MISTYCZNE CIAŁO CHRYSTUSA
A
CHARAKTERY SAKRAMENTALNE
–––•–––
STUDIUM DOGMATYCZNE
NAPISAŁ
KS. WŁODZIMIERZ PIĄTKIEWICZ SI
––––––––
Mając w ogólnych przynajmniej zarysach wyjaśnione i rozwinięte pojęcie mistycznego ciała Chrystusowego, możemy teraz przejść do drugiej kwestii, która nas tu głównie zajmuje, i zapytać, jaką właściwie rolę odgrywają w tym tajemniczym organizmie charaktery sakramentalne.
Wobec tego, że źródła Objawienia kwestii, w ten sposób sformułowanej, nie poruszają wyraźnie i bezpośrednio, odpowiedź nasza oprzeć się będzie musiała przeważnie na szeregu rozumowań i wniosków teologicznych.
Podobno zdarza się jeszcze spotkać autorów, którzy na tego rodzaju "rozumowe konstrukcje" w teologii zapatrują się dosyć sceptycznie, nieomal podejrzliwie – ten jednak szczególny sposób pojmowania teologii, zamykający ostatecznie dla tej nauki wszelką drogę rozwoju, nie jest na szczęście ani powszechnym ani prawdziwym. Najzupełniej zdajemy sobie z tego sprawę, że na terenie rozumowań teologicznych poruszać się można z wielką tylko ostrożnością, umiarkowaniem i rezerwą, teren to bowiem dla umysłu naszego bardzo zazwyczaj trudny, a nadto raz po raz w nader ciasnym tylko zakresie dostępny; łatwiej zbłądzić na tym polu, niż na innych, i błędy tu popełnione znacznie bywają donioślejsze, niż gdzieindziej – mimo to jednak nie może ulegać wątpliwości, że jeśli w tego rodzaju rozumowaniach i spekulacjach zachowuje się należytą oględność i miarę, a wnioski na tej drodze zdobyte zestawia się raz po raz, jakby dla próbnej kontroli i orientacji, z pokrewnymi im prawdami Objawienia, dochodzi się niejednokrotnie do wyników bardzo cennych, zwłaszcza w zakresie tych prawd objawionych, które mając ze światem naszych pojęć więcej punktów stycznych, a tym samym dla rozumowania naszego więcej punktów zaczepnych, same się niejako dopraszają tego rodzaju traktowania.
Jeśli np. Objawienie tak wyraźnie, jak to ma miejsce w naszej materii, pouczyło nas, że Kościół, o ile chodzi o jego życie nadprzyrodzone, pojmować należy jako mistyczne ciało Chrystusa; jeśli nawet, nie poprzestając na tym ogólnym określeniu, wskazało nam szczegółowo cały szereg uderzających a głębokich podobieństw, jakie między jednym a drugim organizmem zachodzą; czyż tym samym nie upoważniło nas, owszem czy nas wprost do tego nie zmusza, aby za tą wskazówką iść samodzielnie dalej, i własną pracą – o ile ta w danych warunkach możliwa – poszukiwać dalszych jeszcze podobieństw, w objawionym słowie Bożym nie zaznaczonych, albo przynajmniej nie zaznaczonych dość wyraźnie? Bez wątpienia, że tak. Wszak Objawienie Boże nie wszystko zawsze dopowiada. I to nie tylko dlatego, aby przed słabym wzrokiem człowieka nie odsłaniać zawrotnej głębi tajemnic: często – może nawet częściej – dlatego, że będąc przeznaczone dla istot rozumnych, uważa za dostateczne narzucić nieraz jakąś prawdę w najogólniejszych tylko zarysach, pozostawiając dokładniejsze jej zrozumienie i bardziej szczegółowe rozwinięcie własnej pracy i badaniu człowieka. Odnosi się to po części do tych nawet najgłębszych tajemnic wiary, których właściwe poznanie przechodzi naturalną możność człowieka. Sobór Watykański, mówiąc o takich właśnie tajemnicach, powiada między innymi, że "umysł ludzki, oświecony wiarą, jeżeli skrzętnie, pobożnie i trzeźwo szuka, dochodzi do jakiegoś przynajmniej ich rozumienia... i to nader cennego" (1).
Tą tylko drogą możliwym był do osiągnięcia on wielki a ciągły postęp i rozwój teologii, który od pierwszych wieków Kościoła stwierdzić się daje, a na który przyuczają nas nowsi teologowie coraz więcej zwracać uwagę; tą też a nie inną drogą postępowali ci wszyscy wielcy mistrze szkoły, od Augustyna i Tomasza począwszy, którzy tyle światła i tyle polotu wnieśli w traktaty teologiczne za pomocą długich a subtelnych rozumowań, pracowitych zestawień, śmiałych nawet hipotez! W dziedzinę tajemnic, jak mówi stary Ryszard od św. Wiktora, "wchodzić wprawdzie trzeba przez wiarę, nie należy jednak stawać przy samym wejściu, ale spieszyć zawsze do wnętrza i głębi zrozumienia" (2).
Spróbujmyż i my posunąć się choć trochę ku temu wnętrzu i zaleconą przez Sobór metodę "skrzętnego, pobożnego i trzeźwego szukania" zastosować do naszego przedmiotu.
Jeśli weźmiemy na uwagę mistyczny organizm Kościoła, opisany przez nas powyżej, i zestawimy go, choćby tylko pobieżnie, z żywym organizmem człowieka, spostrzeżemy od razu, że w naturze i warunkach ludzkiego ciała od pierwszych zaraz jego zawiązków aż do najwyższego stopnia rozwoju, i od pierwszych jego zboczeń aż do ostatniego w nim zaniku życia, który zowiemy śmiercią, występują różne zjawiska, stany i fazy, uderzająco podobne do pewnych objawów i stosunków, składających się na życie nadprzyrodzone Kościoła, czyli mistycznego ciała Chrystusowego.
Nie możemy tu, niestety, iść krok za krokiem śladami tych licznych podobieństw, po wszystkich stopniach i fazach rozwoju obu organizmów. Przeprowadzenie wszechstronne tej pięknej paraleli, jakkolwiek jest tematem niezwykle ponętnym, który o opracowanie prawie gwałtem się prosi, przekroczyłoby jednak ramy, zakreślone celem tej pracy. My tu ograniczyć się musimy do jednej tylko fazy w rozwoju obu organizmów – fazy, którą nazwijmy początkową, czyli przygotowawczą.
Przede wszystkim wytłumaczyć należy, co rozumiemy przez tę fazę przygotowawczą w rozwoju ludzkiego organizmu. Rozumiemy, w ogóle mówiąc, kompleks tych procesów i przemian organicznych, które poprzedzają ożywienie materii, będąc zarazem z natury rzeczy niezbędnym tego ożywienia warunkiem.
Wytłumaczmy się jaśniej. Każdy ludzki organizm, który ma być przeniknięty ożywczym wpływem duszy, musi być w pierwszym rzędzie na przyjęcie tego wpływu i życia w odpowiedni sposób przysposobiony i przygotowany – już to w całości przy pierwszym tworzeniu się całokształtu organizmu, już to później w każdej nowej cząstce, która ma wejść z zewnątrz w żywy jego skład. Przyjmując to za pewnik, żadnej nie podlegający dyskusji, powiedzieć ogólnie możemy, że przysposobienie i ukształtowanie organiczne materii stanowi w rozwoju naszych organizmów pierwsze niejako ogniwo, od którego wszystkie następne zawisły, czyli, jak się już wyraziliśmy, fazę oną początkową i przygotowawczą.
Otóż twierdzimy, że podobne stadium przygotowawcze występuje na jaw bardzo wyraźnie i w mistycznym ciele Chrystusowym. Podobnie jak ludzkie nasze ciało, tak i ten tajemniczy, Bosko-ludzki organizm, zanim nadprzyrodzone życie łaski przeniknie jego wnętrze i dotrze do wszystkich jego części i członków, musi być pierwej w każdym takim członku i w każdej takiej cząstce odpowiednio przysposobiony na przyjęcie tego życia i jakby uformowany – i ta właśnie pierwsza formacja nadprzyrodzonego organizmu Kościoła, ten wstępny i najbardziej podstawniczy proces w genezie mistycznego ciała Chrystusowego dokonywa się w duszach ludzkich za pomocą charakterów sakramentalnych. W tym leży całe znaczenie charakterów, w tym cała racja ich bytu (3).
Twierdzenie to, w którym, jakby w treściwej tezie, mamy ujęte samo jądro naszej kwestii, musimy więcej szczegółowo rozwinąć, a przy tym – o ile tego zajdzie potrzeba – uzasadnić.
Początkowy i najbardziej podstawniczy proces organiczny w genezie ciała ludzkiego, scharakteryzowany przez nas ogólnie, jako przygotowanie i ukształcenie materii, jest bez wątpienia czynnością pod względem fizjologicznym dosyć złożoną. Specjalista łatwo by wykazał cały szereg przemian i procesów szczegółowych, nieraz dość skomplikowanych, które się na nią złożyć muszą. Wszystkie te jednak procesy i czynności szczegółowe, wzięte na uwagę ze stanowiska filozoficznego, łatwo się dadzą sprowadzić do kilku prostych i bardziej, że tak powiem, zasadniczych funkcji organicznych.
Spróbujmy je sobie określić nieco bliżej.
Zdaje się niewątpliwym, że pierwsza z nich polegać musi na wytworzeniu pewnej jednolitości i wprowadzeniu pewnego ścisłego związku we wszystkie części nieorganicznej materii, mające się złożyć na jeden żywy organizm. Każda z tych części, ponieważ ma wejść w ścisły i jednolity skład ustroju, koniecznie zharmonizować się winna z jego całością, i dlatego też przetworzoną i urobioną być musi wedle typu tego ustroju i wedle jego wymagań. Każda, innymi słowy, musi się stać przede wszystkim ciałem ludzkim, zanim duch ludzki pocznie ją przenikać i ożywiać. I stąd to materia, którą nasz organizm przybiera ciągle z zewnątrz, wtedy dopiero staje się naprawdę jego częścią składową i może współuczestniczyć w bycie i życiu całości, kiedy ten organizm wcielił ją w siebie, tj. ściśle sobie przyswoił, na swoją modłę urobił i do siebie upodobnił. Nie wdając się zatem w dalsze szczegóły tego procesu – co by tu było rzeczą zupełnie zbyteczną – lecz poprzestając na tym ujęciu rzeczy, jak mówiliśmy, więcej filozoficznym, powiedzieć możemy, że przyswojenie i upodobnienie materii – to pierwszy, najbardziej podstawniczy proces w stadium przygotowawczym ludzkich organizmów, pierwszy niejako stopień w skali ich rozwoju.
Otóż taki sam proces wstępny odbywa się ciągle w mistycznym ciele Chrystusa za pośrednictwem pierwszego z charakterów. Nadprzyrodzone życie łaski, które ciągłym tętnem bije i krąży w łonie Kościoła, zwyczajnym porządkiem rzeczy do tych tylko jednostek dochodzi, które ten tajemniczy, mistyczny organizm przybrawszy sobie z zewnątrz, jakby jakąś nieorganiczną materię, przemienił i przeobraził na swój sposób, czyli przyswoił sobie i do siebie upodobnił. I oto właśnie charakter chrztu spełnia jak najdokładniej to zadanie. Tajemniczym i nadprzyrodzonym swoim działaniem urabia on i przetwarza czysto naturalny materiał dusz naszych do wyższego stopnia bytu w ustroju kościelnym, i czyniąc z nich w ten sposób materiał jednogatunkowy z mistycznym ciałem Kościoła, wciąga je tym samym w skład tego ciała, jakby te mnogie, nieprzeliczone komórki, co się składają na jednolitą masę ciała ludzkiego.
W jaki sposób charakter chrztu spełnia to zadanie? Odpowiedź nietrudna. Wyciskając na duszach ludzkich nadprzyrodzone piętno i jakby podobiznę Chrystusową, mocą której dusze one stając się w szczególniejszy sposób przynależnością Chrystusa, stają się tym samym Jego członkami. Powie kto może, że chodzi tu przecież o przyswojenie tych dusz Kościołowi, a zatem o przetworzenie ich na wzór i modłę Kościoła. Tak, bez kwestii. Ale trudność upada sama przez się, jeśli tylko wspomnimy na to, o czym już w jednej z poprzednich partii tego studium była mowa. Jeżeli bowiem Kościół – jak tam wykazaliśmy – jest mistycznym ciałem Chrystusa; jeżeli w dalszym tego następstwie Chrystus jest tego ciała kościelnego prawdziwą, choć mistyczną głową, czyli – jak również dowodziliśmy – samą jego duszą i życiem, łatwo zrozumieć, że jak dusza przenikając ciało, zlewa się z nim razem w jedną istotę, tak i Chrystus, dając się na kształt duszy Kościołowi, sprzęga się z nim w pewną wspólność mistycznego bytu, staje się czymś jakby jednym z Kościołem. "Chrystus jest Synem Bożym i Kościołem – powiada, jak już wspominaliśmy, św. Augustyn – bo jedna jakaś staje się osoba z głowy i z ciała, z oblubieńca i oblubienicy" (4). Kto ma zatem wcielić się w organizm kościelny i upodobnić do niego, ten tym samym wcielić się musi w Chrystusa i do Chrystusa upodobnić. Jedno i drugie – to rzeczy zupełnie równoznaczne.
A właśnie charakter chrztu, jak to bardzo wyraźnie głoszą źródła nauki objawionej, wyciska na duszach naszych nie inne jakiekolwiek, jeno Chrystusowe piętno; piętno tajemnicze wprawdzie, niemniej jednak rzeczywiste i realne, nadające tym duszom prawdziwe podobieństwo z Chrystusem i cechujące je jako mistyczne członki Boga-Człowieka.
Każdemu z teologów znane są liczne w tej mierze głosy katolickiej tradycji, po części nawet Pisma św., żadnej pod tym względem nie dopuszczające wątpliwości.
Otrzymać charakter chrztu, choćby przy tym chrzcie nie dostąpiło się łaski, znaczy wedle Augustyna to samo, co przyjąć znamię przynależności do króla pokoju Chrystusa, i mieć jakby na "progu duszy" wypisane prawne Jego tytuły. Skoro kiedyś po usunięciu przeszkód spływa łaska do takiej duszy, wtedy – powiada św. Augustyn – wchodzi sam Chrystus "w swoje tytuły"; wprowadza się jako jedyny, prawowity właściciel w swoje dziedzictwo pokoju (5).
Otrzymać charakter chrztu, znaczy wedle pięknego wyrażenia Teodota tyle, co nosić na sobie "stygmaty Chrystusowe" (6); tyle – jak powiada św. Bazyli i inni Ojcowie greccy – co wejść do rodziny Chrystusa, uzyskawszy jakieś jakby współdomownictwo, pokrewieństwo, czy powinowactwo – οικειότητα και συγγένειαν – z Bogiem-Człowiekiem (7). Owszem, to jeszcze więcej – to tyle, co "przyjąć na się samego Chrystusa, na kształt pieczęci", jak się wyraża św. Cyryl Aleksandryjski (8); tyle, co Chrystusa przywdziać i w Niego się jakby przyoblec, wedle tego, co mówi św. Paweł: "Którzykolwiek jesteście ochrzczeni, oblekliście się w Chrystusa" (9).
Podobieństwo z Chrystusem, które daje charakter chrztu, nie jest z pewnością podobieństwem najwyższym i doskonałym. Większe bez wątpienia i doskonalsze podobieństwo do Słowa wcielonego przynosi duszom naszym w tym życiu łaska poświęcająca, a jeszcze większe i doskonalsze wytwarza w życiu przyszłym ten przedziwny dar Boży, który teologia nazywa tajemniczo "światłem chwały". Podobieństwo, płynące z charakteru chrztu, jest najniższym stopniem asymilacji do Chrystusa; nie jest ono nawet żywotnym, bo samo przez się, o ile nie towarzyszy mu łaska, nie daje duszy współudziału w życiu Chrystusowym; przyjmuje się zatem jakby na martwym jeszcze, tj. nadnaturalnie nie ożywionym materiale dusz ludzkich – jest jednak podobieństwem prawdziwym i rzeczywistym, tak, jak prawdziwą i rzeczywistą jest, wedle katolickiej nauki, sama ta cecha nadprzyrodzona, na której istota charakteru sakramentalnego zależy. Jest to zatem pierwszy początek wyrabiania Chrystusa w duszach naszych; pierwszy niejako krok w onym: donec formetur Christus in vobis, o którym pisze Apostoł narodów: "Dziatki moje! które zaś bolejąc rodzę... ażby był Chrystus w was wykształtowan" (10).
To podobieństwo ma jeszcze i tę właściwość, że nie dopuszcza żadnych różnic i stopni. Łaska poświęcająca różną bywa w duszach, bo i przy pierwszym wlaniu daną być może wedle subiektywnego przysposobienia w mniejszej lub większej mierze, i potem jeszcze może wzrastać i potęgować się ciągle. Przeciwnie charakter chrztu. Bierze go każdy – jak uczy teologia – w tej samej mierze i w tym samym, że tak powiem, stopniu natężenia, postanowionym raz od Boga ogólnym prawem; nie wzrasta on też później, ani się nie rozwija (11). Skutkiem tego wytwarza on – o ile jest brany w rachubę sam przez się – równe i jakby jednogatunkowe członki Chrystusa, składające się na jednolitą, jak już raz wyraziliśmy się, masę mistycznego ciała Chrystusowego.
Są bez wątpienia i w ziemskim Kościele i w królestwie chwały niebieskiej przeróżne stopnie, różnice i odmiany – wszystkie one jednak skądinąd pochodzą i są wynikiem innych zgoła czynników. Charakter chrztu, przetwarzając i przemieniając dusze do wyższej formy życia nadprzyrodzonego, nie dąży do wytworzenia różnic, ale do wprowadzenia podstawniczej jedności w całym królestwie łaski. "Powszechnym skutkiem chrztu" – powiada krótko a dobitnie św. Tomasz – est constructio ecclesiasticae unitatis (12).
A teraz, zbierając w jedno wszystkie dotychczasowe wywody nasze, pytamy się: czy te przeróżne zdania Pisma św. i tradycji kościelnej o chrzcie św., o jego charakterze, w ogóle o jego działaniu, rozrzucone luźnie i fragmentarycznie po źródłach objawienia, jakby ułamki jakiejś wspaniałej mozaiki, którą na pierwszy rzut oka skonstruować nam trudno, nie przystają jak najdokładniej do siebie i jak najharmonijniej nie spajają się z sobą na tle i podkładzie tego planu, któryśmy tu rozwinęli?
Czyż nie to samo np. pojęcie o charakterze chrztu i jego funkcjach musiał mieć na myśli św. Paweł, kiedy pisał do wiernych: "My wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni, bądź Żydowie, bądź poganie, bądź niewolnicy, bądź wolni; a wszyscy jednym duchem jesteśmy napojeni... Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele; a wszystkie członki ciała, choć ich wiele jest, wszakże są jednym ciałem – takżeć i Chrystus"?! (13) Albo gdy mówił: "Którzykolwiek jesteście ochrzczeni... oblekliście się w Chrystusa", i "nie jest Żyd ani Greczyn, nie jest niewolnik ani wolny, nie jest mężczyzna ani niewiasta – albowiem wszyscy wy jedno jesteście w Chrystusie Jezusie"? (14) I jakby mu za mało było zaznaczyć, że wszyscy są "jednym w Chrystusie" i "w jedno ciało ochrzczeni" są, dodaje jeszcze dosadniej, że Chrystus przez chrzest i jego charakter jest w nich wszystkich. "Nie masz poganina i Żyda, barbarzyna i Tatarzyna, niewolnika i wolnego... ale wszystko i we wszech – Chrystus" (15).
A czyż znowu nie te same zupełnie myśli nasuwa nam jeden z najstarszych świadków tradycji, św. Ireneusz, kiedy pisząc o wodzie chrztu św., z nieba nam danej, tak się wyraża: "Podobnie jak z suchej pszenicy nie da się urobić bez płynnej zaprawy jednolita masa ciasta i jeden chleb, tak i my nie mogliśmy się stać jednym w Chrystusie Jezusie bez onej wody, która z nieba jest" (16).
I dalej, czy nie to samo pojmowanie rzeczy odnajdujemy nawet w "Pasterzu" starego Hermasa, który, przedstawiając Kościół Boży pod obrazem wieży, budowanej z najróżnorodniejszych kamieni, dziwi się i pyta, jakim sposobem te kamienie, skądinąd tak różnorodne, przybrały jedną barwę i blask, tak, iż cała budowla jednolitym połyskiem świeci jak słońce. I słyszy odpowiedź, że jednolitego zabarwienia i blasku nabrały te ciosy i głazy "przez otrzymanie pieczęci..., którą jest woda chrztu" (17).
A jeśli powiedzieliśmy wyżej, że nadanie duszom naszym przez charakter chrztu onej jednolitości w podobieństwie Chrystusowym i onego wspólnego kolorytu, o którym mówi Hermas, ma być pierwszym, najbardziej podstawniczym procesem w tworzeniu się mistycznego organizmu Kościoła i nieodzownym zarazem warunkiem jego życia i dalszego rozwoju – to czyż znowu nie z tym samym twierdzeniem, w nieco innych tylko wyrażonym słowach, spotykamy się w nauce kościelnej, kiedy głosi np. na Soborze Trydenckim, że chrzest jest "drzwiami, przez które się wchodzi do Kościoła" (18); kiedy na Soborze Florenckim zaznacza, że pierwszy z sakramentów jest "bramą życia duchownego" (19), wyrażając pod przejrzystą osłoną tej przenośni prawdę, powszechnie już znaną, że wedle normalnych dróg Opatrzności, człowiek nie mający charakteru chrztu, nie jest zdolnym do życia w Chrystusie, do ważnego przyjęcia reszty sakramentów, do całego w ogóle porządku nadprzyrodzonego? Bez wątpienia, że tak. Jedno i drugie określenie jest z naszym pojmowaniem rzeczy zupełnie identyczne.
Mogłoby się może wydawać, przynajmniej na pierwszy rzut oka, że niektóre cytaty Pisma św. i tradycji, któreśmy w ciągu tej rozprawy przytoczyli na poparcie naszej teorii o charakterze chrztu i jego na dusze działaniu, mogą się ostatecznie odnosić nie do charakteru, ale do łaski poświęcającej, którą ten sakrament duszom daje. W takim zaś razie nie charakter, ale łaska chrztu upodobniałaby nas do Chrystusa, łaska wcielałaby nas w Niego, łaska nareszcie czyniłaby nas członkami mistycznego ciała Chrystusowego.
Spotkaliśmy się kiedyś z tym zarzutem z strony dość poważnej i dlatego tu go podnosimy; sądzimy jednak, że nie przedstawia on żadnych rzeczywistych trudności. Nie przeczymy, że w niektórych tekstach czy to Pisma św. czy tradycji, traktujących o chrzcie św. i jego skutkach, działanie tak charakteru jak i łaski tego sakramentu przedstawiane bywa razem, bez tych ścisłych rozgraniczeń, jakie my tu czynimy. Rzecz całkiem naturalna i łatwo zrozumiała wobec tego, że obydwa te dary zazwyczaj równocześnie spływają na dusze i poniekąd dopełniają się wzajemnie. Oczywista, że takimi wyłącznie tekstami teorii naszej dostatecznie poprzeć by nie można. Zaraz jednak dodać należy, że i takie nawet teksty przydatne nam być mogą, jeżeli światło i wskazówki, potrzebne do ich zrozumienia, czerpiemy z innych tekstów pokrewnych, w których dwa te nadprzyrodzone dary – charakter i łaska – rozróżnione są najoczywiściej i oddzielnie traktowane w sposób, wykluczający wszelką wątpliwość. Powołujemy się tu na wyraźne słowa św. Augustyna, którycheśmy użyli parę stron wyżej (20), a równocześnie przypominamy rzecz teologom dobrze znaną, że tenże Ojciec Kościoła nie na jednym miejscu swych pism charakter chrztu najwyraźniej od łaski odróżnia i pierwszemu, nie drugiej, przypisuje te skutki, o których była mowa powyżej. Kiedy uczy np. za św. Pawłem, że ludzie przez chrzest przyoblekają Chrystusa, dodaje zaraz, że podwójny jest sposób tego przyobleczenia. Jedni o tyle Go tylko przyoblekają, że przyjmują ważnie sakrament; drudzy do tego stopnia, że dostępują uświęcenia. Pierwszy sposób – powiada – wspólny jest dobrym i złym, drugi tylko dobrym i pobożnym przypaść może w udziale (21).
Takie i inne tym podobne słowa żadnej chyba nie dopuszczają wątpliwości. Przebija z nich jasno myśl, że oprócz przyobleczenia Chrystusa, które polega na przywdzianiu szaty łaski uświęcającej, można jeszcze inaczej w tegoż Chrystusa przez chrzest się przyoblec, nie otrzymując łaski, lecz ważnie tylko przyjmując sakrament, tj. uzyskując sam jego charakter, jak to ma miejsce u ludzi złych, którzy do chrztu w świadomej niepokucie za grzechy przystępują.
W podobny sposób o przyobleczeniu się w Chrystusa i podobieństwie do Niego, opartym na samym charakterze chrztu, wyrażają się i późniejsi pisarze katoliccy, którzy tej kwestii, choć mimochodem, dotknęli. Wystarczy tu nazwać z nowszych Gihra, ze starszych św. Bonawenturę i Doktora Anielskiego (22).
Mamy zresztą i inną jeszcze odpowiedź. Nie tylko święty Augustyn, ale w ogóle źródła katolickiej tradycji bardzo jasno zdają sobie z tego sprawę, że można ważnie przyjąć chrzest wraz z jego charakterem, a łaski jednak nie otrzymać; owszem przyjmują za pewne, że to się nieraz faktycznie zdarza, jak np. przy chrzcie Szymona Maga. Jeśli więc mimo to o chrzcie, jako takim – a zatem o każdym chrzcie w ogólności – twierdzą, że nas wciela w Chrystusa, że wyciska i jakby wyrzeźbia na duszy naszej nadprzyrodzone podobieństwo Boga-Człowieka, toż oczywiście nie łaskę chrztu uważają za czynnik tego mistycznego wcielenia i upodobnienia, ale charakter. W przeciwnym bowiem razie ogólna forma tych twierdzeń byłaby niedopuszczalną. Trudno by było powtarzać przez wszystkie wieki do wszystkich wiernych kategoryczne słowa apostolskie: "Którzykolwiek jesteście ochrzczeni... oblekliście się w Chrystusa" (23).
Nie brak nam i innych odpowiedzi. Kiedy źródła kościelne uczą, że chrzest jest bramą zbawienia i podstawą życia nadprzyrodzonego, bez której nie można ważnie przyjąć żadnego z sakramentów, to również niewątpliwym jest, że te zdania nie mogą się odnosić do chrztu, o ile łaskę daje, lecz tylko do chrztu, o ile charakter sakramentalny wyciska. Wiadomo bowiem, że człowiek, ważnie ochrzczony, zdolny jest do przyjęcia innych sakramentów, choćby przy chrzcie łaski nie otrzymał.
Można by podnieść drugi jeszcze zarzut przeciw naszej teorii, poniekąd donioślejszy. Wynika z tej teorii niewątpliwie, że aby być członkiem Kościoła, dość mieć wyryty na duszy charakter chrztu świętego. Tymczasem teologowie twierdzą, że heretycy głośni i publiczni, jakkolwiek ważnie ochrzczeni – a zatem nacechowani charakterem Chrystusowym – nie są jednak członkami Kościoła.
Ale i tę trudność – tylko pozorną – łatwo usunąć.
Pojęcie, które odpowiada nazwie "członka Kościoła", jest pojęciem dość szerokim i rozciągłym; niepodobna zaprzeczyć, że w jego granicach pomieścić się dadzą liczne i bardzo różne stopnie przynależności do nadprzyrodzonego ustroju kościelnego. Można być członkiem Kościoła żywym, albo martwym; aktualnie podległym władzy kościelnej, albo też opornym i przeciw tej władzy zbuntowanym. Można być złączonym z Kościołem bardzo tylko luźnie i odlegle, jednym lub drugim dość słabym węzłem, nieraz czysto zewnętrznym; albo przeciwnie spojonym być z nim ściśle i silnie, wieloma zewnętrznymi i wewnętrznymi węzłami. Można być członkiem wykluczonym od pewnych wpływów i dóbr, organizmowi wspólnych, a jednak nosić na sobie znamiona przynależności do organizmu, tak mniej więcej, jak je nosi każdy wywichnięty, albo i nadcięty członek naszego ciała, który na nikłym tylko włóknie się trzyma; jak je nosi do pewnego stopnia nawet świeżo odcięty członek, który z resztą organizmu łatwo jeszcze zróść się może.
Wobec możliwości tak szerokiego i różnorodnego stosowania nazwy "członka Kościoła", cóż dziwnego, że ci sami, którzy pod pewnym względem całkiem słusznie za członki Kościoła uważani bywają, pod innym względem równie słusznie z rzędu tychże członków mogą być wykluczeni. Publiczni heretycy z wielu tytułów członkami Kościoła nie są i być nie mogą; wskutek więc tego, skoro jest mowa o członkach w pełnym i całkowitym tego słowa znaczeniu, odmawia się im wprost tej nazwy. Z tego jednak nie wynika, aby nie mogli być nazwani członkami Kościoła w tym przynajmniej znaczeniu ograniczonym, jakie tu mamy na myśli, kiedy o skutkach charakteru chrztu mówimy. Są i oni bez kwestii materiałem wybranym z czysto naturalnego porządku i na członki Chrystusa i Kościoła przez charakter chrztu urobionym i uformowanym; znamię niezatarte przynależności do Chrystusa i Kościoła nosić będą w duszy na wieki wieków – tym gorzej dla nich, jeśli tylko na większą swą hańbę i zgubę. O każdym z nich powtórzyć można trafne słowa Franzelina, że jak rzecz, drogą kradzieży zagrabiona, woła do swego pana, tak i oni do Kościoła, jedynej swej prawowitej matki (24). Można o nich powiedzieć, że są członkami uformowanymi i przysposobionymi do wejścia w żywy ustrój kościelny, choć się ze składu tego ustroju i z pod jego wpływu gwałtem i przeciw naturze wyrwali.
Jeśliby komuś chodziło koniecznie o poparcie tej naszej odpowiedzi jakąś zewnętrzną powagą, podać ich możemy cały szereg. Nie jest to przecież w terminologii kościelnej podejrzaną jakąś nowością używać nazwy "członka Kościoła" w znaczeniu dopiero co opisanym. Kardynał Franzelin, jakkolwiek sam uczy, że heretycy nie są członkami Kościoła (25), mimo to stwierdza wyraźnie na innym miejscu, że charakter chrztu daje konsekrację na "członka ciała Chrystusowego"; że jest jakoby pieczęcią, która cechuje i znaczy "członki Kościoła" (26). Zupełnie tak samo, jak Suarez, który powiada krótko, ale dobitnie, że człowiek przez charakter chrztu ex membro Adam fit membrum Christi (27).
Co więcej, nawet Sobór Florencki bez żadnych zgoła zastrzeżeń używa ogólnych zwrotów, że przez chrzest – a więc przez każdy bez wyjątku – "zostajemy członkami Chrystusa"; że "się stajemy z ciała kościelnego" (28). Podobnymi zwrotami posługuje się z całą swobodą i Sobór Trydencki, kiedy mówi – również ogólnie – że "przez bramę chrztu wchodzą ludzie do Kościoła", lub że "wodą tego sakramentu czyni sobie Chrystus członki swego ciała" (29). Przy tej sposobności potrąca Sobór i o inną naukę, przemawiającą jeszcze dobitniej za naszym zdaniem, tę mianowicie: że Kościół, który w myśl zasady św. Pawła, nie sądzi tych, co są "na zewnątrz" (30) – sądzić bowiem można tylko swoich – ma jednak władzę i prawo sądu nad heretykami, jako nad swymi poddanymi i domownikami, przynależnymi do społeczności kościelnej przez chrzest, czyli – co w tym kontekście, w którym chodzi o ogół heretyków, rzeczą jest oczywistą – przez sam charakter chrztu.
Tak więc upada i druga trudność.
Dłużej nieco musieliśmy się zatrzymać przy pierwszym z charakterów. Było to jednak koniecznym właśnie dlatego, że jest pierwszym. Jako taki, jest on nie tylko początkowym ogniwem całej teorii o charakterach, ale też jej podstawą, a dodajmy zaraz – i pierwszym jej probierzem. Niejedną kwestię, odnoszącą się do wszystkich charakterów sakramentalnych, trzeba było już tutaj dość szczegółowo wyjaśnić; niejeden zarzut, który w dalszym pochodzie mógł nam zawadzać, należało już tutaj z drogi usunąć. Toteż w dalszym ciągu mamy znacznie ułatwioną pracę i będziemy mogli postępować raźniejszym krokiem.
–––––––––––
Mistyczne Ciało Chrystusa a charaktery sakramentalne. Studium dogmatyczne. Napisał Ks. Włodzimierz Piątkiewicz T. J., Kraków. NAKŁADEM "PRZEGLĄDU POWSZECHNEGO". DRUKIEM W. L. ANCZYCA I SPÓŁKI. 1903, ss. 37-52.
Przypisy:
(1) Const I. de fide, cap. 4: "Ratio... fide illustrata, cum sedulo, pie et sobrie quaerit, aliquam, Deo dante, mysteriorum intelligentiam, eamque fructuosissimam assequitur" (Denz., Enchiridion, nr 1644).
(2) Tr. de Trinitate, 1, 2.
(3) "Das ganze Wesen und die ganze Bedeutung des Charakters scheint uns darin aufzugehen, dass er in den Gliedern des mystischen Leibes Christi die Signatur ist, wodurch ihre Angehörigkeit an das gottmenschliche Haupt durch Verähnlichung mit ihm gekennzeichnet und ihre organische Verbindung mit demselben hergestellt wird". Scheeben, Mysterien, § 84, str. 518.
"Sofern der Charakter zur Unterscheidung dient, ist er von eminenter Bedeutung und Wichtigkeit für die Bildung und Organisation des mystischen Leibes Christi – der Kirche auf Erden. Die einheitliche und dauernde sociale Gliederung des von Christus gestifteten und aufgebauten Gottesreiches hat ihre tiefste Wurzel, sowie ihren bleibenden Halt- und Stützpunkt im sakramentalen Charakter, sofern derselbe die organische Verbindung zwischen Haupt und Gliedern, wie der Glieder untereinander herstellt und darstellt". Gihr, Die hl. Sakramente, tom I, § 17, str. 119.
(4) Migne, Patrologia Latina, t. XXXVI, kol. 232, 239.
(5) Oto, co prześlicznie mówi do donatystów: "Habebas signum pacis, ipsam pacem non habebas... In domo illa, id est in te, discordia habitabat et in limine titulos pacis figebat. Lego titulum pacis: baptismum in nomine Patris et Filii et Spiritus sancti. Titulus pacis est, lego, titulum agnosco, ipsum et ego habeo... Laborabo eicere discordiam et introducere pacem, tanquam legitimum possessorem... Christe, qui es pax nostra, fac nos unum! Introduc concordiam; introduc Te ipsum in titulos tuos". Ad plebem Caesar., nr 4. – Migne, Patr. Lat., t. XLIII, kol. 694.
(6) Migne, Patrologia Graeca, t. IX, kol. 698.
(7) Migne, Patr. Gr., t. XXXI, kol. 431.
(8) Migne, Patr. Gr., t. LXXII, kol. 449.
(9) List do Gal. III, 27.
(10) List do Gal. IV, 19. – Por. do Rzym. VIII, 29.
(11) "Characteres sacramentorum magis et minus non recipiunt, ut dicatur baptizatus vel confirmatus magis et minus". S. Bonav., In IV, dist. 24, p. 2, a. 1, q. 2.
"Retinenda est communis sententia, quod character sit in omnibus aequalis". Lugo, disp. 6, sect. 4, nr. 81.
(12) Summa, III, q. 39, art. 6, ad 4.
(13) List 1 do Kor. XII, 12, 13.
(14) List do Gal. III, 27, 28.
(15) List do Kolos. III, 11.
(16) "Sicut enim de arido tritico massa una fieri non potest sine humore, neque unus panis – ita nec nos multi unum fieri in Christo Iesu poteramus sine aqua, quae de caelo est". Contra haereses, l. 3, c. XVII. (Migne, Patr. Gr., t. VII, kol. 930).
(17) Pastor Hermae, Simil. 9, nr. 17. Por. Funk, Patres Apostolici, t. I, str. 535.
(18) Sess. XIV, cap. 2. – Por. Denz. nr 775.
(19) Decretum pro Armenis. – Por. Denz. nr 591.
(20) Na str. 42.
(21) "Induunt homines Christum aliquando usque ad sacramenti perceptionem, aliquando et usque ad vitae sanctificationem; atque illud primum et bonis et malis potest esse commune, hoc alterum proprium est bonorum et piorum". Aug., De bapt., lib. V, cap. 23, nr. 36 (Migne, Patr. Lat., t. XLIII, kol. 193).
(22) "Dieses «Anziehen Christi» vollzieht sich schon in dem, der wegen mangelnder Disposition bloss den Taufcharakter empfangt; weit vollkommener aber in jenem, der zugleich auch die Taufgnade erlangt". Dr. N. Gihr, Die heil. Sakramente, tom I, § 33, str. 229.
"Ficte accedentes... quia suscipiunt characterem, Christum aliquo modo induunt, sed imperfecte". S. Bonavent., IV, dist. 4, p. 1, dub. 4.
"Omnes induunt Christum per configurationem characteris, non autem per conformitatem gratiae". S. Thom., III, q. 69, art. 9, ad. 1.
(23) List do Gal. III, 27.
(24) "Veluti res furto haereseos aut schismatis ablata, clamant ad dominum, ad Ecclesiam scilicet legitimam matrem". Franzelin, De Ecclesia, th. XXIII, nr. II. 3, pag. 409.
(25) De Ecclesia, th. XXII, pag. 390.
(26) "Sacramento fidei... imprimitur... character, tanquam consecratio in membrum corporis... Christi". De Eccl., th. XXII, nr. III, pag. 384.
"Christus enim sacramentum fidei et regenerationis ad formanda membra Ecclesiae ita instituit, ut eius efficacia simul imprimeretur indelebilis character tanquam sigillum signans membra Ecclesiae". De Eccl., th. XXIII, nr. II. 3, pag. 408.
(27) Suarez, III, q. 66, art. 1. Comment.
(28) "Per ipsum membra Christi, ac de corpore efficimur Ecclesiae". Decr. pro Arm., Denz. nr 591.
(29) "Ecclesia in neminem iudicium exercet, qui non prius in ipsam per baptismi ianuam fuerit ingressus. Quid enim mihi, inquit Apostolus, de iis, qui foris sunt, iudicare. Secus est de domesticis fidei, quos Christus Dominus lavacro baptismi sui corporis membra semel effecit". Sess. XIV, cap. 2. Por. Denz. nr 775.
(30) List 1 do Kor. V, 12: "Quid mihi de iis, qui foris sunt, iudicare?".
( PDF )
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016
Powrót do spisu treści książki ks. Włodzimierza Piątkiewicza SI pt.
Mistyczne Ciało Chrystusa a charaktery sakramentalne
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: