ZNACZENIE ENCYKLIKI O MODERNIZMIE

 

KS. DR ANDRZEJ MACKO

 

––––––––

 

4. Głosy przeciw encyklice

 

Nie od razu i nie wszyscy uznali słuszność i konieczność wyroku papieskiego w sprawie modernizmu i zrozumieli ogromne znaczenie encykliki Pascendi dla wiary i nauk teologicznych. Przeciwnie ze strony akatolickiej i katolickiej wystąpiono z rozmaitymi zarzutami to przeciw treści, to przeciw formie tego orędzia papieskiego, to przeciw samej osobie Papieża. Jeżeli chodzi o zarzuty, które podyktowała wyłącznie nienawiść religijna lub wyznaniowa, byłoby bezcelowym wszczynanie jakiejś polemiki; wystarczy zanotować sam fakt, będący nowym dowodem tej prawdy, że jak Jezus Chrystus tak i Jego Zastępca "położon jest na upadek i powstanie wielu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą". Natomiast warto uwzględnić te głosy krytyki i te zarzuty, które podnieśli, zasłaniając się racjami przedmiotowymi, już to sami interesowani już to ich niektórzy obrońcy. To bowiem przyczynić się może do lepszego zrozumienia doniosłości orędzia papieskiego i w ogóle całej kwestii, którą ono omawia.

 

Najwcześniej z pośród interesowanych dali wyraz swemu niezadowoleniu moderniści włoscy. Po krótkich artykułach Fogazzary w "Corriere della Sera" (23/9 1907) i w "Rinnovamento" (paźdz.), Murriego w "Rivista di Cultura" (16/9) i w "Rinnovamento", Minocchiego w "Giornale d'Italia" (27/9), ukazała się dnia 29/10 – i to w samym Rzymie – dłuższa anonimowa antyencyklika pod tytułem: Il programma dei modernisti. Risposta all'enciclica di Pio X "Pascendi dominici gregis". Roma 1907. (Program modernistów; odpowiedź na encyklikę Piusa X).

 

Autorzy, wśród których inicjatorami było kilku księży, starają się przede wszystkim wytłumaczyć, dlaczego głos zabierają. Powoduje nimi miłość prawdy i dobro Kościoła, którego są i chcieliby pozostać wiernymi synami. W imię prawdy muszą sprostować zapatrywanie encykliki, jakoby podstawą systemu modernistycznego, a w szczególności krytyki biblijnej, była filozofia, bo rzecz ma się wprost przeciwnie. Nie filozofia – piszą – kieruje naszą krytyką, przeciwnie, to krytyka nas sama doprowadziła do sformułowania kilku wniosków filozoficznych, nieśmiałych jeszcze i niepewnych. Na to jednak musimy zaraz zauważyć, że encyklika nie samych tylko włoskich modernistów ma na względzie, a gdyby nawet tych tylko miała, to jeszcze nie można by powiedzieć, że sfałszowała ich system. Tu bowiem chodzi nie tyle o porządek chronologiczny, jak logiczny. Mógł ten lub ów oddawać się najpierw badaniom biblijnym, nie studiom filozoficznym, ale cóż z tego, jeżeli w swych badaniach lub wnioskach zależny jest od innych uczonych, którzy pracowali pod wpływem filozofii fałszywej! Przykładem mogą być sami autorowie programu. Zaczynają oni wprawdzie od przedłożenia zapatrywań na krytykę literacką Starego Testamentu, potem na Nowy Testament, na początek i genezę Ewangelii, ale już w tych zapatrywaniach, a jeszcze więcej w dalszych wywodach, okazują, że kierują się filozofią ewolucyjną. Jakoż tylko z tej filozofii, a nie z krytyki historycznej czy biblijnej wyłonić się mogło zasadnicze żądanie programu, żeby w dogmatyce i apologetyce zerwać z tym kierunkiem myśli, który zwyciężył na Soborze Trydenckim i popieranie tego żądania zmierzającego do przekształcenia zupełnego tradycyjnej nauki wiary takimi np. "odkryciami krytyki historycznej", że chrześcijaństwo jest faktem nie różniącym się od innych, faktem powstałym z potrzeb uczucia religijnego, że pojęcie objawienia Starego i Nowego Zakonu oznacza tylko ciągłe i coraz jaśniejsze odsłanianie się bóstwa w myśli ludzkiej, że pojęcie bóstwa Chrystusa Pana i pojęcie Ducha Świętego dopiero w czasach poapostolskich się wytworzyło i wydoskonaliło itp.

 

Wobec takich żądań i twierdzeń autorów programu, musimy także stanowczo odmówić im prawa przemawiania w imię dobra Kościoła i osłaniania swoich zamiarów powagą św. Tomasza. "Ojcze – wołają oni do Piusa X – oto ofiarujemy Ci skuteczny środek do przywrócenia Kościołowi dawnej siły, którą postradał". Niestety skuteczność tego środka ma polegać na tym, żeby Kościół wyrzekł się niemal całej spuścizny przekazanej mu przez Chrystusa i zdał się zupełnie na łaskę krytyki ewolucjonistycznej. A już naprawdę trudno wyjść ze zdumienia, gdy się czyta w "programie" o modernizmie św. Tomasza, którego dzisiejsi są – servatis servandis – kontynuatorami. Dla odparcia takich uroszczeń wystarczy podnieść, że św. Tomasz wprzągł filozofię w służbę królowej nauk, teologii, a tymczasem moderniści chcieliby wiarę uczynić zależną od kaprysów nowszej filozofii, że św. Tomasz "ochrzcił" Arystotelesa, gdy tymczasem moderniści chcieliby świat odchrześcijanić, że św. Tomasz nie zrywa z tradycją, owszem jest wiernym echem nauki wieków dawnych, a tymczasem moderniści pożądają całą duszą nowostek, a z dawnych czasów zdają się szanować tylko tradycję wieży Babel.

 

Tak też osądził autorów programu i Pius X, który już 30/10 1907 rzucił na nich klątwę, motywowaną tym, że zawzięcie bronią systemu potępionego w encyklice "Pascendi".

 

Niebawem podjął się roli "rozjemcy" Murri w broszurce: La filosofia e l'Enciclica contro il modernismo (Roma 1908), dedykowanej znakomitemu komentatorowi św. Tomasza i profesorowi dogmatyki przy Uniwersytecie Gregoriańskim Ludwikowi Billotowi SI, którego przed laty i Murri był uczniem. Z jednej strony przyznaje on słuszność encyklice, że potępia przesadny immanentyzm, a poleca tomizm, z drugiej znów strony wysławia fenomenalizm, pojmowany w duchu Kanta i jego szkoły. Jak w wielu innych pracach, tak i w tej ujawnia się sposób dowodzenia właściwy Murriemu, że co jedną ręką daje, to drugą bierze. Ostateczny zaś rezultat jest ten, że wbrew zastrzeżeniom słownym stanowisko Murriego wobec Papieża i Jego encykliki nie różni się od wrogiego stanowiska autorów programu (1). Kiedy mowa o modernistach włoskich, wypada zaraz wspomnieć o stanowisku Tyrrella, który dzięki gościnności Fogazzarowego "Rinnovamento" stał się głośniejszy we Włoszech niż w Anglii. Pierwsza jego odpowiedź na encyklikę ukazała się w "Corriere della Sera" (23/9 1907), druga dłuższa w "Giornale d'Italia" (26/9); dla ziomków zaś ogłosił dwa artykuły w londyńskim "Timesie" (30/9 i 1/10 1907). W wywodach swych – jak trafnie zauważyła "Perseveranza" – chwycił się Tyrrell metody używanej przez tych, którzy mają świadomość przegranej: ragiona poco, attacca molto et persuade pochissimo (dowodzi mało, rzuca się dużo, a przekonywa najmniej). Szczególnie artykuły w "Timesie" pisane były w tonie tak złośliwym i dla Papieża ubliżającym, że ściągnęły na autora klątwę (2). Tyle warto z nich zapamiętać, że Tyrrell nie zarzuca encyklice tak, jak moderniści włoscy, sfałszowania ich systemu; owszem przyznaje, że autor encykliki okazał ogromną znajomość literatury modernistycznej i przedstawił modernizm w sposób, który może do jego przyjęcia raczej zachęcić niż zniechęcić (!). Za "prześladowanym" ujął się w tym samym "Timesie" inny wielki modernista angielski W. T. Williams. Znamienny był jego list z dn. 16/10, w którym stara się udowodnić, że potępienie Tyrrella jest potępieniem zmarłego kardynała Newmana, jest ciosem wymierzonym przeciw wszystkim katolikom Anglii. Za dowód mają służyć dwa fakty: nawrócenie się wielu Anglików na katolicyzm przez czytanie pism Newmana i potępienie jego teologii przez dekret Lamentabili i encyklikę Pascendi. Wnet jednak ukazała się w "Osservatore Romano" odpowiedź urzędowa, w której przyznano fakt pierwszy, ale zaprzeczono drugiemu, bo "encyklika nie potępia ani prawdziwej nauki, ani prawdziwego ducha Newmana, lecz tylko teorie tych, którzy chcieliby do swych celów nadużyć imienia wielkiego kardynała". Doskonałym komentarzem do tych słów mogą być uwagi, jakie o poglądach teologicznych Newmana umieścił Christian Pesch w swych Theologische Zeitfragen (IV, str. 175-184; V, str. 104-108) i biskup z Limerick E. Th. O'Dwyer w broszurze: Cardinal Newman and the Encyclica Pascendi Dominici gregis (London 1908). Obaj autorzy na podstawie rozbioru pism Newmana dochodzą do rezultatu, że poglądy jego nie różnią się w gruncie rzeczy od nauki innych teologów katolickich, a jeżeli tu i ówdzie w jego pismach, zwłaszcza tych, które ogłosił przed swym nawróceniem, znajdują się zdania tchnące modernizmem, to mają one łatwe wytłumaczenie już to w odmiennej terminologii, już w innych ustępach jaśniejszych, a także w tej okoliczności, że wielki konwertyta pisał przed ukazaniem się modernizmu i dlatego nie starał się zawsze o ścisłość w wyrażeniach. Powoływanie się modernistów na Newmana jest tak samo bezpodstawne, jak zasłanianie się powagą św. Augustyna czy św. Tomasza.

 

Największe wrzenie – co zresztą było do przewidzenia – wywołała encyklika Pascendi tam, gdzie modernizm najgłębiej się zakorzenił i najbardziej rozszerzył, tj. we Francji. Posypały się w codziennych i w periodycznych pismach, hołdujących modernizmowi, mniej lub więcej ostre artykuły (wielu biskupów musiało z tego powodu zabronić czytania np. "La Dépêche", "La Justice sociale", "La Vie catholique", "L'Éveil démocratique"), ukazała się anonimowa broszura, pisana z uwzględnieniem programu włoskich modernistów i w tonie jeszcze ostrzejszym pod tytułem Les Lendemains d'Encyclique (Nazajutrz po wydaniu encykliki), wyszło tłumaczenie francuskie wspomnianego programu: Le Programme des modernistes. Replique... a szczytem "kultury iście modernistycznej" było dziełko Loisy'ego: Simples réflexions sur le décret du Saint Office "Lamentabili sane exitu" et sur l'Encyclique "Pascendi dominici gregis". (Paris). W dziele tym poddaje Loisy oba te dokumenty tak zjadliwej krytyce i pozwala sobie na tak złośliwe wycieczki przeciw Papieżowi, że nawet wśród swych zwolenników wywołał niesmak i oburzenie. Polemika z zagorzałym apostatą jest bezcelowa. Co najwyżej dla poznania, czym jest modernizm w swej najskrajniejszej formie, możemy zwrócić uwagę na jeden lub drugi zarzut. Zdaniem Loisy'ego Papież nie uchwycił właściwej istoty modernizmu, a co gorsza wziął za punkt wyjścia to, co powinno stanowić przedmiot dyskusji. Bo modernizm to nie agnostycyzm ani filozofia immanencji, lecz system, który przede wszystkim głosi konieczność i słuszność radykalnej przemiany w pojmowaniu objawienia, wiary i dogmatów, bez oglądania się na jakąś powagę Kościoła. Encyklika miałaby wtedy dopiero wartość, gdyby Papież – zamiast występować jako "stróż nieomylny depozytu wiary" zechciał raczej zastanowić się i udowodnić, czy istnieje rzeczywiście jakiś depozyt prawdy objawionej, jakie warunki jego powstania i rozwoju, jakie doń prawo Papieża i czy w ogóle może być mowa o takim prawie?... Któż jednak nie widzi, że stawianie takich pytań przez papieża i rozstrzyganie ich według metody Loisy'ego byłoby wprost zamachem na same podstawy Kościoła i jego instytucyj? Trzeba zaiste śmiałości modernistów, by doradzać Kościołowi samobójstwo (3).

 

Jeżeli od skrajnej lewicy, którą w modernizmie reprezentuje Loisy, przejdziemy do umiarkowanej prawicy, to tutaj na uwzględnienie zasługuje głos wybitnego filozofa: Fonsegrive'a. W liście z dn. 28/9 1907, pisanym do redaktora "Tempsa", wypowiada on na temat encykliki refleksje, z których wieje więcej życzliwości dla potępionych modernistów, niż dla dokumentu papieskiego. Podczas gdy tamci mają tę wielką zasługę, że poruszyli bardzo aktualny problem pogodzenia wiary i Kościoła z myślą współczesną i zabrali się do jego rozwiązania, to encyklika, potępiając ich, ostrzega tylko przed fałszywą drogą, ale dla samego problemu jest bez wartości – owszem wznawiając studium nielubianej scholastyki, oddala jego rozwiązanie. Po tym, cośmy powiedzieli o doniosłości encykliki dla nauk teologicznych, możemy obecnie poprzestać na uwadze, że Fonsegrive jak i inni jemu podobni – przecenia filozofię nowszą, a nie docenia należycie scholastycznej, która mimo uprzedzeń, a nawet lekceważenia ze strony wielu, nie straciła dotąd prawa do zaszczytnego tytułu: philosophia perennis.

 

I w Niemczech, dotkniętych modernizmem w stopniu znacznie mniejszym niż kraje romańskie, padło niejedno słowo wrogie encyklice "Pascendi". Pomijając złośliwe napaści redaktorów monachijskiego czasopisma: "Das XX. Jahrhundert" (4), mamy tutaj do zanotowania szereg poważnych artykułów, jakie rozmaici uczeni z obozu protestanckiego i katolickiego ogłosili na temat encykliki w protestanckiej "Internationale Wochenschrift", wydawanej przez profesora Hinneberga z Berlina jako tygodniowy dodatek do "Münchener Allgemeinen Zeitung". Początek zrobił Paulsen († 14/8 1908) artykułem: Die Krisis der katholisch-theologischen Fakultäten Deutschlands (w nr. 36, 1907), zakończył Harnack (w nr. 9, 1908), – dwaj najwybitniejsi profesorzy protestanccy uniwersytetu berlińskiego. Z pośród innych uczonych niemieckich zabierali glos: Meurer, Tröltsch, Hauck, Ehrhard, Herrmann, Eucken, Schnitzer, Köhler, Mausbach, Heiner, Michelitsch. Z wyjątkiem trzech ostatnich wszyscy inni zajęli wobec encykliki stanowisko mniej lub więcej nieprzyjazne. Najprzykrzejsze wrażenie robią artykuły Ehrharda, profesora historii kościelnej w Strassburgu i Schnitzera, profesora historii dogmatu i pedagogii w Monachium. Od profesorów w sprawie wyznania obojętnych lub wyraźnie protestanckich, można było z góry spodziewać się krytyki ujemnej, lecz tego rodzaju krytyka profesorów i księży katolickich musi budzić zdziwienie, niesmak i zgorszenie. I cóż mają do zarzucenia? Profesor strassburski, który już dawniej dał się poznać z występów nie zawsze rozważnych, stara się w swym artykule: Die neue Lage der katholischen Theologie (nr 3 "Internationale Wochenschrift", 1908) udowodnić, że dokument papieski, zwłaszcza w swej części dyscyplinarnej, potęguje w niebywały sposób grozę dzisiejszego przesilenia nauk teologicznych i zmierza do uśmiercenia fakultetów teologicznych. Są chwile w życiu – powiada Ehrhard – w których sumienie jasno i stanowczo głosi, co czynić trzeba. Idąc za tym głosem, poczuwa się do obowiązku zganić niejedno w encyklice, a najpierw ostry ton tak diametralnie przeciwny encyklikom Leona XIII, a w każdym razie niestosowny w liście ojca chrześcijaństwa. Obok formy nie podoba się Ehrhardowi po części i treść encykliki. Zaznaczywszy, że jest antymodernistą, gdyż to, co encyklika potępia jako modernizm, i on potępia, – wyraża wątpliwość, czy w ogóle istnieją tacy moderniści, o jakich mówi encyklika, zarzuca – powołując się na program modernistów włoskich – niedokładności w przedstawieniu modernizmu i jego przyczyn, biada rozpaczliwie nad przepisami praktycznymi encykliki. Zdaniem jego, polecenie scholastyki uniemożliwia historyczno-krytyczne badania katolickiej teologii i zaostrza walkę między dwiema bratnimi teologiami, grożenie zaś "środkami policyjnymi" nie da się pogodzić ani z wolnością nauki, ani z pojęciem docentów i profesorów na uniwersytetach. Toteż – kończy Ehrhard – "jeżeli praktyczne przepisy wejdą w życie, przybliży się wkrótce dzień, w którym katolicko-teologiczne fakultety Niemiec wstąpią do grobu swych starszych sióstr (Francji i Włoch). Wówczas także dokona się fakt, który znaczyć będzie ni mniej ni więcej, jak tylko początek końca". Prócz "Germanii" berlińskiej, która początkowo zajęła stanowisko trochę niewyraźne, prócz niejakiego, bliżej nieznanego proboszcza Würzbergera, który w "Münchener Allgemeinen Zeitung" stanął otwarcie po stronie Ehrharda, wszystkie inne poważniejsze głosy katolickie zwróciły się przeciw Ehrhardowi. Najostrzej wystąpiła "Corrispondenza Romana" i położyła kres gorszącej sensacji o tyle, że i Germania zaznaczyła na nowo swą prawowierność i Würzberger kroku swego żałował, a nawet sam autor uznał za stosowne przeprosić Ojca Świętego i odwołać to, co napisał.

 

Już z tego odwołania wyłania się wniosek, że krytyk nie musiał być dość przekonany o sile własnych wywodów, jeżeli tak prędko od nich odstąpił. I rzeczywiście więcej w nich pesymizmu, nieuzasadnionych obaw i insynuacyj, niż rzeczowych racyj, jak wykazuje profesor innsbrucki J. Müller SI w osobnej broszurze: Die Enzyklika Pius X. gegen den Modernismus und Ehrhards Kritik derselben (Innsbruck 1908). Przede wszystkim zwraca uwagę na to, że samo założenie Ehrharda nie jest zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy. Zapewne postępy nauk świeckich, a przede wszystkim krytyki historycznej wywołały dzisiaj i w dziedzinie religii szereg trudności, ale to nie jest jeszcze dowodem jakiegoś przesilenia w teologii katolickiej, boć wiele z tych problemów istnieje i dla teologii protestanckiej. Nowe problemy zawsze były i będą i niejeden z nich da się szczęśliwie rozwiązać. Z drugiej znowu strony zarządzenia encykliki nie mają na celu uniemożliwiania czy utrudniania teologicznych poszukiwań i badań; przeciwnie mogą być dla nauki katolickiej niemałą pomocą, tak samo, jak zbawienną jest na niebezpiecznej drodze silna bariera. Gdzie samo założenie trzeba zakwestionować, tam i do dalszych wywodów nie można mieć wielkiego zaufania. Ich bezpodstawność wykazuje dalszy ciąg wspomnianej broszury. Zarzuca np. Ehrhard ostry i nie-ojcowski ton encykliki, lecz niestety i ojciec musi się czasem uciec do środków ostrzejszych, jeżeli łagodniejsze nie odnoszą skutku. Zarzuca dalej Ehrhard niedokładności w przedstawieniu modernizmu, lecz takim zarzutem sobie tylko wydaje ujemne świadectwo, ufając więcej modernistom włoskim, niż Papieżowi. Co się tyczy znowu biadań nad krępowaniem wolności nauki i profesorów, to trafnie odpowiada Müller w tych słowach: "Najwyższym prawem nauki nie jest wolność, lecz prawda. Wobec prawdy nie jest wolną żadna nauka, gdyż prawda jest istotnym celem wszelkich badań i stawia im pewne granice. A powaga, której podlega każdy profesor teologii, ma za sobą sankcję prawa Bożego. Takie jest nasze stanowisko, taka jego racja. Dopóki przeciwnicy nie dostarczą dowodu, że w nauce katolickiej nie posiadamy prawdy, że władza kościelna jest nielegalna, wszelkie ich pociski nie dosięgną żadnego teologa. Zresztą niech pierwej sami wyzwolą siebie i swe przekonania od nieuzasadnionych czynników i wpływów, jakimi są względy polityczne, hasła modne i czcze frazesy, a dopiero wtedy mogą nam czynić zarzuty na temat naszego poddaństwa względem Boga, źródła wszelkiej prawdy i względem ustanowionego przezeń urzędu nauczycielskiego" (str. 45) (5).

 

Jakkolwiek zgodzić się nie można na wywody Ehrharda, to jednak przyznać mu trzeba, że starał się pisać spokojnie i przedmiotowo. Gorzej przedstawia się wystąpienie Schnitzera, który (w artykule: Die Enzyklika Pascendi und die katholische Theologie, nr 5 "Internationale Wochenschrift") uderzył w ton namiętny, pełen wycieczek przeciwko Papieżowi, a nawet nauce kościelnej. Według Schnitzera encyklika mogła tylko tych zadziwić, którzy nie znają kurialnego Rzymu. Wielu katolików, a nawet niektórzy protestanci wyobrażają sobie Rzym w barwach bardzo idealnych i odczuwają głęboko zawód, gdy natrafią na Rzym encyklik, a jednak ten drugi jest Rzymem prawdziwym. Rzym broni wszystkimi siłami tomizmu, bo ten wzajem jest podporą Rzymu; stąd także wszelka napaść na rzymski katolicyzm i tomizm uchodzi za napaść na religię samą. Oprócz scholastycyzmu popiera także Rzym gorliwie i tradycjonalizm, tj. ciągłe powtarzanie tego, co już było, a staje w poprzek wszelkim badaniom nowszym, a więc i studiom uniwersyteckim, które dla tych badań istnieją. Przywykły bowiem do panowania, chciałby Rzym rządzić samowolnie i w świątyni nauki; co więcej, ufny w pomoc Ducha Świętego, uważa się za wiedzącego wszystko z góry, za kamień probierczy dla świeckich nawet umiejętności; gdy zaś kto ośmieli się na podstawie badań naukowych inaczej sądzić, to rzymskie "prałaty" posądzą go zaraz o przesadną ciekawość i pychę i bronić będą nauki kościelnej siłą brutalną. Raz trzeba tej "inkwizycji" koniec położyć.

 

Nie powiemy za wiele, jeżeli przytoczone słowa Schnitzera scharakteryzujemy jako wypowiedzenie wojny najwyższej powadze nauczycielskiej Kościoła. Tak też osądził je i Pius X, który Schnitzera zasuspendował, tak je pojął i sam Schnitzer, który wolał zawiesić wykłady i pójść na urlop, niż za przykładem Ehrharda zawrócić z błędnej drogi. Można tylko boleć nad tego rodzaju uporem, o którego bezpodstawności wypowiedzieli sąd głośniejsi od Schnitzera profesorzy monachijscy: Bardenhewer, profesor egzegezy i Atzberger, profesor dogmatyki. Pierwszy uznał za stosowne przestrzec swych słuchaczy przed niektórymi twierdzeniami Schnitzera, jako niezgodnymi z prawdą objawioną i z badaniami naukowymi. Drugi w artykule: Die Enzyklika Pascendi und die Lage der katholischen Theologie ("Allgemeine Rundschau" nr. 7 i 8, 1908) pisał między innymi, że w żaden sposób obronić się nie da zapatrywanie Schnitzera, jakoby prawdziwa wiedza możebną była tylko przy zupełnej niezależności od nauki Kościoła, od dogmatu i wiary, a już w wielkiej sprzeczności z historią pozostaje insynuacja, jakoby prałaci rzymscy uważali się za zwolnionych od wszelkiej nauki i wiedzy ludzkiej dlatego, że ich oświeca Duch Święty. Wszak zawsze rozumiano asystencję Ducha Świętego w ten sposób, że ona nie tylko nie wyklucza, ale przeciwnie domaga się i w dziedzinie wiedzy Bożej użycia ludzkich sposobów poznania i badania.

 

Jeżeli od krytyki profesorów i kapłanów katolickich przejdziemy do krytyki profesorów świeckich i protestanckich, to wypada przede wszystkim zaznaczyć, że większość tych drugich szafuje skromniej zarzutami niż pierwsi, a nawet wypisali niejedno słowo pochwały i uznania dla Kościoła katolickiego, dla Papieża, dla encykliki.

 

Zdaniem Paulsena Kościół katolicki w Niemczech przedstawia tak wielką potęgę moralną, że nikt przez wzgląd na dobro ludu nie powinien pragnąć jej osłabienia. Podobnie wyraża się z uznaniem o potędze katolicyzmu Köhler, profesor historii w Giessen. "Jak sądzę – pisze znowu Hauck, profesor historii w Lipsku – i ci, co są innego zdania, nie odmówią sympatii Piusowi X, który w toczącym się sporze o religijne problemy jasne zajmuje stanowisko i śmiało poleca, co za zbawienne i konieczne uważa". Profesor teologii w Heidelbergu, Tröltsch, przyznaje, że encyklika dobrze uchwyciła stan kwestii i ze swego punktu widzenia ma w zasadzie słuszność, zarówno przy obronie dawnych poglądów katolickich, jak i przy zbijaniu modernizmu. Według Euckena, profesora filozofii w Jena, wywody encykliki przeciw psychologicznemu uzasadnianiu religii i przeciw relatywistycznej teorii rozwoju dają dużo do myślenia. Nawet Herrmann, profesor teologii w Marburgu, którego wszystkie sympatie są po stronie modernistów, chwali zapobiegliwość Kościoła o utrzymanie jedności wśród swoich wyznawców.

 

Co się tyczy zarzutów, z jakimi wystąpili wspomniani uczeni, to odnoszą się one do powodów wydania encykliki, do jej formy i treści, zwłaszcza w części drugiej i trzeciej, gdzie jest mowa o przyczynach modernizmu i środkach zaradczych. Tak np. Paulsen, Tröltsch, a także Meurer, prof. praw w Würzburgu, widzą w encyklice dokument, skierowany nie tyle przeciw modernistom katolickim, w których istnienie wątpią, jak raczej przeciw niemieckim filozofom i protestanckim krytykom biblijnym. Euckenowi i Meurerowi wydaje się wykład systemu modernistycznego niedokładny, a podanie jego przyczyn niezgodne z rzeczywistym stanem rzeczy. Trudno dopatrzyć się – mówią – proporcji między rozmiarami ruchu modernistycznego w tylu krajach, a ujemnymi i niskimi powodami, o jakich mówi encyklika. Najwięcej nie podobają się przepisy encykliki. Hauck, Herrmann, Eucken wątpią w ich skuteczność. Köhler podnosi ich niestosowność w dziedzinie nauki, a niemal wszyscy uważają je za zamach na wolność badań naukowych i zakładów teologicznych. Dnia 8 września 1907 r. – pisał Tröltsch – płakali wszyscy święci w niebie dantejskim z powodu wydania encykliki, tego nowego aktu nietolerancji rzymskiej.

 

Nie dobiegła jeszcze do końca egzegeza dokumentu papieskiego w "Internationale Wochenschrift", gdy ukazała się dłuższa odpowiedź na dotychczasowe wywody X. Kneiba, würzburskiego profesora apologetyki w broszurze: Wesen und Bedeutung der Enzyklika gegen den Modernismus (Mainz 1908). Wszystkie ważniejsze trudności przeciwników znajdują tam dostateczne uwzględnienie i wyjaśnienie. Źródłem modernizmu jest liberalny protestantyzm i o tyle można i do niego stosować wyrok potępienia, wydany przez encyklikę. Jeżeli niektórym z oponentów wydaje się przedstawienie modernizmu nie całkiem wierne i przesadne, to inni w tym względzie nie mają nic do zarzucenia, a nawet Hauck czyni bardzo słuszną uwagę, że encyklice nie chodzi o wykład modernizmu historyczny, lecz dydaktyczny i systematyczny. Wszechstronne omówienie przyczyn modernizmu należy do teologów; Papież uwzględnia tylko te, które z punktu wiary same się narzucają. Między modernizmem a wiarą zachodzi tak rażąca sprzeczność, że tylko pycha i zawiniona ignorancja może jej nie widzieć. Z okazji wydania encykliki mogli płakać tylko ci "święci", co są zwolennikami Tröltscha lub modernistów.

 

Zarzutowi, który odnosi się do wolności nauki i zakładów teologicznych, a który u wszystkich prawie oponentów się powtarza, poświęcił Kneib dwa osobne rozdziały: VIII i IX pod tyt.: Die Enzyklika und die Wissenschaft; Die angeblich neue Lage der katholisch-theologischen Fakultäten. Treść tych dwóch rozdziałów głosi, że kwestia stosunku wiary i wiedzy przez wydanie encykliki nie weszła wcale na nowe jakieś tory. Jeżeli bowiem chodzi o polecenie scholastyki, to ta już dawniej, zwłaszcza przez Leona XIII, była gorąco polecana. Jeżeli chodzi o badania historyczno-krytyczne, to ich potrzebę i rację bytu stwierdza dostatecznie okoliczność, że Ojciec Święty nie potępia krytyki w ogóle, lecz tylko tę krytykę, która podaje za wynik historyczny, co jest wynikiem błędnych założeń filozoficznych. Nie można także słusznie twierdzić, że od ukazania się encykliki wiara i postęp wzięły ze sobą rozbrat; wystarczy zwrócić uwagę na ostatni ustęp encykliki, gdzie jest mowa o powołaniu do życia nowej instytucji naukowej (6). Wreszcie i dla zakładów teologicznych nie należy dopatrywać się w przepisach praktycznych jakiejś zmiany na gorsze, a to dlatego, że pewne więzy istniały zawsze dla teologii, teologów i dla każdej w ogóle nauki i pod tym względem encyklika wielkich zmian nie poczyniła (7). Dokładniej i wszechstronniej niż Kneib zajmuje się tą samą kwestią wolności badania i nauczania z uwzględnieniem zarzutów Mengera A. I. Peters w dziele: "Klerikale Weltauffassung" und "Freie Forschung". Ein offenes Wort an Prof. Dr. K. Menger (Wien 1908). Dla wyjaśnienia sprawy warto tu przytoczyć główną myśl przynajmniej pierwszego i najważniejszego w tym względzie rozdziału (str. 10-40), poświęconego pytaniu: czy można mówić o zupełnej i bezwzględnej niezależności badania i nauczania? Nigdy – odpowiada autor. A najpierw nauczanie jakiegokolwiek przedmiotu, choćby na uniwersytecie, liczyć się musi z wielu względami: ze stosunkami prawno-państwowymi, z naturą przedmiotu, z przyszłym zawodem słuchaczy. "I profesor ewangelickiej teologii – mówi sam Paulsen – nie może sobie pozwalać jak jego katolicki kolega na wygłaszanie zapatrywań dowolnych, i dla prawnika istnieją pewne założenia, np. że kodeks nie jest zbiorem nonsensów lecz ustaw rozumnych". Co więcej – należy przyjąć granice nie tylko dla nauczycieli, ale i dla nauki samej. Do poznania bowiem prawdy, która stanowi cel badań naukowych, trzeba z jednej strony trzymać się pewnych zasad myślenia, aby nie wziąć fałszu za prawdę, z drugiej znowu strony liczyć się ze zdobytymi już wynikami i osiągniętymi prawdami czy naturalnym sposobem, czy przez objawienie. Wolną jest nauka, ale nie bezwzględnie wolną. Wolną jest, o ile nie może i nie powinna służyć interesom partyjnym, ale nie jest wolną bezwzględnie, o ile służyć powinna prawdzie i tylko prawdzie.

 

–––––––––––

 

 

X. Dr. Andrzej Macko, Znaczenie encykliki o modernizmie. Tarnów 1909. NAKŁADEM DWUTYGODNIKA KATECHETYCZNEGO. DRUKIEM JÓZEFA PISZA, ss. 31-43.

 

Przypisy:

(1) Z czasem zaostrzył się do tego stopnia konflikt między Murrim a władzą kościelną, że musiało przyjść do ekskomuniki większej. Jeszcze w kwietniu 1907 został Murri zasuspendowany a divinis; dnia 28/12 1908 potępił wikariat Rzymu czasopismo: "Rivista di Cultura", które po jakimś czasie przerwy zaczął Murri na nowo wydawać; dnia 4/1 1909 potępiła Kongregacja Indeksu dzieło Murriego: I problemi d'Italia contemporanea, vol. 1. La politica clericale e la democratia (1908), a dnia 22/3 1909 wyszedł dekret Kongregacji Św. Oficjum, ogłaszający ekskomunikę. Bezpośrednim powodem tej wielkiej kary kościelnej był gorszący sojusz ze socjalistami w czasie wyborów do parlamentu i przyjęcie mandatu (15/3 w Montegiorgio w diecezji Fermo) wbrew wyraźnemu zakazowi i normom obowiązującym katolików włoskich. (Por. liczne protesty przeciw gorszącemu postępowaniu Murriego w "Osservatore Romano" n. 77 i następne).

 

(2) Był i inny powód tej ekskomuniki "mniejszej", a mianowicie złamanie przez Tyrrella wyraźnie danego słowa Stolicy Apostolskiej, że bez aprobaty kościelnej nie będzie drukował żadnych prac. O obłudnym postępowaniu tego modernisty może najlepiej pouczyć "Corrispondenza Romana" (1907).

 

(3) Równocześnie z odpowiedzią na encyklikę wydał Loisy dwutomowe dzieło o ewangeliach synoptycznych: Evangiles synoptiques, w którym poszedł jeszcze dalej niż Renan. Następstwem była ekskomunika większa, jaką 7/3 1908 Kongregacja Inkwizycji na Loisy'ego rzuciła. Za to znalazł łaskę u antykościelnego i masońskiego rządu, bo dnia 2/3 1909 mianował go minister oświaty Doumergue profesorem historii religii w "Collége de France": Similis simili gaudet.

 

(4) Z końcem 1908 przestało to czasopismo dla braku poparcia wychodzić, lecz jeden z głównych redaktorów, ekskomunikowany X. Dr. Engert, nie dał jeszcze za wygraną i zabrał się do wydawania w tym samym duchu nowego pod tytułem "Das neue Jahrhundert" (Weimar). Por. krótkie sprawozdania o napaściach obu tych czasopism w "Bonifatius-Korrespondenz" (Prag. 1907, 1908, 1909).

 

(5) Krótszą, lecz w tym samym duchu sformułowaną odpowiedź dały Ehrhardowi "Historisch-politische Blätter" w artyk.: Zur Enzyklika gegen den Modernismus (t. 141, 1908), nadto profesor prawa kościelnego z Tybingi Sagmüller w "Allgemeine Rundschau" (nr 5, 1908); Glossner w "Jahrbuch für Philosophie und spekulative Theologie" (t. 22, 1908); I. Brücker w "Etudes" (Le Modernisme en Allemagne, t. 115, 1908).

 

(6) Bliższe szczegóły o tej instytucji naukowej zawiera list kardynała Merry del Val z dn. 14/12 1907 do sławnego historyka i profesora Pastora (por. "Acta Sanctae Sedis", t. 41, 1908, str. 139).

 

(7) Do wyjaśnienia niektórych zarzutów może nadto posłużyć artykuł: Betrachtungen über die Enzyklika Pascendi w "Historisch-politische Blätter" t. 142 (1908) i broszurka Glossnera: Die Enzyklika Pascendi und der neue Syllabus Papst Pius X (Paderborn 1908).

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści tekstu ks. A. Macko pt.
Znaczenie  encykliki o modernizmie

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: