O POKORZE
Nie wiem, mawiał czasem do mnie święty Biskup, dlaczego uważają mnie za zakonodawcę i założyciela zakonu Wizytek. Ani ja środków, ani rozumu po temu nie miałem. Zresztą, czyż nie dosyć już mamy instytucji zakonnych? Czyż w końcu zrobiłbym to czegom nie chciał, i odrobił to, co zamierzałem uczynić.
– Co się ma przez to rozumieć? zapytałem.
– Moim zamiarem było, odpowiedział, utworzyć w Annezjum jeden tylko dom dla panien i wdów, bez wiązania ich ślubami lub klauzurą, aby odwiedzały i pielęgnowały ubogich chorych, pozbawionych pomocy, i aby wykonywały inne dzieła miłosierdzia tak względem duszy, jak i względem ciała. Obecnie widzę, że to zakon prawdziwy, pod regułą św. Augustyna, żyjący w ścisłej klauzurze i ze ślubami, we wszystkim niezgodny z pierwszym planem; według którego one już żyły przez lat kilka. Nazwa nawet Nawiedzenie, (Visitatio), która im pozostała, jest już mniej stosowną; ja zaś raczej ich chrzestnym ojcem, a nie zakonodawcą nazwać by się powinienem, ponieważ moje ustanowienie jest jakoby zniesione.
Alboż o tym nie wiesz, mówił dalej, że Arcybiskup lioński był, po Bogu, najpierwszą przyczyną tej zmiany; jego więc należałoby właściwie nazwać założycielem tego zakonu.
Jeżeli zaś ja napisałem im ustawy, zgodne z ich regułą: to stało się z polecenia Stolicy Apostolskiej, która mi poruczyła zamienić na klasztor – dom w Annezjum, na wzór którego urządziły się wszystkie inne, po różnych miejscach.
Nasz Święty poważał bardzo i wysoko cenił postąpienie Jana Avili, sławnego kaznodziei w Andaluzji, który ustanowiwszy zgromadzenie kapłanów świeckich dla służenia Bogu i Kościołowi, odstąpił od swego przedsięwzięcia i zupełnie go zaniechał, skoro zobaczył powstające Towarzystwo Jezusowe św. Ignacego, przyznając, że już ono natenczas wystarczało, i że jego zamysł był zbytecznym.
Podobnie i święty Ignacy, jakkolwiek całym sercem pragnął postępu swej instytucji i jakkolwiek, podług jego własnego wyznania, nic bardziej nie mogłoby go strapić, jak upadek jego zgromadzenia, mimo to jednak sądził, że w takim razie do uspokojenia się wystarczyłaby mu jedna godzina modlitwy.
Święty Biskup widząc podobnie swe dzieło zagrożone upadkiem, skutkiem choroby jednej z najcnotliwszych niewiast, będącej jakoby kamieniem węgielnym całej tej budowy, powiedział tylko te słowa: "Ach, podobno Bóg poprzestanie na naszej dobrej woli, tak jak ją przyjął od Abrahama. Pan dał nam w tym wielkie nadzieje, Pan nam je zabiera: niech Imię Jego święte będzie błogosławione".
Zaiste, trzeba wielkiej pokory, ażeby tak myśleć, tak mówić i działać w podobnych okolicznościach.
–––––––––––
Duch Świętego Franciszka Salezego, czyli wierny obraz myśli i uczuć tego Świętego. Tłumaczył z francuskiego ks. Adolf Pleszczyński K. Ś. T., Warszawa 1882, ss. 193-195.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2008
Powrót do spisu treści
Ducha św. Fr. Salezego
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: