Różaniec św. a powołanie
Ks. M. S.
(Historia powołania)
Było to za czasów, o! bardzo smutnych czasów. Polska jęczała w długoletniej niewoli. Trzej zaborcy i jej nieubłagani wrogowie Rosja, Prusy i Austria, poćwiartowawszy żywe jej ciało na trzy części, opasali żelaznym kordonem. I trudno było dzieciom jednej ziemi i jednego narodu porozumiewać się ze sobą.
A przecież Bóg czuwał i dopomagał.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wczesną jesienią, w ubogie odziany szaty, szedł ojciec ze synem. Ojciec biedny zarobnik, syn małoletni, życiowo niedoświadczony, zdążali z biłgorajskiego powiatu do granicy rosyjskiej, biegnącej kawałkiem rzeki Sanu. A kiedy szczęśliwie przebyli słupy graniczne, prawie połowę ciężaru ze serca im spadło.
– Przecież, kiedy nam Pan Bóg dopomógł tę pierwszą przejść zaporę, powiada do syna ojciec, to nam i dalej dopomoże. Bo ja synu wiem, że tu w Małopolsce są lepsi ludzie jak u nas w Królestwie. Zwłaszcza opowiadali mi tu już księża, gdym bywał na odpustach w Leżańsku i Kalwarii, że tu o naukę nie tak trudno, jak u nas. Tylko skąd ja ci dam utrzymanie? Ale co Bóg da, to będzie, idźmy kołatać o miłosierdzie do serc ludzkich, a może nam Pan Bóg pobłogosławi.
I poszli dalej.
Przybyli do ubogiej mieściny tuż nad granicą. Stanęli przed szkołą. Po chwili weszli do wnętrza. Po krótkich zapytaniach ze strony dyrektora i miejscowego proboszcza i po odpowiedziach i objaśnieniach ze strony przybyszów chłopca przyjęto do szkoły i postarano się o jego utrzymanie. Tam pod okiem swoich dobrodziejów nabył potrzebnych wiadomości, aby dostać się do gimnazjum. Stąd przedostał się do sąsiedniego większego miasta i zdał egzamin wstępny. Ale tam znowu napotkał większe niż dotąd trudności z utrzymaniem. Nie tracił jednak ufności w Bogu. Napotkał i tu łaskawego dobrodzieja, który umieścił go w bursie. W ten sposób mógł uczyć się dalej. Szczęście i radość nie trwały długo. Los chciał, że na drugi rok już go do bursy nie przyjęto. Nowe nieszczęście większe od poprzednich, bo był już na dobrej drodze, tymczasem ta się urywa, stają na niej przeszkody wprost trudne do przebycia. Lecz Ten, w którego ręku losy ludzkie spoczywają, inaczej rozporządził, bo znalazł znowu dobrodzieja i opiekuna swego łaskawego w osobie czcigodnego O. Wincentego Podlewskiego, dominikanina, który umieścił go w jednym z klasztorów swego Zakonu. Tak mógł kończyć znowu nauki do czasu, kiedy Bóg powołał go na wyłączną swoją służbę.
Dziś będąc już kapłanem zakonnikiem, wdzięczny Bogu i dobrodziejom, doświadczywszy na sobie przedziwnych Opatrzności Bożej rządów, kreśli tę historię swoją dla podniesienia na duchu tych, co ufność tracą z powodu błahych nieraz powodów.
Opatrzność Boża kieruje losami ludzkimi i dziwnymi drogami prowadzi ludzi, aby ich na przeznaczone doprowadzić stanowiska. I w tym wypadku Opatrzność Boża natchnęła wielu, aby ulitowali się nad owym młodzieńcem, przygarnęli go do siebie a tak dopomogli do osiągnięcia wzniosłego stanowiska.
Nadmienić trzeba, że po Bogu najwięcej zawdzięcza swój los Matce Boskiej Różańcowej. Pisze bowiem o tym sam:
"Przez cały ten czas mogłem się wiele razy, że tak powiem, przekonać naturalnie, jak Najświętsza Maryja Panna była pierwszą moją Opiekunką. Ona to niegdyś biednego chłopczynę, później studenta i zelatora Żywej Róży doprowadziła do źródła prawdy i łaski".
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 421-423.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: