ŻYWOT
NAJŚWIĘTSZEJ
BOGARODZICY
JOHANN PETER SILBERT
––––––––
KSIĘGA TRZECIA
Cesarz August nakazuje spis ludu. – Maryja udaje się ze swoim świętym małżonkiem do Betlejem. – Wielkie utrapienie świętej familii. – Syn Boży rodzi się w ubogiej stajence. – Śpiewy aniołów. – Pokłon pasterzy. – Mędrcy ze wschodu. – Maryja stawia się z dzieciątkiem Jezus w kościele do oczyszczenia. – Symeon i Maryja.
§. I.
Najświętsza Panna udaje się w podróż ze świętym Józefem do Betlejem
1. Około tego czasu podobało się rzymskiemu świata władcy, Augustowi nakazać powszechny spis ludu w całym swoim niezmiernym państwie, a to dlatego, iżby potem według tego spisu publiczne podatki wyrachowano i uporządkowano. Wyszły więc rozporządzenia do starostów prowincyj, ażeby w nich ten spis rozpoczęto i uskuteczniono. Przeto przyszedł także podobny rozkaz do starosty judzkiego Cyryna, w którego skutek rozporządzono, ażeby się wszyscy żydzi do głównych miast swoich pokoleń zeszli i tam się zapisać dali. Albowiem już od dawna jęczała Judea równie jak Syria i Egipt pod srogim panowaniem Rzymian. A chociaż jeszcze Herod na pozór królował w Judei, to przecież było już odjęte berło pokoleniowi Judy, i zbliżał się już ów czas, w którym się Mesjasz miał światu okazać. Prawdziwą jest Boska Opatrzność we wszystkich swoich układach! Dozwoliła ona władcy rzymskiemu przywieść do skutku jego zamysły, by przez nie własne od wieków zamierzone wyroki wykonać, to jest, ażeby Mesjasz narodził się w Betlejem Judzkim, jako o tym prorocy przepowiedzieli, i ażeby tam Jego imię do publicznych rejestrów było zapisane na dowód światu, iż się rzeczywiście spełniło to proroctwo.
2. Gdy więc to Augusta rozporządzenie przyszło de Nazaretu i publicznie go obwieszczono, wielki stąd smutek ogarnął świętego Józefa. Oznajmił on treść tego rozkazu także Najświętszej Pannie i zatrwożonym sercem naradzał się z Nią o tym. Uznawał jednak posłuszeństwo ku panującej zwierzchności za świętą powinność, i był także gotów słuchać jej rozkazu. A chociażby to dosyć było, iżby tylko sam do Betlejem, swego rodzinnego miasta poszedł, i tam się dał zapisać, to jednakże bał się o swoją małżonkę. Albowiem wziąć Ją tam z sobą, nie śmiał dlatego, gdyż Ona co dzień oczekiwała swego rozwiązania; a zostawić Ją samą w tym czasie, znowu nie dozwalała jego miłość, jego uszanowanie ku Niej i jego troskliwa obawa o Jej powodzenie. Prosił Jej zatem, żeby sobie wybłagała u Boga oświecenie w tej zawiłej rzeczy, i żeby mu potem objawiła rozkaz Boskiej woli.
3. Najświętsza Panna przywykłszy do posłuszeństwa, uczyniła to według zlecenia swojego małżonka; lecz wkrótce potem pocieszyła go w tym jego smutku zapewnieniem o Boskiej opiece w tych uciskach, które by ich spotkać miały w tej podróży. Albowiem poznała w tym wolę Bożą, żeby z nim szła do miasta Dawidowego. Postanowili zatem dzień swego wyjścia; a ponieważ Panna roztropna w duchu przewidywała, że wiele czasu minie, nim oni powrócą nazad do Nazaretu, przeto zaopatrzyła się w pieluszki i obwiązki dla swego Boskiego dziecięcia; Józef zaś przysposobił żywności na podróż potrzebnej, wypadało im bowiem w długiej ich podróży przechodzić często przez puste, niezamieszkałe miejsca; a do tego był także po ojcowsku na to baczny, ażeby uniknął tych wszystkich niedogodności, które w tej przykrej podróży były nieuchronne.
4. Już nadchodziła zima, szare chmury pokrywające niebo zapowiadały śniegi wnet już spaść mające, a mroźne wiatry szumiały ponuro ponad szczyty wysokich terebintów (modrzewiów). Jednakże te najświętsze osoby na ziemi zupełnie były spokojne; Najświętsza Panna wsiadła na swojego osiołka, Józef zaś ująwszy bydlę za uzdę postępował naprzód, przyodziany w płaszcz skromny i trzymając w drugiej ręce laskę; tak więc opuścili swój domek, poruczyli go opiece Najwyższego, i udali się w imię Boskie jako pokorni i ubodzy pielgrzymi w swą do Betlejem podróż. Ale nie ubogimi i nie wzgardzonymi, lecz nader szczęśliwymi i bogatymi oni byli, najgodniejszym bowiem byli przedmiotem miłości Ojca Przedwiecznego, którego oko na nich spoczywało; wszakże wieźli z sobą najkosztowniejszy skarb nieba; a z uszanowaniem wielkim towarzyszyli im aniołowie Pańscy, chociaż ta przedziwna tajemnica przed oczyma pysznych była zakrytą, jak to i po dziś dzień jest ona nieprzystępną dla cielesnej mądrości.
5. Blisko osiem dni wśród rozlicznych niewygód strawili na tej pielgrzymce, aż nareszcie po długiej i przykrej drodze stanęli u swego celu. Jednakże najmniejszym słówkiem nie narzekali, dla przyjemności, którą czuli z dopełnienia Boskich rozkazów, zapomnieli na wszelkie ziemskie utrapienia. Już się dobrze zmierzchało, gdy przy jasnym świetle pełnego księżyca ujrzeli miasto Dawidowe na wzgórku się błyszczące. Na widok tej dawnej siedziby swoich naddziadów, królów judzkich nagłym światłem okryty Józef spojrzał na błogosławioną Pannę i zawołał w uniesieniu ducha: "Bądź mi pozdrowione Betlejem Efrata; malutkieś jest między tysiącami judzkimi, z ciebie mi wynijdzie, który będzie panującym w Izraelu, a wyjście Jego od początku ode dni wieczności!" (Mich. 5, 2). Pełen radości poznał teraz rozporządzenie Pańskie, przeniknął znaczenie proroctwa i pojął tu także przy wejrzeniu na to ubożuchne wystąpienie w jakim swój wjazd do tego miasta odprawiali, znaczenie owego innego prorockiego wyroku. "A wystąpi jako latorośl przed Nim, a jako korzeń z ziemi pragnącej. Nie ma krasy ani piękności, a twarz Jego była jakoby zasłoniona i wzgardzona, dlatego też aniśmy Go mieli za co!" (Iz. 53, 2. 3). Wśród takich rozmyślań świętych i głośnej pochwały Boga, stanęli nareszcie u celu swojej podróży.
6. Najpierw tedy wstąpili do publicznej gospody. Było to według zwyczaju na Wschodzie wielkie zabudowanie z wielu małymi komórkami, czyli celami; do których wszystkich przychodniów przyjmowano. Nie można tam było wprawdzie dostać co na posilenie, każdy podróżny powinien był sam pamiętać o sobie, i przynieść z sobą zapas pożywienia; wszelako znalazł tam przecie jakie takie schronienie i miejsce spoczynku. Lecz tam było już pełno obcych, którzy równie w tym samym zamiarze się zeszli; przeto mówi Ewangelista: "że miejsca im nie było w gospodzie" (Łk. 2, 7). – Nie jakoby tam nie było miejsca żadnego, ale że dla nich nie było żadnego miejsca. Zdaje się, że jeszcze czekano na możnych i bogatych gości, którzy by tych kilka izb, co może dotąd próżne stały, złotem dobrze opłacili; a tak te najszlachetniejsze osoby nieba i ziemi dla ich pozornego ubóstwa nieludzko odprawiono.
7. Przejęty boleścią z powodu tego obelżywego obejścia się z nimi święty patriarcha, pocieszał swoją znużoną Towarzyszkę. Był ci on rodem z Betlejem, miał tamże krewnych i spodziewał się, że w którymkolwiek domu znajdzie gościnne przyjęcie. Kazał Jej tedy odpocząć tymczasem, ażby nazad powrócił z miasta. Udał się doń niespokojny, kołatał do wrót wszystkich swoich przyjaciół, lecz wszędzie znachodził kamienne serca, zimne wymówki, albo też nawet gorzkie wyrzuty, które daleko boleśniej przychodziło znosić, aniżeli samo proste otwarte odmówienie. Nadaremnie także szukał przytułku u obcych, przechodził z jednej ulicy do drugiej, od jednych drzwi do drugich, nikt a nikt nie miał litości nad jego usilną prośbą. Ba nawet na domiar swojej boleści widywał, jak bogatemu przychodniowi otwierano drzwi, które ze złością przed nim zamykano. Tak więc przyszedł Syn Boży do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli, owszem odrzucili Go od siebie pierwej nim się narodził.
8. Nareszcie znużony, strudzony i na całym sercu strapiony powrócił nazad, już późno do Najświętszej Panny wynurzając Jej swoją ciężką żałość. Słuchała go uprzejmie, z łagodnym uśmiechem i tym prostym umysłem, który się zupełnie Boskim zarządom zwykł chętnie poddawać. Twoja bieda, rzekł Józef do Niej, przeszywa mi serce, a po tylu nadaremnych chodzeniach nic nie pozostaje, jak tylko szukać schronienia w onej jaskini w skale, która mi wiadoma jest od młodości, która też stąd niedaleko leży.
W niej czasami zwykli pasterze się schraniać ze swymi owieczkami przed wiatrem i deszczem; może też ona jest próżną i stanie się nam spokojnym przytułkiem, którego nam tu ludzie odmawiają! Łagodnie rzekła doń Maryja: Ten którego ja pod moim sercem noszę, wynagrodzi ci za tę szczerą dobroć. Bardzo chętnie przyjmuję ja to miejsce o którym mówisz. Idźmy zatem spokojnie dokąd nas Bóg opatrzny prowadzi, On bowiem sam jest z nami, i zapewne Jego prawica przyrządziła to miejsce, aby w nim swoje tajemnicze zamiary odwiecznej swej mądrości do skutku przywiodła. Tych słów domawiając wstała znużona i poszła wsparta ręką o ramię sprawiedliwego Józefa przy świetle księżyca ową krótką drogą, co prowadzi do jaskini w skale, która mniej twardą i nieużytą była, jak serca ludzi betlejemskich.
–––––––––––
Żywot Najświętszej Maryi Panny Bogarodzicy. Przez J. P. Silbert. Przekład Ks. M. K., Lwów 1845, ss. 86-90.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXX, Kraków 2020
Powrót do spisu treści książki J. P. Silberta pt.
Żywot Najświętszej Maryi Panny Bogarodzicy
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: