Skuteczność Różańca św.
W mroźny wieczór biegł po jednej z najwięcej uczęszczanych ulic Paryża, chłopczyk. Rzut oka wystarczał, by poznać historię jego życia. Z twarzy wyglądał na ośmioletniego, przyjemnego chłopca, o łagodnym wzroku, lecz wygląd cały przedstawiał nędzę i to ostatnią, która nielitościwie okrywała nagie kolana i łokcie, buty zaś podarte i za duże, smutny ten widok dopełniały. Wiktor od wielu już dni miał zamiar napisania listu – lecz pewnie nie własnoręcznie, bo od pierwszych chwil znał tylko szkołę boleści i biedy życia.
Przy końcu ulicy mieszkał jeden z tych pisarzów publicznych, którzy za małą opłatą piszą listy, do kogo kto chce. Nazywał się Lambert, stary żołnierz, którego rany nie były tak poważne, by mu wyjednały miejsce u Inwalidów. Nabożnym nie był, a nie mając wielkich zasobów pieniężnych, zbyt często w złym się znajdował humorze.
Przez okno Wiktor rzucił ciekawy wzrok na pisarza, który obecnie niezajęty, spokojnie palił fajkę. Wszedł i drżąc, pozdrowił pisarza jak umiał.
– Czego chcesz mój chłopcze? – pytał Lambert. – List napisać to kosztuje 50 centimów – mówił dalej stary wojak, podejrzliwie patrząc na nędznie ubranego chłopca.
Gdyby Wiktor miał 50 centimów, nie byłby tutaj. Wyrzekł więc niezrozumiale kilka słów i chciał odejść. Stary w dobrym będąc humorze, wzruszył się.
– Zamknij drzwi, mój chłopcze; czy jesteś synem żołnierza?
– Nie – odrzekł chłopczyna – jestem synem mojej matki.
– Nie masz więc 50 centimów?
– Nie, ani jednego.
– A twoja matka także nic nie ma? A więc chodzi o napisanie listu, aby coś otrzymać?
– Tak, odrzekł chłopiec zadowolony, że pisarz tak dobrze odgadł jego zamiary.
– Przez świstek papieru nie zubożeję – rzekł do siebie Lambert – przysunął się do stołu i napisał z poważną miną datę dnia....
– Jaki adres? Pan... Jak się nazywa twój pan?
– O jakim panu chcecie mówić? zapytał znów zdziwiony Wiktor.
Lambert zaczyna się już niecierpliwić.
– Rozumie się pan, do którego chcesz pisać.
– To nie pan.
– A więc pani, nieprawdaż?
– Nie.
– Dziwne, do kogoż więc chcesz pisać? Prędko podaj nazwisko – dodał zniecierpliwiony pisarz.
Chłopiec się zaczerwienił i zrozumiał, że trzeba się było dobrze namyślić przed przyjściem do takiego pisarza jak stary Lambert. Nabrał jednak odwagi i rzekł:
– To do Matki Bożej ja chcę napisać list.
Żołnierz nie śmiał się, położył pióro.
– Chłopcze – rzekł surowo – mnie się zdaje, że ty mnie uważasz za wariata. Za mały jesteś, abym ci natarł porządnie uszu, ale w tył zwrot i marsz za drzwi.
Wiktor zgłupiał, zaczął się trząść, strachem przejęty i łzy mimo woli spłynęły mu z oczu. Widok chłopca ponownie poruszył starego żołnierza, dał znak chłopczykowi, by się zatrzymał i zapytał:
– Jak się nazywasz?
– Wiktor.
– Nie masz innego imienia?
– Nie.
– Co chcesz powiedzieć Matce Bożej?
– Chcę Jej powiedzieć, że mama moja śpi od wczoraj, i prosić, aby ją obudziła. Ona to może i z pewnością uczyni, ja zaś nie mogę... tyle już razy próbowałem! Chcę też prosić Ją o trochę chleba dla mojej mamusi i dla mnie.
Dziecięce opowiadanie obiło się o serce starego wojaka.
– Nie masz więc ani kawałka chleba?
– Nie mam, przed zaśnięciem mama mi dała ostatni kawałek, sama zaś już od dwóch dni nic nie jadła, lecz mówiła mi, że wcale nie jest głodną.
– Coś czynił, chcąc ją obudzić?
– Jak zawsze, wziąłem ją za rękę, na której miała obwinięty różaniec i objąłem ją.
– Czułeś oddech ciepły?
Chłopiec się uśmiechnął i rzekł:
– Nie wiem, a czy to zawsze trzeba oddychać?
Stary Lambert wzruszył się jeszcze więcej naiwnym zapytaniem.
– A kiedyś za rękę mamę chwycił, czyś nic nie zauważył?
– Była jakaś sztywna i zimna, lecz u nas wszystko zimne. Moja mamusia tak piękną była, ręce białe na piersiach, oczy zdawały się w niebo patrzeć, a palce ściskały paciorki różańca.
Lambert pomyślał z goryczą: Zazdrościłem bogatym ich dostatków, choć mam z czego żyć, a tymczasem inni umierają z głodu – zamyślił się. Po chwili twarz jego się rozjaśniła i powziął postanowienie, przyciągnął do siebie chłopca i rzekł wzruszonym głosem:
– Moje dziecię, list twój już napisany i wysłany... doszedł do Matki Bożej. Prowadź mnie do twojej matki...
Dalszy ciąg nietrudno dociec. Biedna matka już się nie obudziła – umarła i to z głodu.... Kto ona była? Nie wiadomo. Jaka była historia bolesnego jej życia? Podobnie nie wiedziano. Lecz jest pewnym, że umarła z różańcem św. w ręce i że w serce dziecięcia swojego wpoiła czułą synowską miłość ku Matce Bożej. –
Nabożeństwo do Królowej różańca św. dało sierocie ojca w osobie pisarza Lamberta, i później umożliwiło mu stosowne położenie w świecie.
Złote Ziarno. Nr 10.
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 395-398.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXV, Kraków 2015
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: