Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

Bramo Niebieska

Przez Różaniec do wiary prawdziwej

Stary pasterz z gór

I.

Różaniec w farmie (1) Ste-R...

Farma Ste-R jest położoną na południowych stokach Wogezów, na granicy tej części Alzacji, która pozostała przy Francji po wojnie w r. 1870.

Około czterech godzin drogi od tej farmy w głębi wspaniałej doliny, wznosi się zamek trwale i wytwornie zbudowany na wzgórku u stóp bystrego strumienia spadającego z góry z szumem i toczącego swoje fale wzdłuż łąki. Na drugim brzegu wznosiła się obszerna budowla z należącymi do niej ogrodami. Była to niegdyś siedziba letnia właścicieli; teraz jest schronieniem pobożnych córek św. Dominika i młodocianych sierot poruczonych ich opiece. Piękna kaplica przytykała do klasztoru, artystycznie przyozdobiona malowidłem i witrażami, pod wezwaniem św. Mikołaja. W tym mieszkaniu Króla-królów, w różnych godzinach dnia zbierają się mieszkanki tego miłego ustronia. Mówią, że w wiekach minionych był tutaj klasztor pustelników i że Piotr pustelnik wybrał to miejsce dla opowiadania krucjaty.

Wejdźmy do farmy. Prócz właściciela i jego rodziny, zebrany jest cały personel domowy. W liczbie ich starzec siedemdziesięcioletni, imieniem Andrzej, pasterz trzody na górach, człowiek prosty i łagodny, który w ciągu całego swego życia nie wyrządził nikomu nic złego. Jego charakter objawiał się w naiwnych myślach. Jeśli go kto zapytał, czy nie boi się śmierci, odpowiadał:

"Nie, nie boję się śmierci, nie uczyniłem nigdy nic złego ani ludziom ani zwierzętom".

Było to prawdą i dlatego kochano go i ufano mu. Andrzej był jednak protestantem. Pochodził bowiem z niemieckiej Szwajcarii i mówił językiem kraju ojczystego, i choć poznawał mowę francuską, nie próbował nigdy jej się nauczyć. Umiał zaledwie kilka słów. Co się tyczy religii, jego nieświadomość była zupełną, od długich lat nie miał żadnego o niej jasnego pojęcia.

Jak w wielu rodzinach katolickiej Alzacji tak i w farmie był zwyczaj odmawiania, gdy wieczór nadchodził, Różańca. Rodzice, dzieci i domownicy zbierali się do ogniska domowego i przy jego świetle odmawiali różaniec. Był to pobożny zwyczaj, a przy tym tak wzniosły, tak naturalny, że słuchacz i widz, choćby najwięcej obojętny, przejąć się musiał tą modlitwą.

Andrzej przybył jak inni do komnaty wspólnej, ale trwając w obojętności religijnej, nie powtarzał słów modlitwy i palił natomiast spokojnie fajkę. Niestety zły przykład działał i zaczęli inni domownicy naśladować go. Tymczasem żona właściciela farmy, chcąc zaradzić temu, wpadła na osobliwą myśl. Przed rozpoczęciem modlitw zwykłych, odezwała się w te słowa: "Kto nie chce modlić się z nami, jest podobny do nierozumnych zwierzątek!".

Wielu domowników, obrażonych tymi, może za ostrymi, choć szczerymi słowy, powychodziło, ale Andrzej został; naśladując pobożnych, rzucił się na kolana i modlił się z innymi na różańcu.

Odmawiał go z pewną pobożnością. Dzielna kobieta z nadzieją patrzyła na zmianę, i radowała się; ale ta religijna praktyka dla Andrzeja na tym tylko ograniczała się.

II.

Smutny wypadek. – Chrzest i uzdrowienie.

Było to w r. 1892.

Pewnego dnia wezwano Siostry do pielęgnowania chorego. Pasterz górski został strasznie pokaleczony przez rozszalałego buhaja. Zwierzę rzuciło się na biednego Andrzeja, powaliło go o ziemię i nie poprzestało na tym, lecz zbodło go tak strasznie, że został prawie bez życia. Gdy go podniesiono, przekonano się, że miał pięć zębów złamanych, rany na głowie i głęboką ranę na obojczyku.

Lekarz wezwany na pomoc wytężał całą swoją wiedzę, żeby go ratować, po wyczerpaniu zaradczych środków oddał biednego rannego pod opiekę Sióstr obsługujących szpitale.

Gdy pomoc ludzka okazała się niepotrzebną dla ciała, trzeba było myśleć o zbawieniu duszy, a czas uchodził!

Ale niestety! jak to uczynić dla tego biednego umierającego, 70-letniego protestanta, który nigdy nie zważał na prawdy wiary a i nie mógł się dobrze po francusku rozmówić?

W tej przykrej chwili pewna Siostra M. K., co miała zwyczaj odwiedzać chorych, przyszła do niego, bo jałmużna klasztoru była także przeznaczona dla niego. Posłano następnie doń kapłana a zapytany, czy pragnie umrzeć w religii katolickiej, Andrzej, który cierpiał straszne bóle, odpowiedział z naciskiem:

– "Tak chcę pójść do nieba z tobą".

Wyuczony naprędce głównych prawd naszej św. religii; Andrzej wzbudził na razie niektóre akty wiary wzniośle i rzewnie i zakończył cicho odmawiając "Zdrowaś Maryjo", jedyną modlitwę, którą umiał.

Przystąpiono do chrztu. Stary neofita miał za chrzestną matkę młodziutką pannę Th. K. a syna właściciela farmy, za chrzestnego ojca.

Dziwny zbieg okoliczności. Było to narodzenie i śmierć tego starca u kresu życia. Woda odrodzenia spłynęła na głowę Andrzeja, wyrzekał się ciemności i błędów herezji i przeniósł się do królestwa światła; stał się dzieckiem Boga i dziedzicem nieba, gdzie pragnął przybyć.

W tej chwili Andrzej czuł się pomimo swoich cierpień szczęśliwym; ucałował krzyż i nie chciał go oddać, odmawiając na łożu boleści bez przerwy różaniec.

Proszono go, żeby nie męczył się odmawianiem modlitwy, ale nie chciał słuchać. Czyniono, co było w mocy ludzkiej i proszono o cud dla niego, ale trudno było przewidzieć, co nastąpić miało.

Właścicielka farmy, odkryła tajemnicę tymi słowy: "Gdym widziała Andrzeja, modlącego się z nami, miałam wiele nadziei co do niego; zauważyłam ja już nieraz jego stałość w postępowaniu. Przekonałam się, że Najświętsza Panna, chciała nagrodzić naszego starego pasterza za jego dobrą wolę, z jaką odmawiał różaniec".

Ale to dobra Matka, która wysłuchuje modlitwy tych, którzy pokładają w Niej nadzieję swoją, nie chciała mu odmówić i tej łaski odzyskania zdrowia.

Nazajutrz, Siostra znalazła chorego zdrowszym. Chciała ocalić niepodobnego do ocalenia, starca. Z pomocą dwóch ludzi obandażowała go zręcznie i tak pielęgnowała chorego, że wkrótce Andrzej mógł już chodzić. Rana się zagoiła. Po uzdrowieniu duszy, Najśw. Panna różańcowa uzdrowiła jego ciało, by potem mógł otrzymać inne cenniejsze jeszcze łaski.

III.

U Sióstr. – Pierwsza Komunia św.

Stary sługa, po wyzdrowieniu, nie zdawał się być kaleką i mógł odtąd na nowo pełnić swoje obowiązki. Jego matka chrzestna, zakłopotana prowadzeniem rozpoczętego dzieła, otrzymała od swego cnotliwego ojca przyrzeczenie, że jej syn chrzestny u kresu dni swoich będzie miał miejsce w przytułku dla starców i dla dopełnienia jego wiadomości religijnych, dobrą będzie miał opiekę.

Stary człowiek stawiał później przeszkody.

Całe życie spędził w górach "przy swoich zwierzętach", a teraz miał się z nimi rozłączyć. Ale musiał pożegnać wszystko. Nie obeszło się bez żalu. Chciał jeszcze raz zobaczyć złośliwego buhaja, który stał się dla dobra jego duszy narzędziem Opatrzności; głaskał go i twierdził odchodząc, że wdzięczny jest mu za to niezmiernie.

Został więc umieszczony w zakładzie biednych u Sióstr w Colmarze. Tutaj rozpoczął stary pasterz życie nowe, zupełnie inne. Dzięki troskliwej opiece dobrych Sióstr, rana zagoiła się zupełnie. Ale jakie dać mu zajęcie? Nie było w tym wielkiej trudności; stary pasterz był najbardziej ucieszony, kiedy mu powiedziano, że będzie doglądał bydełka, w tym też celu mieszkanie wybrał sobie w oborze.

Najważniejszym jednak zatrudnieniem jego było przygotowanie się do pierwszej Komunii św. Posłuchajmy, co mówi o tym M. jałmużnik (a) zakładu.

"Wiadomości religijne Andrzeja postąpiły bardzo w ciągu kilku dni. Brał wodę święconą, czynił znak krzyża św. i odmawiał modlitwy. Nigdy nie zapominał o swoim kochanym różańcu.

Na Wszystkich Świętych, w dniu Komunii św. generalnej, przeznaczyłem mu miejsce na trybunie, gdyż dopiero później miał przyjąć Komunię św. Biedny człowiek cieszył się, jak dziecko na wspomnienie chwili, kiedy będzie mu wolno wziąć udział w uczcie anielskiej. Byłem głęboko wzruszony taką wiarą. Ale mieliśmy jeszcze innych protestantów w domu, których było w liczbie stu pięćdziesięciu starców. Cieszyłem się naprzód i wszystko przygotowałem, by wzruszający akt pierwszej Komunii św. odbył się jak najświetniej w dniu 3-go grudnia".

Andrzej przygotowywał się do tego aktu świętego z prostotą i wiarą dziecka. "Ja także, dodał czcigodny jałmużnik, byłem niekiedy głęboko przejęty, znachodząc pobożność tak wielką u nieuczonego, ubożuchnego człowieka, a jednak tak prawego i stanowczego".

Pomimo jego gorących życzeń, szczęście to opóźniło się jeszcze tym razem. Godnym podziwienia jak różnymi drogami prowadzi Bóg swoich wybranych. Dobry starzec przyjął pierwszą Komunię św., jako wiatyk na drogę wieczną przy następujących okolicznościach.

W krótkim czasie choroba przykuła go do łóżka. Złe zwiększało się ustawicznie i trzeba było udzielić mu Ostatnich św. Sakramentów.

Ceremonia odbyła się uroczyściej, niż się spodziewano. Wielka sala infirmerii, zamieniona na kaplicę, była zapełniona. W obecności wielu osób, Andrzej ponowił swoje uroczyste wyrzeczenie się błędów herezji, jak to uczynił po raz pierwszy przed chrztem.

"Ceremonia była długa i wzruszająca, jak nam powiedział jałmużnik. Po wyrzeczeniu się błędów, otrzymał trzy Sakramenty. Chcąc go trochę doświadczyć, zostawiłem mu chwilę wytchnienia po spowiedzi św. i pod ten czas udałem się do kaplicy, dla udzielenia błogosławieństwa.

Powróciłem, by odebrać od niego wyznanie wiary i dać mu Komunię św. Przyjął Ją z całą pobożnością i zalał się łzami. Tak wyczerpanemu i wzruszonemu a już umierającemu chciałem dać wypocząć ale ponieważ pierwszą Komunię św. przyjął jako wiatyk, objawił życzenie przyjęcia jeszcze Ostatniego namaszczenia Olejem św. i dostąpienia odpustu w godzinę śmierci. Gdy wszystko ukończyło się, powiedział nam: «Dziękuję!».

Potem kazał napisać do wszystkich swoich znajomych w Saint R. i powiedzieć, że nie umie wyrazić, jak jest mi wdzięczny i modli się za nich".

Święta radość dnia tego uzupełniła się odebraniem statuy Najśw. Panny, którą matka chrzestna nadesłała mu na pamiątkę jego pierwszej Komunii św. Przyjął z radością dziecka i kazał nadesłaną statuę umieścić przy łóżku.

Andrzej raz jeszcze uniknął śmierci, i pogodził zupełnie ze swoim losem, tak, że gorliwością jego ujęty kapłan pisał: "Jest to człowiek słodki, pobożny, bardzo wdzięczny, zawsze zadowolony; jednym słowem, wzór budujący dla innych starców w zakładzie.

W ostatniej chwili otrzymał Sakrament Bierzmowania w parafii św. Marcina w Colmarze. Był bardzo szczęśliwy i okazał mi tyle uprzejmości tego dnia, że zaprosiłem go do mego stołu.

W czasach obecnych smutku, gdzie tyle niewiary i oziębłości, dorzucił jałmużnik, jakże jest się szczęśliwym, mogąc znaleźć przed Bogiem siłę i pociechę z dobrego uczynku!".

Bądź błogosławioną, dodajmy, Królowo Bożego Miłosierdzia, która okazujesz się tak szlachetną względem biednych dusz, i która przez różaniec i przez tyle innych środków, dajesz łaskę szukania i poddania się Boskiemu swemu Synowi! Czyż On nie powiedział: "Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest królestwo niebieskie"?

(Couronne de Marie).

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 63-70.

Przypisy:

(1) Farma znaczny folwark, dwór, przysiółek.

(a) Jałmużnik, rozdawca jałmużny; urząd duchowny szafujący jałmużnami.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2005

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: