KSIĄDZ KAROL

 

SUROWIECKI

 

BP MICHAŁ NOWODWORSKI

 

––––––––

 

IV.

 

Smagający masonię we wszystkich jej wykrętach i na wszystkich szczeblach społecznego życia, nie wahał się ks. Surowiecki ostrym słowem piętnować i tych duchownych, którzy niestety, częścią uwiedzeni niebacznie, częścią zepsuciem swoim pociągnięci, zapisywali się wówczas w szeregi wolnomularskie.

 

"Ale okropna wspomnieć, woła on, że wiek dzisiejszy rachuje pewną liczbę kapłanów, których szczera złość i przewrotność diabelska zrobiwszy apostatami od Chrystusowej religii przeniosła aż pod antychrystiańskie sztandary. Tu można najrzetelniej powiedzieć, że jeszcze nie miało nigdy chrześcijaństwo tak zepsutych kapłanów, bo zawsze apostazja duchownych kończyła się na herezji lub odszczepieństwie, dziś przyszło do formalnego bezbożeństwa. Co zaś najgorsza, że te brzydkie infamy, zamiast już porzucić ołtarz Boga, którego podeptali religię, i pójść sobie do diabła, to oni obrali rolę amphibiów z wody na ląd, z lądu skakających do wody: raz do kościoła, drugi raz do loży, raz w ornacie z kielichem, albo krzyżem, drugi raz w fartuchu ze szpadą albo młotkiem; raz na kościelnej kazalnicy z Jezusową ewangelią, drugi raz na klubowej trybunie z frank-masońskim kodeksem; raz ksiądz, drugi raz brat; raz taki a taki proboszcz, kanonik, prałat, albo zakonnik; drugi raz wielebny pan majster, kawaler szkocki, albo krzyżak różany. Nie byłbym nigdy wierzył ludzkim powieściom, gdybym własnymi oczami nie czytał ich imion i stopniów w autentycznych lożów polskich elenchach. Są insi i bardzo ich wielu, o których trudno zgadnąć, czyli należą do bractwa masonii, ale aż nazbyt pewna, że składają oddział wolterowskich sofistów.

 

Jak pierwsi tak i drudzy większą nad wszystkich nieprzyjaciół i Kościołowi szkodę, i duchowieństwu wyrządzają ohydę. Pasterz przemieniony w wilka, albo wilk przybrany w barwę pasterza, straszniejszą rzeź sprawi sam jeden w trzodzie, niżeli całe stado wilków przychodzących na rozbój w swojej naturalnej figurze, bo owce na tamtego poglądając jak na życzliwego przyjaciela i obrońcę, z pełnym zaufaniem zbliżają się do niego; przed tymi zaś, jako znanymi sobie drapieżnymi łotrami z daleka uciekają. Jeszcze i to przydajmy, że gdyby owce raz i drugi zdradzone przez fałszywego pasterza, zaczęły rozumować, może żadnemu pasterzowi nie chciałyby wierzyć na potem, poczytałyby wszystkich za zdrajców, oszustów i nieprzyjaciół swego pokolenia. Już przyszło dziś i do tego w Chrystusowej owczarni, z okazji wspomnionych księży braci lożowych i antychrystiańskich filozofów. Bacząc chrześcijańskie dusze, że ci tacy pasterze zasilają je słowem Bożym w Kościele, a w prywatnych kompaniach i konwersacjach podmiatają najjadowitszą niedowiarstwa truciznę, mają ich naturalnie za takich jakimi są, to jest kuglarzów, szarlatanów i zwodzicieli; lecz nie poprzestając na prawdziwych winowajcach, pozwalają imaginacji rozciągać podejrzenie aż do najniewinniejszych kapłanów, których z bliska nie znają. To podejrzenie, lubo jest bezrozumne, warte jednak politowania, iż zasadza się na ceremoniale faryzejskich ruchów, którymi umieją mydlić ludzkie oczy przerzeczone filuty. Co za świątobliwa mina! co za nabożne tony! co za przykładne ułożenie! Zdaje się oczom, że patrzą na anioła, dopóki nie odezwie się diabeł propagandysta. Otóż okazja do posądzania najcnotliwszych kapłanów, że też pewnie i oni przy świątobliwości, którą prezentują z wierzchu, podobnymi są Judaszami".

 

Przerażony ogromem złego, nurtującego w społeczeństwie, patrząc na jego zapomnienie najwyższych prawd religijnych, podniósł ks. Surowiecki okrzyk pełen świętego przestrachu, a zarazem przestrogi dla współczesnych, aby przypomnieć im ostateczne rzeczy, a w nieładzie moralnym, umysłowym i politycznym wykazać znaki zbliżającego się już, jego zdaniem, końca świata. W tej myśli napisane jest jego dosyć obszerne dzieło pt. Odpowiedź na zagęszczone między ludźmi pytanie: Co się dziś dzieje? i na co zabiera się pod słońcem? (Dana przez W. P. M. W. B. 1813 r.) W rzeczy samej pytanie takie było wówczas na ustach u każdego. Autor oburza się na to pytanie jako nierozsądne, bo dla niego rzecz oczywista co będzie; cały siew dotychczasowy, był siewem antychrystowym, z niego więc nic innego tylko antychrysta i czasów ostatecznych oczekiwać należy. Przyznaje jednak, że naturalne było to pytanie na widok fatalnych scen ówczesnych: "Widzimy oto świat, mówi on, cały wzburzony i tłukący się niby w ostatecznych konwulsjach; widzimy wszystką jego tak polityczną jak moralną figurę nagle i niebezpiecznie zmienioną; widzimy same nawet żywioły w gwałtowną i przeciwnaturalną zapędzone kondycję. Jęczy ziemia ugięta pod ciężarem machin piekielnych szalejącej Bellony ku wyludnieniu i spustoszeniu narodów; woda zafarbowana krwawymi strumieniami krociowych ofiar ambicji, łakomstwa i egoizmu; ogień którego przeznaczenie ożywiać i upładniać naturę, staje się jak gdyby przyrodzonym ludzkiej śmierci narzędziem; powietrze na koniec zatrute wyziewami umarłych, zabija żywych, zamiast dobroczynnego chłodzenia ich wnętrzności. Cóż powiem o moralnych świata dzisiejszego stosunkach? Miłość bliźniego! ludolubczość! litość! dobroczynność! sprawiedliwość! oto są hasła i wykrzyki osiemnastego wieku, w których deklamacji filozofskim fanfaronom ledwo nie pękały gardziele, a rozsądnych słuchaczów, uszy bolały, gdy w końcu tegoż wieku zaczęła się odkrywać obłuda. Już dzisiaj odkryła się zupełnie; już w słońcu południowym patrzymy na charaktery tej mniemanej miłości, ludolubczości, litości, dobroczynności, sprawiedliwości".

 

W pojęciu ks. Surowieckiego jako chrześcijańskiego filozofa, dziejami ludzkości kieruje Opatrzność; z niedowiarkami nie ma co rozprawiać, bo dla tych wszystko fatalizmem albo przypadkiem się rządzi, ale że nie tylko tacy pytają co to będzie, że pytanie to i w sercu i na ustach mają także i chrześcijanie, przeto dla nich odpowiada autor swoją książką, której treścią jest myśl, że "ziemski świat dosięga swego terminu, i dzisiejsze sceny mają bezpośredni związek z jego ostateczną katastrofą". Powszechne tej katastrofy odkładanie na jakieś dalekie czasy, niczego nie dowodzi, wszakże i "śmiertelnym paroksyzmem dotknięty człowiek, oddycha nadzieją dalszych lat życia, i znajduje dosyć podchlebców, którzy mu potakują fałszywie; ale zdarzy się czasem i bezinteresowny przyjaciel, który mając w gębie co w sercu, na fundamencie praktycznych znaków śmierci, bez ceremonii wygaduje choremu, że wkrótce wybije ostatnia jego godzina. Daje natura niezawodne znaki zbliżonej śmierci człowieka dla zabezpieczenia go przeciw kłamstwom nieporządnej życia doczesnego miłości; nie zaniedbał i najopatrzniejszy Sprawca natury objawić pewnych cech konającego świata dla zreflektowania ziemianów, aby ich nie oszukała imaginacja o jego nieokreślonej trwałości". Te znaki konającego świata, zwiastujące antychrystowe przybycie i koniec świata, rozpatruje szczegółowo autor w swojej Odpowiedzi, która dowodzi jego obszernej teologicznej erudycji; a chociaż autor mógł się mylić w swoim prorokowaniu "że nasz wiek dziewiętnasty, prędzej lub później wylęże antychrysta, a może i pogrzebie", jednakże nie mylił się w tym, że w społeczeństwie nowożytnym antychrystowe potęgi rozwielmożyły się bardzo, i że nie bezzasadną wzbudzają obawę zbliżających się już owych czasów, przez słowo Boże zapowiedzianych, w których antychrześcijański pierwiastek dojdzie do najwyższego stopnia w osobie antychrysta.

 

Praca taka mniej niż jakakolwiek inna mogła być do smaku ówczesnej publiczności; nie łudził się też ks. Surowiecki nadzieją, że książka jego zyska skwapliwe przyjęcie, ale robił co mu nakazywało sumienie. "Ani mię zastraszają krytyki mądrych, ani szyderstwa głupich, ani potwarze nienawistnych, bo jestem dobrze wyperswadowany, że takie myto wszystkich niepociesznych proroków. Gdybym wydał najniezgrabniejszą broszurę, napchaną choć z kabały przyjemnymi dla gustu dzisiejszego wróżbami: że np. za rok lub prędzej ustaną burze, skończą się klęski, nastąpi pokój, zakwitnie handel, wrócą się dawne czasy i swobodne życie naszych szczęśliwych naddziadów; o! jakąż bym ja to uzyskał reputację! jak mądrym, światłym, utalentowanym zrobiłbym się pisarzem, u tych samych, którzy mię dzisiaj pewno za fanatyka i wariata wykrzyczą! Ale niech mi wybaczą, iż za takie pieniądze nie mam prawdy na przedaj. Rachujemy aż nazbyt szarlatanów w tym wieku, którzy za ten nikczemny fenig łechczą namiętność pociesznymi bajkami; ja wolę być prostym męczennikiem dla rzetelności, niżeli z sławnymi szalbierzami dzielić Panteonu honory".

 

Ale jak w umysłowym i moralnym zamęcie ówczesnym, widział ks. Surowiecki znaki zbliżających się groźnych czasów, tak znowu dla pociechy i ukrzepienia dusz wiernych, rozpowiada o cudach, jakie pod koniec XVIII wieku spełniały się w Rzymie i jego okolicach, w przeddzień ciężkiej próby dla Stolicy Piotrowej, i jakimi Pan Bóg chciał okazać całemu światu, że Kościół Jego wytrzyma wszystkie przeciwności. Opis tych cudów, z autentycznych sprawozdań tłumaczony, wydał r. 1814 pt. Cudowny Schyłek osiemnastego wieku, czyli niesłychane widoki, które w roku 1796 i 1797 podobało się Bogu przedstawić ludzkim oczom w Rzymskich i za Rzymskich, szczególniej Najświętszej Matki Jezusowej, Obrazach. Dzieło, ogłoszone przez X. N. G. N. S. M. W. B. w Wrocławiu r. 1814. Ówczesne polityczne wydarzenia objaśniają dlaczego dopiero w kilkanaście lat po spełnionych cudach otrzymała publiczność nasza ich ogłoszenie; w Niemczech jednak proces ten był znany już 1799 r. Do tego samego przedmiotu wrócił ks. Surowiecki roku następnego w dziełku pod napisem: Przypisek do książki pod tytułem: Cudowny schyłek osiemnastego wieku... Ofiarowany przyjaciołom prawdy przez X. R. W. r. 1815. Dowodzi on tu, że "wróżbami przyszłych nieszczęść, ucierpień, pokus, były ruchy i poglądania Bosko-Macierzyńskich oczu Maryi w cudownych Jej Obrazach". "Że tylko dla ukrzepienia przed tymi nieszczęściami daje je Pan Bóg dla wiernych. Nie chciał żeby ten przykry kielich zawracał nam głowę aż do rozpaczy, dlatego w samym momencie, gdy ma z niego częstować, cudowną niebieskich łask konfortatywą utwierdza nasze duszne żołądki. Tak zaręcza Jego Apostoł w liście do Koryntian pisząc: Wierny jest Bóg który nie ścierpi, abyście mieli być kuszeni nad to co możecie, ale też uczyni z pokusą powodzenie, iżbyście ją znieść mogli. Czego pospolicie w sekrecie serc ludzkich dokazuje łaska, gdzie chodzi o partykularną pokusę, to przed wybuchem generalnej, zwykła znakami powierzchnymi wyobrażać Opatrzność. Tu łatwo dojrzy chrześcijańskie oko, że do gatunku takich niebieskich konfortatyw należą cuda rzymskich Panny Przenajświętszej obrazów. Samą nawet nadzwyczajność sposobu i ciągłości tych cudów, nazbyt jaśnie tłumaczą aktualne wypadki. Jeszcze nigdy świat chrześcijański nie widział równych znaków, bo jeszcze nigdy Rzymsko-Katolicki nasz Kościół nie doświadczył równego ciosu z rąk nieprzyjaciół Chrystusowej religii. Jeszcze nigdy prezentowane z nieba światu chrześcijańskiemu znaki, ani tak ciągle trwały, ani tak gęsto się ponawiały, ani w tak wielu zarazem praktykowały się miejscach, bo dzisiejsze prześladowanie chrystianizmu, jak wszystkie okoliczności czasowo zdają się przepowiadać, pewnie już ku końcowi rzeczy podsłonecznych zamierza". Dla uniknienia gorszej biedy daje radę wykorzenienia masonii i powrotu do ścisłego związku Państwa z Kościołem.

 

Władzy duchownej gorliwym był obrońcą ks. Surowiecki: już w pierwszym swym dziełku Ksiądz z kropidłem kilka wymownych znajduje się w jej obronie argumentów; w jej podźwignieniu widział on jeden z ważnych środków uleczenia zła moralnego, nurtującego społeczeństwo. Częste na nią napady odpierał przy każdej zdarzonej sposobności. Do oddzielnych w tym przedmiocie prac jego zaliczają się: List prowincjonalnego do warszawskiego filozofa, (w Wilnie r. 1817) i Eklektyk zimnokrwisty filozof stawający w charakterze pośrednika ku ukończeniu morderczej walki między dwiema zapalonymi logikami, perypatetykiem pod imieniem wiejskiego Plebana, i neoterykiem pod tytułem Kopernikowego rywala. Z okazji pisemka: O znaczeniu władzy duchownej obok świeckiej. Przez W. P. M. N. M. r. 1810. List napisany został z powodu pisemka O Władzy Duchownej. Prowincjonalny filozof winszuje warszawskiemu autorowi owego pisemka, że tak pięknie pisze i rzecz zbawienną przeprowadza, podkopując znaczenie duchowieństwa, bo tym sposobem najpewniej ubezpiecza przyszłe panowanie oświaty. Pod koniec tego listu Ksiądz pleban filozofowi, swemu widać kolatorowi, pożyczoną odnosi gazetę, w której o władzy duchownej znajdowały się artykuły, a z nimi zarazem oddaje "ukleconą przez siebie kilko arkuszową gryzmołę", jako odpowiedź autorowi artykułów. Filozofowi prowincjonalnemu nie chce się tej gryzmoły czytać, dlatego przesyła ją filozofowi warszawskiemu "jako aktualnie czerpiącemu w studniach oświaty". Do listu więc swego dołącza Uwagi wiejskiego plebana, nad sposobem rozumowania warszawskiego autora pisemka pod tytułem: O znaczeniu Władzy Duchownej obok świeckiej, rozrzuconego w pięciu numerach gazety Korrespondenta r. 1817. Uwagi te zamyka dopisek dowcipnie wypowiadający przekonanie zwycięskiego odparcia zarzutów gazety. Z powodu tego Listu autor artykułów O znaczeniu władzy duchownej wystąpił i z krytyką tych Uwag, i z nowymi przeciwko władzy duchownej argumentami. Ks. Surowiecki nowe przeto napisał dziełko w którym przybiera rolę Eklektyka zimno-krwistego filozofa, niby pośrednika między dwoma spierającymi się, jakimś plebanem, pod którego tytułem sam poprzednie wydał Uwagi i owym "neoterykiem", napastującym duchowieństwo. Pośrednictwo jednak na złe wyszło neoterykowi, bo i logika i historia, z którą tak wojował nie na jego rzecz przemawia u eklektyka. Trafnie też bardzo odpiera ks. Surowiecki niektóre zarzuty dziś jeszcze niekiedy w kursie będące. Tak np. odpowiada na zarzut, że Kościół zmienił swą karność: "Znać powinieneś, że Kościół katolicki jest matką, a dusze prawowierne jej kochanymi dziatkami, które urodziwszy w Chrystusie, pielęgnuje i karmi na swym łonie ku pociesze i chwale niebieskiego Oblubieńca, równie jak wiecznemu ich szczęściu. Ta święta matka miewała przed laty żywe, zdrowe, czerstwe, mocne w wierze, tęgie w nadziei, gorące w miłości, słowem, do wszystkich bojów z światem, ciałem i piekłem, jakby z natury usposobione dziateczki; szło za tym, że je twardo, ostro, surowo i w karności szczególniejszej trzymała. Przyszły na koniec czasy, kiedy ta dobra matka, nie bez serdecznej boleści, znajduje przy swych piersiach większą część mdłych, słabych, kaleków, niedołęgów i niezdarnych odrodków: wiara się w nich chwieje, nadzieja kuleje, miłość lodowacieje, nogi drętwieją w drodze Boskich przykazań, ręce jak gdyby sparaliżowane do praktyki cnót chrześcijańskich. Cóż tu ma począć mistyczna rodzicielka z tak nieforemnym plemieniem? Oto bierze na siebie charakter naturalnej, wzdycha, płacze, wyrzeka nad losem swoich biednych niezdarów.... Nie mogąc jednak wygasić serdecznego uczucia, kocha je, ogarnia, pielęgnuje, zwyczajnie jak swe dziatki; ale co do karności wcale inszego chwyta się trybu z tymi niedołęgami, niż zwykła ze zdrowymi. Na zdrowe fuknąć, huknąć, zaciąć rózgą, albo kijem przemierzyć, nic to nie zawadzi. Choremu choćby tylko pokazać rózgę, rozzłości się, rozkrzyczy, zsinieje, wpadnie w konwulsje, już ci trup do pogrzebu. Tu widzisz miły neoteryku, przyczyny fenomenu, dlaczego rządzona duchem Chrystusowym Apostolska Stolica, z tak nadzwyczajną i nam Polakom i innym katolickim narodom stawia się dziś uległością, w zwolnieniu swoich praw kanonicznych, z których rygoru nie spuszczała przed laty. Ale w tym miejscu proszę zastanowić się i zdubeltować uwagę, że ta najczcigodniejsza matka jedynie tylko w swych własnych prawach, uchwałach i dekretach kościelnych nie w żadnych ewangelicznych i Boskich przykazaniach narabia uległością. Rządzona, jak powiedziałem, duchem Chrystusa, mistycznego Oblubieńca swojego, nie chce dołamywać spękanej trzciny, ani knota jako tako błyszczącego dogaszać, bądź to w nadziei upamiętania i poprawy złych, bądź żeby złych rozjątrzenie nie zaszkodziło dobrym".

 

Neoteryk zapewnia: że "diabła, czary, opętanych wypędziła oświata". Odpowiada mu na to Eklektyk: "Już też tu pewno daleko więcej wygadałeś niżeliś sobie życzył; i przysięgam, że gdybyś był obejrzał się na wnioski tej propozycji nie byłbyś nigdy wyjeżdżał z nią pod prasę. Jak to! diabła, czary i opętanych wypędziła oświata? Ach! zawitajże, zawitaj przenajświętsza oświato! tobie się kłaniamy, ciebie uwielbiamy, tobie tysiąckroć większe winniśmy dzięki, niżeli Chrystusowi Bogu; bo ten sklubił tylko i ograniczył dzielność zawziętego na ludzkie plemię diabła, uwiązawszy go na łańcuchu, żeby nie mógł tyle dokazywać, a ty nowa zbawicielko nakazałaś mu zupełną rumację, i gdzieś aż za granicę świata wypędziłaś tyrana!

 

Już teraz niedowierzam, aby ten biedny wygnaniec oparł się nawet w granicach swego odwiecznego dziedzictwa; gdyż mi się zdaje, iż wszechmocne naszej oświaty ramię, które potrafiło go wyruszyć z pod słońca, wypłoszyło bez wątpienia i z tych krajów ciemności. Jakoż słyszałem po tyle razy szepczących między sobą mędrców: że rozum dzisiejszy zawojował piekło.

 

Tu idąc drogą logiki, wypada przełożyć Rzymskiemu Kościołowi, żeby rozkazał nie tylko wszystkie swoje egzorcyzmy popalić, ale też i wyrzucić z agendy one Sakramentalne ceremonie, gdzie ksiądz usposabiając do Chrztu Świętego duszę, najprzód odpędza od niej diabła, potem jej pyta: czyli się tegoż diabła, i wszystkich spraw jego i wszystkiej jego pychy odrzeka. Tak wypada w istocie, miły filozofie kolego! Od onego szczęśliwego momentu kiedy twoja oświata, diabła razem z czarami i opętanymi, czyli jego sprawami wypędziła z pod słońca, tym zaś samym wrodzoną jego pychę w najsromotniejszą zamieniła ohydę, na cóż się przydadzą wspomnione ceremonie? Będą to czcze formalności, dzieciństwa i romanse. Wyganiać diabła stąd gdzie go nie masz, kazać się go odrzekać kiedy z nim niepodobny związek, zakazywać mieszania się do jego spraw i naśladowania pychy, kiedy to wszystko przeniosło się w imaginacyjne krainy: prawie wyjdzie na jedno, jak uganiać się za sfinksami i wojować chimery".

 

Nie podobają się przeciwnikowi przyostre słowa plebana, i za to gromi go on, przypominając mu obowiązek łagodności ewangelicznej; Eklektyk na to robi uwagę: "dzisiejsi sprzysięgli nieprzyjaciele całego Chrystianizmu. Oni na kształt potępieńców bluźnią niebu, na kształt Wandalów pustoszą boską chwałę, prześladują, gnębią i uciskają wiernych; a niechże się kto z duchowieństwa bądź na kazalnicy, bądź piórem przeciwko nim odezwie, natychmiast go do ewangelicznej łagodności, pokory i cierpliwości odeślą. Nie chcą rozumieć te przemądrzałe duchy, że łagodność, pokora, cichość, cierpliwość, które chrześcijaninowi zaleca ewangelia, do samych tylko jego osobistych interesów należą. Co zaś dotyczy sprawy publicznej, jaką jest doczesne szczęście kraju, a tym bardziej chwała i honor Boskiego Majestatu; te same na pozór niby ewangeliczne cnoty, cechują w cywilnym względzie podłego egoistę; a w religijnym, nie powiem heretyka, nie powiem ani bałwochwalcę, bo tych entuzjazm wiarowy dobrze znany z historii, lecz powiem bez zawodu, że istotnie i wyłącznie charakteryzują indyferentystę, czyli niedowiarka naszego".

 

Nie mógł Eklektyk dogodzić obu stronom i plebanowi i neoterykowi, dlatego chciał ich chociaż pogodzić "żeby przestali razić gustu oświeconego wieku swoimi prostackimi kłótniami. Ale jakiż do tego środek. Środek w mojej myśli napięty, spodziewam się, że będzie tym łatwiejszy, im ściślej związany z honorem P. Neoteryka. Protestuje się i powtarza w swej Apologii przed polską publicznością ten szanowny filozof, że jest prawdziwy, szczery, i iż tak rzekę, obrączkowy katolik: ja przysięgnę w tym miejscu, że więcej nie potrzeba do zgody, miłości, przyjaźni, jedności między nim i plebanem, tylko aby takim pokazał się w rzeczy, jakim go oświadczenia mianują; tym samym dźwignąłby honor rzetelnego człowieka, któremu niemało ciosów zadało jego niezdarne pióro. Cóż na to filozofie kolego! alboż nie piękna propozycja? Pewno nie znajdziesz korzystniejszej dla męża znającego szacunek prawdy, i kochającego reputację swego imienia. Lecz ani tego nie zataisz przed sobą, że każda korzyść potrzebuje ofiary, musisz więc i ty coś odważyć dla tak drogiego interesu. Musisz: 1-mo: Wyspowiadać się szczerze; ale nb. nie przed wiejskim plebanem, bo ten zapewne nie ma mocy na twój rezerwat, jakim jest publikowanie zdań heretyckich i niedowierczych opiniów... Nieuchronnym zaś do rozgrzeszenia warunkiem, będzie 2-do: Odwołać wszystko co przeciw wierze i Boskim przykazaniom wygadałeś w twym piśmie. Na koniec, za pokutę, gdybym był twoim spowiednikiem, kazałbym ci: 3-tio: Przybrać się w Szkaplerz Najświętszej Panny; żegnać się jak najczęściej, i nosić na sobie u szyi zawieszoną relikwię".

 

Tego samego roku 1818 napisał ks. Surowiecki małą broszurę "Głos Ludu Izraelskiego" (bez miejsca druku). Rozprawiano wówczas wiele o cywilizowaniu żydów, o odmianie ich języka, edukacji, ubiorze, niektórzy marzyli nawet o gwałtownych środkach załatwienia kwestii żydowskiej, o wygnaniu ich w dalekie stepy (1). Ale cywilizatorowie ówcześni nie zdawali się zasługiwać na zaufanie ks. Surowieckiego, podejrzewał ich, że chcą z żydów zrobić takich bezbożnych indyferyntystów, jakimi już było wielu chrześcijan, że tym sposobem pomnożą tylko szeregi swoich antychrystosowych zastępów, i dlatego żydowskimi niby ustami broni w swej broszurze sprawy wiary w ogóle przeciwko sprawie niewiary. "Mojżeszowa synagoga, pisze on, nie może taić przed sobą, jak tęgo jej dopiekają promienie tej diabelskiej pochodni. Nigdy niepraktykowana liczba zuchwalców, bluźnierców, wyuzdańców, pokrytych dzisiaj płaszczykiem żydowskiego imienia, równie jak odstępców przenoszących pod barwę chrześcijańską niedowiarstwo, zepsucie i zgorszenie w spekulacji najmarniejszych korzyści, nazbyt jaśnie dowodzi, co za straszliwe, ze strony choćby samego izraelskiego zakonu, dzisiejsi fałszywi filozofowie, a rzeczywiści burzyciele wiary i moralności, zarabiają przeklęctwa". Oświata ma być tylko środkiem propagandy bezbożnej: "co za cudne postępy edukacji wieku zrobi w żydach oświata! Dowodem odstępcowie, których mechesami mianują, jak tęgie z głów żydowskich umie filozofia fabrykować subiekta... Jeżeli jeden przechrzta holenderski, Spinoza, potrafił wszystkich pogańskich i chrześcijańskich geniuszów przepisać w ateizmie, czemuż by nasi polscy w deizmie, sceptycyzmie, materializmie nie wyścignęli eks-chrześcijan rodaków? Krótko mówiąc, zrobiłoby się daleko gorzej w żydowskim, niżeli dotychczas z chrześcijańskim Kościołem; bo ten ostatni przynajmniej w klasie niepiśmiennych i nieczytalnych prostaczków znajduje jakążkolwiek pociechę"...

 

A prócz tych obaw nastręczała się ks. Surowieckiemu sposobność wytknięcia filantropijnych uczuć ówczesnych filozofów. Głosiciele swobody i miłości braterskiej dla wszystkich ludów i wszelkich wyznań, występowali z projektami przymusowych reform, a nawet gwałtu względem żydów; wypowiedziawszy z tego powodu kilka słów podziwienia, podziw swój hamuje uwagą "że z istotnych zasad politycznego dzisiejszych filozofów systemu wypada zawsze stosowna do okoliczności opiniów odmiana. Kiedy im trzeba przychlebić się niebu, to bij zabij na piekło; gdy zaś przeciwnie wypadnie z interesu odezwać się za piekłem, wnet z olbrzymami szturmują do Olimpu i gotowi wysadzić go minami. Przypatrzmy się tym ludziom, jak oni się ładnie wdzięczą do Boga natury, Boga dobrego, słodkiego, miłosiernego, Boga napełniającego ziemię darów przyrodzonych skarbami, Boga przyświecającego swym niebieskim kagańcem równie złym jak i dobrym; a niechże pokaże się ten sam Bóg, ile sprawiedliwy mściciel występku i wynagrodziciel cnoty w asystencji swoich świętych proroków, natychmiast przed Nim niby diabli pierzchają, bluźnią i potwarzają Jego niedostępny Majestat. Czemuż? bo okoliczność odmieniła interes, a odmiana interesu przetworzyła opinię. Kiedy idzie im o zniesienie wszystkich rządów i konstytucjów ludzkich, ach! wtenczas, co to za miodopłynni ludolubcy! co za gorliwi apostołowie zgody, pokoju i jedności swych braci śmiertelników! Wtenczas muzułmana z chrześcijaninem, jak równie świętych, na jednym wózku przesyłają do nieba; wtenczas najpolerowniejszemu europejczykowi, z dzikim Indianinem na kształt rodzonych dzieci ściskać i całować się każą. Ale niech no która z tych tak serdecznie kochających śmiertelników klasa oprze się, lub nie odpowie wysokim ich zamiarom, wnet w podobieństwie drapieżnych tygrysów rzucą się na nie, gotowi skruszyć, zetrzeć i zniweczyć w momencie".

 

Niekonsekwencje w teorii i fałsz w życiu, rad przy każdej sposobności wytykał ks. Surowiecki swoim przeciwnikom. Maskę "ludolubstwa", jak ją nazywał, ściągał z nich bez żadnej ceremonii; a sposobności do tego nasuwało się dosyć, bo gdzie nie ma rzeczywistej miłości bliźniego, tam wszystkie jej naśladowania nie na długo wystarczą. Dobrze do tego nadarzało się ks. Surowieckiemu dziełko La Harpa O fanatyzmie w języku rewolucyjnym. Literat ten, przeciwnik bezbożnego filozofizmu, niegdyś jako zwolennik Woltera był przez tego patriarchę niewiary uważany za przyszły filar nowego gmachu mądrości, w liście bowiem do Marmontela pisał: "rekomenduję panu La Harpa: gdy żyć przestanę, będzie on jednym z filarów naszego kościoła". Żartobliwie więc z tej okazji dał ks. Surowiecki swojemu tłumaczeniu dzieła La Harpowego tytuł Wolter pomiędzy prorokami (1816 r. bez miejsca druku), dodając przy tym do zrobionej we wstępie uwagi "szczodre, jak nazywa, wyjaśnienie sensu niektórych punktów dzieła". W obszernym tym wyjaśnieniu, dołączonym do tłumaczenia, pomiędzy innymi polemizuje ks. Surowiecki z Bentkowskim za to, że ten w swojej Historii literatury twierdzi, jakoby edukacji polskiej zadała cios wielki dawniejszych czasów nietolerancja; na kilkudziesięciu stronnicach wykazuje mu ks. Surowiecki na jak płytkich zasadach oparł on to swoje zdanie.

 

Na fałszywej filozofii, na sofistycznym rozumowaniu opierały się te przeróżne kształty błędu, tak w życiu jak w teoriach naukowych, przeciwko którym walczyć musieli apologeci; na tym więc polu musieli oni ich ustawicznie szukać i tam ich ścigać. W tym celu przetłumaczył ks. Surowiecki Helwienki czyli Listy prowincjonalno-filozoficzne (tomów 5, t. I 1817 w Wilnie, II. III. 1817 w Warszawie, IV. V. 1819 w Warszawie). Praca ta wspomnionego już wyżej ks. Barruela, w swoim czasie wielce ceniona (doczekała się szóstej edycji 1824 r.) ma za zadanie wytknięcie błędów, sprzeczności i zgubnych następstw filozofii XVIII wieku. "Przejęty, mówi nasz tłumacz, wysokim dla filozofii szacunkiem, a z drugiej strony winnym dla Ojczyzny powodowany uczuciem, przedsięwziąłem usłużyć moim ziemianom przez ułatwienie i sprostowanie drogi, którą by, choć przy miernej edukacji, pomimo różnicy stanu i płci, mogli dosyć gruntownie poznać oświatę swego wieku, i o jej przedmiotach godne uczonego rozumu wyprowadzać opinie".

 

Filozofia francuska licznych u nas miała prozelitów i pracowitych przerabiaczy na język ojczysty wszystkich zagranicznych jej utworów. "Nasi filozofowie, mówi ks. Surowiecki w Liście filozofa Polaka, do dziekana filozofów francuskich (Wolter między prorokami, str. 419), szlifując swe rozumy na tych cudzoziemskich produkcjach, a puszczając na bok metafizyczne szkolnych geniuszów wyskoki, formują z nich tak sztucznie do pojęcia i gustu krajowego ustosowane wyjątki, że ani w nich grubiaństwa Bajlego, ani gorączki Woltera, ani dzikości Diderota, ani mystagogii Kanta, ani pedogogii Weischaupta nie dostrzeże czytelnik. Wszystko u nas grzecznie, politycznie, gładko, okrągło, tym samym bardzo szczęśliwie utrafiamy do celu. Wasi tj. francuscy bohatyrowie, idąc za pędem ducha filozofskiego uderzyli wprost i otwarcie na fanatyzm zwany religią i chcieli go od razu, niby ogniem i mieczem pustosząc, wykorzenić z pod słońca. My przeciwnie, ulegając przewadze popularnej opinii, nie tylko szanujemy, ale też uwielbiamy i rekomendujemy religię jako drogi dar nieba, z tym jedynym warunkiem, aby była przyjemna, łagodna, czysta, rozumna".

 

Ale nie zawsze tak gładko i grzecznie podawali oni zagraniczną strawę polskim umysłom, bo zjawiało się czasem i pełne jakie tłumaczenie, którego z arcydzieł zatrutej niewiarą literatury. Do takich należały Ruiny Wolneja, które 1804 r. doczekały się u nas drugiego wydania. Z powodu tej upowszechnionej wówczas książki napisał ks. Surowiecki Kommentarz czyli Wykład Nowej Księgi Objawień. Pisanej niegdy w języku francuskim przez P. Wolney Jakobińsko-filozofskiego proroka, a przed lat kilkadziesiąt na Polski przetłumaczonej pod tytułem Rozwaliny. Ułożony, dla ułatwienia Czytelnikom pojęcia nazbyt głębokich tajemnic, i częścią wygórowanych, częścią zawikłanych sensów pochwalonego proroka. W Warszawie 1820 roku.

 

Pod różnymi nazwami występowali atakujący wiarę i zasady moralne, i społeczne; pod różnymi też występował i nasz niezmordowany ich obrońca. Filozofowie w postaci Persów, Chińczyków, Turczynów, uderzali na wiarę, krytykowali Kościół. Jakiś filozoficzny mandaryn chiński więcej dla wyszydzenia kobiet chrześcijańskich niż na serio, napisał broszurkę o kobietach, w której szydząc z ich wierności małżeńskiej i ich obyczajów, jako jedyny środek zabezpieczenia ich cnoty, proponuje zamknięcie ich sposobem haremowym. Korzystając z tej okoliczności, występuje ks. Surowiecki także pod przybraną postacią Filozofki (Filozofka europejska przeciw chińskiemu Mandarynowi. Warszawa 1820 r.) i poruszoną kwestię rozbiera w duchu chrześcijańskim, przeciwko przeróżnym a ostatecznym projektom filozofów, którzy wyemancypowawszy kobietę ze wszystkich jej cnót najświętszych i obowiązków, i podniósłszy ją, jak się wyraża ks. Surowiecki, aż do godności "madame de mops", spostrzegają że złe stąd dla nich samych płyną następstwa, i dlatego proponują zamknięcie kobiety pod kluczem. "Nadstawcie uszu i posłuchajcie jakie to z nich ogniste o utrzymywanie chrześcijańskiej moralności zelanty! Że między kobietami naszego wieku znalazła się jakaś część myślących i żyjących po filozofsku eksorbitantek, jużci nas wszystkie razem winują, sądzą, dekretują i na dozgonne potępiają więzienie! Niechże tu oryginalny rozum tłumaczy tajemnicę: burzyć religię, a domagać się cnoty, czy nie jednoż to znaczy, jak walić drzewo z korzenia, a chcieć żeby wydawało owoce; albo wydzierać duszę z ciała, a pretendować, żeby trup martwy odbywał żywe ruchy". Niedowiarki mają tylko cnotę z musu, chrystianizm zna cnotę swobodną, wolną, więc też jedynym radykalnym środkiem zreformowania obyczajności tegoczesnych kobiet jest chrystianizm. Póki żywiej w serca niewieście wpajano naukę Chrystusową, obyczaje niewiast były czyste. "Pominąwszy płeć męską, która dawniej zatruta maksymami fałszywej filozofii, prowadzi swe zepsucie, przynajmniej o kobietach, co do ich chrześcijańskiej skromności, śmiało powiedzieć mogę, że przed sześćdziesiąt lat widziałem je po większej części bardzo podobne do zakonnic. Jak panna tak matrona nigdy nie pokazały się bez zasłony na twarzy, bądź na ulicy, bądź przy ołtarzu. Żona bez asystencji męża, córka bez towarzystwa matki, były to straszydła w oczach publiczności i uczciwej kompanii. Dopieroż gdyby ta matka z panem sąsiadem, albo córka z amantem miały odbywać promenadę, stroić kokieterię, przyjmować poufałość, byłyby wieczną zaciągnęły ohydę. Dziecinna kobiet edukacja bywała najszczególniejszym troskliwości rodziców bogobojnych przedmiotem. Nie czytała komedialnych błazeństw ani amorycznych romansów, ale modlitwa, katechizm, igła, kądziel składały jej zabawę. Godzina obiedna i wieczorna wezwały ją pod oko rodzicielskie do stołu, rozrywkowe w asystencji mistrzyni przepędziła w ogrodzie, cały zaś czas resztujący, na niewinnych i użytecznych przyszłemu powołaniu upływał zatrudnieniach. Choć już dorastała panienka nie godziło się jej ani wizyty, ani bileciku przyjmować, i żaden krok płochości nie uszedł bez nagany. Jeżeli podobało się matce zaprezentować swą córkę w kompanii, tedy skromność, wstydliwość i milczenie musiały istotnie krasić przyrodzone jej wdzięki. A gdy nadchodził czas zamęścia, więcej rodziców niż pannę zajmowało taksowanie przymiotów oblubieńca".

 

–––––––––––

 

 

Ksiądz Karol Surowiecki. Przez Ks. M. Nowodworskiego. Warszawa. NAKŁADEM REDAKCJI PRZEGLĄDU KATOLICKIEGO. 1870, ss. 64-88.

 

Przypisy:

(1) Tak radzi broszurka pt. Sposób na żydów czyli środki niezawodne zrobienia z nich ludzi uczciwych.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIII, Kraków 2013

Powrót do spisu treści książki
bp. Michała Nowodworskiego pt.

Ksiądz Karol Surowiecki

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: