ŻYWOTY

 

Ś W I Ę T Y C H

 

PATRONÓW POLSKICH

 

X. PIOTR PĘKALSKI

 

ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO

 

 

Na dzień 8 lutego

 

ŻYWOT

 

Bł. IZAJASZA BONERA

 

zakonnika klasztoru XX. Augustianów, pustelników św. Augustyna,
na Kazimierzu przy Krakowie istniejących; ze­brany
z dziejopisów polskich i postronnych.

 

~~~~~~~~~~~

 

Starożytna Bonerów familia, wywodzi swoje do Polski przybycie za panowania Kazimierza II, którego historia Wielkim zowie (1). Kiedy bowiem ten monarcha, w roku 1363, wyprawić miał walne gody zaślubin Elżbie­ty, swej wnuczki, z Karolem rzymskim cesarzem, a kró­lem czeskim; na te zaślubiny zaprosił do Krakowa kró­lów: Ludwika węgierskiego, Zygmunta duńskiego, Pio­tra cypryjskiego, Ottona bawarskiego; jako też Semowita mazowieckiego, Bolesława świdnickiego, Włady­sława opolskiego i inne polskie książęta (2): wtedy też przybył z Belgii z bracią swą Jan Ilbrid Boner a Wissenberg, kawaler, zamożny w rozległe nad rzeką Landą dobra, a słynny z rycerskiej sławy. Podczas swego w Krakowie bawienia, Boner widząc obyczaje, swobody, głośną sławę i męstwo Polaków, wielce polubił naród polski, wystarał się o indygenat, czyli o prawa krajo­we, potem w ziemi krakowskiej nabył od Wołka podczaszego bocheńskiego na własne dziedzictwo obszerne dobra, zwane Ogrodzieniec, i inne włości. Tak więc mąż ten znamienity połączył się ze znakomitymi a zamożnymi w Polsce domami Lanckorońskich, Zbigniewów, Dębińskich, Firlejów, Tęczyńskich, Jordanów, Wołowiczów i z wielu innymi. Niedługo potem rozpleniła się w Polsce familia Bonerów, i z łona swego wydała za­cnych mężów, co w pobożności i usługach krajowych naśladując wielkich przodków swoich, zajaśnieli tak na­daniem funduszu kościołom i klasztorom, jako też do­stojnym sprawowaniem pierwszych urzędów w narodzie polskim; o czym PAPROCKI w swej kronice nadmienia, i nagrobek w kościele Panny Maryi przy kaplicy Loretań­skiej w Krakowie poświadcza. Z tej to znamienitej i zamożnej familii, z katolickich a pobożnych rodziców (3) Floriana Bonera i Bronisławy z Lanckorońskich i Zbig­niewów pochodzącej, urodził się Izajasz Boner w miesiącu grudniu 1380 roku (4) w rodzinnym domu przy Grodzkiej ulicy w Krakowie. Dziejopisowie nasi podają za niemylne i pierwsze znamię przyszłej a rzadkiej świątobliwości tego dziecięcia, że wielce pobożna matka podczas urodzin jego nie doznała wcale tych niezno­śnych ucisków, jakie z przewinień pierwszej matki na­szej ogólnym prawem na wszystkie rodzące spływają niewiasty; ale szczęśliwie urodziła to niemowlę, które­mu przy chrzcie św. dano imię Ambroży. Kiedy Am­broży w domu swych rodziców był niemowlęciem, wte­dy właśnie ojciec jego zajmując się nader ważnymi ojczyzny posługami w Polsce i w Węgrzech, całą zatem troskliwość o jego wychowanie zlał na matkę jego, która też obyczajem prawowiernych przodków naszych, ona sama pobożna, przede wszystkim starała się wpa­jać w młode a niewinne jego serce bojaźń Bożą, po­słuszeństwo, prawdziwą pobożność i całą cnotliwość chrześcijańskich obyczajów. Jeszcze u kolebki młodego Ambrożego prostowała wszelkie jego zboczenia i mło­dego wieku przywary: którym niniejsi wychowawcy i matki bardzo pobłażają, bez uwagi na to, że te złe dziecięcia skłonności za młodu nieokrzesane, nawodzą potem młodzieńca na błędną drogę i nie sposobią go ani na dobrego obywatela, ani na prawego chrześcija­nina. Lecz jako przezorny i pilny ogrodnik osłania krzewiącą się roślinkę, by ani od mrozu nie skrzepła, ani też wiatru powiewem nie była uszkodzona, tak ró­wnie troskliwi rodzice Ambrożego, obawiając się, by tej lilii herbowej ich rodu (5) w pierwszej jego życia porze, wpływ skażonych nauk, przez ludzi przewrotnych nie zaraził; starannie zatem dla syna swego wybrali bogobojnych i sumiennych wychowawców, za których przywództwem on nakarcanie małych zboczeń swych i inne uciski i utrapienia znosił cierpliwie. Bardzo małe wymykały się z jego umysłu płoche i dziecinne zabaw­ki, bo wrodzona sercu jego skłonność i bojaźń Boża, cały jego umysł owładnęły. Pod bacznymi matki i nau­czyciela oczyma, młody i pojętny Ambroży, przepędziw­szy chwalebnie pierwszy wiek swego żywota na po­czątkowych w domu naukach, brał potem z wrzącym pochopem ten młodzieniec w r. 1395 i następnych la­tach wyższe nauki w akademii przez Kazimierza Wielkiego w r. 1347 (6) założonej, we wiosce zwanej Bawół, blisko Krakowa, na którym miejscu ten monarcha później mia­sto Kazimierz wybudował. Ambroży Boner nawykły w domu swych rodziców żyć pobożnie i cnotliwie, te pięk­ne serca przymioty łączył potem i w młodym swym wieku z nadobnymi naukami, a bystrym pojęciem swym i przenikliwością umysłu celując nad współuczniów, rzadkim talentem, mistrzów swych zadziwiał. A kiedy Włady­sław Jagiełło, z woli umierającej Jadwigi, przeniósł akademię w r. 1400 z Kazimierza do Krakowa, przebie­gając młody Boner z pochwałą wszystkie nauki filozo­ficzne i teologiczne: w r. 1406 osiągnął stopień Doktora teologii, jak to matrykuła wydziału nauk teologicz­nych wskazuje. A lubo korzystnie uzbierane nauki, zwykle pychą rozdymają świecką młodzież, w mniema­niu, jakoby ta nabyła je własnym rozumem, bez po­mocy Bożej; bogobojny jednak Ambroży przywodząc sobie na pamięć przestrogę św. Pawła apostoła: "iż nic nie mamy, czego byśmy od Boga nie odebrali, ani też nie godzi się przechwalać, jakoby to nasze było, co jest darem Bożym" (7); stąd więc wdzięcznym i kornym sercem wiedziony, prawdziwe dla siebie szczęście widział w klasztornym ubóstwie i zaciszu, w którym by się mógł pożyteczniej poświęcić pobożności i pracy około zbawienia bliźnich swoich. Nie znęcały go ku sobie ani rozległe włości i bogactwa jego rodziców, ani wysoko cenił swe wykształcenie w naukach i rzadki dar wymo­wy, która z chlubą mogła postawić go w rzędzie pod­pór ojczyzny; ale idąc za natchnieniem łaski Bożej, któ­ra mu potem w całym jego życiu przewodziła, wszedł w r. 1408 w powołanie zakonne u XX. Augustianów na Kazimierzu przy Krakowie, zagrzany prawdziwą tych zakonników pobożnością i ścisłym wtedy przestrzega­niem zakonnego żywota. Według zakonnego obyczaju, przeor ojców Augustianów wdziewając nań sukienkę zakonną, dał mu imię Izajasz (8) i wpisał go w poczet braci Augustyna św. W przewłoce rocznej próby zakon­nego powołania, nowy ten zaciężnik Chrystusów, odmiótł od razu od serca swego i zdeptał zawodne nadzieje doczesnego szczęścia, a natomiast założył w nim fundament głębokiej pokory, i zawrzał gorącą ku Bogu miłością. Rzetelne pełnienie ustaw patriarchy Augustyna świętego, ujmująca prostota i szczerość serca, bu­dująca skromność, całym umysłem tego zakonnika wła­dały, i nigdzie nie widziano go częściej jak na modli­twie. Te więc religijne cnoty, które łaska Boża krze­piła, cechowały charakter prawdziwego powołania Iza­jasza do zakonu, i w nim się z czasem w święty zamie­niły nałóg. Z jakimże to podziwem patrzyli wszyscy oj­cowie zakonni, kiedy ten znakomitego według świata urodzenia młodzieniec, syn zacnych i bogatych rodzi­ców, ozdobiony stopniem Doktora teologii, pełnił włożone na siebie przez magistra nowicjuszów obowiązki, a skrzętny w kuchennej usłudze, to nosił wodę w wia­derku, to znowu ochoczo obmywał naczynia i sprzęty kuchenne; albo, kiedy głęboko ukorzony klęczał, albo przed ukrzyżowanym Zbawicielem, przejęty rozwagą bo­lesnej męki i nieocenionej śmierci Jego; albo też przed obrazem najświętszej Panny Maryi wylewając gorące modły i westchnienia, błagał Ją o wstawienie się za nim do Bo­ga. Żadna myśl, żadna rozmowa nie ukrzepiała tak sil­nie jego duszy, jak rozmowa o szczęściu wiecznej chwa­ły. Nie było zgoła żadnego bogobojności ćwiczenia, którym by nie był zajaśniał, a chociaż dopiero był nowicjuszem, już wtedy stał się dla braci zakonnej bu­dującym przykładem i do pobożności ją zagrzewał. A jako szczep do żyznej ziemi wsadzony, zwykle krzewi się i obfite rodzi owoce, tak też pobożny ten młodzie­niec w pustelniczym zakonie umieszczony, wydawał rzadkie cnoty owoce. Albowiem oprócz gorącej modlitwy zachował ścisłość zakonną; bardzo krótkim snem na twardej podłodze ukrzepiał swe ciało. Do niego to go­dzi się zastosować słowa Psalmisty Pańskiego: "że był jakby drzewo przy ujściu wód zasadzone, które w cza­sie swoim wydaje owoc swój" (9). Ale każda cnotliwość wtedy ukaże się prawdziwą, kiedy cierpliwie znosi dotkliwe przykrości: zaczem, ile razy przyszło mu przy posługach klasztornych znieść cierpką próbę karcących wyrazów, którymi doświadczano jego stałości i prawdziwego powołania, on kornym sercem wiedziony skła­niał się do nóg swych przełożonych, winę swą wyzna­jąc, ich stopy całował.

 

Skoro Izajasz ukończył rok próby zakonnego po­wołania i wykonał śluby uroczyste, nie zaspokoił się ścisłością życia, którą podczas nowicjatu zachował, ale potem jeszcze pracowiciej zajął się doskonałością zakonną; na krótkiej wodzy trzymał podnietę ciała swo­jego, nie dozwalając jej rozżarzać się, ścisłym stłumiał ją postem, ostrą włosiennicą i dyscypliną. Przygłodny kładał się spać, a po krótkim śnie wstawał do gorącej modlitwy, na którą w porze zimowej boso do kościoła z celi wychodził. Najpodlejsze klasztorne posługi, z wiel­ką radością wypełniał; a ile mu zostawało czasu od klasztornych zatrudnień, ten wszystek obracał na czy­tanie ksiąg użytecznych. Wykształcony już pierwej w na­ukach teologicznych, nim wszedł w zawód życia du­chownego, po niedługim upływie czasu przyjął pobożnie kapłańskie święcenia. A gdy po raz pierwszy sprawować miał nieocenioną ofiarę okupu ludzkiego rodzaju, z takim rozczuleniem serca do niej się gotował, że wszyst­kich na siebie patrzących do łez poruszył. Przełożony klasztoru widząc, że Izajasz posiada wyższą naukę filo­zofii i teologii, włożył zatem nań obowiązek profesora, by młodszej braci zakonnej wykładał Pismo święte. Tak gorliwie i ochoczo dopełniał przyjętego mistrzowstwa, iż nie tylko wykładem wzniosłych rzeczy w Piśmie św. umieszczonych, oświecał pojęcie uczniów swoich, ale nawet umysły ich do miłości ku Chrystusowi budził i porywał. Albowiem wyrazy z ust jego wychodzące, jako iskry rozetlałe, rozniecały ogień Ducha Świętego w ser­cach słuchających. A wykładając im do pojęcia, naj­ważniejszy ten wiary naszej artykuł o grzechu pierw­szych rodziców naszych; że ten ich upadek wtrącił całe ludzkie plemię w bezdenną otchłań klęsk, ucisków i nie­szczęścia wiecznego; że zatem sam człowiek, żadną ka­rą, tak ciężkim występkiem zasłużoną, nie byłby w stanie wypłacić się nieskończenie obrażonemu Bogu, gdyby Jednorodzony Syn Boży, z łona Ojca posłany, nie był przyjął na siebie ciała ludzkiego, męką i zwycięską śmiercią na krzyżu, nie był nas dźwignął z tego upadku i z wiecznego zatracenia wybawił. Z taką równie sło­dyczą serca przywodził na pamięć swej braci zakonnej, ścisłe przestrzeganie niezmazanej czystości, ubóstwa i po­słuszeństwa; owych trzech ślubów zakonnych, na któ­rych jako na skrzydłach od ziemi ku niebu wznosić się miała. A kiedy tę zbawienną słowa Bożego naukę wle­wał w młode ich umysły, on sam surowo uciskał i stłu­miał pożądliwość ciała swojego, według nauki św. Pawła apostoła, który poddawał w niewolę ciało swoje: by on sam nie pokazał się złym, gdy innych nauczał. I za­iste, sprawiedliwej nagany godni są ci ludzie, którzy surowymi moralności uwagami karcą bliźnich swoich, ale oni sami cofają się od wykonania tych prawideł, jak raki od światła. Wszakże Izajasz, zalecając klasztornej swej braci, i wiernemu ludowi z kazalni modlitwę, która jeżeli jest ufna i gorąca, czyni nas miłymi przed oblicznością Bożą; onego najczęściej widywano we dnie i w nocy na modlitwie, tak dalece, że krótką tylko chwilkę spoczynku dla pokrzepienia ciała swojego przeznaczał. Za staraniem tego sługi Bożego, dziś jeszcze widzimy na murze w krużgankach dwa piękne obrazy łaskami słynące: pierwszy wizerunek wyobraża postać bolesną Chrystusa Pana, mającego na głowie cierniową koronę, a bok włócznią otworzony. Ten wizerunek jest umiesz­czony nade drzwiami do kościoła wiodącymi. Drugi zaś Najświętszej Panny Maryi od Pocieszenia strapionych, piastującej dziecię Jezusa, a po prawej stronie tego obrazu jest mały ołtarzyk z wizerunkiem św. Augustyna, po lewej ołtarzyk św. Mikołaja z Tolentynu. Przed tym N. Matki miłosierdzia obrazem bardzo rad modlił się Izajasz, a wrzącą w sercu ku Niej uniesiony miłością, często bywał nadprzyrodzoną otoczony jasnością, i w po­wietrze podniesiony, tu słysząc śpiew anielski "Witaj Królowo niebios" duszę swoją niewymowną poił rozkoszą. Jakoż Zbawiciel, jeszcze w tym życiu wierne sługi swoje napełnia nieocenionym swej łaski darem. Przed tym obrazem Najświętszej Panny Maryi, Bóg wszech­mocny, za prośbą Izajasza, który z żywą ufnością te wyrzekł wyrazy: "Pokaż się żeś Matką" przywrócił do życia umarłego Stanisława Kazimierskiego mieszczanina. Jeszcze się po dziś dzień to pobożne między ludem ko­łysze podanie, a KULSJUSZ i dziejopisowie nasi czynią o nim wspominkę, że za wstawieniem się Izajasza do Boga, dwóch umarłych ożyło (10).

 

W zachowaniu postów szedł śladem patriarchy Augustyna świętego; usiadł on u zakonnego stołu, i bar­dzo skromnie pokarmem ukrzepiał swe ciało, przygłodny wstawał od niego. Ale aby się nie wydawał ściśle po­szczącym, a słabszych braci w doskonałości życia pu­stelniczego całym postu znaczeniem nie obrażał: zaży­wał zatem i mięsnych pokarmów, mówiąc, że te równie jak postne, są darem Bożym, którym gardzić nie należy. Wszakże natomiast większą połowę swej porcji niósł do furty klasztornej, i nią nakarmiał głodnych i łaknących żebraków. Inne osoby w innym zawodzie, bądź świeckim, bądź duchownym, oddane pobożności, pewnie by przestały na pięknych tych życia chrześcijańskiego cnotach, w mniemaniu, że już wszystkiego dopełniły, że im już na niczym nie schodzi w bogomyślnym ich żywocie: ale Izajasz podnosił się na coraz wyższy sto­pień zakonnej doskonałości. I aby ten bojownik Chry­stusów zupełnie poraził nieprzyjaciela ludzkiego zbawie­nia, podniecającego cichymi podszepty ciało nasze, aby rzekło: już dosyć; uzbroił się w gruby pancerz przeciwko tej pokusie, przywdział on na gołe swe ciało tkankę z ostrego włosia końskiego; a dla przytłumienia w nim tlejącego się zarzewia żądzy i lubości, często i srogo chłostał je dyscypliną za swoje grzechy; przy­wodząc sobie na pamięć słowa Pisma św.: że nawet spra­wiedliwy siedemkroć na dzień upada. Ostrą także czynił pokutę za tych ludzi, którzy przewrotnym sercem i du­mą ciężko Boga obrażają, i prosił Go o łaskę dla nich, by za jej wpływem poprawili życia swojego; czynił ją i za dusze, które za grzechy w czyśćcu wypłacają się sprawiedliwości Boskiej.

 

Nie samą tylko modlitwą Izajasz ukrzepiał serce swoje, lecz i głęboka jego rozwaga dobrodziejstw Bo­żych, które szczodra Opatrzność hojną swą ręką sypie na całe przyrodzenie, budziła w jego umyśle wdzięczność za te dary. I kiedy z jednej strony rozmyślał nieoceniony okup ludzkiego rodzaju, przez Zbawiciela dokonany, któ­rym podniósł człowieka z pierworodnego upadku do osiągnienia w niebiesiech wiecznej chwały; a z drugiej, za­chwycający kształt dzieł Bożych dla pożytku i szczęścia człowieka twórczą ręką z niczego wywiedzionych; wtedy to szybkim myśli biegiem wznosił się ku Bogu i u podnóża Jego chwały kornym sercem dziękował Mu za te do­brodziejstwa. Z tego też powodu, wrzącym serca zapałem i bogomyślnym zachwytem zajętego w kościele, w po­wietrzu nad ziemię podniesionego widywali bracia zakonni. Na tych miejscach zatem, na których ten sługa Boży wylewał swe gorące przed Bogiem modły, i poił swą duszę z nieba odbieraną pociechą, wystarał się o wymalowanie dwóch pięknych Pana Jezusa i Najświętszej Panny Maryi obrazów, o których już wyżej nadmieniliśmy. Ale oprócz tych pięknych wzorów cnoty i pobożności, pałało jego serce wielką ku nieprzyjaciołom miłością, którą nam wszystkim Zbawiciel wyraźnie nakazuje (11). I zaiste, na nic by się nie był zdał Izajaszowi cały ten ścisły jego ży­wot, gdyby go nie był sokiem tej cnoty nadprzyrodzo­nej zaprawił, jak to podaje św. Paweł apostoł: "Cho­ciażbym wydał ciało moje na spalenie, jeżeli miłości mieć nie będę, na nic mi się to przyda" (12). Z jakąż to serca uprzejmością Izajasz przebaczał bliźnim swoim urazy, zwłaszcza tym, którzy nienawistnym okiem pa­trząc na pobożne czyny jego, wypaczali je złośliwie; on zaś z wesołą twarzą ściskał ich serdecznie, i za nich modlił się gorąco.

 

Właśnie za jego czasów, nieprzyjaciel jedności i praw­dy, rzucił nasiono niezgody na łono rzymskiego Kościoła, między głowę i członki jego: kiedy od r. 1378 aż do r. 1417, począwszy od Urbana VI papieża, aż do Marcina V po dwóch, a w końcu trzech papieży na jednej stolicy Piotra świętego razem zasiadać chciało; kiedy z drugiej strony Jan Wikleff pleban w Luterworcji w Anglii, heretyckimi bluźnierstwy mącił prawdę Bożą, mszcząc się za to, że uchy­lonym został od przełożeństwa kantuaryjskiego kolegium w Oxonii, które gwałtem był posiadł; tudzież, że przez intrygę nie mógł osiągnąć biskupstwa wingornyjskiego. Albowiem taka osobista obraza jest prawie wszystkich odszczepieństw zarodem. Na umorzenie tego zajścia i nie­zgody, która przez 40 lat trapiła Stolicę Apostolską, i na potępienie błędów Wikleffa w Anglii, i Jana Husa w Czechach, głośnego obrońcę błędów Wikleffa: Kościół św. uchwalił potrzebę zgromadzenia biskupów i uczo­nych kapłanów na powszechny sobór w mieście Konstancji. Już wtenczas znanym był ze swej świątobliwości życia, z obszernej a gruntownej nauki Izajasz Boner, nie tylko w Jagiellońskiej Wszechnicy, w której stopień doktora filozofii i teologii z chlubą był osiągnął; ale też i za granicą jeneralnemu przełożonemu pustelniczego zakonu oo. Augustianów. Jakoż, tenże przełożony we­zwał go w r. 1414 na sobór konstancjeński. Z tym tedy jenerałem Piotrem de Vena, z Janem Blochem i innymi siedmią uczonymi tego zakonu ojcami, Izajasz często zasiadał na tym soborze, w obronie wiary świętej. Cały sobór był podzielony na sześć nacyj: na włoską, fran­cuską, hiszpańską, angielską, niemiecką i polską. Polskiej nacji przewodził Mikołaj Trąba, arcybiskup gnieźnień­ski (13), którego nawet na Stolicy Piotra św. wtedy posa­dzić chciano. W swej nacji Izajasz Boner razem z biskupami podawał sposób jedyny, by dla przywrócenia w Kościele jedności i zgody, trzej papieże bądź legalnie, bądź nielegalnie obrani: Piotr de Luna, który się Benedyktem XIII nazwał; Grzegorz XII i Jan XXIII do­browolnie ustąpiwszy mniemanych praw swoich, ze swych godności byli złożeni; aby obrać nowego papieża. Na ten wniosek polskiej nacji zgodziły się wszystkie nacje; a tak na 41 posiedzeniu obrano Marcina V. Na tym niemniej soborze razem z innymi uczonymi mężami Izajasz zwycięsko odpierał bezbożne bluźnierstwa Jana Wikleffa i Jana Husa nauczających: że Bóg powinien być diabłu posłuszny, że każde stworzenie jest bogiem itd. Odpierał te błędy uczony ziomek nasz dowodząc: że Stwórca jest niezależnym Panem wszech rzeczy, że wszystko ulega Jego potędze; że każde stworzenie ma w czasie swój początek i koniec, zaczem ulega zmianie i bogiem być nie może itd. (14). Napatrzył się Boner na soborze i nasłuchał uczonych obrońców wiary św., a powróciwszy do Krakowa, ile mu czasu zostawało od pobożnych ćwiczeń, ten cały obracał na czytanie i pisanie ksiąg teologicznych. Jakoż, napisał on księgi o Trójcy Świętej, i wyłożył księgi pod imieniem: Magister sententiarum. Uczone te prace swoje drukiem ogłosił; a w zagranicznych bibliotekach, jako kosztowne zabytki jego geniuszu, z poszanowaniem są zachowane.

 

Po ile razy przemówił z kazalnicy do ludu zgro­madzonego, tak gorliwie i pożytecznie kazywał, że słu­chaczów swych do łez rozczulał. Jednych surowo gromił życie występkami zmazane, drugim podawał radę i środki do uchronienia się grzechu, a zamiłowania cnoty i stłu­miał w ich sercach zapał zemsty i nienawiści ku ich bliźnim; w innych zaś miłość prawdziwą nawet ku nieprzyjaciołom rozżarzał i do modlitwy za nich zachęcał, na wzór najwyższego Mistrza naszego, modlącego się na krzyżu za nieprzyjaciół swoich: "Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą co czynią". A kiedy zasiadł w konfesjonale pokuty, wtedy prawdziwy ten mędrzec wnurzał się do serca swego penitenta, wykorzeniał z niego na­łogiem zastarzałe występki; a natomiast budził w nim bojaźń Bożą; nakazywał wynagrodzenie uczynionej krzy­wdy bliźniemu, bądź na majątku, bądź też przez obelgę i oczernienie sławy jego; groził, że takimi grzechami zesromocone sumienie chrześcijanina, nie może bezkar­nie ukazać się przed oblicznością Boga. Każdy zatem ze łzawym okiem odchodził od jego konfesjonału. Ile zaś oszczędził czasu od klasztornych obowiązków, z wiel­ką radością, za pozwoleniem przełożonego zwiedzał gro­by: św. Stanisława biskupa, św. Jadwigi, św. Salomei i innych patronów naszych, których święte szczęty są w kościołach krakowskich zachowane, a te pobożne ob­chody boso odbywał. Ta sama miłość bliźniego, wywo­dziła Izajasza z klasztoru do szpitalów i domów pu­blicznego schronienia ubóstwem i chorymi napełnionych; wszystkim on udzielał radę i zbawienną pociechę. Obsługą i jakim mógł wsparciem obdarzał nędzarzów; osładza­jąc ich cierpienia, mówił im: że te krótkie uciski i cho­roby ponoszą na zarobek wiecznej szczęśliwości.

 

W tym właśnie piętnastym stuleciu, świętobliwym życiem jaśniało w Krakowie pięciu mężów: św. Jan Kan­ty, profesor teologii przy Uniwersytecie Jagiellońskim; bł. Szymon z Lipnicy, zakonnik klasztoru oo. Bernardynów na Stradomiu; błogosławiony Stanisław Kazimierczyk, kanonik lateraneński św. Augustyna; świątobliwy Świętosław, mansjonarz przy kościele Panny Maryi, chowa­jący ciągłe milczenie; bł. Michał Gedrojc, zakonnik Najświętszej Panny Maryi de Metri, przy kościele św. Marka. Poboż­ni ci mężowie zawiązali ścisłą przyjaźń i zażyłość z błogosławionym Izajaszem Bonerem, który też był pomiędzy nimi jako mistrz doświadczony w świątobliwości; starszy wie­kiem, powołaniem i wyższy nauką. Ta święta przyjaźń sześciu pobożnych mężów, na ognisku miłości Bożej skojarzona, pięknym cnót wieńcem zdobiła prawowierny nasz Kraków. Jeszcze po dziś dzień z ust do ust prze­chodzi to pamiętne podanie: że gdy pewnego dnia Jan Kanty dostał w podarunku koszyk jabłek: posłał je w darze Szymonowi, a Szymon Izajaszowi; ten je posłał Kazimierczykowi, Kazimierczyk ofiarował je Świętosławowi, Świętosław Gedrojcowi, Gedrojc w końcu zaniósł je Kantemu; a tak, ów koszyk z jabłkami obszedł w koło to piękne ogniwo życzliwej miłości owych sześciu szczerych przyjaciół, i żaden ani jednego jabłka dla siebie nie zostawił. Szczera i ścisła zażyłość tych bogomodlców podaje nam naukę i przestrogę: jako też i To­masz a Kempis oświeca nas (15) z jakimi to ludźmi przy­jaźnią wiązać się mamy: że nie należy przed każdym, acz by i przyjacielem wylać swe serce i jego tajniki od­słaniać; żebyśmy tylko sumienne, mądre a Boga się bo­jące i szczerego serca osoby czynili powiernikami tajni naszej; byśmy oględnie stronili od osób lekkomyślnych, ga­datliwych, płochych i skażonych obyczajów; a szczegól­niej brzydzić się i pogardzać mamy ludźmi, którzy przez podłe pochlebstwa z krzywdą trzeciego jednają dla siebie u bogatych i możnych osób przystęp i łaskę, obmową, podstępem i potwarzą obrzucając bliźnich swoich.

 

Kiedy Izajasz dobiegał osiemdziesiątego roku swego żywota, Bóg wszechmocny ściśle sprawiedliwy, chciał wszystkie jego czyny i w zakonie położone zasługi prze­czyścić w ogniu świętej cierpliwości, przez dopuszczenie nań tak ciężkiej choroby, iż otaczającym jego łoże zda­wało się, że on już dobiegał doczesności kresu. A gdy dla spiesznego ratunku przywołano lekarza, w jego obec­ności, Izajasz z głębi serca nabożnie westchnął do Zba­wiciela. A jako każdy stanąwszy na granicy wieczności, lęka się ścisłej przed sprawiedliwością Bożą rachuby z ubiegłego życia swojego, tak i ten sługa Boży, kornym sercem wyznawał, że w pustelniczym powołaniu żadnej jeszcze nie położył zasługi na zarobek wiecznego zba­wienia. Ale Najświętsza Bogarodzica osobiście odwiedzając Izajasza z orszakiem śś. Patronów polskich: Stanisławem biskupem, Jackiem, Jadwigą, Kunegundą i innymi świę­tymi (16) pocieszyła go: Izajaszu! rzecze, synu mój, oto ja za wstawieniem się tych, których w pobożności naślado­wałeś, obecnością moją od choroby, która resztki grze­chów twoich niszczy, uzdrawiam cię dla posługi i po­trzeby zakonu twojego, a ten dług śmiertelności dopiero za lat dziesięć, na znak zupełnego odpuszczenia grzechów twoich, zapłacisz dnia siódmego po święcie oczyszcze­nia mojego; to wyrzekłszy zniknęła. Izajasz wstaje od razu z łoża swej choroby, i z wielkiej radości opowiada braci zakonnej objawienie się Najświętszej Panny i śś. Patronów polskich, oraz upewnienie go, że dopiero po upływie lat dziesięciu żywota dokona, (co się też rzeczywiście ziściło). Jakoż, od tego czasu jeszcze ściślejsze w umartwieniach wiódł życie. Wszakże po upływie dziesięciu lat przez Najświętszą Pannę przepowiedzianych schyliły się ku zachodo­wi dni jego żywota; wiekiem i ciągłą w zakonie pracą skołatany Izajasz, uległ dotkliwej chorobie; a gdy już ostatnia nadchodziła jego życia chwila, kazał ku sobie przywołać bracią zakonną, i po raz ostatni zalecił im cnotliwość: by ściśle chowając śluby zakonne przestrzegali nieskażonej cnoty; by żyli w zgodzie i wzajemnej mi­łości. W końcu przepraszał serdecznie każdego z osobna za swoje uchybienia i niecierpliwość podczas swego przełożeństwa; a udzielając im duchowne błogosławieństwo, w bolesnym smutku pogrążonych do łez rozczulił. I za­iste widzieli wszyscy, że czcigodny ten starzec, jedyna ich w służbie Bożej pociecha, szczególna prowincji pol­skiej ozdoba i pierwszy klasztoru krakowskiego filar, upada, że ukochany ojciec osierociałe syny swoje po raz ostatni żegna i w daleką podróż do wieczności od nich odchodzi; że już więcej w twarz jego, miłością ku nim płonącą wpatrywać się nie będą. Przyjąwszy najświęt­sze Ciało i Krew Pańską dla pokrzepienia swej duszy, wymawiając słowa: "Panie Jezu Chryste, Synu Boży, w ręce Twoje oddaję ducha mojego", pożegnał braci zakon­nych, i słodko zasnął w Panu Zbawicielu swoim dnia 8 lutego w r. 1471, a dziewięćdziesiątym życia swojego.

 

Miło zapewne czytać te piękne rysy prawdziwej cno­ty i pobożności ziomka naszego. Oby tak duchownego powołania osoby, jak świeckie, odświeżając je w pamię­ci, własnymi czyny je naśladowały; albowiem nie bardzo trudno one przychodzą do wykonania, i niczego nie potrzeba więcej, tylko chcieć, ale szczerze chcieć i skło­nić wolę swoją do czynu, a reszty łaska Boża dokona. Po zgonie, ciało jego dopiero czwartego dnia z katafalku do grobu złożono w kaplicy św. Doroty, bo twarz jego szczególną łaską Bożą widocznie świetniała, a zmy­sły wyrażały jakąś żywość zadziwiającą. W następnych latach grób jego często w nocy i nade dniem otaczała jasność nadprzyrodzona; zwłaszcza w r. 1479, którą po­bożni zakonnicy widywali (17). Na uczynione przełożenie łask cudownych, które Bóg wszechmocny pobożnemu lu­dowi udzielać raczył przez lat 162 u grobu Izajasza, Urban VIII papież dozwolił w r. 1633 dźwignąć z gro­bu ciało jego, a umieścić je w kaplicy św. Doroty P. M. na nowo wystawionym ołtarzu. Skoro wieko trumny od­kryto, wszystkich w grobie obecnych najprzyjemniejszy zapach owionął. Potem błogosławione Izajasza szczęty z tej kaplicy do nowej blisko ołtarza Najświętszej Panny Maryi łaskawej, dla przystępniejszego zwiedzania ich przez lud prawowierny, w podniesionym grobowcu złożone, tu po dziś dzień spoczywają. Pobożni mieszkańcy Kazimierza i Krakowa często zwiedzają grób jego, i modły swe za jego wstawieniem się do Boga przesyłają. Jak miłe Bo­gu było cnotliwe i pobożne życie Izajasza, pokazał to potem u grobu jego licznymi swego miłosierdzia dobro­dziejstwy, które za jego przyczyną udzielał przygodami uciśnionemu ludowi. Nie wszystkie tu wyliczymy łaski cudowne, albowiem w r. 1556 d. 3 maja w ogromnym pożarze kościoła św. Katarzyny spłonęła i biblioteka, a razem z nią obszerniej napisany żywot tego sługi Boże­go, ale tylko wymienimy niektóre z tych, co po owym pożarze palec Boży zdziałał.

 

Roku 1602 d. 7 października Joachim Fox, radny kazimierski, skoro się Bogu polecił u grobu bł. Izajasza, od razu został uzdrowiony od wielkiej choroby (Epilepsis) podczas Mszy św., na którą dał jałmużnę i dwie świe­ce, i odtąd już więcej nie doznawał tej niemocy.

 

Piotr Janocki młodzian w r. 1603 bardzo ciężką chorobą złożony, uczyniwszy ślub odwiedzenia grobu słu­gi Bożego Izajasza, natychmiast ozdrowiał, i ślubu swe­go z radością dopełnił, ofiarując dwie świece i jałmużnę na Mszę św.

 

Roku 1605 d. 10 lutego Annę Niedzielankę, cięż­ką chorobą złożoną, a już prawie konającą, ofiarowano do grobu bł. Izajasza, poczym zaraz cudownie uzdrowio­na, osobiście od razu poszła do jego grobu, dziękując Panu Bogu za łaskę Jego; dała jałmużnę na Mszę, a na do­wód kazała odmalować tabliczkę swego uzdrowienia.

 

W r. 1605 dwie niewiasty wszeteczne, słysząc o tym słudze Bożym cudami słynącym, przyszły przypatrzyć się; a stanąwszy na kamieniu jego nagrobku: co tylko stanęły, zaraz jakąś cudowną siłą z niego zostały strą­cone i odrzucone; trwogą przejęte, z wielkim krzykiem odchodząc uznały w tym moc Bożą. O tym wydarzeniu piszą wszyscy historycy; a KULSJUSZ dodaje, że się po­wtórnie w r. 1607 podobny trafił przypadek. P. Mniszek wojewoda sandomierski tamże modlący się, obecny temu wypadkowi, kazał go między cudami umieścić.

 

W 1607 roku d. 15 lutego Stanisław, syn Hiero­nima Lazarowskiego, był od wielkiej choroby u grobu Izajasza uwolniony. Dnia 8 marca Jadwiga małżonka Szymona mieszczanina kleparskiego, przez długi czas bez pokarmu i napoju zostając już konała, lecz skoro ją do grobu bł. Izajasza ofiarowano i Mszę św. na jej intencję odprawiono, ozdrowiała, z dziękczynieniem ślu­bnię swoją na ścianie za odzyskane zdrowie zawiesiła. Dnia 1 kwietnia Katarzyna Kazimierska od czarta opę­tana, uwolnioną została u grobu bł. Izajasza. Dnia 2 kwietnia P. Wojciech z ciężkiej choroby długo znoszo­nej, tu ozdrowiał. Dnia 5 marca Anna Sperczyna z Ka­zimierza ciężko i długo chorując, że ją nawet lekarze odstąpili, ofiarowana do grobu bł. Izajasza, tej zaraz godziny ozdrowiała. Dnia 9 kwietnia Wojciech syn Czapika na Kazimierzu, suchoty cierpiący, po odprawionej Mszy św. na jego intencję, od tej choroby został uwol­niony. Dnia 8 maja Samuel Felorn złotnik z Grodzkiej ulicy, długi czas chorując, niemało wyłożył pieniędzy na lekarzy i lekarstwa, a gdy to nic nie pomogło, udał się z mocną ufnością do Boga u grobu bł. Izajasza; po odprawionej Mszy św. na jego intencję, Bóg przywrócił mu zdrowie, i na pamiątkę z wdzięczności srebrną ślu­bnię u grobu jego zawiesił. Dnia 14 maja Stanisław Gołębiowski z Kazimierza, zawiesił u grobu bł. Izajasza ślubnię z napisem, że dziecię jego ciężką chorobą zło­żone, w której i wzrok utraciło i przez trzy tygodnie nic nie jadło, jedynie napojem zakrapiane, tu ofiarowa­ne, po odprawionej Mszy św. na jego intencję, w tym samym czasie uzdrowione zostało. Dnia 14 sierpnia Au­gustyn Stokłosa trądem zarażony, ofiarując się do gro­bu bł. Izajasza, z mocną wiarą twarz swoją do nagrob­ka przyłożywszy, od trądu został uwolniony.

 

W roku 1608 d. 19 czerwca Wawrzyniec Sułkowicz młodzieniec, jadąc z Brześcia litewskiego do Kra­kowa, z wielkiego upału słońca zachorował na zapalenie mózgu, następnie na silną gorączkę, która mu bliskim zagroziła zgonem, ale poleciwszy się Bogu za przyczy­ną bł. Izajasza, zdrowy przyjechał do klasztoru krakowskiego XX. Augustianów, i uczynioną w drodze ślubnię na tablicy odmalowaną, u grobu jego zostawił.

 

W tym samym roku d. 31 grudnia Regina Zalacka z Kazimierza, bardzo długim i ciężkim połogiem uciskana, porodziła dziecię nieżywe. Ten wypadek nie­zmiernie zasmucił biednego wprawdzie, ale pobożnego jej małżonka, że dziecię bez chrztu św. umarło; udał się zatem do Boga z całym swym domem u grobu bł. Iza­jasza, ofiarując woskową ślubnię w postaci nieżywego dziecięcia; w tym samym czasie dziecię poczęło oddy­chać, ziewać i podobieństwo płaczu wyrażać, żyło przez trzy godziny, i z wielką rodziców pociechą zostało ochrzczone, przy chrzcie, na pamiątkę dano mu imię Izajasz.

 

W roku 1609 d. 3 sierpnia, o godzinie 10 z rana, czterechletni chłopczyk, syn Józefa Tyrańskiego, budo­wniczego na Kazimierzu, igrając z drugimi dziećmi na brzegu Wisły, która wtenczas bardzo była wezbrała, wpadł w bystro płynącą rzekę, a ta zaraz uniosła go z sobą, i nagle znikł sprzed oka ludzkiego. Zakonnice Kolletki u św. Agnieszki, spostrzegłszy to z okna, padły na kolana, prosiły Boga za przyczyną bł. Izajasza o ra­tunek dziecięcia, bo ten wypadek zdarzył się naprzeciw kościoła św. Katarzyny; w tym momencie na środku szeroko rozlanej Wisły ukazało się dziecię, wznak aż pod most płynące już nieżywe. Wszakże, gdzie nie było spiesz­nego ratunku, tam sama woda wyniosła martwe dziecię do brzegu. Matka dostawszy nieżywe dziecię, zaniosła je do grobu bł. Izajasza, z mocną ufnością i prośbą, by za jego przyczyną Bóg raczył przywrócić życie dziecię­ciu. W obecności znacznie zgromadzonego ludu, Bóg cu­downy w Świętych swoich ożywił to pacholę, które do­rósłszy do lat, często potem młodzieniec ten osobiście zwiedzał grób bł. Izajasza; długo żył pobożnie, i na ta­blicy odmalowany ten wypadek u grobu zostawił.

 

Dnia 1 czerwca 1610 r. jeden obywatel krakow­ski, ofiarował córkę swoją Jadwigę już konającą do gro­bu bł. Izajasza, której tego momentu Pan Bóg zdrowie przywrócił; a dnia 17 września córka Jana Zlahanki, konająca, tej samej łaski doznała; jej bowiem rodzice powróciwszy do domu, po wysłuchaniu Mszy św. na jej intencję, zdrową zastali. Takoż Anna córka Zakrzew­skiej, już prawie konająca, była uzdrowioną i nazajutrz poszła przy grobie bł. Izajasza podziękować Bogu.

 

W r. 1621 d. 7 listopada P. Wawrzyniec Szafraniec szlachcic, paraliżem tknięty, długi czas ponosił tę chorobę; kazał się przynieść do kościoła św. Katarzyny, przed obraz Najświętszej Panny Maryi; długo się z wielką ufnością modlił blisko grobowca bł. Izajasza, około jedenastej godziny kazał się położyć krzyżem na ziemię; a kiedy miał wstać z modlitwy, nagle uczuł w sobie władzę i moc, której przedtem zupełnie był pozbawiony; wstał o własnej sile i poszedł do domu uzdrowiony. Na po­dziękowanie za odebrane od Boga dobrodziejstwo zakon­nicy odśpiewali Te Deum, a na obrazie odmalowana zo­stała tego cudu pamiątka (18).

 

Nie mniej w późniejszych latach Bóg miłosierny udzielał i nie przestaje udzielać u grobu tego sługi swo­jego, rozmaitymi przygodami uciśnionemu ludowi liczne łaski, których tu nie wymieniamy, mając skreślić żywo­ty innych Świętych rodaków naszych.

 

–––––~~~~~~–––––

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego. Z ośmią rycinami. Kraków 1862, ss. 13-36.

 

Przypisy:

(1) KROMER ks. XII, DŁUGOSZ, OPOLSKI, PAPROCKI i inni dziejopisowie polscy.

 

(2) DŁUGOSZ, Historia polska, r. 1303.

 

(3) Wiadomo, że w XVI stuleciu niektórzy z familii Bonerów przyjęli wyznanie reformowane.

 

(4) Nie zgadzają się niektórzy dziejopisowie zakonu Augustianów na rok urodzenia, ani na dzień śmierci Izajasza Bonera. X. Symplicjan, Augustianin, rodem Francuz, w dziele swoim de Viris illustribus, parte 4ta hist. Augustian. pisze, jakoby się miał urodzić Izajasz Boner za panowania Władysława Łokietka, po jego powrocie z pięcioletniego wygnania (1305), i żył tylko w wieku XIV; X. Elsjusz Augustianin w swoim Encomiaston augustiańskim umieścił jego narodzenie w r. 1380, a śmierć jego r. 1471. X. Bzowski, Dominikanin, umieścił także śmierć Izajasza w r. 1471. Rzeczywiście Izajasz Boner jeszcze nie żył za panowania Władysława Łokietka, ale się urodził za panowania Ludwika króla polskiego i węgierskiego w r. 1380. Dowodzą tej prawdy: 1) uczęszczanie jego na nauki r. 1395 na Kazimierzu; 2) Metryka jego promocji na Doktora teologii w akademii krakowskiej w r. 1406; 3) jego zasiadanie na so­borze konstancjeńskim w r. 1414; 4) w kościele XX. Augustianów krak. nagrobek jego zejścia w r. 1471, u KULSJUSZA strona 19.

 

(5) Filip król francuski ozdobił Jana Bonera herbami państwa: trzy lilie.

 

(6) RADYMIŃSKI in Centuriis p. 1. et 4. M. SS.

 

(7) List I do Korynt., r. 4, w. 7.

 

(8) Nie zgadzają się na jedno zdanie dziejopisowie zakonów, od którego właściwie czasu zakon pustelników Augustyna św. swój wywodzi początek. Lubo PENNOCJUSZ w ks. I o kanonikach regularnych za­przecza temu, by zakon tych pustelników pochodził nieprzer­wanie od św. Augustyna; a inni naznaczają mu założyciela bł. Jana Dobrego mantuańskiego; inni, inną czasu epokę wskazu­ją; my jednak pisząc życie bł. Izajasza Bonera Augustianina, a idąc za pasmem historii, nie wahamy się wykazać pierwszy zawiązek i rozkrzewienie tego zakonu. Jakoż Augustyn święty po swoim nawróceniu się do Boga, wracając ze swymi przy­jaciółmi do Afryki w r. 388, przybył najprzód do Kartaginy (a), krótki czas zabawiwszy w tym mieście, przybył potem do rodzinnego miasta Tagasty, tu osiadł w domu i na gruntach ojczystych ze swymi przyjaciółmi i z niektórymi tego miasta obywatelami, którzy się przywiązali do niego jako do ojca swo­jego. Na tym ustroniu zaczął prowadzić życie bogomyślne, od trosk i zabiegów światowych swobodne, i zawiązał między swymi przyjaciółmi życie zakonne. Pierwszą ich ustawą było społeczne wszystkiego używanie itd., i tak żył niemal przez trzy lata w pobożnym tym zaciszu (b). W r. 390 przybył Au­gustyn w sprawie swego zakonu do Hippony, i tam nieodpartym żądaniem i prośbą ludu skłoniony, przyjąć musiał święce­nie kapłańskie, a zasmakowawszy sobie w pobożności życia zakonnego w Tagaście, czym prędzej zajął się założeniem klasztoru, do którego przybyli z Tagasty Alipiusz i inni jego zakonu członkowie. Biskup Waleriusz wielce ucieszony pobożnym tym zakładem, ustąpił na ten cel swych ogrodów, które do ko­ścioła hipponeńskiego przytykały. Założył Augustyn i klasztor zakonnic, w którym siostra jego pobożna wdowa zgromadzo­nym do niego dziewicom aż do swej śmierci przewodziła. Ten jest pierwszy niemylny zakonu XX. Augustianów pustelników początek. Gdy Augustyn został w r. 395 biskupem, wywołany z klasztornego zacisza do biskupiego domu, zawiązał w nim zakon z kapłanów, diakonów i subdiakonów posłudze hippońskiego kościoła poświęconych, i od nich kanonicy zakonni biorą swoje pochodzenie. Ale idźmy dalej za pasmem zakonu XX. Augustianów: gdy w r. 428 Wandalowie pod przywódz­twem Genzeryka króla swojego, w liczbie 80000 wojska wtar­gnęli z Hiszpanii do Afryki, i gdy w r. 431 dobyli Hippony, tuliło się jeszcze duchowieństwo z prawowiernym ludem w tym mieście aż do r. 512, i w tym roku Trassamund, król Wanda­lów, rozkazał przenieść się biskupom i całemu duchowieństwu katolickiemu z Afryki na wyspę Sardynię. Św. Fulgencjusz biskup ruspeński a zakonnik św. Augustyna, i inni zakonnicy wzięli z sobą i ciało jego. Kiedy Saraceni zawojowali wyspę Sardynię, świątobliwy Luidprand król Lombardów (c) sprowa­dził w r. 722 z wyspy Sardynii do Włoch do miasta Tycynu ciało i zakonników św. Augustyna, ciało złożył w kościele św. Piotra, a przy nim w wystawionym klasztorze osadził tychże zakonników i dochodami hojnie ich opatrzył. Z tego to pustel­ników św. Augustyna zakonu, który jako korzeń nieustannie krzewił się ożywnym pobożności sokiem, Kazimierz Wielki, król polski sprowadził z Pragi do klasztoru świeżo przy kościele św. Katarzyny na Kazimierzu wystawionego tych bogobojnych za­konników i nadał im w r. 1342 przywileje, jak dowodzą akta augustiańskie krakowskiego klasztoru, i dziejopisowie narodu polskiego (d).

 

(a) W ks. XXII O mieście Bożym, r. 8, §. 3.

 

(b) Mówi św. Possydiusz uczeń św. Augustyna i pisarz żywota jego w 11 tomie dzieł św. Augustyna, rozdz. 3.

 

(c) List Oldrada, Arcybiskupa mediolańskiego, do Karola Wielkiego, w BARONIUSZU r. 736.

 

(d) DŁUGOSZ, Historia polska, rok 1347.

 

(9) Ps. 1, w. 3.

 

(10) Ludzie, którzy o wszystkim sądzą według praw przyrodzenia, uważają za istne legendy rzadkie te i cudowne zdarzenia; lecz jeżeli wszechmocny Stwórca bez trudności wywiódł z niczego całe to przyrodzenie, na które z podziwem patrzymy, i z garstki ziemi udziałał piękną człowieka postawę, pospajał w niej członki, i wszystkie najdrobniejsze żyłki misternie powiązał; wlał w nią ducha żywota; jakiejże mógłby doznawać trudności w powró­ceniu ducha do zmarłego i skrzepłego ciała człowieczego? nic zgoła nie przeszkodzi woli Jego wszechmocnej.

 

(11) Mat. r. 5, w. 44.

 

(12) List I do Kor. r. 13, w. 3.

 

(13) Na sobór konstancjeński do Szwabii wysłał Władysław Ja­giełło Mikołaja Trąbę, arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jana władysławskiego, Jakuba płockiego, Łaskara poznańskiego biskupów, tudzież kilku świeckich senatorów do załatwienia spraw: kościelnej i z Krzy­żakami. DŁUGOSZ, Hist. pol., r. 1414.

 

(14) O zasiadaniu Izajasza Bonera na soborze w Konstancji piszą: TOMASZ GRACJAN, MIKOŁAJ KULSJUSZ i FILIP ELSJUSZ historycy zakonu augustiańskiego.

 

(15) Księga I, rozdz. 8 O naśladowaniu Chrystusa.

 

(16) AUGUSTYN KULSJUSZ pisze o tym objawieniu się świętych Bożych kart. 16.

 

(17) O tej jasności widzianej piszą: KULSJUSZ, SZEMBEK, i JAN BOLLAND w Acta Sanctorum.

 

(18) Oryginalne świadectwa i dowody łask cudownych tu wyszcze­gólnionych, które Bóg miłosierny ludowi udzielał, są zachowane w Archiwum XX. Augustianów na Kazimierzu.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008

Powrót do spisu treści książki pt.
Żywoty Świętych Patronów polskich

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: