(Opowiadanie kapłana)
W niedziele i dni świąteczne okazuje się wielka potrzeba, aby w parafii było dwóch duszpasterzy. Dzięki Bogu, że tak było na razie. W czasie pewnej ostatniej uroczystości, gdy tak wszystko szło dobrze, zawiadomiono mię nagle, że spiesznie trzeba iść do chorego. Wstałem o 3 godzinie z rana, miałem kazanie i sumę, a przy tym czułem się trochę słaby i już o wpół do dwunastej robiłem sobie apetyt na długo upragniony rosół. Wtem dają znać, że chory apopleksją trafiony i nie może już mówić. Bez odwłoki wybrałem się w drogę, trzy kwadranse wśród deszczu mrozem przejmującego. Słyszałem często od naszego niezapomnianego profesora, że gdy się idzie do chorego należy pilnie i nabożnie odmawiać różaniec, ja też, jak i przez kilka lat mojego kapłaństwa, tak i dzisiaj, zachowywałem tę praktykę. I o cudo, rzeczywiście chory odzyskał na powrót mowę, jak mi to potwierdzili domownicy w tych słowach: "Gdy Wielebność Wasza przychodziła, zaczął znowu mówić". Po otrzymaniu Sakramentów św. chory zasnął i nie było już z nim co więcej do czynienia. Gdy dnia następnego słońce zeszło, promienie padły na miłe oblicze zmarłego, jako jednego z dzieci Maryi przez różaniec uratowanego.
(Linzer Quartalschrift 1899, Zeszyt II).
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, s. 108.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: