Było to w r. 1854 w przededniu bitwy nad Almą.
Wrzała jeszcze wojna krymska, Francuzi, Anglicy, Turcy i Moskale ścierali się nawzajem, teraz na chwilę tylko odpoczywano w obozie francuskim. Na tapczanie siedział zamyślony oficer, odznaki wskazywały na majora, i trzymał w ręku różaniec. Łza zabłysła mu w oczach, kto wie, co jutro będzie, pomyślał i dalej odmawiał koronkę.
Dziwna rzecz, już dawno, bo w r. 1826, otrzymał ją, jako chłopak sześcioletni od umierającej matki, a była to cała jego spuścizna po rodzicach, bo i ojca dawno już stracił. Był wtenczas jednak tak bogaty, tak mało było mu do życia potrzeba, bo wciąż w uszach brzmiały mu słowa, wyrzeczone gasnącym już głosem matki:
"Synu, weź od matki jako ostatnią pamiątkę ten różaniec, on ci niebiosa otworzy, jeśli mu zostaniesz wiernym. Tam się spotkamy. Przyrzeknij mi tylko, że go co dzień odmawiać będziesz!"
I on przyrzekł.
Mój Boże, ile to już lat minęło!
Z młodzieńca wyrósł mąż... gdzie nie był, pod jakim niebem nie walczył! W Afryce zdobył krzyż legii honorowej, a teraz tu w Krymie, dowodzi batalionem.
Ale dlaczego właśnie dziś wieczór mu to wszystko staje na pamięci?
A prawda.
Dziś jeszcze nie odmówił różańca.
Znalazł go wkrótce i zwyciężając sen, co mu kleił powieki, przesuwał powoli i powoli paciorki matczyne. To przecież miał być klucz dla niego do nieba. Tak, ale aby tam wejść, trzeba mieć czyste sumienie.
Major zamyślił się.
Stanęła mu znowu matka przed oczyma i znowu cała młodość, niejedno wspomnienie zbudziło się w sercu. I on, co wśród gradu kul stać potrafił, jak mąż nieustraszony, zapłakał.
Dziwna rzecz, że mi dziś tak wszystko staje na myśli!
– Trzeba raz z tym skończyć.
Za chwilę wstał i poszedł do sąsiedniego namiotu.
– Dobry wieczór księże kapelanie.
– Dobry wieczór – odrzekł głos z wewnątrz. – Cóż to panie majorze tak późno, i to co widzę z różańcem?
– Dziwi to księdza – odrzekł major – ja już 28 lat co dzień go odmawiam i dziwna rzecz, wśród modlitwy dzisiejszej przyszła mi myśl, abym się wyspowiadał. Kto wie czy tego klucza niebios, – tu wskazał na różaniec – jutro nie zapotrzebuję. Lecz proszę teraz księże kapelanie! Oto tu jest paka, niech Ojciec siądzie, za pół godzinki będziemy gotowi.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Spowiedź trwała jednak dłużej, musiała być dobra, bo major powstawszy zawołał:
– Tak więc, mam już paszport na tamten świat, a i klucz do nieba ze sobą.
Zaśmiał się serdecznie, pozdrowił kapelana, wrócił do swojego namiotu i usnął zaraz znużony.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Na drugi dzień, było to 20 września, waleczne zastępy francuskie radość ze zwycięstwa trąbami ogłosiły. Dano znak do apelu, liczono długo, bo i wielu żołnierzy brakowało.
Brakło naszego majora. On leżał już spokojny, z przestrzeloną piersią, razem ze swoim różańcem na pobojowisku.
Szczęśliwy – bo znalazł klucz do nieba.
(Według Hammera, t. IV).
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 112-114.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: