– Co mam począć – co mam począć? ja nędzna grzesznica. Tak mówiła z boleścią do siebie pobożna Karolina. Dawniej miałam tyle pociech duchownych: wszystko mi się uśmiechało – nieraz zdawało mi się, że Niebo nade mną otwarte; teraz wszystko to pierzchło – przepadło, jakby kamień rzucony w toń niezgłębionego morza. Naprawdę, nie pojmuję, co się ze mną dzieje. Niepewność o zbawienie mej duszy tak mnie od pewnego czasu trapi, że zdaje mi się, iż wszystkie zabiegi w tym celu powzięte na nic się nie przydadzą. Modlić się nawet nie mogę spokojnie, bo i to daremne usiłowanie.
Modlitwy moje nic nie znaczą przed Bogiem, bo jako grzesznica nie mogę być wysłuchana u Pana nad Pany, gdyż On jest samą Świętością. Od tych tak strasznych myśli do rozpaczy niedaleko. Rozpaczać? rozpaczać? to znaczy grzeszyć, a grzeszyć to Boga obrażać, a Boga obrażać, to stać się Jego nieprzyjacielem. Nie – nie – tego nie mogę uczynić; nie chcę, nie chcę nigdy do tego stopnia złości się posunąć. Tak! dobrze – ale kto mnie zapewni, że zbawioną będę? kto da mi rękojmię, że do potępionych należeć nie będę, że chcąc czy niechcąc nieprzyjaciółką Boga się nie stanę, i zamiast Jemu służyć i Jego kochać, na wieki złorzeczyć Mu muszę? Tu dreszcz silny wstrząsnął jej całą istotą. Wyjścia znaleźć nie mogła.
Wśród nawału czarnych myśli, błysła jedna myśl jasna. Rzecze do siebie: mam przecież zacnego spowiednika, sługa to Boży. On już nieraz rozwiązywał moje trudności. Pan Bóg działa przez jego słowa; zawsze czułam ulgę w sumieniu, gdym z nim rozmawiała. Dlaczegoż by tego teraz uczynić nie mógł?
Tak jest – pójdę do niego – otworzę z całą szczerością moje sumienie, może ten kamień zwątpień, skruszy się pod wpływem łaski Bożej.
To rzekłszy, ubrała się prędko i wyszła z domu. Po półgodzinnej drodze znalazła się przed bramą klasztoru OO. Dominikanów. Pociągnęła gorączkowo za drut od dzwonka. Drzwi się otwarły. Przy wejściu stanął brat zakonny.
– Czy O. Augustyn w klasztorze i czy mogę się z nim rozmówić?
– Tak jest, proszę zaczekać chwilkę, zaraz dam mu znać; – odpowiedział zakonnik – i wprowadził przybyłą do rozmownicy.
Jakoż niedługo czekała. Wkrótce dały się słyszeć kroki zbliżającego się kapłana.
Wszedł do rozmownicy.
Ona wstała, ucałowała rękę duchownego pasterza.
– Co powiesz Karolino? Widzę cię zmartwioną?
Ona zarumieniwszy się trochę, odrzekła:
– Tak, mój Ojcze duchowny.
– Wyznaj mi szczerze. Jeśli będę mógł coś zrobić, to wszelkich starań dołożę.
Tu poczęła mu otwierać swą duszę, swe zmartwienia i swe pokusy cnotliwa Karolina. Kapłan słuchał z uwagą – czasem zamyślał się głęboko, czasem znowu uśmiechał się, jak gdyby znalazł rozwiązanie na jej nierozwiązalne zagadnienia.
Skończywszy, czekała słów jego, jakby wyroczni.
– Córko moja, odezwie się sędziwy starzec, nie trap się tym bardzo. To są pokusy szatana, który chce cię doprowadzić najpierw do rozpaczy, a potem strącić do piekła. – Podobne pokusy miewał i św. Franciszek Salezy. Od dzieciństwa miał on wielkie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Za Jej pośrednictwem doświadczył wiele pociech duchownych, i zdawało mu się, że bez przeszkody przepłynie po spokojnym oceanie życia do przystani wieczności. W wielkim uniesieniu radości złożył z siebie ofiarę całopalną Bogu i Najświętszej Maryi Pannie ślubując dożywotnią czystość.
Lecz Pan Bóg chciał doświadczyć jego wierności: dopuszczając, by szatan dręczył go pokusami zwątpienia i rozpaczy.
Po chwilach spokoju, doznawała teraz dusza jego niewinna wielkich goryczy i oschłości duchownych. Duch ciemności z taką natarczywością uderzał w niego, że zdawało mu się daremne wszelkie duchowe przedsięwzięcie, bo i tak zgubionym będzie na wieki.
Pod wpływem tego czuł wielką niechęć i wstręt do wszystkiego, co go przedtem bawiło i zachwycało. Myśl, że jako potępiony będzie musiał nienawidzić Boga przez całą wieczność, do tego stopnia martwiła jego niewinne serce, że dniem i nocą nie mógł powstrzymać się od płaczu. Boleść wewnętrzna przelewała się w ciągłe westchnienia o miłosierdzie Boskie.
Wskutek ciągłego niepokoju tracił powoli zdrowie. Choroba powiększała się coraz bardziej. Wszyscy dziwili się temu nie znając przyczyny tak nagłej zmiany. On zaś nikomu nie powierzał tajemnic swego serca.
Pan Bóg widząc wierność swego sługi, zesłał mu myśl szczęśliwą, by udał się do owego kościoła, gdzie obfitując w rozkosze duchowne złożył ślub czystości.
Zmagając się z chorobą, poszedł za głosem wewnętrznym. Zaledwie wszedł do świątyni Pańskiej, szukał wzrokiem ukochanego przedmiotu; a znalazłszy utkwił w nim swe oczy. Widok ten powoli wlewał w jego duszę zbolałą nowe zdroje ufności i nowe ziarna nadziei. Usta jego poruszały się mimo woli, chcąc wypowiedzieć wszystkie uczucia duszy. Zdawało mu się, że rozmawia ze swoją Matką, u której szuka ukojenia. Po tej rozmowie z Maryją pierzchły wszelkie powątpiewania, a spokój wewnętrzny powrócił do dawnej siedziby. Odzyskawszy zdrowie duszy, powrócił wkrótce ku zdziwieniu wszystkich do zdrowia ciała.
Po tych słowach Karolinie lżej się zrobiło w duszy, oczy zabłysły nowym światłem, a serce zabiło żywszym tętnem miłości ku Bogu. Zrozumiała już wszystko.
Kapłan zaś ciągnął dalej.
– Św. Franciszek Salezy będąc w takich jak ty strapieniach, szukał pomocy u Najświętszej Maryi Panny. Idź i ty w jego ślady. Szukaj opieki u Tej, która starła głowę odwiecznemu nieprzyjacielowi naszego zbawienia. Ona ukoi Twoje boleści, Ona wznieci na nowo w Twym sercu iskrę zbawczej nadziei i ufności. Idź za jego przykładem cnotliwa duszo! A pokój niech będzie z tobą.
Łaska Boża działała przez słowa czcigodnego kapłana.
Karolina wróciła ze spokojem w duszy do domu.
Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 198-201.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: