Różaniec św. przywraca wiarę
Było to w Paryżu.
Przy łożu umierającego rzemieślnika, zagorzałego niedowiarka czuwała Siostra Miłosierdzia, zachęcając chorego do pojednania się z Bogiem i przyjęcia Sakramentów świętych. Chory jednakże ani słuchać tych napomnień nie chciał.
Zakonnica mając opuścić łoże chorego, by udać się do innych sal szpitalnych, wyjęła z kieszeni krzyż i położyła go na piersiach chorego Piotra, który spokojnie i w milczeniu patrzył na to, jakkolwiek poznać można było, że toczył ze sobą walkę wewnętrzną. Przy łożu Piotra Blat był mały jego synek Bonifacy. Siostra Miłosierdzia na odchodnym ucałowała dziecko i zawiesiła na jego szyi swój własny duży różaniec, niby dla zabawki.
"Widzę", szemrał Piotr po cichu, "iż chcą mię tu zamęczyć, korzystając z tego, że już nie mam siły, by się obronić".
W chwili, gdy Siostra wkładała różaniec na szyję dziecka, wszedł do sali szpitalnej jeden z bliskich przyjaciół Piotra wraz ze swą żoną, ażeby odwiedzić biednego chorego.
Gdy zbliżyli się do jego łoża, Piotr wyciągnął serdecznie rękę do przyjaciela i ukazując na odchodzącą zakonnicę, rzekł:
"Patrz, pewno poszła szukać księdza! To dobra osoba, ale bardzo ograniczona, skoro chce wymóc na mnie to ostatnie głupstwo".
A po chwili milczenia dodał:
"Czuję, że mię siły opuszczają. Przyjacielu, podaj mi tu mego małego, abym go jeszcze ucałował".
Przyjaciel Piotra wziął małego Bonifacego, na którego szyjce dźwięczały paciorki różańca zakonnicy i podał go umierającemu, szepnąwszy z cicha dziecku, by zdjęło różaniec ze siebie a opasało nim szyję ojca, co też Bonifacy nader zręcznie uczynił. Piotr ujrzawszy ten podstęp małego, był zdziwiony i gniewny zarazem.
"Niemądre dziecko", rzekł. "Korzystacie z mego niedołęstwa, jak możecie. Ale mniejsza z tym..." dodał po chwili "to mi ani pomoże ani zaszkodzi... O gdyby to było prawdą, że jest ktoś, kto cierpiał i umarł za mnie, aby mię uczynić kiedyś tyle szczęśliwym, o ile tu byłem nieszczęśliwym... Gdyby to nawet był i Bóg... byłbym Mu wdzięczny. Lecz patrz... Cierpienie od początku życia... i znowu cierpienie... i jeszcze potem cierpienie!... Oto wszystko, czego zaznałem na świecie. Czyż więc mogę wierzyć?!...".
Przyjaciel usłyszawszy te słowa, odpowiedział: "Piotrze! twoje cierpienie ziemskie przyniesie ci niebieskie szczęście. Tak! to jest prawdą, iż Bóg umarł za ciebie. Przysięgam ci na to!... To twój Zbawiciel przemawia w tej chwili do ciebie w głębi sumienia! nie opieraj się!... Uwierz i ukochaj. Oto On na krzyżu umęczony dla ciebie daje ci odpuszczenie grzechów, powiedz Mu tylko ze serca: Ojcze mój – Ojcze! żałuję...".
Z ócz Piotra trysnęły dwa strumienie łez. W odpowiedzi ucałował krzyż i przycisnął do ust różaniec wymawiając te słowa:
"Ojcze – przebacz... Maryjo – zwyciężyłaś...".
I w tejże chwili cienie śmierci poczęły okrywać czoło Piotra. Z dala dały się słyszeć kroki... Był to kapłan... Przybył w ostatniej chwili, by choremu dającemu gestami znaki najżywszej skruchy udzielić rozgrzeszenia... Dusza Piotra opuściła za chwilę ziemską lepiankę i uleciała przed tron Boży, pod opieką Tej Dziewicy Niepokalanej, która mu przez różaniec swój wyjednała łaskę nawrócenia do Boga w ostatniej godzinie.
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 198-199.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMX, Kraków 2010
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: