(Legenda)
Straszną była nędza starej Wilhelminy Schüber, której waląca się chatka wznosiła się od trzech wieków na skale Harzfeld w Alzacji.
Była to zima; zima ostra i ciężka dla ubogich. Na dworze mróz i śnieg, w chacie zimno, na ubogiej pościeli leżał śmiertelnie chory mały sierota Gasper, wnuk Wilhelminy, od tygodnia w niszczącej gorączce był bliskim śmierci. Biedny chłopczyna w zaraniu życia, do wieczności wstępował. Stroskana staruszka, jego babka, nieraz chciała pójść do przyległej wioski szukać ratunku; ale śnieg ciągle spadający, grubą warstwą, drogi i pola zasłał tak, że niepodobna było z chatki się wydostać. Kilkanaście razy jednak w gwałtownej boleści, chciała sobie drogę torować i tyleż razy, czując się omdlałą i osłabioną do domu wracała.
– Boże mój, Boże! wołała klękając przed krucyfiksem na ścianie zawieszonym, nie opuszczaj nas! Nie opuszczaj tej niewinnej dzieciny, weź nas raczej oboje do siebie, żebyśmy z aniołami chwałę Twoją śpiewali. A Ty Matko Boska z cudownej świątyni w Einsiedeln, której serce mieczem boleści było przebite, zmiłuj się nad wdową i sierotą, weź nas oboje do raju, abyśmy Cię z Synem Twym wielbili na wieki!
* * *
Wilhelmina ocierając łzy płynące po ogorzałej i zmarszczkami pokrytej twarzy, z uśmiechem nad łóżeczkiem chorego dziecięcia się pochyliła. Gasper, który był już jakby w konaniu, w jednej chwili zdał się być ożywionym. Czarne, duże oczy jego dziwnym blaskiem świecące, na biedną staruszkę się zwróciły.
– Pójdź tu do mnie, babciu, wymówił z cicha, pójdź tu bliżej... Wszystko ci powiem... Będziesz zadowolona...
– Biedne dziecię!...
– Chodziłem daleko na spacer między górami. – Nie gniewaj się na mnie, słońce takie piękne... chciałem zerwać kwiatków dla ciebie.
– Kwiatków!... pod śniegiem!... ach kochane dziecię!
– Nie ma już śniegu, kochana babciu. Skowronki i kosy w zielonych krzewach śpiewają. Tam u stóp kaskady, gdzie mój ojciec ziemią był przywalony, widziałem róże na górach kwitnące i tak wiele niebieskich niezapominajek, że wielki z nich bukiet dla ciebie uzbierałem.
– Gasper, moje kochane dziecię!
– Słuchaj jeszcze babciu. We wsi było jeszcze piękniej. Dzwony wesoło dzwoniły. Była tam kochana moja mama i moja siostrzyczka Małgorzata, ja ich dobrze poznałem: splatały one z innymi kobietami wieńce z kwiatów, na ozdobienie szarych ścian kościoła, a potem u stóp krzyża piękny ołtarz urządzały. Małe chłopczęta i dzieweczki w bieli, koszyki kwiatów trzymały. O jak to ślicznie było!
Przypomina sobie święto Bożego Ciała! Szepnęła z płaczem Wilhelmina.
– Boże Ciało! tak babciu, było to święto Bożego Ciała; aniołowie z wielkimi białymi skrzydłami i złotymi lutniami śpiewali, o jak pięknie śpiewali! Ich głosy z dźwiękiem lutni się łączyły. Słuchając ich, tak wielką radość czułem, iż zdawało mi się, żem już do raju przeniesiony. O jakże chciałbym ciągle ich słyszeć!
Będziesz rychło słyszał, mój kochany Gasperku, szepnęła biedna kobieta.
– Jakie szczęście, kochana babciu, jakie szczęście... Pić mi się chce i głowa mnie boli... Ty kochana babciu także jesteś cierpiącą, ale nie chcesz mówić, żeby mnie nie zasmucić!
Pociesz się... Oto słyszę muzykę anielską – ona się do nas zbliża... Daj mi rękę – babciu, pójdziemy razem na spotkanie aniołów... Idźmy – idźmy...
Chciał się podnieść z pościeli i upadł bez życia.
Osiemdziesięcioletnia staruszka czuła także, że ją siły opuszczają. Tak mój kochany, szepnęła, idźmy... Idźmy zbierać kwiaty w Boskim ogrodzie... Idźmy chwałę Bożą śpiewać z Aniołami...
I zamilkła.
Matka Boska wysłuchała modlitwę staruszki, śmierć z chatki Harzfelda zabrała naraz dwie ofiary.
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 377-379.
Przypisy:
(1) "Kochajmy Maryję", str. 223.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: