O. K. Ż.
(Matka Boska Różańcowa w Pompei)
W tym samym prawie czasie kiedy Bartłomiej Longo zbierał jałmużnę na kościół Matki Bożej Różańcowej w Pompei, w Neapolu dogorywał – również młody, bo 25 lat liczący kapłan, Antoni Varone.
Tyfus plamisty skracał dni pełnego nadziei kapłana. Już opuścili go lekarze, decydując śmierć niechybną – a wieść o zbliżającej się śmierci smutkiem napełniła miasto. Garstka kapłanów i przyjaciół czuwała u łoża umierającego kapłana, kiedy jak Anioł pocieszyciel, bo Anioł Maryi, weszła pani Longo. Przestrach opanował ją na widok kapłana ze strasznie opuchniętą twarzą, z sinymi wargami, z ostatnim już nieomal oddechem. Przecież nie straciła odwagi i rzekła do konającego księdza:
"Królowa Różańca czyni cuda dla Swego kościoła w Pompei, czy przyrzekasz – mój Ojcze – działać słowem i piórem dla Niej?".
Kapłan rozpłakał się i wyrzekł cichym, ledwie dosłyszanym głosem:
"Wykonam wszystko, cokolwiek w imieniu moim przyrzekniesz".
I – tegoż wieczora ustąpiła gorączka...
Za dni kilka – przed ołtarzem Matki Boskiej, w kościele św. Mikołaja w Neapolu, odprawiał ks. Antoni dziękczynną Mszę świętą.
Ale do Pompei się nie spieszył i o Królowej Różańca zapomniał – uspokajając się, że to przecież wszystko jedno!...
Aż – Maryja upomniała się o to... boleśnie, ale upomniała się...
Oto nagle – ksiądz Varone – dostaje gorączki, wije się z bólu i wtedy przypomina sobie obietnice, złożone Matce Boskiej Różańcowej.
Przeprasza i ponawia takowe i ból ustępuje natychmiast.
W uroczystość różańcową spieszy do Pompei i tam wśród łez rzewnych głosi miłosierdzie Maryi...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
* * *
W życiu tak samo nieraz słyszeliśmy, a może sami mówiliśmy lub myśleli tylko – to przecież wszystko jedno, po cóż wzywać Maryję właśnie pod tym wezwaniem: Królowej Różańca, dlaczego modlić się na różańcu, czyż Ona nie przyjmuje każdej modlitwy, każdego nawet westchnienia? To przecież wszystko jedno!
Pewnie, że każdy jęk ludzkiego serca wzrusza serce Niepokalanej, każdy objaw czci naszej jest miłym Jej i drogim, ale jeśli tylko łączy się jakiś cień pogardy, czy zwątpienia dla tej umiłowanej przez Nią modlitwy, to Ona o nią się upomni. I nieraz boleśnie się upomni, nie wysłucha, pozwoli, by cierpienie pomimo próśb, zaklęć i westchnień rozszalało jak burza nad tobą, aż się ukorzysz i zrozumiesz, że Różaniec to najdroższa modlitwa dla serca Maryi, więc najkorzystniejszą dla serca twojego, aż powtórzysz to słowo Kościoła: "O najpotężniejsza Królowo Różańca św. wesprzyj mię i pociesz!".
To jest wezwanie i prośba do nas. O wierność zawsze w życiu dla Różańca! I jak niegdyś Boski Zbawiciel, objawiając się niewiernemu uczniowi, kazał mu dotykać ran Swojej męki i mówił te słowa: "Nie bądź niewiernym, ale wiernym", tak Matka Jezusowa, stając przed nami z różańcem w Swej dłoni, zda się mówić: Dotknij się go i przypomnij sobie te wszystkie cuda, wiek po wieku dokonane w Kościele, w narodzie; dotknij się go i przypomnij sobie te zasklepione rany twojego własnego serca, te ulgi i pociechy zesłane na twoje własne życie: a nie bądź niewiernym, ale wiernym.
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 162-164.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMVIII, Kraków 2008
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: