O OBJAWIENIU

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––

 

Korzyści objawienia wykazane przez apologetów a nie zbite przez zarzuty racjonalistów. – Pożytek z objawienia w życiu indywidualnym i socjalnym – udoskonalenie duszy, płynące z wiary w tajemnice Boże. Potrzeba objawienia co do prawd nadprzyrodzonych, racjonalnych, religii i moralności dotyczących. Dowód św. Tomasza – źródło tej potrzeby – dowód historyczny – zarzuty racjonalistów.

 

Stwierdziwszy istnienie tajemnic Bożych, o których Bóg tylko człowieka pouczyć jest zdolny, zastanowić nam się teraz wypada, azali to objawienie jest dla nas korzystnym albo zgoła koniecznym. Apologeci chrześcijańscy wszystkich wieków i czasów, jednozgodnie wykazywali korzyści i potrzebę objawienia, nie tylko co do tajemnic ponadrozumowych, ale nawet naturalnych, tyczących się religii i moralności. Od półtora wieku dopiero wyrosły na gruncie protestanckim racjonalizm, przeczy wszelkiemu objawieniu, nie widząc, jak twierdzi on, żadnej korzyści dla rozumu ludzkiego z poznania prawd niepojętych.

 

Ale przypuściwszy nawet, że prawd objawionych nie możemy zaliczyć do zdobyczy bogacących zakres wiedzy ludzkiej, czyż wobec faktu nieulegającego żadnej wątpliwości, wolno nam zaprzeczyć jego istnienia. Wszakże i w tym nieprzejrzanym obszarze natury, tyle jest roślin i trawek, tyle robaczków i różnych żyjątek, w każdym niemal królestwie czy zwierzęcym, czy roślinnym czy mineralnym, tyle jest rzeczy, których celu nie znamy, i nie umiemy określić jaki stosunek zachodzi między nimi a innymi stworzeniami, lub też całością świata, a czyż dlatego możemy głosić, że ich nie masz, skoro byt ich jest faktem pewnym i widocznym. Każda czynność, którą Bóg w swej mądrości podejmuje dla nas – a więc i objawienie, jest dla nas najwyższej wagi i doniosłości.

 

Prawdą jest, że tajemnic Bożych nie zgłębiamy w całej ich pełności, i zawsze one są przepaścią niedościgłą oczom ziemskim, ale poznajemy z drugiej strony istnienie przymiotów Bożych i ich istotę, choć nie zupełnie ale w głównych zarysach. A takie poznawanie nader jest cenne dla rozumu naszego. Incomparabili felicitate praestantius est, mówi św. Augustyn (1), Deum ex quantulacunque particula pia mente sentire, quam illa universa comprehendere. Znajomość Boga choć cząstkowa tylko i niedoskonała więcej waży niż najdoskonalsze poznanie całego świata. To samo nieco ogólniej twierdzi św. Tomasz, mówiąc, że o rzeczach najwznioślejszych wiedza choć niezupełna najwięcej udoskonala duszę, że zatem rozum dobiega niejako do kresu swej ziemskiej doskonałości, kiedy przez wiarę dosięga onych tajemnic Bożych, których nigdy pojąć nie zdoła (2). Że znajomość choć niecałkowita jakiegoś przedmiotu kształci nasz umysł, jest to prawdą powszechnie przyjętą, o której nikt nie wątpi, owszem w naszych czasach, prawda ta stała się zasadą kierowniczą w szkołach publicznych. I tak w najniższych już szkołach ludowych udziela się małym dziatkom różnych wiadomości z fizyki, chemii, kosmologii, fizjologii, itd., a przecież przedmiotów tych gruntowna i wyczerpująca znajomość jest dla nich niemożliwa. I czemuż to, czemuż tę zasadę nieraz aż do śmieszności posuwają obciążając młode główki wiadomościami, ich wiek i siły umysłowe przewyższającymi. Jeśli więc jest to prawdą przez ogół uznaną, że wiedza choć niezupełna, lepszą jest niż wszelki brak onej, czemuż mamy tę zasadę odrzucać, kiedy chodzi o rzeczy daleko ważniejsze, bo o rzeczy Boże?!

 

O wiele logiczniej postępował św. Augustyn, który na tym właśnie zasadza najwyższą chwałę religii chrześcijańskiej, że ona nie tylko uczonym ale i prostaczkom ogłasza najwznioślejsze prawdy które jedni i drudzy przyjmują z równie wielką duszy pociechą. Hodie per gentes populosque praedicatur: In principio erat Verbum et Verbum erat apud Deum et Deus erat Verbum... ас talia jam populis per orbem leguntur et cum veneratione libentissime audiuntur (3).

 

Ale bardziej widoczną, o większym zakresie i znaczeniu jest korzyść, spływająca z objawienia na życie moralne i socjalne rodzaju ludzkiego. Jedynie objawienie Boże otwiera przeobfite źródła czystej i wysokiej moralności, wszelkiej choćby najwyższej cnoty i doskonałości. Chwiejną i nędzną jest owa obyczajność, której od nas się domaga rozum: jak łatwo zadawala się ona tylko pozorem zewnętrznym, jak często powoduje się własnym interesem. A inaczej prawie być nie może, jak długo rozum sam sobie jest zostawiony. Co za cel, co za wzór świątobliwości wskazać nam potrafi rozum?

 

Objawienie zaś ukazuje nam najwyższy i najdoskonalszy wzór: Bądźcie świętymi, jako i Ojciec wasz w niebiesiech świętym jest. Żebyśmy sobie nigdy nie mogli powiedzieć: teraz dosyć cnoty, dosyć sprawiedliwości, powołuje nas Bóg do nieustannego postępu w cnocie: Kto świętym jest, niech się uświęca bardziej. Postęp jest hasłem, jedynym marzeniem dzisiejszej oświaty, ale postępu prawdziwego i wysokiego, który nie zna cofania, ani odpoczynku, nie masz – tylko w chrystianizmie.

 

Cnota sama i postęp w niej jest niemożliwym bez ofiary siebie samego – bez ujarzmienia swoich namiętności. Ale któż nam doda siły i odwagi do podniesienia ręki na samych siebie? Rozum tak trudno pojmuje to prawo zadania sobie dobrowolnego gwałtu, łatwiej mu przychodzi w chęciach i pragnieniach naszych namiętności, upatrywać i uznać prawo ludzkiej natury. Czymże są owe prawa ludzkie, les droits de l'homme, tak przez wielu nowszych filozofów wysławiane, jeśli nie prawami, każącymi zaspokoić i zadowolić swe żądze i pragnienia naturalne. Ukrzyżowany – jedynie tę wysoką zasadę moralności głosi nam swą ofiarą krzyżową, pokazując zarazem że tak potrzeba wejść do Królestwa niebieskiego. Człowiek ma żądzę nieprzepartą niezmiernych bogactw, najwyższych zaszczytów i chwały, najsłodszych uciech duszy i ciała. Ale żeby tych skarbów nie szukał na nieprawej drodze, z podeptaniem i wzgardą bliźnich, na brudnych manowcach tego świata, nauczył go Boski Mistrz, że je znaleźć można jedynie w niebiosach, a drogą do nich – droga ubóstwa duchownego, droga wzgardy dla ziemskich zaszczytów i uciech doczesnych. Rozum zaiste nigdy by człowiekowi tej drogi nie ukazał.

 

W życiu moralnym tyle się napotyka trudności i pokus, że niemal na każdym kroku grozi nam upadek. Nad przepaścią stąpamy – zwykliśmy mówić – a nie jest to czczym tylko frazesem, ale istotną prawdą. A czy rozum dostarcza nam broni przeciw tym ponętom, czy zabezpiecza nasze kroki przed upadkiem nieraz sromotnym i hańbiącym? Objawienie tylko ukazuje źródło niewyczerpane sił; z jednej bowiem strony stawia nam przed oczy niezrównaną godność duszy ludzkiej, która jest Kościołem Bożym i przybytkiem Ducha Świętego, godność nawet tego ciała karmionego ciałem i krwią niepokalanego Baranka, tym zadatkiem nowego i szczęśliwszego życia, z drugiej strony wszechmocną potęgę modlitwy w imię Zbawiciela – Sakramenty święte, te skarbnice łask, odpowiadające wszystkim rodzajom naszych potrzeb duchowych.

 

W taki to sposób znajomość tajemnic Bożych, choć niedoskonała, potężny a zbawienny wywiera wpływ na życie moralne. Kto bada i rozmyśla tajemnice Boże – ten wie z doświadczenia, że w każdej tajemnicy zaczerpnąć można obfitego pokarmu dla duszy, siły moralnej do wszystkich walk, i pociechy wzmacniającej we wszystkich ciężkościach tego ziemskiego pielgrzymstwa (4).

 

A cóż powiedzieć o wpływie objawienia na życie socjalne? Fundamenty, na których wspiera się społeczeństwo ludzkie, występują w świetle objawionych prawd Bożych otoczone, przeniknięte boską trwałością, godnością i świętością. Fundamentami tymi są: rodzina, powaga zwierzchności i wzajemna łączność. Co upatruje prosty rozum w związku małżeńskim, z którego wyrasta rodzina? Jeśli wysoko sięga, to widzi w nim jedynie prawny od samej natury ustanowiony środek do przechowania rodzaju ludzkiego. A tajemnica Boża nam odsłoniona, przedstawia nam ten związek jako obraz innego związku nieskończenie świętszego, między naturą ludzką a Synem Bożym, który opuściwszy niejako łono Ojca poślubił sobie przez wcielenie rodzaj człowieczy, tworząc z niego w swym Kościele ciało mistyczne które miłuje, nutrit et fovet. Stąd też Apostoł z tej tajemnicy wysnuwa zasadnicze obowiązki małżeństwa w nowym zakonie.

 

Wobec rozumu jak się nam przedstawia powaga zwierzchności? Oto wynajduje on różne systemy od niesprawiedliwej uzurpacji aż do kontraktu socjalnego i uniwersalnego suffragium. Z ust Chrystusowych słyszymy słowa wyrzeczone do Piłata: Nie miałbyś żadnej mocy przeciw mnie, gdyby ci z wierzchu nie dano (5). Wszelka władza od Boga początek bierze i jest odblaskiem Jego majestatu. Stąd Apostoł wyprowadza wniosek: Wszelka dusza niech będzie poddana wyższym zwierzchnikom. Albowiem nie masz zwierzchności, jedno od Boga, a które są, od Boga są postanowione. Przeto, kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się postanowieniu Bożemu. A którzy się sprzeciwiają, ci potępienia sobie nabywają (6), a w liście do Efezów tak się odzywa: Słudzy posłuszni bądźcie panom wedle ciała z bojaźnią i ze drżeniem w prostocie serca waszego jako Chrystusowi. Nie na oko służąc, jakoby się ludziom podobając, ale jako słudzy Chrystusowi czyniąc wolę Bożą ze serca (7).

 

A czymże jest wedle praw naszego rozumu ów węzeł poszczególne członki i rodziny w jedną społeczną kojarzący rodzinę, jeśli nie wspólnym interesem, nie miłością bliźniego, to zawsze i na każdym kroku ograniczoną miłością własną. Wedle nowszej filozofii socjalnej każdy winien miłować bliźniego, szanować jego prawa, a nawet nieść mu pomoc w nieszczęściu i biedzie, ale podstawą tej powinności jest li tylko dobrze zrozumiany wzgląd na siebie. Gdzie więc znika własna korzyść, tam też i powinność ustaje.

 

O ileż wznioślejszą jest zasada, którą nam głosi objawiona prawda! Ona to bowiem odsłania przed nami ukrzyżowaną Miłość Bożą, wołającą ku nam z wysokości krzyża: miłujcie się nawzajem! nie tą miłością, którą siebie miłujecie, ale tą którą ja was miłowałem: cierpliwą, ofiarną, wytrwałą aż do śmierci, która nie wyklucza nawet wrogów, bom i ja za swych nieprzyjaciół śmierć krzyżową poniósł i modliłem się do Ojca Przedwiecznego: Ojcze, spraw, aby wszyscy byli jedno, jako i my jedno jesteśmy (8).

 

Życie moralne, przejęte wiarą w głębokie tajemnice Boskie, przenika też wszystkie stosunki socjalne, uszlachetniając je tak dalece, że całe życie rodzinne i obywatelskie ze swymi prawami i obowiązkami, ze swymi pracami i troskami staje się życiem nadnaturalnym, zasługującym na uwielbienie u ludzi, na wieczną zapłatę u Boga.

 

Ale gdyby nawet objawienie żadnej doczesnej nie przynosiło nam korzyści, to w samym akcie wiary w objawione tajemnice Boże tkwi wartość i godność tak wielka, że ona sama dowodzi dostatecznie pożyteczności objawienia. Akt bowiem wiary, jako akt najwyższego uwielbienia Boga, doskonali wewnętrzną swą zacnością duszę naszą.

 

W każdym akcie wiary, nawet między ludźmi zawiera się uznanie przymiotów świadczącego, tj. jego wiedzy i doświadczenia, z jednej, a prawdomówności z drugiej strony, co razem wiarogodnością zowiemy. Stąd nie znajdujący wiary u słuchaczów, czuje się obrażonym sądząc, że ma prawo do uznania. Tak samo akt teologicznej wiary jest uznaniem najwyższej mądrości Bożej, wobec której ludzki rozum jest tylko słabą iskierką a zarazem jest uznaniem prawdomówności Boga, która nie może w błąd wprowadzać człowieka. Oprócz hołdu rozumu mieści w sobie akt wiary hołd wolnej woli. Skoro bowiem rozum uzna najwyższą mądrość i nieskończoną prawdomówność Bożą, to prawidłowo musi też uznać własną swą powinność względem Niego. Jeśli Bóg nieskończony raczy swoje stworzenie nauczać o jakiejś prawdzie, to stworzenie nie może zostawać obojętnym względem tej nauki, lecz dla stwierdzenia zależności swej od Boga powinno ją przyjmować z dziękczynieniem. Zbożna więc wola skłania się do przyjęcia jej i stawia pierwszy krok, który konsekwentnie prowadzi za sobą dalsze. Przypuśćmy, że posłaniec Boży, w Jego imieniu do nas przychodzi i przedstawia nam jakąś naukę, może nawet niepojętą, jako prawdę Bożą. Jak niegdyś Grecy w Areopagu z ironią mówili do św. Pawła: "Posłuchamy Cię kiedy indziej", tak też i rozum z lekceważeniem mógłby się odwrócić od posłańca Bożego. Cóż więc go nakłania, że nauki tej słucha z uwagą, że sumiennie bada i ściśle rozbiera dowody posłannictwa Bożego? Dziełem to jest woli zbożnej przekonanej o tym, że rozum ludzki koniecznie powinien słuchać Boga, skoro On bezpośrednio lub pośrednio do nas przemawia. Oto hołd, który wola składa Bogu. Skoro rozum szczęśliwie zakończy to dochodzenie tytułów, którymi posłannik Boży dowodzi prawdziwości swego posłannictwa, to i wtedy nawet sam przez się nie jest jeszcze zniewolony do przyjęcia zastępcy Bożego wraz z jego nauką. Może bowiem sobie powiedzieć: mógłbym wprawdzie przypuszczać z roztropnością, że on od Boga posłany i Boskie opowiada mi słowo – ale widoczną rzeczą to jeszcze nie jest. Mogę się mylić w ocenieniu tych znamion, którymi on dowodzi swego posłannictwa. Któż mi zaręczy, że one nie są wypływem nieznanych nam sił przyrody? Wola więc musi skłonić rozum do przejęcia się tą wyższą zasadą: że Bóg sam zaniechać by musiał swej Opatrzności i stać się przyczyną naszego tak zgubnego błędu, gdyby pozwolił na to, aby fałsz i kłamstwo nosiły na sobie nieomylne cechy Boskiej powagi. A zatem i w akcie wiary łączy się hołd rozumu z hołdem woli dla Majestatu Bożego a te, jako czyny piękne i szlachetne potęgują wewnętrzną piękność i doskonałość duszy.

 

Przystąpmy teraz do kwestii o jego konieczności. Arystoteles rozróżnia dwojaki rodzaj potrzeby: "potrzeba" wyraża nieudolność podmiotu do osiągnięcia założonego celu oraz wymaganie środka do dopięcia owego celu. Jeśli nieudolność ta jest całkowitą, bezwzględną, spowodowaną brakiem sił fizycznych, wówczas potrzeba środka, który jest także bezwzględny i fizyczny; jeśli zaś ta nieudolność wymaga tylko wielkiego sił natężenia wtedy potrzeba środka ułatwiającego osiągnienie celu zowie się koniecznością moralną. Dalej nieudolność fizyczna podwójne może mieć źródło: albo wynika z braku siły proporcjonalnej do celu – tak np. rozum nasz nie jest siłą proporcjonalną do pojęcia niektórych prawd nieskończonej mądrości Bożej, albo też wynika z braku jakiegoś fizycznego warunku niezbędnego do działania siły fizycznej, tak np. oko ludzkie może dostrzec otaczające je przedmioty, lecz potrzebuje do tego światła, jako niezbędnego warunku widzenia – bez światła wzrok nawet najbystrzejszy nieudolnym jest w działaniu. Tak i dla oka rozumu koniecznym warunkiem do aktu intelektualnego widzenia jest bezpośrednia lub pośrednia obecność przedmiotu. Niezdolność moralna (impotentia moralis) wtenczas ma miejsce, kiedy podmiot wprawdzie posiada siłę wystarczającą do spełnienia pewnego aktu, albo do osiągnięcia jakiegoś celu, lecz z powodu trudności w porządku moralnym rzadko tego aktu dopełnia. Tak np. nie jesteśmy moralnie zdolni do ustrzeżenia się wszystkich błędów. Mamy wprawdzie fizyczną możność do tego i nigdy nie działamy pod wpływem przymusu, bo jeśli prawda nie jest widoczną, to zawsze możemy i powinniśmy się wstrzymać od sądu stanowczego, ale nieraz namiętności tyle mają własnych widoków w wydaniu owego sądu, że woli trudno się oprzeć tym ponętom i wskutek tego nakłania ona rozum pomimo braku widoczności do przyjęcia błędu za prawdę. Z nieudolności fizycznej wynika potrzeba środka fizycznego, któryby dopięcie celu uczynił możliwym. Z niezdolności zaś moralnej wypływa potrzeba środka, któryby pomimo trudności ujarzmiających rozum i wolę możliwym uczynił dopięcie celu albo też same trudności zwalczył i usunął. Zastosujmy te zasady filozoficzne do naszej kwestii.

 

Najpierw, jeśli mówimy o człowieku wyniesionym do stanu nadprzyrodzonego, jasną jest konieczność objawienia, bo cały ten stan łącznie z nadprzyrodzonym celem człowieka i wszystkimi środkami doń prowadzącymi jest tajemnicą Boskiej mądrości; a przede wszystkim samo wywyższenie człowieka do nadprzyrodzonej godności, dobrowolnym czynem dobroci Bożej. Lecz poznanie dowolnych zamiarów Bożych nie w naszej jest mocy. Wszak nawet do przenikania serc ludzkich naturalnych zdolności nie posiadamy. Jakże więc myśli Boże przeniknąć byśmy zdołali? Nie, podobnie jak człowiek sam musi nam objawić swe dowolne względem nas zamiary, tak samo i zamiarów Bożych, nad wszelką wynoszących nas naturę, bez Bożego Objawienia poznać nie możemy.

 

Lecz niemniej potrzebnym jest dla rodzaju ludzkiego objawienie prawd przyrodzonych, dotyczących religii i moralności. Określmy to orzeczenie nieco bliżej.

 

Najprzód mówię tu o potrzebie dla rodzaju ludzkiego, to znaczy nie dla pewnej tylko klasy jednostek, lecz dla całego społeczeństwa, bo religia i moralność obowiązują całe społeczeństwo. Po wtóre chodzi tu o potrzebę objawienia prawd moralnych i religijnych, to znaczy, że rodzaj ludzki nie może bez objawienia dojść do znajomości owych prawd niezbędnie potrzebnych, aby żyć prawdziwie moralnie i Bogu Stwórcy oddawać hołd należny, godny rozumnego stworzenia. Wreszcie mówię tu o potrzebie moralnej, to znaczy, że człowiek jako jednostka wprawdzie posiada możność poznania prawd do tego zakresu należących, ale rodzaj ludzki w całości wzięty, tyle napotyka w tym poznaniu trudności, że o własnych siłach prawd tych jak należy dostatecznie nigdy by nie poznał.

 

Przed wszystkimi innymi wypada nam poznać dowód św. Tomasza (9).

 

Jakkolwiek każdy człowiek mógłby, zważając siłę jego rozumu, przyjść do poznania onych prawd, to jednak rodzaj ludzki nie jest zdolen do ich poznania. Niezdolność ta z trzech wypływa źródeł. Najprzód: poznanie prawdziwego Boga i obowiązku składania czci Jemu winnej, poznanie powinności moralnych, nieraz bardzo przykrych, a jednak koniecznych, należy do porządku wiadomości dla wielu ludzi zgoła nieprzystępnych. Tu bowiem nie wystarcza jakakolwiek zdolność rozumu, lecz potrzeba nadto wykształcenia umysłowego, potrzeba wprawy w logicznym myśleniu, gruntownej wiedzy w dziedzinie różnych umiejętności. To wszystko zaś, choć leży w granicach naturalnej możebności ludzkiego rozumu, jednak w rzeczywistości jest udziałem bardzo ograniczonej liczby ludzi. Największa część, nawet w naszych czasach, tak wsławionej oświaty, nie celuje należytym wykształceniem umysłu, ani potrzebną umiejętnością, ani bystrością myślenia. Bo lepianka ciała naszego z duszą w jedną zespolona istotę, tak jest często ciężką i tak bardzo duszę obarcza, że wrodzone jej siły umysłowe, przytłoczone tym ciężarem, niezdolne są do rozwinięcia wyższych, doskonalszych swych czynności, a nawet bezsilne wobec zagadnień nadzmysłowej natury. "Jednym staje na przeszkodzie brak fizyczny, przez co stają się niesposobni do nauki. Stąd nie mogliby mimo wszelkich wysiłków dojść do kresu ludzkiej wiedzy, który zasadza się na poznaniu Boga" (10). Jak jednym jest na przeszkodzie brak talentu i umysłowego uzdolnienia, tak drugim brak czasu nie pozwala dojść do tychże wiadomości. Na ich nabycie potrzeba długiego czasu, nadto, różnym wprzód potrzeba się oddawać studiom, długo w nich pracować, głęboko się w nie zapuszczać – a to wszystko nie może być dziełem jednego dnia, ani jednego roku. Na to potrzeba długich lat wyłącznie i z całą swobodą poświęconych umysłowej pracy. A iluż to znajdzie się takich, którzy mogą swobodnie czas swój poświęcać umiejętnościom? Ogromna większość niemal od lat dziecięcych, pracować musi na kawałek chleba, troski rodzinne pochłaniają cały czas, a kłopoty majątkowe zaprzątają głowę, wysuszają serce i ducha obciążają ołowiem. Primum est vivere et deinde philosophari, to zasada praktyczna większej części ludzi. "Drugich, mówi św. Tomasz, zaprząta troska o życie. Muszą bowiem wśród ludzi znajdować się oddani zawiadowaniu rzeczy doczesnych, a ci nie mogą tyle czasu poświęcić badaniu, by mogli dojść do szczytu poznania tj. do poznania Boga" (11). Trzeciej części ludzi stoi na zawadzie lenistwo, gnuśność, zmysłowość. Prawda mało ich obchodzi, a rzadki tylko, podobnie jak ów stary filozof, ofiarowałby hekatombę za wynalezienie prawdy. Tylko uciechy zmysłowe, tylko uchylanie się od twardej pracy ma dla nich urok i ponętę.

 

Cała ich mądrość praktyczna zawiera się w tej zasadzie: Jak najwięcej używać, a jak najmniej pracować (Der möglich höchste Genuss bei der möglich geringsten Anstrengung). Owej rozkoszy, jaką szukanie prawdy człowiekowi podaje, wcale oni nie znają; a kto by im rozkosz tę chciał zachwalać, znalazłby tylko szyderczy uśmiech w odpowiedzi. A zatem owe prawdy zostaną dla nich zawsze zakrytą tajemnicą. "Innym znowu, jak mówi św. Tomasz, przeszkadza lenistwo. Do poznania tego, co o Bogu dowiedzieć się możemy, wiele potrzeba przedwstępnych wiadomości, gdyż cała wiedza filozoficzna do tego zdąża... Jeśli więc z wielką pracą przyjść można do poznania tej prawdy, niewielu zechce tę pracę podjąć z miłości dla wiedzy" (12). Jeśli więc niewielu tylko dojść może do poznania Boga i moralności, toć większość ludzi w tym kierunku zawsze nieświadomą pozostanie.

 

Lecz co więcej, ta mała liczba ludzi, zdolnych siłą umysłu zdobyć poznanie prawdy, ma inną jeszcze trudność do zwalczenia. By odsłonić tajniki prawdy, na to długiego potrzeba czasu, nie tyle z powodu trudności w zrozumieniu jej samej, jak raczej dla mnóstwa różnych nauk, które tu niezbędny kurs przygotowawczy stanowią. Powierzchownie rzecz poznać, to nietrudne zadanie, lecz zgłębić przedmiot aż do rdzenia, poznać go wszechstronnie, to już wielkiej wymaga przenikliwości umysłu, która nie tylko jest darem hojnej natury, ale zarazem owocem wielkiej biegłości i długoletniej pracy. Dodać i to należy, że wiek młodzieńczy, wiek bujnych namiętności, nie lubi prawd poważnych, które swą surowością kładą wędzidło porywom, uczuciom, zmysłom i wyobraźni. Jeśliby więc rodzaj ludzki musiał siłą rozumu do znajomości prawdziwej religii i moralności drogę sobie torować, to w każdej generacji tylko podeszły wiek i zgrzybiała starość miałyby religię i moralne obyczaje, a przecież religia i moralność winny obejmować wszystkich członków społeczeństwa, a przede wszystkim młodzież: bo tylko z pobożnej i moralnej młodości wyrasta pobożna i moralna starość. "Jeśliby więc człowiek, mówi św. Tomasz, tylko przez rozum mógł przyjść do poznania Boga, to pozostałby cały rodzaj ludzki pogrążony w najgrubszej ciemnocie, gdyż poznanie Boga ludzi najwięcej doskonalące byłoby przystępnym tylko dla niewielu, i to po upływie długiego czasu" (13). Lecz nie tu koniec. Trzecia trudność zmniejsza jeszcze potężniej liczbę tych, którzy by zdolnościami umysłu i wieku mogli trafić do poznania prawd religijnych i moralnych. Źródłem tych nowych przeszkód jest skłonność umysłu naszego do błądzenia w badaniu naukowym. "Trzeci szkopuł, naucza Anielski Doktór, to fałsz, najczęstszy towarzysz rozumowego badania" (14). Przyczyna tego podwójna: debilitas intellectus nostri in judicando, rozum ludzki względem owych prawd, poza obrębem codziennego doświadczenia leżących, zawsze jest słaby tak dalece, że wobec ich światła z całą swą bystrością podobny jest do oka nietoperza, olśnionego blaskiem słońca. Stąd rozum nie jest pewien prawdziwości swego poznawania, jakkolwiekby ono było istotnym. "Wielu bowiem, jak mówi św. Tomasz, wątpiłoby o rzeczach najlepiej udowodnionych, nie znając procesu dowodowego, a zwłaszcza wiedząc, że wielu, którzy za mądrych uchodzą, nauczają rzeczy różnych między sobą" (15). Powszechnym prawie błędem jest phantasmatum permixtio, pomieszanie pojęć. Rozum nasz często zwraca się do wielu naraz pojęć, a uwiedziony podobieństwem, nie dostrzega ich istotnej różnicy – i z tego to źródła pochodzi tyle błędów w ludzkiej wiedzy. Dość wspomnieć teorię dawniejszych fizyków, mniemających, że słońce obraca się około ziemi. Często wkrada się taka zamiana w zupełnie prawidłowe i ścisłe rozumowanie, psując z gruntu wszystkie jego wnioski następne. Historia filozofii tym logicznym wybrykom zawdzięcza setki błędnych systemów. "Do wielu pewników udowodnionych, mówi św. Tomasz, wkrada się niekiedy jakiś fałsz, którego nie dowodzi się, ale przyjmuje na mocy prawdopodobieństwa lub sofizmatu, co uchodzi niekiedy za dowód" (16). Jasną więc jest rzeczą, że w ludzkim społeczeństwie istnieje moralna niezdolność poznania prawdziwej religii i prawdziwej moralności. Rodzaj ludzki potrzebuje zatem oprócz swej siły rozumowej jeszcze innego środka, za pomocą którego wszyscy, z łatwością i bez obawy błędu do poznania tych prawd przyjść by mogli.

 

Jakżeż temu zaradzić? Czy może wzajemnym pouczaniem się? Może uczeni, filozofowie mają być nauczycielami swych braci mniej wykształconych w rzeczach religii i wiary? Zaiste, wychowanie, nauka, są to środki pomocnicze przez samego Stwórcę ustanowione, w celu oświecania i udoskonalenia dusz ludzkich; lecz w religii i moralności ludzka nauka byłaby środkiem zgoła niedołężnym do zaszczepienia prawdziwej znajomości Boga i gruntownej moralności w sercu człowieka. Przypuśćmy, że pojawia się naraz stu lub tysiąc mędrców, głoszących prawdziwą naukę o Bogu i moralności. Któż im uwierzy? Czyż nie znajdzie się tyluż innych mistrzów, którzy naukę ich zbijać i wyśmiewać będą? Kto im da dostateczną powagę, aby mogli skutecznie wszystkich pociągnąć do przyjęcia prawdy, nieraz tak przeciwnej głęboko zakorzenionym pojęciom, burzącym się namiętnościom lub długoletnim nałogom, co już drugą stały się naturą. Gdybyż przynajmniej ci uczeni mistrzowie w swej nauce zgadzali się z sobą, to by ta sama jednomyślność dodała im powagi. Ale gdzież szukać tej jednomyślności? Nie było mędrców, którzy by nie znając objawienia, albo je odrzucając, zgodne stawiali teorie.

 

Historia filozofii jest znowu tego faktu dowodem niezaprzeczalnym. Każdy filozof stara się stworzyć system ile możności nowy, oryginalny, odrębny od wszystkich innych systemów, a jeśli go nie stać na tyle twórczości, to przynajmniej wysila się na to, by stary płaszcz swego mistrza, lub którego z swych duchowych pradziadów przykroić wedle własnego smaku i własnych poglądów, ustroić jak najjaskrawszą pstrokacizną myśli i obrazów i skleić bądź co bądź nowego arlekina mądrości... Czy tacy mistrzowie zdolni są przelać swe zasady w cały ogół ludzkiego społeczeństwa? To rzecz niemożebna: bo najprzód musieliby sami przekonać się o ich słuszności i prawdzie. Bo tylko własne przekonanie potrafi przekonać rozumy i nakłonić serca słuchaczów. Ale takim chodzi tylko o rozgłos, o sławę wielkich myślicieli, o imię twórców nowej teorii. Czy znajdą prawdę, czy też się z nią miną, to dla nich rzecz obojętna, byleby tylko ułożyć jak najpiękniejszą mozaikę nowego systemu. Taka praca pychą natchniona, nigdy nie zrodzi szczerego przekonania, które tylko prawda wywołać może. Przekonanie bowiem jest to pewna świadomość rozumu, który do poznania jakiegoś przymuszony został samą jasnością przedmiotowej prawdy; a ponieważ rozum stworzony dla prawdy, nigdy zniewolonym być nie może do przyjęcia błędu, więc też i prawdziwe przekonanie wobec błędu ostać się nie może, chyba umysłowy upór wywołany rozkazem woli, upatrującej własne dobro w uznaniu błędu za prawdę. Być może więc, że w sercu owych mistrzów upór zastępuje prawdziwe przekonanie, lecz i upór taki rozumu ludzi myślących ujarzmić nie zdoła. A zatem mistrzom, czysto ludzkiej filozofii, niedostaje i pewności i jednomyślności i powagi. Rzecz więc oczywista, że z tego źródła rodzaj ludzki nie może czerpać prawdziwej moralności i religii. Sam Bóg tylko otwiera ludziom niemylne źródło prawdy, On tylko jeden może być twórcą prawdziwej religii i doskonałej moralności. Jego więc szczególna pomoc jest tu niezbędną. Bóg zaś w niewyczerpanej skarbnicy swojej mądrości ma tysiące dróg i środków do przyjścia w pomoc nieudolności swego stworzenia. Ze wszystkich jednak raczył On wybrać objawienie, które powierzył wybrańcom swej łaski, wysyłając ich na cały świat z jasnymi dowodami boskości ich posłannictwa. W takim to a nie innym znaczeniu stawiamy konieczność objawienia Bożego co do prawd religijnych i moralnych, do których poznania człowiek ma wystarczającą siłę rozumu.

 

Na zasadzie powyższych wywodów ten już oczywisty pewnik zaznaczyć możemy, że ostateczna przyczyna nieudolności rodzaju ludzkiego do poznania prawd religijnych i moralnych, i konsekwentnie ostateczna przyczyna potrzeby objawienia tychże prawd, leży w słabości ludzkiego rozumu i w niekorzystnym wpływie woli. Kilka uwag lepiej jeszcze rzecz tę wyjaśni.

 

Racjonaliści nie znajdują słów na uwielbienie siły i pojętności ludzkiego rozumu. Zaiste i my bynajmniej nie chcemy odmawiać rozumowi naszemu wrodzonych sił i zdolności, ani też nie twierdzimy, że rozum ten z natury swej skazany jest na wikłanie się w błędzie, lub że zupełnie jest niezdolny do zdobycia prawdy w kwestiach religii i moralności. – Owszem przyznajemy, że rozum ludzki posiada wrodzoną siłę wystarczającą, aby poznać Boga i obowiązek oddania Mu winnego hołdu, aby odróżnić złe od dobrego i poznać powinność oraz sposób wyboru tego co dobre a uniknienia tego co złe. Lecz olbrzymia zachodzi różnica między siłą a należytym jej używaniem, między zdolnością do czynu a samymże czynem. Aby z siły rozumu wypływały należyte czyny, potrzeba długoletnią pracą rozwinąć ją i wykształcić. A lubo nie mniej wrodzone są też i prawa należytego używania rozumu, trzeba jednakże poznać je dobrze, obrać za modłę swych czynów, by nie zboczyć z prawego toru i wreszcie wzbogacić wielostronną umiejętnością, by po jej szczeblach wznieść się do prawd coraz wyższych. Choć więc natura dała rozumowi dostateczną siłę, nie dała jej zupełnego rozwoju, bez którego siła ta aktów swych z należytą doskonałością samodzielnie spełniać nie może. Rozwój ten sił rozumowych natrafia na niezliczone trudności i przeszkody. Częstokroć sam stan, lub rodzinne i społeczne stosunki, wszelkiemu wykształceniu rozumu kładą nieprzebytą tamę. Często też wychowanie, dziedziczne przesądy itd. sprowadzają rozwijający się rozum na niewłaściwe tory. Najczęściej wreszcie napotyka rozum na olbrzymie zapory w najbliższym swym otoczeniu, w skłonnościach moralnych lub we fizycznym ustroju ciała, wyobraźni i zmysłach. Prawda, że wszystkie przeszkody nie zmuszają rozumu do przyjęcia błędu, lecz bardzo łatwą do niego ścielą mu drogę. Błąd nigdy nie jest koniecznością, lecz zawsze dobrowolnym czynem nierozsądku i lekkomyślności. Powody bowiem doń wiodące zawsze są pozbawione oczywistości, a jedynie oczywistość podbija rozum. Gdzie jej nie ma, tam wola wywiera wpływ swój na rozum, nakłaniając go do przyjęcia jakiegoś zdania za prawdę. Wolę zaś nie zawsze nakłania do tego wpływu pobudka, zgodna z prawdą przedmiotową, ale najczęściej samolubna, nic wspólnego nie mająca z prawdą.

 

Nie twierdzimy bynajmniej, żeby każdy człowiek walczyć musiał z tymi samymi trudnościami w pracy około wykształcenia się ani też, że każdy tym samym nieszczęść ciężarem przytłoczony, do żadnej w ogóle nie dochodzi prawdy. Byłoby to oczywistym fałszem. To jedno tylko twierdzimy, że każdy człowiek na drodze życia swego mnóstwo napotyka przeszkód, które mu wciąż utrudniają rozwój władz umysłowych a w poszukiwaniu prawdy często nieprzebyte stawiają zapory. Dodać tu należy, że nie w każdej gałęzi ludzkiej wiedzy te same trudności i w tym samym stopniu sprzeciwiają się odszukaniu prawdy. – Owszem we wielu umiejętnościach można łatwo ustrzec się błędu i to tym łatwiej, im mniej dla woli przedstawia on powabu. Lecz inaczej się dzieje skoro chodzi o poznanie prawd religijnych i moralnych. Prawdy te bowiem wznoszą się ponad sferę codziennego doświadczenia, poza obrąb łatwych do rozwiązania zagadnień życia ludzkiego. Jednym rzutem oka ogarnąć ich niepodobna – owszem przeciwnie prawdy te po długim dopiero i wielostronnym rozumowaniu w drobnych tylko kropelkach czerpać się dadzą, z tajemnych głębin natury. Słowem dochodzenie ich jest długą uciążliwą pielgrzymką, wśród drogi pełnej niebezpieczeństw. Najokrutniejszym łupieżcą jest sama wola z całym zastępem żądz i uczuć ludzkiego serca (17).

 

Chociaż społeczeństwo ludzkie do wykształcenia swych członków niezmiernie się przyczynia, choć w dążeniu do prawdy osiąga to, czego rozum jednostek nigdy zdobyć nie potrafił, choć wspólnymi siłami podsyca wciąż rosnący postęp umiejętności, to jednak z drugiej strony publicznym wychowaniem utrudnia a częstokroć nawet uniemożebnia rzetelną znajomość prawd religijnych i moralnych. Nikt może o zgubnym tym wpływie publicznego wychowania nie mówił tak dosadnie i prawdziwie, jak rzymski mówca i filozof, Cicero, pokazując, jak słaby promyk rozumu, którym nas obdarzyła natura, gaśnie niemal zupełnie w zgubnej atmosferze haniebnych obyczajów i błędnych opinii panujących na świecie. "Przyszedłszy na świat, stajemy od razu wśród wszelkiego rodzaju zepsucia i zdrożności sądów, tak, iż niejako z mlekiem karmicielki wysysamy błędy. Skoro zaś oddadzą nas rodzicom a następnie powierzą nauczycielom, wtedy dopiero tak dalece różnorodnymi poimy się błędami, że prawda pozorowi, a sama natura zakorzenionym ustępuje przesądom. Na domiar złego wpadają nam w rękę poeci. A my, olśnieni blichtrem ich mądrości i sławy, czytamy ich, słuchamy, uczymy się, wpajamy w swój umysł, a gdy wreszcie przystąpi do tego i opinia publiczna – ów najwyższy mistrz ludzkości – wraz z przesądami pospólstw, wówczas na wskroś już przesiąkamy błędnymi zdaniami i od natury, (tj. od przyrodzonego światła rozumu) całkiem odstępujemy" (18).

 

Tak się wyraził Cycero o ówczesnej epoce – a cóżby powiedział o dzisiejszej prasie, która tysiącznym korytem rozlewa fałsz i zepsucie we wszystkich warstwach społeczeństwa. Co by dopiero powiedział o dzisiejszej tyranii opinii publicznej, na której żołdzie walczą całe zastępy pism, rozmaitej wielkości, wszelkich barw i imion, a szerzących fałsz i niemoralność w najrozmaitszych postaciach. Chociaż więc Bóg promieniem mądrości swojej oświeca wszelkiego człowieka na ten świat przychodzącego (19), to jednak ten sam świat zdołał tak doskonale zgubny swój wpływ wywierać na swych synów, że cała ludzkość przez tyle wieków pozostawała w ciemnościach błędów, w prawdziwym cieniu śmierci, dopóki jej nie przyszła w pomoc światłość Bożego objawienia. A skoro omamiona blichtrem fałszywej oświaty, to Boże światło odrzuci od siebie, wówczas cienie śmierci znowu ją ogarną i zepchną do dawnego poziomu.

 

Często wspominaliśmy, że wolna wola najważniejszą gra rolę w historii religijnych i moralnych błędów, którym podlega cały rodzaj ludzki. Wymaga to pewnych objaśnień. Wola w swej istocie przez miłość dobrą się staje a zatem naturalną jej powinnością jest dążyć do posiadania dobra – nie tylko czczymi uczuciami, ale też i czynem, zastosowaniem odpowiednich środków. Szczęściem zaś woli jest cieszyć się posiadaniem dobra, które by wszystkie jej dążności i pragnienia zupełnie nasycić zdołało.

 

Gdyby całą czynność woli zajmowało zawsze tylko dobro prawdziwe od Boga jej przeznaczone a odpowiednie jej wysokiej godności, to wówczas rozum nie potrzebowałby się nigdy wpływu woli obawiać. Lecz nie zawsze daje się kierować tym prawdziwym dobrem, owszem bardzo często zwraca się do dóbr pozornych, do szychowych błyskotek, które nigdy nie zdołają zapełnić szlachetnych żądz i dążności duszy człowieka.

 

Jednakże to przenoszenie fałszywego dobra nad prawdziwe nie jest wcale koniecznym następstwem wewnętrznej niedoskonałości woli, która zawsze mogłaby rozeznać prawdziwe dobro od fałszywego blichtru. Możliwość tego zbaczania woli leży w jej samodzielnej wolności, przez którą dał Bóg człowiekowi możebność zasługi, aby mogąc odwrócić się od dobra, jednak je wybrała, według słów Pisma św.: quum possit facere mala, non fecit. Łatwość odstępowania od prawdziwego dobra zawisła od owego zepsucia natury, które nie Bóg stworzył, ale odstępstwo od Boga w niej zaszczepiło. Nieraz wola wspina się aż na szczyt pychy i czczej sławy lub spada w przepaść nikczemnej żądzy zysku i cielesnych rozkoszy, jak gdyby to wszystko najwyższym jej dobrem być miało. Do tych celów częstokroć haniebne wybiera środki. Rozum wzdryga się zrazu przed hańbą tych celów i środków. Toczy się walka zacięta, ale niestety miłość zwycięża i podbija pod swe jarzmo rozum, który w końcu zmuszonym się widzi wynaleźć racje, usprawiedliwiające wszelką zdrożność. Przyciśnięty tyranią woli musi racje te uznać za dobre: więc ucieka przed prawdą, rzuca na nią zasłonę lub prześladuje gniewem, ironią i wszelką sztuką sofistyki. "Ludzie umiłowali raczej ciemność, niż światło, bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, który źle czyni, nienawidzi światłości i nie chodzi w światłości, aby nie były zganione uczynki jego" (20). I dlatego to rozum poddany pod jarzmo zepsutego serca nie chce uznawać Boga – bo dlań straszną jest Jego nieskończona świętość; nie chce uznawać sankcji pośmiertnej – bo go przeraża widmo zasłużonej kary; odrzuca obowiązki moralne – bo ciężar ich jest nieznośnym dla droższych namiętności i żądz zepsutego serca. Pod wpływem takiego nastroju woli, rozum musi albo innego stworzyć sobie Boga, którego zadowolić nie byłoby tak trudno, albo też zaprzeczyć w ogóle istnienia Najwyższej Istoty. Słowem sercu ludzkiemu zbyt wiele zależy na sądzie rozumu, ażeby mogło obojętnie przypatrywać się jego pracy około poznania prawd religijnych i moralnych. Poznaje ono bowiem dobrze, że sprawa jego jest w niebezpieczeństwie, więc też wszelkich dokłada starań, by nie odnieść porażki. A że niemożliwa to rzecz żyć w niezgodzie z rozumem, więc, nie chcąc się poddać pod jego zwierzchnictwo, wszelkimi sposobami usiłuje nad nim zapanować. Zepsuta wola znajduje nadto niezmierną pomoc w moralnym zepsuciu świata, który tysiącznymi drogami bezbożność i rozpustę wprowadza do duszy. Wychowanie i wiedza, filozofia i sztuka, zyski materialne i rozkosz cielesna, nienasycona żądza wielkości i sławy – wszystko pracuje nad tym, by w sercu i umyśle człowieka zatrzeć wszelki błąd religii i moralności. Dowodem – dzieje długiej przeszłości i smutny stan epoki współczesnej.

 

Rzecz to więc niezaprzeczalna, że wszystkie przeszkody utrudniające rodzajowi ludzkiemu znajomość Boga i moralności i to tak dalece, że ani Bogu należytej czci oddawać ani życia prawdziwie moralnego prowadzić nie umie, wyrastają z grzechu, który, zgubnym swym wpływem psując ustawicznie rozum i wolę, spycha je z drogi prawdy na błędne manowce kłamstwa i bezbożności. Dzieje ludzkości stwierdzają wniosek ten najzupełniej. Dowodu tego obszerniej uzasadniać nie myślę, gdyż nowsi, znakomici Apologeci, świetnie wywiązali się z tego zadania (21). Sądzę jednak, że nie będzie tu rzeczą zbyteczną przynajmniej w głównych skreślić go zarysach. Przebiegnijmy szeregi ludów nie tylko takich, u których nie znać nawet śladu umysłowej oświaty, ale przede wszystkim tych, u których filozofia najważniejszą odgrywała rolę – w jakim to stanie znajdziemy u nich religię i moralność?! Samo pojęcie o Bogu – zasadniczym spaczone błędem, tak dalece, że wszystkie ułomności i niedorzeczności ludzkie jemu przypisywano, miewając przy tym pojęcia politeistyczne, personifikację namiętności i apoteozę występku. Gorszy od samychże bożyszcz był kult im oddawany, pełen najohydniejszych obrzędów. Dziwne to a straszliwe zjawisko! Ludy rozumne, wykształcone, podniesione nawet do wysokiego szczebla oświaty, zdaje się jakoby w pojęciach religijnych wytężały wszystkie swe siły, byle tylko najniedorzeczniejsze bajki i najohydniejsze bezeceństwa złączyć we formie jakiegokolwiek systemu. Upodleniem godności człowieka były owe tajemnicze ofiary, którymi cześć składano pogańskim bożyszczom. Byli jednak już wtenczas ludzie rozumniejsi, którzy śmiali się z tej ciemnoty, tak szeroko wówczas rozpowszechnionej. Lecz mężom tym brakło odwagi, by publicznie wystąpić przeciw tym zasadom i odstręczać ludy od pojęć zarówno haniebnych dla rozumu jak i dla serca. Owszem co w poufałym kółku ostro ganili, temu sami hołdowali publicznie. Dodać trzeba, o czym już wspominaliśmy, że owi mistrzowie, choć w jednym kierunku lepszych uczyli zasad, to za to w drugim w tym grubsze popadali błędy, a rzadko kiedy zgadzali się z sobą. Byli podówczas i kapłani – lecz ich rzemiosło stanowiła raczej przebiegłość w kupczeniu mitologicznymi bajkami. Stróże odziedziczonych kłamstw i zręczni obłudnicy, pod względem moralności nie mogli być też mistrzami cnoty – bo występnych bogów byli służalcami. W ogóle w starożytności nie było obowiązkiem kapłana czuwać nad moralnością ludu. Myśl tę podjęło dopiero chrześcijaństwo, domagając się świętości od kapłana, który z jednej strony służyć miał Bogu Najświętszemu, z drugiej uświęcać lud nauką i przykładem.

 

Historia więc narodów jasno pokazuje, iż żaden naród bez objawienia, ani o Bóstwie nie miał prawdziwego pojęcia, ani czci należytej Bogu oddawać nie umiał, ani nie poznał najpierwszych zasad moralności, a tym mniej jeszcze mógł mieć odwagi i siły do ćwiczenia się w prawdziwej cnocie. Owszem przeciwnie, fakt to widoczny w dziejach, że narody takie miały zawsze błędne, a częstokroć i sprzeczne pojęcia o Bogu i powinnościach etycznych; słowem – że mądrość i oświata ludzka nie potrafiła nigdy odwieść narodów od błędu i niemoralności, a doprowadzić do prawdy i cnoty. Skąd łatwy wniosek, że jeżeli po upływie tylu wieków żaden naród nie zdołał własną siłą rozumu wznieść się do prawdziwej religii i moralności, toć widoczną jest rzeczą, że ta siła rozumowa przy pomocy naturalnych tylko środków nie wystarcza do poznania prawdziwej religii i moralności, a więc, że koniecznie potrzebuje mistrza Bożym oświeconego światłem, któryby miał powagę nauczania narodów religii i cnoty, a zarazem dostateczną moc, aby ich przekonać o prawdziwości i świętości swojej nauki.

 

Racjonaliści podnoszą przeciw tej nauce o objawieniu, niektóre, jak im się zdaje, dość silne zarzuty, którym kilka uwag poświęcić wypada. Najprzód na zasadzie dogmatu o dobrotliwej Opatrzności Bożej, stawiają oni następujący dylemat: Jeśli niezdolność rodzaju ludzkiego do poznania prawd religijno-moralnych rzeczywiście istnieje i wskutek tego koniecznym jest ich objawienie, to dlaczego Bóg przez tyle wieków tej tak koniecznej pomocy światu odmawiał i dziś jeszcze tylu narodom odmawia? Z faktu tego wywnioskować można, albo że zbawienie ludów przez znajomość prawdy jest dla Opatrzności Bożej czymś zgoła obojętnym, albo, że objawienie nie jest bardzo światu potrzebnym. Odpowiadamy na to: Bóg nie odkładał na późniejsze wieki swego objawienia, lecz zaraz od początku tak przed spełnieniem grzechu pierworodnego, jak i po jego dokonaniu nauczał ludzi swych prawd, nie odejmując im wolności – tak iż od ich woli zależało życie swe do otrzymanych nauk zastosować, albo występnie od nich odstąpić. Nad nieskażoną czystością nauki swojej opatrznie czuwało oko Boże, darząc patriarchów długowiecznym życiem. Były to żyjące pomniki prawd Bożych, kapłani objawienia wśród rozmnożonego Izraela, stróże nauki pokoleniom swym w spuściźnie przekazanej, ale stróże namaszczeni łaską i powagą Bożą. Jeśli po wielu wiekach posiadania niewzruszonej prawdy, narody od niej odstąpiły, to ich w tym wina, ich błąd dobrowolny i dobrowolna ślepota. Powstrzymywała ich od tego odstępstwa nie tylko uznana od wieków powaga patriarchów, którzy te prawdy Boskie ogłaszali, nie tylko cała przeszłość w której tyle ludów prawdy te zachowywało, czerpiąc z nich siłę, pociechę i nadzieję nagrody – ale odstępstwu temu sprzeciwiał się też sam rozum, bo jak mówi Apostoł: Rzeczy Jego niewidzialne od stworzenia świata, przez te rzeczy, które są uczynione, zrozumiane, bywają poznane, wieczna też moc Jego i Bóstwo, tak iż nie mogą być wymówieni. Gdyż poznawszy Boga, nie jako Boga chwalili ani dziękowali, ale znikczemnieli w myślach swoich i zaćmione jest bezrozumne serce ich; albowiem podając się być mądrymi, głupimi się stali. I odmienili chwałę nieskazitelnego Boga w podobieństwo obrazu człowieka śmiertelnego i ptaków i czworonogów i płazów. Dlatego podał ich Bóg pożądliwościom serca ich... Którzy prawdę Bożą odmienili w kłamstwo i chwalili i służyli stworzeniu raczej niż Stworzycielowi... dlatego podał ich Bóg w namiętności sromoty (22).

 

Błędy religijne i moralne pierwszych odszczepieńców wzrastały coraz potężniej i coraz liczniej mnożyły się w dalszych pokoleniach; a barbarzyństwo religijno-moralne pociągnęło za sobą barbarzyństwo ogólne: za odszczepieństwem od Boga szło najczęściej odszczepieństwo od wszelkiej oświaty. Lecz i w tym stanie nie opuścił Bóg zupełnie tych zaślepionych narodów, i nie opuszcza ich po dziś dzień, gdziekolwiek się jeszcze znajdują. Wybrał sobie Bóg naród jeden, w którym Boską swą potęgą i Opatrznością przechowywał skarby prawd swoich. Postawił go jako pochodnię między narodami i opatrznościowym kierownictwem jego dziejów roznosił za jego sprawą objawienie swoje po całym świecie starożytnym. Jeśli zaś narody obojętnie lub nawet ze wstrętem i nienawiścią patrzyły na religię Izraela, toć znowu nie Opatrzności Bożej w tym wina, ale złej woli pogan, zatwardziałej w dogadzaniu swym namiętnościom. Boska Opatrzność ciągle pracowała nad tym, aby objawieniu swemu utorować drogę wśród nocy pogańskich ciemności. Ale milszymi były pogaństwu nocne cienie, niż światło objawienia Bożego. Niewdzięczność ta nie zużyła miłosierdzia Bożego. Wiekową pracą przygotował Bóg drogi wielkiemu Kapłanowi swej prawdy i Jego posłańcom. Same nawet błędy i wynikająca z nich nędza moralna ludzkiego społeczeństwa miała dopomagać Bogu w tym przygotowaniu serc ludzkich do przyjęcia prawdy. Musieli bowiem przekonać się ludzie, że źródłem ich nędzy były błędne zasady, musieli szczerym sercem zapragnąć nowej, zbawiennej prawdy. Dokonane przygotowanie świata na przyjęcie Zbawiciela – oto pełność czasów, kiedy posłał Syna Swego, który miał być dla wszystkich światłością, prawdą i żywotem. Chrześcijaństwo, to nowa pochodnia, oświecająca wszystkie narody. A jeśli i nią pogardzają, jeśli wszystkimi sposobami starają się ją zagasić i zniszczyć, to znowuż nie brak tu Opatrzności Bożej, jedno brak dobrej woli ludzkiej – umiłowali więcej ciemności niźli światłość: bo ich uczynki złe były – tak iż i oni są niewymówieni (23). Pamiętać należy i o tym, że każdy w szczególności tyle miał siły przyrodzonej i nadprzyrodzonej pomocy, że łatwo mógł poznać, iż takie zasady religijne i moralne wręcz są przeciwne rozumowi i prawdy w nich być nie może.

 

Bo jako Apostoł mówi: Bóg nie zostawił samego siebie bez świadectwa czyniąc dobrze z nieba, dawając dżdże i czasy urodzajne, napełniając pokarmem i weselem ich serca (24) a wszyscy mają "dzieło zakonu napisane w sercach swoich, gdy im sumienie ich świadectwo daje i myśli między sobą różne, albo ich oskarżające, albo też wymawiające" (25). Z tymi promykami naturalnej światłości Bożej łączy się i światło łaski pokazując każdemu, kto oczów przed nim nie zamyka, co trzeba robić dobrego, jakiego zła unikać, jeśli zaś każdy to wypełnia, co jest jego powinnością, to i Bóg nie odmawia łaski hojniejszej, która prowadzi człowieka do pełnego poznania prawdy, choć i drogą nadzwyczajną. Jest to nauka w Kościele Bożym stara i ogólnie od doktorów świętych przyjęta. Za czasów św. Augustyna mówił świetnie o tym Orosius: "Jest to moje stateczne i niezachwiane zdanie, że Bóg użycza pomocy swej nie tylko Ciału swemu, którym jest Kościół, ale wszystkim ludom na tym świecie, i to nie ogólnie tylko, ale szczegółowo przez czasy, dnie, momenty i atomy, wszystkim i każdemu z osobna" (26). A św. Tomasz tę samą wyłuszcza naukę: "Zawsze Bóg przybywa z pomocą człowiekowi starającemu się o swe zbawienie, chyba się dobrowolnie ociągał, stąd wyjaśnienie o tych rzeczach, które są niezbędne do zbawienia albo odbiera on z Boskiego zrządzenia przez głosiciela wiary, jak to widać na Korneliuszu, albo przez objawienie, które odebrawszy może wolna wola rozpocząć działanie" (27). Z tego wszystkiego wnioskować można że położenie pogańskich narodów, ich ciemnota moralna i religijna wiekotrwała, nie może stanowić zarzutu Boskiej Opatrzności ale raczej jest dowodem nigdy nie wyczerpanej miłości i miłosierdzia, która nikogo nie opuszcza jeśli sam pierwej się nie opuścił – tak dalece, że Bóg justificatur in omnibus operibus suis et vincit cum judicatur.

 

X. Antoni Langer

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok czwarty. – Tom XIV. Kwiecień, maj, czerwiec 1887. Kraków. DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI, pod zarządem Jana Gadowskiego. 1887, ss. 61-83.

 

Przypisy:

(1) S. Augustinus, De Genesi ad litteram, l. V, n. 34.

 

(2) "De rebus nobilissimis, quantumcunque imperfecta cognitio maximam perfectionem animae confert, et ideo quamvis ea, quae supra rationem sunt, ratio humana plene capere non possit, tamen multum sibi perfectionis acquirit, si saltem ea qualitercunque tenet fide". Contra gentes, l. V, с. 5.

 

(3) De vera religione, c. III. (Por. ostatnie zdanie w wydaniu Migne'a: "... haec per totum orbem jam populis leguntur, et cum veneratione libentissime audiuntur". – Patrologiae Ccursus Completus. Series prima. Tomus XXXIV. S. Aurelii Augustini Tomus tertius (Pars prior). Parisiis 1845, col. 125. – Przyp. red. Ultra montes).

 

(4) Bergier, Traité de la vraie religion. Part. III, ch. VII, art. 1, §. 3.

 

(5) Św. Jan XIX, 11.

 

(6) Rzym. XIII, 1-2.

 

(7) Efez. VI, 5-6.

 

(8) Św. Jan XVII, 21-22.

 

(9) Summa theologica, 2. 2, q. 2, a. 4. – Сontra gentes, l. I, c. 4.

 

(10) "Quidam impediuntur propter complexionis indispositionem, ex qua multi naturaliter sunt indispositi ad sciendum. Unde nullo studio ad hoc pertingere possent, ut summum gradum humanae cognitionis attingerent, qui in cognoscendo Deum consistit". S. Thomas, Сontra gentes, l. I, c. 4.

 

(11) "Quidam vero impediuntur necessitate rei familiaris. Oportet enim esse inter homines aliquos, qui temporalibus administrandis insistunt, qui tantum tempus in otio contemplativae inquisitionis expendere non possunt, ut ad summum fastigium humanae inquisitionis pertingerent, scilicet Dei cognitionem".

 

(12) "Quidam autem impediuntur pigritia. Ad cognitionem eorum quae de Deo ratio investigare potest, multa praecognoscere oportet, quam fere totius philosophiae consideratio ad Dei cognitionem ordinetur... Sic ergo nonnisi cum magno labore studii ad praedictae veritatis inquisitionem perveniri potest, quem quidem laborem pauci subire volunt pro amore scientiae".

 

(13) "Remaneret igitur humanum genus, si sola rationis via ad Deum cognoscendum pateret, in maximis ignorantiae tenebris, quum Dei cognitio quae homines maxime perfectos et bonos facit nonnisi quibusdam paucis et his paucis etiam post temporis longitudinem proveniret".

 

(14) "Tertium inconveniens est, quod investigationi rationis humanae plerumque falsitas admiscetur".

 

(15) "Apud multos in dubitatione remanerent ea, quae sunt verissime etiam demonstrata, dum viam demonstrationis ignorant, et praecipue cum videant a diversis, qui sapientes dicuntur, diversa doceri".

 

(16) "Inter multa etiam vera, quae demonstrantur, immiscetur aliquando aliquid falsum, quod non demonstratur, sed aliqua probabili vel sophistica ratione asseritur, quae interdum demonstratio reputatur".

 

(17) Cf. Cicero, Quaestiones Tusculanae, l. III. – Denzinger, Religiöse Erkenntniss, t. 2, pag. 64.

 

(18) Cicero, Tusculanae Quaestiones, l. III. – Morawski, Filozofia i jej zadanie, str. 415.

 

(19) Św. Jan I, 9.

 

(20) Św. Jan III, 19. 20.

 

(21) Porówn. np. Leland, Révélation prouvée par le paganisme, ар. Migne, Démonstrations évangéliques, t. VIII. – Lupus, Le traditionalisme et le rationalisme. Liège 1859.

 

(22) Rzym. I, 20-26.

 

(23) Bossuet, Discours sur l'histoire universelle. – Hettinger, Apologie des Christenthums, 2 Th., Ab. 22. Auctor De vocatione omnium gentium, l. II, c. 22.

 

(24) Dziej. Apost. XIV, 16.

 

(25) Rzym. II, 15.

 

(26) "Mea semper haec est fidelis аtque indubitata sententia, Deum adjutorium suum, non solum in Corpore suo, quod est Ecclesia, verum etiam universis in hoc mundo gentibus subministrare, et non solum generaliter, sed speciatim quotidie per tempora, per dies, per momenta, per atomos et cunctis et singulis ministrare". Paulus Orosius, Liber apologeticus de arbitrii libertate.

 

(27) "Deus nunquam homini quaerenti suam salutem deest vel defuit, nisi ex culpa sua remaneat; unde explicatio eorum quae sunt de necessitate salutis vel divinitus homini provideretur per praedicatorem fidei, sicut patet de Cornelio, vel per revelationem (i. e. internam inspirationem): qua supposita, in potestate liberi arbitrii est, ut in actum exeat". S. Thom., In III Sententiarum, dist. 25, q. 2, a. 1. Opusc. de veritate, q. II, а. 11, ad 1.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIX, Kraków 2019

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
O OBJAWIENIU

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: