Kilka słów
z powodu wystosowanego do redakcji listu
przez pana E. B. N.

Szanowny Panie! Na list Jego pozwalamy sobie odpowiedzieć w drodze publicystyki, a to dlatego, że na poruszone przez Niego niektóre kwestie, równie jak On zapatrywać się zwykła nawet zacna a radzi byśmy wierzyć, że i szczerze do Kościoła przywiązana przeważna część wykszałceńszej u nas publiczności. Korzystamy więc tutaj z nasuniętej nam okazji, aby się wywiązać z obowiązku naszego i wypowiedzieć chociaż pobieżnie ale o ile można jak najjaśniej nasze w tej materii zdanie. Zanim jednak do głównego przystąpimy przedmiotu, pozwoli nam Szanowny Pan podziękować Mu przede wszystkim za zaszczyt jaki nam uczynił listem swoim, w którym się oświadcza ze swoimi szczerze katolickimi zasadami. Cenny on jest dla nas a to o tyle więcej, o ile, że pochodzi od obywatela kraju, męża obyczaju staropolskiego, od męża wpływu. Atoli zmuszeni jesteśmy obok tego odeprzeć przede wszystkim uczynione nam przez Niego zarzuty, mające dotykać jak to z toku myśli Jego doruzumieć się należy, jedynie osobistych a dowolnych naszych sądów, od których roztropność radzi odstąpić a co najmniej z nimi nie występować. Rzeczywiście, gdyby one były natury czysto politycznej lub ściśle naukowej, wonczas i to nie we wszystkich razach najzupełniejszą gotowi bylibyśmy przyznać Mu słuszność; ale jeśli one wypływają z zasad sięgających samej podwaliny moralności chrześcijańskiej, prawa i istotnego ustroju chrześcijanizmu, w takim razie odstąpić od nich bez wyraźnego przeniewierzenia się prawdzie i wierze, pismo nasze ani na jeden włos nie powinno i nie może, chociażby miało być wskazanym na najkompletniejsze od publiczności nieuznanie. Przegląd biorąc sobie za wzór jednego z najznakomitszych nowych czasów istotnie rycerskiego katolickiego pisarza, wziął i jego chlubne wielce godło "fide ac veritate" prawdą i wiarą, i już tym samym zatwierdził najwyraźniej cel swój do jakiego dążyć ma ustawicznie. W wierze i prawdzie, wiarą i prawdą służyć chce na polu publicystyki naukowo-literacko-religijnej rodzinnemu społeczeństwu, służyć rzetelnie podnosząc zdrowe pojęcia i zasady, które w tak niegodziwy sposób przez menerów dezorganizacyjnej liberalnej naszej prasy i antyreligijnego publicznego wychowania, w imię to rzekomego postępu, nauki, oświaty, patriotyzmu to tego odradzającego się poganizmu ochrzczonego imieniem nowożytnej cywilizacji, równie wrogiej chrześcijanizmowi jak i nauce, są ustawicznie atakowane, spotwarzane i najsolenniej wyklęte. Wobec takich przeciwników znajdujący się Przegląd nie może i nie powinien być dla nich pobłażliwym, trzymać się drogi półśrodkowej lub obwijać wypowiedzianą prawdę w jedwabne słówka i w mgliste frazesa, będące jeno przymiotem tego rodzaju ludzi, których znakomity pisarz francuski dowcipnie nazywa: oiseu bleu. Nie, nie Szanowny Panie, taka taktyka do niczego doprowadzić nie może. Musimy cout que cout nacierać na przeciwnika śmiało i otwarcie, bez najmniejszego go oszczędzania zadawać mu ciosy i to tak silne, jak silne są jego razy wymierzane przeciwko jedynemu Stróżowi prawdziwego postępu i cywilizacji i jedynej zarazem podstawie naszej narodowości Kościołowi świętemu.

Na gruncie gdzie biurokracja austriacka, brudny józefinizm, doktryny niemieckiego sceptycyzmu przez wiek cały pracowały nad skażeniem staropolskiego ducha i katolickiego zmysłu, pismo naukowo-literackie równie jak i każdy uczciwy dziennik polityczny nie może i nie powinno zająć innego stanowiska, jeno wybitnie katolickie, o barwach wydatnych, jeżeli pragnie Ojczyźnie swojej z prawdziwym służyć pożytkiem. Nie wolno mu i to ani jednej chwili chwiejnym być w zasadach swoich lub pobłażliwym i łagodnym wobec przesądów, gdyż groziłoby mu to utratą racji jego bytu. Będzie kamieniem obrażenia. Tym lepiej, to dowód żywotności i takim nadal pozostać powinno już dlatego samego, że jego obowiązkiem dotykać każdej moralnej rany na ciele naszego społeczeństwa będącej. W takim kierunku redagując nasz Przegląd, będziemy mogli śmiało powiedzieć, że nie pragniemy niczego więcej, jak jeno przyłożyć z naszej strony jedną więcej cegiełkę do żywotnych podstaw Ojczyzny naszej, na których jedynie wznieść się może jej przyszłość. I myli się grubo recenzent naszego Przeglądu w Gazecie Narodowej, przypisując nam ambitne pragnienia (1). Nie, nie, jeśli mamy jakie to nadzwyczaj skromne a w każdym razie godziwe. W szczupłym zakresie chcemy pracować na chwałę Kościoła i dla dobra Ojczyzny. Nie gonimy za popularnością, nie mamy żadnych widoków na celu, bo o żadnej zgoła dla siebie w Galicji nie marzymy przyszłości. Chcemy jeno wywiązać się z obowiązku naszego względem kraju, do czego każdy, rzetelnie Ojczyznę swoją miłujący poczuwać się powinien. Salus Reipublicae suprema lex esto. Znamy dobrze niedostatki nasze i upewniamy szanownego recenzenta naszego Przeglądu, że o dokonaniu tak wielkich znowu rzeczy, o jakie nas posądza, bynajmniej nie myślimy. Ot byle jeno skupić chociaż szczupłe grono czytelników naszego pisma około naszego sztandaru "prawdy i wiary", byle przyczynić się do zdemaskowania naszego liberalnego dziennikarstwa, wreszcie wytrącić z rąk chociażby mniejszej połowie duchowieństwa dzienniki takiego rodzaju jak na przykład Gazeta Narodowa, Kraj, Dziennik Polski, Lwowski, et tutti quanti, a już niemałych dokonalibyśmy rzeczy. Otóż to jedynie mamy na celu, to szczyt naszych pragnień i miło nam je wypowiedzieć i przed naszymi czytelnikami. A jeśli do tego dojść zdołamy, wonczas na cały głos będziemy się mogli do redaktorów wyżej wspomnianych dzienników odezwać: hola mości panowie, jutrem wy już samowładnie rozrządzać nie będziecie, ono należeć będzie do ludzi katolickiego na wskroś ducha, którzy z nieporównanie większą od nas zdolnością zasłaniać będą Salus Reipublicae przed tymi dokonywanymi ustawicznie przez was eksperymentami na schorzałym ciele nieszczęśliwej a drogiej nam wielce Ojczyzny!

One to właśnie wytworzyły w pojęciach tak chaotyczne ogólne pomieszanie pojęć i do takiego stopnia umiały wcielić najmonstrualniejsze swoje zasady w większość społeczeństwa tutejszej kraju naszego prowincji, że nawet ludzie cnoty, uczciwego konserwatyzmu i przywiązani poniekąd do Kościoła jak ty Szanowny Panie, nie tylko nie potrafili się uchronić od zgubnego ich wpływu, ale owszem mimo to nawet że je uroczyście potępiają, ulegli im najkompletniej wbrew swojej własnej woli. Zdziwisz się zapewne Szanowny Panie, że Cię do tej kategorii bez najmniejszego wahania ośmieliliśmy się zaliczyć. A jednak nie czynimy tego bez słusznego powodu. Zarzut bowiem uczyniony przez Ciebie Przeglądowi naszemu najwidoczniej i bez najmniejszej wątpliwości potwierdza nasze słowa. Pozwalamy więc sobie przytoczyć go tutaj in extenso: "Przegląd Lwowski dopuszcza się niemałej niedorzeczności" że "nie dając żadnych wskazówek swoim czytelnikom" "stawia w paraleli obok nieugiętego męczennika X. Arcybiskupa Felińskiego" Prymasa (*), który "bez upoważnienia wiernych swoich diecezji w ich imieniu składa adres wierno-poddańczy Głowie masonów nowożytnemu Attylli". Czyż więc ten cały ustęp z Twojego listu, Szanowny Panie, do tego pozbawiony jeszcze przez nas jaskrawych epitetów, które umieścić w piśmie naszym nigdy byśmy nie śmieli, nie wygląda na literalną reprodukcję owych niegodziwych i nikczemnych inkryminacji, jakich się dopuszcza Gazeta Narodowa? Jak to, więc "bez wskazówek żadnych" bez zbadania i świadomości rzeczy i Ty Szanowny Panie, wierny jak mówisz katolik rzucasz kamieniem potępienia na Biskupa, który jest kwiatem i ozdobą Episkopatu dzisiejszego w Polsce! Bez "wskazówek żadnych" dajesz łacniej wiarę i to Gazetom przez Ciebie nawet potępionym, gazetom, które ze świadomością dokładną w celach łatwych do odgadnięcia przeistaczają fakta i bluzgają kałem na najdzielniejszego z Biskupów, dlatego, że w Nim widzą największego przeciwnika swoich zasad i planów, że Go dla siebie pozyskać nie mogą! I Ty im Panie wierzysz więcej jak pismu katolickiemu? Mówisz, że złożył adres "bez upoważnienia wiernych". Jak to, Ty Panie, katolik mógłżebyś pragnąć, aby Biskup poddawał czysto kościelnej natury działania swoje pod placetum ostatniego z ochrzczonych wprawdzie, ale uderzających zaciekle w powagę Kościoła niedowiarków? Jak to, Biskup katolicki w kraju katolickim, otrzymujący wprost od Boga władzę do rządzenia powierzonym sobie Kościołem, ma już zejść do roli prostego hajduka, któremu nie wolno nawet w sprawach kościelnych nic uczynić, dopóki gromadzie nie spodoba się jednozgodnie na to zezwolić? Więc wedle Twego twierdzenia Szanowny Panie, należałoby poddać zarząd pasterski w Kościele pod głosowanie powszechne na mocy którego i żydowski kahał z rabinem na czele, boć żydzi są niby Polakami, dawać będzie kreskę jak i co Biskup ma robić. A to pięknych jak widać rzeczy żądasz. Więcej nie pragną nawet i masoni, których twoje katolickie uczucie tak słusznie potępia. Wspominasz następnie, że ks. Prymas składał adres wierno-poddańczy. Owóż adres nie jest wcale wyrazem uczuć politycznych, ale po prostu odwołuje się w nim Biskup Katolicki do Monarchy przypominając Mu Jego obowiązek czuwania nad tym, aby religia poddanych berłu jego katolików nie ponosiła szwanku w swojej wolności, która dzisiaj z pozbawieniem władzy doczesnej Ojca św. przez brygantyczny najazd włoski, rzeczywiście na ogromne niebezpieczeństwa jest wystawioną. Zarzucasz Szanowny Panie, że Biskup katolicki szuka pomocy u Monarchy i to takiego co jest głową masonów, a chciałeś dodać, że i jednego z tych co rozpłatali Ojczyznę Naszą. A więc i cóż z tego? Azali to wszystko zwalnia katolików od obowiązku proszenia Go o pomoc dla uciśniętego Kościoła, chociażby nawet powątpiewali, czy ich prośba skutek jaki odniesie? Nie, nic ich od tego obowiązku zwolnić nie może tak, jak nie zwalnia poczciwego syna od obowiązku wzywać na pomoc dla nieszczęśliwego swego ojca człowieka, którego charakter byłby najnieuczciwszym, jeśli jeno on człowiek rękę podać mu może. Dobry syn błagać go będzie, chociażby był nawet rozbójnikiem i sprawcą niedoli jego ojca! A jeśli taki postępek nie kala syna ale dodaje chwały jego imieniowi, bo o szlachetnych jego uczuciach zaświadcza, tak i ten krok dostojnego Prymasa nie tylko że najmniejszej ujmy charakterowi jego biskupiemu i polskiemu nie przynosi, ale owszem chlubą go okrywa. Toteż jesteśmy najsilniej o tym przekonani, że historia zaszczytną kiedyś kartę Mu poświęci. Ale, po co nam odwoływać się do przyszłości, kiedy już i dzisiaj ludzie podnioślejszego a przenikliwego umysłu a do tego Francuzi, których to najwięcej razić powinno, oto co piszą o tym kroku czcigodnego Prymasa: "Słynny obrońca nieomylności papieskiej (jak słusznie to podnoszą Debaty) i mocno w tej zasadzie ugruntowany bez względu na życzenia swego rządu heretyckiego i despotycznego, Arcybiskup poznański, stanął przed królem pruskim jako kapłan, który nie pozwala ludzkiej władzy rządzić sumieniem, i który nie potrzebuje innej siły, prócz swego sumienia, aby dopełnić obowiązku względem siebie, względem ludzi i względem Boga. Upominając się o prawa monarsze Papieża, dał do zrozumienia człowiekowi dziś najpotężniejszemu i najgroźniejszemu w świecie, że jest prawo, które opiera się sile, jest sędzia wojsk i królów zwycięskich, że są artykuły wiary, których artyleria nie zgniecie, a choć zdają się być zwyciężone, zapanują w przyszłości i na odwrót zgniotą wszystkie artylerie. Jestże w jakim gabinecie dyplomatycznym lub w jakiej redakcji człowiek, co by mógł i chciał powiedzieć królowi pruskiemu rzecz taką?" (2).

Nie jestże to więc dowodem, jak nisko już upadliśmy, do jakiej aberracji w naszych sądach przywiodły nas nasze pseudo-liberalne dzienniki, kiedy na czyny wzbudzające u obcych podziw, chwałę i zaszczyt imieniowi polskiemu przynoszące, my rzucamy kałem i przerobionym z ulicy błotem. Ha! moi panowie, jeśli więc już koniecznie na dostojnego Prymasa z całą biskupią godnością stającego przed królem pruskim, gniewliwie zżymać i wymyślać mu chcecie, to musicie jedną i tąż samą rządzić się wagą i miarą tak względem niego jak i względem owej biednej litewskiej dziewicy żebrzącej u stóp okrutnego Murawiewa o łaskę dla skazanego do kopalń jej ojca, i względem owej nieszczęśliwej wdowy ścielącej się do nóg temu zdrajcy Kościoła i narodu Niemeksie i błagającej go, aby się wstawił za wskazanym na śmierć jej synem jedynakiem; piętnujcież ich tedy razem cechą i hańby i zbrodni, abyście mogli sobie ostatecznie przyznać, że jesteście w patriotyzmie waszym bezrozumni!

* * *

Szanowny Panie! Zarzut uczyniony nam przez Niego, w dobitny i żadnej wątpliwości nie ulegający sposób, przekonywa nas wreszcie, nie tylko już o tym, żeś się Szanowny Panie samochcąc wplątał w sieci dezorganizacyjnej prasy i stałeś się w Twoim liście odbitym echem najnikczemniejszych inkryminacji, jakich organ wybitnej schizmatyckiej dążności pierwszy się dopuścił (3), żeś tym samym złożył dowody nieodpowiedniej poważnemu a słusznie szanowanemu obywatelowi w kraju, więcej niż grzesznej lekkomyślności, ale co więcej, zanegowałeś najkompletniej i boskość Kościoła, i wszelkie zasadnicze prawa kierowniczego i pasterskiego w Nim urzędu. W rodzaju bowiem Jego zarzutów, które wyżej przytoczyliśmy, każdy, kto jeno ma odrobinę zmysłu szczerze katolickiego, spostrzec musi całkowicie obnażone socjalno-państwowe teorie tej ateistycznej szkoły dzisiejszych polityków, co chcą wziąć Kościół Chrystusowy pod strychulec ukutego przez nich nowożytnego prawa, a właściwie bezprawia, i zepchnąć go do rzędu zwyczajnych ludzkich instytucji i stowarzyszeń narodowych. Ani chcemy, ani radzi byśmy przypuszczać, że jesteś rzecznikiem podobnych doktryn i zasad, tym bardziej, że się odwołujesz w liście swoim, że jesteś katolikiem. Jakiż więc środek wynaleźć do wyjścia z tego zaklętego koła, w jakie prawdopodobnie ani przypuszczałeś, że się wpleść możesz? Dwie nam jedynie pozostają drogi, wprawdzie nie bardzo przyjemne, ale w każdym razie przekonać nas mogące, że tak źle nie myślałeś, jakby to niestety ze słów Twoich Szanowny Panie wnioskować wypadało. Do jednej więc z tych dwóch smutnych u nas kategorii katolików zaliczyć Cię w takim razie musimy: Albo do tej, której najzupełniej jest obcą historyczna przeszłość Kościoła, i w której nawet skądinąd wykształceni ludzie odznaczają się najgrubszą ignorancją pierwszych zasad zwykłego katechizmu, wskutek czego najopaczniejsze wypowiadają o Kościele brednie i najmonstrualniejsze o Nim mają wyobrażenia; lub co gorzej, do rodzaju tych co to albo z powodu uświęconego wiekami w narodzie naszym zwyczaju, albo dla wyróżnienia się i dla zachowania pewnych form przyzwoitości, najczęściej zaś i w przeważnej podobno liczbie ze stanowiska konserwatyzmu, ze względów utylitarnych wyznają się być katolikami, chociaż nauce i objawom życia katolickiego Kościoła zuchwale się sprzeciwiają. A takim swoim zachowaniem się, nie tylko przyczyniają się do zadawanych Kościołowi ciosów, ale zarazem narażają i wszelkie podstawy prawa, porządku i rodzinnego życia na zupełną zatratę. Bo i nie łudźmy się Szanowny Panie, sfanatyzowani fałszywym liberalizmem i naniesionymi do nas z zachodu socjalno-demokratycznymi pojęciami, jednej chwilki nie próżnują, ale pod pozorem rzekomego patriotyzmu wyzyskują dla swoich planów masy średniego stanu, owładnąwszy już po większej części tak zwaną u nas po miastach intelligencję. Przekonani zaś o nieporadności naszej szlachty i ludzi konserwatyzmu, coraz śmielej uderzają w Kościół, bo widzą w Nim jedynego śmiałego swoich planów przeciwnika, bo On broniąc praw swoich, broni zarazem społeczeństwa od anarchii i moralnego upadku. Co więcej, widząc was moi Panowie katolikami, ale jeno ze zwyczaju, oziębłych i obojętnych w religijnych przeświadczeniach, konserwatystami ale a la Votaire, nie z zasady i zamiłowania porządku, nie dla idei i ze szczerego przekonania, ale jedynie z pobudek utylitarnych, i dlatego nie tylko że się już na was nie oglądają, ale od czasu do czasu w publicystyce dziennikarskiej bluzgają wam już otwarcie kałem w oczy i pomiatać Wami poczynają (4). Słuszna kara za takiego rodzaju katolicyzm i konserwatyzm, które nie są w istocie czym innym, jedno parawanem, za jakim ukrywacie moi Panowie Wasze samolubstwo! I jeżeli nie będziecie stać silnie w obronie Kościoła, to ani Wasze zasady pokostem liberalizmu powleczone, ani Wasze mizdrzenia się do rzekomej demokracji, ani łączenie Waszych głosów z wrzaskliwym chórem nienawistnej Kościołowi naszej liberalnej prasy, ani podawanie jej Waszej ręki w walce przeciwko nieugiętym obrońcom Kościoła, nie uchroni Was od zaguby, jaką oni Wam właśnie gotują. Przekonani jesteśmy, że kiedyś poznacie fałszywy ten sposób Waszego dzisiaj postępowania, ale czy to już nie będzie za późno, czy to nie będzie przejrzeniem takim, jak owej w wieku zeszłym francuskiej szlachty w wilgotnym lochu więzienia lub wobec topora lub szubienicy. Bo ślepym, głuchym i naiwnym wielce być potrzeba, aby nie widzieć i nie rozumieć, do czego to wszystko zmierza, co się koło nas dzieje. Czy nie uważacie Szanowny Panie, jakie słowa, wprawdzie mimochodem i z pewną nieśmiałością, ale bądź co bądź już je nam wypowiadają. Oto najformalniej nam i Wam polska Szlachto, grożą narodową karnością! (5). Wyraz to nadzwyczaj elastyczny i przypominający zarazem ową karność, posługującą się przed kilkoma laty stryczkiem i sztyletem. Karność, jakiej używało owo stronnictwo, terroryzujące naród cały, aby śmiertelnemu wrogowi naszej Ojczyzny otworzyć na oścież drogę do gwałtów, mordów i zupełnego wytępienia u nas katolicyzmu. Taką karnością i dzisiaj nam grożą dawni adherenci owego stronnictwa, którzy się nigdy niczego nauczyć i z niczego poprawić nie chcą, ale są gotowi każdej chwili posunąć się do nowych czynów, aby raz setny złożyć jeszcze dowód, że:

"Il ne sont capable, que de sotises coupables" (**).

Zacny Krasiński marzył ongi o szlachcie naszej, jak ona sama jedna na ostrzach rycerskich szabel swoich wspierać będzie walącą się kopułę św. Piotra. Biedny! jęknąłby dzisiaj z boleści na widok tej ogólnej u niej obojętności dla Kościoła. Ciężki to zaprawdę grzech, a tym cięższy, im dawniej w nas zakorzeniony, im powszechniejsze w życiu znajduje zastosowanie. Boć wyjątki na palcach policzyć się dadzą. Już Skarga w przedziwnym kazaniu swoim, "Wzywanie do pokuty", wyrzucał to zgromadzonemu na sejm rycerstwu w te słowa: "Kościoła św. nie bronim, mając po temu dosyć i nazbyt możności". Skutkiem tego grzechu powstały wichrzenia innowierców w Rzeczypospolitej, jakie ją do upadku przywiodły i poszliśmy następnie pod ohydne jarzmo niewoli. Dzisiaj poprawić się nie chcemy. Któż więc wie, jakie jeszcze czekają nas losy? Ale jakiekolwiek jednak one będą, wiedzcież moi Panowie, że mimo Waszej obojętności na sprawę Kościoła, i owszem właśnie dlatego, znajdziecie się i Wy obok nas sług zakrystii, jak nas nazywa pajacowskie wyprawiający sztuki kronikarz Dziennika Polskiego, i Wy z nami pławić się będziecie w potokach tej krwi, jaką przelać pragną idący ręka w rękę z moskiewskim despotyzmem, zaciekli w bezbożności rewolucjoniści. Ale Kościół z tego kataklizmu wcześniej czy później, zwalczywszy fałsz i zbrodnię, wyjdzie zwycięsko, i na nowo przynależne Jego posłannictwu w społeczeństwie zajmie znowu miejsce; gdy tymczasem bez Was moi Panowie obejść się potrafią!

Na tym dzisiaj kończymy pierwszą część tej naszej odpowiedzi na Twój list Szanowny Panie, atoli nie możemy jeszcze pominąć owego wyrzutu, i to wykrzyknikiem naznaczonego, jaki nam uczyniłeś, za owo srogie, jak mówisz, potępienie lwowskiego dziennikarstwa. A jakież to stanowisko zająć możemy lub powinniśmy wobec rozbójniczych wycieczek na to wszystko, co polskiemu sercu i drogie i święte, jakich się bezkarnie dopuszcza liberalna prassa lwowska? Gdyby to ona grzeszyła samą tylko nieświadomością rzeczy, gdyby podawane przez nią czytelnikom brednie, pochodziły jedynie z jej błędnego sposobu widzenia, ale dobrej nie były pozbawione wiary, ha! wonczas miałbyś może i pewną rację Szanowny Panie – gdyż możebną byłaby z nimi polemika. Ale kiedy z każdego niemal wypowiedzianego przez nie w rzeczach szczególniej łączność z Kościołem mającego słowa, wychylają się nieuczciwość, zła wiara obok grubej ignorancji, tendencyjne kłamstwa obok ohydnej potwarzy, niegodziwe cele obok najnikczemniejszej hipokryzji, ha! na takiego rodzaju pisma nie ma innego środka, jak jeno biczować je z rozpalonych słów uwitą rózgą, żelaznymi dławić argumentami i zdzierać z nich maskę, jaką zasłaniają obrzydliwości swoje. Niepodobieństwem zachować względem nich salonowe, chłodne usposobienie. Najbardziej flegmatycznego charakteru człowiek wybuchnąć musi całą siłą gwałtownego oburzenia, widząc w przeciwniku znieważyciela swojej czcigodnej i najdroższej mu Matki. Uprzejmość i miękka łagodna grzeczność okazywana przez niego takiemu niegodziwcowi, dowodziłyby w nim braku przywiązania i miłości synowskiej, a nawet oskarżać by go mogły o najhaniebniejszą niegodziwość. A czyż to w innym położeniu znajdujemy się wobec liberalnej prassy lwowskiej? Czyż nasze o niej sprawozdania w dziale "Stanowisko Przeglądu do dziennikarstwa", nie stwierdzają cytatami z tych dzienników wyjętymi, że właśnie należą one do tej kategorii niegodziwców, targających się na cześć i honor Najdroższej nam Matki, bo Kościoła św. Czyż sądzisz Szanowny Panie, że jeno dla dogodzenia fantastycznym naszym uprzedzeniom poświęcamy nocną pracę i narażamy się na inwektywy i obelgi, jakie nam rzucił w twarz taki żydowski, polskim się zowiący Dziennik, lub taki Szczutek, istny ilustrowany u nas paszkwil! Nie, nie, Szanowny Panie, w obronie to jedynie Kościoła św. i dla dobra Ojczyzny podjęliśmy naszą pracę, a jeżeli zaś w tym ciężkim zawodzie naszym walcząc, wymierzać musimy ciosy, którymi gdyby nie wymagała tego konieczność, chętnie byśmy się nie posługiwali, jeśli zadajemy im nieraz bolesne razy, ha! to i cóż mamy robić? Stać może bezczynnie i palić im komplementa dopóty, dopokąd nas nie powalą, Kościół z kretesem nie zbezczeszczą? O nie! radzi nieradzi, wszelkimi siłami bronić się musimy i najpotężniejsze zadawać im cięcia, aby ich o ile można zwalczyć i pokonać. A tak postępując, nie tylko, że wywiązujemy się z naszego synowskiego względem Kościoła i Ojczyzny obowiązku, ale oddamy ogromną przysługę polskiemu społeczeństwu, bo ugodzimy nie w osobę prywatną, ale publiczną, w tych, którzy reprezentują wrogą Kościołowi i Ojczyźnie potęgę. Wreszcie praca nasza dopiero rozpoczęta, a da Bóg, kiedy ją ukończymy, odbijemy nasz "przegląd dziennikarstwa polskiego" w kilku tysiącach egzemplarzy i rozrzucimy po całym kraju, aby się raz już w końcu przekonano, czym to są owe za przewodników narzucające się nam dzienniki, do czego nas prowadzą i jakiego to rodzaju podają pokarm, ku umysłowej strawie naszej publiczności!

Wreszcie, wyznajemy otwarcie Szanowny Panie, że smutny nadzwyczaj los przypadł nam dzisiaj katolikom w katolickim na wskroś ongi kraju. Kochamy całą duszą naród nasz i dlatego pragnęlibyśmy, aby nie było między nami religijnych lub politycznych waśni, i aby cały naród i jednakowo wierzył i jednej uczciwej trzymał się politycznej modły; ależ kiedy inni, pierwsi i od dawna rozbrat z przeszłością katolicką w naszym narodzie uczynili i jedność rozdarli, my dlatego właśnie, że prawdziwego dobra narodu naszego pragniemy, musimy jak ci żydzi po wyprowadzeniu z niewoli babilońskiej, jąć się do naprawy zrujnowanych w społeczeństwie naszym pojęć i skrzywionych zasad o Kościele św. i to z kielnią w jednej a z mieczem w drugiej niestety dłoni! Z kielnią, aby naprawiać mury miasta i świątyni Bożej, z mieczem, aby odpierać napady naszych polskich Samarytanów, którzy "chcieliby od razu mieć państwo wskrzeszone, nie mając społeczeństwa odrodzonego moralnie; chcieliby dachów bez murów i fundamentów, i oszalali z bólu narodowego, potępiają nierozumnie pracę organiczną, zrywając się ciągle na niedojrzały czyn polityczny; albo zgadzając się na konieczność pracy organicznej, chcieliby budować Polskę nową wedle własnych planów, Polskę bez świątyni Bożej, a w której resztki wiary Ojców, bez tradycyjnej czci dla Kościoła, ożenione by były z bałwochwalstwem społecznych i politycznych zasad nowoczesnych potępionych Syllabusem!" (6). Musimy więc Szanowny Panie, chociaż z bólem serca chłostać bez miłosierdzia niepoprawnych niczym złej wiary warchołów!

I oto nasza odpowiedź Szanowny Panie na jedną dopiero część uczynionych nam przez Ciebie zarzutów, pozostaje nam jeszcze nader drażliwa do rozbioru materia dotycząca "małej" i "wielkiej polityki" naszego duchowieństwa, którą na późniejszy czas pozwolisz nam odłożyć. A teraz racz przyjąć szczere z naszej strony za Twój list podziękowanie, jakim dałeś nam i dasz jeszcze sposobność wypowiedzenia wielu nader ważnych rzeczy.

Z głębokim szacunkiem Redakcja Przeglądu Lwowskiego Artykuł z czasopisma "Przegląd Lwowski", Rok pierwszy (1871). Tom I. (Wydawca i Redaktor X. Edward Podolski). Lwów 1872, ss. 149-154; 195-200.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; przypisy nienumerowane od red. Ultra montes).

Przypisy:

(1) Nr 29 z dnia 20 stycznia 1871. – Odpowiedź na ten artykuł mamy już pod ręką i dla braku tylko miejsca zmuszeni jesteśmy odłożyć do przyszłego zeszytu.

(2) Wyjątek z Univers'a wychodzącego w oblężonym Paryżu z miesiąca stycznia r. b. cytowany w "Czasie" nr 18 z 22 stycznia r. b.

(3) Gazeta Narodowa.

(4) Wyjątek z Dziennika Lwowskiego zacytowany i podniesiony wielce przez pana Kraszewskiego w Jego piśmie "Tydzień" Nr 4 r. b. zaczynający się od wyrazu "Ulica".

(5) Gazeta Narodowa r. b. Nr 57. "Kandydatura p. Kraszewskiego w Poznaniu".

(6) Słowa te przytaczamy ku obronie naszej ze znakomicie redagowanego Tygodnika Katolickiego wychodzącego od wielu lat w Poznaniu Nr 1 r. b. (***).

(*) Prymas Mieczysław Halka Ledóchowski (1822-1902), arcybiskup gnieźnieńsko-poznański, kardynał. Wielki obrońca wolności Kościoła w walce z rządem pruskim (kulturkampf).

(**) "Il ne sont capable, que de sotises coupable". – fr. Zdolni są jedynie do podwójnych głupstw.

(***) Zob. Z "Tygodnika Katolickiego", Słowo od Redakcji.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2005

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: