Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

 

Matko Przedziwna

 

Podwójna ofiara (1)

 

O Matko Miłosierdzia! Matko łaskawa dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zlituj się nad boleścią moją. Błagaj Syna Twego, aby przyjął łzy i modlitwy moje, a dał rychły koniec niezgody między członkami rodziny, która dotąd jednym sercem żyła! Tak, Boże mój, ofiarowuję Ci wszystko, co mogę, ażeby mój ojciec pojednał się z tymi, których ko­cham i żeby oni wrócili na to miejsce, które było świadkiem naszego szczęścia!

 

Młoda dziewica po tej modlitwie powstała. Na jej pięknych i delikatnych rysach boleść się odbijała, a oczy jej były łzami zalane. Magdalena, takie było jej imię, rzuciła czułe wejrzenie na obraz Matki Boskiej, przed którym klę­czała, i rzewnym westchnieniem poleciła Jej szczególnej opiece dwie swoje kuzynki i ich brata Karola, którego imię z mimowolnym wzruszeniem wymówiła. Potem wychylając się przez okno, łzawym wzrokiem śledziła za oddalającym się powozem i oderwać się odeń nie mogła, dopóki wśród kwitnących krzewów nie zniknął.

 

Działo się to w pięknym domu, położonym w zielonej dolinie otoczonej borami i lesistymi wzgórzami. Szumiący strumień górski użyźniał łąki i pola, a nad brzegiem kanału, gdzie się jego wody zbierały, zbudowano fabrykę i mie­szkania dla robotników.

 

Dwaj bracia wspólnie jakiś czas fabryką zarządzali, ale skutkiem kwestii przez ojca Magdaleny podniesionych, przy­szło do rozdziału. Fabryka przy nim została, a brat tegoż dnia właśnie z żoną, z synem Karolem, i dwiema córkami dom ten opuścił.

 

– Cóż pocznę bez was? życie moje z wami tak słodko płynęło! – mówiła nieraz Magdalena do swych kuzynek..., ale również zasmucone kuzynki żadnej ulgi dać jej w bo­leści nie mogły.

 

Nowy właściciel fabryki chciał być niezależnym, to tylko położenie jego utrudniało, że przez rozdział z bratem utracił pomoc synowca swego Karola. Młodzieniec ten, zna­komity inżynier, czynny, pracowity, utalentowany, wielce był w fabryce użytecznym i trudno go było zastąpić; gdyż jego nieobecność mogłaby wpłynąć na upadek fabryki. Rozumiał to dobrze ojciec Magdaleny, ale zły humor, miłość własna obrażona, nie zmieniła jego postanowienia i krewni odjechać musieli. Magdalena straciwszy z oczu powóz unoszący jej przyjaciół, przed obrazem Maryi uklękła i długo z rozdartym sercem się modliła.

 

Minęła wiosna, potem letnie kwiaty powiędły..., pożółkły lasy i nareszcie śniegi srebrnym całunem ziemię pokryły. Spienione wody potoku pod koła fabryki jak dawniej spa­dały, maszyny jak dawniej świszczały; ale szczęście i weso­łość w tym domu znikły. Ojciec Magdaleny nie tylko, że w swej niezależności, jakiej się spodziewał, nie znalazł, ale przeciw­nie doznawał wiele przykrości; bo dla braku czynnej i umie­jętnej synowca swego pomocy, podołać sam nie mógł i wyjazdu jego bardzo żałował. Co zaś do Magdaleny, ta bladła i niszczała, jak pączek róży, przez robaka toczony. Ojciec i matka bardzo się o jej zdrowie niepokoili, było to bowiem jedyne ich dziecię, w którym całe swe szczęście i przyszłość widzieli.

 

Pewnego dnia, gdy blade jesienne słońce z trudem przez mgły i gęste chmury przyświecało, a Magdalena sie­dząc przed kominkiem, spoglądała przez okno na drogę, gdzie znikły ukochane osoby, wszedł do jej pokoju z rodzi­cami doktor, stary przyjaciel domu.

 

– Magdalena wyzdrowieje – rzekł on – zbadawszy chorą – ale obecna pora może być dla niej szkodliwą; le­piej ażeby zimę pod cieplejszym spędziła niebem.

 

W kilka dni potem cała rodzina w Cannes zamieszkała, lecz południowe słońce na zdrowie młodej dzieweczki ko­rzystnie nie wpłynęło. Pomimo róż i fiołków, którymi ją oto­czono, widać było z jej zapadłych policzków i przygasłych oczu, że życie powoli zamiera.

 

– Nie ukrywaj przed nami prawdy doktorze – mówił pewnego dnia ojciec Magdaleny do jednego z najsławniej­szych lekarzy tego miasta; – czy nie stracimy córki na­szej? – czy nie jest ona w niebezpieczeństwie?

 

– Nie ma obawy – odpowiedział doktor. – Córka pańska bardzo jest cierpiącą; gdybyś mógł odkryć przyczynę i zaradzić jej, nie wątpiłbym o zupełnym wyzdrowieniu.

 

Stroskany ojciec rzekł po namyśle do córki:

 

– Doktor przypuszcza, że jakiś smutek niszczy twe zdrowie. Powiedz twym rodzicom, co ci dolega, wszak wiesz, że oni tylko dla ciebie żyją.

 

– Mój ojcze, znasz dobrze przyczynę mego smutku. Byliśmy tak szczęśliwi i z naszymi krewnymi życie nam tak słodko spływało i to szczęście naraz z ich wyjazdem zniknęło. Od tego czasu smutek coraz bardziej mi cięży, cho­ciaż zdaje mi się, że już niedługo cierpieć będę; pragnę tylko, abym przynajmniej w ostatniej godzinie mogła do serca przycisnąć tych, których tak serdecznie ukochałam.

 

– Nie – córko moja – Bóg cię nam nie zabierze; zgoda z krewnymi naszymi musi nastąpić. Wybacz mi, żeś z mojej przyczyny tak wiele ucierpiała; ja także wyjazdu brata mego żałuję, gdyż pomoc Karola jest dla mnie nie­zbędną. Jam był przyczyną rozdziału, ja sam dawny stosu­nek nawiążę.

 

Tegoż samego dnia list pojednawczy został wysłany i tak przez wszystkich upragniona zgoda rychło nastąpiła.

 

Magdalena uszczęśliwiona spełnieniem gorących jej pragnień, wkrótce siły i zdrowie odzyskała. Róże i fiołki zdały się jej prześliczne, skoro mogła ogromne ich bukiety kuzynkom swoim codziennie posyłać. Magdalena wróciła z rodzicami do domu a i ukochani krewni rychło też o swoim powrocie listownie oznajmili.

 

Na ten pożądany powrót piękny dzień wiosenny na­znaczony został. Podziękowawszy Bogu i Matce Najświęt­szej za tę upragnioną łaskę, uszczęśliwiona dziewica czekała przy oknie swego pokoju ukazania się tegoż powozu, któ­rego odjazd przed rokiem był dla niej przyczyną takiego bólu.

 

– Oto nareszcie powóz! – ten sam powóz! – zawo­łała Magdalena, wybiegając ze swego pokoju. – Ojcze! matko! oto oni! – i biegła z rodzicami na spotkanie ukochanych krewnych, z którymi od czasu wyjazdu myślą się nie rozłączała.

 

Powóz się zatrzymuje, wygnańcy wysiadają.... Magda­lena do serca ich przyciska... ale jednego z nich nie staje... tego, który najwięcej i ojca jej obchodził.

 

– Gdzie jest Karol? – zawołał stryj – pomoc Ka­rola bardzo mi potrzebna, nie pozwolę, aby się od nas od­dalał... moja głowa strudzona... liczę na jego pomoc.

 

Na te słowa Magdalena to rumieniła się, to bladła.

 

– Może chory? – szepnęła nareszcie.

 

– Zdrów jest, odpowiedziała ze łzami w oczach matka Karola.

 

– Czemuż go więc tu nie ma? – zapytał ojciec Ma­gdaleny – spodziewam się, że rychło tu przybędzie.

 

Magdalena wzruszona z trwogą wyczekiwała wyjaśnie­nia kwestii.

 

– Niestety! nie czekaj na niego.

 

– A to dlaczego?

 

– Karol podzielając nasz smutek, na wieść o chorobie Magdaleny, dla uproszenia jej zdrowia uczynił ślub poświę­cenia się służbie Bożej i udania na odległe misje.

 

Magdalena z przerażeniem tych słów słuchała. Tak się gorąco modliła o zgodę w rodzinie, mniemała, że ją Bóg wysłuchał... Trzeba teraz wyrzec się wszystkiego... wyrzec się przyszłości, która szczęście całej rodzinie zapewnić miała?

 

– Karol nie mógł uczynić takiego postanowienia bez naszego pozwolenia – zawołał z boleścią ojciec Magdaleny – my się nie zgadzamy na to nierozsądne zobowiązanie się. Powinien się wyrzec swojego zamiaru.

 

– Karol jest obowiązanym do wykonania swego ślubu; jego postanowienie nie może być zmienionym. Dziś wstąpił do seminarium Misji zagranicznych, prosząc nas, żebyśmy go o przyjazd nie nalegali, oszczędzając mu tym samym zbyt wielkiej boleści.

 

Słysząc to Magdalena, o mało, że nie zemdlała. Ku­zynki jej przyjęły ją w swe objęcia, łzy swe z jej łzami mieszając. Krewny jej, Karol nie tylko swoje, ale i serce Magdaleny razem na ofiarę złożył. Pierwsza boleść była dla niej okropną! rodzice o jej życie się lękali; ale nareszcie chrześcijańska dziewica zrozumiała, że, aby być godną hero­icznej ofiary, jaką jej krewny dla uproszenia zdrowia uczy­nił, powinna i ona u stóp Zbawiciela mężnie ofiarę serca swego złożyć.

 

Toteż rychło się dźwignęła, jak czynią ci, co rozu­mieją, że to życie jest czasem próby i doświadczenia; że krzyże i boleści jakie na nas Opatrzność dopuszcza, jeżeli są dobrze przyjęte, wiekuiste rozkosze nam zapewniają.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

 

Wiele lat upłynęło. Magdalena stała się opatrznością dla wszystkich wokół niej cierpiących i potrzebujących po­mocy. Oddana miłosiernym uczynkom, w miłości Bożej czerpie siłę do poświęcenia się i ofiary; miłosierdzie jej spływa na wszystkich maluczkich i opuszczonych, którym łzy ociera i życie osładza. Wszyscy nieszczęśliwi imię jej błogosławią; wszyscy darami jej wspierani, modlą się za nią.

 

Obie jej kuzynki wyszły za mąż. Małżonkowie ich z wielkim powodzeniem prowadzą fabrykę. Magdalena stała się matką całej rodziny, ona wszystkimi się opiekuje, i wszystkim wskazuje drogę do cnoty.

 

Na odległych krańcach wschodu kuzyn jej, misjonarz, koło zbawienia dusz pracujący, modli się za nią; budują­cymi listami swymi w pobożności ją utrzymuje, często tę prawdę przypominając, że cierpienie i ofiara najlepiej do niebieskich radości prowadzą.

 

 

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 245-251.

 

Przypisy:

(1) "Kochajmy Maryję", str. 173.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: