(Legenda hiszpańska)
Powieka nocy przymykała się zwolna nad światem. Za górami gasła coraz bardziej złotowo-szkarłatna poświata zachodu i stopniowo marły odgłosy życia. Z przestrzennych pól dochodziły coraz rzadziej szczęki kos i sierpów, dźwięki pastuszych fletni i piosenek śpiewanych przy powrocie z roli. W głębi lasu cichł jeden po drugim głos ptaszęcych lutnistów szczebiocących calutki dzionek chorał Bożej chwały, a wiatr grał basowymi tony poszumu ostatnie jego takty.
Takim to cichym wieczorem – po całodziennym opowiadaniu Chrystusa – wracał do klasztornych pieleszy biały dominikanin, przesuwając spokojnie paciorki zwyczajnej swej modlitwy – różańca.
Nagle w głębi ciemnego boru odezwały się jakieś bardzo miłe dźwięki – jakby trzepot wielkich skrzydeł, jakby okrzyki radosne i echa prześlicznych melodyj.
Zdziwiony zakonnik przerwał modlitwę, przystanął i słucha.
Nic jednak nie słyszy.
"To z pewnością złudzenie – pomyślał kapłan – pewnie nic nie słyszałem; zwiódł mnie tylko jakiś wytwór mej własnej wyobraźni. Zresztą kto wie! może to podstęp szatański mający na celu przerwać mi modlitwę". Zaczął nowe "Zdrowaś Marjo" i ruszył w dalszą drogę. Wtem znowu dochodzą go wesołe pienia i ochocze uderzenia skrzydeł, tylko bliższe, tylko wyraźniejsze – jak gdyby stanowiły echo pobożnych jego szeptów.
Zatrzymał się znowu... nadstawia ucha...
I znowu nic – żaden ptak nie szybuje w pobliżu, żaden by najdrobniejszy szmer nie zakłóca nocnej ciszy... Idzie więc dalej z modlitwą na ustach zdecydowany stanowczo nie zatrzymywać się więcej. A głosy tajemnicze poczynają mu znowu towarzyszyć, znowu coraz bliższe, coraz wyraźniejsze, im dłużej się modli tym więcej urocze i pociągające... Chyba akompaniament tworzą do błagalnych jego szeptów albo zależą od paciorków jego różańca... Wydobywa się wreszcie na skraj lasu, nie widzi jednak wokoło niczego, oprócz gasnących na nieboskłonie wieczornych zórz, a i te pochłonie za chwilę ciemnota nocy.
Nagle rozsuwa się sklepienie obłoków, jakby brama otwierająca niebios przybytek, z wnętrza bije jasność ogromna a w głębi na szerokim łuku tęczy widać Pannę Najświętszą anielskimi okoloną chóry... Za każdym "Zdrowaś Marjo" zakonnika rosną w siłę i piękność cudne ich pienia, a małe Serafinki o różnobarwnych skrzydełkach w złotych koszyczkach zanurzają drobne rączęta i pełną dłonią sypią wokoło białe lilie, skromne bławatki i wonne róże.
"Ozdóbcie mnie kwiatami" mówi Królowa Niebios, więc nowy sieje się rój bławatków, róż i niezapominajek. Ale kwiaty to jakieś rozumne, bo łączą się same w wieńce i girlandy i czarowną wstęgą, pełną najrozmaitszych barw i odcieni, przetykaną srebrnymi nićmi pajęczyny w prześlicznych wzorach otaczają stopy Marji i ozdobnie układają się po całej Jej szacie.
Radośnie zdziwiony tak wspaniałym a tak w najlotniejszych nawet marzeniach nieprzeczuwanym ani spodziewanym widokiem, zapomniał nasz dominikanin o swej różańcowej modlitwie. W tejże chwili jednak milkną anielskie pienia, bezwładnie opuszczają się ręce podniesione dla sypania kwiatów i zniechęcenie jakieś okazuje się na wszystkich twarzach począwszy od Najświętszej Panienki aż do najmniejszego aniołka.
Zakonnik zadrżał. Zbyt wiele widział i słyszał, by mógł nie żałować prześlicznego obrazu, co psuje się, ledwie czas miał nań spojrzeć.
"O miłościwa Matko moja – pyta więc ze smutkiem – dlaczegoż Twe słodkie oblicze, co tak mile uśmiechało się przed chwilą, przybladło teraz i przyciemniało? Czemuż w Twych niebiańsko-pięknych oczach zawód przebija się jakiś? Dlaczego zamilkły anielskie melodie i czemu kwieciste rozsypały się wieńce?".
"A dlaczegoż ty przerwałeś twoje modlitwy? – odzywa się Marja głosem nabrzmiałym miłością i wyrzutem zarazem. – Jeśli chcesz, by ta niebian godna uczta wzroku i słuchu powtarzała się i przedłużała, to nie przestawaj odmawiać różańca, danego przeze mnie Patriarsze twemu św. Dominikowi. Jest to moja ulubiona modlitwa; cieszy mnie ona i raduje zawsze, bo przypomina mi wciąż łaski i przywileje, które Bóg raczył w moje złożyć ręce, a których zbawiennej mocy i ty doświadczysz, bo otworzą ci one nieba podwoje i w nagrodę za pochwalne pienia twego różańca dadzą ci kiedyś tron w krainie wiecznego szczęścia, byś nie chwilę tylko, ale przez wieki całe tak cudnymi obrazami cieszył się ze mną i z tymi aniołami, co przed chwilą, tak melodyjnym raczyli nas śpiewem i tak uroczo zdobili mnie w róże i lilie".
* * *
Widzenie znikło, ale nikt nie dorównał potem naszemu Bratu Kaznodziei, ani w pobożnym odmawianiu różańca, ani w gorliwym krzewieniu tej wzniosłej i tak Marji miłej modlitwy. Toteż Królowa Różańca dotrzymała swych obietnic – jak dotrzymuje każdemu ze swych czcicieli – i dominikanin ów znajduje się już dzisiaj tam, gdzie na skroniach Marji, gwiazd dwanaście świeci.
Z francuskiego wolno przełożył K. K.
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 469-471.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIX, Kraków 2019
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: