Wielkie bankructwo umysłowe

 

(Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie)

 

KS. WŁADYSŁAW MICHAŁ DĘBICKI

 

––––––––

 

IX.

 

Skrajny sceptycyzm jako objaw patologiczny. Zasadnicze argumenty przeciw sceptycyzmowi. Niekonsekwencje i bankructwo wolnomyślicielstwa. L. Bourdeau. Ideały moralne i postulaty sceptycyzmu: ataraksja, apatia.

 

Zbankrutowała tedy i zwariowała niezależna, harda, liberalna, a raczej jak bicz dziadowski rozpuszczona myśl ludzka. Gdyby nawet nie było innych dowodów, że zarówno punkt wyjścia, jak i kierunek tej myśli są zasadniczo fałszywe, już sam fakt jej tragicznego upadku wystarczyć by winien do przekonania o tym ludzi bezstronnych. Rozpoczęła filozofia wolnomyślna od zwątpienia o wszystkim, a skończyła również na zwątpieniu o wszystkim; wziąwszy za podstawę "ja" i jego stany, poza "ja" i jego stany przekroczyć nie zdołała; wzgardziwszy dumnie zdrowym rozsądkiem, jako prostaczym przesądem, i wiarą w pomoc Bożą, jako mistycznym zabobonem, liberalizm myślenia nawet główne swoje bożyszcze, tak zwany rozum krytyczny, uznał za "przesąd i wątpliwą wiarę" (1). Dotknęła go kara ciężka za pychę – wpadł w chorobę bezdennego przeczenia. Są pewniki, prawdy zasadnicze i postulaty logiczne nieuniknione, na które się targać nie wolno bezkarnie. Istnieją dla krytyki wielkie granitowe słupy Herkulesa, na których Opatrzność wypisała czytelnymi dla wszystkich głoskami: Nec plus ultra...

 

Skrajny sceptycyzm jest objawem wyraźnie patologicznym. Gdy się bowiem czyta bajeczne niedorzeczności sceptyków, wypowiadane tonem wcale poważnym; gdy z jednej strony słyszy się ich teorię, że świat jest złudzeniem, a z drugiej gdy się widzi, jak ci sami ludzie piszą i wydają książki, uważając swych czytelników za realnie bytujące istoty i żądając równie realnych pieniędzy za owe książki; kiedy filozofowie i przyrodnicy starają się w nas wmówić, iż mizerny człowiek jest stwórcą wszechrzeczy, że istnienie wszystkiego zależy od istnienia świadomości ludzkiej, – gdy się rzeczy takie czyta, słyszy i widzi, trudno zaiste powiedzieć, że mamy do czynienia z osobnikami zdrowymi umysłowo. Nic tu nie znaczy, że sceptycy są nieraz profesorami znakomitych wszechnic albo członkami najpierwszych akademii: na każdym stanowisku obłędu dostać można – w części lub całkowicie.

 

Tak patrząc na sprawę, szczegółowe zbijanie skrajnego sceptycyzmu uważam za pracę niemal zbyteczną (2). Za cóż poczytalibyście mnie, czytelnicy, gdybym was jął przekonywać uczenie, że np. ten papier, za pośrednictwem którego do was przemawiam, istnieje rzeczywiście, że istnieje on niezależnie zarówno od was, jak i ode mnie; że przed narodzinami naszymi istniały i po śmierci naszej istnieć będą wszystkie pięć części świata, wszystkie mniej więcej planety i gwiazdy; że wy, czytając słowa niniejsze, nie śpicie, że oprócz mnie żyje na ziemi półtora miliarda ludzi, że gdy rozmawiam z Janem lub Pawłem, wyobrażeniom moim o tych ludziach odpowiada rzeczywisty Jan i Paweł itd. itd.? Niech sobie mówią, co chcą, pyrroniści, niech zapewniają, że ich argumentacja jest niewzruszoną, świat ich poważnie nigdy traktować nie będzie. W krótkim zdaniu słynnego pisarza katolickiego, Józefa de Maistre (3), że "rozum (teoretyczny), ilekroć się sprzeciwia zdrowemu rozsądkowi, winien być odpychany jako truciciel", więcej jest siły i sensu niż w najdłuższej i najsubtelniejszej dialektyce sceptycyzmu. Iluzjonista, ufny w potęgę swojej doktryny, skoro tylko wyzywa na dysputę, już tym samym ogłasza, że jest pokonany, przeciwników bowiem swoich uważa nie za halucynacje, lecz za istoty realnie bytujące w świecie zewnętrznym. Podejmować rzuconą przez niego rękawicę i, wstąpiwszy do walki, utwierdzać go w tym, o czym on sam jest przekonany głęboko, byłoby to prawie ubliżać sobie samemu. Sceptyk zresztą śmiać się musi serdecznie ze swej własnej "mądrości", wykoncypowanej przy biurku w samotnym gabinecie, gdy wyszedłszy na dwór, zetknie się z rzeczywistością, zwłaszcza bardzo niegrzeczną... Deductio ad absurdum jest najprostszym i najbardziej morderczym orężem w walce ze sceptycyzmem. Źle mówię: istnieje broń jeszcze silniejsza, lecz tej, ze względu że się sprzeciwia zasadzie miłości bliźniego, zalecać wcale nie myślę. Jest nią: argumentum baculinum, znana metoda Sganarella w dawnych komediach francuskich. Zbity sceptyk uznaje chyba, że jego argumenty nie są wcale niezbite, i może się przekonywa nareszcie, że świat oraz cząstka świata, kij grubianina, istnieją niezawiśle od jego świadomości. Rozum ludzki jest siłą bardzo ograniczoną, nauka również zdobyczą wcale niebogatą, atoli wysilać się na zniesienie wszelkiej pewności i wiedzy jest to z góry pisać sobie samemu świadectwo głupkowatości (4).

 

Niezależne od mojego umysłu istnienie świata materialnego jest dla mnie – mimo wszystkie argumenty sceptycyzmu – pewnym w tej samej mierze, co istnienie me własne. Jeżeli więc świat nie istnieje niezależnie ode mnie, to i... ja nie istnieję. A w takim razie, zjawiają się uczucia, bóle, smutki i radości, których nikt nie odczuwa, pojęcia, których nikt nie pojmuje, wyobrażenia, których sobie nikt nie wyobraża; nie ma sceptyków ani ich antagonistów, nikt o niczym nie wątpi, nikt w nic nie wierzy, – wszystko jest czczością, próżnią, niczym...

 

Przyczyną bezdennych bredni, do których doszli najwybitniejsi uczeni nowocześni, jest zapomnienie o tej prawdzie, nad wszelki wyraz jasnej i niepokonanej, że byt zewnętrzny i niezależny świata materialnego jest równie pewny, jak istnienie jaźni (umysłu, świadomości). Kto o tej prawdzie pamięta, ten za punkt wyjścia dla filozoficznych rozmyślań nie obierze ani samego tylko "ja", wzorem subiektywistów wszystkich odcieni, ani też samego świata zewnętrznego, jak czynią materialiści, ale jedno i drugie, tj. "ja" i świat zarazem. Mania podmiotowego sądzenia rzeczy, wynikająca z protestanckiej zasady "liberum examen" i z kartezjańskiego "de omnibus dubitandum", prowadzi szerokim i bardzo pochyłym gościńcem w przepaść absolutnego nihilizmu.

 

Miło z Pyrronem w rozigrania chwili

Przepływać błędnej spekulacji szlaki,

Lecz co, jeżeli łódka się przechyli?

Mędrcy, jak wiecie, to kiepskie pływaki...

 

Warto zaiste, żeby ironiczną tę uwagę Byron'a (5) zapisali sobie w pamięci wszyscy zwolennicy subiektywizmu i protestancko-racjonalistycznych spekulacji!

 

Z bezwzględnym, niczego nie szanującym i wszystko starającym się zdruzgotać liberalizmem myślenia stało się coś podobnego do niedawno osławionej awantury panamskiej. Przedsiębiorcy niedoszłego kanału, który miał połączyć dwa oceany, zapowiedzieli światu, że wykonają arcydzieło sztuki inżynierskiej i uszczęśliwią ród ludzki nową drogą handlową niesłychanie doniosłego znaczenia. Znalazłszy miliony łatwowiernych, wypuścili moc akcji, które nabywano drogo i chciwie; rozpoczęli roboty, głosili na cztery wiatry o świetnych postępach swojego dzieła – aliści niezadługo zmuszeni byli wyznać, że przedsięwzięcie jest niewykonalne, że zatem akcje wypuszczone wartość realną straciły. Z przedsięwzięciem racjonalistów rozwiązania, jeśli nie całkowitej zagadki świata i życia, tedy przynajmniej najżywotniejszych jej części, stało się niemal tak samo. Huczne zapowiedzi i tryumfalne okrzyki wolnomyślicielstwa na cześć niezależnej nauki i jej wielkich zdobyczy rozbrzmiewały szeroko i długo; pod sztandar filozofii i wiedzy nowoczesnej, opartej wyłącznie na tak zwanej analizie krytycznej, zaciągnęły się liczne zastępy, spragnione prawdy pozytywnej, niezakłóconej sprzecznościami i przesądami, prawdy jasnej i niewątpliwej. Filozofowie i uczeni puścili w obieg mnóstwo niezliczone ksiąg wielkich i małych, które czytano z zachwytem. Wreszcie dowiedzieli się, wtajemniczeni, że zamiar przekopania kanału, nie tylko przez zasadnicze problematy, lecz i przez najprostsze zjawiska bytu, jest zgoła niewykonalny, że sami przedsiębiorcy nie wiedzą nic, że niczego właściwie wyjaśnić nie potrafią, lub raczej że są w stanie ofiarować taką jedynie prawdę, której nikt przyjąć i uznać nie może. Dążyli wolnomyśliciele do mądrości, a głupstwo nad głupstwami zdobyli.

 

Przez rozmyślania racjonalistyczne liberalizm doszedł z jednej strony do zwątpienia o rzeczywistości świata zewnętrznego i do uznania życia za sen, z drugiej zaś, nie mogąc się pogodzić z wynikiem tak potwornym i uznając tę rzeczywistość zewnętrzną, musiał pogwałcić najważniejsze swoje reguły wnioskowania, cały swój aparat krytyczny. Racjonalizm przeniewierzył się naczelnej swej zasadzie, że ufać trzeba temu jedynie, co mówi i aprobuje rozum że, jak nauczał Ernest Renan w swoim "Filozoficznym rachunku sumienia", należy "być zupełnie biernym widzem tych bojów, które w umyśle staczają z sobą idee", i za rozumem iść, a raczej wlec się wszędzie "ze spętanymi nogami i rękoma" (6). Tym sposobem myśl liberalna, nie wiedząc stanowczo, w którą skierować się stronę, zawisła jakby między obłokami a ziemią, między skrajnym podmiotowym idealizmem i niemniej radykalnym sensualizmem, wtrąciła się w otchłań sprzeczności, w której "ani dla nóg nie ma oparcia, ani na wierzch nie można wypłynąć". Twierdząc, że cały świat istnieje tylko w umyśle człowieka, że więc byt jego zewnętrzny jest halucynacją, sceptycyzm dla uratowania przynajmniej pozorów, uciekł się do rozpaczliwego sofizmatu, iż należy tak sądzić i działać, "jak gdyby" świat zewnętrzny istniał rzeczywiście. To fatalne "jak gdyby" (als ob) Helmholtz'a można by nazwać formułą klasyczną wielkiego niepowodzenia umysłowego, którego koleje opowiedziała w rysach najważniejszych niniejsza ma praca. – Zaiste, czyż nie jest tragicznym położenie najznakomitszego w wieku XIX-tym fizjologa i fizyka, niezależnego badacza "rzeczywistości", który, jak czytelnikom wiadomo, oświadcza publicznie, że nie jest w stanie pokonać idealizmu, uważającego tę rzeczywistość za urojenie, a życie za sen? Czyż to nie jest ogłoszeniem kompletnego bankructwa liberalnej filozofii, metodologii i w ogóle nauki? (7).

 

Upadłość wolnej myśli obwieścili światu najcelniejsi jej przedstawiciele, najsłynniejsi filozofowie i uczeni. Wszyscy oni, jedni lękliwiej, drudzy wyraźniej wyznają z D'Alembert'em, że "strawiwszy lata na rozmyślaniu i pracy naukowej, ujrzeli w końcu nicość wiedzy ludzkiej" albo z Pascalem, że "tylko pyrronizm jest niepokonany", że "śmiać się z filozofii oto filozofia najwyższa". Przez całe niemal dzieje umysłowości, jakby nić czerwona, ciągnie się wyraźna dążność krańcowo-idealistyczna, usiłująca z otaczającego nas świata uczynić halucynację, a ze świadomego życia naszego rodzaj sennej zmory, w której o istotnej rzeczywistości, a tym bardziej o jej poznaniu mowy być nie może. Do solipsyzmu, do przypisywania bytu jedynie swemu "ja" i jego urojeniom dochodzili, jak widzieliśmy, przedstawiciele szkół najrozmaitszych: racjonaliści, panteiści, deiści, zwolennicy krytycyzmu i skrajni materialiści. Dobierając przeróżnych synonimów i ułudnych określeń, wszyscy oni parafrazują jednozgodnie myśl, zawartą w tych, nawiasem mówiąc, przenośnych słowach Kalderona:

 

Wszakże snem są ludzkie cele,

Snem ludzkiego serca bicie.

Snem człowieka ziemskie życie (8).

 

lub ten cytowany powyżej paradoks Barnout'a, iż utwory fantazji, romanse, są "co najmniej równie prawdziwe jak rzeczywistość".

 

Przeświadczenie o nicości swej wiedzy zwolennicy liberalnego myślenia uważają nawet za szczyt mądrości. Znany autor "Kłamstw konwencjonalnych", Max Nordau, o jednym z bohaterów swojej powieści pt. "Choroba wieku", filozofie-sceptyku Eynhardcie, powiada, iż "uszczknął on najszlachetniejszy owoc z drzewa poznania: wiedzę o nicości wiedzy" (9); – Du Bois Reymond zapewnia, że właśnie pyrronizm tylko może napełnić myśliciela zupełnym spokojem wobec tajemnicy wszechświata (10); – zdaniem zaś znanego nam kantysty Lichtenberg'a (11), nic tak nie dowodzi wyższości umysłu (aus nichts leuchtet des Menschen höherer Geist so stark hervor), jak właśnie dojście do przekonania, że cała nasza wiedza o świecie polega na złudzeniu.

 

A jednak taż wiedza liberalna, która sama sobie wystawiła tak stanowcze świadectwo ubóstwa i bezsilności, jest zarazem zaciętą nieprzyjaciółką wszelkiej wiary religijnej, przede wszystkim zaś Wiary Katolickiej. Z hasłem encyklopedystów: "écrasez l'infame", wolnomyśliciele, sami pod względem umysłowym zrujnowani do szczętu, sami wikłając się w ciemnościach i sprzecznościach bez końca, zapragnęli wyrugować z umysłów wierzących zaufanie do nadprzyrodzonych źródeł poznania prawdy, aby im w zamian ofiarować jedynie rozpaczną próżnię swej wiedzy.

 

Powiecie na to, że ani Wolter i Diderot, ani Strauss i Renan ze swymi epigonami, ani wielu innych nieprzyjaciół wiary nie wyznawali nihilizmu poznania, że wszyscy oni byli przekonani o zewnętrznej rzeczywistości świata, pośród którego żyjemy, i ufali w ograniczoną przynajmniej możność zrozumienia głównych jego tajemnic. Niewątpliwie. Lecz realizm poznania tych negatywistów był tylko płodem resztek zdrowego rozsądku, które zachowali mimo swej żądzy burzenia w ogóle ludzkich przekonań i wierzeń. Od skrajnego sceptycyzmu uratowała ich nie jakaś wyższość umysłowa, lecz prosta niekonsekwencja, jaskrawe przeniewierstwo swoim własnym zasadom. Gdyby bowiem chcieli się trzymać ściśle naczelnego założenia swojego, iż dla poznania prawdy należy naprzód wątpić o wszystkim; gdyby, za punkt wyjścia obrawszy jedynie fakta świadomości, nie odsuwali zarzutów subiektywnego idealizmu "dans un parc de réserve", jak co do siebie powiada Renan (12), skończyliby niechybnie na wyznaniu Du Bois Reymond'a, że "nic nie wiedzą" albo na hipotezie Helmholtz'a, że nasze życie świadome jest rodzajem marzenia we śnie.

 

Tomy całe zapisać by można o niekonsekwencji nieprzyjaciół wiary, o niezgodzie ich doktryn z postulatami praktycznego życia. Komuż nieznane są ich nawoływania do cnoty i obowiązku z jednej strony, a z drugiej ich wyszydzanie wszelkich ściśle określonych zasad moralności? Któż nie wie, iż wszyscy niemal determiniści, czyniący z człowieka bezwolną maszynę, popychaną w różnych kierunkach przez warunki życia i okoliczności, przez urodzenie, dziedziczność, temperament, wychowanie, sposób zajęcia, stan zdrowia, zdolności i tym podobne czynniki, wkładają jednocześnie na tegoż człowieka całe brzemię odpowiedzialności za jego czyny, zwłaszcza jeśli te ostatnie są dla deterministów nieprzyjemne albo szkodliwe? Schopenhauer, ten głosiciel indyjskiej nirwany, uważający śmierć za kres wszelkiej niedoli, on, który złorzeczył życiu jako nieszczęściu i poczytywał je za mniej warte niż jedna złamana szpilka, uciekł jednakże z Berlina przed cholerą i troskliwość o swoje zdrowie, a więc o przedłużenie życia posuwał aż do śmieszności. Iluż się znajdzie ateuszów i materialistów, którzy by mieli odwagę uczyć swe dzieci i służbę, że ludzie są tylko dwunogimi zwierzątkami, żyjącymi na to jedynie, aby jeść, pić, zaspokajać swoje instynkta i gryźć się między sobą, że cnota jest furdą, że wszystkie środki, nie wyłączając najpotworniejszych szalbierstw i zbrodni, są dozwolone w walce o byt wygodny?

 

Liberalizm myśli wstydzi się swych konsekwencji praktycznych, a tym samym dowodzi mimo woli, że racjonalizm wyłączny, będący jego podstawą, ludziom wystarczyć nie może. I gdybyż przynajmniej wiedza liberalna dawała umysłowi jakiekolwiek zadowolenie i spokój przynajmniej teoretyczny! Kogoż uszczęśliwi solipsyzm, do którego prowadzą fatalnie wszystkie gościńce, wydeptane przez racjonalizm? któż znajdzie istotną pogodę ducha w atmosferze tragicznego bankructwa myśli, noszącego nazwę skrajnego sceptycyzmu? Zniechęcenie do badań, drwiny z wysiłków umysłowych – oto ostateczne płody rozumu, który nie uznaje innych źródeł poznania oprócz siebie samego.

 

Dla bezstronnego czytelnika dotychczasowy mój wykład jest, mniemam, dostatecznym tego dowodem. Żeby atoli usunąć od słów moich cień nawet tendencyjnej przesady, przytoczę jeszcze zdanie, które nikomu podejrzanym wydać się nie może. Ludwik Bourdeau, jeden z najwielostronniej wykształconych propagatorów pozytywizmu w dzisiejszej Francji, autor, między innymi, bardzo obszernej "Teorii nauk" (13), tak się wyraża w tej kwestii: "Nauki nasze będą mogły rozszerzyć swoje badania we wszystkich kierunkach, lecz prawdy zupełnej odkryć nie zdołają. Nie zadowalając bynajmniej umysłu, to, czego nas one uczą, ujawnia coraz więcej cały obszar tego, czego nie wiemy, gdyż wszelki rozwiązany problemat wywołuje całe szeregi nowych zagadnień. Jest to łańcuch bez końca. Kolejno chwytamy pojedyncze jego ogniwa, nie mogąc nigdy powiedzieć, gdzie się on zaczyna i gdzie się kończy. Pośród nocy głębokiej, z mozołem udało nam się zapalić mały kaganek wiedzy; choćby nie wiem jakimi były nasze wysiłki dla dodania mu blasku, światełko to zginie zawsze w czarnej nieskończoności zagadnień, która nas zewsząd otacza. Drażniony przez ciekawość, tym żywszą, im jest mniej zaspokojoną, rozum spostrzega, że rozszerzać sferę poznania znaczy dotykać niepoznawalnej tajemnicy świata w większej liczbie punktów. Nawet te prawdy, które rozum poczytywał za najpewniejszą swą własność, ulatniają się po głębszym namyśle i okazują się tylko złudnymi pozorami. Od czasów Kanta, idea względności naszego poznania zniewala nas do uważania wiedzy człowieczej za mamidło (comme un mirage), za pracowitą budowę umysłu, która bynajmniej nie odpowiada istotnej rzeczywistości. Musimy się wyrzec przenikania w tajemnicę rzeczy, albowiem wszystkie nasze rzekome jej tłumaczenia (nos explications prétendues) kończą się na tym, co się nie da wyjaśnić. Najznakomitsze umysły, dotarłszy do szczytów naukowego badania, poznawszy wszystko, co ludzie poznać mogą, głoszą, że "nic nie wiedzą", i po długim błądzeniu wkoło dochodzą do "świadomego uczonego nieuctwa", jak się wyraził Pascal (14). Lecz to uczone nieuctwo trudniejszym jest do zniesienia, niżeli właściwe, ponieważ do wielkiego znużenia dołącza ono zawód zupełny... Być może, iż przyszłość, głębiej przekonana o naszej radykalnej nieudolności, zawyrokuje z Eklezjastesem, że ciekawość jest tylko źródłem niepokojów i utrapień ducha" (15).

 

Udziałem mędrca, dla którego wiedza jest tylko mamidłem i który straconej żywotności ducha nie stara się odzyskać przy pomocy religii, nie może być co innego, tylko smutek niemy, wielka pustka żywota, jeżeli nie rozpacz. Nawet uskarżać się nie ma sceptyk komu: głosić swe bóle urojeniom i widmom, być śmiesznym Manfredem, deklamującym pośród skał i lodowców, nie pozwala mu jego na wskroś krytycyzmem przejęte jestestwo.

 

Z założonemi w krzyż rękoma stoję

Nad tym sztandarem podartym na ćwierci,

Gdzie wypisane były hasła moje...

Smutna jest dusza moja aż do śmierci (16)

 

oto położenie i nastrój człowieka, któremu nawet idea prawdy iluzją się wydaje. Jeżeli zaś sceptyk rwie się nieraz do czynu, jeżeli na polu nauki dokonywa rzeczy nawet znakomitych, czyni to albo dla zapełnienia czymkolwiek pustki żywota i zabicia smutku, który go trawi, albo ulega naciskowi okoliczności, albo, i to najczęściej, unieść się daje praktycznemu instynktowi, silniejszemu i wymowniejszemu tysiąckrotnie od wszystkich argumentów teorii (17).

 

–––––––––––

 

 

Ks. Władysław Michał Dębicki, Wielkie bankructwo umysłowe. Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie naukowo-filozoficznym. Z dodaniem studium: Koniec wieku XIX-go pod względem umysłowym. Charakterystyka znamion szczególnych. Warszawa 1895, ss. 102-117.

 

Przypisy:

(1) Wyrażenie Herberta Spencer'a. Zob. Ribot, Współczesna psychologia pozytywna w Anglii, s. 110.

 

(2) Podjął się tej pracy niedawno, między innymi, filozof francuski Jan Jaurès w obszernym dziele "O rzeczywistości świata zmysłowego" (De la réalité du monde sensible. Paris 1891).

 

(3) Soirées de St.-Pétersbourg, I, 247.

 

(4) Niech mi ten nieparlamentaryzm wybaczą uczeni, którzy sceptycyzm, tj. nihilizm poznania, przeczący możliwości nauki uważają za coś bardzo poważnego i nawet dobroczynnego, za "wielką szkołę". Są i tacy. Oto np. Wiktor Brochard, autor dzieła o sceptykach greckich, uwieńczonego przez paryską Akademię nauk moralnych i politycznych, tak się wyraża: "Cokolwiek bądź, szkoła sceptyczna wielką jest szkołą. Przyczyniła się ona w niemałej mierze do postępu ducha ludzkiego, przyniosła swoją cegłę do budowy gmachu nauki, którego wzniesienie uważała za niemożliwe. Wbrew pozorom, Pyrron, Karneades, Enesidem, Agryppa dobrze się zasłużyli umysłowości ludzkiej. Nauka, którą zwalczali, wzniósłszy się ponad nich, ale dzięki im, może ich zaliczać do swoich pierwszych zwiastunów. Ich myśl negacyjna odżyła w dziele, którego nie uznawali, i bezstronna potomność, uczyniwszy odpowiednie zastrzeżenia, orzec powinna, że praca tych potężnych umysłów płonną nie była" (Brochard, Les sceptiques grecs. Paris 1887, s. 430). – Na to pozwolę sobie zauważyć, że większość prawdziwych badaczów i odkrywców naukowych, o ile wiem, bardzo mało interesowała się sceptycyzmem w ogóle, a greckim w szczególności. Ich zaufanie i zapał do badań były owszem czymś biegunowo przeciwnym fanatyzmowi negacji.

 

(5) Don Juan, IX, 18.

 

(6) "Pieds et poings liés". Renan, Examen de conscience philosophique w "Feuilles détachées". 1892, s. 402.

 

(7) Tak jest: liberalnej nauki. Przyznaje to jeden z najliberalniejszych uczonych, znany psycholog angielski James Sully. W dziele jego o "Złudzeniach" (przekład niemiecki w międzynarod. bibl. nauk. tom LXII, r. 1884, s. 328) czytamy: "Śmiałe twierdzenie racjonalistów, że indywidualne wrażenia i rzeczy są złudzeniami, sprzeciwia się wprawdzie zdrowemu rozsądkowi, lecz nie zasadom nauki".

 

(8) "Życie snem" (La vida es sueno). Przekład Józefa Szujskiego, Lwów 1882, s. 66.

 

(9) Die Krankheit des Jahrhunderts, 1882, t. II, s. 277: "die edelste Frucht vom Baume der Erkenntniss gepflückt, die Erkenntniss unseres Nichtwissens".

 

(10) Darwin versus Galiani, 1875, s. 29.

 

(11) Vermischte Schriften, II, 61.

 

(12) Zob. Jaurés, De la réalité du monde sensible, s. 32.

 

(13) Théorie des sciences. Plan de science intégrale. Paris, Alcan, dwa grube tomy.

 

(14) A "une ignorance savante qui se connaît". Pensées, ed. Havet, art. III, s. 18.

 

(15) L. Bourdeau, L'histoire et les historiens, s. 454.

 

(16) Kazimierz Tetmajer, Preludia, XXII, "Kraj", 1893, nr 24.

 

(17) Według sceptyków greckich, zasadniczo nie różniących się niczym od swych kolegów nowożytnych, dobrem, dostępnym dla prawdziwego filozofa, nie jest ani szczęście, ani rozkosz, ani mądrość (mete fronesis – Enesidem), ani żaden cel inny (met'allo ti telos), ale jedynie tak zwana ataraxia, tj. rodzaj duchowego letargu (dosłownie: nieustraszoność). Żeby zaś osiągnąć to dobro, winien mędrzec ćwiczyć się w "cnotach" następujących: w jak największej obojętności na wszystko (adiaforia), w nieczułości (apátheia), w powstrzymywaniu się od wszelkiego stanowczego sądu (epoché), oraz w milczeniu (afasia). Jak widzimy, menu "dóbr" duchowych, doznawanych przez człowieka, który skołataną wybrykami myślenia głowę złożył "na poduszce zwątpienia" (sur l'aureiller du doubte – wyrażenie Montaigne'a), rozmaitością nie odznacza się wcale. – Za ilustrację do "ataraksji" może posłużyć następujący szczegół z życia Pyrrona. Sceptyk ten znajdował się pewnego razu na okręcie podczas wielkiej burzy. Załogę i podróżnych ogarnęła trwoga śmiertelna. Jeden tylko Pyrron zachować miał krew zimną i wskazując prosię, jedzące wtedy z apetytem jęczmień na pokładzie, rzekł do strwożonych: "Ten spokój winien służyć za wzór i filozofię wszystkim, którzy chcą zachować pogodę ducha śród wypadków życia" (Brochard, l. c., s. 70). Znanym jest również opowiadanie, że Pyrron miał obojętnie patrzeć, jak mistrz jego Anaxarch tonął w bagnisku, za co przez samego Anaxarcha został pochwalony. – Osłabienie a nawet paraliż woli i uczucia jest nieuniknionym następstwem destrukcyjnej roboty rozumu. Wielkim tego dowodem jest przede wszystkim buddyzm, fatalna doktryna, dążąca głównie do wyrobienia w swych zwolennikach zupełnej apatii. Indyjscy "gimnosofiści", "jogowie", "arhaty" i "bonzowie", trawiący życie w rozmyślaniu próżniaczym nad chwiejnością i marnością wszystkiego, żyjący z żebraniny lub samotnie w lasach i stroniący od wszelkiej działalności żywotnej, są duchowymi braćmi Pyrronów, D'Alembertów, Kantów, Schopenhauerów e tutti quanti, tylko w praktyce bez porównania konsekwentniejszymi od swych kolegów w Europie. Spokój prosięcia i apatia bonzy – oto dwa ideały moralne, dwa postulaty, wynikające z założeń sceptycyzmu.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMV, Kraków 2005

 

PDF )

 

Powrót do spisu treści książki ks. Władysława Michała Dębickiego pt.
WIELKIE BANKRUCTWO UMYSŁOWE

Rzecz o nowoczesnym skrajnym sceptycyzmie

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: