RYS DZIEJÓW

 

ŚWIĘTEGO SOBORU TRYDENCKIEGO

 

KS. ANTONI BRZEZIŃSKI

 

––––––––

 

ZAKOŃCZENIE

 

Masz więc, łaskawy czytelniku, acz w krótkim i niedostatecznym obrazie, dzieje soboru, który jest i będzie chwałą i chlubą Kościoła na zawsze.

 

Najprzód albowiem obronił wiarę, na którą zacięta, i wielce potężna herezja się rzuciła, a gruntownym i wszechstronnym jej rozjaśnieniem wszelkim zapobiegł wątpliwościom w rzeczach, tyczących się zbawienia, błędy zaś i matactwa rozumu ludzkiego, odsłonił nam jawnie. A że na świętych zasadach wiary nie tylko Kościół i dzieło odkupienia stoi, ale i społeczności polityczne z nich moc i życie biorą, przeto Sobór Trydencki dekretami i kanonami swymi, państwom zarazem dał fundamenty, bez których obalić się muszą. Mało zwracają nam uwagę na socjalną stronę herezji luterskiej, i powszechnie mienią ją, powstaniem tylko na Kościół, gdy tymczasem błędy jej, w następstwach przewracają najgłówniejsze stosunki życia społecznego. Samo już odrzucenie powagi kościelnej, a postawienie w jej miejsce własnego i indywidualnego zdania i rozumu, co było hasłem reformy luterskiej, rzuca w państwo zaród nierządu i zgubnej anarchii. Gorszym nadto było przelanie władzy kościelnej na książęta świeckie, bo tym sposobem wszelkie ograniczenie rządu, w zasadzie zniesione, niechybnie do despotyzmu prowadzi. Co mówić o pojedynczych artykułach wyznania protestanckiego, które kamień po kamieniu wyrywając z fundamentów wiary, psują i niweczą pojęcia, na których świat chrześcijański i jego cywilizacja spoczywa? Odmówienie wolnej woli człowiekowi, stawia go w rzędzie bydląt, i znosi w gruncie pojęcia winy, a przy tym potrzebę kary i sprawiedliwości precz wyrzuca. Podobnie rdzeń i kolebkę społeczeństw znieważył Luter, odbierając małżeństwu charakter sakramentalny, a zniżając ten święty związek do znaczenia zwyczajnego kontraktu, który i nierozwiązalność małżeństwa znosi i z wszelkiego je majestatu obdziera. Nie mniejszej wartości dla państwa, jest i Sakrament Pokuty świętej, równie od Lutra odrzucony, bez której trybunału, jak dobrze powiedział lord Fitz-William, panującego nad sumieniem i kierującego nim z taką potęgą, jak żadna siła w świecie, niepodobna się państwu utrzymać, które bez cnoty, moralności i sprawiedliwości stać nie może (1).

 

Tak święty Sobór Trydencki swymi kanonami o powadze, o wolnej woli człowieka, o sakramentach itd. zasłaniając Kościół przeciw napaściom błędu, i państwu równie niesie pomoc potrzebną. A jako episkopat polski na Synodzie Piotrkowskim zebrany, z wdzięcznością w uchwale wyżej przytoczonej, wspomina o błogim wpływie ustaw trydenckich na ówczesne nieszczęśliwe położenie kraju, podobnie i dziś wobec nowych zamachów niedowiarstwa i buntów na kardynalne zasady życia społecznego, i wobec straszliwego pomieszania pojęć, w Kościele jedynie i wyrokach jego soboru można znaleźć ratunek.

 

Nie mniejszą chwałę Kościołowi przynosi reforma, postanowiona w Trydencie. Nigdy Kościół nie wypierał się potrzeby reformy, albowiem wiadomą mu jest rzeczą, że ułomność ludzka i do najświętszych jego przybytków się ciśnie. Najszlachetniejsi dlatego z jego synów, od czasu nieszczęśliwej schizmy awignońskiej, śmiało jak rzadko, dopominali się naprawy, a na głosy i wołania ich, nie zamykali uszu sternicy łódki Piotrowej. Ale im głębiej sięga zepsucie, tym baczniej trzeba je leczyć, nagłe zaś i gwałtowne naprawianie, szkodzi raczej, a nie pomaga. Jako zaś oględnie do dzieła reformy należy przystępować, uczą nas trzy tak zwane sobory reformacyjne: Pizański, Konstancjański i Bazylejski, z których pierwszy, dodaniem trzeciego Antypapy, więcej sprawie zaszkodził, aniżeli pomógł; drugi, stawiając sobór nad papieża, na połowie stanął drogi; trzeci bez papieża reformując, więcej zburzył jak postawił. Było jednak potrzeba w tym czasie reformy, co papież Hadrian VI, pisząc do książąt na sejm w Norymberdze 1522 zebranych, z szlachetną otwartością był wyznał, i to zadanie czasu, Sobór Trydencki najzupełniej i najświetniej rozwiązał.

 

A naprzód, postawieniem dogmatu kościelnego, założył sobór fundament, na którym stała i rzetelna opiera się naprawa obyczajów, w Kościele albowiem, życie chrześcijańskie jest owocem jego wiary. Wszystkie dalej swe dekrety reformacyjne, w zgodzie i jedności z świętą Stolicą Apostolską obmyślał i uchwalał, bo chorobie ciała oderwawszy głowę, która ma nim rządzić i kierować, nie można zaradzić. Cześć owszem powinną i uznanie najwyższej papieża władzy oddając, wydał dekret (sess. XXV, de ref. c. XXI) poddający ustawy co do obyczajów i dyscypliny, powadze jego i rozsądzeniu.

 

W ten sposób sobór nie znosząc ani burząc, co stało i stać powinno w Kościele, jako mądry budowniczy, wszystkiemu, z czego święty gmach wiary jest zbudowany, właściwe naznacza miejsce, i aby się na nim utrzymało, odpowiednie środki i sposoby podaje. Tak, osłabione nadużyciami znaczenie biskupiej władzy, przepisy trydenckie podnoszą i wzmacniają, przywracając jej nieograniczone wykonywanie sądów i najwyższego zwierzchnictwa w diecezji (sess. XXIV, c. 20. de ref.; sess. XXV, 6. de ref.). Aby rządy biskupów wedle ducha Bożego i na pożytek kościelny były sprawowane, przydaje im sobór do boku senaty kapitulne, stanowiąc zarazem, ażeby do ich grona brani byli mężowie, nauką równie jak i przykładami cnoty świecący (sess. XXIV, c. 12. de ref.). W tym także celu, odnawia i przypomina sobór stare kanony, nakazujące biskupom pod karą, co dwa lata wizytować diecezje, a co trzeci rok zgromadzać się na koncylia prowincjonalne, przy tym każdego roku zwoływać w swej diecezji duchowieństwo na synody (sess. XXIV, c. 2. c. 3. de ref.).

 

Ażeby zaś i najniższe ogniwa, mocno się trzymały w łańcuchu hierarchii kościelnej i nie psuły się, wydał sobór zbawienne nader ustawy, względem kleru niższych święceń, a mianowicie beneficjatów, którym pasterstwo dusz jest powierzone. Stanowiąc, ażeby godność tylko i wartość osobista, a nie inne względy ludzkie nadawały prawo do ubiegania się o beneficja, i przepisując na ten cel ścisły examen, a przy duchownej kollacji nawet konkurs, zapobiegł sobór wciskaniu się niegodnych na urzędy kościelne i wszelkiemu stąd wypływającemu zgorszeniu (sess. XXIV, c. 18. de ref.).

 

Wszelkie jednak prawo, choćby było najmędrsze i najsurowszymi ogrodzone karami, nic nie pomoże, jeżeli w poddanych nie będzie ducha odpowiedniego, dobrej a skłonnej woli, życia bogobojnego, i świętych obyczajów. Dla utrzymania tego ducha w kapłanach, wydał sobór osobne przepisy, które cnoty czystości mają bronić. Czystość albowiem jest wielu cnót innych płodną matką, a kapłan bez niej, jest jako latorośl nie rodząca, jako płomień bez ciepła, i jako pokarm bez soli, a nie dający pożywienia. Z niej to kapłan bierze namaszczenie do świętego poselstwa, i wszystką moc i potęgę swoją czerpie, a ona w duszy jego utrzymuje bojaźń Bożą, niebieskie płodzi natchnienia, i do świętych pobudza postępków. Sobór przeto, bacząc na zalety cnoty czystości, a iż bez czystych kapłanów, dzieło reformy na nic się nie przyda świętej oblubienicy, nakazuje biskupom upadki kapłanów, ciężkimi karać karami (sess. XXV, c. 14. de ref.).

 

Ale i kary nie pomogą, jeśli dusza kapłana za młodu nie będzie zaprawianą, i rychło do cnoty i życia świętobliwego nie nawykła. Chce dlatego i stanowi sobór, ażeby chłopczyk od pierwszej chwili, której ocknie się w nim powołanie do stanu duchownego, był wzięty pod straż i opiekę Kościoła, i w seminariach, dla chłopców osobno fundowanych, w naukach równie jak i karności ćwiczony, do służby ołtarza był sposobiony. Pedagogika bowiem Kościoła, którą z ducha bierze Bożego, nie radzi puszczać samopas młodzieniaszka, i jak obłędnicy prawią, przyszłość i zbawienie duszy, własnej powierzyć samodzielności, która pierworodną zmazą skażona, do grzechu wiedzie i zepsucia. W młodzieńcu, który kapłańskie poczuł w sobie powołanie, Kościół widzi i czci naczynie wybrane od Boga, ceni go, jako kosztowny klejnot w skarbcu swoim, i dlatego pragnie, aby przede wszystkim dla Boga był wychowany, a od złości i zepsucia świata uchroniony. Ażeby przyszły kapłan, stanąwszy na świeczniku, mógł świecić, potrzeba mu przechodzić przez szkołę cnót, i taką szkołą mają być seminaria. Sobór Trydencki, spodziewając się po nich jedynie ratunku na podupadłe obyczaje w duchowieństwie, i na nich pokładając nadzieję lepszej przyszłości, nakazuje biskupom z zagrożeniem kar, zakładać je przy katedrach, a na wyposażenie pozwala wszelkich jakich bądź, użyć dochodów kościelnych (sess. XXIII, c. 18. de ref.).

 

W tymże samym kierunku i celu, wydał sobór ustawy co do reformy klasztorów, ażeby podnieść w nich życie zakonne, które jest najpiękniejszym kwiatem i najozdobniejszą koroną Kościoła naszego (sess. XXV, de regularibus et monialibus).

 

Święty Sobór Trydencki, jedną ręką budując, drugą rozwalał to, i precz odrzucał, co w długiej kolei wieków, bądź nadużyciem, bądź potrzebą przemijających okoliczności czasu zaprowadzone, psuło i osłabiało budynek kościelny. Tak, zniósł całkiem jałmużników, którzy przy ogłaszaniu odpustów, dopuszczali się nadużyć rozmaitych (sess. XXI, c. 9. de reform.); zapobiegł skutkom, które łaski i dyspensy papieskie źle użyte, mogły sprowadzić (sess. XXII, c. 5. de reform.); przeciw chuci zysku występując, zakazał pod najsurowszymi karami, posiadania kilku beneficjów razem, pobierania taks, sprzedawania i kupowania rzeczy świętych. Słowem, nie było nadużycia, na które by sobór nie był zwrócił uwagi swej i skutecznych przeciw niemu nie podał sposobów (sess. VII, c. 2. c. 5; sess. XXIV, c. 17. c. 14. de reform.).

 

W całym tym dziele reformy, żadnych nowych i obcych Kościołowi rzeczy, sobór nie zaprowadza, starych owszem i najstarszych kanonów prawodawstwa swego użył, aby ożywić i odrodzić. Kiedy w Rzymie starożytnym obyczaje podupadały, i uczucie religijne stygło, senat sprowadzał z zagranicy inne bogi, aby nowością czci i obrządków, zaciekawić umysł i duszę ze snu rozbudzić. Podobnie herezje, by ruinie swej zapobiec, krzepią obumierające siły, nie swymi, ale z Kościoła najczęściej wziętymi instytucjami. Kościół przeciwnie, własnymi, z upadku zawsze podnosił się siłami, bo w jego wierze jak i prawodawstwie, niewyczerpane i nigdy nie ustające jest źródło, świeżego i młodego życia.

 

Nie idzie za tym, aby Kościół, do starych praw się wracając w potrzebach swych, miał się przez to wyrzec postępu w prawodawstwie. Baczenie właśnie na zmianę czasów i okoliczności, i zastosowanie do nich odpowiednich przepisów, świetną stanowi stronę uchwał reformacyjnych soboru. Tak, w przepisach dotyczących karności, złagodził on pierwotną surowość kanonów, zachowując z nich jednak to co było koniecznym i niezbędnym do utrzymania dyscypliny. Osobliwie zaś postęp na polu prawodawstwa, silnie się odbił w przepisach soboru co do małżeństwa, a ustawy jego są dalszym rozwinięciem zasad, które papież Innocenty III, wielki prawodawca kościelny, na IV Soborze Lateraneńskim był ogłosił. Wiadomo, jak prawo rzymskie i germańskie pojęcia, w stosunkach małżeństwa, więcej prywatną ich stronę miały na uwadze, i jak dlatego wyobrażenie o ojcowskiej władzy – potestas patria – na uzasadnienie i rozwinięcie się przeszkód do małżeństwa wpływało. Tak stare kanony, wykradzenie panny (raptus), ponieważ ten występek zrywał stosunki familijne, za absolutną przeszkodę do małżeństwa brały, bez względu na to, czy wykradziona dała swe przyzwolenie na małżeństwo, lub nie. Z tych samych powodów, i pozwolenie rodziców wedle prawa rzymskiego, koniecznym było warunkiem do ważnego zawarcia związków małżeńskich. Sobór Trydencki zważając na to jedynie, co istotę stanowi małżeństwa tj. na konsens, choć kary naznacza na występek wykradzenia, i gani dzieci, które woli rodziców nie są posłuszne, pozwala jednak na zawarcie małżeństwa, jeśli jest pewność o przyzwoleniu obojga stron (sess. XXIV, c. 6. c. 1. de reform.).

 

Podobnie jak papież Innocenty III oznaczył pewne granice, przeszkodom idącym z pokrewieństwa, na czwarty je stopień ograniczając, tak i Sobór Trydencki, sprawiedliwie uwzględniając skargi i żale, przeszkody ze chrztu i bierzmowania, do najkonieczniejszych tylko odniósł stosunków (sess. XXIV, c. 2. de reform.); przeszkodę z zaręczyn zniósł całkiem, jeśli z jakiego bądź powodu stały się nieważnymi, z porubstwa zaś pochodzące, na I i II stopień pokrewieństwa ograniczył (sess. XXIV, c. III. de reform.).

 

Z jakiejkolwiek więc strony, zapatrujemy się na dzieje soboru, z chlubą i radością wyznać trzeba, że zadanie, które Kościół miał w owym czasie do spełnienia, rozwiązał on najzupełniej. Nie dokonał wprawdzie tego, czego się najwięcej spodziewano i co głównie było powodem jego zebrania, bo nie pogodził protestantów z Kościołem; ale uczynił wszystko, co można było uczynić w tym celu, bo wzywał i zapraszał ich do Trydentu, i miasto niemieckie wybrał, i dał im wszelkie zaręczenia bezpieczeństwa i wolności osobistej, i na znaczne przyzwolił ustępstwa, byle ich ułagodzić i pogodzić z sobą. Żadnej więc winy nie było po stronie soboru, a dzieje wszystkich herezji dowodzą nam, jako żadna z nich dobrowolnie nie wróciła na łono Kościoła, i że ostateczne ich nawrócenie, miłosierdziu Boskiemu i czasowi poruczyć należy.

 

"Może być, tak dobrze legat Moronus na przedostatniej sesji powiedział, że sobór więcej nad to, co uczynił, mógł był zdziałać, ale że z ludzi nie z Aniołów się składał, więc wedle okoliczności przyjął i sprawił to, co było dobrym, nie mogąc dopiąć, co jest najlepszym. Bóg w przyszłości, wskaże może drogę ku lepszemu".

 

Kończymy opowiadanie dziejów świętego soboru w chwili, w której na uczczenie pamiątki trzechsetletniej rocznicy jego, w Trydencie z wszystkich stron świata katolickiego, liczny zgromadził się orszak biskupów i duchowieństwa wspólnie z wiernymi, aby uroczystym obchodem zdać świadectwo czci i uwielbienia. Donoszą dzienniki, że od 20 czerwca począwszy, aż do końca tegoż miesiąca, najświetniejsze dzień po dniu były odprawiane nabożeństwa, które nieprzeliczoną liczbę wiernych z okolicy i z dalszych stron Tyrolu sprowadziły. Z dostojników kościelnych, było trzech kardynałów, ośmiu arcybiskupów, dwudziestu dwóch biskupów, dwudziestu opatów z prałatami infułowanymi. Z ramienia Ojca świętego przybył jako legat, kardynał Reisach, który dnia ostatniego przy obrzędach najuroczystszych, udzielił zebranym papieskiego błogosławieństwa. Zakończyła się uroczystość wyznaniem wiary nazwanym trydenckim, które biskupi w kościele katedralnym wspólnie z duchowieństwem i ludem, publicznie złożyli. Spisany nareszcie został adres do Ojca świętego, od wszystkich obecnych biskupów podpisany, a z których tu jeden przytaczamy ustęp:

 

"Biskupi zgromadzeni w Trydencie, pragnąc dać świadectwo Ojcu świętemu miłości i przywiązania, które noszą w sercu ku Jego osobie i ku Stolicy Piotrowej, upoważniają Jego Eminencję, kardynała legata, do złożenia wyrazu uczuć, w tym adresie spisanych, a którym obiecują pójść za Nim, i wszyscy razem trzymać z Stolicą Księcia Apostołów, jakikolwiek by los w przyszłości Go czekał, i jakiekolwiek będą doświadczenia i próby, które Opatrzność na Niego ześle, gotowi iść za Nim tak w szczęściu jak i w nieszczęściu, – quocunque ierit" (2).

 

Panu Bogu niech będzie chwała, za nowe a tak okazałe świadectwo, które obchód ten uroczysty zdał na chlubę i chwałę Soboru Trydenckiego. Trzy wieki już minęły, jak został zamknięty, a do dziś Kościół wspomina go wdzięcznie, i z jego ustaw czerpie pociechy i siły, których mu potrzeba w nieustającej walce przeciw napaściom świata.

 

Dałby Bóg, aby święte ustawy soboru, zachowane i wykonywane były po wszystkim Kościele, bo one są i będą na zawsze najmocniejszym fundamentem, i zamkiem jego najobronniejszym.

 

–––––––––––

 

 

Rys dziejów Ś-go Soboru Trydenckiego. Skreślił X. Antoni Brzeziński. (Przedruk z Tygodnika Katolickiego). Grodzisk, NAKŁADEM I CZCIONKAMI DRUKARNI TYGODNIKA KATOLICKIEGO. 1863, ss. 169-178.

 

Przypisy:

(1) Rohrbacher, Histoire universelle de l'Église catholique. Paris 1852, t. 24, p. 365.

 

(2) "Le Monde", ed. sem. No. 91-93.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXVI, Kraków 2016

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści książki ks. A. Brzezińskiego pt.
Rys dziejów świętego Soboru Trydenckiego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: