Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

 

Ucieczko grzesznych

 

Różaniec ułatwia spowiedź św.

 

Maryja – ucieczka grzeszników

 

"Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi... w godzinę śmierci naszej...".

 

Żyła w Villa-Orgaz, w r. 1610, sędziwa staruszka, której szósty krzyżyk, tudzież wewnętrzne dzieje duszy siwizną skroń ubieliły. Imienia jej – przez nieuwagę, czy rozmyślnie – zapisać poniechały kroniki stare.

 

Nieszczęśliwą – bardzo nieszczęśliwą owa staruszka się czuła, bo w młodości swej – 10-letnim dziewczęciem będąc jeszcze – zamilczała na pierwszej spowiedzi św. ciężki grzech, którego wyznać wstydziła się wielce... Nie śmiejąc znów na następnych spowiedziach do popełnionego świętokradztwa się przyznać, taiła swój grzech dalej. W ten sposób upłynęło lat pięćdziesiąt...

 

Wszelako sumienie – ten sędzia i stróż człowieka najstraszliwszy – nie dawało jej spokoju nigdy; dręczyło ją strasznymi wyrzutami, czyniło gorzkie wymówki, przywodziło na pamięć grozę potępienia wiecznego, niepewność dnia ani godziny, wreszcie miłosierdzie Boże, które nie chce śmierci grzesznika, jeno – aby się nawrócił i żył. – Noce spędzała zwykle bezsennie, a jeśli się na kilka godzin zdrzemnęła, to chyba po to, by widzieć grozą przejmujące obrazy, widma i wstrętne upiory, które podniecona wyobraźnia czy też zły duch jej podsuwał.

 

"Ach, czemużem była niegdyś taka nierozsądna i głupia! – mówiła nieraz do siebie – jakżebym teraz spokojną i szczęśliwą była, gdybym była niegdyś fałszywy wstyd w sobie na chwilę tylko przemogła.

 

A teraz?

 

Jakże się na odwagę zdobędę?... Pięćdziesiąt lat!...".

 

Znękana, trawiona bezustannie gorączką wewnętrzną, targana niepokojem i wyrzutami sumienia, prześladowana wizjami, popadła wreszcie jakby w czarną melancholię; wzrok jej stał się błędny i począł świecić jakimś chorobliwym, bez wyrazu – fosforycznym blaskiem, a umysł obsiadły rozpaczne myśli, niby stado czarnych, złowróżbnych kruków. Jednej wszakże rzeczy, której nie zaniechała sędziwa staruszka nigdy, było – odmawianie co dzień wieczorem cząstki różańca. To była ostatnia nadzieja nieszczęśliwej. Od Maryi spodziewała się ocalenia swego jeszcze.

 

Tymczasem otoczenie, widząc wyjątkowe zachowanie się staruszki, a nie odgadując jego przyczyny, poczęło obawiać się o stan jej umysłu i pilnie uważać, by jakiego nierozważnego kroku nie uczyniła.

 

Zły duch, pragnąc doprowadzić do końca tak szczęśliwie dla swych celów rozpoczęte dzieło, zaczął podsuwać swojej ofierze myśli samobójcze. Ilekroć przechodziła mimo studni, znajdującej się na podwórzu, szeptał zrozpaczonej starowinie:

 

– Tu mogłabyś znaleźć kres udręczeń wszystkich, zapomnienie, spokój wieczysty!...

 

Długo walczyła, sprzeciwiała się i opierała staruszka zdradzieckiej pokusie, ale ta stawała się z dnia na dzień coraz gwałtowniejszą, coraz natarczywszą: w końcu przemogła.

 

Jednej nocy, gdy wszyscy już twardo zasnęli, wysuwa się staruszka z sypialni z gotowym zamiarem i, niespostrzeżona przez nikogo, staje przy studni. W ręku trzymała różaniec, który, wychodząc, bezwiednie zabrała z sobą. Spojrzała w ciemne czeluście studni i – zimny chłód ją ogarnął, wzdrygnęła się czegoś, dreszcz jakiś mimowolny po kościach jej poszedł, jakaś niepojęta trwoga serce naraz opanowała – jakaś siła niewidoma od studni ją odciągała.

 

– Spiesz się... już najwyższy czas! – szepnął głos.

 

Nieszczęśliwa staruszka ostatnim wysiłkiem woli zrobiła znak krzyża świętego i ściskając konwulsyjnie paciorki różańca, który trzymała w ręce, poczęła szeptać jeszcze drżącymi i pobladłymi ze wzruszenia usty:

 

– Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna, Pan z Tobą...

 

I już miała z tymi słowy rzucić się w ciemną głębię – gdy wtem czyjaś ręka powstrzymała ją i przykuła do miejsca.

 

Samobójczyni tchu zabrakło, serce zamarło z trwogi i bić prawie przestało, krew lodem w żyłach się ścięła... Chciała się obejrzeć – nie mogła... Zimny pot wystąpił na czoło...

 

– To wiatr szumi w liściach pogrzebową pieśń dla ciebie; nie zwlekaj!... – szepnął znajomy głos.

 

– Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami, grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej.

 

– Amen! – dokończył głos z góry.

 

W tej chwili zza chmury wypłynął rozpromieniony księżyc i spojrzał na nią... Ocknęła się staruszka i oprzytomniała nagle... Popatrzyła dokoła i spostrzegła, że leży w łóżku, a przez okno świeci księżyc wprost na nią... W zaciśniętych kurczowo palcach trzymała różaniec, który odmawiając, zasnęła była...

 

* * *

 

Nazajutrz o świcie widziano staruszkę, poczytywaną powszechnie za obłąkaną – jak klęczała w kościele długo u stóp konfesjonału, a gdy wracała, to całą twarz miała łzami zalaną...

 

Następnie przystąpiła do – pierwszej w życiu godnej Komunii św. – Sam Bóg jednak tylko wiedział o tym.

 

A podczas, kiedy w niebie była radość wielka i wesele niewymowne, że "owca, która była zginęła", – po 50 latach błąkania się, wróciła wreszcie do owczarni i spoczęła w ramionach "dobrego Pasterza" – to w duszę owieczki, w onej błogosławionej chwili, gdy Jezusa u siebie witała, taki nadmiar szczęścia spłynął, że wypełniwszy ją po brzegi, wytrysnął na ustach, niby promienisty strumień, w dziękczynnym hymnie:

 

"Uwielbiaj, duszo moja, sławę Pana Twego!

Chwal Boga, Stworzyciela tak bardzo dobrego!

Bo wielkimi darami uczczonaś od Tego,

Którego moc przedziwna, święte imię Jego!

Bóg mój! Zbawienie moje! jedyna otucha!

Bóg mi rozkoszą serca i weselem ducha!...".

 

Hymn ten popłynął z ust rozrzewnionej staruszki już przed ołtarzem Bogarodzicy, przed którym długo długo klęczała, rozmodlona, rozanielona...

 

–––––––––––

 

 

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1927, ss. 264-268.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXII, Kraków 2012

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: