CUDA I ICH ZNACZENIE W DZIEJACH OBJAWIENIA

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––––

 

II.

 

Rozwiązawszy kwestię o możliwości cudów, drugie niemniej ważne zachodzi pytanie, czy cuda mogą być przedmiotem władzy poznawczej człowieka? Każdy cud jest faktem zewnętrznym podpadającym pod zmysły, chodzi więc tylko o to, czy człowiek może mieć pewność historyczną o takim wypadku. Nadto cud każdy jest faktem nadprzyrodzonym, przewyższającym możność wszelkich sił natury, czy tedy człowiek może się zupełnie upewnić, że siły naturalne nie wystarczają do jego spełnienia?

 

Na pierwsze pytanie odpowiadają filozofowie nie wierzący w Objawienie Boże: że nigdy nie można mieć krytycznej pewności o cudownych zdarzeniach, gdyż one już same przez się są niemożliwe (1), a dający świadectwo o nich nie zasługują na wiarę, bo albo złudzeni popadają w błąd, albo po prostu kłamią. Co do drugiego pytania, to stosunek naszego rozumu do sił ukrytych w przyrodzie jeszcze mniej dozwala wyrokować o tym, a stąd, przypuściwszy nawet możebność cudów, nigdy nie możemy o pojedynczym fakcie zawyrokować, że jest cudem.

 

Do uznania bowiem jakiegoś faktu za cud, potrzebna jest najprzód znajomość wszystkich sił przyrody, i granic ich potęgi, oraz wszystkich praw, wedle których w różnych okolicznościach działają; taka tylko znajomość pozwala wydać sąd roztropny, że w tym lub owym wypadku siły naturalne nie były zdolne do uskutecznienia go, a więc wyższej siły było potrzeba, siły stojącej ponad całą naturą stworzoną. A taką znajomością któż pochlubić się może? (2) Wiedzy takiej zaiste, jakiej wymaga Renan, do stwierdzenia cudów (3), nie posiada nawet komisja uczonych krytyków, fizjologów, przyrodników itd. Owszem, nowsza wiedza tłumaczy nam wiele faktów, które dawniejsza ciemnota poczytywała za cuda, nie znając sił przyrody. Edward Hartmann, autor "Bezwiednej zasady", wylicza cztery sposoby, za pomocą których wszystkie cuda można tłumaczyć, nie odwołując się do interwencji Bożej. Wymownie opisując siłę magnetyczną i jej nadzwyczajne skutki, upatruje w niej pierwszy klucz do rozwiązania zagadki cudów. Ale częstokroć, jego zdaniem, i tej nawet siły nie potrzeba, bo nieraz siła woli wystarcza, na dowód czego przytacza dziwne zjawiska, jakie w organizmie ludzkim wywołuje sama tylko energia woli człowieka. Owszem, samo nawet wyobrażenie wywołuje częstokroć te same skutki, co rzecz wyobrażona. Tak np. żywe wyobrażenie rzekomo zażytego lekarstwa, potrafi wywrzeć wpływ równie silny, jak samo lekarstwo. A fantazja hipochondryczna wywołuje symptomy rzeczywistej choroby. Wreszcie fakt to niezbity, że w leczeniu chorych ufność i przekonanie chorego o skuteczności lekarstwa jest prawdziwą przyczyną uzdrowienia, którego same lekarstwa dokonać by nie zdołały (4).

 

Inną znowu drogą zdąża Hume do tego samego celu (5). O niezmiennej stałości praw przyrody świadczy cały rodzaj ludzki i wszystkie wieki ją potwierdzają. Cuda zaś byłyby pogwałceniem tej stałości. Abyśmy więc roztropnie uznać je mogli, musielibyśmy mieć przemawiające za nimi świadectwo, które by wartością swą nie tylko dorównywało powszechnemu świadectwu o stałości praw przyrody, ale owszem nawet je przewyższało, musielibyśmy mieć pewność, że kłamstwo lub złudzenie ludzi świadczących o cudzie, większym byłoby cudem niźli sam cud, o którym wydają świadectwo. Jedno zaś i drugie jest, zdaniem Hume'a, rzeczą niemożebną. A zatem, przypuściwszy nawet możliwość cudów, niepodobna o ich istnieniu mieć zupełną pewność. W gruncie rzeczy tęż samą stawiają zasadę: Rousseau (6) Diderot (7), Laplace (8) i inni (9). Wreszcie przeciwnicy cudów, chcąc wykazać niepodobieństwo przekonania się o ich wierzytelności, uciekają się nawet do tak zwanego argumentu ad hominem, formułując go mniej więcej w sposób następujący. Dogmat chrześcijański uznaje istnienie aniołów i szatanów, czyli dobrych i złych duchów, którzy niewątpliwie działaniem swym mogą wpływać na siły przyrody i wywoływać skutki wprost przeciwne jej prawom. Lecz w takim razie, jakimże sposobem odróżnić by można cud prawdziwy od Boga pochodzący, od cudu, który jest tylko działaniem dobrych lub złych duchów? Tu nie masz niemylnego probierza: a więc i wszelka wierzytelność cudów czyli wszelka pewność o pochodzeniu ich od Boga tym samym upaść musi (10).

 

Strauss (11) zarzuca nam nawet, że w dowodzeniu cudów wpadamy w błędne koło (circulus vitiosus): gdyż, aby rozeznać cud prawdziwy, Boski, od fałszywych, pozornych cudów, nie mamy innego kryterium, jak samą tylko naukę, na której potwierdzenie cud ów jest dokonany. Jeśli nauka jest Boską, to i cud ów Bożym jest cudem, jeśli fałszywą jest nauka, tedy i cud sam fałszywym nazwać wypadnie. Z drugiej zaś strony skąd nam wiadomo, że nauka jakaś jest Bożą? Cała wiadomość, cała pewność nasza pod tym względem, opiera się ostatecznie na prawdziwości cudów, które naukę tę potwierdzają. Czyż to więc nie istne koło błędne prawdziwością nauki dowodzić prawdziwości cudów i na odwrót prawdziwością cudów stwierdzać prawdziwość nauki?!.

 

Skąd wniosek oczywisty: że, przypuściwszy nawet nie tylko możebność, ale i rzeczywistość cudów, mimo to nie moglibyśmy mieć żadną miarą zupełnej o nich pewności.

 

Oto na jakim stopniu stoi kwestia cudów w dzisiejszej umiejętności.

 

W odpowiedzi na te wszystkie teorie i zarzuty, zważmy, czy można mieć pewność o historycznej rzeczywistości cudu, o ile on jest faktem podpadającym pod zmysły? Pewność tę bez wątpienia mieć można. Cud bowiem, jako fakt historyczny, nie różni się w niczym od innych historycznych faktów i jako taki do udowodnienia swej rzeczywistości nie wymaga ani liczniejszych ani pewniejszych świadectw, jak każdy inny historyczny wypadek. Wystarczają tu świadkowie wiarogodni, tj. tacy, którzy sam fakt naocznie widzieli, i ani w zbadaniu tego sami siebie, ani w opowiadaniu o nim nas omylić nie mogli.

 

Że Łazarz w czwartym dniu po śmierci na głos Chrystusa z grobu powstał, jest to fakt tego samego rodzaju, jak jego choroba lub śmierć. A do przekonania się o rzeczywistości tego faktu zupełnie zbyteczną byłoby rzeczą wymagać albo głębszej nauki, albo bystrzejszej pojętności, albo większego wytężenia zmysłów, niż do jakiegokolwiek materialnego zjawiska.

 

Masy ludu przypatrujące się wskrzeszeniu Łazarza mogą być zupełnie wiarogodnymi tego faktu świadkami. Bo czyż podobna było im wątpić, że śmierć Łazarza, który już cztery dni leżał w grobie i cuchnąć nawet zaczynał, nie była pozorną, lecz rzeczywistą? A po wskrzeszeniu mogłyż te masy ludu choćby na chwilę zwątpić o nowym życiu tego człowieka, którego widzieli na głos Chrystusa wychodzącego z grobu, owszem prześladowanego nawet przez Faryzeuszów, czyhających na jego zgubę. W poznaniu i uznaniu takiego faktu przypuszczać złudzenie – to już niedorzeczność oczywista.

 

Że zaś pisarze, którzy fakt ten nam przekazali, uwodzić nas nie mogą, rzecz to nie mniej widoczna. Pisma ich bowiem pojawiły się w czasie, kiedy żyli jeszcze Żydzi, którzy cudu tego naocznymi będąc świadkami, byliby niezawodnie kłam zadali uczniom Chrystusowym, gdyby ci w swym sprawozdaniu pokusić się chcieli o jakiekolwiek oszustwo. Jeśli więc nieprzyjaciele Chrystusa nie odważyli się na to, toć znak to niechybny, że wskrzeszenie Łazarza prawdziwym było faktem.

 

Czyż godzi się zatem, świadectwo ze wszech miar wiarogodne odrzucać dlatego jedynie, że sam fakt zdaje się sprzeciwiać prawom przyrody, a raczej przewyższać jej siły? Taki sposób postępowania wtedy tylko logicznym nazwać by można, gdyby bezwarunkową było prawdą, że skutek nie mający swej przyczyny w czynnikach widzialnego świata, zgoła istnieć nie może. Przeciwnie zaś, jeśli prawdą jest bezwarunkową, że poza tym światem jest inna nieskończenie wyższa przyczyna, której świat wszystkie swe siły i prawa i ciągłe swe zachowanie i sam byt swój nawet ma do zawdzięczenia – to taki sposób dowodzenia, wobec tej pozaświatowej przyczyny wszechprzyczyn, jest czczym tylko i niedorzecznym frazesem.

 

Logiczny sposób postępowania, chcąc coś stanowczego orzec o takim fakcie, jest następujący. Najprzód należy jak najściślej dochodzić wiarogodności świadków, czy pomyłka albo oszustwo było z ich strony możliwym. Przekonawszy się zaś o niewątpliwej, niepodejrzanej wiarogodności świadków, przystępujemy dopiero wtedy do odszukania prawdziwej przyczyny faktu. Jeśli pewną jest rzeczą, że natura bezwzględnie nie może takiego skutku wywołać, w takim razie nie wolno nam zaprzeczać faktu historycznie niewątpliwego, lecz sięgnąć potrzeba do przyczyn wyższego rzędu – do przyczyn nadprzyrodzonych – tego wymagają zasady zdrowej logiki. Jeden nawet jedyny tylko fakt – byleby był historycznie pewny i widocznie przewyższający siły przyrody, dostatecznie już dowodzi istnienia wyższej jakiejś pozaświatowej potęgi, władnącej przyrodzonymi prawami wszechświata.

 

Ale tu właśnie sam rdzeń trudności, hic Rhodus, hic salta, mówi filozofia niedowiarstwa: bo wszakże żaden roztropny człowiek nigdy nie może być pewnym , że fakt jakiś przewyższa granicę sił przyrodzonych, gdyż granic tych nikt zakreślić nie umie, nikt nie wie, jak daleko one w pewnych warunkach sięgają. Doprawdy dziwna to logika. Czyż bowiem istotnie konieczną jest wszechstronna znajomość granic sił przyrodzonych, by w danym razie orzec można, że przyczyna jakiegoś skutku nie może tkwić w ich obrębie? Bynajmniej, wystarcza wiedzieć to jedno, że siły czynne przy dokonaniu pewnego faktu sprostać mu nie mogą. Taka zaś znajomość sił przyrody nieskończenie się różni od wszechstronnego zbadania ich granic. W pierwszym bowiem razie wystarcza zwykła wiedza prostego ludu, w drugim zaś niemal wszechwiedzy wymagać by potrzeba. Nikt nie wie, ile przyrodzone jego siły w pewnych warunkach uskutecznić potrafią, ale każdy człowiek zdrowym obdarzony rozumem jasno pojmuje i niewzruszenie przekonany jest o tym że są czyny, działania, skutki, do których siły jego bezwarunkowo są niezdolne. Żaden lekarz nie zna wszystkich sił i własności swych lekarstw, a jednak wie o tym dobrze, że np. jeden znak ręką zrobiony bezwzględnie niedostateczną jest siłą, aby umarłego wskrzesić do życia, lub złamaną nogę w jednej chwili uzdrowić. Rolnik nie zna całej płodności nasienia w ziemię rzuconego, nie wie ile ziarn ono rodzi we wszystkich możebnych warunkach, owszem tego nawet najlepszy przyrodnik z całą swą wiedzą ściśle oznaczyć nie potrafi, ale dość zdrowego rozumu choćby nawet nieokrzesanego rolnika, aby poznać z całą pewnością, że kilka chlebów w ręku człowieka przez samo tylko łamanie rozmnożyć się nie może, tak dalece, iżby tysiącom ludzi starczyły za pokarm obfity – tu i najgłębsze przyrodoznawstwo nie zdoła oznaczyć warunków, w których fakt taki naturalnym sposobem byłby możliwy.

 

Słowem – nie znamy wprawdzie zazwyczaj całej potęgi sił przyrodzonych, nie znamy ostatecznych granic, jakich one dosięgnąć mogą w korzystnych dla siebie warunkach, ale wiemy nieraz z wszelką pewnością, jakich granic dosięgnąć nie mogą.

 

Kiedy chowamy do grobu ciało zmarłego, na którym już uwydatniają się znaki skażenia i rozkładu, czyż naturaliści będą opierać się temu, w nadziei, że może jakaś tajemnicza siła przywróci życie zmarłemu? Nikt nie puści się w podróż po morzu piechotą, rachując na to, że siłę ciężkości zrównoważy jakaś inna, nieznana siła dobroczynnej przyrody; nikt nie skoczy w ogień, w nadziei, że jakaś siła ukryta zasłoni go przed palącym żarem; rolnik nie będzie wyczekiwał z założonymi rękami, aby mu rola bez pracy tajemniczym jakimś sposobem gotowe zrodziła żniwo.

 

Mamy więc co do niektórych skutków największą pewność, że siły przyrodzone w żaden sposób wywołać ich nie mogą. Pewność ta opiera się częścią na fizycznych, częścią zaś na metafizycznych powodach. Codzienne doświadczenie i znajomość nauk przyrodniczych daje nam we wielu wypadkach niewątpliwe przekonanie o tym, jak daleko siła przyrody sięgnąć nie może. Skoro zaś nauka odsłania nam jakąś siłę w przyrodzie zdolną zawiesić lub zniweczyć działanie innych sił przyrodzonych, wtedy możemy się historycznie upewnić, czy w danym fakcie owa przeciwna siła była czynną lub nie. Niejednokrotnie też i metafizyczne powody niezbicie nam wykazują, że przyczyna pewnego faktu tkwić musi poza obrębem sił fizycznych. Tak np. potęga twórcza jest przywilejem wyłącznie samemu Bogu tylko przysługującym; a w niektórych faktach widoczną jest rzeczą, że jedna tylko siła twórcza wywołać je mogła, gdyż ani w materii tego faktu nie było odpowiednich czynników, usposabiających ją do podobnego skutku, lecz owszem, przeciwne takim skutkom własności, ani też żadna siła przyrodzona, której podobne zjawisko przypisać by można, nie miała najmniejszego w owym fakcie udziału.

 

Kiedy Bóg chce uwierzytelnić objawienie swoje przed narodami, lub potwierdzić nadprzyrodzone sług swoich posłannictwo, wtedy używa faktów, które według powszechnego przekonania, przewyższają wszelkie przyrodzone siły. Faktów zaś choćby najbardziej niezwykłych i zdumiewających, jeśli nadprzyrodzone ich źródło nie jest widocznie pewnym, Kościół nigdy nie uznawał za cuda i nigdy nie dowodził nimi Boskiego posłannictwa swego. Procesy kanonizacyjne są tego najwymowniejszym dowodem (12).

 

Cała wymowa Hartmanna usiłującego dowieść, że wszystkie cuda przyczynom naturalnym przypisać należy, to tylko filozoficzne kuglarstwo. Nie zaprzeczamy bynajmniej, że tak zwana siła magnetyczna dziwne nieraz wywołuje zjawiska, że w nowoczesnym spirytyzmie jeszcze dziwniejsze fakty spostrzegać się dają. Ale jakżeż niezmierna zachodzi różnica pomiędzy zjawiskiem magnetycznym lub spirytystycznym doświadczeniem, a faktami, które Kościół za prawdziwe cuda uznaje! A najprzód co do samej istoty faktów. Kiedyż to najbieglejszy nawet magnetyzer lub spirytysta wskrzesił umarłego, kiedy ślepego od urodzenia wzrokiem obdarzył, kiedy kilku chlebami tysiące ludzi nakarmił, kiedy nieuleczalnego paralityka uzdrowił jednym swym słowem? Zważywszy też sam sposób działania owej "cudotwórczej" siły magnetycznej, nie mniejszą i tutaj spostrzegamy różnicę. Ileż to manipulacyj odbywa każdy magnetyzer lub spirytysta, jak szczególnego usposobienia natury wymaga on od swego medium, a do zjawisk jasnowidzenia, ileż to łączników musi nawiązać pomiędzy medium a odnośnym przedmiotem! Prawdziwy cudotwórca pomija te liche środeczki. Chrystus Pan jednym słowem leczy wszelkie choroby, z tą samą łatwością uzdrawia obecnych, jak i daleko od siebie oddalonych, jednym aktem swej woli przywraca ślepym wzrok, słuch głuchym, niemym mowę, paralitykom władzę członków, umarłym życie, i to wszystko bez żadnych zgoła przygotowań, w jednej chwili, na samą prośbę nieszczęśliwych, a częstokroć i bez prośby nawet, na sam widok nędzy ludzkiej... Ileż to razy nie udają się próby magnetyzerów i wszelkie usiłowania spirytystów pozostają bez skutku! A czyż coś podobnego zdarzyło się kiedykolwiek prawdziwemu cudotwórcy? Nigdy – bo siła cudotwórcza nie jest zależną ani od czasu, ani od miejsca, ani od jakichkolwiek innych współczynników; cały jej skutek zawisł jedynie od woli samego cudotwórcy. Przeciwnie zaś siła magnetyczna potrzebuje mnóstwa warunków, z których ogołocona pozostaje martwą i bezpłodną. Cóż więc oznacza ta różność istoty i działania dwóch tych sił rzekomo sobie pokrewnych? Oto, że siła pierwsza jest Bożą Wszechmocą, druga – zwykłą tylko siłą przyrody, zależną, jak tyle innych sił fizycznych od mnóstwa okoliczności. Cudotwórca występuje tu jako narzędzie w ręku Boga, służące do uwidocznienia na zewnątrz Jego Wszechpotęgi; magnetyzer zaś ukazuje się prostym tylko śmiertelnikiem, wyzyskującym w danych warunkach siły przyrody ku zamierzonemu celowi. Psychiczny charakter skutków tej siły natury faktów wcale nie zmienia, gdyż dusza podlega też wpływom sił przyrodzonych.

 

Wyjaśnienia te pozwalają nam z tym większym naciskiem nazwać całą argumentację Hartmanna sztucznym tylko kuglarstwem. Malując bowiem najjaskrawszymi barwami potęgę magnetyzmu i dzieła spirytystów, kłamliwą tą przesadą zamydla oczy czytelnikom, aby nie spostrzegli, jak ogromna przepaść dzieli wszystkie te zjawiska od czynów, które Kościół nazywa cudami.

 

Inne przyczyny naturalne, zdolne cudów dokazać, to energiczna wola, bujna wyobraźnia i żywa wiara w niezawodny skutek. Tak orzekła filozofia nowoczesna. Przypatrzmy się tym jej twierdzeniom nieco bliżej, przez mikroskop zdrowej krytyki.

 

Że energiczna wola, spotęgowana żywą wyobraźnią i silną wiarą w niezawodność skutku, wywiera wpływ niezmierny na ludzkie czynności, na cały psychiczny nastrój człowieka i co za tym idzie, na jego organizm i zdrowie ciała, ale czyż skutki siłą takiej woli wywołane, dorównają choć w części faktom, które Kościół zowie cudami? Czyż najsilniejsza nawet wola potrafiła kiedykolwiek ożywić martwy nerw wzroku lub słuchu, albo wskrzesić zgasłe już życie? Czyż wiara choćby najżywsza, zdołała kiedykolwiek w okamgnieniu złamaną goleń uzdrowić? Czyż energiczna wola zdobyła sobie choćby raz tylko bezwzględne panowanie nad siłami przyrody? Czy umiała skinieniem swoim uciszać wichry i wzburzone uspokajać fale?? Doprawdy, chyba oszust albo szaleniec może stawiać działanie ludzkiej woli i wyobraźni na równi z prawdziwymi cudami, od których dzieli je otchłań nieprzebyta!

 

Energia woli rozbudza nieraz drzemiące władze duszy, pod których wpływem ociężałe lub nikłe siły ciała potężnieją i nabierają sprężystości dozwalającej im dokonać czynów, jakich w stanie osłabienia nigdy by spełnić nie zdołały. Ale zakres ich działalności nie przekracza nigdy i nigdzie zwyczajnych granic właściwej im natury; przeciwnie zaś wola cudotwórcy albo raczej wola Tego, którego narzędziem jest człowiek-cudotwórca, przewyższa wszystko, na co świat i ludzie zdobyć się mogą.

 

A zatem te niby naukowe racje nowoczesnej filozofii są tylko niefortunnym wybiegiem. Dziwnie doprawdy wnioskują koryfeusze tej filozofii. Oto treść ich argumentacji. Jeśli siła naturalna, mówią oni, tak dziwne wywołuje skutki, toć w innych, lepszych warunkach może większe jeszcze wywołać potrafi. Jeśli teraz znamy już czynniki w przyrodzie o tak dziwnych, tak niezwykłych własnościach, których przez długie wieki ludzie nie znali, a których sposób działania i teraz jeszcze jest tajemnicą, jeśli czynniki te teraz występują na jaw, to może w łonie natury jest jeszcze więcej takich przyczyn ukrytych, które z czasem poznamy, a których skutki, być może, będą prawdziwymi cudami. Tak więc ustawicznie wzywając na pomoc ulubione swe "może", marzyciele niedowiarstwa budują sobie wygodny most, sklecony z urojonych przypuszczeń i po nim przebywają tę przepaść olbrzymią, dzielącą choćby najdziwniejsze zjawiska przyrodzone od prawdziwych cudów. Jak już wspomnieliśmy wyżej, charakterystycznym znamieniem cudu jest jego niezawisłość od wszelkich warunków czasu i miejsca, od wszelkich przedwstępnych przygotowań lub usposobień zarówno samego przedmiotu, w którym cud się dzieje, jak i osoby działającej. Takie znamię pokazuje widocznie, że cud jest dziełem Boga, który sam jeden tylko w czynnościach swoich bezwzględnie jest niezawisłym. Wiara w niezawodność cudownego skutku, tak u samego cudotwórcy, jak u osoby doznającej cudu, nie jest usposobieniem naturalnym, wymaganym jako niezbędny fizyczny warunek cudu, ale tylko przedmiotem moralnym, który nadprzyrodzonym działaniem jako swą prawdę uwydatnia. Przeciwnie zaś wszystkie te tajemnicze siły przyrody wraz z całym blichtrem swych zjawisk, noszą na sobie widoczne piętno zawisłości od najrozmaitszych warunków, czyli piętno czynności naturalnych.

 

Wszystkie te urojone "może", jak z jednej strony nie są w stanie wykazać żadnej innej zawisłości w prawdziwych cudach, oprócz zawisłości od woli ich sprawcy, tak znowu z drugiej, odnośnie do owych niezwykłych zjawisk przyrodzonych, wcale nie dowodzą ich niezawisłości od mnóstwa najrozmaitszych warunków i środków pomocniczych, bez których siły owe zawsze pozostają bezskutecznymi. Chociaż bowiem z upływem wieków i wzrostem oświaty coraz nowe i coraz dziwniejsze odkrywamy siły w przyrodzie, na wszystkich jednak tych siłach widnieje zawsze to samo, niezatarte piętno zawisłości. Stąd więc to jedno chyba logicznie wnosić by można, że i nadal, w wiekach późniejszych, wszystkie inne naturalne siły, wiedzą przyszłych pokoleń na jaw wywołane, z tymże samym ukażą się piętnem. Zawsze przeto pozostanie ta istotna, nieskończona różnica między prawdziwym cudem, a objawem sił przyrodzonych, choćby najdziwniejszym, choćby najbardziej tajemniczym.

 

Przypatrzmy się teraz dowodzeniu Hume'a. Hume na tyle jest dla nas względny, że raczy na chwilę przypuszczać możebność, a nawet i rzeczywistość cudów, ale twierdzi zarazem, że nie możebną jest dla nas rzeczą, rozpoznać charakter prawdziwej cudowności. Cud jest, według niego, pogwałceniem praw przyrodzonych. O stałości tych praw, mówi Hume, mamy najwyższą pewność, o niej świadczą wszystkie wieki i niezachwiane przekonanie wszystkich narodów; ażeby więc wolno nam było przypuścić cud jakiś, potrzeba by mieć świadectwo pogwałcenia tych praw, wartością swą przewyższające świadectwo o ich stałości. Takiego zaś świadectwa historia nasza nigdy i nigdzie nie podaje: o pogwałceniu bowiem praw przyrody świadczy tylko mała garstka ludzi, o których umysłowym wykształceniu i usposobieniu moralnym żadnej nie mamy rękojmi, tym bardziej, że za stałością praw fizycznych przemawia cały zastęp świadków uczonych we wszystkich wiekach i narodach. Pominąć zaś takie świadectwo, a przyjąć świadectwo owej garstki ludzi wątpliwego wykształcenia, nie znaczyłożby to sprzeniewierzyć się zasadom prawdziwej umiejętności, zdrowej logiki?

 

Cud jest zgwałceniem praw fizycznych – oto zasada Hume'a, ale właśnie zasadniczo nielogiczna. Jeśli istotnie chce on trzymać się "zasad zdrowej logiki", to przyznać musi, że Bóg jest Stwórcą wszechświata i wszystkich sił w nim działających, że On to jest prawodawcą całego kodeksu przyrody, według którego siły jej działają, że On jest wreszcie absolutnym Panem tego świata, jego kierownikiem i rządcą, nie wypuszczającym ani chwilę z wszechmocnej swej ręki steru tych rządów i berła panowania, że zatem Bogu przysługuje najwyższe prawo zawieszania czynności sił przyrody, jeśli to odpowiada Jego zamiarom. Takie zaś zawieszanie tych sił w ich działaniu, żadną miarą nie można nazwać gwałceniem praw natury. Król ułaskawiający złoczyńcę na śmierć skazanego, bynajmniej nie narusza przez to praw rzeczypospolitej, tylko usuwa go z pod ich działania, zastosowuje wyższe prawo przysługujące jego majestatowi i zawiesza czynność swych urzędników, tak, że prawo ogólne, według którego mieliby działać, w tym razie nie ma skutku. Podobnie i Bóg nie jest poddanym żelaznej konieczności własnych praw swoich, które wytknął przyrodzie, On jest ich królem i Panem, Jemu więc przysługuje wszelkie nad nimi zwierzchnictwo i zupełna swoboda w odstępowaniu od nich, kiedykolwiek to się zgadza z Jego wszechmądrością.

 

Dalej mówi Hume: "Mamy niewzruszoną pewność o stałości praw fizycznych". Prawda – ale ta pewność nie jest absolutną, lecz warunkową. To znaczy: siły fizyczne dopóty działają stale i nieprzerwanie według praw swego najwyższego Pana, dopóki się Panu temu nie spodoba, na zasadzie władzy absolutnej, zawiesić stałego ich działania. O takim to, nie o innym charakterze tej stałości przeświadczone są wszystkie wieki i wszystkie narody. Dowodem takiego ich przeświadczenia jest modlitwa, którą zawsze i wszędzie zanosiły do Wszechmocnego Władcy świata, aby ku szczęściu ludzi bieg przyrody kierował, aby w grożącym niebezpieczeństwie zesłał pomoc z nieba, oddalając wszechmocną swą ręką zgubne wpływy sił naturalnych. O modlitwie takiej świadczy praktyka całego starożytnego pogaństwa. A w praktyce tej to szczególnie uwagi jest godne, że nie wzywano pomocy jakiegoś Bóstwa mitologicznego, lecz zanoszono modły do Boga bezimiennego, do Stwórcy i Pana wszechświata. Mamy więc pewność o stałości praw natury, ale zarazem i tę pewność mamy potwierdzoną tym samym świadectwem wszech narodów i wieków, że prawa natury podlegają nieustannie Najwyższemu Panu, który dla najszlachetniejszego ze swych stworzeń tj. dla człowieka, prawa owe niekiedy zawiesza, wiedziony nie bezmyślnym kaprysem, ale najdobrotliwszą Opatrznością swoją. Cóż więc odpowiemy na żądanie Hume'a, że dla zupełnej pewności potrzeba, aby świadectwo dowodzące znoszenia praw natury, przewyższało liczbą i powagą świadków, dowody za stałością tychże praw przemawiające. Niedorzeczne to żądanie. Bo że w pewnych razach możliwym jest wyjątek od prawidłowego działania sił fizycznych, to rzecz tak niezachwianie pewna, iż nikt o niej nie wątpi. Jak więc widzieliśmy, o możliwości takiego wyjątku tj. o możliwości prawdziwego cudu świat cały był zawsze przekonany, oprócz nowoczesnych filozofów, jak długo o filozofii rozprawiają, a zatem wszelkie też powątpiewanie o rzeczywistości cudu byłoby nieroztropnym, jeśli o fakcie takim zapewniają nas świadkowie wiarogodni, którzy i sami omylić się nie mogli co do rzeczywistości faktu, i innych też w swym sprawozdaniu o nim omylić ani mogli, ani chcieli. Na potwierdzenie zaś takiego wyjątkowego wypadku, żądać tylu świadków, jak na potwierdzenie stałości praw fizycznych, to już oczywiste absurdum. Bo cud jest przecież wyjątkiem w działaniu przyrody; wyjątek zaś na jednym tylko dzieje się miejscu, w jednej cząstce czasu, co stąd wynika, wobec niektórych tylko ludzi: a zatem już sama istota cudu wyklucza żądaną równość liczby i świadków, czyli cud już z natury swojej nie przypuszcza powszechnego świadectwa, jakim zawsze poprzeć można niezmienność praw fizycznych. Że zaś nieraz, owszem bardzo często mała liczba świadków na tę samą wiarę zasługuje, co największe ich mnóstwo, to rzecz każdemu krytykowi aż nazbyt dobrze wiadoma. Sami tylko nowocześni filozofowie o tym nie wiedzą, wtedy przynajmniej, gdy im co orzec przychodzi w kwestiach religijnych.

 

Całej argumentacji Hume'go służy za podstawę zasada, że fakt nadzwyczajny większej podlega wątpliwości niż zwyczajny, i że dla udowodnienia go silniejszych potrzeba dowodów. Zasada ta jest fałszywą, a żadna zdrowa krytyka jej nie uznaje. Fakt nadzwyczajny zarówno jest faktem jak i zwyczajny, a jeśli o nim zeznają świadkowie skądinąd wiarogodni, nie godzi się, dlatego jedynie, że jest nadzwyczajnym, w wątpliwość go podawać. Krytyka winna najprzód roztrząsać charakter wiarogodności świadków. A jeśli wiarogodności tej nic zarzucić nie może, tedy przyjąć musi fakt, jakkolwiek byłby nadzwyczajnym. Na drugim dopiero miejscu należy badać charakter i istotę nadzwyczajności faktu, a jeśli rozum ludzki z pomocą światła nauki nie znajduje w obrębie sił fizycznych przyczyny naturalnej, wystarczającej do wywołania takiego faktu, owszem, jeśli znajduje, że fakt ten przewyższa wszelką władzę sił przyrodzonych, natenczas nie wolno nam powątpiewać o naprzód już uznanym charakterze historyczności tego faktu, ale owszem z tym większą pewnością winien upatrywać jego twórcę wśród innych przyczyn wyższego, bo nadprzyrodzonego porządku.

 

Pozostaje nam jeszcze rozpatrzeć się nieco w teorii tych, co niby ze stanowiska wiary katolickiej zaprzeczają możebność poznania prawdziwych cudów.

 

Dogmat katolicki, mówią oni, przyznaje tak złym jak i dobrym duchom władzę nad siły bądź ludzkie, bądź też materialnej przyrody, przypisując im moc zawieszenia sił fizycznych i nimi kierowania, przez co są oni zdolni do wywołania skutków, przewyższających wszelkie działanie przyrody. Jakżeż fakty takie odróżnić od prawdziwych cudów? Kryterium tu nie ma żadnego, a zatem i żadnej możebności rozpoznania prawdziwego cudu.

 

Na to odpowiadamy najprzód, że bez wahania uznajemy katolicką naukę, która nadludzką potęgę przypisuje duchom, tak tym co wieczną miłością z Bogiem są złączeni, jak i owym, którzy grzeszną pychą od Niego odpadłszy, otwarli sobie otchłanie królestwa piekielnego, staczającego z królestwem Bożym nieustanną walkę; uznajemy również, że duchy te naturalnymi swymi siłami wielki wpływ mogą wywierać na działanie przyczyn w przyrodzie, tak dalece, że zrządzić nieraz mogą skutki wprost przeciwne jej prawom. Powszechnie zgadzają się na to Doktorowie Kościoła. Dość czytać Ojców śś.: Chryzostoma, Hieronima, Teofilakta w objaśnieniach do św. Mat. VII, 22 (13), Augustyna (14), Grzegorza (15), Originesa (16), Tomasza z Akwinu (17). Ale wszystkie te rzekomo samowolne czynności duchów podlegają panowaniu Boga, który posługuje się nimi do swego najwyższego celu, aby ród ludzki i tą drogą poznawał Bożą prawdę i zdążał do wiecznego zbawienia, a osiągnąwszy i jedno i drugie, pomnażał zewnętrzną chwałę Bożą. A zatem niepodobna przypuścić, żeby Bóg w Opatrzności swojej dozwolił owym duchom używać swej potęgi na stwierdzenie fałszu i to tak dzielnie, iżby człowiek dał się uwikłać w zgubny błąd co do religii i moralności. Czyny Aniołów są zawsze w zgodzie z wolą Najwyższego ich Pana, i zawsze wychodzą na korzyść moralną człowieka. Aniołowie bowiem są: administratorii spiritus, missi in ministerium eorum, qui salutem consequentur. Działalność zaś duchów piekielnych, o ile w Opatrzności swojej Bóg ją dopuszcza, nie może tak potężnego wywierać wpływu, ani tak cudownych wywoływać zjawisk, iżby rozum i wola człowieka z konieczności mu ulec musiały. Musi więc już z woli Bożej istnieć dla człowieka jakiś środek rozpoznawczy, jakieś kryterium, wskazujące mu chytre sidła piekielnego ducha.

 

Ale jakież to kryterium? Strauss z samej już jego probierczej natury wysnuł nowy zarzut przeciw możebności rozpoznania cudów. Takim kryterium, mówi on, służącym do odróżnienia rzeczywistego cudu od szatańskiego omamienia, mogłaby być jedynie prawdziwa wiara, nauka prawdziwie Boża, lecz, że jakaś nauka prawdziwie od Boga pochodzi, o tym znowu jedynie z prawdziwych cudów na potwierdzenie jej dokonanych przekonać się możemy; a zatem chcąc nie chcąc wpadamy w koło błędne (circulus vitiosus). To zaś nieuchronne koło błędne dowodzi niemożebności rzetelnego kryterium, dla odróżnienia prawdziwych cudów od kłamliwych naśladownictw szatana. Biedny Strauss! Zdaje się, że wraz z odstępstwem i zapomnieniem wiary, której nigdy dobrze nie poznał, odstąpił też od praw logiki i zupełnie o nich zapomniał. O "błędne koło" wtedy tylko pomówić by nas można, gdybyśmy tej samej prawdy, którą dopiero uzasadnić zamierzamy dowodem z cudów czerpanym, chcieli używać jako kryterium do rozpoznania prawdziwości cudów; ale o to żaden apologeta chrześcijański jeszcze się nie pokusił. Katolicka apologetyka zupełnie inną postępuje drogą. Kiedy rozeznać potrzeba, czy nadzwyczajne jakieś zjawisko od Boga pochodzi, czy też od ducha piekielnego, chrześcijanin pyta się przede wszystkim, z którą nauką zjawisko to w ścisłym pozostaje związku, tj. jakiej religijnej lub moralnej nauki, fakt ten mógłby być rzeczywistym wyrażeniem; dalej zastanawia się, czy nauka owym znakiem potwierdzona, zgadza się z innymi prawdami religii i moralności, które rozum, albo samym już przyrodzonym swym światłem jasno poznaje, albo wie o nich z objawienia innymi znakami uwierzytelnionego. Jeśli nie masz tu zgody i logicznej harmonii, znak to niewątpliwy, że owa nauka nie jest Bożą prawdą, bo prawda prawdzie sprzeciwiać się nie może, a stąd wypływa, że i znak ją potwierdzający nie jest dziełem Boga, jedno tego, który jest "ojcem kłamstwa".

 

Przeciwnie zaś, jeśli nadzwyczajny, cudowny wypadek czy to w swej istocie, czy w tendencji swojej, prowadzi do nauki zupełnie zgodnej z prawdami religii i moralności, które podaje rozum i objawienie skądinąd już udowodnione, wtedy niezawodny to znak, że ów fakt nadzwyczajny jest dziełem Bożym, nie oszustwem szatana, a takie kryterium nie zawiera w sobie błędnego koła, lecz owszem prawnym jest i logicznym probierzem, przez samego Chrystusa Pana poleconym, do rozpoznania prawdziwych dzieł Bożej wszechmocy od zgubnych fałszerstw szatana (18). Bo duch kłamstwa nie będzie używał swej władzy ani do utwierdzenia prawd Bożych, ani do ugruntowania prawdziwej moralności, tego odblasku niepokalanej świętości samego Boga.

 

Często też samą istotą swoją cuda prawdziwie Boskie wyróżniają się widocznie od dzieł duchów stworzonych. Jakkolwiek wielka jest potęga tych duchów, jakkolwiek szerokie jest pole ich działania, zawsze jednak wolno im tej potęgi używać tylko w pewnym zakresie, tylko według nałożonych im ustaw. Tak w przyrodzie mogą tylko poruszać ciała z miejsca na miejsce (19), mogą zastosowaniem praw fizycznych zawiesić, lub przeinaczyć jakieś zjawisko, czy też czynność przyrody, mogą wpływać na zmysły ludzkie, a za ich pośrednictwem na wyobraźnię i na duszę nawet. Wszystko to uskuteczniać mogą daleko prędzej, łatwiej i doskonalej, niż jakakolwiek siła przyrodzona, jako duchy większą obdarzone potęgą, nie zawisłe od ciała materialnego i znające daleko głębiej własności sił naturalnych. Nigdy jednak nie mogą wywołać skutków, które wymagają twórczej ręki Najwyższego Pana: nigdy nie mogą wskrzeszać umarłych, martwych oczu ożywiać nową siłą widzenia, leczyć w oka mgnieniu nieuleczalne choroby, lub żywność w jednej chwili tysiąckrotnie rozmnażać. Jak sama istota faktu, tak też i okoliczności jasno ukazują Boski jego charakter. Św. Tomasz wylicza pięć takich szczegółowych okoliczności czyli warunków (20): skuteczność, trwałość, pożytek, sposób i cel (efficacia, duratio, utilitas, modus et finis). W istocie cud prawdziwie Boży nosi na sobie widoczne piętno Wszechmocności, która niczyjej nie potrzebując pomocy, ani żadnego współudziału sił naturalnych, nad wszystkimi panuje potęgą swojej woli i dzieła swoje z niczego wyprowadza do bytu, a zatem tyle działa, ile chce. Wszelki zaś czyn demoniczny pozbawiony jest tego charakteru i z niczego nic wyprowadzić nie zdoła. Duch stworzony uskutecznia swe dzieła za pomocą sił naturalnych, które koniecznie są mu potrzebne. Nie działa więc tyle ile chce, ale ile Bóg mu pozwala i siły przyrodzone bądź jego osobiste, bądź przedmiotowe, dopuszczają. Czym są np. czary Faraona obok cudów Bożych jeśli nie jawnym dowodem, że w tych widoczny jest palec Boży, w tamtych kuglarstwo szatana i jego pomocników (21).

 

Czyny Boskiej wszechmocy mają dalej trwałość odpowiednią Bożej mądrości i dobroci. Łazarz nie umarł zaraz po wskrzeszeniu, ale żył jeszcze długo, jako wymowny świadek Bóstwa Pana swojego. Ślepy od urodzenia nie stracił zaraz cudem odzyskanego wzroku, ale dopóki żył, zachował dar Chrystusowy. Takie są czyny Boże – czyny zaś demoniczne są tylko chwilowe złudzenia zmysłów, albo krótko trwająca igraszka kombinacją sił fizycznych wywołana. Nadto widoczna jest i różnica w celu. Bo cel cudów Bożych w porządku moralnym i religijnym najświętszy jest i najwznioślejszy: tj. pobudzenie rozumu do wiary, a woli do świętości obyczajów wedle zasad tej wiary. Celem zaś dzieł demonicznych jest odstępstwo od wiary i cnoty, niemoralność, przyjęcie fałszywych doktryn o Bogu i stosunku człowieka do Niego, słowem najzupełniejszy rozbrat z Bogiem. Cuda Boże są zawsze dobrodziejstwem dla człowieka, objawem nieskończonej dobroci i miłosierdzia Bożego, a nigdy marnym, ostentacyjnym popisywaniem się przed ludźmi, nie mającym żadnego związku z prawdziwymi ich potrzebami bądź fizycznymi, bądź moralnymi. Cuda Boże nigdy nie są igraszką dla nasycenia ciekawości, tylko dobrodziejstwem dla złagodzenia nędzy ludzkiej. A czyż dzieła szatana, nieprzejednanego wroga naszego, mogą pochlubić się tym charakterem dobroczynności? Prawda, że i on niesie pomoc ludziom, ale tylko do zaspokojenia ich namiętności. Taka zaś pomoc to nie dobrodziejstwo, ale sidła, którymi on człowieka do wiecznej zguby pociąga.

 

Zważyć też należy i sam sposób dokonywania cudów. Cud Boży, jako dzieło Bożej wszechmocy, dzieje się w jednej chwili na sam rozkaz Boży, na jedno Jego słowo, na jedno skinienie. Ponieważ bowiem Bóg działa samą tylko wolą, nie potrzebując ani przedwstępnych przygotowań materiału, ani współdziałania innych sił materialnych, dlatego też w jednej i tejże samej chwili wiele naraz cudów zdziałać potrafi. Czary demoniczne przeciwnie – nie dzieją się bezzwłocznie na sam rozkaz ich sprawcy, lecz wymagają nieodzownie: czasu, przygotowań, pomocy sił innych, słowem nie uwydatniają się jako czyny woli wszechmocnej, ale tylko jako sztuczne, zabiegliwe popisywanie się stworzenia, posiadającego większą może znajomość przyrody i potężniejszy wpływ na jej siły (22).

 

Jest więc różnica nieskończona między prawdziwym cudem Bożym, a kłamliwym naśladownictwem stworzenia, różnica, którą w szczegółowych wypadkach poznać i wskazać nie trudno. Ten tylko w rozpoznawaniu tym omylić się może, kto sam pragnie być oszukanym. Kto ochotnie garnie się pod sztandar fałszywych doktryn, kto bez namysłu przyjmuje kłamane zasady moralności i urojone dogmaty religijne, aby tym wygodniej mógł żyć według namiętności, według żądz zepsutego serca swojego, ten oczywiście gotów też przyjąć bez wahania i fałszywe cuda na potwierdzenie ulubionych swych kłamstw i błędów, które w zepsutym swym sercu za najwyższą prawdę poczytuje.

 

Aby nie pominąć żadnego zdania nowoczesnej filozofii o cudach, warto też nadmienić o nauce Perty'ego, profesora medycyny w Bernie (23). Jest on ex professo antagonistą materializmu, ale materializm ten usiłuje zwalczyć nowym panteizmem. Co do cudów, bez wahania przypuszcza historyczną ich prawdę i śmieje się z nowego racjonalizmu, któryby chciał wszystkie cuda w krainę bajek odesłać. Jednakże przyczyny cudów nie upatruje on w Bożej wszechmocy, tylko w magicznych siłach przyrody. Każdy człowiek, jego zdaniem, ma w sobie takie tajemnicze siły magiczne, albo związane i niejako śpiące, albo zupełnie czynne. Wszystkie fakty nadzwyczajne, wzniosłe, wspaniałe, które w historii, w sztuce i w samej nawet religii przypisywano Aniołom i Bogu, to wszystko siłom tym przypisać należy. Tymi to jedynie siłami twórcy różnych religii wynaleźli swe dogmaty i utwierdzili ich uznanie wśród ludzi, tymi siłami geniusze sztuki tworzyli arcydzieła, tymi siłami bohaterowie dokazywali cudów waleczności i najnieprawdopodobniejsze odnosili zwycięstwa. Oprócz tych sił magicznych działających w każdym człowieku, wskazuje Dr Perty inną jeszcze przyczynę cudów: jest nią – geodaemon, der Erdgeist, który włada wszystkimi siłami natury, nimi kieruje i do dziwnych nieraz prowadzi rezultatów. Ów geodaemon nie różni się w rzeczywistości od ducha napełniającego wszechświat (Universalgeist), który jest sprawczą przyczyną wszystkiego, istotą wszechrzeczy, życiem, treścią i źródłem wszelkiego działania. Ten to duch powszechny, o ile w ziemskiej przyrodzie życie swe rozwija, zowie się geodemonem, a owe siły magiczne, za pomocą których sam człowiek nieraz dokonuje cudów, to jego siły, jego czynność i jego potęga. On to właściwie jest ową istotą w naturze, którą Bogiem nazywać powinniśmy. On istniał zawsze, przed wszystkimi jestestwami, on i po każdym z nich istnieć będzie i choć wszystkie kolejno zginą, on przetrwa wszystkie, gdyż jest ich treścią i życiem, a one wszystkie są tylko zewnętrznym jego kształtem, doczesnym objawieniem.

 

Oto panteizm szwajcarskiego profesora i lekarza. Boga prawdziwego ruguje on ze świata i wraz z Nim odrzuca cały nadprzyrodzony porządek... a za to daje nam swego "wszechświatowego ducha", swego geodemona – jako cudotwórcę nawet. Tylko że cuda jego w rzeczywistości niczym się nie różnią od arcydzieł sztuki, od urojeń religijnych marzycieli, od heroizmu wielkich zdobywców lub wodzów. Szkoda słów i czasu na zbijanie takich dogmatów, które snadź sam autor za bajkę uważa, bo ich ani jednym nawet nie poparł dowodem. Wszystko to tylko mrzonki wyobraźni – bez żadnej zgoła podstawy. Walczyć z nimi, byłoby zbytecznym, bo one same przez się rozpłyną się, jak mgła w historii ludzkiej myśli. (C. d. n.)

 

X. Antoni Langer

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok czwarty. – Tom XVI. Październik, listopad, grudzień 1887. Kraków. DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI, pod zarządem Jana Gadowskiego. 1887, ss. 270-288.

 

Przypisy:

(1) Strauss, Glaubenslehre, p. 247. – Schleiermacher, Glaubenslehre, p. 47. – Hume, An inquiry concerning human understanding, Sect. X.

 

(2) Planck, Ueber die Haltbarkeit des historischen Beweises für die Göttlichkeit des Christenthums. – Schaller, Der historische Christus und die Philosophie, p. 108. – Denzinger, Religiöse Erkenntniss, II, p. 352.

 

(3) La Vie de Jésus, p. XCV sqq.

 

(4) P. 151-158 i p. 307.

 

(5) Hume, l. c.

 

(6) 2-3 Lettres écrites de la Montagne.

 

(7) Pensées philosophiques.

 

(8) Essai philosophique sur les probabilités.

 

(9) Anner, Supernaturels examined, Dist. II. – Mr. Jacksons Lettre to Deists, p. 140. Cf. Denzinger, Religiöse Erkenntniss, t. II, p. 353 itd.

 

(10) Hobbes, Leviathan, c. 32.

 

(11) Strauss, Glaubenslehre, § 17.

 

(12) Denzinger, Religiöse Erkenntniss, t. II, p. 352.

 

(13) Zob. Cornel. a Lap., Maldonat in hunc locum.

 

(14) De Diversis Quaestionibus 83, qu. 79. – Lib. 2 ad Simpl., qu. 1.

 

(15) Moralia, 1. 2, c. 8.

 

(16) Contra Celsum, l. 1, cc. 6. 24. 68.

 

(17) Summa theologica, 1, q. 110, a. 4. – 2. 2ae, q. 172, a. 5. – Quaestiones disputatae de potentia, q. 6: de miraculis, a. 5. – Contra Gentes, l. 3, cc. 103. 154.

 

(18) Św. Mat. XII, 22, zob. św. Łuk. XI, 15 i Deuter. XIII, 1.

 

(19) Św. Tomasz, Summa theologica, 1, q. 110.

 

(20) In 2 Sent., dist. 7, q. 3, a. 1.

 

(21) Exod. VII-IX sqq.

 

(22) Zob. S. Thom. in II ad Thessal., lect. II i Cursus Theologicus R. P. Joannis a S. Thoma, tom. I, p. 396, sqq.

 

(23) Die mystischen Erscheinungen der menschlichen Natur. 1872. Blicke in das verborgene Leben des Menschengeistes.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXXI, Kraków 2021

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
CUDA I ICH ZNACZENIE W DZIEJACH OBJAWIENIA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: