O Matko Miłosierdzia! Matko łaskawa dla wszystkich, którzy Cię wzywają, zlituj się nad boleścią moją. Błagaj Syna Twego, aby przyjął łzy i modlitwy moje, a dał rychły koniec niezgody między członkami rodziny, która dotąd jednym sercem żyła! Tak, Boże mój, ofiarowuję Ci wszystko, co mogę, ażeby mój ojciec pojednał się z tymi, których kocham i żeby oni wrócili na to miejsce, które było świadkiem naszego szczęścia!
Młoda dziewica po tej modlitwie powstała. Na jej pięknych i delikatnych rysach boleść się odbijała, a oczy jej były łzami zalane. Magdalena, takie było jej imię, rzuciła czułe wejrzenie na obraz Matki Boskiej, przed którym klęczała, i rzewnym westchnieniem poleciła Jej szczególnej opiece dwie swoje kuzynki i ich brata Karola, którego imię z mimowolnym wzruszeniem wymówiła. Potem wychylając się przez okno, łzawym wzrokiem śledziła za oddalającym się powozem i oderwać się odeń nie mogła, dopóki wśród kwitnących krzewów nie zniknął.
Działo się to w pięknym domu, położonym w zielonej dolinie otoczonej borami i lesistymi wzgórzami. Szumiący strumień górski użyźniał łąki i pola, a nad brzegiem kanału, gdzie się jego wody zbierały, zbudowano fabrykę i mieszkania dla robotników.
Dwaj bracia wspólnie jakiś czas fabryką zarządzali, ale skutkiem kwestii przez ojca Magdaleny podniesionych, przyszło do rozdziału. Fabryka przy nim została, a brat tegoż dnia właśnie z żoną, z synem Karolem, i dwiema córkami dom ten opuścił.
– Cóż pocznę bez was? życie moje z wami tak słodko płynęło! – mówiła nieraz Magdalena do swych kuzynek..., ale również zasmucone kuzynki żadnej ulgi dać jej w boleści nie mogły.
Nowy właściciel fabryki chciał być niezależnym, to tylko położenie jego utrudniało, że przez rozdział z bratem utracił pomoc synowca swego Karola. Młodzieniec ten, znakomity inżynier, czynny, pracowity, utalentowany, wielce był w fabryce użytecznym i trudno go było zastąpić; gdyż jego nieobecność mogłaby wpłynąć na upadek fabryki. Rozumiał to dobrze ojciec Magdaleny, ale zły humor, miłość własna obrażona, nie zmieniła jego postanowienia i krewni odjechać musieli. Magdalena straciwszy z oczu powóz unoszący jej przyjaciół, przed obrazem Maryi uklękła i długo z rozdartym sercem się modliła.
Minęła wiosna, potem letnie kwiaty powiędły..., pożółkły lasy i nareszcie śniegi srebrnym całunem ziemię pokryły. Spienione wody potoku pod koła fabryki jak dawniej spadały, maszyny jak dawniej świszczały; ale szczęście i wesołość w tym domu znikły. Ojciec Magdaleny nie tylko, że w swej niezależności, jakiej się spodziewał, nie znalazł, ale przeciwnie doznawał wiele przykrości; bo dla braku czynnej i umiejętnej synowca swego pomocy, podołać sam nie mógł i wyjazdu jego bardzo żałował. Co zaś do Magdaleny, ta bladła i niszczała, jak pączek róży, przez robaka toczony. Ojciec i matka bardzo się o jej zdrowie niepokoili, było to bowiem jedyne ich dziecię, w którym całe swe szczęście i przyszłość widzieli.
Pewnego dnia, gdy blade jesienne słońce z trudem przez mgły i gęste chmury przyświecało, a Magdalena siedząc przed kominkiem, spoglądała przez okno na drogę, gdzie znikły ukochane osoby, wszedł do jej pokoju z rodzicami doktor, stary przyjaciel domu.
– Magdalena wyzdrowieje – rzekł on – zbadawszy chorą – ale obecna pora może być dla niej szkodliwą; lepiej ażeby zimę pod cieplejszym spędziła niebem.
W kilka dni potem cała rodzina w Cannes zamieszkała, lecz południowe słońce na zdrowie młodej dzieweczki korzystnie nie wpłynęło. Pomimo róż i fiołków, którymi ją otoczono, widać było z jej zapadłych policzków i przygasłych oczu, że życie powoli zamiera.
– Nie ukrywaj przed nami prawdy doktorze – mówił pewnego dnia ojciec Magdaleny do jednego z najsławniejszych lekarzy tego miasta; – czy nie stracimy córki naszej? – czy nie jest ona w niebezpieczeństwie?
– Nie ma obawy – odpowiedział doktor. – Córka pańska bardzo jest cierpiącą; gdybyś mógł odkryć przyczynę i zaradzić jej, nie wątpiłbym o zupełnym wyzdrowieniu.
Stroskany ojciec rzekł po namyśle do córki:
– Doktor przypuszcza, że jakiś smutek niszczy twe zdrowie. Powiedz twym rodzicom, co ci dolega, wszak wiesz, że oni tylko dla ciebie żyją.
– Mój ojcze, znasz dobrze przyczynę mego smutku. Byliśmy tak szczęśliwi i z naszymi krewnymi życie nam tak słodko spływało i to szczęście naraz z ich wyjazdem zniknęło. Od tego czasu smutek coraz bardziej mi cięży, chociaż zdaje mi się, że już niedługo cierpieć będę; pragnę tylko, abym przynajmniej w ostatniej godzinie mogła do serca przycisnąć tych, których tak serdecznie ukochałam.
– Nie – córko moja – Bóg cię nam nie zabierze; zgoda z krewnymi naszymi musi nastąpić. Wybacz mi, żeś z mojej przyczyny tak wiele ucierpiała; ja także wyjazdu brata mego żałuję, gdyż pomoc Karola jest dla mnie niezbędną. Jam był przyczyną rozdziału, ja sam dawny stosunek nawiążę.
Tegoż samego dnia list pojednawczy został wysłany i tak przez wszystkich upragniona zgoda rychło nastąpiła.
Magdalena uszczęśliwiona spełnieniem gorących jej pragnień, wkrótce siły i zdrowie odzyskała. Róże i fiołki zdały się jej prześliczne, skoro mogła ogromne ich bukiety kuzynkom swoim codziennie posyłać. Magdalena wróciła z rodzicami do domu a i ukochani krewni rychło też o swoim powrocie listownie oznajmili.
Na ten pożądany powrót piękny dzień wiosenny naznaczony został. Podziękowawszy Bogu i Matce Najświętszej za tę upragnioną łaskę, uszczęśliwiona dziewica czekała przy oknie swego pokoju ukazania się tegoż powozu, którego odjazd przed rokiem był dla niej przyczyną takiego bólu.
– Oto nareszcie powóz! – ten sam powóz! – zawołała Magdalena, wybiegając ze swego pokoju. – Ojcze! matko! oto oni! – i biegła z rodzicami na spotkanie ukochanych krewnych, z którymi od czasu wyjazdu myślą się nie rozłączała.
Powóz się zatrzymuje, wygnańcy wysiadają.... Magdalena do serca ich przyciska... ale jednego z nich nie staje... tego, który najwięcej i ojca jej obchodził.
– Gdzie jest Karol? – zawołał stryj – pomoc Karola bardzo mi potrzebna, nie pozwolę, aby się od nas oddalał... moja głowa strudzona... liczę na jego pomoc.
Na te słowa Magdalena to rumieniła się, to bladła.
– Może chory? – szepnęła nareszcie.
– Zdrów jest, odpowiedziała ze łzami w oczach matka Karola.
– Czemuż go więc tu nie ma? – zapytał ojciec Magdaleny – spodziewam się, że rychło tu przybędzie.
Magdalena wzruszona z trwogą wyczekiwała wyjaśnienia kwestii.
– Niestety! nie czekaj na niego.
– A to dlaczego?
– Karol podzielając nasz smutek, na wieść o chorobie Magdaleny, dla uproszenia jej zdrowia uczynił ślub poświęcenia się służbie Bożej i udania na odległe misje.
Magdalena z przerażeniem tych słów słuchała. Tak się gorąco modliła o zgodę w rodzinie, mniemała, że ją Bóg wysłuchał... Trzeba teraz wyrzec się wszystkiego... wyrzec się przyszłości, która szczęście całej rodzinie zapewnić miała?
– Karol nie mógł uczynić takiego postanowienia bez naszego pozwolenia – zawołał z boleścią ojciec Magdaleny – my się nie zgadzamy na to nierozsądne zobowiązanie się. Powinien się wyrzec swojego zamiaru.
– Karol jest obowiązanym do wykonania swego ślubu; jego postanowienie nie może być zmienionym. Dziś wstąpił do seminarium Misji zagranicznych, prosząc nas, żebyśmy go o przyjazd nie nalegali, oszczędzając mu tym samym zbyt wielkiej boleści.
Słysząc to Magdalena, o mało, że nie zemdlała. Kuzynki jej przyjęły ją w swe objęcia, łzy swe z jej łzami mieszając. Krewny jej, Karol nie tylko swoje, ale i serce Magdaleny razem na ofiarę złożył. Pierwsza boleść była dla niej okropną! rodzice o jej życie się lękali; ale nareszcie chrześcijańska dziewica zrozumiała, że, aby być godną heroicznej ofiary, jaką jej krewny dla uproszenia zdrowia uczynił, powinna i ona u stóp Zbawiciela mężnie ofiarę serca swego złożyć.
Toteż rychło się dźwignęła, jak czynią ci, co rozumieją, że to życie jest czasem próby i doświadczenia; że krzyże i boleści jakie na nas Opatrzność dopuszcza, jeżeli są dobrze przyjęte, wiekuiste rozkosze nam zapewniają.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wiele lat upłynęło. Magdalena stała się opatrznością dla wszystkich wokół niej cierpiących i potrzebujących pomocy. Oddana miłosiernym uczynkom, w miłości Bożej czerpie siłę do poświęcenia się i ofiary; miłosierdzie jej spływa na wszystkich maluczkich i opuszczonych, którym łzy ociera i życie osładza. Wszyscy nieszczęśliwi imię jej błogosławią; wszyscy darami jej wspierani, modlą się za nią.
Obie jej kuzynki wyszły za mąż. Małżonkowie ich z wielkim powodzeniem prowadzą fabrykę. Magdalena stała się matką całej rodziny, ona wszystkimi się opiekuje, i wszystkim wskazuje drogę do cnoty.
Na odległych krańcach wschodu kuzyn jej, misjonarz, koło zbawienia dusz pracujący, modli się za nią; budującymi listami swymi w pobożności ją utrzymuje, często tę prawdę przypominając, że cierpienie i ofiara najlepiej do niebieskich radości prowadzą.
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 245-251.
Przypisy:
(1) "Kochajmy Maryję", str. 173.
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: