Noc się zbliża! Już cienie wielkich drzew pokrywały drogę, którą postępowała niewiasta średniego wieku, znużona, pochylona, z wyrazem wielkich cierpień na wychudłym i zbolałym obliczu. Ubiór jej i ułożenie wskazywały, że do wyższego towarzystwa należała. Przy niej szedł chłopczyk około dziesięć lat mający i ładny piesek ze spuszczoną głową jakby smutek swoich panów rozumiejąc, podróżnym towarzyszył.
– Mamo – rzekło dziecię – tyś bardzo zmęczona, nie możesz iść dalej, a jak nam mówiono, jeszcze więcej niż godzina do miasta, gdzie się zatrzymać chciałaś. Oto przy drodze jest grota w skale, możemy się tam zatrzymać, są tam ławki do siedzenia, spocznijmy trochę.
Biedna matka, skłaniając się do życzenia swego dziecięcia, weszła do groty i usiadła na kamieniach, które służyły za ławki. Śmiertelna bladość jej oblicza wskazywała gasnące w niej życie, oczy tylko gorączkowym ogniem płonące z boleścią na ukochanym dziecięciu się zatrzymały.
– Mamo tyś bardzo cierpiąca? zapytał Pawełek.
– Tak moje dziecię, ale co mnie najwięcej boli, to to, że cię muszę bez przyjaciela, bez opiekuna zostawić. Boże mój – dodała – po cośmy opuścili nasze strony, a osiedliliśmy się tutaj, gdzie twój ojciec tylko nieżyczliwych i zazdrosnych znalazł, gdzie nam przyganiono, żeśmy Bogu służyli i Jego przykazania wypełniali.
Nieprzyjaciele nasi cieszyli się, gdyż z powodu wynalazku jednego z przemysłowców, fabryka nasza upadła... Biedne dziecię w dostatku się urodziłeś, ale rychło nieszczęśliwym sierotą będziesz. Ojciec twój ze zmartwienia umarł i ja cię rychło opuszczę... Bóg ci wszakże zostaje, Bóg jest ojcem sierot i nie opuści cię. Kochaj Go i służ Mu zawsze, Matka Boska jest opiekunką wszystkich cierpiących, to Matka twoja Pawełku, kochaj Ją, we wszystkich twoich potrzebach wzywaj Jej pomocy.
O Maryjo! Matko miłosierdzia, w ręce Twoje składam los mego dziecięcia! Ty czuwaj nad nim, Ty bądź mu Matką! Ty go nauczaj i prowadź, Ty go broń w nieszczęściu...
Biedna matka dziecię do serca tuliła i gorzko płakała...
– Gdzie się obrócisz drogie dziecko w twoim wieku? tylko do pasienia trzody przydać się możesz, twój piesek tak do ciebie przywiązany, będzie ci pomagał.
Pawełek płakał, usiadł przy nogach matki, która go trzymała za rączki, bo czuła, że jej ostatnia godzina się zbliża. Piesek położył głowę na kolanach swego młodego pana i tchnieniem swoim go ogrzewał. Nareszcie zmęczony podróżą Pawełek zasnął. Gdy się obudził, dzień już był jasny, ptaszki śpiewały, cała natura w poranne wdzięki się ustroiła. Pawełek poczuł, że ręce matki, były zlodowaciałe, oczy jej otwarte, nieruchome, boleśnie go przerażały.
– Mamo wstań! – mówił do niej, ale matka nieruchoma zostawała – matka umarła!
Pawełek nie wiedział, co czynić. Ukląkł przy niej i płacząc odmówił pacierze i modlitewki, jakie umiał, gdy tymczasem piesek wył żałośnie. Pewien dzierżawca z żoną swoją przejeżdżając tamtędy, zlitował się nad nieszczęśliwym dziecięciem. Inni wieśniacy także nadeszli, włożyli umarłą na wóz i po chrześcijańsku ją pogrzebali.
Pawełek był bardzo miłym dzieckiem, jego roztropność, słodycz i prostota wszystkie serca mu zjednały. Dzierżawca zatrzymał go u siebie i powierzył mu trzodę owiec, których Pawełek z wiernym towarzyszem pieskiem swoim bardzo pilnie doglądał.
Pawełek dwa lata cicho i spokojnie na wsi przepędził. W tym czasie z wielką pobożnością, przez miejscowego proboszcza przygotowany, do pierwszej Komunii św. przystąpił a pilnując owiec w polu, albo się uczył albo czytał książki, których mu proboszcz użyczał. Często rozmyślał o latach dziecinnych, które z rodzicami przepędził, przypominał sobie rady umierającej matki i postanawiał zawsze je wypełniać.
Dzierżawca kontent był z Pawełka i winszował sobie, że na tak dobre dziecko natrafił, gdy nowe nieszczęście na biednego sierotę spadło. Pan Bóg wszakże nie opuścił go, i tę straszną burzę na dobro jego obrócił.
Pewnego dnia, gdy Pawełek przyszedł przypadkiem do stodoły pustej, znalazł się wobec dwóch służących, którzy pieniądze u swego pana skradzione między sobą rozdzielali. Ci ludzie bardzo się przelękli, że ich kradzież odkryto, ale zaradzić temu postanowili.
– Pójdź tu – rzecze jeden z nich do Pawełka – weź to złoto i milcz!
– Jeżeliście źle uczynili, to ofiarując mi pieniądze, tego nie naprawicie. Odnieście te pieniądze na miejsce z któregoście wzięli, a zadowolenie waszego sumienia da wam większą pociechę, niżeli używanie cudzej własności, którąście sobie przyswoili.
Na tę odpowiedź jeden ze złodziejów z gniewem rzucił się na Pawełka, który zaledwie umknąć zdołał. Drżący z bojaźni o następstwa tego fatalnego spotkania, gdy wieczorem z pola wrócił, widział oczy wszystkich na siebie zwrócone, łóżko jego było roztrzęsione, a gdy trzodę zamknął, pan zawołał go do siebie.
– Nieszczęśliwy hipokryto – rzecze do niego z gniewem – niewdzięczniku, przyjąłem cię do domu swojego, żebyś nie umarł z głodu, a ty odwdzięczając mi się za to, okradłeś mnie!
Pawełek zbladł, zdziwiony tym oskarżeniem, wśród łez ledwo mógł te słowa wymówić:
– Panie, jam nic u ciebie nie ukradł!
– Jak śmiesz zaprzeczać, odrzekł dzierżawca z gniewem – skądże masz te pieniądze w twoim łóżku znalezione? Te pieniądze wczoraj u mnie skradzione zostały.
I nie dając mu czasu na wymówienie ani jednego słowa, porwał gwałtownie biedaka i bił bez litości, aż mu ręce omdlały. Kazał potem skrwawione dziecię wrzucić do wozu i odstawić do więzienia. Urzędnik, któremu przedstawiono Pawełka, ujęty jego poczciwością i szczerością łagodnie się z nim obchodził. Pawełek jego dobrocią ośmielony otwarcie mu wszystko opowiedział. Urzędnik uznał jego niewinność, a wzruszony nieszczęściem dziecka, zatrzymał go w swoim domu, dopóki stosownego miejsca dla niego nie znalazł.
Tymczasem wysłał dwóch żandarmów na pojmanie złodziejów. Badani oddzielnie i przestraszeni świadectwem tego, na którego potwarz rzucili, zmieszali się i do winy się przyznali.
Pawełek oddany był do sławnego mechanika i pod jego przewodnictwem stał się rychło bardzo zdolnym i umiejętnym i wielce poszukiwanym mechanikiem. Uczęszczał przy tym do szkoły dla młodych rzemieślników założonej, którą wikariusz tej parafii zarządzał, wielkie tam uczynił postępy i wielce był od wszystkich poważany i kochany.
Jednego dnia ksiądz proboszcz tejże parafii wezwał Pawła do siebie i pewnemu poważnemu panu przedstawił go mówiąc:
– Oto młody mechanik, o którym wspominałem. Paweł jest bardzo zdolny i może być w fabryce pańskiej użyteczny; a przy tym jest najpobożniejszy i najzacniejszy z naszej szkoły.
Bogaty przemysłowiec bardzo upodobał sobie sympatycznego młodzieńca, wypytywał o rodzinę i z wielkim wzruszeniem słuchał opowiadania nieszczęść jego życia.
– Mój przyjacielu, rzekł do niego – czy nie jesteś synem przemysłowca twego nazwiska, z którym ja wiele dobrych stosunków miałem. Był to bardzo zacny człowiek, upadek jego fortuny był dla mnie bolesnym.
– Tak to był mój ojciec.
– W takim razie dom mój jest dla ciebie otwarty i będziesz w nim przyjęty jako syn zacnego męża, Bogu i ludziom miłego.
Na nowym stanowisku Paweł wierny upomnieniom matki, cnotliwie i bogobojnie postępował. Pragnąc być użytecznym, pracował gorliwie nad podniesieniem fabryki, toteż rychło na zaufanie jak i też na serdeczną życzliwość swojego opiekuna zasłużył.
Nie mając dzieci ani krewnych, którzy by jego interesami się zajmowali, przemysłowiec ten bardzo bogaty, począł fabrykę zaniedbywać. Przy pomocy zaś młodego, tak zdolnego i czynnego mechanika, nowa ochota do lepszego urządzenia fabryki w nim rozbudziła się. Żeby zaś tego lepiej dokonać, posłał Pawła zagranicę, żeby się w różnych krajach Europy nowym wynalazkom przypatrzył, i lepiej je później do swoich potrzeb zastosował. Wracając z tej długiej podróży nieco wcześniej niż się spodziewano, Paweł chciał niespodziankę swemu opiekunowi uczynić. Lecz zbliżając się do fabryki, nie słyszał świstania maszyny, nie widział dymu z kominów wychodzącego, słowem spostrzegł, że praca była przerwana. Niespokojny, czy się jakie nieszczęście nie stało, bieży co rychlej a spostrzegłszy robotników:
– Moi przyjaciele – rzecze do nich – cóż się to u was dzieje, czy się jakie nieszczęście nie przytrafiło?
– Nic się nie stało panie Pawle. Dziś na uczczenie twego powrotu nie ma roboty i wszyscy w świąteczne szaty ubrani jesteśmy.
Za chwilę potem, cała ogromna masa robotników zebrała się przy swoim chlebodawcy, który uroczyście Pawła im przedstawił, mówiąc:
– Od dnia dzisiejszego pan Paweł cały zarząd fabryki na siebie przyjmuje i we wszystkich interesach waszych z nim traktować będziecie.
Huczne okrzyki przerwały kilkakrotnie mowę pana K., który czule uściskał Pawła zapewniając go, że odtąd za ukochanego swego syna uważać go będzie.
Tak Pan Bóg nagrodził cnoty pobożnego młodzieńca, Matka Boska czuwała nad sierotą i opieką swoją los mu i fortunę zapewniła.
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 225-230.
Przypisy:
(1) "Kochajmy Maryję", str. 306.
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: