ZNACZENIE ENCYKLIKI O MODERNIZMIE

 

KS. DR ANDRZEJ MACKO

 

––––––––

 

5. Głosy za encykliką

 

Rozprawiwszy się krótko z głównymi zarzutami krytyków encykliki "Pascendi", posłuchajmy teraz głosów, które ze strony katolickiej, a nawet liberalnej i akatolickiej, wypowiedziano za encykliką. Liczba tych głosów jest tak wielka i wzrasta ciągle, że ograniczyć się musimy tylko do ważniejszych, uwzględniając zwłaszcza te, które posłużyć mogą do lepszego zrozumienia dotychczasowych wywodów.

 

A najpierw wspomnieć wypada o onych adresach dziękczynnych, które od wielu pasterzy diecezyj świata katolickiego nadeszły do Watykanu po wydaniu encykliki. Tak np. pierwszym aktem Biskupów austriackich, zebranych na doroczną konferencję we Wiedniu w listopadzie 1907 r. było wysłanie telegramu do Ojca Świętego z wyrazami czci i podzięki za encyklikę "Pascendi". Jeszcze dosadniej zaznaczyli swą wdzięczność Biskupi Niemiec, bo chociaż już odbyli jedną konferencję we Fuldzie, powtórnie się zebrali w Kolonii tego samego roku 1907, aby Ojcu Świętemu przesłać wspólne podziękowanie, a także wspólnym listem pasterskim położyć kres nieporozumieniom i fałszywym wieściom, jakie zaczęły się szerzyć wśród kleru o smutnych konsekwencjach encykliki papieskiej. "Pobudką do tej drugiej konferencji – piszą w adresie do Ojca Świętego – była arcyważna encyklika Twoja, wydana niedawno przeciw błędom modernistów. Encyklika ta zaiste była trudnym, ale dla naszych czasów bardzo pożytecznym, a nawet potrzebnym dziełem, ażeby liczne i wielostronne błędy modernistów, które bądź to otwarcie, bądź to skrycie się szerzą, przedstawić w świetle przyrodzonej i nadprzyrodzonej nauki, zbadać dokładnie ich źródła i przyczyny, ich wpływy nieszczęsne i szkodliwe scharakteryzować, a wreszcie wyszukać i wskazać środki zaradcze i zbawienne, aby uchronić przed błędami tymi narody. Niechaj będzie chwała i cześć Bogu za to, a Tobie Ojcze Święty podzięka! Skoro bowiem podniosłeś głos Swój pełen powagi i szczerości, zaświeciła zbawiennie chrześcijańska prawda światu całemu i przyczyniła się do rozproszenia ciemności i błędów...".

 

Obszerniejszy wykład i uzasadnienie tych samych myśli znajdujemy w liście pasterskim (10/12 1907), który przede wszystkim zwraca uwagę kleru na wielkie znaczenie encykliki dla wiary i Kościoła, a nadto zbija niektóre uprzedzenia i wątpliwości, jakie zaczęto podnosić na temat przyszłego naukowego wykształcenia kleru. "Źle by zrozumiał Piusa X i Nas – piszą między innymi – kto by chciał w encyklice i w Naszym piśmie wyczytać zakaz lub jakąś niechęć do badań naukowych, gdyż naukowo wykształcony i ciągle kształcący się kler jest chlubą naszą. ... Toż jedną z trosk serca Naszego jest, żeby i w życiu i w porządku dziennym duchowieństwa nauka miała swe miejsce. Jesteśmy bowiem przekonani, że gruntowna wiedza chroni już sama przed wybujałą żądzą krytykowania, przed zarazą modernizmu, przed lekkomyślnym szafowaniem frazesami i niejasnymi pojęciami, które dziś tyle sprawiają spustoszenia" (1) itd. Wśród listów pasterskich wielkopostnych, wydanych przez episkopat katolicki w r. 1908, niewiele może dałoby się wskazać takich, które by nie wspomniały coś o modernizmie i znaczeniu encykliki, zwłaszcza, że 50-letni jubileusz kapłański Piusa X dawał sposobność pomówienia o zasługach jubilata. Przykładem niech będzie wyjątek ze wspólnego listu, wydanego przez Arcypasterzy wszystkich polskich diecezyj Galicji i Bukowiny. O dążnościach modernistycznych takie tam czytamy uwagi: "W ostatnich czasach zaczął się pojawiać nawet między katolikami jakiś dziwny prąd niezadowolenia, który wszystko krytykuje i wszystko chce przeinaczyć w Kościele: i jego naukę i ustrój i samo nawet życie chrześcijańskie. Wszystko dzisiaj na świecie – mówią ci reformatorzy – zmienia się, rozwija i postępuje naprzód; tylko Kościół katolicki pozostał niezmieniony w swoich dogmatach i formie rządu. Więc powstaje niezgoda między postępowym człowiekiem nowoczesnym a zachowawczym Kościołem. Takie twarde i nieugięte obstawanie przy tym, co było – mówią dalej – zraża ludzi współczesnych i jeżeli Kościół nie chce utracić reszty swych zwolenników, to musi się przekształcić w duchu wszechstronnego postępu dzisiejszego i pogodzić swoje żądania z wymaganiami dzisiejszego świata. Radzą tedy ci reformatorzy Kościołowi katolickiemu, by uczynił ofiarę z niektórych dogmatów i urządzeń i w ten sposób ułatwił ludziom wykształconym pozostanie w Kościele, a odstępcom powrót. W tym celu wymyślili cały subtelny system niby naukowy, modernizmem zwany, przy pomocy którego zrywając z całą Tradycją Kościoła, starym, ustalonym pojęciom i dogmatom nowe podsuwają znaczenie. Chcieliby na tej drodze usunąć z wiary wszystko, co niedowiarkom się nie podoba, a więc: objawienie, natchnienie Pisma św., tajemnice, cuda, słowem wszystko, co jest nadprzyrodzone. Słusznie te błędy i dążności potępił Ojciec św. Pius X, bo w ten sposób z religii naszej, od Boga objawionej, nie pozostałoby nic, tylko dowolne i zmienne opinie. A przecież religia nasza nie jest ludzkim wymysłem, lecz od Boga pochodzi; co zaś Bóg objawił, to musi być prawdą niezmienną po wszystkie wieki, gdyż Pan Bóg się nie zmienia, ani nie myli, ani w błąd nie wprowadza. Kościół zatem co do nauki swojej ustąpić nie może, choćby nawet miał nadzieję, że kosztem jednego tylko dogmatu zjedna sobie wszystkich niechętnych, a nawet wrogów. Gdyby to ustępstwo uczynił, zaparłby się nauki Boskiego Mistrza swojego, sprzeniewierzyłby się Boskiemu posłannictwu swemu, przestałby być Kościołem Chrystusa. Przecież Pan Bóg nie może cofnąć się przed pychą człowieka; a tego właśnie żąda pycha uczonych dzisiejszych od powagi Boskiej, którą reprezentuje Kościół. Rozum niektórych ludzi, oszołomiony postępem nauk, różnymi wynalazkami i odkryciami ostatnich czasów, nie chce nikogo uznać nad sobą, ani nawet Boga; nie chce nauki przyjmować od nikogo, nawet od Boga" (2).

 

Obok listów pasterskich, tych – że tak powiem – oficjalnych głosów biskupich, zasługują na osobną wzmiankę: trzy odczyty X. Arcybiskupa Teodorowicza (jeden o stosunku encykliki i modernizmu do wiedzy, wygłoszony w Leo-Gesellschaft we Wiedniu (1907); drugi w Warszawie (1907) pt.: Katolicyzm a cywilizacja; trzeci w Krakowie (1909) pod tyt.: Modernizm a postęp), dalej przemówienie kardynała Merciera do profesorów i uczniów Uniwersytetu Lowańskiego dnia 8/12 1907 na temat: modernizm a nauka (ukazało się w druku razem z listem pasterskim: o modernizmie), wreszcie broszurka X. biskupa Douais z Beauvais: La liberté intellectuelle après l'Encyclique Pascendi. Lettre à un Député (Paris 1908). Wobec ważności tematu, omawianego przez wszystkich tych trzech Książąt Kościoła, warto (a dodam i wystarczy) zapoznać się bliżej z odczytami X. Arcybiskupa lwowskiego. Na podstawie streszczenia, jakie sam dostojny prelegent umieścił w "Gazecie Narodowej" (w num. z dn. 28/11 i 29/11 1907) da się wyróżnić w odczycie wiedeńskim następujący bieg myśli: Modernizm ograbia człowieka ze wszystkiego, co stanowi istotę jego wierzeń i praktyk religijnych. Modernizm bowiem zmienia samo pojęcie aktu wiary; modernizm mówi człowiekowi wierzącemu i praktykującemu: tyś dotąd szukał w Sakramentach łaski poświęcającej, wiedz odtąd, że to są tylko znaki, symbole twego uczucia religijnego; tyś dotąd w Ewangelii widział Księgę natchnioną, wiedz jednak, że jej natchnienie niczym się nie różni od natchnienia wieszczów twoich; tyś w Kościele widział Chrystusa nauczającego i rozkazującego, wiedz jednak, że Kościół jest tylko emanacją historycznej ewolucji i uczuć wierzących, że autorytet w ścisłym tego słowa znaczeniu nie istnieje; ty, na klęczkach odmawiając: "Credo", wywoływałeś dogmat po dogmacie wiary, objawionej ci przez Chrystusa i Kościół, wiedz jednak o tym odtąd, że Bóg się objawia każdemu człowiekowi z osobna, że dogmaty tworzone były przez uczucia religijne, które z konieczności przyoblekały się w formę, a te się skraplały już to w kulcie zewnętrznym, już też w doktrynie. Któż nie przyzna, że wystarczy tu instynkt wiary, aby od razu modernizm odtrącić? Lecz nie tylko z punktu wiary ale i z punktu wiedzy i postępu modernizm ostać się nie może, gdyż nie odpowiada ani aspiracjom nowoczesnego człowieka, ani prawidłom dzisiejszej wiedzy. Modernizm opiera się z jednej strony o system filozoficzny Kanta, z drugiej o immanentyzm, upatrujący religię w uczuciu. Otóż agnostycyzm odstręcza raczej niż pociąga przez swój pesymizm. Uczuciowej zaś religijności jest już człowiek syt, ma jej dosyć. Modernizm nie odpowiada także prawidłom dzisiejszej wiedzy. Moderniści, przejęci najlepszymi chęciami pogodzenia dzisiejszego człowieka z wiarą, postanowili dostosować się do jego położenia. Ponieważ agnostycyzm zamknął drogę do Boga rozumowi, więc obrali drogę serca. Niestety przeoczyli jedno, że sceptyczny racjonalizm jest wrodzonym nieprzyjacielem aktu wiary – i próba pogodzenia musiała zawieść. Co gorsza, sami inicjatorzy zostali ujęci w sidła psychozy swej teorii. Jak Kant obdarłszy swych zwolenników ze zdolności rozumowania, dał im jako rekompensatę autonomię rozumu, tak bardzo odpowiadającą nienasyconemu ludzkiemu "ja", tak moderniści pozamykawszy wszystkie furtki rozumowi i autorytetowi, obwieścili za to królowanie przez uczucie, które obdarzone jest taką twórczością, że ledwo skinie, a już Bóg się z objawieniem jawi, ledwie w sercu zakotłuje, a już dogmaty tworzy i ścieżki historii znaczy, chce się przelać na zewnątrz i daje początek kultowi i sakramentom. Łatwo pojąć, że takie uczucie twórcze i wszechwładne nasyca bardzo żądzę panowania człowieka i to na polu najbardziej nęcącym, bo na polu religijnym, ale i to łatwo pojąć, że człowiek, pragnący ulegalizować tego rodzaju tajne aspiracje do Bóstwa, musi naciągać, fałszować fakty naukowe, musi stawiać twierdzenia, urągające najprymitywniejszym wymaganiom wiedzy. Jakaż np. nauka to ścierpi i jakież badanie naukowe to spokojnie zniesie, skoro ktoś powie to, co moderniści mówią: raz np. zaprzecza cudom Chrystusowym w imię zasady niepoznawalności w zakresie zjawisk metafizycznych, a potem drugi raz zatwierdza te same cuda i te same zjawiska w imię wiary. To już nie wiara rozumna, ale ślepa, to już jest odwoływanie się nie do badania naukowego, ale wprost do fanatyzmu. Wobec tego encyklika potępiająca modernizm nie może żadną miarą uchodzić za dokument wsteczny czy antynaukowy, owszem podając subtelną diagnozę i najdokładniejszą definicję fałszywego kierunku, kładzie tym samym linię graniczną dla prądu zdrowego, który z fałszem nieraz tylko o miedzę graniczy. I właśnie co dotąd tak często dziać się mogło, mianowicie piętnowanie modernizmem najsłuszniejszych aspiracyj nauki i wiedzy, od chwili tej definicji ostać się nie może. Już w samej encyklice uważny badacz dostrzeże wytyczne tuż o miedzę tylko się mieszczące około fałszywego kierunku. Jeżeli np. modernizmem jest czynić serce jedyną wyrocznią w kwestiach wiary, to nie jest modernizmem dać udział sercu w życiu duchowym i wewnętrznym i w życiu z wiary; nie jest modernizmem sprząc nie tylko rozum, ale całego człowieka w rydwan prawdy Bożej. Jeżeli modernizmem jest metoda, co głosi bezwzględny subiektywizm w badaniach w rzeczach wiary, to nie jest modernizmem brać w rachubę rozwój i postęp metod i analiz ludzkiego poznania. Jeżeli modernizmem jest twierdzić, że pomiędzy sercem ludzkim a dogmatem istnieje przystosowanie konieczne, to nie jest modernizmem dopatrywać się, jak każdy dogmat oddźwięk znajduje w sercu człowieka, jak je zaspokaja, jak działa tutaj na ziemi w duszach czy społeczności kojąco, ożywczo, odradzająco. Jeżeli modernizm gardzi metodą scholastyczną, a z nowych systemów filozoficznych zabiera wprost żywcem ich szkodliwe korzenie, to nie jest modernizmem opierać się o tradycje Kościoła, czerpać ze scholastyki bogate skarby, ale zarazem wedle wskazówek Leona XIII, powtórzonych przez Piusa X, nie twierdzić bezwzględnie, że w metodzie scholastycznej jest w naukowym kierunku ostateczne słowo postępu..... Jeżeli w końcu głosi modernizm, że ewolucja dziejowa wyrzuca na wierzch nowe dogmaty, grzebiąc wczorajsze, stare, to nie jest modernizmem twierdzenie, "że Kościół nie uraniając nic ze swego depozytu wiary, jak to ziarno ewangeliczne, rosnące w olbrzymie drzewo, wciąż postępuje, wciąż się rozwija, wciąż nowe dziedziny asymiluje, zawsze stary i zawsze młody i nowy".

 

Gdybyśmy chcieli wyrazić krócej przytoczone myśli, możemy posłużyć się drugim odczytem. Zdaniem prelegenta dwa są kierunki, między którymi, jak między Scyllą i Charybdą, przechodzić muszą wszelkie programy myśli katolickiej. Jeden kierunek modernizmu potępionego przez Piusa X, a drugi – temu wręcz przeciwny: przesadnego konserwatyzmu. Oba prądy mają swe źródło we fałszywym stanowisku, jakie zajęły wobec dzisiejszej cywilizacji i kultury. Modernizm grzeszy tym, że kokietuje z cywilizacją dzisiejszą w bezkrytycznym zachwycie; dla niej poświęca już nie formę, ale nieomal samą treść swych wierzeń, tkwiąc w egzageracji upodobań każdej nowości. Konserwatyzm odwrotnie: przed każdym powiewem zdrowotnym swego czasu już z góry powziętym uprzedzeniem się zamyka, każdą nowość piętnuje jako niezdrową i niereligijną; każdą słuszną i godziwą dążność do przyswojenia sobie tego, co w kierunkach wieku jest zdrowe, uważa za niebezpieczną nowalię i zdrożną, ba – za zdradę i przeniewierstwo względem Kościoła.

 

Po zestawieniu dwu kierunków skrajnych, łatwo już wywnioskować, jak się ma ukształtować program katolicki wobec dzisiejszej kultury. Nie prowadzi droga do pogodzenia kultury i wiary przez ustępstwa, czynione z depozytu wiary i przez uszczuplenie pierwiastka nadprzyrodzonego i przez bezwzględne przystosowanie się do ducha czasu... Drogowskaz Kościoła ukazuje ścieżkę inną. Złota jego maksyma brzmi: iż tylko przez oczyszczenie i przez uduchowienie ducha czasu przez ducha Jezusa Chrystusa zdobywa się kulturę dla Królestwa Bożego (3).

 

W trzecim odczycie, o którego treści obszerniejsze sprawozdanie podał "Czas", są uwzględnione prawie wszystkie główniejsze zagadnienia, dotyczące modernizmu. Jak wytwarza modernizm pojęcie Boga? Bóg w modernizmie jest kreacją uczucia. Modernizm idzie dalej niż poeta w Dziadach, który chce zajrzeć w głąb uczuć Bogu. Modernizm stwarza Boga i nadaje mu kształty... Jakie są zasadnicze różnice między nauką Kościoła a pojęciami modernizmu? Kościół uczy, że Bóg prawdę objawia, modernizm uczy, że prawdę objawia uczucie, które i Boga tworzy. Kościół powiada, że Syn Boży stał się człowiekiem i umarł dla zbawienia ludzi na krzyżu, modernizm twierdzi, że nie można naukowo udowodnić Bóstwa Jezusa Chrystusa i odróżnia Chrystusa historycznego od Chrystusa wiary. Katolicy wierzą, że Kościół został ustanowiony przez Chrystusa, moderniści twierdzą, że Kościół wyszedł z nastroju religijnego mas. Wreszcie Kościół podaje Sakramenty za ustanowione przez Chrystusa, modernizm uznaje je tylko za symbole stworzone przez masy dla ich wierzeń, nie posiadające siły łaski. Tak więc modernizm, pozornie zachowując Credo, druzgocze całą jego treść i istotę... Czy modernizm jest doktryną nową? Jak nazywa sam siebie? Istota tego prądu zupełnie nową nie jest. Początek zrobili protestanci traktowaniem religii jako rzeczy uczucia; za protestantami poszli niektórzy katolicy. Psychologicznie dążność do tego rodzaju tłumaczenia religii polega na żądzy nieograniczonego panowania, usłyszanej już przez pierwszego człowieka w podszepcie szatana: eritis sicut dii (Gen. III, 5). Człowiek, jak w improwizacji Dziadów, chce rządzić przez uczucie, które jest w nim – i przez potęgę uczucia dorównać Bogu... Uczucie religijne rodzi się – powstaje pojęcie Boga u modernistów; wypowiada się – powstają Księgi święte; uzewnętrznia się – stworzone są Sakramenty; pracuje – dokonywa się ewolucja dogmatów; pracuje w gromadzie – istnieje Kościół. Oto główna treść modernizmu. Że taki system jest sprzeczny z postępem, wykaże dalszy ciąg odczytu. "W naszym wieku, w czasach wrażliwości nerwowej, wybujałości, uczucia ludzkie szukają Boga i nawet niewierzący do tego się przyznają. Modernizm, zamiast skierować ku Bogu owe mętne uczucia, czyni to, co człowiek, który zamiast rzucić borykającemu się z falami linę, odpycha go od brzegu, gdy każe szukać Boga w swoim «ja». Ależ ci ludzie, Boga spragnieni, tyle się już nad tym swoim «ja» namęczyli! Modernizm zawraca więc prąd wstecz i jako taki przeczy postępowi... Odrzucając współdziałanie rozumu w rzeczach wiary, modernizm nową wyrządza krzywdę postępowi. Racjonalizm ostatniej doby skłania się coraz więcej ku chrystianizmowi. Tymczasem modernizm w tak ważnej chwili opuszcza pole walki, mówiąc, że nie zdoła tłumaczyć ani cudu ani niczego nadprzyrodzonego"...

 

Do cennych uwag episkopatu na temat modernizmu i encykliki Pascendi dorzuciło swoje tylu innych autorów katolickich, że musimy ograniczyć się do wymienienia tylko niektórych. Pierwszymi, którzy u nas zajęli się nieco obszerniej dokumentem papieskim, byli: X. Okoniewski (w "Przeglądzie Kościelnym" nr. 70, 71, 72 – Poznań 1907), ks. Pawelski (w "Przeglądzie Powszechnym" t. 97, 1908), ks. Szlagowski (we Wstępie ogólnym do Pisma św. t. 3, 1908, nr. 206-233). "Encyklika Piusa X o modernizmie – tak rozpoczyna redaktor «Przeglądu Powszechnego» swój artykuł: Katolicyzm a modernizm – jest wypadkiem przełomowego znaczenia. I to nie tylko jako akt najwyższej władzy normujący doniosłą sprawę – ale zarazem jako nowe a wielkie światło. Na pytania pierwszorzędnej wagi a nieskończenie pogmatwane, które przed ideą katolicyzmu stawały w biegu wieków nieraz, a w ostatnim wieku wprost naokoło niej się spiętrzyły, na pytania te, leżące dotychczas w mrocznej krainie mgły, rzuca encyklika garść całą tak intensywnych płomieni, że niedostępny dotąd dla oka zamglony widnokrąg tej kwestii w pewnych przynajmniej istotnych swoich liniach dość wyraziście rysować się zaczyna". "Encyklika o modernizmie – słowa ks. Okoniewskiego – posiada znaczenie niesłychane. Śmiałe, z zuchwałością niemal wypowiadane zapatrywania modernistów wprowadzały pewne zamieszanie w pojęcia prawowiernych teologów katolickich... Odczuwano ogólnie jakby pewien kryzys religijny. Wtem pojawia się nowy Syllabus, a po nim encyklika o zasadach modernistów. W pierwszej chwili ogólne osłupienie. Przerażono się, nie miano pojęcia, że było tak bardzo źle. Dziś widnieją już dobroczynne skutki i Syllabusa i encykliki. Przeszła ponad światem katolickim jakby groźna burza, opadły trujące mgławice, światło prawdy katolickiej poczęło świecić na nowo jaśniej niż kiedykolwiek. Zanika chwiejność, z czcią i uwielbieniem spogląda lud katolicki ku Namiestnikowi Chrystusa, który stanął w obronie zagrożonej prawdy" (4).

 

Jeżeli od naszych autorów przejdziemy do obcych, to obok poprzednio wspomnianych ogłosili o encyklice i modernizmie prace godne wzmianki następujący: I. Tumpach w "Casopis katolického duchovenstwa" (1907), M. Hiptmair (w "Linzer Quartalschrift": Kirchliche Zeitläufe, z. I i II, 1908), A. Lehmkuhl (Tamże, Modernismus, z. II, 1908), A. Weiss (Tamże, Zeitbetrachtungen zum Verständnis des Modernismus, 1909), I. Müller (w "Zeitschrift für katholische Theologie": Die Verurteilung des Modernismus durch Pius X, I. 1908 Innsbruck), L. Fonck (Tamże: Die päpstlichen Kundgebungen gegen den Modernismus), A. Michelitsch w książce: Der neue Syllabus samt der Enzyklika gegen den Modernismus (Graz und Wien 1908), Braig (w "Allgemeine Rundschau" 1907 i 1908 a także w odezwie: Was soll der Gebildete von dem Modernismus wissen? Frankf. Broschüren 1907), I. Bessmer (w "Stimmen aus Maria-Laach": Der neue Syllabus, Erläuterung, t. 73, 1907; t. 74, 75, 1908), I. Cladder (Tamże, Die Enzyklika Pascendi und der Modernismus, t. 74, 1908), F. Heiner w dłuższym komentarzu do Syllabusa: Der neue Syllabus Pius X. (Mainz 1-e wyd. 1907, 2-gie 1908), Meyenberg (w "Apolog. Rundschau": Reine Lehre, nr 1, 1907), Kraemer (Tamże: Der Modernismus, nr 2, 1907), Atzberger (Tamże: Was ist der Modernismus?, nr. 6, 7, 8, 1908), A. Seitz (Tamże: Die Stellung des Modernismus zu Christus, nr 3, 1908; nr. 5 i n. 1909), Hild (w "Katholik": Die Enzyklika Pascendi und die modernistische Apologetik, z. 5, 1908, Mainz), Forschner, Kanzelvorträge über Modernismus (Mainz 1908), J. Schulte (w "Kath. Seels.": Aphorismen zum Syllabus und zum Modernismus, z. I, 1908), Segesser (w "Schweizerische Kirchenzeitung" I, 1908), Braig-Hoberg-Krieg-Weber-Esser (w odczytach, które wydano pod wspólnym tytułem: Jezus Christus, Apologetische Vorträge auf dem II. theologischen Hochschulkursus zu Freiburg im Breisgau im Oktober 1908).

 

De la Taille, Sur l'encyclique Pascendi (w "Etudes", Paris 1907), Gaudeau (w antymodernistycznym czasopiśmie "La Foi catholique", wychodzącym od r. 1908, Paris), Choupin, Le Motu proprio "Praestantia" de S. S. Pie X. (w "Etudes", t. 114, 1908), Harent, Expérience et foi. A propos de la récente encyclique (w "Etudes", t. 115, 1909), Moisant, Qu'est-ce que le modernisme? (Tamże, t. 115, 1908), Grandmaison (Tamże, Pie X, Pape, t. 117, 1908, i w "Revue pratique d'apologétique" 1908), Baylac, Autour de L'Encyclique (w "Bulletin de littérature ecclésiastique" 1907, Toulon), Delassus, L'Encyclique Pascendi et la démocratie (Lille 1907), Salembier, L'histoire ecclésiastique et M. l'abbé Loisy (Lille 1908), Lepin, Christologie. Commentaire des Propositions XXVII-XXXVIII du Décret du Saint Office «Lamentabili» (Paris 1908), Tenże, Les théories de M. Loisy. Exposé et critique (Paris 1908), Inbaru, Loisy et la Critique des Evangiles (Paris 1908), Maumus, Les modernistes (Paris 1909).

 

Toner, The Encyclical on Modernism (w "The Irish Theological Quarterly" I, 1908), Shine, The place of Modernism as a philosophy of religion (Tamże, I, 1908), Lilley, Modernism: A Record and Review (London 1908), Godrycz, The doctrine of Modernism and its Refutation (Philadelphia 1908).

 

R. Amado, El modernismo religioso (Madrid 1908), R. Claverol, Que es el modernismo? (Barcelona 1908), E. Dehò, La condanna del modernismo (Roma 1908), Ferrari, Rassegna del modernismo (Roma 1908), E. Rosa, L'encyclica Pascendi e il modernismo. Studi e commenti (Roma 1909), praca będąca zbiorem cennych artykułów ogłaszanych od lat w "Civiltà Cattolica", N. Christiani, La verità sul modernismo (Andria 1908), A. Sala, L'enciclica Pascendi e i suoi insegnamenti (Milano 1909), C. Carbone, De modernistarum doctrinis, obszerny komentarz do Syllabusa i encykliki Piusa X (Roma, Desclée 1909).

 

Wszyscy ci pisarze katoliccy, a można by ich przytoczyć jeszcze więcej, podnoszą, nieraz szeroko omawiają znaczenie encykliki dla Kościoła, dla wiary i dla nauk teologicznych. Meyenberg np. w artykule przytoczonym ("Apolog. Rundschau", str. 9) wynosi encyklikę jako dokument, głoszący "czystą naukę" w porządku naturalnym i nadnaturalnym w przeciwieństwie do fałszywej modernistów, zatruwającej organizm chrześcijański. Według Atzbergera (tamże, str. 211) encyklika kładzie kres wszelkim wątpliwościom i nieporozumieniom w kołach katolickich i jest znakiem ostrzegającym, dokąd doprowadzić mogą kierunki, opierające się na fałszywej filozofii i posługujące się metodą apriorystyczną. Przez to jest dla umiejętności katolickiej gwiazdą przewodnią i równocześnie programem. "Wystąpienie Papieża – pisze Moisant (w "Etudes", t. 115, str. 290) – przyczyniło się niezmiernie do oczyszczenia i rozjaśnienia dusznej atmosfery. Od tego czasu zmalało znacznie niebezpieczeństwo chłonienia trucizny". "Głos Papieża w encyklice Pascendi – pisze znów Rosa w swym komentarzu (str. 3-4) – to głos ojca, zasmuconego postępowaniem dzieci.... to głos głowy rodziny, i tak już długo i na próżno czekającej upamiętania... to głos pasterza, pragnącego podać swym owieczkom zdrowy pokarm, a od złego odwieść... to głos nauczyciela i sędziego w rzeczach wiary, który stara się usunąć zamieszanie, wywołane w szeregach katolickich przez kilku niesfornych..., to wreszcie głos prawodawcy, który chce, aby prawa ogłoszone znajdowały posłuch i posiadały skuteczną sankcję".

 

Podobnie z wielkimi pochwałami wyrażają się o encyklice i inni uczeni katoliccy. Jedna tylko ważniejsza różnica daje się u nich zauważyć, mianowicie w kwestii, czy encyklika Pascendi jest definicją ex cathedra czy nie. Niektórzy, jak Choupin, Mausbach, Kneib, Carbone, odpowiadają przecząco. "Encyklika Pascendi – mówi pierwszy (w "Etudes", t. 117, str. 123) – jest bezsprzecznie konstytucją doktrynalną i dyscyplinarną, ściśle i powszechnie obowiązującą, nie jest jednak definicją ex cathedra". "Encyklika – słowa Mausbacha (w "Intern. Wochenschr." n. 7, 1908), acz nie pozbawiona całej mocy powagi apostolskiej, nigdzie jednak nie występuje z jakąś definicją, nie orzeka żadnej nowej, dotąd nieokreślonej nauki, lecz tylko charakteryzuje modernizm jako system sprzeciwiający się istniejącym dogmatom, jako "stek wszystkich herezyj". "W encyklice – zauważa Kneib (w broszurce przytoczonej str. 19) – chodzi o błędy, które tak wyraźnie sprzeciwiają się dogmatowi katolickiemu, że po prostu nie trzeba było nowego nieomylnego orzeczenia". Inni, jak np. Cavallanti (w dziele przytoczonym str. 405), Glossner (w broszurze przytoczonej str. 13 i 22), uważają encyklikę za definicję ex cathedra. Glossner stara się nawet osłabić racje Mausbacha i Kneiba uwagą, że zanadto ścieśniają pojęcie definicji ex cathedra. Zdaniem jego, ile razy najwyższy urząd nauczycielski Kościoła zwraca się uroczyście do wszystkich wiernych i daje orzeczenie doktrynalne lub potępia błąd, to mamy definicję ex cathedra. Inni wreszcie, jak np. Michelitsch (w pracy przytoczonej, 2 wyd., str. IV) powiadają, że encyklika w chwili wydania nie była definicją ex cathedra, lecz stała się nią przez Motu proprio Ojca Świętego z dn. 18/11 1907. Odnośny ustęp, na którym głównie buduje profesor apologetyki w Grazu, brzmi: "Powtarzamy i zatwierdzamy mocą powagi Naszej Apostolskiej i on dekret najwyższej św. Kongregacji [«Lamentabili sane exitu»] i Encyklikę Naszą [«Pascendi Dominici gregis»], a uzupełniamy je karą ekskomuniki na tych, którzy im się sprzeciwiają".

 

Co sądzić o tych zapatrywaniach? Najmniej prawdopodobnym wydaje się ostatnie, względnie jego umotywowanie. Już samo Motu proprio świadczy przeciw, o ile w takim dekrecie chodzi zwyczajnie nie o jakieś dogmatyczne, lecz praktyczne orzeczenie. I faktycznie tak się ma rzecz w naszym wypadku: w pierwszej bowiem części tego dekretu jest mowa o komisji biblijnej, założonej przez Leona XIII, którą Pius X podnosi do godności kongregacji; głównym zaś przedmiotem drugiej części, w której znajduje się przytoczony ustęp, jest sankcja Syllabusa i encykliki, ale sankcja o charakterze raczej dyscyplinarnym, niż dogmatycznym. Dalej nie można wskazać przykładu z historii kościelnej, żeby w ten sposób orzeczenia papieskie stawały się definicjami ex cathedra. Nie upoważnia też do zrobienia obecnie wyjątku tekst odnośnego ustępu z Motu proprio, gdyż wcale nie zmienia on pierwotnej istoty encykliki, lecz ją tylko potwierdza i zagrożeniem kary utrwala. W końcu gdyby się na mocy Motu proprio przyznało encyklice charakter definicji ex cathedra, to konsekwentnie należałoby wszystkie zdania o treści dogmatycznej uznać za ścisłe dogmaty, a ich zaprzeczenie za herezję. Tymczasem takie pojmowanie rzeczy nie odpowiada dalszym słowom Papieża, w których wyraźną czyni różnicę między obrońcami zdań heretyckich i nieheretyckich i karami, na jakie zasługują (5).

 

Wobec małego prawdopodobieństwa zapatrywania trzeciego maleje również i prawdopodobieństwo drugiego, a wzrasta pierwszego. Cokolwiek jednak powiedzieć można o większym lub mniejszym prawdopodobieństwie tych trzech zapatrywań, to w każdym razie jest rzeczą pewną, że encyklika Pascendi nie jest dokumentem natury tylko polemicznej czy dyscyplinarnej, jak ośmielili się twierdzić Tyrrell, autorzy Programma dei modernisti, a za nimi i Ehrhard, lecz dokumentem natury dogmatycznej, dokumentem, który choćby nie był definicją ex cathedra, wiąże nie tylko usta, ale także umysł, serce i sumienie wiernych. "Byłoby śmiesznym – pisze Palladino, biskup z Ischii w swym liście pasterskim: L'Enc. noviss. (str. 23, 1908) – podawać w wątpliwość powagę encykliki dlatego, że nie ma formy dekretu ex cathedra". Obszerniej zajmuje się tą kwestią Carbone (w dziele przytoczonym, teza XXII: De valore absoluto encyclicae; teza XXIII: De valore relativo encyclicae, str. 379-417). Rozstrzygającym jest nr 475, w którym autor stosuje do encykliki warunki definicji ex cathedra, określone na Soborze Watykańskim i dochodzi do wniosku, że encyklika nie jest wprawdzie definicją ex cathedra, ale jest bezsprzecznie dekretem dogmatycznym, któremu w całej rozciągłości należy się ścisłe i wewnętrzne posłuszeństwo, a nawet posłuszeństwo wiary w bardzo wielu punktach nauki, mianowicie w tych, które opierają się o dawniejsze, nieomylne orzeczenia. Krócej załatwia się Rosa w dziele przytoczonym (str. 40). "Wiedzą, a przynajmniej wiedzieć powinni wszyscy wierni, że nawet wtenczas, kiedy Papież nie przemawia w imię całej swej powagi nieomylnej, ma prawo, spełniając urząd nauczycielski autentyczny, w sposób mniej lub więcej uroczysty, do naszego posłuszeństwa nie tylko zewnętrznego, ale i wewnętrznego i szczerego".

 

Nie powinno chyba nikomu z katolików prawdziwych sprawiać trudności poddanie swego sądu pod sąd Papieża, jeżeli zważy, że chodzi tu o błędy przeważnie już dawniej i nieodwołalnie potępione, o dążności, które stawiają katolicki Kościół wobec alternatywy: być albo nie być. Do utwierdzenia zaś w tym szczerym i wewnętrznym poddaństwie może się jeszcze przyczynić okoliczność, że nie tylko ogół uczonych katolickich przyjął z wdzięcznością encyklikę, ale i z obozu przeciwnego, liberalnego, a nawet akatolickiego, padło niejedno słowo pochwały, niejeden głos uznający zupełną słuszność wystąpienia papieskiego. Zaczynając od włoskich pisarzy przypomnieć możemy najpierw słowa wyjęte z dziennika liberalnego rzymskiego: "Giornale d'Italia" (17/9 1907): "Doniosłość encykliki jest naprawdę wyjątkowa, nie tylko dlatego, że pochodzi wprost od Papieża, lecz więcej jeszcze dlatego, że z całą surowością potępia i przedstawia w całość ujęte różne teorie modernistyczne; w końcu dlatego, że podaje środki, stanowiące razem sieć tego rodzaju, że neokatolicy tylko kosztem ofiar bolesnych będą się mogli z niej wydobyć". "Encyklika – pisał w mediolańskim liberalnym «Corriere della Sera» (18/9 1907) A. Torre – nie powinna dziwić nikogo. Raczej dziwić by się należało, gdyby Kościół nie potępił nauk, które są zaprzeczeniem całej istoty katolicyzmu. Modernizm bowiem uważany w swych założeniach i w swym procesie logicznym nie jest odnowieniem katolicyzmu, lecz przeciwnie taką transformacją religijną, iż równa się negacji katolicyzmu... Przy tej okazji nie zawadzi jeszcze raz zauważyć, że Kościół nie zmienia się ze zmianą papieży. Kto inaczej sądzi, ten się myli. Pius IX i Leon XIII potępili niektóre punkty tej zawiłej doktryny, która przybrała obecnie zbiorową nazwę modernizmu. Pius X potępił ją w całości". Słuszność tego wyroku potępiającego uznali też tacy pisarze włoscy, wrogo usposobieni do Kościoła, jak Prezzolini, Salvadori, Gentile. Pierwszy nazwał modernizm katolicyzmem czerwonym (Prezzolini, Il cattolicismo rosso, Napoli 1907) i powiada o nim, "że jest pełen sprzeczności. Chce być katolicyzmem, a jest protestantyzmem. Chce być tym, co zwalcza. Zwalcza intelektualizm, a jest nowym wydaniem intelektualizmu. Indywidualizm Tyrrella i historycyzm Loisy'ego żadną miarą nie dadzą się pogodzić ze zasadą powagi w Kościele katolickim. Dlatego potępienie modernizmu przez Watykan jest całkiem logiczne". Książę Salvadori (w artykule Die moderne religiöse Bewegung in Italien – w czasopiśmie "Religion und Geisteskultur" 1908) wyznaje także, mimo wielkiej dla modernistów sympatii, że Kościół musiał potępić modernizm, jeżeli nie chciał zaprzeczyć swej historii i zgotować sobie zguby. Modernizm bowiem jest czymś gorszym od dawniejszych dążności reformatorskich w łonie Kościoła, które przynajmniej dogmatów nie zaczepiały. W świetle nauki nie wytrzymuje też krytyki modernizm zdaniem Salvadoriego zwłaszcza w swej części filozoficzno-apologetycznej, która nadto stoi w sprzeczności z częścią drugą krytyczno-historyczną, gdyż tam wykluczony jest racjonalizm, który tu wszechwładnie panuje. Najsurowszy sąd o modernistach, a równocześnie najżyczliwszy o encyklice, wyszedł z pod pióra trzeciego niekatolickiego autora w czasopiśmie "Critica" (1908). "Encyklika – pisze Gentile – wykryła całą naiwność modernistów, którzy w równej mierze nie podobają się Bogu i Jego wrogom. Encyklika jest mistrzowskim przedstawieniem i miażdżącą krytyką filozoficznych podstaw całego modernizmu; zarzut, że encyklika zasady modernizmu wypaczyła, to proste gęganie gęsi, jakby się był wyraził Carducci". Następnie poddaje autor ostrej krytyce historycyzm Loisy'ego, pragmatyzm i tzw. metodę immanentną Blondela i Laberthonniere'a i jako ostateczny swych uwag podaje wniosek, "że ani Loisy ani Tyrrell nie położą podwalin pod przyszłość katolicyzmu, ale ci liczni, którzy zawsze są gotowi wsłuchać się w głos Boga, przemawiający do nich z wysokości Synaju". Z francuskich autorów warto tu przytoczyć takiego Aularda, który jak wobec Kościoła tak i wobec encykliki zajmuje w ogóle wrogie stanowisko, ale mimo to niejedno w niej chwali, np. że "podaje obraz modernizmu wierny, interesujący, a nawet pociągający; nie czyni zeń karykatury, lecz przedstawia obiektywnie z uwzględnieniem nawet stron ponętnych" (6).

 

Mniej ponętnym wydaje się modernizm protestantowi Doumergne, który w protestanckim przeglądzie "Foi et vie" (1907) czyni modernistom ciężki zarzut niekonsekwencji. "Chcą być ludźmi uczucia, doświadczenia religijnego, świadomości indywidualnej, lecz to wszystko chcieliby ująć w system, z czego wynika, że są intelektualistami – lepiej mówiąc – niekonsekwentnymi". W protestanckim "Journal de Geneve" można znów było czytać ustęp poświęcony przywódcy modernistów francuskich i wyrokowi potępienia, który go zupełnie sprawiedliwie dosięgnął. "Czymże jest Chrystus Loisy'ego?", pyta autor. "Bogiem? człowiekiem? Sam Chrystus zdaje się tego nie wiedzieć. Ma on tylko niejasne pojęcie o swoim posłannictwie. Głosi przyjście królestwa niebieskiego i naraz wbrew wiedzy swej i woli założył Kościół katolicki, który jest dalszym tylko i powolnym urzeczywistnieniem królestwa niebieskiego na ziemi. Na takie pojmowanie Chrystusa przez Loisy'ego mogłaby się jeszcze zgodzić teologia protestancka, ale nigdy katolicka". W dalszym ciągu podnosi autor, że dziwaczne teorie Loisy'ego nie odznaczają się wcale nowością, bo wszystkie wzięte są z protestanckiej egzegezy. Co jest u niego nowego, to naiwność, z jaką chciałby przelać w formę katolicką system, który jest negacją wszystkich dotychczasowych nauk katolickich. Dlatego postępowanie Watykanu wobec modernistów jest zupełnie zrozumiałe, przeciwnie niezrozumiałe jest postępowanie modernistów, którzy chcieliby jeszcze uchodzić za katolików, nie bacząc, że tu możebne tylko: albo-albo. Z okazji jubileuszu kapłańskiego Piusa X wysłał doń związek księży anglikańskich adres, w którym między innymi piszą: "Przypominamy sobie, z jaką radością przyjęliśmy wieść, że Ty, dopiero co wyniesiony na Stolicę Apostolską, obiecałeś w mowie publicznej starać się wszystko odnowić w Chrystusie. Z dzieł Twoich, których dokonałeś dla wypełnienia obietnicy, przede wszystkim podnosimy Twe starania usilne, aby Sakrament Ołtarza stał się prawdziwie chlebem powszednim, dusz codziennym posiłkiem. Nie mniejszą wdzięczność winniśmy Ci, Ojcze Święty, za to, żeś tak dzielnie odparł zamachy nieprzyjaciół, którzy odrzucają natchnienie Pisma świętego, a Księgi święte zaliczają między zwykłe płody ducha ludzkiego. Za wszystkie Twoje trudy płynące z wiary, chcemy Ci z głębi serca złożyć podziękowanie". Nie bez wzruszenia czyta się to pismo kleru anglikańskiego, z którego wieje tyle wdzięczności dla Piusa X, głównie z powodu jego wystąpienia przeciw błędom modernistycznym. Można by jeszcze z kół anglikańskich przytoczyć więcej takich, których sąd w sprawie modernizmu nie różni się od papieskiego. Sanday np., profesor egzegezy w Oxfordzie, w dziele o życiu Chrystusa (The Life of Christ in Recent Research, Oxford 1907) wyraża się o modernistach bardzo ujemnie. Cały ten ruch przedstawia mu się zanadto chaotycznie, o ile rwie się gwałtownie naprzód i narzuca się wszystkim, nie zdając sobie sprawy ani z kierunku, ani z celu swych nauk i dążności. Podobnie wrogie stanowisko wobec modernistów, zwłaszcza wobec ich apologetyki, zajął np. wielki apologeta anglikański Egerton w swej pracy: Liberalna teologia a podstawy wiary (Liberal Theology and the Ground of Faith, London 1908).

 

Z pośród licznych głosów, jakie w protestanckich Niemczech dały się słyszeć za encykliką, zasługują na wymienienie szczególnie trzy: socjalisty Göhrego, profesora historii w Berlinie, K. Holla i ewangelickiej "Kirchenzeitung". Pierwszy w berlińskim "Sozialistische Monatshefte" (marzec 1908), podawszy dość trafną definicję modernistów jako prawdziwych rewolucjonistów w dziedzinie wiary, którzy wyszli ze szkoły protestanckiej, powiada, że Rzym dał w encyklice bardzo gruntowną pracę, która wkracza we wszystkie szczegóły modernizmu i omawia je poważnie i wyczerpująco, aby ze swego punktu widzenia wskazać całą niedorzeczność tej nauki i jej niebezpieczeństwa dla Kościoła. Uwagi socjalisty na temat praktycznych przepisów encykliki, w których widzi powrót do inkwizycji, możemy pominąć, bo w to "straszydło" sam autor z pewnością nie wierzy. Również profesor Holl wypowiada jako protestant w swym odczycie o modernizmie (z dn. 17/4 1908) niejedno, na co niepodobna zgodzić się katolikowi; mimo jednak wyraźnej sympatii do modernistów nie oszczędza im ciężkich zarzutów, że "zapoznali ogromną siłę odporną urzędowego Kościoła, że ich ideał jest sprzeczny sam w sobie, gdyż Kościół katolicki, zreformowany według wymagań modernistów, przestałby jako taki istnieć, że najwybitniejsi z modernistów, jak Loisy i Tyrrel, nie odsłonili jeszcze osobistej (!) religijności". O encyklice powiada to, co Harnack i wielu innych protestantów, że z zadania swego nieźle się wywiązała. Przyznaje również, że potępienie modernizmu było najzupełniej uzasadnione ze stanowiska Kościoła. Modernizm bowiem podkopuje same fundamenty katolicyzmu. Każdy Papież musiałby tak postąpić jak Pius X. Jeszcze w dosadniejszych słowach przyznała słuszność Papieżowi "Evangelische Kirchenzeitung" (29/11 1908, nr 48). "I my ewangelicy – pisała – na wiele punktów encykliki zgodzić się możemy, gdyż skierowana jest głownie przeciw nowszym poglądom na świat, mniej lub więcej niechrześcijańskim, które tutaj objęte są nazwą modernizmu, a które i my zwalczać musimy". Zaznaczywszy rażącą sprzeczność między wielu twierdzeniami modernistów a chrześcijaństwem, dodaje, że "wystąpienie papieskie nie tylko możemy pochwalić ale jako chrześcijanie cieszyć się z niego". Następuje dłuższa polemika z kilku punktami encykliki, polemika wskazana stanowiskiem protestanckim, które jednak dalekie jest od nienawiści sekciarskiej, skoro zdobywa się na taką uwagę: "My protestanci nie powinniśmy i nie chcemy bezrozumnie i nie po chrześcijańsku wojować z papiestwem. Już dawno bowiem nauczyliśmy się cenić papiestwo jako wspaniałe zjawisko historyczne o znaczeniu olbrzymim, któremu Bóg wyznaczył wielkie powszechne zadanie dziejowe".

 

W prawosławnej Rosji dały się słyszeć głosy przeważnie nieprzychylne encyklice, ale były i wyjątki, że wspomnę odczyt, jaki wygłosił 14/9 1908 D. Bogasevskij, profesor Nowego Testamentu w Akademii Kijowskiej, na temat: Nowsi nieprzyjaciele Krzyża Chrystusowego. "Mówi się dużo – słowa prelegenta – o pogodzeniu chrześcijaństwa z kulturą. Na tym tle powstał w katolicyzmie tzw. modernizm tj. nowa teologiczna szkoła czy nowy teologiczny kierunek, któremu u nas odpowiada nowe chrześcijaństwo". Zamiast jednak naprawdę godzić kulturę z chrześcijaństwem, zaczęto do kultury zastosowywać chrześcijaństwo. I oto przyszło do tego, że zaprzeczono czynnika dogmatycznego w chrześcijaństwie i wszystkiego, co nadprzyrodzone. Tak błądzą umysły, które się nie chcą ugiąć przed krzyżem. Walka przeciw scholastycyzmowi w teologii przemieniła się w otwartą walkę przeciw chrześcijaństwu.

 

Na dowód, że i poza Europą z obozu akatolickiego odezwały się głosy za encykliką, niech posłużą wyjątki z dwóch czasopism anglikańskich. Pierwsze amerykańskie ("The Living Church", 1908) pisało: "Biskup rzymski, mając na względzie dobro całego Kościoła, potępił modernizm, który głosi nauki, grożące ruiną całemu porządkowi nadprzyrodzonemu, gdyby się okazały prawdziwe. Modernizm wtargnął do naszych szkół publicznych, gdzie wypowiada zdanie wprost przeciwne nauce Chrystusa". Drugie afrykańskie, ukazawszy w Syllabusie i w encyklice dokumenty zasługujące na cześć i uwagę wszystkich narodów chrześcijańskich, wyraziło otwarcie zapatrywanie, że egoistyczna niechęć do papiestwa winna ustąpić miejsca szczeremu pragnieniu jedności z tą wielką społecznością, która tak sumiennie broni historyczno-tradycyjnej wiary. (Por. Die Kirche, "Katholische Rundschau", 2 Jahrg., n. 6).

 

 

* * *

 

Nie brakło głosów przeciw encyklice, stanowczo jednak więcej było za encykliką, a wszystkie one razem wzięte – i te i tamte – świadczą, jak już na wstępie zaznaczyliśmy, o wielkiej doniosłości tego dokumentu papieskiego i o wielkiej doniosłości władzy, powagi, która go wydała. Toteż nie możemy lepiej zakończyć tych uwag o encyklice Pascendi, jak słowy biskupa O'Dwyera (w broszurze przytoczonej): "Nie jest przesadnym twierdzenie, że wspomniana encyklika to dokument jeden z najważniejszych, które za naszych czasów wydała Stolica Apostolska, dokument, którego poważne następstwa odbić się muszą donośnym echem w całym Kościele, a nawet poza jego granicami wśród tych, co noszą imię chrześcijaństwa. Do tego dokumentu można bez obawy nadużycia odnieść słowa Symeona: Oto położon jest na upadek i powstanie wielu w Izraelu. Jakoż jest wielkie prawdopodobieństwo, że encyklika Pascendi pozostanie kamieniem obrażenia w dziedzinie wiary; niektórzy już ją odrzucili, a można przypuszczać, że jeszcze wzrośnie liczba tych nieszczęsnych, którzy sami na siebie wydają wyrok potępienia. Za to wszystkim wierzącym ta encyklika, dająca jasny i niezwyczajny wykład nauki Kościoła, dotyczącej fundamentalnych prawd każdej religii, głosić będzie moc Bożą w dziele zbawienia".

 

–––––––––––

 

 

X. Dr. Andrzej Macko, Znaczenie encykliki o modernizmie. Tarnów 1909. NAKŁADEM DWUTYGODNIKA KATECHETYCZNEGO. DRUKIEM JÓZEFA PISZA, ss. 43-60.

 

Przypisy:

(1) Por. tekst listu i adresu w broszurze Michelitscha: Der neue Syllabus samt anderen Dokumenten gegen den Modernismus. 2 Aufl. (Graz und Wien 1908).

 

(2) Por. "Curr. tarn." I, II, (1908). Z pośród niemieckich listów wielkopostnych wyszczególnić należy list episkopatu bawarskiego, który cały poświęcony był sprawie modernizmu. Arcybiskup mechliński, prymas Belgii kardynał Mercier wziął również modernizm za przedmiot swego listu postnego. List ten ukazał się także w tłumaczeniu niemieckim z przedmową biskupa z Metzu (Der Modernismus, Köln 1908). Informacje o listach antymodernistycznych biskupów francuskich zob. w czasopiśmie: "La Foi catholique" (Paris 1908). Od wielu lat i może najwięcej zajmowali się modernizmem w swych listach pasterskich biskupi włoscy. (Por. Cavallanti, Modernismo e modernisti, c. 3. L'allarme dell'Episcopato italiano. Carbone, De modernistarum doctrinis, str. 391 i n.). Podobnie biskupi angielscy jeszcze w r. 1900 wydali w sprawie liberalnego katolicyzmu wspólny list, który ukazał się także w tłumaczeniu niemieckim pod tytułem: Die Kirche und der liberale Katholizismus; Gemeinsames Hirtenschreiben des Kardinal-Erzbischofs und der Bischöfe der Kirchenprovinz Westminster... Hamm 1901.

 

(3) Katolicyzm a cywilizacja, str. 23-32.

 

(4) Por. jeszcze art. X. Szymańskiego, O modernizmie (w "Kronice Diecezji Sandomierskiej" 1908), X. Ciemniewskiego, U źródeł modernizmu (w "Ateneum Kapłańskim", z. 3. Włocławek 1909).

 

(5) Por. "Theologische Revue" (nr 9, 1908, str. 282).

 

(6) Por. Lebreton, L'encyclique et la théologie moderniste, str. 25.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści tekstu ks. A. Macko pt.
Znaczenie  encykliki o modernizmie

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: