RYS DZIEJÓW

 

ŚWIĘTEGO SOBORU TRYDENCKIEGO

 

KS. ANTONI BRZEZIŃSKI

 

––––––––

 

WSTĘP

 

Obchodzimy w roku bieżącym trzechsetletnią pamiątkę zamknięcia świętego Soboru Trydenckiego, a jak donoszą dzienniki, liczny zastęp biskupów wybiera się do Trydentu, aby wspomnienie to uczcić i Bogu chwałę oddać. Kościół albowiem wdzięcznie i z chlubą na ostatni swój sobór ekumeniczny spogląda, bo z jego ustaw, dekretów i kanonów nowe wziął życie i świeże a jędrne siły. I Polska w swych dziejach kościelnych rozpoczyna od przyjęcia trydenckich dekretów okres odrodzenia swego. Dość wspomnieć w tym względzie imię Arcybiskupa Stanisława Karnkowskiego, który tym był dla Polski, czym święty Karol Boromeusz dla Włoch, a przeprowadzeniem ustaw niektórych Soboru Trydenckiego podniósł naukę i ducha kościelnego w duchowieństwie. Wszystką też działalność gorliwą wielkiego biskupa naszego Stanisława Hozjusza zawdzięczamy wpływom błogosławionym Soboru. Episkopat polski, idąc za przykładem tych dwóch przodowników swoich, przez cały wiek XVI i XVII zgromadza się pilnie z duchowieństwem na koncylia partykularne, by uchwałami wydanymi na nich, naprawić, co było złego, krzepić, co było słabe, a wszędzie pożytków przymnażać Kościołowi. Tak więc po wszystkich diecezjach Polski szczerze krzątano się około reformy, a zabiegi pobożne nie były bez owoców.

 

Toteż w miarę jak wiara katolicka i życie kościelne poczęło się w Polsce po Soborze Trydenckim podnosić, dysydentyzm omdlewał coraz więcej, a niezgodą w łonie własnym szarpany, śmiertelne zadawał sobie ciosy. Nie prześladowanie więc religijne, którego Polska wcale nie znała, ani zagorzałość Zygmunta III, ani fanatyzm Jezuitów, jak prawią błędnie, wygubił dysydentów polskich, ale potęga raczej ożywionej wiary w duchowieństwie, naprawa obyczajów, i nauka, zdobiąca ówczesny stan duchowny u nas, wyparła z granic Polski obcą wiarę krajowi. Zwycięstwo to Kościoła, było koroną ustaw i dekretów reformacyjnych, które Polska wzięła z Trydentu.

 

Że więc błogosławionej reformie na Soborze Trydenckim ogłoszonej i my Polacy swe odrodzenie zawdzięczamy i zachowanie wiary świętej, dlatego godzi się nam uczcić wspomnieniem trzechsetletnią rocznicę jego zamknięcia. W chęci przeto wywiązania się z obowiązku, który wdzięczność nakłada, postanowiliśmy w krótkim zarysie podać tu dzieje Soboru, aby przypomnieć i opowiedzieć, co święta Matka nasza, – Kościół Boży – uczyniła na swym zebraniu w Trydencie, by od niewiary, która na najświętsze jego tajemnice targnęła się, obronić nas i pożądany dać ratunek ku zbawieniu.

 

Wiadomości czerpaliśmy do tej pracy z źródeł najpewniejszych, więc może się przyczynić do oświecenia i ustalenia sądu, który tak różny jest i pomiędzy polskimi uczonymi o Soborze. Dziś łatwiej, jak przed kilkudziesięciu laty przekonać się o prawdzie, bo pomiędzy historykami nawet protestanckimi coraz mniej uprzedzeń do dziejów Soboru. Do podań zaś Sarpiego, z złej wiary wziętych, nikt pewnie wobec rezultatów krytyki historycznej nie będzie się już śmiał odwoływać.

 

Był jednak czas, w którym Sarpiego Historia Soboru Trydenckiego (1), za jedyne i nieomylne źródło powszechnie była uważaną, toteż z niego brano wszystkie oszczerstwa przeciw Ojcom, zebranym w Trydencie, aby zhańbić i poniżyć przez to Kościół. I dla tej powagi, której imię Sarpiego używało niezasłużenie w świecie uczonym, wypada na wstępie do dziejów Soboru, podać choć w krótkim rysie obraz tego człowieka (2).

 

Urodził się Piotr Sarpi w Wenecji r. 1552. Od najpierwszych lat melancholiczne usposobienie odwodziło go od zabaw i uciech, i dlatego wszystką młodość swą poświęcał naukom, w których też nadzwyczajne czynił postępy. R. 1565 wstąpił do zakonu Serwitów (był to zakon założony w pierwszej połowie XIII w. we Florencji, ku rozbudzaniu i ożywianiu czci Najświętszej Maryi Panny), przybrał imię Pawła, i od tego czasu nazywano go Fra Paolo czyli Bratem Pawłem. Wysoka nauka wyniosła go w roku 26 życia na Prowincjała zakonu. Rychło już, zdaje się, stanął on w opozycji naprzeciw Stolicy Apostolskiej, tego przynajmniej dowodzi jedno jego wyrażenie się w poufnym liście, iż na dworze papieskim intrygi tylko prowadzą do wysokich urzędów. Wiadomość o tym liście jako i podejrzenie, które Sarpi na siebie ściągnął poufałym obcowaniem z Żydami i heretykami weneckimi spowodowały Stolicę Apostolską, iż mu odmówiła potwierdzenia na biskupstwo, na które go Rzeczpospolita Wenecka przedstawiła. Od tego czasu datuje się jego nienawiść ku papieżowi, a którą niektórzy przypisują obrażonej z tego powodu dumie. Ranke nawet, protestant przyznaje to, mówiąc: "trudno zaprzeczyć, że doznane upośledzenie, które wrodzonej ambicji tamuje drogę i na męski umysł nie bywa bez wpływu" (3).

 

Spory Rzeczypospolitej Weneckiej, która wolność Kościoła w swym państwie chciała przytłumić, i znieść całkiem wpływ papieża, z Stolicą Apostolską, podały Sarpiemu sposobność do wystąpienia jawnego w swej opozycji. Paweł bowiem papież, wstąpiwszy na tron 1605, z całą energią oparł się tym zamachom, najprzód w osobnym Brewe, a potem w monitorium, w którym pogroził Wenecji ekskomuniką, jeśliby w przeciągu 24 dni nie odstąpiła od swych postanowień. Wykonaniu ekskomuniki oparła się Wenecja; Jezuitów którzy ją zaczęli ogłaszać wypędziła, a papież, obawiając się większych nadto nieszczęść, zwłaszcza że Henryk IV król francuski był w przymierzu z Wenecją, a protestanci mogli jej przyjść w pomoc, zniósł ekskomunikę traktatem, za pośrednictwem tegoż Henryka zawartym. W czasie tych zajść Sarpi przeszedł do obozu zbuntowanej rzeczypospolitej i do takiego przyszedł znaczenia, że go się radzono w rzeczach, nawet polityki się dotyczących. Z jego zasad politycznych, których się trzymał podówczas przytacza niektóre pisarz Daru w historii Wenecji (księga 29), a które są nacechowane, najniegodziwszym machiawelizmem. Przytaczamy niektóre z nich: "w sporach zachodzących między możnymi karać należy mniej możnych; w sporach między szlachcicem a jego poddanym, słuszność zawsze szlachcicowi trzeba przyznać; naczelników przeciwnego stronnictwa, pod jakim bądź pozorem trzeba wygubić, omijając przecież przy tym zwyczajne sądy. Trucizna niech ci zastąpi kata, bo sposób ten mniej jest znienawidzony, a pewniej prowadzi do celu". Sarpi też w czasie onych zajść z papieżem, słowem i osobnymi pismami podawał sposoby, którymi by wpływ i znaczenie ekskomuniki osłabić i znieść można.

 

Ta to opozycja połączyła go ściśle z wyznawcami gallikańskich zasad, a mianowicie z osławionym autorem historii koncyliów ekumenicznych Edmundem Richer. Z nienawiści jednak ku papieżowi dalej on poszedł od gallikanów, bo mamy dowody na to, że Sarpi nie tylko z gallikanami odrzucał Prymat papieski i inne kościelne instytucje, ale że nadto zasadami i przekonaniem swoim całkiem przeszedł do obozu protestantów. Dowody te trzeba tu przytoczyć, aby nimi zbić zdanie niektórych protestanckich historyków, jakoby Sarpi będąc katolikiem miał dlatego na wiarę u nas zasługiwać. Znajdujemy je w jego listach, którym kalwińscy pisarze odmawiają autentyczności, których jednak wiarogodności Daru odkryciami swymi w tajnym archiwum weneckim udowodnił w najnowszych czasach. Tak np. w liście swym z dnia 6 grudnia 1611 pisze: "Cieszyłbym się niezmiernie gdyby sprawa reformacji powiodła się, bo wielki z niej dla świata urośnie pożytek". Podobnie w wielu innych listach wyraża radość swą z tego, że reformacja we Francji postępuje. Ważne w tym względzie dokumenty przytacza niemieckie pismo periodyczne "Historisch-politische Blätter" (1843. 3. 4. Heft) w rozprawie: "Blicke in die Zustände Venedigs zu Anfang des 17. Jahrhunderts" która się opiera głównie na piśmie: Mémoires et Correspondences de Duplessis-Morney, Paris 1826. Między innymi opowiada niejaki Diotati kaznodzieja genewski, który znał osobiście Sarpiego: "Poznałem, mówi on, prawdziwy fundament jego przekonań: właściwie nie wierzy on, ażeby osobne wyznanie wiary było człowiekowi potrzebnym. Bóg patrzy na serce i na wolę, czasowi, jest jego zdanie, wszystko należy poruczyć, wyswobodzenie z niewoli niezawodnie nastąpi". Te i tym podobne wyrażenia i sądy Sarpiego wprowadzają nas w głąb jego zasad religijnych i odsłaniają właściwe źródło jego nienawiści ku papieżowi. Był on bowiem w duszy nieprzyjacielem Kościoła, ale wyznaniem swym nie był ani luteraninem, ani kalwinistą w znaczeniu, które w onym czasie do tych wyrazów przywiązywano, był raczej protestantem w duchu racjonalistów dzisiejszych. Tak protestancki pisarz Lebrun opowiada nam, że w r. 1609 niejaki Lenk, tajny agent elektora Palatynatu w Wenecji, z kilku rozmów mianych z Sarpim, przekonał się, iż on z drugim innym Fra Fulgentio stał na czele licznego bardzo związku, który zamierzał protestantyzm ustalić w Wenecji. Podobnie Henryk IV przejął list predykanta genewskiego, pisanego do pewnego kalwina w Paryżu z tą wiadomością, "iż wnet prace Sarpiego i Fulgencjusza około zaprowadzenia reformy w Wenecji, zaczną wydawać owoce, bo doża i znaczna część senatorów już swe oczy otworzyła prawdzie". Henryk przez posła swego w Wenecji, kazał ten list wręczyć Senatowi, wskutek czego Fulgentio wypędzony a Sarpiemu nakazano, aby w przyszłości miał się na baczności (4).

 

Bossuet, którego nikt nie posądzi o zbytek ultramontanizmu, zbijając zdanie historyka protestanckiego Burnet, który w historii swej reformacji nazywa Sarpiego katolikiem, przypomina mu inne jego zdanie w piśmie drugim: (La vie de Guillaume Bedell évêque de Kilmore en Irland, p. 9. 19. 20, który bawił w Wenecji i któremu Sarpi otworzył swoje serce) a w którym tak Burnet charakteryzuje Sarpiego: "Był to protestant skryty, który liturgię anglikańską za wzór najdoskonalszy uważał; w czasie sporów Pawła V z Wenecją pracował nad zupełnym zerwaniem nie tylko z dworem ale nawet i Kościołem rzymskim; miał się za członka Kościoła skażonego i społeczeństwa bałwochwalczego; słuchał spowiedzi, odprawiał Mszę św., a wyrzuty sumienia swego uspokajał opuszczaniem znacznej części kanonów". Bossuet sam po przytoczeniu tego ustępu z pisma Burneta, tak skreśla wewnętrzne usposobienie Sarpiego: "Był to protestant w habicie mnicha, który odprawiał ofiarę Mszy świętej, bez wiary, i członkiem pozostał Kościoła, którego obrządki zewnętrzne uważał za bałwochwalstwo" (5).

 

Umarł Sarpi w 71 roku życia swego, a fałszem jest, co piszą, że miał być zamordowanym, jak równie i to, że stronnicy właśni mieli go zgładzić, sprzykrzywszy sobie jego panowanie.

 

Osądź sam, łaskawy czytelniku, po przeczytaniu uwag powyższych, czy pisarzowi tak luźnych zdań i pojęć religijnych, a tak niegodziwych zasad w polityce, tającemu skrycie nienawiść przeciw Kościołowi, a zaciętemu wyraźnie przeciwnikowi papiestwa, można dać wiarę w opowiadaniu historii Soboru, którego głównym zadaniem było, dogmat kościelny przed napaścią heretycką obronić, a znieważony majestat władzy papieskiej najwyższą czcią otoczyć? Sarpi w dziejach Soboru Trydenckiego nic innego nie widzi, jedno nieprzerwany wątek intryg i matactw dworu papieskiego, a opisując je, chciał do reszty zohydzić przed światem godność następcy Piotrowego.

 

Przyjęli też nieprzyjaciele Kościoła pracę jego głośnymi oklaski, a pociski brane z niej, tym się stały niebezpieczniejsze, że je zasłaniała powaga wiary katolickiej, której autor mienił się być wyznawcą.

 

Kościołowi i wszystkim duszom, szczerze do niego przywiązanym, dzieło Sarpiego niemało boleści i smutku przyczyniło. Wzięli się też niektórzy uczeni katolicy do pióra, aby haniebne odeprzeć zarzuty. Odznaczył się między nimi Scipio Henrici, ale praca jego nie wyrównywająca talentom i zdolnościom Sarpiego, wpływom zgubnym zapobiec nie mogła. Wdała się w tę sprawę sama nawet Stolica Apostolska, i za jej usiłowaniem kilku Członków Towarzystwa Jezusowego podjęło się nowego opracowania historii Soboru. Dozwolony im był wstęp do wszystkich archiwów i bibliotek rzymskich, wydano im nawet niedrukowane korespondencje. Pracy jednak poruczonej nie dokonali, a niewiadomo, jakie tego były powody.

 

Przysłał wreszcie Pan Bóg Kościołowi swemu dzielnego obrońcę, który i geniuszem i zacnością charakteru o wiele przewyższał Sarpiego. Był to Sfortia Pallavicini urodzony w Rzymie 1607, † 1667. Zacny rodem, ale zacniejszy cnotami. Jest wiele rysów w jego życiu, świadczących o rzadkiej szlachetności duszy, i o zamiłowaniu prawdy, w której obronie nie wahał się utracić łaskę Urbana VIII i Aleksandra VII papieży. Roku 1637 opuszcza świat, który mu najświetniejszą obiecywał przyszłość i wstępuje do zakonu Jezuitów. Ofiarowany sobie po dwakroć kapelusz kardynalski odrzuca, a wezwany po raz trzeci, na rozkaz Jenerała przyjmuje go r. 1659.

 

Pallavicini dwadzieścia lat pracował nad historią Soboru i wydał ją po włosku w Rzymie między 1656 a 1657 (6). Praca ta najwyższych pochwał godna, we względzie stylu i języka należy do najznakomitszych pomników literatury włoskiej, we względzie historycznym wielkie oddała usługi Kościołowi.

 

Ślepota jednak i zła wola długo opierały się przyznaniu lauru zwycięstwa Pallaviciniemu i wyższości nad Sarpim, przeciw któremu głównie jego dzieło było wymierzone. Naszym dopiero czasom należy się zasługa poznania się na wartości Pallaviciniego pracy (7).

 

Oto co pisze o niej Stamberg protestant: "Historia Soboru Trydenckiego jest dziełem godnym podziwienia, nieporównanym nauką i bystrością sądu. Zamierzył on sobie, zbić błędy Pawła Sarpiego i udowodnił mu nie mniej jak 366 jawnych, złośliwych fałszów i błędów. Czas, który każde nierozumne zdanie osądza, przywiódł i przeciwników Pallaviciniego do milczenia, a jak kolej czasu dała nam w piśmie Sarpiego poznać natchnienia namiętności, nienawiści i pośpiechu, tak i sprowadziła uznanie wierności i pilności, której kardynał użył do swego dzieła. Czcimy w nim nie tylko gruntownego, roztropnego i bystrego dziejopisarza, ale i naukę teoretyczną bez porównania, gdy Sarpiemu na nauce teoretycznej całkiem zbywa; podziwiają w nim język, który na równi go stawia z największymi mistrzami Włoch".

 

Takie jest zdanie protestantów. I my więc katolicy śmiało chlubić możemy się dziełem, które do najznakomitszych płodów na polu literatury dziejowej należy, a Panu Bogu winniśmy dziękować, że w kardynale Pallavicinim zesłał męża Kościołowi, który w dziejach Soboru jego, nowy złożył wieniec na skroniach Matki naszej świętej.

 

Bo też nie było Soboru, któryby w podobnie trudnych czasach i okolicznościach, taką chwałą otoczył Kościół i tak w dziejach swych odbił wyraźnie rządy Opatrzności Bożej i działanie Ducha Świętego. Mimo najrozliczniejszych bowiem interesów i intryg politycznych, którymi państwa europejskie, niezgodne między sobą, popsuć dzieło Soboru się pokusiły; mimo różnic, przeciwieństw i nienawiści narodowych, które i na świętym zebraniu w Trydencie się ścierały, mimo namiętności wreszcie ludzkich, które gwałtem się cisły, by pokój między Biskupami zakłócić; Sobór dokonał zadania najzupełniej – iście za sprawą i pomocą Ducha Świętego. Nieżyczliwi Kościołowi pisarze, stronę jedno ludzką historii Soboru podnosząc, gubią się w domysłach o tajemnych sprężynach intryg dworu papieskiego, i za przykładem Sarpiego widzą w nim tylko mizerną robotę polityki i egoizmu, nie bacząc na to, że wszystko w świecie, co najświętszym jest nawet i najszlachetniejszym, ułomnością natury ludzkiej jest skażone, a że rządy Boże i Opatrzność w Kościele, tym silniej swym blaskiem uderzają, im sprzeczniejsza z nimi jest zła wola ludzka. "Widok błota w historii, tak mówi pięknie nasz Zygmunt Krasiński, powinien być bodźcem do podniesienia ócz do góry, a tam więcej lazuru nad głową, niż brudu pod stopami. Im więcej podłych i nikczemnych widzę, tym mocniej czuję Boga, tym więcej dziwuję się Jemu" (8).

 

My dzieci Kościoła świętego wiemy to z wiary, która jest nieomylna, a którą zawsze, rychlej czy później i dzieje jeśli uczciwie się piszą, poświadczają, że z Biskupami na Sobór zebranymi Duch jest Święty, który ich wyrokami kieruje. Jakiekolwiek są więc jego koleje, czy po jasnych gościńcach światła niebieskiego, czy po ciemnych drogach nieudolności ludzkiej, zawsze Duch Święty prowadzi Ojców naszych kościelnych pewnym traktem prawdy objawionej, a co bierzemy z ich ust, to jest nauką Bożą, a co oni rozporządzą, to jest Boskim rozporządzeniem.

 

Historykowi kościelnemu nie godzi się inaczej sądzić, jeśli do spisania historii soboru się zabiera. Za tym jednak nie idzie, aby się miał wyrzec sądu własnego i bezstronności, i prawdę miał krzywdzić. Bo i owszem w zgodzie i pokoju z Kościołem, który jest Matką wszelkiej prawdy, przybywa swobody w umiejętności, i skrytych nieraz tajemnic prawdy historycznej łacniej dociec. Toteż najznaczniejsi historycy nasi z czcią głęboką i wiernością ku Kościołowi łączyli śmiałą otwartość w sądzeniu złych postępków choć najwyższych dostojników kościelnych. Takim był Baroniusz, u nas Jan archidiakon, Długosz i inni.

 

Więc za przykładem idąc zacnych Ojców historii kościelnej, przystępujemy do pracy niniejszej z wiarą w nieomylność soborów, i z czcią głęboką ku wszystkiemu, co na nich zostało postanowionym. Pragniemy zaś szczerze, najwierniej wszystko opisać, co w czasie trwania soboru w Trydencie się stało, a daj Boże, abyśmy tu żadnego próżnego słowa nie rzucili, za które by nam przyszło przed Bogiem odpowiadać.

 

–––––––––––

 

 

Rys dziejów Ś-go Soboru Trydenckiego. Skreślił X. Antoni Brzeziński. (Przedruk z Tygodnika Katolickiego). Grodzisk, NAKŁADEM I CZCIONKAMI DRUKARNI TYGODNIKA KATOLICKIEGO. 1863, ss. 3-13.

 

Przypisy:

(1) Napisane po włosku. Mamy pod ręką tłumaczenie francuskie: Histoire du Concil de Trente par Fra Paolo Sarpi, traduite par Le Courayer. A Basle 1738.

 

(2) Courayer: Vie de Sarpi, na wstępie do dzieła podanego sub 1. Dr. Brischar, Beurtheilung der Controversen Sarpis und Pallavicinis. Tübingen 1844.

 

(3) Ranke, Die römischen Päpste II, 310.

 

(4) Rohrbacher, Histoire universelle de l'Église catholique. Paris 1852, t. 24, p. 10.

 

(5) Bossuet, Histoire des variations l. 7, n. 109.

 

(6) Łacińskie wydanie: Vera oecumenici Concilii Tridentini historia. Coloniae Agrippinae 1717.

 

(7) Ersch und Gruber "Encyclop.", Pallavicini.

 

(8) List z Monachium 1842, wydrukowany w "Dzienniku Poznańskim" r. 1859. N. 254.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXI, Kraków 2011

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści książki ks. A. Brzezińskiego pt.
Rys dziejów świętego Soboru Trydenckiego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: