DUCH

ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SALEZEGO

 

CZYLI

 

WIERNY OBRAZ MYŚLI I UCZUĆ TEGO ŚWIĘTEGO

 

CZĘŚĆ VI

 

O POKORZE

 

ROZDZIAŁ VII

 

PRZYKŁAD POKORY

 

Pewna dobra ale prosta osoba przyszła je­dnego razu do św. Biskupa, aby mu powiedzieć, że z różnych opowiadań, jakie o nim słyszała, po­wzięła ku niemu niepomiarkowaną niechęć, i że go już nie może więcej poważać.

 

– A ja kocham cię za to tym więcej, odrzekł św. mąż, nie pytając wcale o powód tej nieży­czliwości.

 

– Jak to? pyta się ta osoba.

 

– Ponieważ, rzecze Święty, musisz mieć wiel­ką szczerość serca, kiedy tak otwarcie ze mną mó­wisz; a ja ten przymiot cenię bardzo wysoko!

 

– Ależ, odpowiada ta osoba, ja i teraz czu­ję zupełnie to samo, co przed chwilą powiedziałam.

 

– I ja także, mówi św. prałat, wynurzyłem uczucia, które dla ciebie miałem, które mam i któ­re, jak ufam w łasce Bożej, na przyszłość mieć będę.

 

– Moja niechęć, rzekła wtedy ta osoba, po­chodzi stąd, że słyszałam, jakobyś wpływem swo­im popierał mego przeciwnika w sprawie bardzo trudnej i bardzo ważnej.

 

– To prawda, odpowiedział Święty, bo mi się zdawało, że słuszność jest po jego stronie.

 

– Powinieneś był postąpić sobie, jak wspól­ny ojciec, a nie jako stronnik, sprzyjając jednemu, ze szkodą drugiego.

 

– A czyż ojcowie właśni, odparł św. Biskup, nie powinni rozpoznać w sporach swoich dziatek, które z nich ma słuszność, a które jej nie ma? Mu­siałeś się już dowiedzieć o wyroku, który postano­wił, że prawo i sprawiedliwość po tamtej były stronie.

 

– Ale mi wyrządzono wielką krzywdę.

 

– Zaiste, gdybym był jednym z twoich sę­dziów, musiałbym głosować przeciwko tobie.

 

– Otóż to piękny sposób złagodzenia mej niechęci.

 

– Twój żal, mówił Święty, jest żalem zwy­czajnym wszystkich, którzy przegrali sprawę. Gdy z upływem czasu uspokoisz się, będziesz błogosławić Bogu i sędziom twoim, że ci odjęli to, czego byś nie mógł posiadać ze spokojnym sumieniem: wówczas ustaną wszelkie niechęci ku nim i ku mnie; ale tego nie można się spodziewać dotąd, dopókąd, nie spadnie ci z oczu zasłona namiętno­ści. Proszę Boga, aby to się stało jak najprędzej.

 

– Amen, zawołał obżałowany, ale chciał­bym jeszcze wiedzieć, czy szczerze powiedziałeś, że mię tym więcej kochasz.

 

– Nigdy w moim życiu nie mówiłem sło­wa, które by bardziej zgadzało się z moim ser­cem, odrzekł święty Biskup. Bo jakże można nie kochać duszy, która tak szczerze i rzetelnie wynurza się z tym, co jej cięży, i która tak otwar­cie ukazuje swe rany, czyniąc przez to łatwym ich uleczenie. Twoje postępowanie nie tylko jest mi bardzo miłym, ale uważam je jeszcze za czyn bohaterski, ukazujący niepospolitą siłę moralną. Nie postępujesz sobie w tym razie, jak ludzie światowi, którzy udając swobodę, w sercu swym dręczą się jednak przegraną sprawą.

 

Następnie św. Biskup tak jasno wykazał nie­sprawiedliwość jego sprawy, a słuszność strony przeciwnej, że człowiek ów widział się zmuszo­nym przyznać jedno i drugie i wreszcie uznać, że przegrawszy, wygrał.

 

– To jednak nie przeszkadza, rzekł, że nie mogę cię mieć teraz w takim poważaniu, jak przedtem! był bowiem czas, że miałem cię za Świętego.

 

– I byłeś wtedy w błędzie, gdyż, zapewniam cię, jestem bardzo daleki od tego, co mi przyzna­ją moi przyjaciele. Rozumiem, że w tych sło­wach, tak dla mnie przychylnych, zawiera się tylko życzenie, abym był tym, czym być powinienem.

 

Co do ciebie, który nie masz o mnie tak do­brej opinii, jeszcze więcej powinienem cię teraz miłować, bo już trzymasz moją stronę i jednego ze mną jesteś zdania. Ci, którzy mi pochlebiają swymi pochwałami, zwodzą mnie i siebie samych i narażają mnie na niebezpieczeństwo utraty du­szy przez wyniosłość; ci zaś, którzy mię mało po­ważają, czynią to, co ja sam czynić powinienem, i ucząc pokory w samym skutku, naprowadzają mię na drogę zbawienia. Napisano jest bowiem, że Bóg zbawia pokornych sercem.

 

Jednym słowem, powiadam, że milsze mi ra­ny, zadane przez tego, który mówi prawdę, ani­żeli pocałunki tego, który mi podchlebia (1). Te są przyczyny, dla których powinienem cię kochać bardziej od innych, i rzeczywiście tak kocham, bo mi czynisz więcej dobrego, aniżeli wszyscy inni.

 

–––––––––––

 

 

Duch Świętego Franciszka Salezego, czyli wierny obraz myśli i uczuć tego Świętego. Tłumaczył z francuskiego ks. Adolf Pleszczyński K. Ś. T., Warszawa 1882, ss. 187-190.

 

Przypisy:

(1) Por. Przyp. XXVII, 6.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2008

Powrót do spisu treści
Ducha św. Fr. Salezego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: