O CIERPLIWOŚCI
Nasz Święty poręczył znaczną sumę za pewnego szlachcica, przyjaciela i powinowatego swego. Gdy nadszedł czas wypłaty, wierzyciel zgłosił się do Świętego, żądając wypłaty długu. Święty ze zwykłą swą słodyczą przedstawił mu, że ten szlachcic posiada daleko większy majątek od sumy, która się od niego należy, że zatem kapitał jest zupełnie pewny i że jedynym powodem tej zwłoki była nieobecność dłużnika, znajdującego się na służbie wojskowej przy swoim księciu, jeżeli więc zechce on być cierpliwym i zgodzi się na pewną zwłokę, będzie zupełnie zaspokojonym.
Wierzyciel, czy dlatego że znajdował się w wielkiej potrzebie, czy też ze złego humoru, nie zadawalając się bynajmniej tymi, tak słusznymi uwagami, upominał się znowu, nalegał natarczywie, wszędzie narzekał i utyskiwał. Święty Biskup prosił go, aby dał mu nieco czasu dla napisania do dłużnika, obiecując mu zupełne zadośćuczynienie. Wierzyciel jednak odrzucił szorstko tę propozycję i posunął się przy tym do najniestowniejszych wyrzutów.
Panie, rzekł wtedy święty Biskup z niezrównaną łagodnością, wszak jestem twoim pasterzem; czyż miałbyś serce, zamiast karmić mię, jako moja owieczka, odjąć chleb od ust moich? Wiesz dobrze, że nie jestem zbyt zasobny i że szczupłe posiadam dochody na moje utrzymanie. Sumy, o którą mię niepokoisz, nie miałem nigdy w rękach moich i tylko z miłości, poręczyłem za przyjaciela; ale jeżeli chcesz mię uważać za istotnego swego dłużnika: mam cokolwiek ojczystych dóbr, te ci oddaję; każ wreszcie sprzedać moje sprzęty, zupełnie zdaję się na twoją wolę. O jedno cię tylko proszę: kochaj mię dla miłości Boga i nie obrażaj Go gniewem, nienawiścią i zgorszeniem. Więcej nic od ciebie nie żądam.
Człowiek ten odpowiedział na to, że wszystkie te słowa są jedynie dymem i święconą wodą dworactwa; poczym znowu hałasował i miotał wszelkiego rodzaju obelgi i złorzeczenia. Święty pozostał nieporuszonym, owszem przyjął te zniewagi jakby błogosławieństwa. Jednakże boleśnie dotknięty ciężką obrazą Bożą, żeby mu odjąć co prędzej okazję do grzeszenia, rzekł do niego: Panie, widzę, że moje nieroztropne poręczenie stało się przyczyną pańskiego gniewu: chcę tedy dołożyć wszelkiego starania, aby dług twój zaspokoić.
Pomimo wszystkiego, zapewniam cię, że chociażbyś mi jedno oko wyłupił, patrzałbym jednak na ciebie pozostałym z tym samym uczuciem, jak patrzę na najlepszego z moich przyjaciół.
Wierzyciel, jakkolwiek zawstydzony, odchodził jednak mrucząc i wymawiając uszczypliwe słowa; święty Biskup zaś pospieszył z zawiadomieniem o tym co zaszło, do owego szlachcica, prosząc, aby go co prędzej uwolnił od tak gniewnego wierzyciela.
Człowiek ten wreszcie uczuł swoją winę i błagał pokornie o przebaczenie. Święty Biskup przyjął go z otwartymi ramionami, okazywał mu nadal tkliwą miłość i nazywał go swoim pojednanym przyjacielem.
Duch Świętego Franciszka Salezego, czyli wierny obraz myśli i uczuć tego Świętego. Tłumaczył z francuskiego ks. Adolf Pleszczyński K. Ś. T., Warszawa 1882, ss. 161-163.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do spisu treści
Ducha św. Fr. Salezego
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: