CZŁOWIEK W STOSUNKU DO RELIGII I WIARY

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––

 

Religijna wiara jest podstawą, dźwignią i udoskonaleniem prawdziwej szlachetności ducha – czym jest życie w jej świetle? – Wiara źródłem płodności ducha. – Jej stosunek do sztuki. – Wiara jest niewzruszoną moralności podstawą, w niej tkwi zupełny i jasny zakon, oraz sankcja. – Wiara jest źródłem prawdziwego szczęścia i zaspokojenia ludzkiego serca. – Czym wiara dla państwa.

 

Korzyści i przymioty wiary w jaśniejszym jeszcze występują świetle, skoro zważymy jej wpływ podnoszący i uszlachetniający duszę człowieka. Cóż bowiem światło wiary wskazuje rozumowi? Oto poucza go, że w piersi człowieczej kryje się taki klejnot szlachecki, takie dostojeństwo, że wobec niego maleją i bledną wszystkie wielkości ziemskie, godność, której myśl nie obejmie, słowo nie wypowie. Samym rozumem mógłby człowiek na swym obliczu wyczytać znamię swej wielkości, wznoszącej go ponad wszechstworzenie; ale zawsze pomimo niej pozostałby tylko ziemią i prochem, nikłym tylko atomem świecącym przez krótką chwilę jaśniejszym nieco blaskiem wśród miliona innych. Wiara człowieka zbliża do Boga, w niej jaśnieje On całą swą świetnością, i jako źródło światła – oświeca na wskroś duszę, jako miłość sama – rozgrzewa ją swym ciepłem, jako świętość nieskończona – napełnia ją wonią swej świętości – i dusza człowieka staje się jasną, wonną, gorejącą, a jak wosk odbija w sobie odcisk wytłoczonej pieczęci, tak dusza przywdziewa na się obraz Boży. Przez to podobieństwo wznosi się człowiek do godności dziecka Bożego, i otrzymuje moc Jego do prowadzenia życia na wzór Boży, życia, które go uzdalnia wzrokiem sięgać w wieczność, zagłębiać się w przepaściach Bóstwa i w Nim posiąść szczęście nieskończone.

 

W wierze i przez wiarę nabiera życie ludzkie nieskończenie wyższego znaczenia. Życie to nie jest już "walką o byt" znikomy, ale bojowaniem o niewiędnącą koronę chwały wiecznej. Ziemia – to już nie sam tylko padół płaczu, kędy troska i smutek, gorycz i ból – ale droga wiodąca do wiecznego szczęścia, wąska wprawdzie, stroma i ciernista, ale te ciernie i trudy zapłacone będą sowitą, bo nieskończoną nagrodą. Czas przestaje być potokiem, który prawie wszystkie serca zalewa goryczą, a tylko nielicznych wybrańców darzy złotym piaskiem szczęścia i radości – nie, czas ten – to próba, wśród której każdego momentu, nieocenione skarby na wieczność całą zdobyć sobie możemy.

 

Wiara dalej, jest dla rozumu mistrzynią pouczającą go o najwznioślejszych prawdach. A w dziedzinie prawdy nie masz nic wznioślejszego, nad to co sama mądrość Boża wyczytuje w wiekuistej księdze swej nieskończenie pięknej, świętej i doskonałej istoty. To zaś Bóg objawia nam przez wiarę, przynajmniej o tyle, o ile potrzebnym jest dla nas w tym ziemskim pielgrzymstwie. Światło tej prawdy rozjaśnia wszystkie zagadki życia, nad których rozwiązaniem na próżno się sili filozofia. Dziecię umiejące swój mały katechizm stoi daleko wyżej w znajomości prawdy, niż cała starożytność ze wszystkimi szkołami swoich filozofów. I miałżeby ten nieprzebrany skarbiec prawd, pozostać dla człowieka niepożytecznym, zakopanym talentem?! Jeśli niekiedy w istocie tak się dzieje, to całą winę tylko gnuśności ludzkiego serca przypisać należy. W samej zaś wierze tkwi moc i płodność, która najdrobniejsze czynności człowieka podnieść i uzacnić może: bo wzniosłość każdej czynności wypływa z jej pobudek – a najpiękniejsze pobudki podaje nam wiara.

 

Żadna z władz ducha ludzkiego nie okazuje w takim stopniu jego potęgi i wielkości, jak twórczość ujawniona w sztuce. Jakiż między tą sztuką a wiarą religijną zachodzi stosunek? O ile wiara stygnie i upada, o tyle też obniża się poziom prawdziwej sztuki. Wydatne kształty i nagie ciała żywym oddane kolorytem – nie są to płody prawdziwego artyzmu, zarówno jak chwalby literatów na ich cześć śpiewane nie mogą bynajmniej stanowić rzetelnej powagi krytycznej. Prawdziwa sztuka – która przecież z arcymistrzowskich źródeł Boga samego czerpie całą istność swoją (1), powinna, na wzór sztuki Bożej, tą jedną tylko oddychać dążnością, aby cały świat zapalić podziwem, miłością i uwielbieniem Bożego piękna. A to piękno Boże właśnie wiara nam ukazuje we wszystkich dziełach Stwórcy: w porządku natury a przede wszystkim w porządku łaski, w dziele wiekuistego uwielbienia.

 

Wiara dostarcza sztuce najcenniejszego materiału, najpiękniejszych celów, najwznioślejszych ideałów – i co główna – niezawodnych reguł prawdziwego piękna. Tylko wiara, która w piękności Bożej zatapiać się umie, może natchnąć artystę owym nieziemskim światłem i ciepłem, które w dziełach jego odzwierciedlone, serca widzów podnosi do Boga (2). Czyliż świątynie chrześcijańskiego Boga nie są najwspanialszymi wzorami architektury? Czyż najpiękniejsze utwory malarstwa nie przedstawiają właśnie nadziemskiego żywota i nadziemskich cierpień Boga-Rodzicy lub świętych? A gdzież potężniej się rozwinęła i wspanialej zakwitła poezja, jeśli nie w dziedzinie wiary? Nawet i wszystko to, co tylko starożytność wydała wielkiego, czerpane było z natchnienia religijnego. Bo dawna mitologia, jakkolwiek pełna niedorzeczności, dla mistrzów jednak była świętością, pod której wpływem tworzyli arcydzieła. Dla nich mity nie były bajką, ale prawdą, choć całą jej szatę utkała wyobraźnia (3).

 

Grecka architektura kształciła się najprzód na budowie świątyń – tu wzniosła się do szczytu doskonałości, tu stworzyła istne cuda sztuki (4), jak: Partenon ku czci Pallady w Atenach, jak świątynię Tezeusza albo Aresa w Eleuzis. "Nade wszystko w posągach bogów, mówi Herder (5), podniosła się najdawniejsza sztuka i jakoby chodzić się nauczyła; dlatego też wszystkie narody, którym postaciowanie bogów było wzbronione, w sztuce plastycznej nigdy nie wzniosły się wysoko". Że i poezja również w służbie Bóstwa pierwsze stawiała kroki i pierwsze zdobyła wawrzyny, to fakt stwierdzony we wszystkich historiach sztuki (6). "Poezja wszędzie temu podlega losowi, mówi Schlegel, i tym a nie innym postępuje torem, że najprzód rozpoczyna od cudownych a wzniosłych przedmiotów, od olbrzymich postaci wziętych ze świata bogów lub z okresu bohaterów. Z czasem obniża ona ten lot swój podniebny, przybliża się coraz więcej do ziemi, aż wreszcie spadnie do najpospolitszych przedmiotów i tutaj kończy swe istnienie".

 

Ile dobrodziejstw sztuka we wszystkich swych gałęziach ma do zawdzięczenia chrześcijańskiej wierze, rzecz to tak dobrze wiadoma, że nawet bezreligijni krytycy i estetycy jednomyślnie przyznają jej winną sprawiedliwość (7). Na teraz poprzestajemy na tej wzmiance, jako zupełnie dostatecznej do poparcia naszego dowodu.

 

Czymże jest wiara religijna dla woli i dla moralności na niej się opierającej? Na tym polu wiara kształci nie tylko ludzi przyzwoitych – ale świętych, prawdziwą arystokrację zacności i cnoty. Bo w wierze są wszystkie czynniki, które uczciwość i cnotę wznoszą ponad poziom mierności i potęgują aż do heroizmu.

 

Wiara daleko doskonalszy podaje nam zakon, aniżeli rozum. Ileż to rzeczy mogłoby wydawać się rozumowi zupełnie obojętnymi, ileż byłoby wątpliwości co do obowiązków! Czy miłość nieprzyjaciół jest koniecznie potrzebną? Czy zemsta na wrogu dozwoloną? Winą jest bezwątpienia – wykonanie zbrodni. Ale myśl w głębi serca ukryta, pragnienie w samej tylko woli drzemiące, czyż także do występków ma się zaliczać? To, za czym żądze gonią całym swym popędem, jest niezawodnie istotną skłonnością natury. Jakżeż więc, uleganie tej skłonności wzbronionym być może? Na te wszystkie pytania, sam rozum, jakąż mógłby dać odpowiedź? Wiara tylko rozwiązać je może występując w roli prawodawcy, którego przepisy wyższej domagają się doskonałości. Lecz nie tylko doskonalsze zakony stanowi wiara, ale też doskonalszą, potężniejszą sankcję. Sankcja ta ukazuje nam z jednej strony nieskończoną chwałę, którą Bóg nagradza wszystkie walki dla cnoty przebyte, wszystkie cierpienia dla sprawiedliwości poniesione, tak, że każdy pielgrzym na tej ziemi, pomimo utrapień i trudów, pomimo krwawych kolców i ciężkiego krzyża, z radością pocieszyć się może słowami Apostoła: non sunt condignae passiones hujus temporis ad futurum gloriam, quae revelabitur in nobis. Z drugiej zaś strony otwiera się przed nami otchłań pełna łez i boleści, wzgardy i poniżenia, rozpaczy i bezsilnej złości przeciw Temu, który w tej otchłani wymierza zasłużoną karę. Potępieniec na bramie tego więzienia czyta owe straszne słowa: Lasciate ogni speranza! – i jeśli ma jeszcze choć jedną iskierkę rozumu, to ta iskierka straszne w nim budzi refleksje. Jak krótką, jak znikomą była rozkosz grzechu!... Jak długą, ciężką i gorzką będzie wieczność kary!... Quid prodest homini si mundum universum lucretur, animae vero suae detrimentum patiatur? Ale i to jeszcze mało, aby biednego wędrowca tej ziemi na drodze cnoty wzmocnić i utrzymać. Wiara ukazuje mu strasznych nieprzyjaciół, czyhających na jego zgubę. Nieprzyjaciół najprzód zewnętrznych, których niewygasła zazdrość i nienawiść wciąż podnieca do upornej walki, obmyślających coraz nowe zasadzki, gotujących coraz ostrzejsze pociski. Po wtóre, nieprzyjaciół wewnętrznych, tj. trojaką pożądliwość: chciwość, lubieżność i pychę które tym niebezpieczniejszymi są wrogami, że żyją w głębi serca ludzkiego, nieraz wprawdzie przygłuszone, lecz nigdy nie wyrwane z korzeniem, a zawsze czuwające, aby duszę uwikłać swą pajęczą siecią. Z drugiej strony wiara odsłania przed nami najszczytniejszy i najdoskonalszy wzór, na który patrząc, uczyć się mamy sposobów prowadzenia walki odpornej. Wzorem tym – to krzyż, na którym Boski nasz wódz stoczył bohaterską walkę z troistą pożądliwością. Chciwość zwalczona tu – najwyższym ubóstwem, ambicja – najgłębszym poniżeniem, chęć używania – goryczą kielicha pełnego wszelkiej boleści. Z ust tego bohatera słyszymy słowa zachęty: Confidite, ego vici mundum! Lecz jeśli i ten przykład nie przejmie nas dostateczną odwagą, jeśli pomimo tej zachęty lękać się jeszcze będziem słabości sił naszych, to i wtedy światło wiary oświeci nas i uspokoi. W promieniu jej ujrzymy Boga ze wszech stron ślącego nam posiłki.

 

Wewnątrz wzmacnia nas łaska Boża – zewnątrz wspierają aniołowie, którym On dusze nasze powierzył: administratorii sunt spiritus. Opatrzność też Boża nieustannie czuwa nad nami, bez której woli włos nam z głowy nie spadnie a choćbyśmy chodzili super aspidem et basiliscum – Bóg strzec nas będzie sicut pupillam oculi.

 

A jeśli i teraz nawet brak nam odwagi, jeśli działania łaski w sobie nie czujemy – oto jeden jeszcze pozostaje nam środek, który starczy za wszystko – potęga modlitwy. Proście a weźmiecie, proście w Imię moje, a Ojciec, który mię miłuje, da wam. I zaprawdę, modlitwa, której celem dobro duszy naszej – nigdy nie jest bezskuteczną. Możnaż więc znaleźć wspanialszą zbroję, potężniejszą broń przeciw najgwałtowniejszym napadom i najskrytszym zasadzkom naszych nieprzyjaciół? Ale i na tym środku nie poprzestaje wiara. Słabemu szermierzowi może pośliznąć się noga, może upaść nawet sromotnie. Fakt to wielokrotnym doświadczeniem sprawdzony, że świeżo doznane nieszczęście rodzi w sercu człowieka zniechęcenie, małoduszność i rozpacz. A serce grzesznika – to przede wszystkim otwarte pole, którym duch rozpaczy najłatwiej zawładnąć może. Powrót do łaski, do przyjaźni Bożej wydaje się mu niepodobnym, plama niezatartą, wina niezmazalną, wytrwałość na dobrej drodze – niemożliwą. Tu znowu wiara przynosi mu ulgę, dodaje otuchy, wlewa ufność bez granic, ukazując nieskończone miłosierdzie Boże, które nie chce niczyjego zatracenia lecz owszem wyczekuje grzesznika, by się nad nim zlitować, uprzedza go nawet, podając mu zbawczą rękę do wydobycia go z toni dusznego upadku – miłosierdzie, które opiekuje się grzesznikiem, jak dobry pasterz zbłąkaną owieczką i jak on pieści go na swych ramionach – miłosierdzie które nawet u zamkniętych wrót najzimniejszego serca stoi i czeka, by serce to otwarło się Panu i Stwórcy swojemu, – miłosierdzie, które powracającego grzesznika wita z nieopisaną radością, skarbami łaski przyodziewa, serce swe i niebo mu otwiera. Słowem wiara to jest owym korzeniem, z którego latorośl święta wyrasta i któremu wzrost swój i rozkwit zupełny zawdzięcza.

 

Pozostawieni na łasce samego rozumu, wyzuci z wiary – a choćby nawet z żywej i silnej tylko wiary, musielibyśmy powtórzyć wyznanie Owidiusza, które kładzie w usta Medei:

 

. . . . Si possem, sanior essem –

Sed trahit invitam nova vis; aliudque cupido

Mens aliud suadet – Video meliora proboque

Deteriora sequor (8)

 

Nie chcemy bynajmniej krzywdy wyrządzać rozumowi, zarzucając mu niezdolność do doskonałego wykonania wszelkiej sprawiedliwości. Tak czynią ci, którzy chcąc koniecznie uwolnić się od odpowiedzialności za swe występki, starają się całą winę zwalić na nieudolność rozumu (9). Nie – zamiar taki dalekim jest od nas: bo rozum – to szczytny dar Boży, to fundament, na którym nawet gmach wiary się opiera. Lecz z drugiej strony nie mniejszym byłoby błędem przeceniać jego wartość i siłę. Rozum – to światło Boże, oświecające każdego człowieka przychodzącego na ten świat – ale światło to zaćmione już grzechem. A choć w rozumie prawo Boże się nie zatarło – ale i grzech w nim wypisał swe prawo, prawo pożądliwości, które niestety często góruje nad pierwotnym prawem! Rozum z natury swej jest panem woli, lecz znowu tenże grzech czyni go jej niewolnikiem; wolę zaś samą pod moc namiętności oddaje. I dlatego to właśnie odwieczny Rozum zstąpił z tronu Bożego na ziemię, aby nowym światłem rozproszyć ciemności, aby zakonowi ducha przywrócić dawne prawa i oddać mu na nowo królewskie berło panowania nad wolą i namiętnościami. Stało się to, co już Platon za konieczne uważał: "Czekać potrzeba, ażby ktoś przyszedł i pouczył nas, jak względem bogów i ludzi postępować mamy" (10). Ten "ktoś" nie mógł to być kto inny, jak tylko Syn Tego, którego istotą jest dobroć (11). Jakżeż więc niedorzeczną jest dążność dzisiejszej filozofii do ugruntowania moralności i poczucia obowiązku poza obrębem religii, poza obrębem wiary. Moralność bez religii i wiary, moralność niezależna to sprzeczność terminologiczna contradictio in terminis. Moralność polega na tym, aby oddawać suum cuique – każdemu, co mu się należy; a więc i Bogu, Panu i Stwórcy twojemu należy się od ciebie cześć i wiara. Pietas est justitia erga Deum, jak już Cycero powiedział. Niezależność zaś nie zna żadnego Pana ni Stwórcy, żadnego prawa nad sobą, żadnej powinności względem bliźnich wolą Bożą przepisanej. Cóż stąd wynika? Oto moralność ciała, chciwości, pychy, bo wszystko jest dozwolone, co tylko możliwe (12).

 

Aby wysnuć cały wątek kwestii poprzednio nawiązanej, winniśmy wykazać, że i serce ludzkie w swym istotnym pragnieniu szczęścia, w wierze tylko i przez wiarę nasycić i zaspokoić się może.

 

Dla tych, którzy od dawna już zerwali z wiarą, lub którzy tę wiarę w jakimś zakątku serca trzymają w ukryciu, bo brak im odwagi do wyznania jej słowem i czynem – dla tych zdanie to czczą tylko będzie przechwałką. Wielu patrzy z politowaniem na dobrowolnych niewolników wiary, pozbawionych przez nią używania ziemskich rozkoszy. Niejedni szydzą z wiary – bo jej nie znają (13). O si scires donum Dei... rzekł niegdyś Chrystus do takiej światowej istoty; to samo im by powtórzyć należało. Szydercze ich pociski – wobec historycznych postaci świętych – pękają jak bańki mydlane. Święci, jak przekonywają nas dzieje, byli szczęśliwi nad wszelki wyraz. Bo wiara nauczyła ich cudownej sztuki szczęścia, które z najgłębszych przepaści wzgardy i poniżenia, z oceanu mąk i boleści, z pustyń głodu i dobrowolnego ubóstwa – zlewało się na nich strumieniami. Sprawdzały się na nich słowa Proroka: Filii hominum in tegmine alarum tuarum sperabunt. Inebriabuntur ab ubertate domus tuae et torrente voluptatis potabis eos, quia apud te est fons vitae (Ps. 35, 8-9).

 

Nicolas opowiada, że pracując nad swym dziełem: O sztuce wierzenia (L'Art de croire) pewnego dnia w rozmowie ze swym przyjacielem napomknął o treści pomienionej książki. Przyjaciel ten dopiero od niedawna nawrócił się do wiary. Gdy więc Nicolas zwierzył się przed nim, że trzy rzeczy omawiać zamierza, tj. potrzebę wiary, jej podstawę i środki do niej wiodące – przyjaciel jego zapytał z głębokim wzruszeniem: "a o szczęściu wierzenia, nicże pisać nie będziesz?". Szczęście to czuł on w swym sercu – oddychał całą pełnią nieznanych mu dotąd rozkoszy. Nie dziw więc, że dzieło napisane o wierze z pominięciem tak ważnego czynnika, zdało mu się nie wyczerpującym. W istocie też, wiara łączy w sobie wszystkie pierwiastki niezmąconego a zupełnego szczęścia. Doczesne życie nasze wystawione jest zawsze na tysiące przygód, które wydzierają nam nasze dobra i powodzią klęsk zalewają ziemię – oto źródło ziemskiego nieszczęścia. Czy wiara zdolna jest je zatamować? Niezawodnie. Rzecz to godna uwagi, że Chrystus zaraz na wstępie – w pierwszym swoim kazaniu na górze, wobec licznie otaczających Go tłumów, cały swój program zakreśla i rozwija. Wymagań swoich On nie ukrywa, nie zwleka z ich przedłożeniem, choć wie, jak twarde dla uszu ludzkich będą Jego słowa. Żąda więc ubóstwa w duchu, a w sercu czystości, cichości i zasiewania pokoju, łez smutku i cierpliwości wśród prześladowania. Ale wszystkie te przepisy to błogosławieństwa, we wszystkich – niebo szczęścia się kryje.

 

Lecz czyż to podobna? Człowiek zmysłowy, pomimo rozumu, pomimo swego stoicyzmu nie da się przekonać, że pod ciężarem nędzy i ubóstwa, że pod chłostą pogardy i prześladowania, że pod cierniem najdotkliwszych boleści, zażywać można rajskiego szczęścia i pociech. Równie trudno mu przychodzi – blask bogactw, chwałę zaszczytów i rozkosz ziemskiego używania mienić nieznośnym ciężarem lub przynajmniej niebezpieczną zawadą. A choćby nawet dał się o tym teoretycznie przekonać, to zawsze olbrzymia jeszcze przestrzeń dzielić go będzie od praktycznego zastosowania. Weźmy np. dzieła Seneki i zestawmy je z jego życiem. Czytając jego pisma nieraz mogłoby się nam zdawać, że nie pogańskiego filozofa, lecz Apostoła Chrystusowego mamy przed sobą. Lecz jakże odmiennym od tych zasad było jego życie! Aby łaski Nerona – z którego szydził cichaczem – nie utracić, naśladował on jego obyczaje i występki.

 

Czar ułudnej ponęty, świecący na dobrach tej ziemi, jedna tylko wiara rozwiać jest w stanie – ona też jedna tylko może rozproszyć bojaźń przed ich utratą. Tu na nic się nie przyda żadne rozumowanie, żadna filozofia! Dlatego też przyszedł Chrystus i wszystkie dobra ziemi krzyżem napiętnował. Choć mógł je wszystkie posiadać, żadnego z nich nie wybrał, lecz wzgardził wszystkimi i wszystkie odrzucił. Owszem wybrał zła, wprost tym dobrom przeciwne, im oddał pierwszeństwo i tym wyborem wysoką wartość ich udowodnił. A wybór ten był zupełnie wolny – niezależny: bo władca losów i praw wszechświata nie mógł żadnemu podlegać przymusowi.

 

Miałżeby Chrystus pomylić się w wyborze – ów Chrystus, którego nawet niewierni, jak Renan, "Mędrcem z Nazaretu" nazywają? W cóżby wówczas obróciła się Jego mądrość? Wszak tą kolosalną pomyłką nie tylko innych, ale i siebie samego wprowadziłby w błąd nie do darowania. Nie byłby więc mędrcem, ale szaleńcem.

 

Nie wymysł to wyobraźni, ale fakt niezawodny, że dobra ziemskie człowieka zupełnie i trwale uszczęśliwić nie zdołają. Chwila upojenia, a potem próżnia, niesmak i zniechęcenie. Jakże często we wszystkich wiekach skarżą sie na to najwięksi ulubieńcy fortuny (14). Filozoficzną tego przyczyną jest, że dobra ziemskie nie stoją na równi z sercem człowieka i nie są dlań odpowiednie. Serce ludzkie stworzone jest dla Boga – jakże więc ten proch ziemski, który bogactwem się zowie, ten kłamliwy a zmienny sąd świata, który jest panem sławy, rozdawcą zaszczytów, jakże ta niska rozkosz zmysłów, która czoło człowieka rumieńcem wstydu oblewa – jakżeż to wszystko serce nasze zaspokoić potrafi? A przecież jedno tylko zaspokojenie pragnień naszych, a zaspokojenie zupełne i trwałe, stanowi istotę prawdziwego szczęścia! Czymże jest to, co my nieszczęściem zowiemy? Jest to po prostu brak dóbr doczesnych, który nam uczuć się daje. Lecz czyż nie może człowiek wśród niedostatku i ubóstwa materialnego, posiadać duchowych skarbów cierpliwości i poddania się wyrokom Bożym? Czy nie może wśród wzgardy i szyderstwa, radować się chlubnym świadectwem własnego sumienia, wewnętrznym przekonaniem, że Bóg w niebie inaczej go osądzi? Czyż nie może on wreszcie, wśród najdotkliwszych boleści poić się słodyczą ofiary i poświęcenia? Jeśli dobra tej ziemi prawdziwego szczęścia nam nie dają, to też i brak ich nie może być prawdziwym, trwałym nieszczęściem.

 

O tym także poucza nas rozum – a jednak – tu biednemu sercu najtrudniej przychodzi ugiąć się pod żelazem tej logiki i ochoczo wyciągnąć rękę po cierniowy wieniec cierpienia. Potrzeba więc było, aby sam Chrystus stanął pośród nas i z miłości ku nam wyrzekł się tych dóbr i całe morze ziemskiego bólu w swym sercu pochłonął, by obowiązkiem wzajemnej miłości osłodzić nam wykonanie prawa rozumu. Miłość Boża, miłość ku Chrystusowi rozpędza wszelki smutek, oddala każde nieszczęście: bo siłą własnego szczęścia wzmacnia i upaja, bo nie zna wyższej rozkoszy nad ofiarę, nad wzgardę szczęścia dla umiłowanego.

 

Pewnego razu, jakiś niedowiarek wszczął rozmowę z Siostrą Miłosierdzia, która swą młodość, piękność, blask świeckiej wielkości, słowem całe szczęście doczesne poświęciła dla swego Zbawiciela by Mu usługiwać w cierpiących Jego członkach. "Ach! mówił on z politowaniem, jakże strasznie jesteś pani zwiedzioną, jeśli niebo nie istnieje!". "Niebo moje – odparła Siostra – znalazłam już na ziemi". Oto odpowiedź, jaką tylko wiara dać może.

 

Wiara i z tego też względu serce człowiecze rzetelnym szczęściem napełnia, że jest substantia sperandarum rerum. Stąd więc jak niewzruszoną jest wiara – tak też niezłomną być musi i nadzieja owej zapłaty, która wszystkie ziemskie ofiary – wiekuistą, niewysłowioną nagrodzi rozkoszą. Na samą myśl o tym wołają wierni z Pawłem Apostołem: Superabundo gaudio in omni tribulatione. Tymi też słowy uderzony napisał pewien światowy człowiek: "Filozofia uczy nas znosić ziemskie cierpienia – lecz dalej się nie posuwa. Chrześcijańska religia boleści w rozkosz przemienia, tak, iż z całą sumiennością można o niej powiedzieć to, co mówimy o namiętnej miłości, że jej cierpienia cenniejsze są od wszystkich innych rozkoszy. Prawdziwy chrześcijanin z wszystkiego umie odnieść pożytek. Nieszczęścia, które nań spadają – to dobrodziejstwa zesłane od Boga; dobra, na których mu zbywa – to zło, które Bóg z jego drogi usunął. Wszystko dla jego pożytku się dzieje, wszystko jest dlań łaską na tym świecie, a gdy konieczność natury rozłącza go ze światem, to i wtedy koniec życia jest dlań przejściem do życia lepszego, które trwa na wieki" (15).

 

Nędzne stworzenie widzi się przedmiotem Bożej przyjaźni, która od wieków myśli o jego szczęściu i na wieki całą wszechmocą swojej czułości otaczać go będzie, przyjaźni, która wydobywszy go z ziemskiego prochu wzniosła aż na swój tron, aż do serca swego, która oddała dlań i poświęciła wszystko, co tylko najdroższego i najświętszego niebo dać mogło, która wreszcie zawsze nad nim czuwa, by go strzec od nieszczęść, chronić od upadków, która nawet przymusza Boga, by zamieszkał w sercu człowieka – veniemus ad eum et mansionem apud eum faciemus – a mieszkając w tym sercu przekształcił je w świątynię światłem Bożym oświeconą, gorejącą zachwytem niebian, pełną woni Bożej świętości. O! jakżeż dziwny, jak cudowny ten przybytek Pański w sercu człowieka na ziemi! Uzupełnienie cudu tego nastąpi w wieczności, gdzie dusza oglądać będzie Boga w całym Jego Majestacie, w całej nieskończoności Jego miłosierdzia. To widzenie pełne miłości, dokonuje w człowieku ostatecznej apoteozy sprawiając w nim, o ile to być może, najwyższe podobieństwo do Boga. Similes ei erimus, quoniam videbimus eum sicuti est. Czyż może być wyższe, doskonalsze szczęście, nad szczęście w Bogu, w tym niezgłębionym oceanie wszelkiej szczęśliwości?!

 

Zakończmy tę kwestię rozbiorem tego ostatniego punktu. W poprzedzającym dziale tylko mimochodem o nim wspomnieliśmy, tu zamierzamy przeprowadzić zastosowanie jego do wiary religijnej.

 

Jeśli religia, w ogólności jest najsilniejszą podporą socjalnego życia, to czymże dla niego będzie wiara w religię objawioną?

 

Wiara daje państwu najprzód swoją niewzruszoność. Gdy rozum chwiać się zaczyna, a z nim i byt polityczny państwa, wtedy występuje wiara ze swą ożywczą, wzmacniającą potęgą. Wiara nigdy jeszcze do rewolucji nie wskazała drogi. Bunt rodzi się w sercach, które wiary nie znają, lub co najwięcej jej nadużywają. Przypatrzmy się niektórym, może najgłówniejszym czynnikom państwowego ustroju i zobaczmy, czym jest dla nich wiara.

 

Najprzód rozpatrzeć się nam potrzeba we wzajemnych stosunkach obywateli pomiędzy sobą. Ciągła tu zachodzi wymiana praw i obowiązków, tak, że cała treść socjalnego życia jest tylko jednym pasmem wzajemnej pojedynczych członków zależności. Tu są potrzeby – tam źródła je zaspokajające, tu prawo wymagania – tam prawo zadośćuczynienia, tu praca z prawem do zapłaty – tam powinność wynagrodzenia otrzymanych usług. Czyż w tym ustawicznym wzajemnym znoszeniu się z sobą całego społeczeństwa, wystarczy sam rozum do obrony prawa przeciw nadużyciom samolubstwa i namiętności? Czyż rozum ten z całą mądrością swoją, zdolny nakłonić do wypełnienia obowiązku, jeśli ten obowiązek przykry jest i trudny, jeśli z bolesną połączony ofiarą? – doświadczenie dostateczną a przeczącą daje na to odpowiedź. Gdy wiara umiera, gdy wiara niknie z pośród społeczeństwa, wówczas rozum nie więcej znaczy, jak źdźbło zeschłej trawy, które każdy wybryk egoizmu złamie i podepcze, każda namiętność spali swoim żarem. Wiara – a wiara żywa jest tu konieczną, wiara która uczy miłości, jakiej żąda Paweł Apostoł: która cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zajrzy, złości nie wyrządza, nie nadyma się, nie jest czci pragnąca, nie szuka swego, nie wzrusza się ku gniewu, nie myśli złego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się weseli z prawdy (16). Ta miłość nie kładzie obowiązku i prawa na szalę ścisłej sprawiedliwości, lecz umie dać więcej, niż obowiązek wymaga, umie nie dopominać się o swe prawa, nie żądać zawsze bezwzględnego ich wykonania, owszem, gdy tego potrzeba – zrzec się ich potrafi. Miłość owa na wszystkich rozciąga się ludzi, wszystkim dobrze czynić pragnie, nie już tylko z szczerością i ochotą, z jaką każdy o siebie się stara, ale tak bezinteresownie i z takim poświęceniem, jak nas nauczył Bóg nasz i Zbawca: exemplum dedi vobis..., ut diligatis invicem sicut ego dilexi vos. Oto podstawa socjalnego życia w państwie wierzących, jeśli tylko rzetelną jest ich wiara. Czy miłość taka może jakiekolwiek stosunki nadwerężyć lub zburzyć? Oczywiście – nie. Nie ma dla niej ofiary – bo wszelka ofiara jest jej chlubą, nie ma niewdzięczności, bo nagroda jej nigdy nie ginie – im mniej ma uznania na ziemi, tym większą nagrodę u Boga.

 

Drugim głównym czynnikiem w składzie państwa jest rodzina. Ona to bowiem stanowi jego podstawę i źródło. Jaką jest rodzina takim też będzie i państwo. Jeśli węzły rodzinne będą luźne, to i w budowie państwa okaże się chwiejność. Prawdę tę czuje dobrze każda zwierzchność państwowa, każdy prawodawca, czego dowodem, że zawsze nad małżeństwem jako nad bezpośrednim źródłem rodziny, rozciąga swą jurysdykcję. A czymże jest małżeństwo w oczach rozumu i czym w świetle wiary? Jakże często znajduje rozum powody do zerwania jego węzłów, szczególnie wtedy, jeśli je uważa li tylko za kontrakt cywilny. Taki zaś sąd, takie zwolnienie węzłów małżeńskich, otwiera drogę rozwiązłości, która podobne powody łatwo wynaleźć lub umyślnie sprowadzić potrafi. Cierpi więc na tym wychowanie, spuścizna niszczeje, cała budowa rodzin chwieje się w posadach. Czyż inaczej było w państwie rzymskim, gdy już przyszło do tego, że kobiety wiek swój liczyły nie latami konsulatów, ale liczbą mężów. Przeciwnie zaś wiara nadaje małżeństwu wartość nadprzyrodzoną, i wyciska na nim charakter świętości: bo jego wzorem nieskończenie wzniosłym i świętym jest związek Chrystusa ze swą Oblubienicą-Kościołem. Miłość więc Chrystusa ku swemu Kościołowi – oto modła tej miłości ofiarnej, jaka ożywiać powinna małżeństwo. Posłuszeństwo Kościoła względem Chrystusa, to znów wzór posłuszeństwa utrzymującego jedność w małżeństwie. Jak Chrystus nigdy się od Kościoła swego nie odłącza, tak i w małżeństwie rozdział jest niemożliwy. We wszystkich obowiązkach, powinnościach i ciężarach, które małżeństwo z sobą przynosi, podporą i dźwignią jest łaska, do której prawo Sakrament nadaje (17).

 

Stosunek też podwładnych do zwierzchności i odwrotnie, w wyższym daleko i piękniejszym przedstawia się świetle, którego rozum sam z siebie zaczerpnąć nie może. Bo jakżeż często mógłby on doradzać podwładnym wypowiedzenie posłuszeństwa, nawet w rzeczach których zwierzchność ma słuszne prawo od nich domagać się, jak często mógłby podsuwać myśl czynnego oporu, choćby z bronią w ręku? Historia dostarcza nam aż nazbyt wiele podobnych przykładów. Wiara przeciwnie, nie zna trudności w posłuszeństwie, dla posłuszeństwa żadnych ofiar nie szczędzi i żadnych nie zna granic – prócz tych które sam Bóg zakreślił. Jeśli ziemski władca domaga się rzeczy wzbronionych zakazem Władcy wiekuistego, wtedy godłem podwładnych: non possumus – Deo magis obedire oportet, quam hominibus; ale oręża przeciw panującemu wiara nigdy nie kładzie w ręce poddanych, chociażby ten najgorszym był tyranem.

 

Wiara czuwa nad panującym, by nie stanowił praw niesprawiedliwych, by oddawał każdemu co mu się należy, nawet najniższym, bez względu na osoby, a nade wszystko, aby pamiętał na cel dla którego moc z góry mu dano. A celem i posłannictwem państwa, jest chwała Boża – polegająca na prowadzeniu podwładnych do państwa wiecznotrwałego w niebie. Wskazawszy cel podaje też wiara panującemu odpowiednie środki i pobudki. Przypomina mu, że on jest księciem z łaski Bożej i stąd Bogu kiedyś rachunek zdać musi z swych królewskich rządów.

 

Wiara zatem obejmuje całe życie człowieka, uszlachetnia je, podnosi, leczy nędze jego natury, udziela nadprzyrodzonej siły w stosunkach i wypadkach, we wszystkich obowiązkach i potrzebach. Ona jest źródłem, z którego woda zbawienia, woda wiecznego żywota na nas wytryska, czyszcząc i krzepiąc biednych wędrowców na doczesnej drodze do najwyższego, wiekuistego szczęścia.

 

(C. d. n.).

 

X. Antoni Langer

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok trzeci. – Tom XI. Lipiec, sierpień, wrzesień 1886. Kraków. DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI, pod zarządem Jana Gadowskiego. 1886, ss. 206-220.

 

Przypisy:

(1) S. Augustinus, De diversis quaestionibus 83, q. 78.

 

(2) Jungmann, Aesthetik, p. 383 et passim.

 

(3) Maurycy Carrière, Die Kunst im Zusammenhange, B. 1, p. 66.

 

(4) Schnaase, Geschichte der bildenden Künste, B. 2, p. 7 i indziej, p. 200 sq.

 

(5) Herder, Zur Philosophie und Geschichte, B. 13, III.

 

(6) Lasaulx u Jungmanna p. 328. Schlegel, Geschichte der alten und neuen Litteratur, 1. Vorles.

 

(7) Maurycy Carrière jak wyżej.

 

(8) Metamorph., VII, 18-21.

 

(9) Montaigne, Abhandlungen, B. II, K. 12.

 

(10) In II Alcibiad.

 

(11) De republica.

 

(12) Nicolas, l'Art de croire, l. I, ch. 9, 10.

 

(13) Nicolas, L'Art de croire, l. IV, ch. 1.

 

(14) Ninon de Lenclos.

 

(15) St. Evremont, Betrachtungen über Religion.

 

(16) I Kor. XIII, 4. 5. 6.

 

(17) Por. listy św. Pawła.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIX, Kraków 2019

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
CZŁOWIEK W STOSUNKU DO RELIGII I WIARY

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: