Różaniec św. przywraca wiarę
Hrabia de Morgenae, człowiek wielce zacny i szlachetny zamieszkiwał piękny pałac w swoich rozległych włościach.
Miał on dwie córki, które bardzo kochał, ale nimi zajmował się bardzo mało, gdyż owdowiawszy w lat osiem po zawarciu związków małżeńskich, powierzył wychowanie i edukację swych córek guwernantce, która na szczęście, będąc osobą cnotliwą i pobożną, umiała wszczepić zasady moralne i pobożne w serca swych wychowanek.
Hrabia nie był ani sceptykiem, ani też pobożnym, ani wyraźnym niedowiarkiem. – Pozdrawiał zawsze przyjaźnie proboszcza swego, lecz podczas gdy córki jego były na Mszy św. hrabia zajmował się np. szczepieniem róż w ogrodzie.
W teorii cenił sobie wielce religię, nie zachowując jednak jej praktyk, i pod tym względem istniała przepaść pomiędzy nim a córkami, które ubolewały niezmiernie nad religijną obojętnością ojca. – Nigdy wprawdzie nie wynurzały swej boleści z tej przyczyny przed swą zacną nauczycielką. – Ta jednak odgadywała je zupełnie.
Dnia jednego, nauczycielka zrobiła panienkom, następującą propozycję:
– Czy nie zechciałybyście – byśmy zawiązały między sobą łańcuch modlitwy wytrwałej i nieustającej za nawrócenie osoby najdroższej sercu naszemu? Otóż drogie moje – codziennie jedna z nas rano, druga w południe, a trzecia wieczorem odmówi w tej intencji cząstkę różańca świętego.
Panienki z radością przyjęły tę propozycję.
Trzy pobożne serca zrozumiały się wzajemnie, przez cztery lata modliły się w ten sposób, nie wymawiając nigdy imienia osoby, za którą się modlą. – Lecz łączyła je jedna myśl: wyprosić nawrócenie hrabiemu de Morgenae.
– Czyś ukończyła twój łańcuch? – zapytywała niekiedy Maria swą siostrę.
– O! tak – odpowiadała ta ostatnia.
– A pani? zwracając się do nauczycielki.
– Ja – podwoiłam mój – odpowiadała guwernantka.
– Ach! z tymi kobietami! – odzywał się obecny przy tym hrabia. – One są bezustannie zatopione w swoich haftach i łańcuchach i łańcuszkach.
Trzy panie uśmiechały się łagodnie, a hrabia dalej palił swoją ulubioną fajkę, nie domyślając się niczego.
Kobiety dały nazwę "łańcucha" tej modlitwie gorącej, nieustannej i cichej, a ta nazwa czyż nie odpowiada najlepiej różańcowi Maryi?... Nie byłże to istotny łańcuch wiążący ziemię z niebem?
Hrabia Morgenae nie przypuszczał przecież, że tak poważne myśli zajmowały jego córki i ich zacną nauczycielkę.
Jednak Bóg przyłożył siekierę do tego zatwardziałego korzenia.
Pewnej niedzieli, hrabia ukończył wcześnie swą toaletę i udał się do kościoła na Mszę św. ku wielkiemu zdziwieniu pań. Nie okazały one jednak na zewnątrz żadnego zdziwienia i usilnie pokrywały uczucia wesela, wyrywające się z ich serca i duszy. W jakiś czas potem, hrabia de Morgenae wziął udział w rekolekcjach udzielanych w parafii przez jednego zakonnika zakonu kaznodziejskiego.
Wreszcie na Wielkanoc przystąpił hrabia do Stołu Eucharystycznego, przy którym nie widziano go już od lat trzydziestu.
Łańcuch różańcowy przyprowadził tedy znowu jedną duszę do Boga; dusza ta martwa, odzyskała życie.
Jeśli dnia tego wielką była radość w niebie, niemniejszą też była na ziemi, gdzie córki hrabiego i ich zacna nauczycielka wyśpiewały w duszy wesołe "Alleluja" dziękczynne.
O! ileż razy łańcuch różańcowy, wytrwale odmawiany, powrócił Bogu zbłąkane dusze!
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 202-204.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMX, Kraków 2010
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: