(Matka Boska
Różańcowa w Pompei)
Opowiem jedno z tych zdarzeń, które w potocznej mowie
nazywamy przypadkiem. – Silne uderzenie żelazem w głowę!
Spotkało to Rozalię Campagna z końcem lutego 1891
roku. Choć ból był wielkim, zdawało się jednak, że poboli i przejdzie, jak to
nieraz w życiu bywa. Tymczasem wszelkie środki lekarskie były bezskuteczne.
Rodzina odwiozła więc chorą do Neapolu, wezwała najznakomitszych lekarzy, ale i
ci byli również bezradni.
Sądzono, że może operacja pomoże coś chorej, ale
operatorzy pokiwali głowami i orzekli jednogłośnie, że jest uszkodzenie
czaszki, w połączeniu z psuciem się już kości.
Prędzej czy później chora musi ulec ogólnemu
wycieńczeniu i zapaleniu błony mózgowej – operacja tu niemożliwa, ratunku nie ma.
Lekarze opuszczają mię – pomyślała chora – prosiła
więc gorąco rodzinę, by odwieziono ją do Pompei – gdzie tyle cudów rozlewa
Królowa Różańca świętego. Życzenia nieszczęśliwej spełniono – a jedyną jej ulgą
była ta myśl: "Jeżeli już muszę umrzeć, to dożyłam tego szczęścia, że
odwiedziłam Matkę Boską, w Jej miejscu cudownym! Teraz mogę umierać spokojnie,
jeśli taka będzie Wola Boża!".
Powróciła do domu – a życie jej było obrazem strasznej
męczarni.
Przepowiednie lekarzy poczęły się spełniać: chora
dostała suchot.
W cierpieniu swoim wołała często do Maryi – "o
Matko Najświętsza powiększ me cierpienia, ale dodaj mi siły!" Już przeszło
trzy lata trwało to powolne konanie, kiedy do rąk konającej dostały się kartki
pisemka różańcowego, opowiadające o cudach w Pompei. Było na tych kartkach
przypomnienie, że uroczystość Królowej Różańca się zbliża, więc w świątyni Jej
Pompejańskiej gotować się będą do tego dnia czciciele Maryi nowenną,
trzykrotnie odprawianą. Rozalia zaczęła również tę nowennę, przenosząc się
myślą do ukochanego kościoła i Matki Miłosierdzia.
A – Ona – jakby chciała ją próbować. – Zaraz w
pierwszym dniu pogorszyło się jej znacznie. Snać chciała jej tym powiedzieć Maryja:
"przeciw nadziei, w nadzieję uwierz!" Te słowa powtarzała dzień za
dniem, coraz to boleśniej, bo oto spełniać się poczęła i druga przepowiednia
lekarzy: zapalenie błony mózgowej.
Nadzieję stracili wszyscy – ona jedna tylko ufała i
mówiła do swego otoczenia: nie wyrzucajcie pieniędzy na lekarzy – Królowa
Niebios uleczy mię z pewnością. Powiedzenie to uważano jako mowę obłąkanej.
Tymczasem ostatni dzień nowenny dobiegał końca.
Kiedy w litanii odmawiano: "Uzdrowienie chorych",
rzekła konająca: słyszałam głos szepcący mi: tej nocy uwolnioną zostaniesz od
wszelkiego smutku i cierpienia.
Obłąkana – szeptano dokoła – a chora czekała tej nocy
upragnionej.
I przyszła Maryja! – taka, jaka jest na obrazie w
Pompei – stokroć piękniejsza tylko, w śnieżnych szatach – owiana majestatem!
Niewysłowiony spokój spoczywał na wzniosłym, pogodnym Jej czole – na prawej
ręce trzymała piękniejsze od siebie, dziecię – synaczka swego i mówiła słowa przedziwnej
pociechy: "Córko, cierpiałaś przez trzy lata. – Teraz skończyły się
wszystkie cierpienia twoje. – Oto przyniosłam lekarza, który cię uleczy!"
A Jezus położył rękę na umęczonej głowie jej. – Od tej chwili, suchotnica od
trzech lat – z pękniętą czaszką – była uzdrowiona.
A za tym cudem – poszła jeszcze łaska Maryi. W
rodzinie uzdrowionej – było trzech młodych ludzi, z których dusz uleciała
wiara.
Niezwykła nadzieja chorej stała się przedmiotem ich
szyderstw. Jednemu z nich powiedziała Rozalia: Nie bluźnij, bo Matka Boska mię
nie uleczy!
Modliła się więc gorąco i prosiła o przebaczenie dla
zbłąkanego.
Chwila cudu była godziną powrotu tych trzech
młodzieńców ku Chrystusowi.
Uklękli i zaczęli nabożnie odmawiać: "Zdrowaś Maryjo!".
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
W życiu naszym duchownym – tyle razy doświadczamy –
jakby uderzeń żelaza w głowę! Są to te myśli: niespokojne o przyszłość naszą i
drogich nam – są jakieś przypuszczenia czarne: co dalej? są drogi bez kresu i
wyjścia: Maryja niech nam będzie nadzieją – Ta Maryja – o której mówił rodak
nasz św. Kazimierz – że "jest nadzieją myśli przygnębionej!".
Zamiast się dręczyć takimi smutnymi myślami, które jak
stada czarnych ptaków porywają się z duszy, lecą i rwą za sobą i znowu podnoszą
się inne i znowu spokoju nie dają – odmówmy lepiej różaniec! A Maryja
przyniesie nam Jezusa – a On dłoń swoją na biedną, skołataną głowę położy!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi.
Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej
(1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu
Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO.
Dominikanów. 1927, ss. 168-170.
Cracovia MMVIII, Kraków 2008
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: