Za Przyczyną Maryi
(Z angielskiego)
Było to popołudniu w niedzielę.
Żołnierze angielscy odpoczywali w koszarach. Kilku z nich żywo rozmawiało o ranniejszym kazaniu. Byli to katolicy, kilku Irlandczyków i jeden Anglik.
– Dziwne to żądanie – rzecze właśnie Wiliam, młody, przystojny Anglik. – Jestem wiernym synem Kościoła, ale dewotką być nie chcę. Po co nam żołnierzom zapisywać się do bractw? Krótki pacierz rano i wieczór to dosyć.
– Nie mów tak – przerwał mu O'Brien – wszak ks. kapelan dobrze to wytłumaczył, że co innego być dewotką, a zupełnie co innego być pobożnym. Wszak i żołnierz, obrońca ojczyzny, potrzebuje łaski Bożej, a więc i modlitwy. Zresztą, ja się do bractwa różańcowego zapisuję, i tak go zawsze w domu odmawiałem, a te dziesięć minut lub kwadrans codziennie wcale mi nie zawadzą. A kto tam wie, gdzie człowiek umrze...
– No, to nasz O'Brien bardzo pobożny – uśmiechnął się Wiliam.
– Nie śmiejcie się, bo i ja się zapiszę – rzekł młody Johnson.
– A zapisz się, możecie iść wszyscy, ja tego nie uczynię. Chcę zostawić sobie choć trochę swobody.
– Abyś tego nie pożałował – odparł O'Brien.
Tu przerwała się rozmowa, wkrótce jednak nawiązała się znowu. Jeden z podoficerów przyniósł wiadomość o bliskiej wojnie. Wkrótce miano popłynąć hen, za morze do dalekich Indii. Na tę wieść żołnierze katoliccy udali się prawie wszyscy do kapelana. Staruszek rozrzewniony przyjął ich do Bractwa i dając każdemu koronkę prosił, aby szczególnie na polu bitwy nie zapominali wziąć jej ze sobą.
Wojna.
Kto ją opisuje, ten jej najczęściej nie zna. Zgroza, okropność, przechodzą wszelkie opisy. A jeszcze wojna wśród upałów Wschodu, gdzie żar słońca i pragnienie, w zawody idą ze strasznymi pociskami ołowiu i zasadzkami nieprzyjaciół...
Pewnego wieczora po bitwie, około ogniska, spotykamy znowu naszych towarzyszy koszar. Tylko już nie wesołe twarze, ale ściągnięte bólem. Obok leżącego prawie O'Briena siedziało kilku towarzyszy.
– Więc kula trafiła cię w nogę? – rzecze jeden do niego.
– Tak – jęknął ranny.
– A gdzie Wiliam i Johnson, co byli obok ciebie?
– Oni obydwaj już przed Bogiem... Bomba, co mnie zraniła, im śmierć przyniosła. Ja szczęśliwy bom tylko w nogę ugodzony, ale oni strasznie pokaleczeni już zmarli. A kto wie, może Johnson szczęśliwszy!
– Dlaczego? – zawołano.
– Stojąc na posterunku zawiesił sobie różaniec, wiecie, taki jaki nam na odjezdnym dał każdemu kapelan. Wtem wpada bomba, my na ziemię, ale już za późno było. W chwili wybucha i kilku strasznie kaleczy. Z początku nic nie wiedziałem, co się wkoło mnie dzieje. Za kilka godzin przyszedłem do przytomności, ale jakiż straszny uderzył mnie widok. Wkoło mnie kilku towarzyszy poszarpanych w kawałki... Tego widoku nigdy nie zapomnę. Wtem słyszę szepty. Patrzę, opodal klęczy schylony kapelan i podtrzymuje Johnsona. Ten trzyma swój różaniec w rękach i całuje. Za chwilę opadł i jak myślę, skonał. Zawołałem na kapelana. Ten, widząc, żem jeszcze żywy, udzielił mi św. Sakramentów. Potem jeszcze chwilę popatrzyłem na niego.
– Ojcze – pytam – a tamten?
– Już przed Panem – módl się za niego.
– Ojcze, jeszcze jedna prośba, przynieś mi jego różaniec.
Poczciwy kapelan wypełnił moją prośbę.
Wtem słyszę opodal głuchy jęk.
Czyżby jeszcze kto konał? – pyta kapelan i idzie w stronę jęku.
Odwróciłem się i patrzę, a to biedny Wiliam, ale w takim stanie, że śmierć może lepszą. Kapelan przybył do niego, ale już musiał skonać, bo widziałem, jak tylko ukląkł przy nim i modlił się chwilę...
Tu umilkł O'Brien i pokazał towarzyszom różaniec Johnsona.
– Widzicie – mówił – ten uratował i z pewnością wyprosił sobie na nim dobrą śmierć. Biedny Wiliam, tak blisko księdza, a jednak zmarł bez ostatniej pociechy.
* * *
A teraz słówko do ciebie – i ty młodzieńcze polski, który pójdziesz lub jesteś we wojsku, chcesz się uchronić tej lekkomyślności, jaka panuje po koszarach, a szczególniej tego rozpustnego życia, jakie wielu żołnierzy wiedzie szczególniej po miastach, nie wstydź się różańca; i w wojsku znajdziesz dosyć czasu na odmówienie go, a on cię uchroni od gorszej jeszcze niż śmierć ciała, śmierci duszy – i otoczy opieką Najświętszej Panny, że wśród towarzyszy zepsutych zachowasz niewinność serca i miłość Bożą.
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 120-122.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: