KSIĄDZ KAROL

 

SUROWIECKI

 

BP MICHAŁ NOWODWORSKI

 

––––––––

 

V.

 

Miała ówczesna oświata filozoficzna swojego patriarchę w Stanisławie Potockim. Gorliwy ten o dobro kraju dostojnik, ale zwichniętych pojęć literat, wykształcony na francuskich mistrzach, za obowiązek obywatelski poczytywał sobie szerzyć pojęcia nowe, a starą zwalczać wiarę. Należał on więc do tej dosyć licznej klasy ludzi, którzy dobra kraju szukali w podkopaniu najistotniejszych, bo religijnych podstaw społecznego porządku i szczęścia. Polityczne i literackie jego stanowisko ułatwiało mu nie pomału to zadanie. Potomek wielkiej rodziny, wojewoda, prezes rady stanu i ministrów, dyrektor najwyższej izby edukacyjnej za Księstwa, a następnie minister wyznań religijnych i oświecenia za Królestwa, a do tego głośny literat, członek towarzystwa przyjaciół nauk, książę mówców, jak go powszechnie nazywali; miał z jednej strony rozliczne środki propagandy, a z drugiej potęgę, mogącą łatwo utrzymać na wodzy wszelkiego śmiałka, któryby się przeciwko niej publicznie poważył wystąpić. Ksiądz Surowiecki nie był jednak, jak to już widzieliśmy, z rodzaju ludzi oglądających się na osobę przeciwnika. Polemikę jaką przeciwko "świstkom krytycznym" Potockiego rozpoczął ks. Szaniawski, podjął wkrótce i nasz polemik. Pusty, nadęty, a płytki cywilizator, i jak go p. Bartoszewicz (w swojej Historii Literatury polskiej) nazywa, "najwybitniejszy reprezentant tego zwrotu wymowy naszej, co to nie szukała treści, ale potokiem szumno-brzmiących wyrazów chciała zadziwić, a czasami rozczulić", nie mogąc inaczej, walczył bronią lekką, drwinami, szydząc ze wszystkiego co było wiarą, a szyderstwa te swoje przeplatał utartymi filozoficznymi komunałami. Podróż do Ciemnogrodu była szczytem filozoficznej mądrości Potockiego. W podróży tej, niby do cudownej indyjskiej pagody przedsięwziętej, wyśmiewa oświecony dygnitarz cześć oddawaną Najświętszej Pannie Częstochowskiej, a przy tym, rozumie się, nie oszczędza duchowieństwa i wyższego i niższego.

 

Na żarty wielkiego pana odpowiedział ks. Surowiecki ostrą repliką i żartami bardzo dotkliwymi dla autora. Sam tytuł już dobrym jest wyrazem gwałtownej jego repliki: Świstak Warszawski Wyświstany, czyli uwagi krytyczne nad warszawskim romansem tytułowanym: Podróż do Ciemnogrodu. Pod imieniem pisarza nazwanego Świstek przez drukarską pomyłkę (w Prawdogrodzie 1821 roku). Niby pomyłkę drukarską, wyświeca ks. Surowiecki z początku swego dziełka: "Przywidziało się tej niezdarnej drukarni, autora podróży Ciemnogrodzkiej ustroić w imię Świstek: jestże tu ślad polskiego idiotyzmu, lub cecha zdrowej logiki? Świstek z natury swego brzmienia wyraża kartkę, czyli kawałek papieru, albo przez alegorię, błahe brednie i fantastycznymi marzeniami zaczernione pisemko, jakimże tedy czołem ważyła się drukarnia tym dzikim epitetem cechować osobę rzeczonego autora? Nic tu nie wadzi choćby i prawda było, co gadają niektórzy, że tego wojażera cechuje siwa broda. W każdej klasie ziemianów wydarza się czasami, iż ludzie dziecinnieją na starość; lecz co do liberalistów dzisiejszych, niewiele uchybi, kto by wyrzekł w ogóle, że zgrzybiałe dziady tym pustsze bywają nad młokosów, im głębiej w ich umysły wkorzeniona sofistowska przewrotność, która jest naturalną zasadą umodnionego w tym wieku literackiego świstaka. Już przypatrzmy się bliżej sztucznym naszego pociesznego fantastyka obrotom".

 

Akademie Smorgońska, Pacanowska i Ciemnogrodzka, mające malować Kościół Chrystusa i jego różne instytucje, nie mają nawet zalety oryginalności. Ks. Surowiecki wytyka, że to jest po cichu z francuskiego zaciągnięta pożyczka. Francuz jakiś w pisemku Le Nain jaune, opisujący bractwo gasi-świeczkowe, przeznaczone do tłumienia oświaty, dał wzór naszemu literatowi do jego Ciemnogrodu. Świstak wiarowe i moralne prawa Kościoła, nazwał Smorgońskim i Pacanowskim zakonem, ale cóż robiły te akademie? Oto w Smorgonii uczono niedźwiedziów, a w Pacanowie podkuł ktoś dowcipny szkodną kozę, aby się uwolnił od szkody i zatargów z kmotrem. "Chlubią się Włoskie, Francuskie, Angielskie Akademie, pisze ks. Surowiecki, iż w skutku ich lekcji formują się Kassynowie, Kartezjuszowie, Mallebranszowie, Newtonowie etc., tymczasem niech sobie zważą, że to są ludzie, i podług prostych reguł natury z istot rozumnych uczonymi zostają. Lecz nasze Polskie Akademie, Smorgońska z Pacanowską, nadnaturalnych, iż tak rzekę, dokazują skutków, gdy bezrozumnym bydlętom przez swą edukację ludzkie nadawają przymioty". Filozofowie coś przeciwnego robią: "nadają ludziom rozumnym bydlęce przymioty i własności. O! jakżeby więc zbawiennie postąpiły Europejskie Narody, gdyby z nich każdy podobny Smorgońskiemu i Pacanowskiemu instytut, w swoich założywszy granicach, spędzały do niego wszystkich zbydlęciałych w skutku tegoczesnej oświaty, nie tylko młodych lecz i starych Świstaków; gdyby tym Świstakom wziętym za niedźwiedziów i kozy przy traktamentach praktykowanych w Smorgonii i Pacanowie, przynajmniej przez parę kwartałów kazał powtarzać lekcje zgodne z naturalnymi serca człowieczego czuciami i instynktami sumienia; śmiało zaręczę, iż taka edukacja z bydląt epikurejskich na ludzi, z bisurmanów na cnotliwych i obyczajnych przetworzyłaby ich chrześcijan. Niech przy tym pacanowscy kowale tak wytresowanym Smorgońskim alumnom podkują nogi, żeby trzymając się w granicach owych poziomych rozumów, nie przeskakiwali ich sfery w zamiarze lekkomyślnego nurtowania niedostępnych Bóstwa Przedwiecznego tajemnic, wnet ujrzelibyśmy zmienioną moralną świata dzisiejszego figurę".

 

Dla jakiegoś niby osłonięcia bluźnierczych swych szyderstw, Najświętszą Pannę Częstochowską nazwał Świstak w tej filozoficznej ramocie Cudowną Pagodą, zbyt bowiem często i zbyt jasno się zdradza, że w swej pielgrzymce mówi nie o czym innym tylko o Częstochowie. "Wyprawiwszy ten fantastyk, duszą i ciałem w Warszawskich ponurzony słodyczach, swoją myśl liberalną na wojaż, imaginował, że zdobędzie się na dowcip enigmatyczny w opisach swej bajecznej podróży, aby żaden z prostowiernych Chrześcijan, podług niego Ciemnogrodzianów, nie doszedł sensu jego bluźnierstw, azjatyckimi wyrazami upstrzonych. Życzył on sobie w opinii takich czytelników grać rolę poczciwego katolika, atakującego nadużycia, przesądy i zgorszenia, samym tylko jego braciom naturalistom miał być wiadomy sekret. Ale pomylił się szarlatan, bo dzisiejsi prostowierni religianci lepiej znają się na illuminowanych filutach, niż na nich te filuty. Co mi za osobliwsza metafora, zmierzającą do Częstochowy pobożną cnotliwych katolików kompanię, mianować karawaną ciemnogrodzkich pielgrzymów? Albo co za trudna do zrozumienia okoliczność, że w tej Ciemnogrodzkiej karawanie, dążącej ku Częstochowie, rozmawiano z czeska-polskim językiem i mieszał się w niej strój podobny do krakowiaków? Komukolwiek choć tylko po wierzchu znana jest gwara naszych uczonych niedowiarków, ten wie iż u nich każde święte miejsce, do którego uczczenia z odległych stron zgromadza swoich wiernych chrześcijańska religia, to samo znaczy co muzułmańska Mekka; idzie za tym, że też i kompanię takich chrześcijańskich pielgrzymów powinno w ich słowniku imię karawany cechować. Gdy zaś polscy katolicy, między inszymi świętymi swoich prowincji miejscami, dawszy pierwszeństwo Częstochowie, utytułowali ją nazwiskiem Jasnej Góry, wypadało więc rzeczonym niedowiarkom, z reguł ich antyreligijnej oświaty, jasną na ciemną górę, lub jednym słowem na Ciemnogród, albo przynajmniej na kościół Bonzów Ciemnogrodzkich przerobić".

 

Przebacza Świstakowi nasz autor to, że śmieje się z ryczenia bonzów i z młodych bonziąt, jak zapalali lampy około Pagody wiszące; nie zwraca uwagi na opowiadanie pielgrzyma o dwóch wybielonych aktorkach i dwóch innych młodych kobietach, zdawających się szukać nieczystego zysku, bo to były bez wątpienia warszawskie siostry profeski mopsoskiego zakonu, ale gromi go za lekceważące opowiadanie o cudownym obrazie Najświętszej Panny. Ale Świstak nie rozumie nawet znaczenia wyrazów użytych przez siebie w bluźnierczej nazwie Najświętszej Panny. Ks. Surowiecki wyjaśnia mu co znaczy bałwan, a co znaczy Najświętsza Zbawiciela naszego Rodzica, a następnie odsyła Świstaka do czyjego chce sądu. "Niechaj teraz nasz Świstak do jakiego chce uda się trybunału w zatardze z Matką Bożą Maryją, podług siebie bałwanem; rzecz jasna, że wszędzie przegra sprawę. Jeżeli się odwoła do religii? ta go osądzi za brzydkiego bluźniercę; jeżeli zaś do czystego, zdrowego, bezinteresownego rozumu? ten go za wierutnego szalbierza i potwarcę poczyta. Ciekawy jestem, jakby ten bluźnierczy potwarca śmiał dzisiaj zajrzeć w oczy nie powiem wszystkim wszystkich chrześcijańskich wieków Matki Bożej czcicielom, ale choć tylko samym swoim rodakom, którzy od epoki zjawienia tejże Najdostojniejszej Panny w Częstochowskim obrazie, tyleset lat składali i do tego momentu składają Jej swoje hołdy?".

 

Nie chce nam się powtarzać jak pielgrzym Ciemnogrodzki maluje zakonników Częstochowskich, tj. bonzów podług jego stylu, dosyć, że nagadawszy o nich ile się zmieściło w jego szyderczym umyśle komplementów, za doskonałe ich podaje wzory Bachusów i Silenów; rozumie się, że Świstak zdania tego nie ogranicza do jednego klasztoru, ale uogólniając je, nazywa wszystkie klasztory błogosławionymi siedliskami głupstwa, toteż ks. Surowiecki po kilku odpowiednich uwagach kieruje do niego gwałtowną apostrofę: "Siedliskiem głupstwa są klasztory w oczach twojej bezbożniczej oświaty; więc u ciebie głupstwo ewangelia, głupstwo religia, głupstwo zbawienie duszy, głupstwo cóżkolwiek w porządku do zagrobowej przyszłości wiąże z Bogiem człowieka; więc zatem jak ty tak twoi bracia naturalistowie czym jesteście, bo oczywiście nie jesteście ludzie? Prawność mych wniosków, jaśniejsza w sobie niż żeby miała w rozumie chrześcijańskiego czytelnika wątpliwości podpadać. Wiemy, że stan zakonny, czyli klasztorny, na ewangelicznych radach Boga naszego Zbawiciela, jak na bazach oparty: wiemy, że istotnym przedmiotem tego stanu jest praktyka praw świętej religii, wyjaśniona i obostrzona przez regułę, jako niezbędny środek do własnego zbawienia: wiemy na koniec, że prócz własnego dobra obowiązany ten stan wszystkimi siłami służyć dusznym swoich bliźnich pożytkom, już to w publicznych i prywatnych modlitwach, już w Ołtarzowych Ofiarach, już w konfesjonałach, już na ambonach itd. I z tychże to powodów mają być nasze chrześcijańskie klasztory siedliskiem głupstwa z perswazji masońskiego literata? Zresztą pozwolę na to; ale niechaj pierw ten literat przekona ludzkie rozumy z magazynów swojej panteistowskiej oświaty, że Bóg jest cielesnym, ślepym, głuchym i nieczułym bałwanem; że świat od siebie samego pobiera to istnienie, że człowieczej i psiej duszy jednaka natura, jednakie szczęście, jeden koniec ostatni. Nazbyt powiedziałem: niech ten lożowy dogmatysta z własnym swoim rozumem i wrodzonym czuciem sumienia pogodzi wymienione twierdzenia, a pozwolę mu nazwać siedliskiem głupstwa chrześcijańskie klasztory".

 

Dalej prawi o próżniactwie, zarzucanym zakonom, o trafiających się w nich nadużyciach, których nie zaprzecza, ale które jeszcze niczego nie dowodzą, boć nie ma stanu, w którym by nadużycia się nie trafiały; zresztą "przyznajmy prawdę liberalnym duchom dzisiejszym, że jak wszystkie klasy chrześcijańskich narodów zbisurmaniły się w tej naszej nieszczęśliwej dacie, tak i do zakonnych instytutów przy rozwolnieniu rygoru starożytnej karności, wcisnęły się niełady. Ale któż temu winien, jeżeli nie ich bezbożniczy filozofizm pustoszący religię z naturalnym rozumem i wykorzeniający cnót ewangelicznych nasiona pod imieniem oświaty? Ta to antychrystiańska oświata, wszystkiego złego w naszych dniach opłakanych dokazuje na ziemi! ta chrześcijan na epikureistów, ta ludzi na bydlęta przetwarza; będziemyż się jeszcze dziwili, gdy znajdziemy zakonnika ile człowieka, zatrutego wyziewem tego fatalnego powietrza? Choćbym powiedział, że dla zabezpieczenia zakonnych klauzur przeciw takiej zarazie, trzeba do nich nowicjaty z kolebkami wprowadzić, nie wiem czyby się zapobiegło złemu, kiedy mię uczy praktyka, iż propagandystowie tej niezbożności, już i za furty przedzierają się z missjami, już się i w habity przewłóczą".

 

Ks. Surowiecki wierzyć nie może, aby autorem podróży do Ciemnogrodu był mąż jaki poważniejszy. "Po wiele razy, mówi on, szeptano mi do ucha, nawet i całą gębą głoszono, że pisarzem romansu: Podróż do Ciemnogrodu, jakiś znaczny polski dygnitarz; miałżebym temu wierzyć, kiedy mię przekonywa rozsądek, iż to jest sprawka pustej głowy, czarnej duszy prawdziwego Świstaka? Obaczmy dalej, jak złośliwie ta czarna dusza, nie przestając na spotwarzeniu zakonów, całe duchowieństwo Kościoła katolickiego z poczciwości odziera". Że takim jest duchowieństwo przekonał się o tym Świstak w czasie swojej wizyty u Arcykapłana, Duchownego Barona, gdzie Mollowie, albo Fiutyńce, jak nazywa otaczających owego Arcykapłana, przedziwne swego rozkosznego położenia wśród ciągłych fet dawali mu dowody; a nie podarował i Stolicy Apostolskiej, bo i wielki Lama podług niego w wielkich też delicjach światowych żywot swój pędzi. Na takie paszkwilowanie łatwo można zrozumieć, że odpowiedź nie odznaczała się zbytnim pokojem.

 

"Już proszę otaksować charakter duszy tego libertyńskiego potworu! Nie możemy go poczytać za krytyka, ani za błazna, lub oszusta; bo pierwszy na dowodach, drudzy na jakichkolwiek przynajmniej pozorach i podobieństwach prawdy opierają twierdzenia. Jakże go więc tytułować? Zostawiwszy to gustowi czytelnika, kładę moją uwagę. Gdyby był napisał potwarca, że trzecia część katolickiego duchowieństwa epikurejstwem zatruta, powiedziałbym, iż można wybaczyć Świstakowi, przez którego odzywa się przysłowie: kto w piecu lega, drugich ożogiem sięga. Lecz cały ogół tegoż duchowieństwa ryczałtem ponurzać w tak sromotnym błocie, i samego nawet najwyższego jego naczelnika uczniem Epikura mianować, to stopień czy głupstwa czy zażartości, na którego objęcie nie widzę w ludzkiej głowie rozumu. Ciekawy jestem, jakby się wywiązał bądź warszawski literat, bądź który z rodzonych jego braci, gdyby mi przyszła fantazja publikować przed światem, że wszystkie dzisiejsze niedowiarki, Masonami, Materialistami, Illuminatami etc. nazwani, są bez wyjątku złodzieje, łotry i najohydniejsze infamy w swoich obyczajnych kierunkach? Pewno by mię okrzyknął, iż bardzo skrzywdziłem jego szanowne bractwo. Ale ja odpowiedziałbym z flegmą: Niesprawiedliwie gniewasz się przyjacielu! ja sądzę o was stosownie do reguł praktycznego rozumu, że tak żyjecie, jak wierzycie. Wierzycie, że nie masz ani nieba, ani piekła, ani grzechu, ani przykazania, ani żadnej zagrobowej przyszłości, że szczęście życia teraźniejszego jest ostatnim końcem i najwyższym błogosławieństwem waszym, że zatem wolno wam wszystko co może posłużyć do powiększenia takiego błogosławieństwa. Wolno kraść, zabijać, cudzołożyć itd. a nawet i powinniście tak robić, jeżeli prawdziwie samych siebie, czyli wasze szczęście kochacie. Zda mi się, iż w sądzie teoretycznym zarazem wygrałbym moją sprawę. Ale biorąc rzecz po praktycznemu, miałbym sobie do zarzucenia, gdy wiemy dobrze, że i temperament, i bojaźń, i wstyd wrodzony, i edukacja, czyli polityka, ambicja, punkt honoru zwykły czasami dosyć czujnie wpływać na ludzką obyczajność; łatwo zatem wypadnie iż niedowiarek, mason, choćby zdawał się sobie najlepiej wyperswadowanym, że mu się wszystko godzi czego się zażędzieje, może jednak, przynajmniej w ludzkich oczach, uczciwe i przystojne pędzić życie. Chybiłaby więc moja logika, gdyby się poważyła wszystkich wymienionych niedowiarków z ludzkiej poczciwości odzierać.

 

Chcąc teraz sądzić po sprawiedliwemu o ewangelicznej duchowieństwa katolickiego czystości, gdyby Warszawskiemu Świstakowi pozwoliła masońska przeciw religii Chrystusowej zażartość, zgodną z rozumem i sumieniem uformować opinię, winien by w podobnym logikowania sposobie ułożyć swój argument. Ponieważ księża ministrowie Chrystusowego ołtarza, obowiązujący się do bezżeństwa, są wszyscy ludzie jak my liberalistowie, ułożeni ze krwi podległej rewolucjom wrodzonej namiętności, mieliby przeto również wszyscy być podobnymi do nas epikureistami. Ale że przy wspólnej z nami krwi i namiętności, nabili sobie głowę religijnym przesądem, iż za epikureizm pożarłoby ich piekło, a czystość ich zaprowadzi do nieba; idzie za tym, że wyłączywszy jednych ozięblejszych w swej wierze, drugich naszą objaśnionych oświatą, cała reszta żywym fanatyzmem przejęta, statecznie dotrzymuje westalskich praw celibatu.

 

Tak należało argumentować w tej materii. Należało mówię rozważyć, że jeżeli błaha polityka, ambicja, punkt honoru, jak się wyżej wspomniało, potrafi niedowiarka, mimo przeciwną jego do dogmatyki i namiętności perswazję, wystroić na moralnego po dzisiejszemu w ludzkich oczach człowieka, dopieroż czegóż nie dokaże religia, wsparta wewnętrznym przekonaniem rozumu i czuciem cnotliwego sumienia, mianowicie przy niebieskich posiłkach?".

 

Od duchowieństwa, jak zwykle, przeszła rzecz do religii; ciemnogrodzki pielgrzym prowadzi ze swym towarzyszem pielgrzymki filozoficzny dialog o opętanych, o czarcie, o odpustach; następnie przygody podróży, rewizja książek, naprowadzają ich na dysertację o inkwizycji, w której Kościół i jego instytucje Wolterowskim opisane, jeżeli nie piórem to duchem. Przeciwko wszystkim tym deklamacjom kilka zdrowych a prostych myśli i faktów historycznych stawia ks. Surowiecki.

 

"Gdyby Świstak nie był Świstakiem, wiedziałby, że Inkwizycja wzięła razem z światem początek, ani podobna ażeby bez niej przez jeden, dopieroż tyle wieków mógł ludzki rodzaj egzystować pod słońcem. Sam najprzód Stwórca odbył świadectwem Pisma, funkcję inkwizytorską raz w sprawie Adama i Ewy z diabłem ich kusicielem, drugi raz w krwawym procesie między dwoma tychże pierwszych ludzi synami. Nikt nie zaprzeczy, że i rodzice następnych Adamowego pokolenia familii musieli stawać się inkwizytorami w religijnych razem i moralnych materiach względem swych własnych dzieci, inaczej byłyby zbezbożniały i zabijały się nawzajem, jak zrobił liberalista Kain bratu młodszemu Ciemnogrodzkiemu prostakowi. Gdy dalej po rozplemienieniu tychże familii, zaczęli ludzie wiązać się w społeczeństwa i nadawać sobie wodzów, rządców, lub jakimkolwiek imieniem nazwanych naczelników; ci naczelnicy przez naturę urzędowania, brali na siebie funkcję Inkwizytorów, albo mówiąc po polsku śledzców, dozorców, dostrzegaczów, cywilnego, tym zaś samym moralnego i religijnego gmin podwładnych kierunku. Bo więcej niźli pewna, iż jak cywilności, tak równie moralności, religia nieuchronną jest karą. Lud bez moralności znaczyłby zgraję leśnych dzików; a moralność bez religii utworzyłaby trzodę na żywe podobieństwo kształconych w Smorgońskiej akademii ludzkim trybem niedźwiedziów, których trzeba trzymać w łańcuchach i bezprzestannie wywijać nad nimi harapami, żeby nie powrócili do swoich przyrodzonych narowów. Ta inkwizytorska funkcja między duchowną i świecką władzą została podzielona z czasem, tak, iż pierwsza religijnych i moralnych, druga politycznych ludzkiego społeczeństwa dostrzegała kierunków, z warunkiem jednak, aby jako do wspólnego celu, to jest szczęścia podwładnych zmierzające, jedna drugiej dawała rękę pomocniczą w potrzebie. Władza duchowna świecką żeby mieczem mistycznym broniła przeciw buntom, a świecka nawzajem duchowną przeciw herezjom i odszczepieństwom sukursowała żelaznym. Tak od momentów upłynionych czasów patriarchalnych działo się przez wszystkie wieki, we wszystkich cywilizowanych narodach, i cały świat dzisiejszy, pogański nawet z muzułmańskim, rządzą się tym sposobem. Mogę więc śmiało zaręczyć naszemu Świstakowi, że gdyby w Turczech, Indiach, albo Chinach, tak bluźnił wiarę Mahometa, Bramy, lub Fota, jak w Polsce katolicką, dostałby z łaski tamecznych inkwizycji, wspartych siłą rządową, pareset kijów w pięty.

 

Lubo obadwa wymienione rodzaje inkwizycji rozgałęzione w narodach, nieporównanie jednak więcej świecka, aniżeli duchowna. W duchownej znajdujemy jednego biskupa nad krociami diecezjanów i jednego plebana nad tysiącem lub dwiema parafianów, a w świeckiej (zacząwszy od prywatnego domu, chałupy, chaty, gdzie każdy gospodarz z gospodynią są naturalnymi inkwizytorami obyczajności swych dziatek i czeladki), nie masz najbiedniejszej mieściny, najbiedniejszej wioski, najodludniejszego pustkowia, nad których mieszkańcami nie czuwałaby, we dnie i w nocy, jak miejscowa tak rządowa zwierzchników, dozorców i dostrzegaczów inspekcja, mając zlecone śledztwo najmniejszych uchybień przeciw krajowej konstytucji i prawom cywilności, z ręką uzbrojoną i w każdy moment gotową do aresztowania, więzienia, sekwestrowania, egzekwowania, biczowania... przestępców. Wiem ja co miał na myśli Świstak, kiedy kreślił swój paszkwil. Hiszpańska, portugalska inkwizycja od dawnych lat otrąbione przez propagandystów oświaty, posłużyły za okazję jego złośliwym przeciw Władzy kościelnej z tego źródła kalumniom. Ale raczy wybaczyć, kiedy powiem otwarcie, że jego starsi bracia gadali jak szalbierze, a on za nimi jak papuga powtarza. Kto chce po rozumnemu rozprawiać w tej materii, winien jest najprzód wiedzieć, iż przerzeczone inkwizycje nie z woli Kościoła, lecz na wyraźne żądanie rządów krajowych wprowadzone zostały. Tymczasem niewiele mię będzie kosztowało przekonać Szalbierza, że nawet i grzechy laikowskie, czyli pretendowane świeckich trybunałów okrucieństwa w dekretowaniu więźniów inkwizycyjnych, są produktami jego liberalnej fantazji. Tak jest, przekonam go, i aż do niepodobieństwa repliki zamknę mu gębę, a to świadectwem własnej jego Biblii, zwanej Encyklopedia, przystrojonej portretami sławnych naczelników i fundatorów liberalnej oświaty, Diderota i d'Alemberta, gdzie pod artykułem Inquisition czytamy: «W Hiszpanii Rodacy i Zagraniczni, którzy nie myślą ani o dogmatyzowaniu, ani o mieszaniu publicznego porządku, żyją równie bezpieczni i wolni, jak i w inszych krajach». I niżej: «Fałszem jest prawić, aby wszyscy zbrodniarze potępieni w Inkwizycji, mieli być palonymi. Nie potępiają tam na ogień, jedno za kryminały, które równie w inszych narodach bywają taką karą gładzone. Za insze, mniej okropne występki, naznaczają dożywotne więzienie, zamknięcie w klasztorze, dyscypliny, pokuty». I jeszcze: «Egzekucje śmierci trafiają się bardzo rzadko, bądź w Hiszpanii, bądź w Portugalii, a w Rzymie żadnego nie znamy dotąd przykładu».

 

Zawstydźcież się tu jeśli umiecie razem z Świstakiem wszyscy którzy publikując tyranie i krwawożercze okrucieństwa Kościelnej inkwizycji, rachujecie tyle a tyle krociów w przeciągu lat kilkunastu za jej wyrokami żywcem spalonych ofiar. Ach! szarlatańska oświato, jakże przedziwne twojej szkoły postępy! gdy polskie żaki w krótkim czasie już tak daleko przewyższyły bezczelność swoich mistrzów paryskich. Tamci, ile Encyklopedystowie, lubo bardzo wiele nakłamali przeciw Chrystusowemu Kościołowi, jego jednak inkwizycji nie śmieli paszkwilować, a ci ją w najohydniejsze przestroili straszydło! w tym wszystkim można by trochę zmniejszyć to podziwienie, zważając, że Hiszpania graniczy z Francją; nie udałoby się więc było paryskim arcysofistom kłamstwo; przeciwnie Polska nazbyt odległa od tego kraju, aby tak łatwo mogło wydać się naszych Świstaków literackich szalbierstwo".

 

Żartował sobie Pielgrzym Ciemnogrodzki z dawnej mądrości, zażartował z nowej jego krytyk, przedstawiając w sposób dowcipny jej płytkość i powierzchowność. Filozofia rzeczywista ciężkim i długim nabywa się trudem, kto więc z nowomodną w krótkim czasie chce zostać mędrcem i za nie byle kogo być u świata poczytanym, ten nie potrzebuje wielkiego zachodu, ale musi posłuchać rad następujących, jakie ks. Surowiecki podług Lucjana Greczyna kandydatom tego rodzaju podaje:

 

"Abyście mię zaś mości panowie, przemawia grecki ten filozof, nie poczytali za oszusta, wypowiem co mam w sercu. Nauka do której was poprowadzić zamyślam, nie jest to żadna prawdziwa i rzeczywista, jedno powierzchna, pozorna, maskowana mądrość; bo wiem na pamięć, że więcej nie szukacie w edukacji, tylko jakby się zrobić szczęśliwymi na świecie, i zyskać między ludźmi reputację uczonych. Zacznijmy tedy lekcję.

 

Reguła pierwsza. Nazwisko. Jeżeli którego z was nazwisko mniej udatne, np. od pługa, radła, albo kozicy, potrzeba je odmienić, gdyż to wielka odraza u głupich, kiedy się kto niegustownie mianuje. Słyszeliście wiem nieraz rezonujące kobiety, dzisiejsze elegantki: Ten lub ów byłby bardzo słusznym, mądrym, światłym człowiekiem; ale szkoda, że się tak a tak nazywa. Idzie za tym, że kto chce udać się za mądrego, powinien nadać sobie imię szlachetne. Także zróbcie, miłe dzieci, ty nazwij się od Słońca, ty od Gwiazdy, tamten choć od Saturna. Ja sam przed laty mianowałem się od drewna, teraz musiałem pożyczyć imienia od Jowisza.

 

Reguła druga. Strój i krój sukni, ruch i kierunek ciała. Zauważyliście zapewne głupie matki, które szukając światłego nauczyciela swym dziatkom, niczego bardziej nie zwykły w nim upatrywać jak tego, czyli się ładnie stroi, czy wzięto, czy opięto, czy wygłaskany, czy wymuskany, i taki pospolicie za światłego udaje się w ich oczach. Tego i wam Moi Panowie, niezbędna jest potrzeba. Głowa najprzód powinna być tak utrefniona, żeby włosy zadarte przynajmniej ćwierć łokcia wzrostu przydawały swym czubem. Frak z Tarentyńskiego sukna nowym krojem, opięto, i tak krótko zrobiony, aby kształtu i poruszenia nóg bynajmniej nie zasłaniał. Trzewiczki Attyckie lub Sycjońskie, przestrojone w różne esy i krętaniny, z plecionymi sprzączkami. Nogami zaś tak stąpać macie, abyście się nie chodzić, ale pląsać zdawali. Patrzajcie na mnie; Oto tak... a ty pokaż, czy potrafisz podobnie? Ach, nie tak; to niezgrabnie; trocha posuwiściej i coraz podrygając. Ot tamten Jegomość wcale szykownie... tylko prędzej się szastaj, a stanąwszy niech nie próżnuje noga: raz jedną od drugiej odsuwaj, drugi raz obie wykręcaj, żeby pięta do pięty przystawała; czasem tak je układaj, żeby lewa poglądała na północ, a prawa ku wschodowi, albo prawa na północ, a lewa na zachód, przysadziwszy piętę do kostki, czyli jabłka. Nie zawadzi nawet stanąć na jednej nodze, a drugą kształtnie raz po raz wznosić w górę. Podobnie resztę ciała kształtować przynależy; i głową i rękami, i barkami, zwłaszcza rozmawiając, bezprzestannie kręcić wypada; słowem, całym sobą poruszać, obracając się jak na sprężynach. Przyczyna, bo głupi świat takie trzpiotowstwo przypisuje żywości i energii dowcipu. Jeszcze i sposób ukłonów ma swoje szczególniejsze przepisy, kto chce w tym względzie uzyskać reputację edukowanego, słusznego, światłego, maniernego człowieka, powinien formując ukłon złamać się w dziesięć dzwonów, tak, żeby wszystkie członki swoje postać zmieniły; głowa, kark, piersi, brzuch, łokcie, ręce, kolana itd. Nade wszystko zaś twarz z tysiąca migów, umizgów, wdzięków ma być złożona. Głowa drżąc i migając się ma pływać po powietrzu, zaś oczy to mrugając, to uśmiechając się, raz przytulone, drugi raz wytrzeszczone, trzeci raz przymilone, powinny skarbić sobie szacunek.

 

Reguła trzecia. Jak tłumaczyć swe myśli aby upodobać się światu. Znajcie kochane dzieci, że świat teraźniejszy oszalał. Wiemy zaś z doświadczenia, iż z szaleńcem nigdy inaczej nie trafi się do końca, tylko trzeba mu na wszystko pozwalać, we wszystkim potakować, i jego głupstwa naśladować. Jeżeli więc chcecie mieć znaczenie u świata, strzeżcie się przyganiać mu, bądź słowem, bądź uczynkiem; gdyż postępując przeciwnie, choćbyście zjedli wszystkie rozumy, wystroicie się w jego oczach na ostatnich bezmózgowców, dziwaków i brutalów. Jedno ze dwóch koniecznie wam obierać wypada; albo niczego nie szukać z łaski świata, albo we wszystkim ulegając jego gustowi, jak najskrupulatniej praw, wyroków, układów przez niego wprowadzonych dopełniać. Już w takich razach nie trzeba słuchać, ani wstydu ani rozumu, ani sumienia, bo świat szalony ze wszystkiego żartuje. Dopóki więc nie podepczecie tych zasad religijnych, dopóty będziecie wzgardzonymi u świata, tym samym w mojej szkole żadnego nie zrobicie postępu. Starajcie się zatem być śmiałymi, zuchwałymi, lekkomyślnymi, wolnisiami, wyuzdańcami; nawyknijcie szalbierstwa, podchlebstwa, obłudy, chytrości, bluźnierstwa itd. jeżeli się chcecie po dzisiejszemu wykierować na ludzi. Zważcie, że to tu nie o fraszki chodzi, wasz honor, szczęście, promocja, czy nie są warte abyście dla nich odstąpili rozumu i sumienia? Poczciwość i cnota religijna pewno nie dadzą wam dziś chleba, bo w naszych czasach im większy wyuzdaniec, tym szanowniejszy, im cnotliwszy tym wzgardzeńszy między górującymi głupcami.

 

Reguła czwarta. Jak grać rolę Mądrego. Gdy który z was znajdzie się w kompanii, gdzie o rozmaitych przedmiotach będzie toczyła się rozmowa, mieszaj się do wszystkiego, o wszystkim rezonuj, wszystko opisuj i decyduj. Jeżeli zaś wydarzy się zagadka, której nie umiałbyś rozwiązać, tedy bez najmniejszego pomieszania pytaniem na pytanie odpowiedz, np. Czytałeś, przyjacielu, Mirnafitaksa? Nie – a Lypsoneraza? Nie – a Pnikzanteza? I tego nie. – Ach! ci o tym przedmiocie bardzo przedziwnie piszą. – Cóż przecie piszą, gdyby dalej zapytał. – Wielka pomiędzy nimi sprzeczka, jeden tak, drugi przeciwnie twierdzi, trudno na ich powieściach zagruntować opinię. Ani się wahaj przytaczać pisarzów, albo książki, jakich nie było nigdy w świecie, bo któż jest z ludzi wszystko wiedzący i znający, aby potrafił przekonać się o kłamstwie? Gdy trafisz na takiego, przy którym dla gruntownej jego umiejętności i tęgiego rozumowania zdawałbyś się gasnąc w kompanii, przytwierdzaj i powtarzaj za nim, chociaż się na tym nie znasz, a pilno upatruj okoliczności, żebyś przerwawszy mu dyskurs, zagadał to o czym ty wiesz zapewne, on zaś podobno nie czytał ani słyszał, albo może przepomniał. Np. którego roku Neokles i Androkles greckim ludem osadzili kolonię? Albo jak wiele dzieci miał Kordas, i czy sławny wyuzdaniec Epikur był jego prawym synem, czy też nie? Albo które starsze miasto, czy Smyrna czy Kumy? Albo Seostrys król Egipski, czy jest ten sam co Setozys, co Sezonchis, co Sezak? Takiego trybu produkowania się w kompanii jak najczęściej używaj. Miawszy wynotowane w piśmie podobne zagadnienia, odczytuj je i ugruntuj dobrze w pamięci, nim wyjdziesz między ludzi, a gdy zacznie się konwersacja, tak zręcznie będziesz nakręcał dyskurs, aby koniecznie przyszło do wygadania na coś się przygotował. Skoro na twoją kwestię jeden tak drugi owak odpowie, niby przypominając sobie, bez tonu zapewniającego położysz rezolucję, i pójdzie za tym, że ci się ktoś sprzeciwi. Tu dopiero ze wszystkich sił stań przy swojej decyzji, uprzyj się, protestuj się, odwołuj się do książek i chodź z każdym o zakład, pewny będąc iż wygrasz. Takim więc manewrem łatwo dokażesz sztuki, że wszyscy głupi słuchacze za potężnego wykrzykną cię mędrca.

 

Dla większej jeszcze renomy, życzę wam, miłe dzieci, nauczyć się choć tylko jako tako sylabizować pisma umarłych i zagranicznych języków, jakimi są łaciński, grecki, francuski, niemiecki itd. W każdym zaś z tych języków starajcie się przylepić do pamięci, po kilka krótkich tekstów, którymi byście mogli raz po raz, bądź pod imieniem Sokratesa, bądź Herodota, bądź tego lub owego starego filozofa, zręcznie plusnąć w dyskursie. Nic to nie wadzi, że będziesz i z nim plótł jak papuga, nie znając sam co pleciesz, byleś tylko między znawcami trafiał a propos do materii; bo co idiotów dotyczy, możesz im bredzić choć po cygańsku, łatwo uwierzą, że z ciebie doskonały hebrajczyk, albo chińczyk. Tego gdy chwycicie się środka, zaręczam z was każdemu, iż nie ordynaryjnymi geniuszami, lecz Salomonami porobicie się w pustych imaginacjach po wierzchu pływających dzisiejszej edukacji słuchaczów".

 

"Taki jest, konkluduje ks. Surowiecki, żywy obraz naszej tegoczesnej oświaty, ani wątpię na moment, iż w skutku całego rygoru jej przytoczonych przepisów, Świstak Warszawski wraz z kolegą filozofami zostali. Chwyciwszy się z nich drugi ostatniej reguły Lucjana Greczyna, tak składnie rozwinął ją w swej praktyce, że nawet gruntownie uczonego Arcybiskupa Perypatetyka, biorącego jego rzeczy podług staroświeckiej szczerości, potrafił filut maskowany oszukać. Wyszedł przeciw nam (pisze romansista) aż do przedpokoju, otoczony licznym duchownych orszakiem i mową nas łacińską powitał, na którą Wacław, towarzysz autora ex-abrupto, takoż po łacinie odpowiedział, wmieszawszy zręcznie kilka słów greckich: co tak zadziwiło Arcykapłana, ile przy młodym Wacława wieku, że nas zapytał, czy Rzymianami lub Grekami jesteśmy? Gdyśmy go zapewnili, że Grecy i Rzymianie dzisiejsi wcale innym jak dawniej mówią językiem, a że my jesteśmy Polakami, to jest dawnymi Sarmatami, pojąć się nie mógł i zapisał w pugilaresie swoim, że Sarmacja jest najuczeńszą w Europie krainą, bo w niej młodzianie nawet expedite po łacinie i po grecku gadają".

 

Filozofizm ten modny jak teoretycznie pusty, tak praktycznie był zgubny; wytyka to ks. Surowiecki Świstakowi w końcu swojego dziełka, wykazując mu moralny stan społeczeństwa.

 

–––––––––––

 

 

Ksiądz Karol Surowiecki. Przez Ks. M. Nowodworskiego. Warszawa. NAKŁADEM REDAKCJI PRZEGLĄDU KATOLICKIEGO. 1870, ss. 88-112.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści książki
bp. Michała Nowodworskiego pt.

Ksiądz Karol Surowiecki

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: