje nam rozumowo istnienie jednego Boga, który może się objawić rozumnemu stworzeniu, i dowodzi faktu Objawienia, przedstawiając mądrość i prawdomówność Boską, i wskazując na Boskie uwierzytelnienie objawienia przez cuda i różne znaki. Filozofia karmi wiarę, jak bowiem pokarm żyjącym istotom udziela wzrostu i rozwoju, tak i prawdziwa filozofia przyczynia się ze swej strony do wzrostu i rozwoju wiary. Umysł filozoficznie wykształcony jest zdolnym do porównywania i zestawienia między sobą tajemnic wiary, a przez logiczne wnioski wyprowadza coraz to nowsze prawdy w powyższych jakby w nasieniu włącznie implicite zawarte.

 

Filozofia broni wiary "zbijając zarzuty przeciwko niej podnoszone, okazując zarazem niewierzącym jak nierozsądnie przeciw wierze występują" (2). To zaś filozofia może uskutecznić albo bezpośrednio, okazując błahość zarzutów, albo pośrednio, wyświecając skażone źródło powątpiewań przeciw prawdom nadprzyrodzonym wznoszonych, i podnosząc nierozsądne mierzenie nieskończonej prawdy Bożej skończonym i zewsząd ograniczonym rozumem ludzkim.

 

Wreszcie filozofia umacnia wiarę, tj. umacnia ją w nas samych, raz okazując nam umiejętną wartość dowodów teologicznych, drugi raz oświecając je światłem prawd przyrodzonych spowinowaconych z nadprzyrodzonymi, ażeby je więcej i głębiej w nas wpoić; takie bowiem analogiczne wyjaśnianie prawdy nadprzyrodzonej zrozumialszą ją czyni, choć zasłony tajemnicy ostatecznie z niej nie zdejmuje (3). Przede wszystkim zaś filozofia ma nas umocnić w wierze, wdrażając nas w zrozumienie tajemnic, o ile się tylko to da do skutku przywieść. Filozofia, jeżeli tylko idzie za światłem rozumu, nie sprzeciwia się nigdy wierze, bo jedna i druga pochodzi z tego samego źródła, z nieskończonej mądrości Bożej, tak jak i wiara prawdom rozumowym nigdy nie stoi w drodze. "Niech tego rodzaju mniemanie, mówi św. Augustyn, dalekim będzie od nas, jakoby Bóg szczególniej w nas nienawidził tej zalety, rozumu, przez który nas z pośród innych tworów żyjących wyszczególnił. Niech będzie dalekim od nas to przypuszczenie, że wiara wyniszcza w nas rozum, ponieważ nawet wiary mieć byśmy nie mogli, gdybyśmy rozumnych nie mieli dusz. W niektórych artykułach wiary, których obecnie nie rozumiemy, ale które kiedyś pojmiemy, wiara uprzedza w nas zrozumienie prawdy, ażeby tym sposobem przygotować nas do przyjęcia światła gruntowniejszego zrozumienia. Stąd to prorok Pański słusznie powiedział: «Jeżeli mu nie uwierzycie, nie zrozumiecie»" (4).

 

Obrona wiary jest tedy pierwszym owocem, którego się Ojciec św. z odnowienia filozofii spodziewa; pomyślność społeczeństwa ludzkiego to drugie jej zadanie. Że filozofia pierwszorzędnie przyczynić się do tego może, temu nikt nie jest w stanie zaprzeczyć. Zasady tryskające z różnych prądów filozoficznych wniknęły we wszystkie warstwy społeczeństwa ludzkiego, i wywołały w nich ten sam kierunek, który w samychże systematach był ześrodkowanym. Racjonalizm z katedr profesorskich głoszony przekształcił się w niewiarę u ludu, panteizm teologów zmienił się w gruby ateizm, w którym nawet niewykształcony umysł dziwnie się lubuje. Socjalizm uczonych przyjęła z oklaskiem klasa robotnicza jako komunizm. Rozkrzewiana przez filozofię wolność i równość wyrodziła się na wyuzdaną swawolę, uznającą wolność tylko dla niewiary, dla innych zaś przekonań mająca na zawołanie wszelkie środki uciemiężania i tyranii. Że powszechnie przebija się chętka do używania, co więcej, że epikureizm uważają za konieczność, umiarkowanie i wstrzemięźliwość za głupstwo – wszystko to zawdzięcza ludzkość filozofii sensualistów. Zdarzyło się i filozofom to, co opowiadają o jakimś nieszczęśliwym czarowniku, który zaklął duchy i na scenę wywołał, ale odwołać ich nie był w stanie.

 

Musi więc filozofia ze swej strony przyłożyć rękę do naprawienia tej szkody, którą wyrządziła. Postarać się winna o nowe zdrowe zasady, na których by oparła nowy porządek moralny i społeczny. Prawa obyczajowe muszą wystąpić przeciw prawom namiętności, prawa ludzkie muszą ustąpić prawom Bożym. Powaga musi znowu na ziemi w nadnaturalnej stanąć aureoli, prawo własności święcie być poważanym. Małżeństwo i wychowywanie dzieci nie mają być więcej ofiarami bożka państwa, odartymi z religijnego charakteru. Oto cel, do którego także zmierzać powinna filozofia! Nie będzie to dziełem lat kilku, ale jak nad rozkrzewieniem zgubnych zasad filozofia wieki całe pracowała, tak i nad wykorzenieniem ich zarównie wieki mozolnej poświęcić będzie musiała pracy. Ale rozpocząć dzieło odrodzenia ludzkości musi jak najrychlej.

 

Trzecie dobro, które filozofia ma osiągnąć, to prawdziwy a nie pozorny tylko rozwój nauk. Lecz w czymże katolicka filozofia może się przyczynić do ich rozkwitu? Zwykły to zarzut, który podnoszą przeciw Kościołowi katolickiemu, że krępuje i ubezwładnia wszelkie badania, a że wolność i swoboda niezbędnym jest warunkiem do badań naukowych, dlatego nigdy się nie udadzą, pod zwierzchnictwem Kościoła.

 

Ażeby z tego rodzaju zarzutem wystąpić, trzeba już poprzednio mieć przekonanie, że chrześcijanizm i katolicyzm na błędnej są drodze. Póki bowiem objawioną religię jako taką z winną czcią przyjmujemy, póki przyznajemy nauczycielstwu Kościoła posłannictwo i strzeżenie nauki objawionej w całej swej czystości i nieskazitelności, dopóty tego rodzaju zarzut jest niesprawiedliwym. Jeżeli objawiona religia rzeczywiście istnieje, to i zasady jej i nauki nie mogą się sprzeciwiać prawdziwej wiedzy, bo pochodzą z nieskażonego źródła prawdy Bożej. Gdy przeto wiedza w swych badaniach dojdzie do jakich rezultatów niezgadzających się z objawieniem, wtedy winni przedstawiciele rzeczonej nauki wyznać: Ponieważ Bóg w nauce swej jest nieomylnym, my więc w naszych badaniach błąd popełniliśmy.

 

Jeżeli z zapewnieniem szczególniejszej pomocy Ducha Świętego istnieje w Kościele od Boga postanowiony urząd nauczycielski, któremu Bóg powierzył czuwanie nad nauką w Kościele wyznawaną, wtedy ma zarazem prawo przeciwstawiania prawdy objawionej rezultatom badań naukowych, niezgadzających się z objawieniem, i wypowiedzieć im śmiało na mocy urzędu swego: Rezultat badań waszych jest błędem, i wy w waszych badaniach rozminęliście się z prawdą. Niech wiedza na swych skrzydłach wznosi się jak najwyżej, ale jeżeli stanie w sprzeczności z objawioną prawdą, niech spuści skrzydła, bo uporne obstawanie za taką pozorną zdobyczą, popchnie ją w bezdeń błędu i fałszu. Filozofia odpowiadająca nauce katolickiej nie wytępia rdzenia prawdziwych naukowych badań, ale je tylko rozwija, zarzuca tylko pęta na swawolę błędu. Przez ten niby negatywny wpływ wiary i harmonizującej z wiarą filozofii zapewnia się pozytywny rozwój nauce. Czyż nie jest daleko pewniejszym postęp na drodze prawdy, kiedy kilka dróg się zamyka z ostrzegającym napisem: błędne drogi?

 

Nasuwa się tu zarzut, że nauki właśnie w ostatnim stuleciu i to w ostatnich jego lat dziesiątkach tak wspaniale się rozwinęły, a przecież od wiary i od katolickiej filozofii nigdy tak się nie oddaliły jak obecnie.

 

Dalekim jestem od przeczenia prawdziwemu postępowi wiedzy, ale o czym raz już wspomniałem, i co wypowiadają koryfeusze pozytywizmu, rozwój rzeczony tyczył się wiedzy w czysto materialnej dziedzinie z wykluczeniem sfery prawd umysłowych. Filozofia doszła do tego, że ograniczyła się na świecie zmysłowym; prawdy zaś nadzmysłowe, albo wprost zaprzeczyła, albo sceptyczne co do nich wypowiedziała: Ignorabimus. Aliści ograniczanie się na samych zjawiskach – co pozytywizm dzisiejszy za jedyną prawdziwą wiedzę ogłasza – nie jest nawet wiedzą w ścisłym i umiejętnym znaczeniu. Jeżeli sumę doświadczeń, zestawianie i rozkład zjawisk, nazwiemy wiedzą, to wyznać musimy, że to dopiero wiedza początkujących. Prawdziwi zaś uczeni spotykając się oko w oko z prawami życia i ruchu, nie zatrzymują się przy nich, ale rwią się coraz wyżej, sięgają coraz głębiej aż do wnętrza istoty rzeczy, nie ograniczają się na zewnętrznych badaniach, ale wnikają w przyczyny i powód zjawisk. Ascensus ad causas supremas et ultimas było zawsze hasłem prawdziwie gruntownej wiedzy. Do tego sposobu traktowania rzeczy niezbędnym środkiem jest zdrowa, wytrawna filozofia. Jak bowiem wprawne oko badacza z łatwością dostrzega zjawiska, które usuwają się przed zwykłym okiem profana, tak też i filozof, którego przedmiotem prac jest wnikanie w ostatnie przyczyny wszelkiego bytu, daleko większej wprawy nabędzie w tej mierze.

 

Zdrowa przeto filozofia, na gruntownych oparta zasadach, zapewnia prawdziwy rozwój wiedzy, a zatem słowo Papieża i w tej materii jest pełnym znaczenia i doniosłości.

 

Przystępuję wreszcie do ostatniego pytania, czy filozofia św. Tomasza może nam dać dostateczną rękojmię, że jest zdolną doprowadzić nas do tego potrójnego celu?

 

Co się tyczy obrony wiary, to nie podlega najmniejszej wątpliwości. Dowodem tego jest samo powstanie scholastycznej filozofii, która według Leona XIII, skupiła się w filozoficznej obronie prawd chrześcijańskich. Rozwinęli już tę obronę Ojcowie Kościoła a scholastycy dopiero według metody Arystotelesa ujęli ją w systematyczną całość. Dowodem tego także pobieżny rzut oka na przedmioty traktowane przez św. Tomasza. Nie ma tam najmniejszej kwestii, która by się nie odnosiła do wyświecenia wiary. A wszystkie odcienia błędów nowszej nawet filozofii są już tam z góry zwalczone.

 

Racjonalizm i materializm, te prądy dzisiejsze, grożące pochłonięciem prawd wiary, według zasad św. Tomasza, są niedorzecznością. Jak racjonalizm jedną tylko sferę prawd przyjmuje, które rozum ludzki dostatecznie rozwinięty wrodzonym swym światłem pojąć może, tak znowu św. Tomasz dwojaki rodzaj prawd rozróżnia, prawdy, które rozum pojąć może i prawdy, ponad rozum sięgające, które tylko rozum Boży pojmuje.

 

Jednak i te prawdy dla rozumu ludzkiego przystępniejszymi się stają przez objawienie, które lubo nie może doprowadzić nas do zupełnego ich zrozumienia, rozjaśnia jednak i wzbogaca umysł daleko wyższym i doskonalszym ich pojęciem. Nauki przedwstępne, torujące drogę do takiej rozumowej wiary, badają jej fundamenta, przekonując nas o rzeczywistym ich istnieniu, o nieomylnej ich prawdzie, o ich sile niczym niezachwianej. Probierze boskiego objawienia, proroctwa i cuda, przepuszczone przez przetak surowej krytyki, zwycięsko z niej wychodzą jako prawdziwe żelazne listy boskiego posłannictwa. Same nawet prawdy objawione podlegają analizie rozumu, z której dwojaki wypływa rezultat: najprzód, że rozum przeciw tajemnicom wiary nie może postawić żadnego niezbitego dowodu, a zatem, że pewność samego faktu objawienia w niczym zachwiać, ani nadwerężyć się nie da; a można by o samym fakcie objawienia wątpić, gdyby rozum mógł w jego tajemnicach jakąkolwiek sprzeczność wykazać. Po wtóre drogą analizy rozumowej przychodzimy do przekonania, że umysł nasz nawet o tajemnicach objawienia może utworzyć sobie pojęcie, jakkolwiek niedokładne i niedoskonałe, przecież niefałszywe, ani błędne. Rozum bowiem czerpie swe wiadomości z poznawania rzeczy stworzonych, a cały wszechświat w każdym pyłku i w każdym atomie nosi piętno Boskiego Mistrza swego. Przyroda jest zwierciadłem, z którego tysiącem promieni tryska ku nam obraz Stworzyciela. Rozum chwyta te rozprysłe promienie, zlewa je w jedną całość i tak tworzy sobie obraz Stwórcy, choć w zarysach i w analogicznym tylko podobieństwie. Taką jest nauka św. Tomasza, zawarta przeważnie w filozoficznej jego sumie contra Gentes.

 

W summie teologicznej na wielu miejscach te same znajdujemy poglądy. Quaestiones disputatae de veritate, a w szczególności qu. 14, komentarz do dzieła Boecjusza de Trinitate, oraz wiele ustępów z komentarza do sentencji Lombarda, są świetnym szeregiem dowodów, odpierających zarzuty i teorie racjonalizmu. Również i materializm nie byłby może odrodził się na nowo, gdyby dawnej filozofii nie zakopano w pyle zapomnienia. W 17 tomach in folio dzieł św. Tomasza nie ma prawie stronicy, na której by jakiś błąd materialistów nie był wytknięty i dosadnie odrzucony. Umiejętna teoria Anielskiego Doktora o powstawaniu w nas intelektualnych pojęć, toruje drogę między skrajnymi doktrynami idealizmu i materializmu, i błędy obydwóch uchyla.

 

Właśnie ta kwestia była zawiązkiem wszystkich błędów nowszej filozofii. Dawni też nominaliści w tym względzie zboczyli z drogi prawdziwej. Kant, choć szczerze szukał prawdy, na tym punkcie również fałszywy wskazał kierunek. Nieznajomość i zaniechanie starej filozofii zamknęła dla wszystkich jedyną drogę jasną i prawdziwą (5). Panteizm w dwojakiej szacie idealnej i materialnej upada rozbrojony i odarty z wszelkiego uroku wobec nauki św. Tomasza o Bogu i o dziele stworzenia. Obok Boga pozaświatowego, stojącego ponad wszelkim stworzeniem w nieskończonej pełni doskonałości, obok Boga, który nie snuje ze siebie jak z kłębka, nici światów i stworzeń, lecz wiecznie ten sam, nieodmienny, słowem swej wszechmocy wywołał z nicości wszechświat zmianom podległy, – obok takiego Boga, panteizm ostać się nie może. Dość spojrzeć na ogólny wykaz treści dzieł św. Tomasza, aby znaleźć tysiące miejsc, rozwijających tę naukę z nadzwyczajnym polotem i głębokością myśli.

 

Podobnie nauka św. Tomasza o świecie materialnym, czyli jego filozofia natury jest najlepszą odpowiedzią na negację metafizyki, z którą występuje pozytywizm. Jakkolwiek św. Tomaszowi brakowało wiele danych, które dzisiejsze badania w instrumenta uzbrojone przyniosły, to jednak stokroć korzystniej byłoby dla nauki zbadać jego teorię o istocie i własnościach ciał, o ich siłach, itp., a zbadać ją i uzupełnić odpowiednio do najświeższych odkryć i wiadomości przyrodniczych, aniżeli nie poznawszy pogardliwie odrzucać. Wszystkie dzieła św. Tomasza tchną tak wysokim nastrojem, metafizyką tak podniosłą, że wymownym świadectwem tym olśnieni, nie możemy nawet przypuścić, aby teoria jego mrzonką tylko być miała, jakimś podmiotowym przywidzeniem bez przedmiotowej wartości.

 

W psychologii gdyby świat uczony był sobie przypomniał to, co stara szkoła uczyła o zjawiskach, które czynnościami rozważnej duszy nazywamy, może nie popadłby w ten obłęd przeczący istnienia wszelkiej niematerialnej duszy, a tłumaczący myśl i wolę fosforescencją mózgu. Podług nowych teorii wszelkie życie jest prostym rezultatem materialnego mechanizmu, tylko motor mechanizmu tego pokryty zasłoną tajemnicy. Podług filozofii scholastycznej, właśnie ten mechanizm jest rezultatem wyższego od materii pierwiastka, objawiającego się działaniem, które przez samą materię wytłumaczyć się nie da. A choć ten pierwiastek innym jest w swej istocie u ludzi, innym u zwierząt, a innym u roślin, zawsze jednak i wszędzie on jeden stanowi główną przyczynę tzw. objawów życiowych (6). Jak psychologia materializmu najwznioślejsze prawdy wiary wniwecz obraca, a wraz z nimi podkopuje moralność i szczęście jednostek i narodów, tak psychologia św. Tomasza z Akwinu wznosi dla nich w tym względzie potężną warownię. Rzecz to więc niewątpliwa, że w psychologii Anielskiego Doktora wiara nasza znajduje najpewniejszą obronę. Wszystkie prawdy zasadnicze, na których opiera się cały gmach tej wiary, wychodzą spod pióra św. Tomasza w takiej pełni światła i uderzają taką siłą przekonania, że choć całe wieki przesunęły się po jego księgach, pewności ich zachwiać nie zdołały. Umiano z lekceważeniem o nich mówić, i nie czytać ich wcale, bo na to niewiele potrzeba, ale nikt jeszcze nie umiał dowodami odeprzeć jego dowodów i wykazać ich błędność.

 

Praktyczną część naszej wiary, tj. etykę chrześcijańską uzasadnia filozoficznie. Ale jakżeż gruntownie ją uzasadnia, jak przejrzyście i wspaniale ją rozwija! Owa zgubna filozofia "praw człowieka" nigdy by wzrosnąć nie mogła, gdyby się stale trzymano filozofii bezwzględnych praw Boskich. Nie ma wyższej, wznioślejszej filozofii od tej, która jednostkom i całej ludzkości wskazuje jako jedyny cel i posłannictwo w tym życiu przejściowym, dobroć Bożą odzwierciedlać w swej duszy, podobieństwem ze swoim Stwórcą coraz więcej zbliżać się do Niego, uwydatniać w sobie odblask nieskończonej Jego doskonałości i objawem tym uwielbiać Go na ziemi. Skutkiem najwyższej doskonałości, jest też szczęście najwyższe – oto druga prawda, która cudowną koroną wieńczy i dopełnia tę moralną strukturę teorii Anielskiego Doktora. Istota szczęścia zasadza się nie na biernym tylko bycie, lecz na czynnym używaniu. Najwyższa zaś rozkosz rozumnego człowieka winna zaspokoić żądze władz jego najwyższych. Pojmować i kochać dobroć Bożą udzielającą się cudownie człowiekowi, podnoszącą go i wywyższającą aż do szczytu nieba – oto szczęście rozumnej natury, szczęście, które osiągnąć jest jej jedynym zadaniem na ziemi.

 

Filozofia św. Tomasza nie tylko dla wiary daje bezpieczny przytułek, obronę i udowodnienie, lecz cała ludzkość mogłaby jej zawdzięczać niczym niezachwiane bezpieczeństwo, dobrobyt, nienaruszalność porządku społecznego, i całość praw państwowych, gdyby prawdy przez nią wskazane do życia praktycznego zastosować zechciała. Zdanie to słusznie paradoksem nazwać by można, gdybym chciał twierdzić, że filozofia św. Tomasza zdolna jest przekształcić dzisiejsze społeczeństwo nasze, naprawić jego rozstrój, powstrzymać upadek. Nie – tego dokazać nikt dziś nie jest w stanie bez cudu Boskiej wszechmocy i miłosierdzia. Czy zaś obecne społeczeństwo nasze godnym jest cudu takiego, o tym słusznie wątpić można. Dla naszego społeczeństwa nauka św. Tomasza zdaje się być spóźnionym lekarstwem. Zanim pokolenia przesiąkłe jadem zgubnej filozofii, znów prawdą ożywić się dadzą, wprzód ludziom przekonać się trzeba o gorzkich owocach tej fałszywej oświaty, którą odurzeni odrzucają dzisiaj ze wstrętem każdą naukę przez Kościół polecaną. Nie potrzeba mieć daru proroctwa, by kataklizm w niedalekiej przewidzieć przyszłości. Historia ludzkich pokoleń, choć każdy człowiek z osobna pełną włada wolnością swej woli, rozwija się jednak zawsze podług tych samych praw. Jaki los bezbożna filozofia zgotowała Francji z końcem przeszłego stulecia, taki sam los ta sama filozofia zgotuje całej Europie – bo te same przyczyny wywołują i skutki te same. Jednak to pewne przewidywanie zbliżającego się nieszczęścia nie uwalnia nas od obowiązku użycia środków zachowawczych i odpornej broni. Bo tym sposobem na glebę świata przynajmniej zasiew upadnie, który i wśród szalejącej burzy kiełkować będzie, który i w zamęcie ogólnego przewrotu rozwinie się skrycie, aby kiedyś przy odbudowaniu nowego społeczeństwa pełnym wybujać kłosem. Że zaś tomistyczne zasady zdolne są podać dłoń pomocną zagrożonemu społeczeństwu, dość już wykazaliśmy to powyżej. Gdzież znaleźć silniejsze podpory socjalnego porządku jeżeli nie w religii i moralności? A w jakiejż znów filozofii religia i moralność więcej bezpieczeństwa, więcej światła, więcej przekonywującej siły mieć może, jak właśnie nie we filozofii św. Tomasza z Akwinu?

 

Wchodząc w szczegóły socjalnej filozofii św. Tomasza, znajdujemy tu umiejętną krytykę wszystkich tych bezrozumnych systemów materializmu czy panteizmu, z których wysnuły się dzisiejsze zapatrywania na państwo. A obok tej krytyki znajdujemy wiele innych pewników, które najwyższym urzędom na ziemi w jakąkolwiek formę państwową przyodzianym, przyznają władzę od Boga nadaną, władzę opromieniającą jej przedstawiciela odblaskiem Boskiego majestatu. Dzieło św. Tomasza De regimine principum jest zarówno tarczą ludu przeciw nadużyciom rządzących, jak i obroną rządzących przeciw niekarności poddanych. Doktor Anielski wskazuje zwierzchnikom, że władza im dlatego jest dana, aby troskliwym staraniem o dobro publiczne podawali każdemu z osobna najlepsze i najłatwiejsze środki do osiągnięcia ostatecznego celu; podwładnych zaś poucza, że władza zwierzchności nie jest z tego świata, ale pochodzi od Tego, per quem omnes reges regnant. Dopóki zasada ta nie straci swego znaczenia u rządzących i podwładnych, dopóty zapewnione jest obopólne ich dobro. Mogą wprawdzie niekiedy ludzkie namiętności, porwane wirem chwilowego uniesienia zatruć to szczęście, ten spokój zamącić, lecz zamęt ten będzie tylko chwilowym, przemijającym jak burza. Inaczej się dzieje, gdy miejsce tych zasad zastępują teorie, wyrosłe na gruncie materializmu i niewiary. Wtedy klęska nie jest chwilową, nie przemija jak zamieć, ale wciąż wzmaga się i rośnie, rozrywa wszystkie groble i tworzy chaos, który tylko ręka Wszechmocnego uśmierzyć zdoła.

 

Kilka słów jeszcze powiedzieć nam wypada o korzystnym wpływie filozofii św. Tomasza na rozwój wszystkich gałęzi wiedzy ludzkiej. Gruntem tej filozofii jest prawda; jedna zaś prawda drugiej nigdy nie może stanąć na zawadzie, owszem jedna drugą rozjaśnia, podpiera, toruje drogę do jej poznania. Jak wszystkie prawdy w jestestwie Boga, z którego pochodzą, w jedność się zlewają, jak wszystkie tworzą jedno w Boskiej Mądrości, pojmującej je w sobie samej, tak też wszystkie te prawdy, o ile je nasz rozum częściowo poznaje, muszą zgodnie łączyć się z sobą. Niedorzecznością więc byłoby twierdzić, że filozofia, oparta na prawdzie, może nauce jakąkolwiek przynieść szkodę. Jednak na innej jeszcze drodze chcielibyśmy wykazać, jak zbawiennie oddziaływać by mogła filozofia św. Tomasza na rozwój wszelkich umiejętności. Rzućmy okiem na pole doświadczenia i przeglądnijmy cały zasób zdobyczy i odkryć dokonanych w każdym zakresie wiedzy. Czy w tym bogactwie nowych wynalazków będziemy mogli wskazać choć jeden stojący w sprzeczności z teorią Anielskiego Doktora? Nie, między prawdziwymi zdobyczami nauki podobnego nie znajdziem wynalazku. Mówię między prawdziwymi, bo ileż to mamy rzekomych odkryć naukowych, które dziś uchodzą za niemylne rezultaty najściślejszych badań, a jutro odrzuca je sąd uczonych jako hipotezy niezgodne z faktami. Gdzie tylko zaś prawdziwy postęp ma miejsce, tam służy on niewątpliwie do wyświecenia i pełniejszego pojęcia systemu starej szkoły, a owoce takiego postępu zlewają się zawsze w harmonijną całość z ustrojem ogólnych zasad tego systemu. Co więcej nawet, wglądając w życie duchowe takich mężów, co odkryciami swymi naukę na nowe popchnęli tory, i nowymi wzbogacili prawdami, nie trudno przekonać się o tym, że zasady chrześcijańskiej filozofii uzdolniły ich do tego, i że właśnie z tych zasad choć z pomocą dokonanych spostrzeżeń, wybłysły nowe prawdy i nowe odkrycia. Jeden ze znakomitych znawców nowożytnej fizyki przekonywająco udowadnia to nasze twierdzenie na przykładach najsławniejszych uczonych, takich, jak: Kopernik, Kepler, Bakon, Galilei, Newton, Leibniz, Ampère, Liebig, Fresnel, Faraday i wielu innych. Autor ten jest protestantem, i stąd też świadectwo jego tym mniej podejrzanym być powinno (7). Zasady zaś tej filozofii chrześcijańskiej nigdzie się nie odbiły w rysach tak jasnych i wyrazistych, z taką dokładnością i wykończeniem, jak w szkole scholastycznej a nade wszystko w pismach Tomasza z Akwinu. Niechby więc tylko zechciano zastosować filozofię jego do udoskonalenia nauk, a wobec namacalnych doświadczeń znikłyby niewątpliwie dotychczasowe uprzedzenia.

 

Wykazaliśmy dotychczas, że filozofia Anielskiego Doktora ma dość sił żywotnych w sobie, aby uleczyć w przyszłości rany naszego społeczeństwa, zniszczyć ów prąd niewiary, ową żądzę wywrotu społecznego porządku. Zechciejmyż jeszcze w jednym kierunku zwrócić uwagę na szkołę scholastyczną, w kierunku jej metody cywilizacyjnej. Dzisiejszy nasz świat chełpi się nad wszelki wyraz wszechstronnym szerzeniem oświaty, jak gdyby monopol jej, wyłącznie jemu tylko przysługiwał. Że zaś obecna cywilizacja najściślej się łączy z religijnym indyferentyzmem, z ateistyczną naukowością, nazwaną wolnym badaniem, z niczym nieukróconą swawolą w życiu socjalnym, to fakt oczywisty, niezaprzeczony. Temu rodzajowi cywilizacji odpowiada oczywiście stosowna metoda kształcenia się i nauki. Zupełnie inaczej pojmowała scholastyka tę oświatę i tę naukową metodę. Zobaczmy czy to była tylko ciemnota. Zasady na których opierała się Scholastyka w swej metodzie kształcenia, są następujące: 1-o Celem wszelkiego wykształcenia jest posiadanie prawdy. Prawda zaś w teorii scholastycznej to nie fantastyczne płody umysłu bez przedmiotowej podstawy i wartości, ale zgodność myśli z rzeczywistością. Mozolne śledzenie tej prawdy nazywało się umiejętnością, a filozofia jako umiejętność wszelkiej wiedzy ludzkiej była treścią prawd fundamentalnych, które obejmują rzeczywistość, nie w pojedynczych jestestwach do niej należących, ale w jej najwyższej i najogólniejszej widowni, w pierwotnym jej źródle, w najgłębszych i ostatecznych przyczynach. Kto tylko chciał stanąć na wyżynie ludzi wykształconych, musiał się najprzód tym studiom poświęcić: bo wtedy dopiero mógł być uważanym za zdolnego do głębszego badania pojedynczych działów umiejętności. Nadto ponieważ prawda uważaną była za wspólną własność całej ludzkości, za wspólne dobro, które wspólnymi siłami zdobyć i wydoskonalić należało, dlatego wspólny też wybrano język łaciński, który światło prawdy wszędzie umiał rozlewać, nie znajdując żadnych przeszkód na granicach plemion i narodów. Jakżeż wszystko obecnie pod tym względem na niekorzyść się zmieniło. Właściwa filozofia dzisiaj nie istnieje, a nauka pod jej imieniem krążąca, to tylko historia systemów i obłędów ludzkich (8). Wiedza straciła swój charakter powszechności, nabyty za pomocą łacińskiego języka, graniczne słupy zamknęły ją w ciasnych obrębach osobnych narodów i strzeże tych granic stereotypowa formułka: "Tous droits réservés". Najprzód trzeba cło opłacić, zanim światłu wschodzącemu w jednym narodzie wolno będzie i nad drugiego krainą zaświecić.

 

Drugą zasadę, mającą wybitne znaczenie w scholastycznej metodzie kształcenia, można w ten sposób sformułować: Wykształcenie zdobywa się tylko mozolną umysłową pracą. Racja wewnętrzna tej zasady jest ta, że i prawdę nie inaczej znaleźć można, jak tylko tymże mozolnym umysłowym trudem. Człowiek nie przychodzi na świat z gotowym kapitałem prawd drzemiących w jego rozumie, które tylko ocucić wystarcza z uśpienia, aby przyjść do ich świadomości. Nieskończona mądrość Boska wlała rozumowi ludzkiemu, wrodzone prawa logicznego myślenia, które, jeśli od nich nie zbacza, doprowadzić go mogą do poznania prawdy. Ta sama nieskończona Mądrość wycisnęła też ślad wiekuistych swych myśli w stworzonym i pod zmysły podpadającym świecie, a rozum ludzki obdarzyła znów zdolnością, czytania tych myśli w księdze widzialnego świata. Świat zmysłowy jest podstawą myśli, myśl rozpoczyna od spostrzeżeń, doświadczeniem zmysłów żywi się, rozszerza i wzbogaca; lecz nie zadowala się tylko tym co jej wrażenia zmysłowe podają, ale siłą ducha wdziera się do wyższej dziedziny niedostępnej dla zmysłów. Jakąż tedy drogą dosięga duch tych sfer nadzmysłowych? Z jednej strony dochodzi on tam bez trudu, samorzutną władzą duchowego widzenia, z drugiej zaś mozolną już pracą dedukcji. Nieraz myśl jak błyskawica oświeci rozum człowieka, ukazując mu prawdę bez zasłony, jasną i przejrzystą. Ale promienie takiego światła nie zawsze świecą człowiekowi, zabłysną niespodzianie ale i gasną w okamgnieniu. Geniusze częściej doświadczają chwil takich, ale i u nich niezwyczajny to nastrój ducha, tylko błysk krótkotrwałego natchnienia. A w dodatku jakże często natchnienie takie nie jest słoneczną iskrą prawdy, ale błędnym tylko ognikiem złudzenia. Sprawdza się więc i na polu umysłowej pracy owa klątwa pierworodnego grzechu: in sudore vultus tui comedes panem. Ten pot uciążliwej pracy, którym myślący duch okupuje sobie wstęp do transcendentalnego świata, z jednej prawdy wysnuwając drugą, jest to dedukcja czyli wnioskujące myślenie, którego wyrazem naturalnym jest sylogizm. Z tej też przyczyny z szczególniejszą troskliwością zajmowała się scholastyka sylogizmem, stawiając osobne prawa, podług których budować go należało, aby bezpiecznie dojść po nim do poznania prawdy, nie zbłąkawszy się w labiryncie błędu. Nam się dziś zabawką wydają owe rozprawy dawnych filozofów o sylogizmie (9). Lecz bądźmy sprawiedliwymi. Dzisiejsi badacze podejmują każdy pyłek, i poddają go pod sąd wszystkich umysłów, analizują i ważą. Dawni zaś uczeni podejmowali podobną mozolną a drobnostkową pracę nad zbadaniem zjawisk myślącego ducha, aby się przekonać na pewno, kiedy czynności jego wiodą niechybnie do prawdy. Nasza zaś wolnomyślna uczoność nie mogąc ścierpieć krępujących a nieugiętych praw myślenia, nie dobrze na tym wychodzi.

 

Trzecim żywiołem, który scholastyka w ukształceniu człowieka jako zasadę wprowadzić chciała, jest samodzielność myśli i rozumowania. Wolność myśli i wolni myśliciele, wszak to dzisiejsze hasło, brzmiące po całym świecie w imię oświaty. A jednak w żadnej epoce nie było jeszcze takiego niewolnictwa ducha, jak wśród naszego stulecia. Przypatrzmy się, czyż oni w najważniejszych kwestiach myślą samodzielnie? Bynajmniej. To tylko co nagotowały pisma publiczne stanowi umysłową strawę ogromnej większości, a ta strawa bez zastanowienia połknięta, tkwi w kościach, i w żyłach krąży. I nie dziw, bo umysły tak się już zaprawiają za młodu, że do samodzielnej pracy duchowej mało są zdatne. Mistrz podaje młodzieży rezultat swych długich, uciążliwych badań: uczeń nie ma pola do dyskusji, nie ma nawet wprawy do rozsądzenia powodów, więc tylko o ile mistrz w nim zaufanie wzbudzi, wierzy mu na słowo; a im znakomitsze jest imię mistrza, tym bezwzględniejszą staje się wiara. Pospólstwo wierzy swym przywódcom, uczeni swym dziennikom, młodzież swoim mistrzom. Inną zupełnie jest metoda scholastyczna. Tu szkoła (schola stąd nazwa scholastyki) ma prawdziwie wielkie i wzniosłe zdanie; bo w tej szkole rozbudza się samodzielność młodego myśliciela. Nauka nie spływa do jego głowy lejkiem ślepej wiary w powagę mistrzów, ale uczeń sam własnym sądem przychyla się do jej przyjęcia i przyswaja ją sobie. Zadaniem nauczyciela nie jest domagać się wiary w gotowy rezultat własnych badań, ale rozbudzić w uczniu siłę myśli i nią pokierować. Doktrynę swą wykłada on we formie zagadnień krótkich i ściśle określonych. Dalej przedkłada powody przemawiające za i przeciw postawionej kwestii, skutkiem czego uczeń poniekąd zmuszonym się widzi do przyjęcia roli sędziego, do porównywania przeciwnych powodów, aby stanowczo jedne przyjąć, drugie odrzucić i tak rozstrzygnąć przedłożoną kwestię. Skoro się już ostatecznie na jedną przechylił stronę, znów musi myśl swą natężać, aby wykazać bezsilność przeciwnych dowodów; musi więc to, co w nich jest prawdziwym, oddzielić od fałszu, musi wynaleźć błąd we wnioskowaniu, i to wszystko w jasnej i dokładnej formie odróżnić (distinguere). Układ pism Tomasza z Akwinu jest najlepszym okazem metody kształcenia w ówczesnej szkole używanej. Stąd aksjomat scholastyki: Docere est adminiculari exterius inventionem discipulorum propriam.

 

Tym więc sposobem wyrabia się samodzielność myśli, a z nią też samodzielność woli w działaniu i co za tym idzie – samodzielność charakteru. Człowiek więc w ten sposób wykształcony, jest wolnym, samoistnym myślicielem na całym polu ludzkiej wiedzy i rozumowych badań; jedna tylko wiara objawiona zakreśla mu granice, ale granice, które nie mogą mu drogi do prawdy zamykać. Stąd widać jak niesłusznie zarzucają średnim wiekom niewolnictwo myśli. A wiek nasz, który ten zarzut czyni, czyż jest od niego wolnym? Pod imieniem liberalizmu narzucają się dziś człowiekowi pewne opinie, poglądy i zasady – a biada mu jeśli ich nie przyjmie, bo wtedy ogłaszają go za nieuka, wstecznika, krzewiciela ciemnoty – słowem, staje się on formalnym banitą inteligencji. Ta właśnie tyrania obcych opinii i ten brak samoistnego myślenia sprawił w naszych czasach, że tak łatwo mogła niewiara znaleźć tylu wyznawców, socjalizm tak licznych zwolenników, darwinizm tylu wiernych czcicieli. To wszystko przyprowadza nas do oczywistego wniosku, że Ojciec św. poznał dobrze swój wiek i skutecznego jął się środka do zleczenia jego ran, kiedy wskazał na filozofię Doktora Anielskiego (10). Świat uczony jednak mało na to zwraca uwagi. On ma tyle innych kwestii piekących na porządku dziennym. Co mu do filozofii średniowiecznej? A przecież śmiało powiem, że ta średniowieczna filozofia dawno już odpowiedziała na wielką liczbę tych kwestii, nad których rozwiązaniem najoświeceńsze umysły po dziś dzień się trudzą. Wszystkie te zdobycze dzisiejszej mądrości, które Stolica św. w Syllabusie naznaczyła piętnem błędu, aby dzieci katolickiego Kościoła ochronić od tych zgubnych teorii, co pieszczą ucho szumnymi słowy, ale z serca i rozumu wydzierają drogocenny skarb prawdy; wszystkie te zdobycze, powtarzam, są we filozofii św. Tomasza dawno zwalczonym stanowiskiem. Gdyby wejrzano głębiej w system Tomasza z Akwinu, przyznać by musiano niewątpliwie, że w całej historii ludzkiej wiedzy, nie pojawił się jeszcze ani jeden system filozoficzny, któryby doskonałością swą dorównywał systemowi św. Tomasza. System ten stanowi jednolitą całość, której pojedyncze części zgodnie wiążą i zlewają się ze sobą. Części te bowiem łączy najściślejsza konsekwencja; jedna część drugą uzasadnia, oświeca, wyjaśnia; przerw i luk nie ma między nimi, lecz owszem każda kwestia wiąże się tu najściślej z poprzednią i następną, na pierwszej opiera się jak na niezbędnym założeniu, druga jest koniecznym jej wnioskiem. Wszystkie części łączą wzajemne ogniwa, tak, że pomimo bogatej swej różnorodności prawdziwie w cudną jedność się spływają. Pojedyncze prawdy występują w najżywszym świetle, w ostrych rzucone zarysach, jako przeciwstawienie błędom, ukrywającym się nieraz pod płaszczykiem podobnym może, lecz zawsze unikającym wyrazistości i światła. Co więcej system ten nie ogranicza się na przedmiotowych tylko poglądach, lecz stoi w najściślejszym związku z prawdami wiary świętej, z nich czerpie światło i moc swoją i na odwrót rozumowej wierze światła i siły dodaje. Czyż zatem dzieło jego wolne jest od wszelkich usterek? Tego nikt nie twierdzi: bo wszelka wiedza ludzka jest, według słów Apostoła dziełem niedoskonałym. Jednak niedostatki te, jeśli je zestawimy z błędami innych, są bardzo nieznacznymi, jeśli zaś porównamy je z całością systemu i jego zaletami, to oko dojrzeć ich nawet nie zdoła. Nic więc dziwnego, że sekciarska zawiść, jaką wywołała reformacja przeciw scholastyce, a w szczególności przeciw filozofii św. Tomasza, dziś już słabnie. Tudzież rozczarowanie, jakiego świat doznał w tylu innych systemach, zanadto było widoczne i dotkliwe. Już więc od pół wieku rozpoczął się pewien zwrot do dawnej filozofii, do systemu św. Tomasza, aby w nim szukać wyjścia z labiryntu zbyt jawnych błędów. Zwrot ten zyskuje coraz więcej przyjaciół, im szersze tworzy się kółko ludzi czytających Anielskiego Doktora. – Włochy, Francja, Niemcy mają już dziś swe scholastyczne katedry; i w innych też stronach ten sam prąd niezadługo powieje. A jeśli Papież teraz podniósł swój głos w sposób szczególnie uroczysty, stało się to dlatego, że i niebezpieczeństwa zewsząd groźniejsze przybrały rozmiary i potrzeba obrony okazała się daleko bardziej naglącą, a wreszcie z tej też przyczyny, że nowy ruch scholastyczny więcej usposobił serca do ochoczego przyjęcia słów Namiestnika Chrystusowego. Może, da Bóg, słowo to przyjmie się kiedyś w sercu całego społeczeństwa, podniesie je, oświeci i na inne pchnie tory – wówczas ziści się i na Namiestniku Chrystusa na ziemi, to co napisane jest o Słowie Bożym: Verbum meum ad me vacuum non redibit.

 

X. A. Langer

 

–––––––––––

 

 

Artykuł z czasopisma "Przegląd Powszechny", Rok pierwszy. – Tom III (lipiec, sierpień, wrzesień 1884), Kraków 1884, ss. 225-248.

 

Przypisy:

(1) "Huic scientiae tribuitur illud, quod fides saluberrima gignitur, nutritur, defenditur et roboratur". De Trinitate, lib. 14, n. 1.

 

(2) Anselm. lib. 2. ep. 41.

 

(3) Św. Tomasz, Contra Gentes, l. I, c. 8.

 

(4) Do Konsent. list 120, n. 3.

 

(5) Odnośnie do tej teorii zob. Quodlib. 8; De veritate qu. 10. De Spir. creat.; Sum. c. Gent. l. 2, c. c. 59, 62, 65, 75, 76, 77, i Summa I. qu. 79. a. 3; qu. 84. a. 6; qu. 85, a. 1. Cf. S. Thom. Contr. l. 3.

 

(6) Op. 43. quaest. de Anima; Quodl. 10. qu. 3; Quodl. 3. qu. 13; c. Gent. l. 2. c. c. 49, 50, 51, 52, 57, 58, 59, 60. – In lib. II. sentent. dist. 17. – Sum. I. q. q. 75, 76, 79, 89. – De potent. q. 3. – De spirit. creatur.De verit. q. q. 22, 24, 25, 26. – De potent. animae.

 

(7) La Physique moderne par Ernest Naville. Paris 1883.

 

(8) I Scholastyka ceni wysoko historię filozofii, lecz nie uznaje jej za filozofię właściwą. Oto, co mówi św. Tomasz o tych obydwóch naukach: "Necesse est accipere opiniones antiquorum, quicunque sint... Et hoc quidem ad duo erit utile. Primo quia illud quod bene dictum est ab eis, accipiemus in adjutorium nostrum. Secundo, quod male enunciatum est, cavebimus". De anim. l. I. lect. 2. – "Studium philosophiae non est ad hoc quod sciatur quid homines senserint, sed qualiter se habeat veritas rerum". De coelo l. I. lect. 22.

 

(9) Nie myślę tu wcale usprawiedliwiać tego, co np. taki Wolff w swej scholastyce mówi o magicznej sile sylogizmu. Takie teorie to nie wchodzą w skład scholastyki; są to tylko ślepe wystrzały jakiejś śmiesznej pedanterii, wysilającej się chyba na to, aby prawdziwą szkołę scholastyczną na pośmiewisko wystawić.

 

(10) Zob. Pesch SJ, Welträthsel 2. B. Anhang.

 

 

( PDF )

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVII, Kraków 2007

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.

ŚW. TOMASZ Z AKWINU

 

i dzisiejsza filozofia


POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: