– Moje dzieci, ostatni raz wracam z pola, gdzieśmy razem tak mile
pracowali. Jutro pożegnam was i pójdę do wieczności.
– Ojcze nie mów tak! Zdrów jesteś, praca utrzymuje twe siły, na
swój wiek tak dobrze wyglądasz!
– To prawda moje dzieci, ale każdy umrzeć musi i moja ostatnia
godzina już nadchodzi; jutro ona wybije.
Te słowa niezmiernie zdziwiły syna i synową pana Lekne. Oboje
myśleli, że ojciec ich pomieszania zmysłów dostał, gdyż był to silny mężczyzna,
wesołego usposobienia, które jest oznaką zdrowia; jakże więc przypuścić, że on
jutro umrze?
– Niech które z wnucząt pójdzie się dowiedzieć, czy ksiądz
proboszcz jest w domu, chciałbym się jak najrychlej wyspowiadać.
Dzieci były coraz więcej taką mową zdziwione, jednakże jedno z
wnucząt pobiegło do ks. proboszcza w Paray-le-Monial, w bliskości sławnego
klasztoru Wizytek.
Do plebani było niedaleko i ksiądz proboszcz rychło przybył.
– Co ci jest kochany panie Lekne? Jesteś zupełnie zdrów, a mówią
mi, że się chcesz na śmierć przygotować. Cóż ci się stało?
– Księże proboszczu, możesz czynić przygotowania do mojego
pogrzebu, bo jutro umrę i chcę użyć tego krótkiego czasu na przygotowanie się
do śmierci. Jutro rano, jeśli mi jeszcze Bóg pozwoli podczas Mszy przyjmę
Komunię świętą i będę czekał na zawołanie Pańskie. O godzinie trzeciej przeniosę
się do wieczności.
Ksiądz proboszcz mniemał także, że p. Lekne pomieszania zmysłów
dostał, uspokajał go, że w tym oczekiwaniu śmierci nie ma żadnego
prawdopodobieństwa; lecz jego życzliwe uwagi nie zmieniły przekonania pana
Lekne, który zawsze przy swoim obstawał.
Był to dobry i pobożny chrześcijanin, jakich wtedy wiele jeszcze
we Francji było. Chociaż brał udział we wszystkich wojnach pierwszej republiki
francuskiej, chlubił się jednak, że nigdy codziennych pacierzy nie opuścił, do
których dodawał szczególną modlitewkę do Najświętszej Panny, prosząc, aby mu
godzinę śmierci oznajmiła.
– Oto księże proboszczu, jakim sposobem wysłuchany zostałem. Dziś,
gdym wracał z pola, przechodziłem około kapliczki Ramsy. Chciałem tam zajść,
jak to zwykle czyniłem, ale już późno było, więc pozdrowiłem tylko Matkę Boską
moją zwyczajną modlitewką, żeby mi godzinę śmierci oznajmiła. – Wszedłem potem
do alei – gdy w tejże chwili spostrzegłem przed sobą stojącą piękną panią w
bieli. Słodki wyraz jej twarzy, jej nadzwyczajna piękność tak mnie zachwyciły,
żem się wcale nie przeląkł.
Powiedziała do mnie słów kilka i znikła.
W tym momencie kilka osób przechodzących, do mnie się zbliżyło.
Nic oni nie widzieli i nic nie słyszeli, ale się dziwili, widząc, że stoję
nieruchomy, szukając wzrokiem pięknej pani, która ze mną rozmawiała. –
Przechodnie pytali mię, czego ja tak stoję na ulicy, i czemu tak bardzo
wzruszony jestem. Odpowiedziałem, że tylko co widziałem białą panią, tak
piękną, że wyrazić tego nie podobna.
– Trzeba było zapytać się, kto ona jest i czego chce.
– Owszem, ona do mnie mówiła.
– A cóż ona ci powiedziała?
– Głosem tak dźwięcznym, że mi aż do serca przeniknął,
powiedziała, że wysłuchała codziennej modlitwy mojej.
– Umrzesz jutro o trzeciej godzinie – dodała, przygotuj się na
śmierć.
Przechodnie ci zrazu mniemali, że pan Lekne żartuje, lecz gdy on
nieodmiennie twierdził, że widział białą damę, której oni wcale nie widzieli,
uważali go za dziwaka i odchodzili mówiąc:
– Lekne stracił głowę. Tego właśnie w jego rodzinie się lękano; i
każdy po swojemu tę rzecz tłumaczył.
– Za wiele wina wypił, szeptano wokoło niego i ksiądz proboszcz,
jako i jego wikariusze, którzy z nim przyszli, a nawet dzieci pana Lekne
mniemali, że nie inna jest przyczyna tego nadzwyczajnego wzruszenia ich ojca.
– Obaczycie, że nie kłamię, i że jutro o trzeciej godzinie umrę!
powtarzał z przekonaniem pan Lekne, któremu nikt wierzyć nie chciał.
– Przez litość, księże proboszczu wyspowiadaj mię! Pewno nie
zechcesz, żebym stanął przed Bogiem nie otrzymawszy ostatniego rozgrzeszenia;
ale wielkie wzruszenie p. Lekne, tym bardziej wszystkich przekonywało, że głowę
stracił.
– Jutro wyspowiadam cię, mówił ks. proboszcz, jeszcze będzie
dosyć czasu, teraz uspokój się i spocznij trochę! Te słowa niemal do rozpaczy
przyprowadziły pana Lekne, który tak mocno nalegał, że nareszcie jeden z
wikariuszów zgodził się na spowiedź, ażeby go uspokoić.
Pan Lekne całą noc na modlitwie przepędził, nazajutrz rano poszedł
na Mszę św. i po długim dziękczynieniu wrócił do domu. Prosił o ostatnie
namaszczenie, ale że nie był chory, ks. proboszcz odmówił mu tym bardziej, iż
mniemał, że jest jakąś manią dotknięty.
Te dziwne wypadki rychło się po mieście rozeszły. Tłumy ciekawych
tłoczyły się do domu pana Lekne. Znajomi przychodzili do niego, ażeby usłyszeć
opowieść o objawieniu się białej damy. Niektórzy się z niego śmiali, inni nad
nim ubolewali, jednak niektórzy ze starych ludzi przypominali, że kiedyś
podobne ostrzeżenia były nagrodą za wytrwałą przez całe życie modlitwę i
utrzymywali, że pan Lekne mógł rzeczywiście taką łaskę od Matki Boskiej
otrzymać.
Tymczasem coraz większe tłumy na ulicach się zbierały.
Dzieci w mieście między sobą mówiły:
– Pójdźmy obaczyć jak p. Lekne będzie umierał! – Przyjaciele zaś
rodziny przychodzili, uścisnąć w milczeniu rękę tego nadzwyczajnego człowieka.
Lekne, w rzeczy samej, pełen życia i zdrowia prosił, żeby mu
czytano modlitwy, z którymi z pobożnością sercem się łączył; przerywał je tylko
dla powitania nowo przybywających gości, dziękował im za współczucie,
przepraszał za zgorszenie, jakie im mógł dać, zachęcał do pobożnego życia, aby
zawsze na sąd Boży gotowymi byli.
Od drugiej do trzeciej godziny głębokie milczenie w tłumie
zaległo. Drzwi od pokoju p. Lekne, które wychodziły na ulicę, były otwarte,
każdy tam wejść mógł. Lekne położył się na łóżku i prosił, żeby powtórzono
modlitwy za konających. Wszyscy byli w okropnym oczekiwaniu. Każdy zapytywał w
duchu, czy rzeczywiście Matka Boska mu się ukazała i czy o trzeciej umrze?
Chwila za chwilą upływały, a wzruszenie tłumu w miarę zbliżającej
się fatalnej godziny, coraz bardziej się wzmagało. Gdy zaś zegar miejski wybił
trzy kwadranse na trzecią, wzruszenie było nie do opisania. Tłumy napełniające
pokój umierającego upadły na kolana, i tylko wśród łkania słychać było głos
córki Leknego, odmawiającej modlitwy za konających.
Na ulicy także niespokojne tłumy milczały i modliły się; ale gdy
zegar począł kwadranse przed trzecią wybijać, wszyscy jak elektrycznym
drgnięciem dotknięci, nagle się zerwali. Chęć oglądania, co się stanie, nad
wszystkie względy się wzniosła. Sam Lekne podniósł się na łożu, pobłogosławił
swym dzieciom, wziął gromnicę, przeżegnał się, wymówił: Jezu, Maryjo, Józefie,
wam oddaję duszę moją! potem liczył głośno uderzenie zegara. Raz! Dwa! Trzy!
Gdy wymówił trzy – dusza jego stanęła przed Bogiem. Nagłe zerwanie żyły
sercowej (anewryzm) wprowadziło go do wieczności.
Śmierć ta głębokie na wszystkich uczyniła wrażenie, bezbożni nawet
czuli się mocno tym wypadkiem wzruszeni, choć do tego przyznać się nie chcieli.
Wierni zaś słudzy Maryi, utwierdzili się w ufności, ku niebieskiej Matce, która
nikogo nie opuszcza i wszystkimi się opiekuje. Przez długi czas w
Paray-le-Monial matki opowiadały tę historię dziatkom swoim, dodając, iż
jeżeli chcą dobrze się na śmierć przygotować, niech co dzień proszą Matkę
Boską, żeby im godzinę śmierci oznajmić raczyła.
(Podług opowiadań pewnego kapłana naocznego świadka śmierci
pana Lekne).
Za
Przyczyną Maryi. Przykłady opieki
Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925),
redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu
Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj).
Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 186-191.
Przypisy:
(*)
"Kochajmy Maryję", str. 227.
Kraków 2006
Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: