O UMARTWIENIU
Pewne osoby, bardzo cnotliwe, wyrządziły mi wielką przykrość, na którą uskarżałem się przed naszym Świętym.
Czyż nie wiesz, rzekł mi wtedy, że najboleśniej kłują te owady, co robią miód?...
Następnie pocieszył mię tymi słowy:
Pomyśl, kto zdradził Jezusa Chrystusa. Słuchaj co On sam mówi o swoich ranach, przez usta jednego z Proroków: tymi jestem zranion w domu tych, którzy mię miłowali (1). Osoby, do których masz żal, zostały zwiedzione fałszywą gorliwością; nie należy wątpić, że oddadzą ci sprawiedliwość, skoro tylko przyjdą do poznania rzeczywistej prawdy. Każdy dzień ma 24 godzin, a każda znowu z nich ma swoje przykrości. Proś Boga, aby oświecił te osoby, a ciebie uwolnił od potwarzy ludzkich. Zresztą, czyż nie jest obowiązkiem każdego prawdziwego chrześcijanina błogosławić tych, którzy go prześladują, oddawać dobrem za złe, jeżeli chce być dziecięciem Ojca niebieskiego, który czyni, że słońce Jego wschodzi na dobrych i złych, i spuszcza deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (2). Wzdychaj do Boga tkliwie i mów do Niego: Oni będą złorzeczyć, a Ty racz błogosławić. Maledicent illi et tu benedices (3).
Prawdziwy sługa Boży, mówił on dalej, skarży się rzadko, a jeszcze rzadziej pragnie być żałowanym. Ci co się skarżą i chcą, aby nad nimi ubolewano, podobni są do dzieci, które skaleczywszy paluszek, krzyczą w niebogłosy i dopiero wtedy się uspokojają, gdy piastunka dmuchnie na tę ich ranę, lub uda że z żalu płacze z nimi. Świat pełen jest takich ubolewań, w których wcale nie ma prawdy. Po większej części żałoba jest smutkiem wyuczonym, boleścią powierzchowną i sztuczną, podobną do owej żałoby, którą przywdziała pewna dama na fałszywą wieść o śmierci swego męża, a której potem zdjąć nie chciała, dowiedziawszy się, że mąż żyje, gdyż mówiła, że żałoba stosowniejszą jest dla niej teraz, aniżeli była poprzednio.
Prace i umartwienia nasze nikną jako gwiazdy, za ukazaniem się słońca, gdy na nie spoglądamy przez krzyż Chrystusa. Jakże słudzy ośmielą się skarżyć, gdy Pan cierpi boleści niewymowne? Gorycze Zbawiciela są najlepszym lekarstwem, na wszelkie nasze cierpienia.
Jeżeli wreszcie nie mamy dość siły do spokojnego cierpienia, jeżeli jesteśmy za słabi, aby idąc za radą Apostoła znieść boleść z weselem, i szczycić się w krzyżu, bądźmy przynajmniej roztropni i zwracajmy się z naszymi żalami tylko do osób wybranych, do tych co nie tylko nas kochają i zasługują na nasze zaufanie, ale są przy tym obdarzeni duszą mocną i charakterem energicznym. Słabi, podzielając zbyt czule nasze zmartwienia, zamiast je zmniejszyć i osłodzić powiększają raczej ich gorycz; jak oliwa, wylana na ogień podsyca płomień, – tak i ich współczucie zbyt tkliwe czyni boleść duszy żywszą i głębszą.
Pewna niewiasta skarżyła się przed św. Biskupem, że mąż jej, gdy zdrów, nie może dosiedzieć w domu, opuszcza ją, idzie na wojnę, a gdy z niej powróci chory lub ranny, staje się nieznośnym i nieprzystępnym.
Cóż tedy z wami zrobić? odrzekł Święty. On nie może przebywać z tobą, kiedy jest zdrów, a ty z nim, kiedy on jest chory: gdybyście się kochali w Bogu, miłość wasza byłaby zawsze jednaką, tak w obecności, jak i w oddaleniu, tak w chorobie jak i w zdrowiu, i nie podlegałaby tym smutnym odmianom. Proś Pana Boga usilnie, aby raczył uświęcić łączące Was uczucia, inaczej nie mam nadziei, abyście kiedykolwiek mogli żyć z sobą w spokoju.
–––––––––––
Duch Świętego Franciszka Salezego, czyli wierny obraz myśli i uczuć tego Świętego. Tłumaczył z francuskiego ks. Adolf Pleszczyński K. Ś. T., Warszawa 1882, ss. 243-245.
Przypisy:
(1) Zachar. XIII, 6.
(2) Mt. 5, 45.
(3) Ps. 108, 28.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2010
Powrót do spisu treści
Ducha św. Fr. Salezego
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: