ŻYWOT
PANA NASZEGO
SYNA BOŻEGO
JOHANN PETER SILBERT
––––––––
§. XIX. Dwunastoletni Jezus w kościele
1. Nazaret blisko trzydzieści mil od Jerozolimy był odległy; jednakowoż ta daleka odległość bynajmniej nie odstraszała świętą rodzinę od tego, ażeby co rok nie miała być w Jerozolimie przy wielkiej uroczystości wielkanocnego święta. Gdy tedy Jezus miał lat dwanaście, poszedł i On z swymi rodzicami do Jerozolimy. Lecz któż podoła wyrazić Boski ogień Jego modlitwy i Jego nabożeństwo w świątyni, która ze wszystkimi ofiarami i ceremoniami tylko figurą była tego, co On sam miał wypełnić! Przypatrywał On się zarzynaniu baranka wielkanocnego; uczuł On przy tym do żywego całą boleść przyszłej swojej męki, i oświadczył się z niepojętą miłością serca swemu przenajświętszemu Ojcu, że jako prawdziwy baranek wielkanocny chce być ofiarowan.
2. "A skończywszy dni, gdy się wracali, zostało dziecię Jezus w Jeruzalem, na dzień uroczysty Paschy!" (Łk. 2, 43). Z tych słów daje się widzieć, że Maryja i Józef zgubili Jezusa. Wszelako stało się to zapewne nie z ich przyczyny, ale ze szczególnego wyroku najwyższej mądrości. Chciał Jezus swoją nauką w kościele przysposobić żydów, aby w Nim nadprzyrodzoną i całkowicie Boską uznali mądrość; w Maryi zaś i Józefie odnowić wyobrażenie o swoim Bóstwie i niepodległości swojej ich woli.
3. Już uszli byli ci świętobliwi rodzice dzień drugi, a nic nie wiedzieli o swej bolesnej zgubie. Gdy bowiem w tej pielgrzymce mężczyźni odłączeni od białychgłów podróż odprawiali, dwunastoletni zaś Jezus dla swego dziecinnego wieku, tak w gromadzie niewiast, jak i z mężczyznami iść mógł, mniemała Jego panna matka, że On się w gromadzie mężczyzn znajduje, gdy wzajemnie Jego świątobliwy opiekun rozumiał, że w gromadzie niewiast idzie. Atoli któż skreśli ich boleść, gdy się gromady wieczorem zeszły, a Jezusa pomiędzy nimi nie było? – Nadaremnie się dopytywali u krewnych i znajomych o Jezusie; nikt Go nie widział, nikt nie wiedział o Nim. Jak niewymowną ich tęskność, jak pożerającym ich zasmucenie było! – Sercem niewypowiedzianą boleścią ściśnionym czekali cierpliwie i długo świtania; i przy pierwszym brzasku porannej zorzy udali się spiesznie w drogę, aby czym prędzej mogli powrócić do miasta.
4. Długo i mozolnie szukali Go w Jerozolimie; wszędzie boleśnie i daremnie dopytywali się o Nim, aż nareszcie trzeciego dnia znaleźli Go w kościele, gdzie On w jednym obszernym przysionku kościoła między nauczycielami zakonu siedział, którzy się tam byli zwykli zgromadzać, i tłumami ludu, co się na słuchanie ich uczonych rozmów kupił, otoczeni byli. – W radosnym zdumieniu usłyszeli tu, jak On sam nader ważne pytania zadawał; najwyższą mądrością odgadywał pytania zadane sobie, i znaczenie Pisma z taką jasnością tłumaczył, że wszyscy nauczyciele zakonu nad tak dziwnym oświeceniem i mądrością jako niemniej nad przyjemną obyczajnością i Boską powagą w tak dziecinnym wieku w niezmierne podziwienie wprawieni byli. – Któż wprawdzie mógłby powątpiewać, że rozprawy te toczyły się o przedmiocie, co obecnie był powszechną rozmową czasu, tj. o mesjaszu, którego wyjścia na widok publiczny z każdym dniem oczekiwano; i że ten Boski chłopczyna ich uwagę na znaki czasu zwracał, i do podziwienia zniewalał? A ta Boska wymowa, przecudna przyjemność tego z góry oświeconego dziecięcia, nie powinnaż była w nich tego przeczucia obudzić, że może to On sam jest tymże Boskim mesjaszem? Zaiste tylko Jego dostojność nie dopuściła im pytać się Go, kto i skąd by On był!
5. Głęboko i uprzejmie musiały przejąć serca Jego rodziców, Jego Boskie mowy. Atoli na widok Jego od radości ściśnieni, przybliżyli się oboje teraz do Niego: a matka Jego dała się słyszeć z tym użaleniem łagodnym: "Synu mój! dlaczegożeś nam tak uczynił? oto ojciec Twój i ja żałośni szukaliśmy Cię" (Łk. 2, 48). Zapewne uczuło łagodne serce Jezusa całą przepaść boleści, która duszę Jego kochającej matki, i błogosławionego opiekuna przenikała. Atoli Jezus chcąc nauczycielów zakonu, którzy na widok tych ubogich galilejskich osób poczęli odchodzić od mniemania, jakie może byli przedtem powzięli, jakoby to podziwienia godne dziecię miało być mesjaszem samym, w tym powątpiewaniu zostawić, a do oddania chwały Bogu za udział światła z nieba nakłonić, rzekł do nich: "Cóż jest żeście mię szukali? Nie wiedzieliście iż w tych rzeczach, które są Ojca mego potrzeba, żebym był?" (Łk. 2, 49).
6. Ta odpowiedź, w której On Boga swoim Ojcem zowie, zostawiła nauczycieli zakonu w nowej niepewności; albowiem w tych słowach wypowiedział On całą tajemnicę swego wcielenia i Jego cały zamiar; który nie inny był, jak tylko ten, aby chwałę swego Ojca niebieskiego, i zbawienie dusz ludzkich co rychlej sprawował. Jakoż i w tej odpowiedzi jaśniała nader ważna nauka nawet dla Jego świątobliwych rodziców. Tak dziewica nazwała była mianowicie siebie i swego świątobliwego małżonka; ale Jezus odnowił w nich rozpoznanie, że Jego właściwym i prawdziwym Ojcem jest Bóg; podniósł tymi słowy ich umysł nad swą widzialną ludzką postać do swego niewidzialnego Bóstwa, i oświadczył im, ażeby się przyzwyczajać mieli widywać Go, chociaż jeszcze ludzkiemu oku dzieckiem się wydawał, zatrudnionego rzeczami, które się Ojca Jego przedwiecznego tyczyły. Jakoż wiedziała Maryja i Józef dokładnie, o którym On Ojcu mówi: lubo jeszcze jasno pojąć nie mogli, które to są te Boskie rzeczy. Atoli Ewangelista dodaje: "A matka Jego wszystkie te słowa zachowała w sercu swoim" (Łk. 2, 51).
–––––––––––
Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Bożego. Przez J. P. Silberta. Przekład Ks. M. K., Lwów 1844, ss. 44-46.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVII, Kraków 2017
Powrót do spisu treści dzieła J. P. Silberta pt.
Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Bożego
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: