KSIĄDZ KAROL

 

SUROWIECKI

 

BP MICHAŁ NOWODWORSKI

 

––––––––

 

VI.

 

Niezmordowany zapaśnik, pomimo późnego już wieku, pilnie śledził ksiądz Surowiecki za bieżącą literaturą, a wszelkie wybitniejsze jej antychrześcijańskie utwory ścigał natarczywym, gnębiącym swoim słowem. Tegoż samego roku, w którym wydrukował swego Świstaka, niejakiś Baudouin, radca, jak się tytułuje, byłego Dworu Królestwa Polskiego, wydał Głębsze uważanie mesmeryzmu. Broszurka ta, apoteozująca Mesmera, a mesmeryzm uważająca za klucz do wyjaśnienia wszystkich tajemnic i zagadnień świata, przejęta na wskroś duchem panteistycznym, pobudziła ks. Surowieckiego do wystąpienia przeciwko mesmerystom w dziełku pt. Tłumaczenie Tajemnic nowej Wiary, Objawionej Polakom przez J. Baudouin francuza, w kilku pisemkach, szczególniej w tytułowanym: Głębsze uważanie mesmeryzmu, część teorii praktycznej. Dane ze strony Chrześcijańsko-Katolickich Religiantów w Warszawie 1822 roku. Ks. Surowiecki uważa mesmerystów za niebezpieczniejszych od innych niedowiarków. Zabiera się tedy na dobre do zapasów z apostołem mesmeryzmu, i wykazuje mu szczegółowo, bystro uchwycone sprzeczności jego teorii, i własnymi jego częstokroć bije go słowami.

 

Wiadomo, że mesmeryzm ma pretensję tłumaczenia wszystkiego; warszawski też apostoł mesmeryzmu, idąc w ślady swego mistrza, tłumaczy za pomocą magnetyzmu tajemnice naszej wiary, objawienia, cuda. Ks. Surowiecki przekonywa, że tłumaczenie Baudouina tłumaczeniem żadnym nie jest, bo cuda magnetyczne, na poparcie tego tłumaczenia przytaczane, przypuściwszy nawet ich wiarogodność, choć arcypodejrzaną, równać się z cudami naszej wiary w żaden sposób nie mogą. Co się zaś tyczy wyjaśnienia samych przedziwnych zjawisk magnetycznych, ks. Surowiecki wnioskuje, że jeżeliby było prawdą, co mówią apostołowie mesmeryzmu, tedy zjawiska te nie mogą być uważane za dzieła samej natury; niepodobna ich też przypisywać Bogu Stwórcy natury, "bo Ten brzydzi się kuglarskim i zabobonnym ceremoniałem, jakimi są migi i pantomimy, które do wyprowadzenia rzeczonych zjawisk przepisuje magnetyzm, tym bardziej, że nie Jego, lecz samą naturę wyznaje ich autorką. Równe niepodobieństwo ze strony Świętych, gdyż tych myśli i gusta zawsze zjednoczone z Boskimi. Jakaż więc wypadnie konkluzja? Żadna rozumna głowa nie wymyśli tu inszej, jedno wprost wyznać musi, że diabeł sprawcą mesmerowskich fenomenów, jeżeli te postąpią nad sztukę ludzko-szarlatańskich manewrów". Potwierdza to nawet zdaniem samego mesmerysty, który zapewnia, że każdej Jasnowidzy jakiś duch stróż zawsze towarzyszy. "Ten Duch stróż wszak pewnie nie żaden święty Anioł, bo takiemu niepodobna mieszać się do szarlataństwa, więc oczywiście diabeł, majster wszystkich oszustów. Powtarzam więc za mesmerowskim apostołem jego artykuł wiary: Że każdej magnetyzmowanej położnicy towarzyszy Duch Stróż Diabeł, który pod różnymi jawiąc się postaciami, raz prezentując np. Amanta, drugi raz Proroka, trzeci raz Aptekarza, Doktora etc. szepce tejże położnicy do ucha; albo podobno pożyczonym od niej językiem daje magnetyście na zapytania odpowiedź, jak niegdyś w Raju do konferencji z Ewą użył wężowego organu. Ten tryb ostatni zdaje mi się daleko podobniejszy do prawdy, już to stąd, że podług Mesmerowego kodeksu głębokim snem zmorzona Jasnowidza rozmawia, już stąd, że skoro przebudzona zostanie nic, zgoła nie wie, ani przypomnieć sobie może co przez sen wygadała: Idzie za tym, iż nie żaden wewnętrzny instynkt, ale powierzchna siła ruszała jej językiem. Bo przecież uczy nas doświadczenie, iż senne widoki, do których wpływa bądź sama imaginacja, bądź połączona z rozumem, dosyć głębokie wrażenia zostawują w pamięci, i możemy je czasem tak dokładnie tłumaczyć, jak gdybyśmy je oglądali na jawie".

 

W swoim Głębszym uważaniu mesmeryzmu dochodzi Baudouin do tego, że w skórze widzi zasadę indywidualności. "Szczególne życie skóry, prawi on, w ogóle na tym się zasadza, że się wystawia jak zewnętrzna indywidualna granica żyjącego ciała". I niżej: "Przez skórę gruntuje się indywiduum... Skóra jest pośrednim członkiem, którym się indywiduum od gatunku oddziela... Przez nią (skórę) każdy pojedynczy członek od całej się odłącza natury. Przez magnetyczne dotykanie utraca skóra swe szczególne znaczenie, i zostaje się jej tylko powszechne". Taki jest najwyższy wyraz mądrości teorii mesmeryzmu u Baudouina. Toteż ks. Surowiecki nazywa ją żartobliwie cudem nad wszystkie cuda. Argumenty ad hominem, jakie dalej z tej teorii wyprowadza, są nieprzepartej siły, a przy tym pełne wesołego dowcipu, radzi bowiem stosować mesmeryzm w życiu publicznym: w polityce, w policji, w ministerium oświecenia nawet: "Życzyłbym tym tak gorliwym o narodowe oświecenie magistraturom, pozwolić mesmeryście warszawskiemu ucha; w momencie cały ich zaspokoi ambaras. Zawisło tylko, powie on, od rozumnych i moralnych magnetystów, zwracać uważanie Jasnowidza do naukowych przedmiotów, a jedna (Jasnowidza kobieta, bo nb. wnet obaczymy, że mężczyźni mniej sposobni do magnetycznego połogu) więcej odkryć zdolna tajemnic natury, niż dotąd mędrcy świata i wszystkie akademie dociec ich mogły. Przebóg! co za Opatrzność! Nieba! Czegóż tu więcej trzeba, jedno powyganiać dotychczasowych profesorów, a miejsca ich magnetyzmowanymi sybillami osadzić; wkrótce napełni się kraj mędrcami, jakich świat od początku nie widział. Słyszeliśmy już wyżej, że te cudowne sybille nawet cudzoziemskimi językami przedziwnie perorują; więc i gramatyka obędzie się bez dzisiejszych metrów: a stąd osądźmy jaki menaż dla skarbu! Co dla mężczyzny trzeba liczyć kilka tysięcy, to kobiecie dosyć będzie dać kilkaset złotych. Jedna tylko maleńka przy takiej rewolucji nastąpiłaby w izbach szkolnych odmiana, że na miejsce dotychczasowych katedr, musiałyby się stawiać łóżka; bo wiemy, iż te Minerwy nie inaczej tylko przez sen swoje rozwijają mądrości. Niemniej jeszcze przysłużyłyby się takie sybille interesowi Narodu, zapalonego ciekawością zwiedzenia całego ziemiowodnego okręgu, mianowicie biegunów, jaką jest Anglia milionami funtów szterlingów opłacająca wyprawę flot, to ku północy, to ku południowi, bezskutecznie zapędzanych w tym celu. Gdyby ten naród posłuchał lekcji naszego warszawsko-mesmerowskiego apostoła, tedy nie tylko z ziemskimi biegunami, ale też z niebieskimi planetami mógłby się bez trudów i wydatków, jak najłatwiej obeznać. Oto naszego mędrca słowa: Od roztropności i światła magnetystów zależy wprawiać swe somnambulki do wędrówki. Więc we śnie zwiedzają najodleglejsze kraje. Nie możnaż by ich wyprawić do różnych planet, żeby nam ich geografię, bieg, twory (mieszkańców), a szczególniej ich wpływ na naszą ziemię doskonale opisały? Jeśli płyn magnetyczny z ciał niebieskich wytryskujący, całą ożywiający naturę, jest nawet nośnikiem woli i myśli ludzkich, za cóżby te uduchownione istoty (Sybille) po planetach wojażować nie były w stanie? Jeśli myśl Jasnowidzy prędsza niż błyskawica, z Europy widzi co się dzieje w Ameryce, nie byłażby w stanie przejrzeć ciała niebieskie, wnętrzności ziemi i bezdenności morza? etc. Takie to dziwne i nieogarnione cuda wytwarza magnetyzm, pozbawiający człowieka indywidualności, której istotną granicą jest skóra. Gdyby ten system mógł u mnie wytargować wiarę, tedy oparty na jego dotyczącej ludzką indywidualność opinii, sądziłbym, że trzeba zreformować sposób którym magnetystowie tworzą swych jasnowidzów. Manipulacje, czyli takie owakie rąk pomykania, toż mówić o chuchaniach, dmuchaniach, walcowaniach etc. są z jednej strony nudne, żmudne, wysilające, a nawet czasami mniej lub całkiem bezskuteczne, jak sam Warszawski Dogmatysta zeznaje; z drugiej ich skutek krótkotrwały, bo tylko dopóty Jasnowidz Jasnowidzem, dopóki nie obudzi się ze snu. Mojem więc zdaniem, lepiej by odrzeć brata lub siostrę Mesmerystę ze skóry, takim sposobem byłby i skutek niezawodny, i stan jasnowidztwa pociągnąłby się dosyć długo, bo przynajmniej dopóty, ażby skóra odrosła".

 

Wojuje Baudouin przeciwko doktorom, oskarża ich o chciwość, o szarlatanizm, o nieczułość względem chorych, a na ich miejsce zaleca magnetyzerów; ks. Surowiecki broni lekarzy, a nareszcie taką daje mu propozycję. "Co do czułości, tkliwości, litości dla chorych, która zdaje się najszczególniej interesować naczelnika warszawskich magnetystów i której defekt tak ostro krytykuje w ordynaryjnych, dawnym trybem kurujących lekarzach, zarzucając im to zabijanie pacjentów przez niedokładność sztuki, to zdziercze łakomstwo, przez ustawiczne wyciąganie ręki na cudze grosze w nagrodę swoich niezdarnych usług, bardzo się dziwuję jegomości, czemu od tylu lat swego w tej stolicy pobytu, w żadnym z jej publicznych szpitalów nie założył do dziś dnia warsztatu cudownej razem i bezpłatnej magnetyzmu kuracji? Ręczę że tym sposobem tysiąckroć skuteczniej niźli przez pisma, które za fanfaronadę, i przez pokątne eksperymenta, które za szarlatanizm poczytuje publiczność, byłby wsławił swą sektę". Ale i mesmeryści niezbyt byli bezinteresowni, bo Baudouin mówiąc o nieocenionych dla społeczeństwa dobroczynnych skutkach swojej praktyki, proponuje, aby magnetystom Rząd "wyznaczył fundusz z wyposażeń duchownych". I słusznie, bo "magnetyzm dzielniej by skutkował niż jubileusze, misje, pielgrzymowania, etc.". "Otóż tu, woła ks. Surowiecki, mamy prawego naturalistę i ateistowskiego apostoła! Proszę osądzić czy nie jednaki sens tej jego szarlatańskiej do rządów chrześcijańskich odezwy, jak gdyby był zawołał: Chcecie-li umoralizować i cnotliwymi porobić wasze ludy? zamknijcie im kościoły, znieście Msze i Spowiedzi, zakażcie kazań, nauk i katechizmów, wytrąbcie odpusty, zburzcie pamiątki miejsc cudownych; wszystko to słabe i bezskuteczne do wprowadzenia prawdziwej moralności: dzielniejszym będzie środkiem do tego zbawiennego zamiaru, kiedy upowszechnicie mesmerowskie warsztaty. Skoro każda kobieta w skutku magnetycznej manipulacji zostanie Magdaleną, dopiero obaczycie jak świętym zrobi się cały naród".

 

Pretensje więc nie lada żywił wówczas mesmeryzm, kiedy z takimi występował planami, ale też i zasługi były niemałe. Baudouin chwali mesmeryzm, że poprawia obyczaje i moralizuje obywateli, że przetwarza kobiety wolne i rozpustne na pokutujące Magdaleny, a teoretyczne tych praktycznych skutków objaśnienie w tym się zawiera, że niezaprzeczony jest wpływ porządku fizycznego na moralny. Krytykuje żywo ks. Surowiecki to zdanie i w końcu dodaje: "Nie fizyczny porządek moralnego, lecz moralny fizycznego bywa naturalną przyczyną. Tak uczy generalna praktyka, tak i osobiste każdego doświadczenie zapewnia, że rozklubione namiętności człowieka są ordynaryjną jego chorób okazją. Wiem dobrze, iż ani sam nawet mesmerowski doktór nic nie potuszy pacjentowi o zdrowiu, gdyby nie chciał zaprzestać pijaństwa, obżarstwa, i tym podobnych ślepej namiętności produktów. Niechże nam teraz powie, czyją jest funkcją klubić szalone tej ślepej namiętności zapędy, jeśli nie moralności?".

 

Mesmeryzm, podobnie jak wolnomularstwo, z dalekiej swej szczycił się starożytności; śmieje się z tych pretensji ks. Surowiecki. "Dziwny zaiste i godzien szczególnej uwagi dzisiejszych mystagogów charakter; że dla wyżebrania swoim fanatycznym marzeniom poważania, wszyscy zazwyczaj ciągną dowody z onych wieków, o których, wyjąwszy jednę Mojżeszową historię, cała wiadomość ludzka zasadza się na mitologii, czyli dowcipnych bajkach starożytnych poetów, mianowicie co do religijnej materii".

 

Kończył już swoje Tłumaczenie tajemnic nowej wiary, kiedy się dowiedział, że właśnie, Baudouin, wysławiający cudowne dla zdrowia skutki mesmeryzmu umarł; okoliczność ta daje mu powód do kilku jeszcze uwag, wykazujących dobitnie śmieszność pretensji mesmerowskich. Może komuś wydać się argumentowanie takie trochę rażącym przy zmarłym świeżo człowieku, ale należy nie zapominać, że ten zmarły zostawił wielu omamionych adeptów, którym należało przetrzeć oczy, choćby bolącym dla nich słowem, skoro to tak dobrze nadawało się do rzeczy. "Przebóg! co za nadspodziana w tym momencie, pisze on, dochodzi mię nowina! Donosi mi przyjaciel, że J. Baudouin, naczelnik warszawskich magnetystów, pożegnał się z tym światem. Ach nieba! pomyślałem tu sobie, jakiżeście fatalny cios wierze mesmerowskiej zadały! Przypomniał mi się natychmiast wierszyk Izajasza, który a propos stosując do nieboszczyka zawołałem zdumiony: Et tu vulneratus es sicut et nos, nostri similis effectus es (Isai. 14, 10). I ty żeś to wielki kapłanie bogini natury, ty tak nabożny czcicielu, tak gorliwy panegirysto cudownego i wszystko ożywiającego, wszystko poruszającego płynu, w który wierzyłeś, i w którym całą przedłużenia życia twojego pokładałeś nadzieję; ty tak szczęśliwy tłumaczu niezgłębionych tajemnic przyrodzenia, zamierzającego stopniami właśnie, jak gdyby do unieśmiertelnienia rodu człowieczego na ziemi; ty, mówię tak nagle mogłeś nam zniknąć z oczu! Ledwo bym tu nie poważył się wybluźnić, że ta twoja bogini stawiła się niewdzięczną dla swego ministra i faworyta. Lat ośmdziesiąt, które, jak oświadczasz w przeszłorocznym pisemku, z łaski magnetycznego jej płynu, kierowanego skinieniem twojej woli, w zdrowiu pożądanym przeżyłeś, nie jest to żadna summa, odpowiadająca cudownej skuteczności, jaką temu podług ciebie Niebieskiemu i Boskiemu płynowi we wszystkich twoich dziełkach przyznałeś, bo przecież raz po raz donosi nam gazeta z Anglii, to z Szwecji, to z Danii, to i Rosji, to nawet z polskich granic, że ludzie, mężczyźni i kobiety do 100, 120, 150 i 160 lat pędzą życie, choć się im nigdy o magnetyzmie nie śniło: Czemuż tedy grzeczniejszą dla tych profanów, niż dla swego Sakrata i co większa naczelnika Sakratów stawiła się natura, jeśli w jej rękach życie? Chociażbym wreszcie wybaczył tej mesmerowskiej bogini, tłumacząc ją, że np. albo się zapomniała, albo przeciążona natłokiem ważniejszych interesów, nie miała czasu sukkursować swojego faworyta w chorobie; ale nigdy nie podaruję grubiańskiej jakiejciś nieczułości Sybillów nieboszczyka. Wiedziały dobrze te niezbędne Sybille, i w czasie swoich magnetycznych połogów niby w zwierciadle poglądały jak na przyszłą chorobę, tak na ostatnią godzinę swojego kochanego mistrza. Za cóż więc niewdzięcznice, ani zaradziły o jego zdrowiu, mając pod okiem wszystkie w świecie lekarstwa, ani go nawet ostrzegły, że umrze w tym roku, przejrzawszy mianowicie, że ta wiadomość dla samego jego honoru była nieuchronnie potrzebna. Tak jest, przeglądały one w swoich prorockich zachwyceniach, że ich apostoł, schlebiając sobie o długim życiu, miał w dziełku ostatnim oświadczyć publiczności, iż w latach następnych nie przestanie jej służyć nowymi traktatami, z których jeden nazwie Asklepiady, drugi Anti-medicus, trzeci Zjawienia dostrzeżone w Warszawskich jasnowidzach. Nie powinnyż mu były poszepnąć do ucha: Stój, przeszanowny mistrzu! przekryśl tę obietnicę, idzie tu o twój i nasz honor. Ty myślisz obiecywać publiczności czego nie potrafisz uiścić, nazwą cię zatym kłamcą; lecz jeszcze dotkliwszą ściągnąłbyś na nas hańbę, bo każdy z twych czytelników, albo zwątpiłby o naszym duchu prorockim, albo mianowałby nas nieczułymi, za to żeśmy cię nie przestrzegły o błędzie. Takim sposobem byłyby honor Baudouina ocaliły i swój własny wsławiły te mesmerowskie Minerwy. Dziwno mi więc, czemu tak nie zrobiły, tym bardziej gdy uważam, jak wielkie zaufanie pokładał w nich nieboszczyk, chlubiąc się z nimi, w każdym z pisemek, że przy swym jasnowidztwie w najwyższym stopniu święte i moralne kobiety!..".

 

"Jeżeli mam tłumaczyć się w szczerości, żałuję nieboszczyka; ale nie stąd, że umarł, jedno, że umarł ohydziwszy swe imię, i narobiwszy tyle między swoimi rodakami zgorszenia. Miewała niegdyś Polska cyganów, bywały i prorokinie, czyli wieszczbiarki, które mądrymi babami zwano. Nie było choroby, na którą by się w ich fantazjach nie znalazło lekarstwa, nie było interesującej ludzką osobistość przyszłości, której by z miną zapewniającą nie przepowiadali dla dogodzenia pustej ciekawości badaczów. Do nich udawali się zazwyczaj opuszczeni od lekarzów kalecy; u nich przeciążeni niepomyślnościami pocieszającej zasięgali rady: i nawet zdarzało się czasami (podług przysłowia, jak ślepej kurze ziarno), że z ich rąk odnoszono bądź w chorobie ratunek, bądź uiszczenie w wróżbiarskich obietnicach. Znaczyło to dosyć szkodliwy nieporządek w linii moralności, lecz cała intencja tych szarlatanów i szarlatanek zmierzała do samej doczesności, żeby wyłudzić grosz, żeby z cudzej pożywić się kieszeni. Jak cudzoziemskie cygany, tak mądre baby krajowe zawsze z najwyższym choć czasami obłudnym, dla Boga i Jego religii objawionej, dla Chrystusa Ewangelii i Kościoła tłumaczyli się nabożeństwem. Zachęcali oni nawet swych pacjentów i badaczów przyszłości, aby całą wiarę i nadzieję nie do ich talentu, ale do samego Boga kierowali, którego Wszechmocna wola wszystkimi wypadkami zarządza. Przymierzmyż teraz do tych staropolskich kuglarzy, naszych dzisiejszych mesmerowskich oszustów, wiemy jaka wykaże się różnica. Już do sytości napatrzyliśmy się tej fatalnej różnicy: nie myślę więc nudzić repetycjami światłego czytelnika".

 

Posługiwali się od dawna poezją nauczyciele błędu dla łatwiejszego swych doktryn upowszechnienia; uciekali się niekiedy do tej broni i nauczyciele chrześcijańscy; próbował też jej i ks. Surowiecki w swoich Homiliach rymowanych (Homilie rymowane wyjaśniające mistyczne sensa 2go psalmu Dawida, uiszczonego do litery pod panowaniem dzisiejszego filozofizmu, czyli bezbożniczej oświaty. Ogłoszone polskiej publiczności w roku 1822), (bez miejsca druku), ale niestety wcale niefortunnie. Zapomniał on, że poezji nie stanowi wierszowanie, a nadto i wierszowanie u niego bardzo liche. Ks. Surowiecki w prozie zawsze jest panem słowa, które wiernie idzie za jego myślą, a zatem dosadny, energiczny, dowcipny. W homiliach skrępowany formą, której nie umiał być panem, jest tak miernym, iż żałować potrzeba, że się zabrał do tak niewdzięcznej pracy: "Prawda, mówi on we wstępie, w rym przyobleczona, jak twierdzi z wielu inszymi Ojcami św. Grzegorz Nysseński, łatwiej gruntuje się w pamięci i do serca przylega". Ale dlaczegóż brał się do rymu, skoro sam przyznaje, "iż, ani liczby syllab, ani nawet kadencji nie zachował ze zwykłą dzisiejszym wierszopisom skrupulatnością; przyczyna, bo bardziej poglądał na prawdy energią, niż na literacką okrasę". Nie racja też pisać komentarze rymem dlatego, że tekst komentarza (psalm) w formie poetycznej dany; bo i ten powód przywodzi on także. Ks. Surowiecki chciał, żeby jego myśli więcej się rozpowszechniły, ujęte w formę rymową, nie sądzimy jednak, aby homilie jego miały czytelników dość cierpliwych i niewybrednych, którzy by je całe przeczytali. Dla ciekawego czytelnika, który się nie spotkał z tymi homiliami i usprawiedliwienia naszego zdania, wypisujemy kilka wierszy z początku:

 

Homilia I.

 

Na wiersz pierwszy psalmu: Czemu wzburzyły się narody, i ludy rozmyślały próżności?

 

Co za sekret, że ludzie z natury rozumni,

Idą wbrew rozumowi i z nim walkę toczą,

A przy wierutnem głupstwie jeszcze tacy szumni,

Iż się burzą i złoszczą; kiedy prawdę zoczą.

Są to jak sowy niecierpiące słońca,

U nich fanatyk kto prawy obrońca.

Cnota w ich głowach marzeniem,

Grzech, kryminał urojeniem.

 

* * *

 

Burzą się, ni potępieńcy zębami zgrzytają,

Na dogmy religijne wiarowe zasady,

Stąd, iż się z ich liberalnym gustem nie zgadzają,

Chciałyby całkowitej sumienia zagłady.

Żyć po bydlęcu, to dla nich prawidło,

Widok wieczności znaczy czcze mamidło:

Co namiętność zadyktuje

To ich kodeks aprobuje.

 

Homilie rymowane nie osiągnęły celu, jaki sobie przez nie zamierzył ks. Surowiecki. Jedno to jest dzieło, które mu się nie udało; o duchu i dobrych chęciach autora nie ma co mówić, bo te były zawsze jednakie; zawsze jak najlepsze.

 

Oprócz wymienionych dotąd dzieł polemicznych, wydał jeszcze ks. Surowiecki dwa dziełka ascetyczne: Problema ascetyczne. Jakim sposobem, przy katolickiej wierze, ugruntować w sobie nadzieję o Zbawicielu, pomimo wszystkie ciężary grzechowe i zawady wrodzonej ułomności. Rozwiązane przez M. N. G. roku 1815 i Antidot ascetyczny, czyli Niezawodne lekarstwo religijne, na umysłową truciznę, pospolicie zarażającą, a częstokroć i śmiertelnie paraliżującą dusze pragnące ugruntować się w chrześcijańskiej cnocie, ku zapewnieniu zbawienia. Ogłoszony przez expacjenta, który najboleśniejszemi paroksyzmami rzeczonej trucizny dręczony od dzieciństwa, cudem Boskiego miłosierdzia w momencie uzdrowiony, resztę dni zgrzybiałej swej starości, spokojnie usposabia do grobu. W Warszawie r. 1823. W pierwszym z tych dziełek wykazuje, że skutecznym, a naturze ludzkiego serca odpowiednim środkiem do ożywienia i utwierdzenia nadziei zbawienia w duszach o nim rozpaczających, jest szczere i stateczne nabożeństwo do Matki Najświętszej; a następnie, że bezpieczną i doświadczoną do serca Najświętszej Panny drogą, a tym samym do trwania do śmierci w Jej opiece, jest nabożeństwo Różańca świętego. W drugim dziełku podaje religijne lekarstwa na pozyskanie pokoju duszy. Obie te prace nacechowane są żywą pobożnością i zdrowym praktycznym rozumem swego autora; ale polemika, do której długim rozprawianiem się z niedowiarkami nawykł, i w tych niekiedy, choć już niepolemicznych, przebija się pracach.

 

Antydot ostatnią był drukowaną pracą księdza Surowieckiego (1). Starzec pomimo wieku i osłabionego zdrowia, pracował ciągle, codziennie rano i po obiedzie dawał lekcje młodszym swego zgromadzenia braciom, a nadto przesiadywał w konfesjonale; dlatego nawet osiadł w Miedniewicach, że tam był obraz cudami słynący, do którego dosyć zewsząd schodziło się ludu, i że tym sposobem mógł służyć wielkiej liczbie wiernych, i pomimo tego w cichym ustroniu pracom się swoim literackim oddawać. Gorliwy w pozyskiwaniu dusz Bogu, spowiadał on nie tylko w Miedniewicach, ale i sąsiednim proboszczom pośpieszał z pomocą, ilekroć tego była potrzeba. Dobrze też była w okolicy znana jego postać: wysoki, chudy, w wyszarzanym zawsze habicie zakonnik, przyciągał do siebie serca, budził zaufanie we wszystkich, którzy się z Bogiem pojednać chcieli. Właśnie jeszcze na dzień przed swoją śmiercią pomagał sąsiedniemu plebanowi słuchać spowiedzi wielkanocnej. Wrzód w płucach zabił to życie (28 kwietnia 1824 r.) tak pracowite, tak całkowicie sprawie Bożej oddane.

 

Ci którzy znali ks. Surowieckiego osobiście, przechowali nam żywą o nim serca swojego pamięć. Jeden z uczonych naszych kapłanów, niedawno zmarły, ksiądz Pawlicki, z uwielbieniem wspominał zawsze o jego życiu i o jego dla Kościoła pracach. Świadectwo świątobliwego surowego życia oddają mu wszyscy. Hołd jego pamięci w chrześcijański sposób oddawali mu zakonni i świeccy bracia. Pogrzeb w Miedniewicach zebrał wiele ludzi i duchowieństwa. W Warszawie pomimo nabożeństwa, odprawionego dnia 5 maja u księży Reformatów, na powszechne żądanie duchowieństwa odprawione było drugie jeszcze 20 maja, uroczyste nabożeństwo przy wielkim zebraniu duchownych i świeckich (2). Ta sama Warszawa, która niedawno jeszcze potępiała gorliwego o chwałę Bożą zakonnika, oddawała mu teraz świetny hołd pobożnej pamięci. Najzawziętsi przeciwnicy, choć go nazywali fanatykiem, nie mogli nie oddać mu sprawiedliwości, że był człowiekiem, który swojemu przekonaniu, swoim zasadom nie skłamał nigdy. My pełniejszą oddać mu winniśmy słuszność. W czasach najburzliwszych, bo i w politycznym bycie narodu ciągłe wówczas odbywały się przeobrażenia i w umysłach niemniej gwałtowne wrzały rewolucje, ks. Surowiecki najczynniej zwalczał wszelkie wyskoki wolnowierczej myśli, a dodać możemy, że głos jego nie był wcale daremny, choć często za gruby, za rubaszny, a może właśnie dlatego nawet skuteczniejszy. Niszczono jego dziełka, utrudniano ich wydawanie, ich rozszerzenie, ale była zawsze pewna liczba gorliwych katolików, którzy nie żałowali kosztu na druk, ani fatygi, na roznoszenie ich po kraju. Czytali go i uczeńsi przez ciekawość; nieuczeni, bo był dla nich zrozumiałym, mówił do przekonania, jasno, dobitnie, a często nadto i ubawił. Pisał też niestrudzony do późnej starości, pisał z twarzą prawie na papierze położoną, bo wzrok z urodzenia krótki, pracą osłabił i przytępił się bardzo, a jak podanie niesie klęcząc pisał i często sam składał czcionki swoich w sprawie wiary pisanych apologii.

 

–––––––––––

 

 

Ksiądz Karol Surowiecki. Przez Ks. M. Nowodworskiego. Warszawa. NAKŁADEM REDAKCJI PRZEGLĄDU KATOLICKIEGO. 1870, ss. 112-131.

 

Przypisy:

(1) F. M. S. w Encyklopedii (tom 24, str. 335), który wymienia jako sobie znanych 15 dzieł ks. Surowieckiego (my tu wspomnieliśmy o 23-ch), zalicza do nich 1) Amerykanki, 2) Wolter między nieboszczykami, 3) Frankmassonia mężczyzn i kobiet symboliczna, 4) Cygan z gandziarą prawdy, żadne jednak z tych dzieł nie znajdzie się w katalogu ks. Jarońskiego, który w swej mowie wszystkie prace ks. Surowieckiego porządkiem chronologicznym wylicza; nadto ze znanych nam 1) Amerykanki, 2) Wolter między nieboszczykami, niezawodnie nie są pracami ks. Surowieckiego. Cygan z gandziarą prawdy przypisany też mylnie ks. Surowieckiemu, bo zapewne jest to tylko skrócony tytuł broszurki przeciwko której napisał on swego Księdza z kropidłem.

 

(2) Na to nabożeństwo napisał swoją wspomnioną już w tym artykule mowę ks. Feliks Jaroński, którą do druku niezupełnie jeszcze przygotowaną, przypisami pomnożoną w manuskrypcie zostawił. Mowa ta ks. Jarońskiego wiele traci wartości z powodu panegirykowatego tonu w jakim napisana.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXV, Kraków 2015

Powrót do spisu treści książki
bp. Michała Nowodworskiego pt.

Ksiądz Karol Surowiecki

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: