Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

 

Pocieszycielka utrapionych

 

Na kolei żelaznej

 

Wypadek

 

Hucząc, pędził pociąg południowy przez ubogie i puste okolice Pokucia, aby zatrzymać się na małej stacyjce. Nikt tam nie czekał na pociąg, tylko jakiś stary, ubogo ubrany człowiek.

 

"Stacja Dn... jedna minuta" – zawołał konduktor. "Wsiadać, wsiadać prędko" krzyczał na starca, który patrzał zakłopotany, jak gdyby nie słyszał albo nie rozumiał wezwania. "Prędko, pociąg zaraz odchodzi", zawołał konduktor jeszcze raz, wziął starca za rękę i wepchnął go prawie do przedziału wagonu III klasy, w którym było wielu podróżnych. Zaraz potem pociąg ruszył dalej.

 

Podróżni wspomnianego przedziału ze szyderczym zdziwieniem spoglądali na przybysza, ale szyderstwo ich ciche dotychczas, stało się głośnym i powszechnym, gdy staruszek siadł przy oknie, wydobył stary różaniec z kieszeni i po cichu zaczął go odmawiać.

 

"A no przyjacielu, mówcie trochę głośniej", wołano z jednej strony. –

 

"My byśmy także modlili się z wami", mówili inni, śmiejąc się.

 

Staruszkowi te rozmowy nic nie przeszkadzały; śmiechów i szyderstw nie rozumiał, od kilku lat nie słyszał dobrze na obydwa uszy. To było także przyczyną jego dziwnego zachowania się na stacji. Powoli coraz głośniej było w wagonie. Jeden z podróżnych dotknął się ramienia staruszka i rzekł:


 

"Szkoda, że nie ma tutaj ambony".

 

"Czego pan sobie życzysz?" pyta staruszek, który przy swojej głuchocie ani słowa nie rozumiał.

 

"Moglibyście być nam przewodnikiem w różańcu tutaj" – dodaje drugi, śmiejąc się.

 

"Czego pan sobie życzysz?" – powtarza staruszek.

 

Żartowniś ten widzi teraz, że ma do czynienia z głuchym i zaczyna głośniej mówić.

 

"Co wy tam z tymi paciorkami robicie?" – pyta staruszka, pokazując na jego różaniec w ręku.

 

"Modlę się do Matki Boskiej o szczęśliwą podróż" – odpowiedział.

 

"No to pewnie będzie podróż szczęśliwa" – rzekł drwiąco żartowniś, widząc, że nie może się więcej zabawić.

 

Wszyscy podróżni teraz zaczęli żartować z biednego staruszka, i postanowili wypłatać mu jakiego figla. Sposobność do tego wnet się nadarzyła; właśnie pociąg zajeżdżał na jakąś stację.

 

"Stacja G... W kierunku H. H., przesiadać się" – krzyczał konduktor.

 

Jeden z podróżnych przecisnął się do naszego staruszka. "Wy jedziecie do F... nieprawdaż?" krzyczał mu do ucha.

 

Staruszek usłyszał to i potwierdził.

 

"To musicie tu wysiąść, tam po drugiej stronie stoi wasz pociąg do F..." powiedział tenże podróżny.

 

Biedny staruszek prędko wysiada z wagonu i biegnie do drugiego pociągu. Zaledwie się to stało, drzwiczki zatrzaśnięto – wtem wraca biedny starzec bez tchu prawie razem z naczelnikiem stacji.

 

Za późno! – pociąg ruszał.

 

"Szczęśliwej podróży", krzyczano mu z okien wagonu, który opuścił.

 

Umyślnie wypłatano mu takiego figla.

 

Bezradnie stał teraz biedny staruszek na torze kolejowym przed stacją. Jego dotychczasowi towarzysze podróży śmiali się teraz z niego.

 

"Pobożni ludzie, głupi ludzie" – mówił jeden z nich, a drugi pozwolił sobie nawet szydzić: "Może teraz Matka Boska przewieźć tego pobożnisia osobnym pociągiem!".

 

Tak zabawiali się w wagonie, podczas gdy pociąg ze zwykłą szybkością mknął w dal. Ale nie upłynęło jeszcze 10 minut, gdy nastąpił straszny trzask. Odezwał się przejmujący gwizd lokomotywy, brenzy zaturkotały i zawarczały – daremnie, wagony stoczyły się jeden na drugi, – pociąg wykoleił się. Straszne wstrząśnienie rzuciło wszystkich podróżnych o ściany i na ziemię. Drzwiczki wagonu otwarły się wskutek gwałtownego wstrząśnienia – i gdyby był staruszek jak przedtem siedział przy oknie, byłby pewnie wyleciał z wagonu, i poniósł wielkie uszkodzenia na ciele. Z naszych szyderców w wagonie jeden tylko wyszedł z lekką raną, jednemu zgniotło zupełnie ramię, inni byli ciężko ranni w głowę. Niestety bardzo wielu było rannych – niektórzy nawet ciężko.

 

Kwadrans może później przyszedł z co dopiero opuszczonej stacji osobny pociąg na pomoc, który zabrał rannych i przywiózł ich na powrót na stację. Nasz staruszek stał tam zdrów i nieuszkodzony. Figiel jego towarzyszy podróży był dla niego ocaleniem. Co mogli sobie oni wtenczas pomyśleć, gdy ich rannych przenoszono obok tego staruszka stojącego na stacji zdrowego i całego, z którego przed kilku minutami jak z głupca wyśmiewali się i szydzili – i tak złośliwie z niego żartowali?!

 

Całe nasze życie jest podróżą – podróżą do śmierci. W tej podróży są tacy, którzy częściej przyjmują Komunię św., pilnie uczęszczają do św. Sakramentów – i tak spodziewają się szczęśliwie skończyć swoją podróż. Inni szydzą z tego i uważają to za niepotrzebną stratę czasu. Którym podróżnym będzie lepiej wtenczas, gdy konduktor, "śmierć", zawoła. Stacja wieczności, albo może jaki nieszczęśliwy wypadek nagle zrobi koniec tej podróży przez życie?!

 

–––––––––––

 

 

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 307-310.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIII, Kraków 2013

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: