CUDA I ICH ZNACZENIE W DZIEJACH OBJAWIENIA

 

(Ciąg dalszy)

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––––

 

III.

 

Przyznanie Panu Bogu wolnego a bezpośredniego działania w naturze, które łatwo rozróżnić od wszelkich innych skutków, siłami przyrody sprawionych – oto rezultat naszych przedwstępnych badan. Teraz potrzeba nam poznać, jakie jest znaczenie cudów wobec objawienia, i wykazać ich związek z prawdami od Boga objawionymi, polegający na tym, że cuda są niejako pieczęcią stwierdzającą ich pochodzenie Boże.

 

Że taki przede wszystkim jest walor cudów, tego dowieść nie trudno. Czymże bowiem innym da się stwierdzić skuteczniej i pewniej autentyczność misji Bożej, jeśli nie cudami? Przypatrzmy się temu bliżej. Oto jawi się wśród świata człowiek głębszą wiedzą zgoła nie uposażony, nie posiadający wyższego wykształcenia i ogłasza się posłańcem Bożym. W imię tegoż posłannictwa głosi on ludziom naukę nową, o jakiej nikt dotąd nie słyszał, naukę może nawet przeciwną wszystkim dotychczasowym zdobyczom wiedzy, nieprzyjazną wszelkim zasadom panującej religii i moralności. Co więcej, żąda on bezwarunkowego przyjęcia tej nauki, zupełnego poddania rozumu i woli, a to pod utratą wiecznego szczęścia w przyszłości. Czyż takiego posłańca, występującego z tak wygórowaną pretensją, mają przyjąć ludzie nie pytając się zgoła o dowody, stwierdzające jego posłannictwo. Czyż wierzący li tylko jego słowom i świadectwu, które sam sobie składa, nie postąpiliby sobie lekkomyślnie i niedorzecznie. Qui credit cito, levis est corde (1) upomina mędrzec Pański. Piotr zaś święty zaleca, abyśmy zawżdy gotowymi byli ku dosyć uczynieniu każdemu domagającemu się od nas sprawy o tej nadziei, która w nas jest (2), a którą wiara podaje. A Paweł święty żąda, abyśmy wszystko badali, co nam jako proroctwo lub słowo Boże ogłoszonym będzie, a wszystkiego doświadczajcie, co dobre jest dzierżcie (3). Zresztą i zwyczaj powszechny każe domagać się dokumentów stwierdzających taką misję i dowodów popierających nową naukę, i uświęca tym samym prawo rozumu. Ale o inny szkopuł rozbija się tu dobra wola. Nauka głoszona w imieniu Boga jest nie tylko ponad rozum ludzki, ale owszem zdaje się mu być przeciwną. Powołać ją przed trybunał rozumu nie podobno. Lecz czyż dlatego wolno jej nie uznać. Czyż odrzucenie jej z tego tylko powodu, że jej zrozumieć i zgłębić nie jesteśmy w stanie, nie byłoby niedorzecznym? Wszakżeż w nieskończonej mądrości Bożej mieści się bezdenne i bezbrzeżne morze światłości, którego ogarnąć nie zdoła ciasne łożysko naszego rozumu. Prawdy wobec Boga jasne i zrozumiałe, mogą dla nas być tajemnicami, a mimo to nie przestaną być prawdami, choć ich nasz rozum nie dościga. Ale prawdy te przedstawione są jako przedmiot wiary, a nie badania, w razie więc nawet gdybyśmy się przekonali o ich prawdziwości, nie nabylibyśmy jeszcze przez to samo pewności, że one pochodzą od Boga. Wiary domaga się Apostoł dla prawd i tajemnic Bożych, we wierze zaś podwójny mieści się element: uznanie prawdy objawionej i uznanie, że ona od Boga pochodzi.

 

Jeśli zaś potrzeba jakiegoś badania i przekonania się, żeby wiara nasza nie była łatwowierną, to przedmiotem tego egzaminu nie mogą być prawdy same w sobie, ale sam fakt ich ogłoszenia, czy istotnie od Boga pochodzą lub nie. To zaś ogłoszenie ich imieniem Boga będzie rzeczą widoczną, jeśli posłannictwo apostoła od Boga początek swój bierze, i ogłoszenie tych prawd w zakres tegoż posłannictwa wchodzi. To więc oboje powinien udowodnić ten, który się posłańcem Bożym być mieni.

 

Ale w jakiż to sposób, lub przez co udowodni on swe posłannictwo od Boga? Czyż subiektywna jego pewność o tym, że go Bóg posyła, wystarczy do przekonania innych? Wierząc w jego prawdomówność, czyż moglibyśmy się pozbyć obawy, że nie podlegamy złudzeniu i oszukaniu, choć nie zamierzonemu, ale zawsze rzeczywistemu? Czyż ta pewność o posłannictwie Bożym nie może być owocem egzaltowanej fantazji? Wszak sama historia objawienia wykazuje mnogie przykłady takich proroków niepowołanych, wierzących jednak silnie, że są wybrańcami Boga na ogłoszenie Jego nauki. Zresztą jakie dowody przytoczy on na poparcie swej prawdomówności? Ani prostota charakteru, ani prawość życia, ani gotowość na śmierć nie daje bezwarunkowej rękojmi o prawdziwości słów jego. Zawsze można powątpiewać, czy przypadkiem nie gra tu roli interes osobisty, czy może go duma, lub jakaś inna namiętność do tyla nie oślepiła, że zupełnie albo chwilowo odstąpił od zwykłej prawości, albo ją zużytkowuje mimo swej wiedzy i woli dla dopięcia swego celu. Sama nawet gotowość na śmierć czyż nie może być fanatycznie podjętą ofiarą, której pobudki dałyby się odszukać w dumie, zarozumiałości lub żądzy przekazania swego imienia dalekiej potomności. A więc – sam posłaniec Boży nie ma nic takiego ani w osobie swojej, ani w przymiotach, ani urzędzie swoim, czym by mógł stwierdzić swoje posłannictwo, z wykluczeniem wszelkiej rozumnej a możliwej wątpliwości.

 

Tymczasem w świecie nawet, w rzeczach mniejszej wagi, któż da wiarę temu, co się podaje za królewskiego posłańca, jeśli urzędu swego nie udowodni niewątpliwymi dokumentami. I dlatego żaden król nie odmawia posłowi swemu listów uwierzytelniających.

 

Tak samo powinien Bóg tego, którego wybrał na posła swego, akredytować przed światem listem niewątpliwie Boskim. Takim to listem są czyny Jego wszechmocy i mądrości, te bowiem tylko przymioty Boże występują na zewnątrz, a objawy ich zdolne są wykluczyć wszelkie rozumne nawet powątpiewanie i utwierdzić ludzi w przekonaniu o interwencji Bożej.

 

Władać więc musi dziełami wszechmocy Bożej apostoł, a to tak dalece, aby każdy patrząc na nie rzec musiał: nie sprawy to ludzkie, ale Boże, bo człowiek do takich czynów nie jest zdolny. Nadto uposażony on być musi taką wiedzą, która przenika tajniki dalekiej a niedoścignionej dla oka ludzkiego przyszłości, aby każdy, wiedząc o przepowiedniach, a patrząc na ich urzeczywistnienie, zniewolonym był zawołać: tego człowiek odgadnąć nie mógł, ale digitus hic Dei est.

 

Jednym słowem moc czynienia cudów musi Pan Bóg posłańcowi powierzyć i daru proroczego mu udzielić, aby każdemu domagającemu się sprawy z jego nauki mógł powiedzieć: W imieniu Bożym przyszedłem i głoszę Jego naukę, oto znaki, że mnie posłał Bóg.

 

A że z takim posłannictwem łączy się niemylna prawda, gwarantuje nam nieskończona prawdomówność Boga, który, jak sam omylić się nie może, tak też i nikogo w błąd wprowadzić nie jest w stanie. Stąd znamion tych posiadać nie może ten, którego Bóg nie posyła.

 

Mógłby Pan Bóg z pewnością inną także drogą trafić do serc ludzkich, aby apostołowi swojemu zjednać u nich wiarę i posłuch, ale to pewna, że w obecnym porządku objawienia żadnym innym środkiem się nie posługiwał Bóg; ale cudami jedynie i proroctwami uwierzytelniał i cechował posłów swoich do świata. Uwierzył człowiek pierwszy na same słowa upadłego anioła, nie pytając o dowody, jedynie pychą się powodując, którą w nim pobudził duch zły przez fałszywe obietnice, a więc postanowił Bóg: niech się ten człowiek ukorzy i uwierzy teraz człowiekowi, nie lekkomyślnie ale roztropnie i mądrze postępując, to jest przekonawszy się, że przez usta człowiecze mówi Bóg, stwierdzając mowę swą Boską swą wszechmocą i mądrością. Ten to walor cudu polegający na tym, że cud uważa się za pieczęć Boską, opiera się na ogólnym przekonaniu ludzi, co widząc cud towarzyszący nowo ogłoszonej nauce, poczytują go za znak stwierdzający nieomylnie Boskie jej pochodzenie, a z drugiej strony, słysząc prawdy lub rozkazy w imieniu Boga dawane, domagają się koniecznie cudu, któryby im odjął wszelką wątpliwość, że nie podlegają oszukaniu. A to przekonanie datuje się nie od dziś, nie od wczoraj, ale tak dawne jak rodzaj ludzki. Przypatrzmy się Żydom, którym Chrystus ogłasza swą ewangelię, czyż dają wiarę Jego słowom natychmiast i bezwarunkowo? Kiedy Chrystus Pan wyrzucił kramarzy i handlarzy z kościoła i odezwał się do nich z powagą prawodawcy: Nie czyńcie domu Ojca mojego domem kupiectwa, Żydzi domagają się cudu, którym by stwierdził prawo występowania w imieniu Boga: co za znak okazujesz nam, iż to czynisz, a na to obiecuje im Chrystus Pan cud własnego zmartwychwstania.

 

Podobnie kiedy Chrystus Pan żądał od Żydów, aby nie szukali jedynie pokarmu cielesnego, ale onego pokarmu, który im miał podać Syn człowieczy – pokarmu wiary, a przede wszystkim wiary w Niego, sam dodaje, albowiem tego (Syna człowieczego) Ojciec Bóg zapieczętował. I kiedy Żydzi pytali, cóż tedy za znak dajesz nam, abyśmy ujrzawszy go, uwierzyli tobie, Chrystus Pan, dniem przedtem nakarmiwszy cudownie kilkutysięczną rzeszę paru chlebami, łatwo mógł się na to powołać, toteż Żydzi uprzedzając tę Jego odpowiedź mówią: Ojcowie nasi jedli mannę na puszczy, jak napisano, chleb z nieba dał im jeść (4), chcąc tymi słowami powiedzieć – Twoje wczorajsze dzieło zanadto małe – Tyś nam dał ziemski chleb, podczas kiedy Mojżesz dał Ojcom naszym chleb niebieski – uczyń i Ty coś podobnego, a uwierzymy Tobie. Cudu się więc domagają, cudu wielkiego i jawnego, aby wierzyli, że Bóg Go posłał. Jak Żydzi żądają cudów, aby wierzyć mogli w posłannictwo Boskie Chrystusa Pana, tak i On sam cuda ofiaruje, aby ich do tej wiary nakłonić.

 

Mówiąc wyraźnie o świadectwie, którym posłannictwo swoje od Ojca mógł wykazać, powiedział: Jeśli ja sam o sobie daję świadectwo, świadectwo moje nie jest prawdziwe, tj. może was nie przekonać, może się wam zdawać wątpliwym. Inszy jest, który o mnie świadczy... Albowiem uczynki, które dał Ojciec, abym je wykonał: same uczynki, które ja czynię, świadczą o mnie, iż mię Ojciec posłał (5). Jakie uczynki? Oto uzdrowienie człowieka, który trzydzieści osiem lat zostawał w ciężkiej niemocy. Ten cud bowiem wywołał długie spory między Żydami, gdyż był jawnym świadectwem słów Chrystusowych, a zarazem potępieniem niewiary Żydów. Niemniej jasno wypowiedział to Chrystus Pan w uroczystość poświęcenia kościoła. Przechadzającego się po krużgankach świątyni obstąpili Żydzi pytając: Dokądże duszę naszą na rzeczy trzymasz? Jeśliś ty jest Chrystus, powiedz nam jawnie. A odpowiedział im Jezus: Powiadam wam, a nie wierzycie. I na świadectwo prawdziwości słów swoich powołuję się na uczynki swoje. Sprawy, które ja czynię w imię Ojca mego, te o mnie świadectwo dają... jeśli nie czynię spraw Ojca mego, nie wierzcie mi; a jeśli czynię, chociaż byście mnie wierzyć nie chcieli, wierzcież uczynkom: abyście poznali i wierzyli, że Ojciec jest we mnie, a ja w Ojcu (6).

 

Jaśniej jeszcze wytłumaczył, jakie to są sprawy Ojca, kiedy Filip, słysząc Go mówiącego o powrocie do Ojca, przerwał Mu mowę prośbą: Panie! ukaż nam Ojca, a dosyć nam. Filipie! powiada doń Chrystus, kto mię widzi, widzi i Ojca; jakoż ty mówisz, ukaż nam Ojca? Nie wierzycie, że ja w Ojcu a Ojciec jest we mnie? Słowa, które ja do was mówię, nie od samego siebie mówię, lecz Ojciec we mnie mieszkający, on czyni uczynki, na potwierdzenie moich słów. Nie wierzycie iżem ja w Ojcu, a Ojciec we mnie jest? Wżdyż dla samych uczynków wierzcie (7). I cóż to są za uczynki, które Ojciec w Jezusie mieszkający czyni, jeśli nie uczynki wszechmocy Jego?

 

A mówiąc o niewierze, która Go spotkała ze strony Żydów, od tych, którzy by najpierw powinni Mu byli uwierzyć, całą jej grzeszność z tego wyprowadza, że widzieli cuda, a przecież im wierzyć nie chcieli. Gdybym między nimi uczynków nie czynił, których żaden inny nie czynił, nie mieliby grzechu: lecz teraz i widzieli i znienawidzili i mnie i Ojca mojego (8). O jakich uczynkach, o jakich to sprawach Chrystus mówi, na mocy których tak stanowczo wiary się domaga? czy to zwyczajne sprawy Jego życia ludzkiego? Tak chcieliby je rozumieć niektórzy protestanccy tłumacze Pisma świętego: De Wette, Dr. Lückke, Stark, Tholuch. Ale zaiste nędzne to tłumaczenie. Chrystus Pan mówi wyraźnie o uczynkach, które sam Ojciec w Nim mieszkający sprawia, że wedle natury ludzkiej nie byłby ich zdolny zdziałać, ale kiedy je sprawia, to jedynie mocą swej jedności z Ojcem.

 

Ale może Chrystus Pan mówił tu o objawach swojej cnoty, o wzorach życia świętego, czy może chciał przez to powiedzieć: Patrzcie na moje życie, dalekie od najmniejszego grzechu, wolne nawet od wszelkiego cienia grzechu, czy z takim życiem da się pogodzić brzydkie oszukaństwo w rzeczach religijnych? o tym nie myślał Chrystus, kiedy się na uczynki swoje powoływał. Powiedziawszy bowiem: dla samych uczynków wierzcie, dodał: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto wierzy we mnie, uczynki, które ja czynię, i on czynić będzie; i większe nad te czynić będzie (9). Na takie więc czyny Chrystus Pan się powołuje, które i inni ludzie wierzący w Niego działać mogą, a większe nawet od Niego. Żeby ktoś mocą wiary większe cuda działał, niż Chrystus Pan sam w życiu swoim ziemskim, w tym nie masz żadnej sprzeczności, ale żeby ktoś swoją świętobliwością przewyższył Chrystusa Pana, który był świętym świętością samego Boga, to już niepodobno, i nie zgadza się z wyraźnymi słowami Chrystusa Pana, który powiedział, że i sprawiedliwy siedem razy w dzień upada.

 

Nie ma potrzeby dowodzić, że Chrystus Pan sam i święci pisarze sprawami nazywają cuda i znaki. Tak Jan św. donosi o pierwszych skutkach kaznodziejstwa Chrystusa Pana. Wiele ich (Żydów) uwierzyło w imię Jego, widząc cuda Jego, które czynił (10), a przyczynę, dlaczego tylu ludzi chodziło za Jezusem, zapominając nawet o pokarmie niezbędnym do życia, tę podaje: widzieli znaki, które czynił nad tymi, co chorzeli (11). Sama bojaźń przed faryzeuszami zdradza tę prawdę, że cuda Chrystusowe skłaniały wielu do wiary w Niego: Cóż uczynimy, mówią, albowiem ten człowiek wiele cudów czyni? Jeśli go tak zaniechamy, wszyscy weń uwierzą (12). A mówiąc o tychże faryzeuszach, którzy nie wierzyli weń, choć tak wiele cudów czynił przed nimi, powołuje się na Izajasza proroka, który to przepowiedział: Panie, któż uwierzył słuchowi naszemu? a ramię Pańskie komu jest objawione? (13) to jest – rzadki wierzy sprawowanemu przez nas posłannictwu, a choć ramię Pańskie swą wszechmocą je potwierdza, ledwo kto znaki te rozumie!

 

Jan św. upatruje w tym grzechu, że pomimo tylu cudów nie chcieli uwierzyć, powód, dla którego Bóg ich karał zupełną zatwardziałością: Zaślepił oczy ich i zatwardził serca ich: aby oczyma nie widzieli i sercem nie rozumieli (14). Jeśli zaś ta pogarda cudów, stwierdzających posłannictwo Jezusowe, jest tak wielkim grzechem, że ściąga na się największą karę Boga – oślepienie rozumu i zatwardziałość serca – to owe cuda muszą być najjaśniejszym i najpewniejszym dokumentem prawdziwości Boskiego posłannictwa.

 

A nie tylko Chrystus Pan powołuje się na swoje cuda, jako na dowód swego Boskiego posłannictwa, ale nieraz ten cel wyraźnie określa, kiedy zamierza cud czynić, i opatrznością swą niejako przygotowuje z dala przedmiot do cudu. I tak np. kiedy Chrystusowi doniesiono, że Łazarz zachorował, mówi, że ta choroba nie jest na śmierć, ale dla chwały Bożej, aby był uwielbion Syn Boży przez nią. Później znów, oznajmując uczniom swoim śmierć Łazarza, dodaje: radem dla was, iżem tam nie był, abyście wierzyli, jak gdyby chciał przez to powiedzieć: dla waszej wiary śmierć Łazarza daleko większą ma doniosłość, niż gdybym będąc obecny przyprowadził chorego do zdrowia, bo w tej śmierci okaże się we mnie chwała Boża. I przystępując do grobu podniósł oczy swe w górę i rzekł: Ojcze, dziękuje tobie, żeś mię wysłuchał, a jam wiedział, że zawsze mnie wysłuchiwasz, alem rzekł dla ludu, który wokoło stoi, aby wierzyli, iżeś ty mię posłał. To rzekłszy zawołał głosem wielkim: Łazarzu, wynijdź z grobu (15).

 

W podobny sposób postępuje Chrystus przy uzdrowieniu ślepo narodzonego. Uczniowie pytają Go: Rabbi, kto zgrzeszył, ten sam co ślepy jest, czy rodzice jego, iż się ślepym narodził? a Chrystus im odpowiedział: Ani ten zgrzeszył, ani rodzice jego, ale żeby się sprawy Boże w nim okazały; jakież to sprawy Boskie? cuda Chrystusa! Mnie bowiem potrzeba sprawować sprawy onego, który mię posłał (16).

 

Z tego wszystkiego jasno widać, że właściwy cel cudów wszystkich, nie mieści się w obrębie świata fizycznego – należą wprawdzie i one do porządku świata, ale do porządku moralnego, gdyż są w planie Boskiego panowania niezbędnym warunkiem, aby skłonić człowieka do spełnienia najświętszego obowiązku, tj. do przyjęcia religii objawionej.

 

Taką rolę zawsze przypisywano cudom. Wśród apologetów chrześcijańskich nie masz ani jednego, któryby nie dowodził Boskiego pochodzenia chrześcijaństwa od Chrystusa przez cuda, przez uczniów Jego i wiernych w Kościele zdziałane. Tak Justyn filozof, pokazując, że chrześcijanie nie grzeszą przeciw rozumowi, wierząc w Chrystusa i w Ducha Świętego – dowodzi tego przez cuda i proroctwa (17). Podobnie postępuje Ireneusz (18). Origenes przeciwstawia Celsowi podwójny dowód prawdziwości wiary, który Apostoł nazywa (ad Corinth. I. 2, 4) okazaniem ducha i mocy, okazaniem ducha w proroctwach na Chrystusie przede wszystkim spełnionych, okazaniem mocy w cudach, które czynił (19). A jeden z starodawnych pisarzy kościelnych, którego dzieła przez długi czas przypisywano św. Bazylemu, "wiara, mówi, nie opiera się na geometrycznych koniecznościach, ale na cudach od Ducha Bożego uczynionych, z cudów wypływa konieczne uznanie Boskości Syna jednorodzonego" (20).

 

Posłuchajmy co mówi św. Augustyn, o nim bowiem utrzymują niektórzy, że nie przywiązuje wielkiej wagi do tego dowodu. "Cóż znaczą, mówi on, te tak wielkie i liczne cuda, skoro i On sam wyznaje, że dzieją się nie z innego powodu, tylko aby Mu wierzono... Przez cuda pozyskał sobie (Chrystus) powagę, powagą zdobył wiarę, wiarą pociągnął mnogość ludzi, mnogością doszedł do starożytności, starodawnością utrwalił religię" (21). Całą siłę tego dowodu okazał Ryszard od św. Wiktora w klasycznie pięknej apostrofie: "Jeśli błędnym jest to w co wierzymy, od Ciebie oszukani jesteśmy, gdyż przez takie znaki została nauka ta potwierdzoną, jakie sam tylko działać zdołasz" (22). Siła tego dowodu pokazuje się najjaśniej z przyjęcia i zachowania chrześcijańskiej wiary pośród i pomimo wiekotrwałych walk, prowadzonych nie tylko bronią wiedzy, sofizmu i szyderstwa, ale też i bronią krwawą tyranów i pogańskich sędziów. Zaiste, patrząc na to z św. Augustynem trzeba powiedzieć: "Jeśli wiara chrześcijańska bez cudów tak wielkie zwycięstwo odniosła nad światem, to bezwątpienia największym jest cudem".

 

Czując tę doniosłość cudów, wszyscy fałszywi prorocy innych religii usiłowali i dla swoich błędów uzyskać tę pieczęć Bożą. Sami nawet reformatorowie XVI wieku, widząc że bez nich się nie obejdzie, wytężali swe siły, aby w życiu swego mistrza wynaleźć jakieś fakty, które by można za cuda poczytać i ogłosić. A że trudno było dopatrzeć się czegoś podobnego w życiu Lutra, za największy cud ogłosili to, że jeden ubogi mnich zdołał wstrząsnąć przez tyle wieków niezwyciężonym papiestwem, i tak długo na próżno szukaną reformację zwycięsko ustalić.

 

Sama nienawiść, z którą się miota na cuda dzisiejsza filozofia materialistyczna, nie gdzie indziej ma swe źródło, jak tylko w tej właśnie sile cudów, że stwierdzają niemylnie religię od Boga objawioną. Materializm nie chce uznać Boskiej religii, panteizm odrzuca objawienie nadnaturalne – nowy protestantyzm, który opanował racjonalistyczne związki protestantów (Protestanten-Verein) wyrzeka się Chrystusa, prawdziwego Boga – a wszyscy unitis viribus występują przeciw cudom; jedni przeczą ich możliwości, inni możebności rozeznania ich od działalności natury – bo cuda dowodzą jasno, że oprócz natury jest inna sfera przyczyn, od której sam świat zależy – bo cuda dowodzą, że istnieje objawienie prawd niedościgniętych przez rozum ludzki – bo cuda dowodzą, że Chrystus jest Synem Bożym. Słowem, boją się cudów, bo cuda zburzyłyby wszystkie te piękne ich systemy z takim mozołem nie rozumu, ale imaginacji zbudowane, zniszczyłyby wszystkie te urojenia namiętnościom tak pożądane, które miały zastąpić na zawsze wszelką religię objawioną.

 

Judicia tua credibilia facta sunt nimis, mówi król prorok, mając przed oczyma te Boskiego objawienia znamiona; cóż dziwnego, jeśli walka nienawistna przeciwko nim zaślepiła rozum i zatwardziła serce tych nowych faryzeuszów tak dalece, ut videntes non videant et intelligentes non intelligant. Wszystkim tym zamachom na możebność i znaczenie cudów przeciwstawia Kościół św. nieomylny swój wyrok: Jeśliby kto rzekł, że objawienie Boże nie staje się wiarogodnym przez znaki zewnętrzne, i że przeto każdy człowiek powinien się skłaniać do wiary powodowany wewnętrznym tylko przekonaniem, albo prywatną inspiracją – niech będzie przeklęty! (23) (C. d. n.)

 

X. Antoni Langer

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok piąty. – Tom XVII. Styczeń, luty, marzec 1888. Kraków. DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI, pod zarządem Jana Gadowskiego. 1887, ss. 145-155.

 

Przypisy:

(1) Ekli. XIX, 4.

 

(2) I Piotr. III, 15.

 

(3) I Tes. V, 20. 21.

 

(4) Jan. VI, 31.

 

(5) Jan. V, 31-32. 36.

 

(6) Jan. X, 24, nast. 37. 38.

 

(7) Jan. XIV, 8, nast.

 

(8) Jan. XV, 24.

 

(9) Jan. XIV, 11. 12.

 

(10) Jan. II, 23.

 

(11) Jan. VI, 2.

 

(12) Jan. XI, 47. 48.

 

(13) Jan. XII, 38.

 

(14) Jan. XII, 40.

 

(15) Jan. XI, 4. 15. 41-43.

 

(16) Jan. IX, 2. 3. 4.

 

(17) Apol. I, n. 13. 30. 39, ss. et in Dial., n. 7.

 

(18) Lib. IV, c. 26, n. 1.

 

(19) Contra Celsum, l. I, n. 2.

 

(20) Inter Opp. Bas., t. I, hom. in Psalm. 115.

 

(22) De utilitate credendi, n. 32.

 

(22) De Trinitate, l. I, c. 2.

 

(23) "Si quis dixerit revelationem divinam externis signis credibilem fieri non posse, ideoque sola interna cujusque experientia, aut inspiratione privata homines ad fidem moveri debere, anathema sit". Concilium Vaticanum, Sess. 3. de fide, Can. 3.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXXI, Kraków 2021

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
CUDA I ICH ZNACZENIE W DZIEJACH OBJAWIENIA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: