O. K. N.
Był cudny miesiąc maj.
Miesiąc Maryi Bogarodzicy.
Na przeczystym niebios lazurze, ostatnie złocistego słońca jaskrawe promienie, z łagodnym wiosny wietrzykiem igrając – gasną...
Idzie wieczór...
Idzie ciepły, wonny, miły, uroczy...
Idzie ten wieczór blade na ziemię rzucać cienie.
Srebrzyste łąki pokryły już rosy.
A w przestworzu, jak pięknie mówi poeta:
"Szumią z cicha lip szczyty, drżą jeziora przeźrocza
Rozchylają się liście, kąpią w blasku miesiąca,
Ciepłym wiatrem trącona wzdycha wierzba płacząca".
W uroczej, cichej, leśnej okolicy, różowymi zachodzącego słońca blaski ozłocone, wysokie widnieją klasztoru Maryi mury, gdzie synom świętego Dominika, gorliwym Przeczystej Bogarodzicy czcicielom dni szybko płyną wśród modłów, nauki i pracy.
Ze smukłej kościoła wieżycy zabrzmiały dzwony i rozkołysane ślą w dal swe dźwięczne, harmonijne odgłosy.
Na głos ich lud zewsząd, dzienne zajęcia i prace porzuciwszy, spieszy w kościelne progi, przed ołtarz Najlitościwszej Matki i strapionych Pocieszycielki.
U tronu Maryi lud kornie upada, bije się w piersi i łzy rzewne leje. Raz spracowane składając ku niebiosom wyciąga dłonie, to znowu oczy błagalne ku Maryi wznosi, a z piersi raz po raz ciche wyrywa się westchnienie.
Poważnie a radośnie brzmią wśród tej uroczej ciszy wieczornej pobożne pienia i hymny na cześć Maryi Dziewicy, co wraz z wonnymi kadzielnic dymy aż pod świątyni sklepienia się unoszą.
Gromada ludu, wpatrzona w łagodne oblicze Bożej Rodzicielki, pieśniami tymi, chce wyrazić bezgraniczną swą miłość i cześć i ufność bezmierną dla niebios i ziemi Królowej.
Obraz Maryi tonie wśród kwiecia powodzi, strojny w wieńce przecudne, i róże purpurowe i lilie białe i bławatki modre.
A z piersi rozklęczonej i rozmodlonej gromady płynie ponad te girlandy i ponad kwiecie to – płynie pieśń błagalna do Przeczystej Panny:
Matko! Twe dzieci uciska wróg!
W niewoli polski kraj:
Więc spraw, niech karę swą wstrzyma Bóg!
Wolności wróć nam raj!... –
Oto Cię kornie naród nasz prosi
Niedoli zalany łzami,
Do Ciebie dłonie okute wznosi:
Więc: "Módl się Maryjo za nami!"
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
A gdy niewoli już minie czas,
Obmyci będziem z win,
Do tej Ojczyzny poprowadź nas,
Gdzie Twój króluje Syn!
Gdzie Ty, jak złota gwiazda poranna
Lśnisz przy Nim cnót Twych blaskami –
Daj! niech Mu wieczne nucim "Hosanna"!
"Módl się o Maryjo! za nami!"
I mała Kasia czysty swój głosik łączyła z pieniem pobożnej rzeszy.
Ona tak lubiała tę piosnkę.
Ile razy serce jej było biedne, znękane, spłakane tylekroć ją nuciła.
I teraz w miesiącu Maryi każdego wieczora dziewczynka była w kościele.
Wielka, wspaniała dominikańskiego klasztoru świątynia codziennie rano przystrajała się w świeżą, przecudną, kwiecistą szatę.
Młodziuchny zakonnik, co wymownym słowem sławił w miesiącu tym Bogarodzicę, troszczył się już o to przy pomocy dzieciaków z całej okolicy. Żadne jednak nie przynosiło tak wiele i tak przedziwnie pięknych kwiatów, jak ta mała Kasia.
Ledwie się rozwidniło, dziewczynka spuszczała się do wąwozów, wspinała bosymi nożętami po skałach, chodziła po trzęsawiskach, dopokąd swego koszyczka najpiękniejszym nie napełniła kwieciem.
Tylko pięknie woniejące róże i białe bez skazy lilie, wydały się jej godnym Maryi Panny darem.
A gdy młody zakonnik, z pośród jej róż wybierał najpiękniejsze, ażeby z nich ułożyć prześliczne "M" nad ołtarzem, z lilii zaś wiązał koronę na czoło Przeczystej Dziewicy, twarz jej nadziemskim rozjaśniała się blaskiem, a oczy szczęściem i bezkresną błyszczały radością.
– Najczystsza, Najśliczniejsza – szeptały jej usta z zachwytem, i wiarą, i czcią i miłością.
A potem biegła co prędzej do domu pomagać w pracy swej ukochanej i biednej matce.
A gdy siły opadały, gdy znużenie ogarniało, myślała o przybranej w wonne kwiecie świątyni, o słodkim wyrazie twarzy Madonny.
Jednego dnia, kiedy tak poszła na błotne trzęsawiska swe prześliczne zrywać lilie, przez nieuwagę w jakieś zapadłe zabłąkała się miejsce, które pod jej stopami się usunęło, a biedna dziewczynka wpadła w wodę.
Matka zawiadomiona o nieszczęściu przybiegła natychmiast cała zadyszana, zbladła, zapłakana.
Po godzinnym poszukiwaniu wyjęto z szuwarów dziewczynkę, zalaną wodą, zsiniałą, nieżywą.
Matka nie traci przecież nadziei.
Ze łzami w oczach i z ufnością w sercu klęka obok trupa dzieciny i w kornej modle błaga Maryję – o łaskę i zmiłowanie.
Modli się gorąco...
I płynie modlitwa ponad lasy, doliny, faliste wzgórza – płynie i zatrzymuje się aż u ołtarza Panny możnej, na której skroń dziewczynka zrywała kwiaty.
A jakby w odpowiedzi na gorącą i korną modłę, ustępuje sztywność martwoty z dziewczęcia, krew przez wodę wyssana napływa znowu – dziewczynka wstaje żywa.
Wstaje i wraz z matką radości zalaną łzami idzie wprost do świątyni, przed cudowny Maryi obraz i składa u Jej stóp z takim trudem zerwane lilie, jako hołd wdzięczności dla przepotężnej swojej z więzów śmierci Oswobodzicielki.
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 277-281.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: