PAMIĘTNIK

 

OJCA GERARDA

 

WYDANY

 

PRZEZ

 

O. MORRISA

 

––––––

 

IV.

 

Historia ojca Ouldcorne

 

Ponieważ już wspomniałem o o. Ouldcorne, towarzyszu moim w podróży z Rzymu do Anglii, więc i nadmienię kilka ustępów z jego tamże życia i działania. W pierwszych czasach po przybyciu swoim zostawał dosyć długo przy o. Garnett. Niedaleko od miejsca gdzie tenże mieszkał, leżał majątek jednego pana, który w tym czasie siedział uwięziony za wiarę w Towerze londyńskim.

 

Miejsce to (1) doskonale mogło służyć za rezydencję (2); ale na nieszczęście dozór domu powierzony był siostrze właściciela, protestantce, wychowanej na dworze Elżbiety, gdzie do takiego stopnia przesiąkła jadem kacerskim, iż próżną zdawała się nadzieja, by kiedykolwiek mogła się nawrócić. Lubiła jednak rozmawiać z księżmi o rzeczach religijnych, wprawdzie nie w chęci oświecenia się, ale tylko dla przyjemności próżnego sprzeczania się.

 

Po różnych a zawsze bezskutecznych próbach skłonienia tej pani do wiary prawdziwej, w końcu o. Garnett oddał tę sprawę niesłychanie trudną w sprawne do tego ręce ojca Ouldcorne. Lecz i ten, choć ją często odwiedzał, niczego z nią dokazać nie mógł. Przywodził jej najwyraźniejsze wyroki Pisma świętego, świadectwa mistrzów duchownych, i dowody z rozumu; ale wszystko na próżno. Mimo to jednak, sługa Boży rąk nie opuszczał; przeciwnie, z tym większą ufnością oczy swe podnosił ku Temu, który kieruje sercem człowieka, i na ostatek ducha ciemności bronią modlitwy i umartwienia zwalczyć postanowił. Biedna zbłąkana widząc, że kapłan już dwa dni wytrwał bez przyjęcia najmniejszego posiłku, zdumiała się wielce; nie ustąpiła jednak; bo do ducha sprzeciwieństwa, który ją przedtem wstrzymywał, przyłączyła się teraz jeszcze i ciekawość. "Może to i anioł ten ksiądz, mówiła sama do siebie; ha, poczekam i obaczę, czy doprawdy samym tylko się żywi chlebem anielskim. Bo jako żywo, chyba anioł potrafi mię nawrócić; człowiekowi nigdy nie ulegnę". Cztery dni tedy pościł kapłan, żadnego zgoła pokarmu nie przyjmując: ale po czterech dniach szatan był zwyciężony. Odtąd pani ona tyle okazywała dobrej woli, ile przedtem okazywała uporu. Tak więc ojcu Ouldcorne Bóg zachował to zwycięstwo, a zarazem wybrał go na to, aby nie tylko tę duszę, ale i znaczną część ludności onej strony do Niego pociągnął. Powiadano o nim jak o świętym Janie, że wszystkie w okręgu swoim kościoły sam założył i sam nimi rządził. Taką miał roztropność, że i w najtrudniejszych zdarzeniach zawsze umiał trafnie wedle potrzeby zaradzić; taką miał miłość i poświęcenie dla bliźnich, że nikogo kto do niego się uciekł, nie zostawił bez ratunku, a hojne jałmużny z ręku jego płynące, żywiły wielkie mnóstwo ubogich wiernych. Mieszkanie jego niczym się nie różniło od zwyczajnych rezydencji naszych, tak wielki do niego był napływ katolików, pragnących bądź słuchać kazań jego, bądź rady jego zasięgnąć, bądź wyznać przed nim grzechy swoje. Miał dodanego sobie za pomocnika o. Tomasza Lister, męża znakomitej nauki.

 

Z taką gorliwością w posługiwaniu apostolskim, łączył o. Ouldcorne wielkie zamiłowanie w umartwieniu. Bardzo dużo pracował, surowo pościł, a przy tym jeszcze ostrą pokutą ćwiczył ciało swoje. Lecz w taki sposób walcząc przeciwko złemu duchowi, uczynił siebie niezdolnym do służenia Kościołowi; pewnego dnia od zbytniego natężenia żyła w piersi mu pękła, za czym długa nastąpiła choroba. Nadto jeszcze w późniejszym czasie zrobił mu się rak w ustach, z którego doktorowie oświadczyli, że uleczonym być nie może.

 

Widząc tedy grożącą sobie na zawsze niemożność opowiadania słowa Bożego, pobożny nasz Ojciec postanowił odbyć pielgrzymkę do źródła świętej Winifredy, miejsca cudownego i słynnego z licznych uzdrowień. Była św. Winifreda panną, rodem z Walii, i z piękności zarówno jak z czystości serca słynęła w całej onej krainie. Syn królewski namiętnie ją pokochał, i starał się o jej rękę. Ona wszakże odrzuciła starania jego, bo był poganinem, a nadto sama była na ręce biskupa złożyła ślub wieczysty panieństwa. Wtedy on barbarzyniec, nie posiadając się od gniewu, dobył miecza swego i uciął głowę dzieweczce. Straszne to zajście miało miejsce na wierzchołku wzgórza. Ucięta głowa potoczyła się na dolinę, a na miejscu gdzie się zatrzymała wytrysło natychmiast źródło obfite, choć naokoło wszędy taka posucha i jałowość ziemi, że stąd nawet cała ona okolica otrzymała swą nazwę. O pięćdziesiąt kroków od źródła strumień ledwo z niego poczęty już tak jest silny, że obraca młyn nad nim postawiony. Środek studni wyłożony wielkimi kamieniami, które z wierzchu mają barwę czerwoną, jakby je kto we krwi umaczał, a wewnątrz są białe. Lud miejscowy niełatwo pozwala na odłamanie z nich choć kawałka; co wszakże jeśli kiedy się zdarzy, występująca z pod odłamu białość tęż samą wkrótce nabiera czerwoność. Podobneż kamienie czerwone znajdują się i w łożysku strumienia. Pobożni pielgrzymi ze czcią je zbierają, wraz z wonnym mchem, który na nich rośnie. Woda z tego zdroju zimna jak lód, ale nikt jeszcze od picia jej albo od zanurzenia się w niej nie zachorował. Trzeciego listopada, to jest w dniu w którym Kościół obchodzi pamiątkę św. Winifredy, woda w studni podnosi się na stopę, i przy tym lekko się zarumienia. Sam kiedyś w tym dniu, chcąc osobiście o tym się przekonać, odbyłem pielgrzymkę na ono święte miejsce, i na własne oczy widziałem, jak ona woda, przez cały rok tak czysta, że dostrzegłbyś szpilkę na dno rzuconą, w obecności mojej stała się mętną i czerwonawą barwę przybrała. Mróz tego dnia tak był silny, że lód na rzece w nocy jeszcze przez pielgrzymów wyłamany, już znowu z rana pokrył powierzchnię, i ledwo jeszcze przezeń na koniu przebić się mogłem. Mimo tak dotkliwe zimno, spuściłem się wedle zwyczaju pielgrzymów w głąb studni, wyciągnąłem się w wodzie jak długi, i tak cały kwadrans zostałem na modlitwie. Potem wyszedłszy z wody ubrałem się, nie zmieniając ciekącej bielizny, a jednak odjechałem i wróciłem do domu zdrowiuteńki.

 

Uderzające dzieją się cuda u zdroju św. Winifredy. Pewnego dnia protestant jakiś, widząc pobożnych ze czcią w nim się zanurzających, szydził sobie z ich ciemnoty, i rzekł z urąganiem: "Czego ten głupi motłoch kąpie się w tej wodzie? Pójdę i ja, i skąpię w niej buty moje". To mówiąc, z dobytym pałaszem wskoczył do źródła. Ale w tejże chwili uczuł nadprzyrodzoną siłę owej wody; w mgnieniu oka padł sparaliżowany na całym ciele.

 

Przez kilka lat widziano go bezwładnym kaleką, wożonego na wózku swoim, jako żyjące świadectwo zasłużonego karania, i przestrogę dla drugich. Mówiło mi o tym kilka osób, które same znały nieszczęśliwego, i zaręczały mi uroczyście, jako z własnych ust jego tę historię słyszały. Później jednak, jak o tym od tychże samych świadków słyszałem, człowiek on się nawrócił, i w tejże samej wodzie której skuteczności pierwej z taką dla siebie szkodą był doznał, szczęśliwie władzę w członkach odzyskał.

 

Do tego więc cudownego źródła udał się pielgrzymką o. Ouldcorne; ale św. Winifreda uprzedziła go. Wstąpił po drodze do dwóch pobożnych panien, które ukrywały w swym domu jednego kapłana. Kapłan ten miał u siebie jeden taki krwawego koloru kamień, jakie się w źródle świętej znajdują. O. Ouldcorne wziął go w ręce i pobożnie pocałował. Potem poszedł na osobność, rzucił się na kolana i zmówiwszy modlitwę, kamyczek on ze czcią w usta włożył. W pół godziny potem był zdrów. Mimo to jednak nie zaniechał rozpoczętej pielgrzymki, i doszedł dalej aż do źródła, na podziękowanie dobrodziejce swojej. Zanurzył się w źródle, i drugą jeszcze, od wielu lat mu dolegającą i w obowiązkach powołania apostolskiego na przeszkodzie mu stojącą niemoc w życiodajnych nurtach jego zostawił. Potem jakby odrodzony i cudownie wzmocniony do prac swoich powrócił. Sam z własnych ust o. Ouldcorne wszystkie te szczegóły słyszałem.

 

–––––––––––

 

 

Pamiętnik Ojca Gerard, wydany przez O. Morris. (Z angielskiego). Warszawa. W Drukarni Czerwińskiego i Spółki, ulica Śto-Krzyska Nr 1325. 1873, ss. 53-58.

 

Przypisy:

(1) Był to majątek Henlip House, blisko Worcester; dziś własność lorda Southwell.

 

(2) Rezydencją zowie się u Jezuitów dom zakonny, przy którym nie masz scholastykatu.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXXIII, Kraków 2023

Powrót do spisu treści książki wydanej przez o. Johna Morrisa SI pt.
PAMIĘTNIK OJCA GERARDA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: