(Legenda niemiecka)
W roku 752 od założenia Rzymu, dnia siódmego kalendów styczniowych, a wedle naszej rachuby 24-go grudnia, około godziny 4-ej popołudniu, dwaj oficerowie rzymscy na wspaniałych wierzchowcach wyjeżdżali z Jeruzalem przez bramę, wiodącą do Damaszku. Jeden z tych oficerów, człowiek sześćdziesięcioletni, o pięknej postawie, lecz o tonie twardym i szorstkim, żył bez żadnej wiary i nadziei w życie przyszłe, teraźniejszość była mu wszystkim. Był to prawdziwy typ poganina nie dbającego o nic, jak tylko o wygody i przyjemności życia; nazywał się Mansius Quadratus. Drugi oficer mógł mieć około lat trzydziestu i stanowił zupełny kontrast ze swym towarzyszem, tak fizycznie jako też i duchowo. Poważny i zamyślony, zaledwo niekiedy odpowiadał swemu wesołemu i pełnemu dowcipu towarzyszowi; szlachetne rysy jego twarzy nosiły ślady obyczajów surowych i odcień pewnej melancholicznej zadumy, jakby nad zgłębieniem ważnych jakichś tajemnic i zdawał się nie słyszeć nawet słów towarzysza. Quadratus zamilkł na chwilę, lecz wkrótce przerwał to nieznośne dlań milczenie i rzekł:
– Spodziewam się Oktawiuszu, iż prędzej lub później zrozumiesz, iż nasza mądrość nie polega na badaniu przyszłości, lecz na używaniu teraźniejszości. Przyznaję, że świat jest bardzo złym, lecz należy go używać takim, jakim jest i umieć brać udział w jego uciechach i rozkoszach. Czemuż zatruwasz najpiękniejsze dni młodości jakimiś marzeniami, które się nigdy nie urzeczywistnią?... Z przykrością spostrzegam, drogi Oktawiuszu, iż odkąd jesteś w Jeruzalem, nauka żydowska zaćmiła twój jasny i pogodny umysł.
– Quadratusie! – przerwał Oktawiusz, jakby nie zwracając uwagi na słowa starego oficera – jak sądzisz, czy jeszcze daleko jesteśmy od Betleem?
– Tak – odrzekł Quadratus – jeszcze mamy godzinę drogi przed sobą, przybędziemy tam dość późno.
– Znam tylko jedną gospodę w Jeruzalem i nie wiem, czy łatwo nam będzie tam się dostać, ze względu na niezmierną liczbę Żydów, spieszących tam na spis ludności z rozkazu Cezara.
– Czy ten spis ludności nie wydaje ci się bezużytecznym?... Sądzę, iż lepiej uczyniłby Cezar, nie zajmując się wcale taką mizerną i lichą Judeą? Lepiej pozostawiłby nas w spokoju, gdyż z łaski tego kredytu musimy kilka dni przepędzić na nudach w tej lichej mieścinie.
– Nie podzielam wcale twojego sposobu myślenia – odparł Oktawiusz – gdyż podróż ta nie tylko nie jest mi przykrą, lecz przeciwnie, sam nie wiem czemu, ma dla mnie szczególny wdzięk; przeczuwam, iż jakieś światło tajemnicze wkrótce oświeci mój rozum; tak, pewien jestem tego, iż moje wątpliwości wkrótce zostaną rozproszone; ten ucisk wewnętrzny, jakiego serce moje od dłuższego już czasu doświadcza, zniknie, zdaje mi się, w tym miejscu błogosławionym, jak znikają ciemności nocy przed jasnością dnia.
– Mowa twoja, drogi Oktawiuszu, jest dla mnie prawdziwą zagadką; zupełnie nie umiem sobie zdać sprawy, co mogło tak myśli twe zaćmić – rzekł Quadratus. A po chwili milczenia dodał: – Nic innego, tylko Żydzi, z którymi masz teraz więcej styczności, naopowiadali ci zapewne jakich śmiesznych bajek, które ty uważasz za prawdziwe. Zobaczmy więc, jakie ma znaczenie ta nazwa "Betleem", a to mi może wytłumaczy przyczynę twojej egzaltacji. Żyd Amram, który znajduje się w towarzystwie sług moich, przed nami jadących, niech nam to wytłumaczy.
I Quadratus spiąwszy konia ostrogami, pospieszył żywo do gromadki jadących naprzód żołnierzy, a dopędziwszy ich zawołał na żyda, by się do nich zbliżył i opowiedział, co wie o tej lichej mieścinie Betleem.
– Betleem, szlachetny panie – odpowiedział Żyd – oznacza "Dom chleba"; słowo to jest symboliczne i rabini nasi utrzymują, iż ono zwiastuje, że dnia jednego ta mała mieścina wyda "chleb tajemniczy", który nasyci wszystkie pokolenia ziemi.
– Co za zarozumiała mowa! – zawołał Mansius Quadratus. – Czy słyszysz Oktawiuszu?... Ten lud jest doprawdy nader ambitny i dumny!... Lecz mów dalej Amram... słuchamy cię...
– Betleem zwane jest także Ephrata, co oznacza żyzne, czyli płodne.
– Przypuszczam – przerwał oficer rzymski żartobliwym tonem – iż nazywa się tak ono dlatego, iż ma być kiedyś najbardziej dobroczynnym i bogatym miastem na świecie, którego skarby rozejdą się aż na krańce świata.
– Dobrze powiedziałeś panie – odrzekł Żyd.
– Na Herkulesa! – zawołał Quadratus – jestem zatem prawdziwym rabinem!
– Betleem – ciągnął dalej stary Izraelita – należy do pokolenia Judy, a przodkowie nasi zwali je "miastem Dawidowym", gdyż tam się ten święty prorok narodził.
– Dawid? – zapytał Oktawiusz – wszak to był jeden z królów waszych? Więc on się narodził w Betleem?
– Tak panie i rabini nasi sądzą, że tam również zrodzi się prawdziwy Dawid, Ten, któremu obiecane są w dziedzictwo wszystkie narody ziemi i którego panowaniu nie będzie nigdy końca.
– Żydzie! – zawołał żywo Quadratus – radzę ci mówić ciszej; gdyby to Cezar usłyszał, iż opowiadasz o jakimś królu, mógłby cię surowo ukarać. I kiedyż to przyjdzie ów prawdziwy Dawid, o którym mówisz? Ten król królów!... Czyś mu już zgotował jaki przepyszny pałac na jego przyjęcie?...
– Nie żartuj w ten sposób, szlachetny panie, albowiem czasy zapowiedziane przez proroków na przyjście Mesjasza spełniły się.
I Amram wykładał następnie podróżnym proroctwa i księgi święte o Mesjaszu. Quadratus już mu nie przerywał, gdyż uwaga jego była zwrócona na podróżnych, których postacie zarysowały się z dala; ciekawość jego wkrótce była zaspokojoną, gdyż w podróżnym poznał człowieka z gminu, a obok niego niewiastę, która mu towarzyszyła.
– Czy znasz tych cudzoziemców, Amramie? – spytał Quadratus.
– Nie, szlachetny panie – odpowiedział żyd – lecz zdają się być Nazarejczykami.
– Ach! gdyby ta niewiasta była Matką twojego Mesjasza, udającą się do Betleem, według przepowiedni owych proroków, którzy są wszyscy niezawodnie oszukańcami.
Te ostatnie słowa, wymówione z gorzką ironią, oburzyły starego izraelitę i ze wzrokiem błyszczącym gniewnie, w którym się malowała żywość jego wiary, zawołał:
– Nie bluźnij niewierny, gdyż może to istotnie twój Zbawca przechodzi!
I wyrzekłszy te słowa, rzucił się gwałtownym ruchem na boczną drożynę i znikł w ciemności.
Gdy zaś żołnierze chcieli puścić się za nim w pogoń, Quadratus powstrzymał ich, mówiąc:
– Zostawcie go! ten nędzny niewolnik niegodzien nawet łyżki strawy!
Podczas tego zajścia, Oktawiusz nieczuły na wszystko, co się dokoła niego działo, słyszał w swej duszy dźwięk tych wyrazów: "Tak, może to Zbawiciel przechodzi!".
To "może" radosnym echem drgało mu w sercu. Tymczasem podróżnicy nasi doścignęli dwojga idących pieszo ludzi i złączyli się z nimi. Quadratus zapytał wówczas czcigodnego starca:
– Cudzoziemcze! gdzie idziesz i jak się nazywasz?
– Nazywam się Józef – odpowiedział Izraelita – a idę z małżonką moją Maryją do Betleem na spis ludności, gdyż oboje pochodzimy z pokolenia Dawida.
Usłyszawszy to imię "Maryja", Oktawiusz uczuł niewypowiedziane wzruszenie i sercem jego władnące nieokreślone uczucie wywołało mu na usta następujące wyrazy:
– O Ty – rzekł, pochylając się ze czcią przed pokorną córą Judy – o Ty, której na imię Maryja, ktokolwiek bądź jesteś, dozwól, bym idąc za popędem serca mojego, zwierzył ci jego tajemnicę. Czytałem księgi proroków waszych i teraz błądzę w niepewności i trwodze pomiędzy błędami mojej religii a waszymi nadziejami; czy masz jakie słowo na oświecenie mej duszy, w imię nieba, mów!
I w tejże chwili rozsunęła się chmura na niebie i słaby promyczek gwiazdki nocnej oświecił przecudne rysy Dziewicy Izraelskiej. Któż zdołałby opisać wdzięk tego zjawiska?... Było to jakby tchnienie Boże na twarz śmiertelnika, najwspanialszy i najwierniejszy obraz Boskiej Istoty.
Miłosierna Maryja nie wzgardziła prośbą poganina i z ust Jej wypłynęły jak niebios cudna harmonia te słodkie wyrazy: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają". A łaska z wysokości działająca podówczas w sercu Oktawiana, dała mu zrozumienie tych słów Dziewicy. Pogrążony w świętym zachwycie, już nic nie widział i nie słyszał więcej; długie godziny upłynęły, a gdy przyszedł do siebie, ujrzał się w gospodzie; u nóg jego czuwał niewolnik, a blade światełko lampki roztaczało słaby blask dokoła, zdziwiony, przeszedł w myśli wszystkie zdarzenia tej nocy tajemniczej, w której zdawało mu się, iż miał się koniecznie cud jakiś spełnić.
Wszystko było spokojne, ciche, uroczyste... Aż oto, jakieś światło nadziemskie rozświeca ciemności i dźwięczny śpiew daje się słyszeć. Oktawiusz podnosi się pełen podziwu... lecz to nie ziemskie akordy uderzają mu o uszy, to słodka melodia wojsk anielskich śpiewa: "Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli".
Młody człowiek przeraził się, zdawało mu się przez chwilę, iż stał się igraszką złudzenia; lecz nagle trwoga ustąpiła słodkiemu uczuciu ufności i miłości. Wszystkie niepokoje i wątpliwości ustąpiły mu odtąd z duszy, przed tą pewnością niezaprzeczoną... I od tej godziny pamiętnej na zawsze, Oktawiusz już nie szukał świata, lecz wierzył silną wiarą, a serce jego pałało gorącą miłością; pokój Boży, to niczym niewypowiedziane szczęście, posiadło serce jego na zawsze...
Lecz młodzieniec nie mógł już tu żyć dłużej; ujrzał na chwilę radości niebieskie, wzdychał do ich zakosztowania w całej pełni. To pragnienie było w nim tak silne i pożerające, iż strawiło tę duszę; a ostatnim słowem tego szczęśliwego, uprzywilejowanego Maryi, było błogosławione Imię Tej, co go zbawiła!... Maryja!...
–––––––––––
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 367-373.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: