Za Przyczyną Maryi
Przykłady opieki Królowej Różańca św.

Matko Przedziwna

Śluby matki

Porwali ją z niemowlęciem kilkumiesięcznym i gnali wraz z innymi w Sybir!

Noc była mroźna a jasna, tuliła dziecię do serca, bo chyba sercem tylko mogła je ogrzać w tej białej śniegowej pustyni... Szli tak już trzy dni... przycisnęła swe usta do warg małego Janka... zadrżała... paliła je gorączka!

Myśli posępne, złowrogie przeczucia porwały się z jej duszy, niby stada tych kruków ciągnących nad głowami wygnańców! Dziecko raz bladło, to znów pąsowiało, a było tak ciche, że chwilami stawała, nadsłuchując czy żyje!...

Wtem krzyk rozległ się po pustym polu – padła złamana na step śniegowy, przycisnęła dziecię do piersi, mocno... gwałtownie... chciała wydrzeć śmierci, która sine swe znaki kładła na drobnych skroniach.

– "Kona" – szepnęli niektórzy z wygnańców. "Zostaw je, rzekli inni – bo dola tych, których śmierć zabiera, znośniejsza niż życie w tym piekle mrozu!"

Ale ona spojrzała im w oczy z wyrzutem, pytaniem: "czy też który z was był matką?"

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Tymczasem szorstko przeleciał głos komendy... Poszli... Widziała jak niejeden zwrócił twarz ku niej. Potem... maleli coraz bardziej... została sama z dzieckiem wśród wichru, lodu, śniegowej zamieci! Błagalnie podniosła dziecię ku Niebu – Matko – wyrzekła – Najświętsza – Niepokalana – życie moje weź w zamian za życie dziecka... ja Ci przyrzekam – ślubuję, że jeśli wrócisz mu zdrowie, to go poświęcę na służbę Twoim Ołtarzom! I znów utkwiła wzrok czuły, macierzyński w drobnych rysach ukochanej dzieciny, a mały Janek uśmiechnął się radośnie, jakby ją zapewnić pragnął – ja zdrów będę, Maryja przyjęła prośbę Twoją! Złamana raczej trwogą niż zimnem, dowlekła się nieszczęśliwa kobieta do jakiejś osady.

Dobrzy ludzie przygarnęli ją do siebie – synek powracał do zdrowia, umysłowo rozwijał się nadzwyczajnie – choć sił żywotnych było w nim niewiele. Przypominał on chłopię, – o którym pisał poeta:

..."Wzrastasz i piękniejesz – nie ową świeżością dzieciństwa mleczną i poziomkową ale pięknością dziwnych niepojętych myśli, które chyba z innego świata płyną ku tobie, – bo choć często oczy masz gasnące, śniade lica, zgięte piersi, każdy, co spojrzy na ciebie zatrzyma się i powie: «Jakie śliczne dziecię». – Gdyby kwiat, co więdnie miał duszę z ognia i natchnienie z nieba, gdyby na każdym listku chylącym się ku ziemi anielska myśl leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym o dziecię moje!"

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Był skwarny dzień lipcowy.

Przed furtą jednego klasztoru litewskich Dominikanów stał młodzieniec. Towarzysze jego rozjeżdżali się na wakacje – on nie miał gdzie i do kogo jechać, bo matkę, która go niegdyś zachowała przed śmiercią ciemna już okryła mogiła... Stanąwszy przed zgromadzeniem Ojców, w błagalnych słowach prosił o przyjęcie do Zakonu, gdyż jak mówił – pragnę spełnić śluby mej matki, poświęcić pracę, życie i siły Tej, która wyratowała mię od śmierci.

I opowiedział całą historię, jak nić dziecięcego życia jego rwała się – ale Matka Niebieska przyjęła prośby matki ziemskiej... Ojcowie słuchali ze wzruszeniem; patrząc jednak na smukłą, o ceglastych rumieńcach postać młodzieńca, lękali się przyjąć go do zgromadzenia – zdawało się bowiem, że wycieńczony nurtującą chorobą, wątły organizm nie zniesie surowości zakonnej reguły. Lecz starzec sędziwy uspokoił ich obawy. – Lepiej – mówił – umierać wśród ciszy klasztoru, niż wrzawy świata! Cóż stąd, że umrze? Garść prochu więcej ziemi – jedna dusza, więcej nieba – dusza modląca się za nami – za ojczyzną – za Kościołem – przed tronem Boga!

W miesiąc u Ołtarza Królowej Różańca św. włożono nań habit – na pierwsze imię dano mu Maria, gdyż prosił o to, jako o największą, jedyną łaskę, na drugie Ireneusz – od greckiego wyrazu "Irene" – co oznacza pokój! Nazwano go tak, gdyż z każdego spojrzenia, słowa, ruchu młodego nowicjusza wiał jakiś dziwny, nieziemski spokój!

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Uroczystość Matki Boskiej Zielnej – gromadziła zawsze tłumy około cudownego obrazu Bogarodzicy w kościele Dominikańskim. W tym roku liczba pobożnych zwiększyła się wobec wieści, że nowowyświęcony kapłan odprawi pierwszą Mszę św., włoży ręce na głowy wiernych.

W długim szeregu postępowali zakonnicy i księża odziani w świąteczne szaty kościelne – a poza nimi w złocistym ornacie, w białym kapturze na głowie szedł Ojciec Maria Ireneusz. Szedł – jakby nad całą ziemią wyższy, oczu nie podniósł na tłum, który go otaczał zewsząd, a jednak patrzącym zdawało się – że on widzi wszystkich i przed ołtarz dźwiga ich brzemię, ich łzy, cierpienia i smutki. Jeżeli ten nie jest świętym – szeptali do siebie – to chyba już nie ma świętych na ziemi! Z piersi młodego kapłana popłynął hymn "Gloria in excelsis" – a w głosie jego, choć słabym, dźwięczały naprzemian wszystkie radości szczęśliwych, łkały jęki uciśnionych i biednych. Sądziłbyś – że on to wszystko wchłonął w siebie, złożył u stóp Wszechmocnego, wybłagał – wyżebrał ukojenie.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Odtąd spokój jeszcze głębszy rozlał się na jego twarzy. Modlił się tak gorąco, tak szczerze – aby choć jedną Mszę św. odprawić w uroczystość Maryi. Prośba była spełnioną! Teraz czekał, kiedy śmierć przyjdzie i wywiedzie duszę z umęczonego ciała – uwolni z życia, które, po ludzku mówiąc, ciężyło mu ołowiem. Przed świętami tylko Niepokalanej wstępowały weń nowe siły, szedł wówczas do przełożonych z prośbą, aby mu pozwolono przemówić z ambony o Maryi. Opierano się temu, ale kiedy w nim było coś tak tkliwego, że odmówić jego prośbom, było wprost niepodobieństwem. A mówił o Niepokalanej tak, jakby Ją znał, widział, rozmawiał – jako o istocie bliskiej, bardzo ukochanej – jednego zrozumieć nie mogąc, czemu tylu jest dla Niej serc obojętnych i zimnych!...

I znowu nastawały długie dnie cierpień, konania, agonii, nie wypuszczał wówczas z rąk różańca, prosząc, by Matka Boleści przyjęła Różaniec jego cierpień.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Na Litwie w Wilnie słynie cudami obraz znany pod nazwą: "Matki Boskiej Ostrobramskiej". Ale któż z Polaków o nim nie słyszał? Kto nie czytał – choćby tej pochwały, z jaką wyraża się o "Pannie co w Ostrej świeci Bramie", największy wieszcz naszego narodu? Dla kogo obca Ta postać o wyrazie smutnym a litośnym – z tymi rączkami, złożonymi na piersiach, zdająca się mówić do przechodnia – tu złożony naród twój i cierpienia jego – nie lękaj się, nikt nie potrafi go wydrzeć z serca mojego. – Toteż cała Litwa zbiega się tłumnie szukać ulgi u Cudownej – najliczniej jednak schodzi się jesienią około Uroczystości Opieki Maryi. Wszystko wówczas nastraja do modlitwy – i pora posępna i zżółkłe liście i szare z zieleni ogołocone błonia. Wtedy to najwymowniejsi kaznodzieje mówią do ludu o Bogarodzicy.

"Ach! tam – tam przemówić o Niej i – skonać", powtarzał często O. Ireneusz, a Maryja znowu spełniała pragnienie wiernego sługi. Dzień przed oktawą Opieki Królowej nieba i ziemi, spieszył młody kapłan z kazaniem do Wilna. Był zawsze serdecznym i lgnął do niego każdy, kto tylko go poznał – ale dziś szczerzej jeszcze żegnał się z braćmi Zakonu, a biorąc błogosławieństwo od Przeora, wyrzekł do niego: "mam przeczucie, że nie wrócę... ale... to nic!..." Na drugi dzień tłumy ludu z zapartym oddechem słuchały Dominikanina!... On im mówił, jak Maryja wśród narodów ukochała szczególnie naród Polski – jak wszystko, co było w Polsce potężnego, wielkiego, spływało za Jej przemożną przyczyną, jak Ona zdeptała wszelkie zło, które lubej groziło ojczyźnie. A kiedy wspomniał, że dziś nie zapomniała korony swojej niegdyś lśniącej i złotej – dziś gęsto cierniem przytkanej – na której niejedna kropla krwi, niejedna łza błyszczy – gdy mówił o tym, dreszcz przeszedł po obecnych – wzbił się jęk w powietrzu bez miary i końca, bo tam nie było nikogo, kto by nie czuł cierni, kogo by nie paliły łzy.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

I znowu step śnieżny Sybiru!

Pusty... szeroki... olbrzymi... a tam pod wydmą śniegu dwa czernieją kształty – zakonnik i żołnierz! Pierwszy leżał na ziemi w białej szacie i czarnym płaszczu, którym wiatr igrał na wsze strony! Blada twarz jego wskazywała wymownie, że dalej iść nie mógł, więc padł z osłabienia. A żołnierz krążył dokoła, chmurny, posępny i mówił do siebie: "na cóż mu było wspominać o tej Polsce, po co przenosić karę nad wolność – taki młody... dziecko prawie"... Zbliżył się, patrzył w twarz zakonnika i słuchał... "Tak... szeptał kapłan – te myśli rozsadzały me skronie, cisnęły się na usta gwałtownie – musiałem powiedzieć, może za mało jeszcze ofiar!... Och! jak boli, jak strasznie boli, tu w piersiach – tu w sercu!..." I wziął w ręce wiszący u pasa różaniec... "może to tutaj, mówił – Maryjo – na tym miejscu wyratowałaś mię od śmierci – więc i teraz pocieszysz... nie opuścisz!" Modlił się, a za każdym słowem widocznie nabierał siły... "Tak nie żądałem szczęścia od ziemi, szukałem tylko spokoju. «Irene, irene» – pokój, pokój – wiedzieli jak mię nazwać – to imię sprawdziło się w mym życiu – było wyrazem każdej myśli – każdego słowa – czynu, bólu... cierpienia – dzięki Ci za to o Maryjo!" Nagle pobladł, pierś wezbrała – usta dotąd sine zarumieniły się – strumień krwi trysnął gwałtownie z piersi i zbroczył biały habit! Żołdak myślał, że to już śmierć i modlił się za jego duszę... Wtem zakonnik rozwarł oczy a usta jego szepnęły – "druga część różańca – bolesna"... Nastała znowu chwila modlitwy i znowu popłynęło westchnienie: "Smutną była dusza Twoja o Jezu – w godzinie walki Ogrojcowej opuściłeś Matkę Swoją – dopuściłeś na siebie opuszczenie własnego Ojca – aby odtąd nikogo z twych dzieci nie opuszczać na ziemi!..." Twarz jego rozpogodziła się – nawet uśmiech przybłąkał się na ustach. Strażnikowi gruba łza spływała po żołnierskich licach – stał i nadsłuchiwał modlitwę. A on powtarzał... "Zmartwychwstanie Chrystusa z grobu... Wniebowzięcie... Ukoronowanie wieczną chwałą w niebie"...

Zebrał resztkę sił i ukląkł: "Oto już idziesz – zawołał – widzę Cię, widzę... tak jak śpiewa o Tobie Kościół: «vernantem in floribus rosarum et liliis convallium» – otoczoną różami wśród lilij i konwalij – tutaj... w tych lodach... – w tej zamieci – weź mię ze Sobą – nie odchodź – nie porzucaj – nie pozostawiaj!"

Żołnierz zdjął czapkę i padł na kolana; widział jak wśród ciemnego zmierzchu wieczora, czarne oczy kapłana patrzyły w dal przed siebie, rozszerzały się niepojętym blaskiem, ręce wyciągnięte zdały się trzymać kogoś – a usta zamykały się w uśmiechu bez kurczowych wstrząśnień...

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Nad Sybirem przeleciał cichy anioł śmierci, bielsze od śniegu skrzydła rozpościerał nad dzieckiem Maryi.

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 158-164.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2006

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: